Pierogowa Mama
Rozmowy o Chustoświrstwie cz.2 – Marysia z mamygadzety.pl
Bardzo się cieszę, że udało mi się spotkać z Marysią – autorką wiodącego bloga parentingowego mamygadzety.pl, pierwszego miejsca w polskiej blogosferze, które jest tak rozbudowaną bazą gadżetów ułatwiających życie młodej mamie.
Jej bloga śledzę już od dłuższego czasu, czytałam go już wtedy gdy Julek nie był jeszcze w planach, cenię Marysię za dystans i rzetelność. Jej recenzje były dla mnie nieocenioną pomocą przy kompletowaniu wyprawki. Również dzięki Niej postanowiłam spróbować z chustowaniem, więc gdy wpadłam na pomysł cyklu wywiadów na bloga, wiedziałam, że nie może jej zabraknąć na liście moich rozmówczyń. Trochę wstydziłam się poprosić, ale Michał powiedział „Napisz, co Ci szkodzi, najwyżej powie nie”. Nie powiedziała „nie”. Powiedziała „tak” i zaowocowało to 3 godzinną rozmową. Miał być szybki, poważny i poukładany wywiad. Skończyło się na kilkugodzinnych plotach. Uwierzcie, transkrypcja nagrania nie była łatwa do zrobienia.
Zapraszam!
Marysia: Od razu na wstępie powiem, że nie jestem żadną Chustoświrką, nie mam jakiegoś wielkiego stosu tych chust i tak dalej. Mam tylko trzy chusty.
Pierogowa Mama: 3? No wiesz co, ja też mam 3, i zdecydowanie jestem Chustoświrką. Pamiętam, że kiedyś czytałam na Twoim blogu wpis o nosidle Caboo i chwilę później zaczęły się pojawiać wpisy o chustach i tak się zainteresowałam tematem bo jeżeli kiedykolwiek zbankrutuję to na pewno przez Twojego bloga
Marysia: Każdy mi to mówi
Pierogowa Mama: Więc jak w ogóle to się zaczęło, właśnie tam pisałaś, że jesteś zupełnie niechustowa?
Marysia: No nie, na samym początku myślałam, że będę chustować. Franka, który ma teraz 6 i pół roku, rodziłam w Szwajcarii, byliśmy tam sami , nie było Dziadków, Babć, koleżanki też były raczej bezdzietne, albo miały takie duże dzieci. Jak się nie obracasz w towarzystwie Mam to powiem Ci, że o dużej ilości rzeczy w ogóle nie masz pojęcia. Nie masz niektórych rzeczy z kim skonsultować. Ja chciałam nosić i wiedziałam, że nie chcę nosidła, bo wydawało mi się to drogą na skróty. Kupiliśmy chustę elastyczną, głównie z tego względu, że była najbardziej dostępna. W Genewie raczej nie było wtedy sklepów z chustami bo też nie było tam chustujących mam, więc wszystkie takie rzeczy dla dzieci kupowało się w sklepach podobnych do polskiego Smyka, tam nie było chust tkanych, bo niby w jaki sposób sprzedawca miałby mamie wytłumaczyć co się z tym robi „No i Pani owija, nie?”. Natomiast chusty elastyczne są dużo prostsze dla laikow, bo zawiązujesz je raz i później możesz już w tym nosić dziecko,jak w nosidle. Dlatego my kupiliśmy chustę elastyczną, ja nosiłam w niej Franka przez pewien czas, ale on nie był zachwycony. Mimo że był takim, bardzo przytulaśnym dzieckiem, chusty elastycznej nie lubił. Myślę, że gdybym wtedy miała konsultację z doradcą i dostała chustę tkaną i ktoś by mnie nauczył wiązać kangurka to pewnie bym go nosiła. Używałam elastyka głównie dlatego, że nie miałam prawa jazdy. Jak chciałam gdzieś pojechać i wiedziałam, że po drodze będą schody i inne przeszkody, to brałam chustę, nie wyobrażałam sobie, że mam po francusku prosić ludzi o pomoc w przeniesieniu wózka. Franek nie był w chuście bardzo zadowolony, myślę że to też częściowo przez to, że jednak chusta elastyczna jest grubsza i jest w niej gorąco, to była zima więc był ciepło ubrany, do tego jeszcze dochodziła chusta i jeszcze ja – matka grzejąca – koszmar!. Odpuściłam sobie. Zobaczyłam, że tak naprawdę to jest bez sensu. Później jak był już trochę większy dostaliśmy BabyBjorna od rodziców, nosiliśmy w tym nosidle i szczerze mówiąc dla mnie to była zmiana na plus, on faktycznie chciał być w tym noszony, lubił to. Tak sobie wtedy pomyślałam, że to nie jest jednak problem z dzieckiem tylko problem z tym w jaki sposób był noszony, czyli po prostu pewnie w tym elastyku było mu za gorąco i też wiązanie chusty elastycznej było zdecydowanie niedostosowane do jego możliwości i wieku.
Później, już przy Lili, kupiliśmy Tulę, co było dla mnie mega odkryciem. Potrzebowałam nosidła w, którym będę mogła nosić na plecach roczną Lilę na wyjeździe, poczytałam fora, na których wszyscy bardzo chwalili Tulę i Manducę. Oczywiście cena Manduci była taka, że nawet ja stwierdziłam, że to jest lekka przesada, Tula była troszkę tańsza więc kupiliśmy Tulę i się zakochałam, bo okazało się, że to noszenie jest super proste można nosić dziecko i z przodu i z tyłu – Franka w Tuli też nosiłam, on ważył wtedy 16 kilo i miał 3 lata.
Kiedy blog zaczął się rozwijać, to do mnie zaczęło przychodzić dużo próśb od czytelniczek o recenzowanie chust, sporo dziewczyn namawiało mnie na chusty tkane, bo chusty są przecież bardzo gadżeciarskie. A ja zawsze pisałam, że nie, że chusty nie są dla mnie, że ja się w to nie zamotam. Dla laika używanie chusty tkanej polega na owinięciu wokół siebie i dziecka 5 metrów materiału, tak, żeby dziecko z tego nie wyleciało. To brzmi bardzo ryzykownie
Pierogowa Mama: Nie musisz mi nic mówić ja też bardzo długo byłam antychustowa, Julka zaczęłam nosić w Bondolino jak miał 6 tygodni. Co jest oczywiście sprzeczne z zasadami chustowego świata – niesiedzące dziecko w nosidle. Bałam się tej całej ideologii, że tylko chusta, chusta i nic poza chustą.
Marysia: Ja też się bałam, ja bardzo bałam się pójść na kurs doradców noszenia, na który sama się zgłosiłam, tuż przed kursem zastanawiałam się czy nie zrezygnować. Byłam pewna, że jak tam pójdę to będzie chustoterroryzm i bicie po głowie za sprzeczność z jedynym słusznym podejściem do noszenia. Ale okazało się, że Iza, która prowadzi szkołę ClauWi ma niesamowitą wiedzę, ma też niesamowice duże doświadczenie, bo ona pewnie tych konsultacji przeprowadziła z kilka tysięcy, i ona jest bardzo daleko właśnie od tego “chustoterroryzmu”, od mówienia, że tylko i wyłącznie chusta tkana, że jak nie chcesz nosić w kangurku w chuście tkanej to nie noś wcale. Kurs dał mi dużo, między innymi podejście, że czasami będzie tak, że to nosidło będzie najbardziej optymalnym rozwiązaniem dla danej rodziny – nie idealnym, ale optymalnym. Nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić z jakimi wyzwaniami borykają się niektóre rodziny i czasem upieranie się przy chuście tkanej będzie po prostu niebezpieczne. Są sytuacje, w których upieranie się przy noszeniu wcale nie jest dobre – matka ma jeden kręgosłup, dwie ręce i dwie nogi, i to ma wystarczyć na całe jej życie, a nie na dwa pierwsze lata życia dziecka.
Byłam naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczona, że skończyłam tę szkołę i nikt mnie nie bił po głowie i nie mówił „no teraz to już musisz nosić tylko w chuście tkanej i skasować wszystkie wpisy z bloga, w których piszesz o nosidłach”. Zresztą ja po kursie Doradców przeczytałam wszystkie moje wpisy o nosidłach i nie zmieniłam tam ani pół zdania, dlatego, że nawet z tą wiedzą którą już później miałam, uważam, że to co napisałam nadal jest zgodne z moim podejściem. I dalej uważam, że jeżeli ktoś chce nosić, ale po prostu nie chce nosić w chuście, bo jego to przeraża, przerasta, nie potrafi tego zamotać, ma dwie lewe ręce, to jest dla niego za dużo roboty, to niech nosi w nosidle, tylko niech wybierze takie, które będzie odpowiednie dla takiego malucha i niech wie, na co zwrócić uwagę przy wkładaniu dziecka do nosidła.
Po kursie przestałam też wchodzić w internetowe dyskusje o chustonoszeniu, nie mam na to siły Chętnie rozmawiam z innymi doradcami, bo wiem, jaka jest ich wiedza bazowa i, że wychodzimy od tego samego, chętnie rozmawiam z rodzicami, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, ale te internetowe dyskusje tylko mnie frustrują, bo wiem, że nikogo nie przekonam, a już najbardziej uciekam od tych chustoterrorystek, które krzyczą, że niesiedzących dzieci nie nosi się w nosidle, a same noszą noworodki w źle dociągniętej kieszonce z wielką dupowpadką.
Ta otoczka wokół chustomaniactwa była dla mnie zniechęcająca, bo ja jestem co prawda maniaczką dużej ilości rzeczy, ale daję innym ludziom swobodę. Ludzie mają prawo się ze mną nie zgadzać, może się im nie podobać to, co mi się podoba, co więcej mogą mieć zupełnie inny sposób na macierzyństwo. I tyle. I dopóki nie krzywdzą dziecka to jest ich sprawa. A w chustoświrstwie przerażało mnie właśnie to, że dziewczyny nie dają w ogóle takiej swobody w podejmowaniu własnych wyborów więc ja byłam bardzo daleko zawsze od tego, ale zostałam wzięta podstępem, ponieważ, koleżanka mojej koleżanki jest doradcą chustowym i też prowadzi bloga.
Pierogowa Mama: Marta Klewińska, ja już z Nią rozmawiałam, zresztą byłam u niej na swoich pierwszych konsultacjach
Marysia: A no widzisz!
Marta Klewińska wiedząc, że jestem w ciąży z Helą i znając mojego bloga napisała do mnie maila, że ona chciałaby się ze mną umówić na konsultację. Ja byłam raczej nastawiona na nie, ale napisałam, że w sumie mogłabym spróbować nawet nie dla siebie, ale z czysto poznawczego punktu widzenia dla bloga.
Umówiłyśmy się na spotkanie, kiedy Hela chyba miała 2 czy 3 tygodnie. Na początku w ogóle jeżeli musiałam nosić Helę, to nosiłam ją w nosidle Marsupi, bo to nosidło było polecone przez inną doradczynię, która powiedziała, że jeżeli absolutnie nie chcę wiązać dziecka w chuście tkanej a chcę nosić to już najlepiej żebym wzięła sobie takie nosidło, w którym jest możliwość regulacji szerokości panelu. Później przyszła Marta i zaczęłyśmy motać. Ja byłam najpierw przerażona, że mam te 5 metrów materiału owinąć wokół siebie i związać się z Helą, i mam to robić równocześnie trzymając noworodka na rękach. Okazało się, że to nie tylko nie jest trudne, ale to jest jeszcze coś, co faktycznie jeżeli jest dobrze zrobione, to daje ci komfort noszenia nieporównywalnie większy od nosidła. Dopiero wtedy zrozumiałam jaka jest różnica miedzy dobrze zamotaną chustą a nosidłem. Od tego czasu zawsze zachęcam rodziców do umówienia się na konsultacje z doradcą i próbę okiełznania chusty, zanim zdecydują się na nosidło. Ale decyzja nie należy do mnie.
Na pierwszej konsultacji Marta nauczyła mnie wiązać kangurka, Hela uwielbiała takie noszenie, i bardzo długo nosiłyśmy się właśnie w kangurku. Marta pomogła mi kupić moją pierwszą chustę, zresztą każdą kolejną chyba też, bo ja na te fora chustowe nie wchodzę i nie piszę się na stanie w kolejkach po chustę. To nie jest moja bajka, więc jak porzebuję coś kupić, to zawsze proszę Martę żeby zobaczyła co jest na forach. Nawet teraz, kiedy jestem doradcą, to nadal nie jest mój świat.
Warto pamiętać o tym, że środowisko doradców i środowisko chustomaniaczek to są zupełnie dwie różne społeczności. Oczywiście one mogą mieć części wspólne, ale jest dużo doradczyń chustowych, które się powypisywały ze wszystkich for, bo po prostu było to dla nich za trudne. Masz dużą wiedzę, ale widzisz na tych wszystkich forach, że cały czas przewija się coś co jest niezgodne z tym, co ty wiesz. Jeżeli doradca idzie na konsultacje indywidualne to spotkanie z każdą parą rodzic-dziecko jest zupełnie inne. Doradca poleci im różne wiązania, może niektórym poleci nosidło bo się okaże, że mama po prostu nie jest w stanie zapamiętać co ma zrobić i choćby nie wiem jak się starała to jej to po prostu nie wyjdzie, zobaczy, jak reaguje dziecko, może się okaże, że dziecko ma jakieś problemy rozwojowe, do których potrzeba innego podejścia. Na forach dominują rozwiązania “uniwersalne” – mi doradca powiedział/ przeczytałam/koleżanka miała konsultacje i trzeba robić tak, jak ja robię. A przecież to, co sprawdziło się u mnie, nie koniecznie sprawdzi się u innych. Nawet na moim przykładzie mogłabym mówić, że wszyscy mają nosić dziecko w kangurku przez pierwszy rok, bo u mnie to się sprawdziło, ale to przecież nie znaczy, że to będzie działać z każdym innym dzieckiem i mamą.
Pierogowa Mama: Więc jak to się właściwie stało że z takiej nie do końca przekonanej osoby poszłaś na kurs doradcy
Marysia: Wiesz co, ja nigdy nie byłam jakąś mega maniaczką noszenia, zawsze wybierałam wózek lub chustę w zależności od tego, jak mi było wygodnie, jak szłam na spacer z psem to wygodniej mi było wziąć chustę bo wtedy mam wolne ręce na smycz, nauczyłam się 3 wiązań, korzystałam tak naprawdę tylko z 2. Natomiast od kiedy napisałam pierwszy raz o chustach i nosidłach, to zaczęłam dostawać dużo pytań na ten temat i nie zawsze mogłam udzielić na nie odpowiedzi. Z drugiej strony długo siedziałam już w domu, więc czułam taki niedosyt kształcenia się, więc stanęło na Kursie Doradcy Noszenia, który miał być pomocny w prowadzeniu bloga. Oczywiście to nie jest tak, że udzielam teraz porad mailowych, natomiast jestem w stanie wyjaśnić dlaczego coś jest lepsze od czegoś. Dlaczego w pierwszej kolejności polecam chustą tkaną, a dopiero później polecam spróbowanie czegoś innego. Jestem w stanie teraz bardzo dokładnie wytłumaczyć dlaczego warto zacząć od chusty tkanej, a nie od nosidła. Na kursie zdobyłam wiedzę, dzięki której mogę pomóc moim czytelniczkom. Oczywiście od czasu do czasu poprowadzę konsultacje, bo trzeba praktykować i od czasu kursu dużo więcej sama noszę, żeby nie wyjść z wprawy. Ten kurs był tylko i wyłącznie z chęci posiadania większej wiedzy, rozwijania się. Nie planowałam być doradcą “na pełen etat”.
Gdy szłam na kurs to myślałam, że tam będą tylko “chustoświrki”, a okazało się, że tam są położne, doule, są dziewczyny, które w ogóle nie do końca mają w planach bycie tylko doradcą chustowym, ale chcą rozszerzyć wiedzę, wiedzieć więcej. To fantastyczne, że osoby mające kontakt z mamami w połogu, mają wiedzę z nakresu noszenia, bo są w stanie tej mamie lepiej pomóc. Sama tuż po pierwszym porodzie starałam się nie wpuszczać do siebie zbyt dużej ilości obcych osób, więc jeśli moja genewska położna, która była jednocześnie doradcą laktacyjnym, byłaby również doradcą noszenia, to ja więcej bym na tym skorzystała.
Teraz myślę o tym, żeby pójść na kurs instruktora masażu Shantala właśnie po to by mieć większą wiedzę i móc coś więcej na ten temat napisać. Bo to jest też jakaś rzecz, która młodym mamom może pomóc. Zwłaszcza tym, które mają dzieci kolkowe,bardziej wymagające. Przecież nie tylko gadżety ułatwiają macierzyństwo, a mój blog jest o tym, by macierzyństwo ułatwiać.
Pierogowa Mama: A jak to się ma jeśli chodzi o Rodzicielstwo Bliskości. Chusta, Rodzicielstwo Bliskości są dosyć blisko i czy faktycznie noszenie w chuście jakoś przewartościowało Twoje postrzeganie macierzyństwa?
Marysia: Ja generalnie mam tak, że nie uznaję, że jest jakaś jedna ideologia rodzicielska, która jest słuszna. Tak mam z Rodzicielstwem Bliskości i każdym innym podejściem do rodzicielstwa opisanym w książkach. Dlatego, że z mojego doświadczenia wynika, że naprawdę każde dziecko jest inne, każdy rodzic jest inny, relacje się bardzo zmieniają w rodzinie, w miarę rośnięcia dzieci. Tak naprawdę moim zdaniem intuicja jest absolutnie najważniejsza. Oczywiście warto jest czytać, bo poznajemy spojrzenie innych ludzi na świat, ale uważam że trzeba brać co najlepsze i nie skupiać się na jednym podejściu do wychowania. Znam mamę która zawsze była propagatorką Rodzicielstwa Bliskości, ale zobaczyła, że w momencie kiedy jej całkiem duże dziecko, weszło w bardzo trudny moment, to Rodzicielstwo Bliskości przestało spełniać jej oczekiwania, okazało się że to, co opisane jest w książkach nie do końca działa u niej i musiała dopasować się do zmieniającej się sytuacji. Ja, tak generalnie nie lubię fanatyzmu, więc zawsze się odżegnuję, że to, że noszę swoje dziecko nie znaczy, że jestem rodzicielką bliskości, jestem po prostu rodzicem swoich dzieci i też popełniam błędy. Robię rzeczy i dobre i złe. W Rodzicielstwie Bliskości jest dużo rzeczy które są faktycznie pozytywne, bo moim zdaniem uspokajają relacje pomiędzy rodzicem a dzieckiem, ale to też nie jest coś co działa w każdej sytuacji. Ja mam takie zdanie, że jeżeli jest coś co działa na dziecko i na rodziców, i daje im komfort to znaczy, że to jest dla nich najlepsze i czy to się nazywa Rodzicielstwo Bliskości czy to się nazywa układaniem harmonogramu dnia dla dziecka to nie ma znaczenia, ma po prostu działać i ma być szczęśliwe dziecko i szczęśliwa mama.
Tak samo jest z noszeniem – niech ludzie noszą tak, jak jest najlepiej dla nich, niech tylko podejdą do tego świadomie. Dziecko cieszy się, kiedy jest niesione w nosidle przodem do świata? To super, niech tylko mama rozumie dlaczego to nie jest najlesza pozycja i wie, na co musi zwrócić uwagę. Samej zdarzało mi się nosić nieidealnie, ale miałam tego świadomość, wiedziałam, że muszę to ograniczać.
Pierogowa Mama: A Twój mąż? Nosi?
Marysia: Michał generalnie lubi nosić Helę, ja wtedy wyciągam nosidło i on nosi w nosidle, natomiast dla niego owijanie się kolorowym kawałkiem materiału to nie jest szczyt marzeń. Nigdy nie próbował i myślę, że nigdy nie da się na to namówić
Pierogowa Mama: A reakcje rodzinne?
Marysia: W ogóle bez emocji, zauważają że mam tę umiejętnośc, więc jakby ktoś potrzebował to wie, do kogo się zgłosić natomiast ani nikt nie uważa że to jest bez sensu ani nikt nie robi z tego nie wiadomo czego
Pierogowa Mama: I nie było „nie noś bo przyzwyczaisz?”
Marysia: Moja mama powiedziała mi kiedyś, że jeżeli mogłaby się cofnąć w czasie i zmienić tylko jedną rzecz z początków macierzyństwa, to byłoby to częstsze noszenie. Ma rację – dzieci rosną tak szybko, że ani się obejrzysz, a po widoku wyciągniętych w Twoim kierunku rączek zostanie już tylko wspomnienie.