bezsensu

bezsensu …

jeśli jest coś dobrego i nagle się psuje. A psuje się coś non stop. Wokół. Co dzień prawie się dowiaduję o jakiejś niesprawiedliwości. O zmianach w czyimś życiu i to nie tych na plus co by o nich głośno mówić. O dobrym życiu wiedzionym dotąd, które nagle zmienia się i już nic nie jest dobre. Pryska jak bańka mydlana. Ulatuje w powietrze. Pozostają wspomnienia. I trzeba szukać tego czegoś od nowa. I tej siły, która powoduje, że z łóżka wstać rano trzeba…. I jak tu pisać o czymś pozytywnym kiedy co dzień nowa informacja mnie spotyka. I co ja mam takiej osobie odpowiedzieć. Kiedy ta bliska osoba szuka pocieszenia, dobrej rady. A tu nic do głowy przyjść nie chce.

Bo co można powiedzieć kiedy komuś życie się kończy w momencie najmniej niespodziewanym. Albo ktoś kogoś zostawił, albo ktoś inny rozwieść się musi. A to ostatnio to chyba już nagminne w ostatnich czasach. Tak bliskim mi trzem osobom przestało się układać. Każda teraz musi walczyć o nowe „ja”, na nowo poukładać, na nowo zacząć żyć. A wszystkie mają małe istotki, dla których warto szukać od nowa celu i na nowo się podnosić. Nie ma czasu na marudzenie bo te małe ktosie tego oczekują od mamy.  Nawet te święta im nie przyniosły radości, bo gdzież w cierpieniu jej szukać. Dlatego ja widzę i doceniać muszę i powinnam, każdego dnia za to co ja od życia dostałam.

Bo dostałam bardzo wiele. Odpukać od prawie 10 lat szczęśliwe życie, która  super się układa. I nie przejmować się bzdurami, bo i po co. One bywają, jak u każdego. Małe kłopociki, z których jakoś los mnie zawsze i tak wybawia i na dobra ścieżkę kieruje. To nic, że jutro muszę dwóch specjalistycznych lekarzy odwiedzić z Borysiem i Nelką, skoro to tylko wizyty kontrolne. I wiem, głęboko wierzę, bo nic na to nie wskazuje, że jest dobrze, bardzo dobrze. Odwiedzę laryngologa bo operację miał Borysiu dwa miesiące temu. I widzę, słyszę dnia każdego jak słuch się poprawia, jak wyraźniej już mówi. A kardiolog co roku przez nas z obojgiem dzieci odwiedzany , tak od ich urodzenia, to tylko proforma. Tak dla spokojności ducha.

Bo od dawna wszystko już w porządku jest i takim zapewne zostanie. Potem za dwa dni tylko kolejna wizyta u logopedy, która cieszy coraz bardziej bo postępy są już u Borysia znakomite. Tylko teraz oboje wespół gadają do mnie jak najęci, przekrzykując się w opowiadaniu, w zeznaniach co kto komu i po co to zrobił. 19 miesięcy i cztery i pół roczku, a tak się dogadują jak tylko rodzeństwo dogadywać i kłócić się powinno. Lubię to , bardzo lubię. I nie ingeruje od razu, nie przerywam, bo i po co.

What We did on our holiday

Polecę Wam film, który niedawno z siostrówką oglądałyśmy. „What We did on our holiday” / nasze zwariowane wakacje / Z chusteczką w dłoni, choć i dużo śmiechu w nim było, bo zaliczany do gatunku komedia. O życiu, przemijaniu, dla każdego inaczej. O trójce rodzeństwa, o dwóch odmiennych rodzinach, trochę na inny sposób pogubionych,  o starszym panu, który cieszył się samym tylko życiem, bryzą morską, plażą, kamieniem, patykiem, byciem razem i tylko dla siebie. I pomimo głównego wątku, dosyć tragicznego ale tak lekko i w humorystyczny sposób opowiedzianego, tak wspaniale się kończy. Tańcem przy ognisku, pogodzeniem rodzin, odszukaniem tego co najważniejsze… ale nie opowiem, tylko może dla tych co się wzruszać lubią zaproponuje ze dwie chusteczki wziąć do ręki.