antoonovka

Zdjęcie tygodnia #9

Wpisy publikuję z coraz większym poślizgiem, dlatego już dzisiaj zapowiadam, że kolejny ukaże się o czasie, czyli w najbliższy czwartek. Będę pilnować się tych moich czwartków, coby się waliło i paliło. Ten projekt ma być moją cotygodniową mobilizacją do lepszej siebie i ma powstrzymywać mnie od powrócenia do starych, złych nawyków (m.in. robienia sobie zaległości). Bo o powracaniu do nawyków właśnie dzisiaj będzie mowa… TYDZIEŃ #9 Czyli choróbska precz! Nie mogę tego naszego chorowania zwalić na żłobek, bo zaczęło się równo z Nowym Rokiem. Ale mogę powiedzieć, że mam go już serdecznie dosyć. Ponarzekam sobie dzisiaj, ot co…  Ponad rok Antonina nie chorowała. Sporadyczny katar, czasem jakieś kaszlnięcie, które bardziej przypominało słynny „kłaczek” niż chorobę. Nowy Rok rozpoczęliśmy jednak od paskudnego rotawirusa, którego bez szpitala przetrwałyśmy tylko i wyłącznie dzięki karmieniu piersią. A później jak z rękawa – przeziębienie, kaszelek, gardło, katar i w kółko macieju dwa dni zdrowa, za chwilę znowu pociągająca. Matka jak do tej pory twarda i zagorzała przeciwniczka chuchania i dmuchania na dziecko pod wpływem różnych stron zaczęła… CHUCHAĆ I DMUCHAĆ proszę Państwa i mam wrażenie, że przyniosło to całkowicie odwrotny efekt od zamierzonego. Dlatego już od wczoraj postanowiłam, że wracamy do swoich starych zwyczajów, czyli: spacer w każdą pogodę, codziennie (!); lepsze zmarznięcie niż przegrzanie (olaboga, dwie warstwy ciuchów i kurtka zimowa jak na dworze 7 stopni na plusie –

antoonovka

KIDS’ TIME KIELCE 2016

W dniach 25-27 lutego 2016 roku już po raz siódmy, w Kielcach odbyły się Międzynarodowe Targi KIDS’ TIME. Miałam przyjemność uczestniczyć w nich po raz drugi (w ubiegłym roku odwiedziłam je razem z zaprzyjaźnioną właścicielką Nashka.pl). Tym razem wzięłam udział w spotkaniu Klubu Mam Ekspertek, na którym kilkanaście firm z branży dziecięcej zaprezentowało swoje produkty. Dzisiaj pokażę Ci kilka perełek, które skradły moje serce. Jesteś ciekawa co to takiego? No to chodź szybciutko! Niestety przez tegoroczne targi przeleciałam jak przysłowiowa burza. Nie zdążyłam obejść wszystkich hal, a co dopiero zatrzymać się przy każdym stoisku (w przyszłym roku zarezerwuję sobie na ten cel cały dzień albo nawet dwa!) i obejrzeć tych wszystkich cudowności. A uwierz mi, w tym roku było co oglądać! Zacznę od pokazania Ci kilku najciekawszych rzeczy, które miałam przyjemność zobaczyć na spotkaniu Klubu Mam Ekspertek zainicjowanego przez portal Zabawkowicz.pl oraz organizatorów Targów Kielce.   Najmniejsza spacerówka na świecie. Mowa tutaj o wózku GB Pockit. Jest najmniejszym i najlżejszym (to zaledwie 4,3 kg!) wózkiem na świecie. Jego wymiary po złożeniu to 30 x 18 x 35 cm - jest naprawdę maleńki! Wózek nadaje się dla dzieci już siedzących. Jest idealny dla osób, które dużo podróżują, mają małe mieszkania lub mieszkają w blokach bez windy. Rozkłada się bez problemu jedną ręką. Cena pewnie zaskoczy Cię podobnie jak jego wielkość, bo jest równie mała – jeżeli chcesz sprawić sobie najmniejszy wózek

antoonovka

Wyjątkowa pamiątka Twojego macierzyństwa.

Jestem osobą bardzo sentymentalną. Uwielbiam pamiątki i rzeczy, które przypominają mi różne chwile z mojego życia. W domu rodzinnym mam pudełko po butach, w którym trzymam swoje „skarby młodości”. Są tam kamyki, różnego rodzaju bilety i rachunki, kilka kapsli, luźne myśli zapisane na kartkach i mnóstwo rzeczy, które mają dla mnie mają wartość sentymentalną. Przeglądając te pudła często wracają wspomnienia chwil, których na co dzień nie pamiętam – uwielbiam to! Mam też pudełko, w którym trzymam welon i muchę, które złapaliśmy z mężem (wtedy jeszcze niemężem) na weselu znajomych. Do tej pory uśmiecham się na samo wspomnienie tej nocy. Od urodzenia Antoniny zapisuję różne chwile z Jej życia, a w albumie mam wklejony pierwszy pukiel włosów Antosi i odbitą maleńką stopkę. Dlatego kiedy po raz pierwszy trafiłam na stronę Milky Way Jewerly HandMade With Love przepadłam. A, że jak zawsze na najciekawsze rzeczy trafiam w środku nocy to siedziałam do godzin porannych przeglądając galerię i zachwycając się nad kolejnymi ozdobami. 5 tygodni temu ściągnęłam około 20 mililitrów mleka, (a uwierz, że w moim wypadku to naprawdę wyczyn!) i włożyłam na chwilę do mikrofalówki. Po ostygnięciu przelałam do strunowego woreczka (patrz TUTAJ) i zostawiłam w zamrażarce na całą noc. Następnie rozmroziłam w temperaturze pokojowej, zapakowałam w drugi, większy woreczek strunowy, podpisałam i zapakowałam w kopertę z bąbelkami. Znalazłam czynną pocztę i po wysłaniu paczuszki do Holandii i powrocie do domu zorientowałam się, że

Pierogowa Mama

Nasz nadworny fotograf.

Wybór odpowiedniego fotografa do uwieczniania rodzinnych momentów to nie jest taka prosta sprawa. Fotograf to trochę taki złodziej chwil, jest niesamowicie ważne by pokazywać te chwile odpowiedniej osobie, która przekuje je w piękne, magiczne zdjęcia. Która sprawi, że faktycznie dany portret, będzie odbiciem perfekcyjnym nie tylko pod względem technicznym, ale też emocjonalnym. Ja osobiście lubię takie zdjęcia, które trochę trącą uczuciem. Pokazują prawdziwą, jedyną w swoim rodzaju chwilę – przy, której łza się w oku kręci gdy wraca się do niej po latach. Dziś, chciałabym Wam przedstawić Dziewczynę, która wiele takich chwil z życia Naszej Rodziny przelała na papier fotograficzny. Która sprawiła, że mój Syn  na każdym zdjęciu zrobionym przez Nią, wygląda tak jak ja go widzę na codzień, zakochanymi, matczynymi oczami – absolutnie idealnie. Wiecie, że zwykle tego nie robię, ale pokazanie talentu Izy jest jak najbardziej warte tego by pokazać Wam zdjęcia Julka przez Nią zrobione. Myślę, że lepszej rekomendacji nie trzeba :) Iza jest po prostu cichym obserwatorem naturalnej rodzinnej relacji przy okazji z aparatem w ręku :) Każdemu z Was kto chciałby mieć piękne, subtelne, naturalne zdjęcia z prawdziwym  ciepłem jak najbardziej polecam Jej usługi :) Nie tylko do sesji rodzinnych :) Bardzo żałuję, że nie mogła focić nam Chrztu, wybraliśmy „super pro sławnego fotografa”, i skończyło się to tragicznymi zdjęciami o zabarwieniu reportażu wojennego – ale to już temat na osobny wpis. Namiar do Izy i trochę więcej o Niej znajdziecie tutaj: www.izaplichta.pl Piszcie i fotografujcie się!  

Warsztaty fotografii kulinarnej

ZAPISKI MAMY

Warsztaty fotografii kulinarnej

Nie mam pojęcie co mnie tchnęło do zapisu na warsztaty fotografii kulinarnej w Kuchni Spotkań IKEA. Może kiełkująca od pewnego czasu myśl, żeby pochwalić się wypiekami jakie z Franiem tworzymy w naszej kuchni. Albo organizatorki, czyli Bożena mama-trojki.pl i Ania z okiemmamy.pl, która nie tylko prowadzi bloga, ale również profesjonalnie zajmuje się fotografią i założyła własną firmę magicznechwile.pl. Bez względu na powód, jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się wziąć w nich udział. Już dawno nie spędziłam czasu w tak miłym towarzystwie, jednocześnie ucząc się tak wiele. Poznałam podstawy fotografii kulinarnej i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy na temat obsługi aparatu. Przede wszystkim jednak dzięki Ani uwierzyłam w to, że mogę sama robić dobre zdjęcia. Może nie są świetne, czy powalające na kolana, ale jestem z nich zadowolona. Mam nadzieję, że z czasem i wy odkryjecie nową jakoś zdjęć na blogu.Dzięki warsztatom poznałam udało mi się poznać świetnych blogerów:AgumamaEsencja Warszamamka  Markowy Smak Wyrodna MatkaNie będę się dalej rozpisywać, sami oceńcie jak mi poszło.    Jeśli szukacie przepisów na te pyszności zajrzyjcie do mama-trojki.pl.

antoonovka

Zdjęcie tygodnia #8

Na początku projektu 52 tygodnie wspominałam, że czasami pokażę Ci tylko zdjęcie, innym razem opowiem całą historię, jeszcze innym zdradzę, co u nas słychać. Nie planuję tych wpisów, one przychodzą spontanicznie, najczęściej w trakcie robienia zdjęć. Dzisiaj będzie bez zbędnych słów, bo tę fotografię można interpretować w różnoraki sposób, lecz tylko my dwie wiemy jak było naprawdę. Dowiesz się i ty, bo zawarłam cytat Antosi, który wyłuskałam podczas tego kilkusekundowego… …krzyku.   TYDZIEŃ #8 Blogera życie prawdziwe W zasadzie nie zastanawiałam się jakie zdjęcie pojawi się w tym tygodniu. Po wykonaniu tej fotografii nie miałam wątpliwości, że to właśnie ona powinna znaleźć się w tym projekcie. Taki mały backstage – jak powstają zdjęcia na bloga. Niech Cię nie zmyli ten krzyk, on oznaczał tylko „Dawaj mnie matka tego orzecha, NIE TEGO! Tego któremu akurat robisz zdjęcie ino już!!!”.  Po więcej szczegółów o pracy blogera zapraszam do Nieidealnej, bo lepiej opisać tego nie można! -> KLIKnij TUTAJ. Miłego Dnia Kochani!     *** Klikając like na Facebook’u (TUTAJ) będziesz zawsze na bieżąco, a na INSTAGRAMIE (o TUTAJ) podejrzysz, co robimy i gdzie nas nosi. Do zobaczenia! P.S. Przypominam o głosowaniu na mój tekst w konkursie Blog Roku, etap drugi kończy się 1.03 o 12:00! <3 SMS o treści T11199 na numer 7124 (1,23 zł – cały dochód idzie na Fundację Dziecięca Fantazja). Dziękuję!

ZAPISKI MAMY

ytuuytyu

Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić jak ogromny dźwięków orzech,który pęknie, aby żyćzielonymi listeczkami,śpiewem jezior,zmierzchu graniem,aż ukaże jądro mleczneptasi świt.Ziemię twardą ci przemienięw mleczów miękkich płynny lot,wyprowadzę z rzeczy cienie,które prężą się jak kot,futrem iskrząc zwiną wszystkow barwy burz, w serduszka listków,w deszczów siwy splot.I powietrza drżące strugijak z anielskiej strzechy dymzmienię ci w aleje długie,w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,aż zagrają jak wiolonczelżal - różowe światła pnącze,pszczelich skrzydeł hymn.Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne - obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki,zakryj groby płaszczem rzeki,zetrzyj z włosów pył bitewny,tych lat gniewnychczarny pył.

Środki czystości W5

ZAPISKI MAMY

Środki czystości W5

Pierogowa Mama

Wszystko będzie dobrze.

W takie dni jak dziś, ciężko uwierzyć, że kiedyś było inaczej, a było. Lecz, dzisiaj to już tylko duchy przeszłości, ale tak na wszelki wypadek, gdybyś kiedyś Synu już nie dawał rady, gdybyś już nie wierzył, że może być lepiej. Tak. W życiu bywa ciężko, bywa, że boli – bardzo. Są pewne ułatwienia, przyjaźnie, miłości, ale i one czasem bolą, ranią. Choć trudno w to uwierzyć, możesz pewnego dnia obudzić się i ze smutkiem patrząc w przeszłość i uświadomić sobie, że na Twojej drodze stanęła setka  niewłaściwych osób i tylko jedna ta najwłaściwsza. Kiedy stanie się trudno, bo wiesz, może stać się trudno czasem, pamiętaj, że najciemniej jest tuż przed świtem. Nie są najważniejsze w życiu te momenty, które spędziliśmy na dnie, przygnieceni przez los do ziemi. Najważniejsze są wspomnienia, przy których nigdy nie chcemy już zamykać oczu, przy których nie pamiętamy już, że mieliśmy złamane serce, przy których jakby przypominamy sobie dawno znaną melodię, której nie słyszeliśmy od lat. Wspomnienia tkane z czystych uczuć, jak stara fotografia na zawsze zapisane w naszej głowie. Jak zamrożony czas. Więc gdy będzie Ci ciężko i braknie wspomnień, ja będę pamiętać za Ciebie. Będę pamiętać takie dni jak dziś. Dni pełne minut, które mogłam spędzić po prostu na patrzeniu jak się śmiejesz. Obiecuję, że będzie łatwiej. Miłość potrafi uleczyć. Potrafi złapać za serce pokazując się w takich małych codziennościach, jak śmiejące się raczkujące dziecko, które pędzi co tchu gdy zobaczy Cię w drzwiach. Gdyby mnie ktoś kiedyś zapytał jak brzmi miłość – miała by dźwięk Twojego śmiechu. Jeśli kiedyś byłoby Ci ciężko, gdyby zamknęły Ci się przed nosem kolejne drzwi, zawsze możesz wrócić do mnie. Daj mi tylko znać. Wciąż będę tą samą Mamą co dzisiaj potrafiącą zamienić największą nawet tragedię w coś pozytywnego. Może dzisiaj tą największą tragedią jest to że nabiłeś sobie guza – ale to nic. Zawsze będziesz mógł schronić się w moich ramionach. Najciemniej jest tuż przed świtem, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że dla mnie ten świt wstał by przynieść mi Twojego Tatę i Ciebie. By pokazać mi, że niepotrzebnych jest w życiu 100 niewłaściwych osób. Wystarczą 2 te najwłaściwsze. Dlatego choćby się waliło i paliło, choćby serce pękało Ci na miliard kawałków. Musisz wierzyć. Wszystko będzie dobrze. Naprawdę. Obiecuję.        

antoonovka

3 kroki do robienia lepszych zdjęć.

Dwadzieścia jeden tygodni temu przestawiłam pokrętło w aparacie z trybu A (automatyczny) na M (manualny) i od tamtej pory pokrętełka już nie ruszam. Bawię się i testuję, a z każdym dniem uczę się jak robić lepsze zdjęcia. Jestem amatorem, kompletnym laikiem i dokładnie taki, amatorski sposób opowiem Ci na jakie trzy parametry zwracam uwagę podczas robienia zdjęć. Oto z okazji narodzin naszej córki w naszym domu zamieszkał nowy aparat – nikonowska lustrzanka. Mieliśmy zachowywać wspomnienia uwiecznione na pięknych kadrach, a wszystko to miał nam zapewnić dobry sprzęt. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna i w trybie automatycznym 1 zdjęcie na 1000 wychodziło naprawdę wyjątkowe, a reszta… Reszta była najdelikatniej mówiąc słaba. Próbowaliśmy różnych opcji – zaczęliśmy nawet czytać instrukcję i robić zdjęcia bez flesza, na nic się to zdało. Nawet najlepszy aparat nie zastąpi człowieka – tego po prostu nie da się zrobić. No i jak to w życiu bywa, kiedy człowiek nie łapie bakcyla i na dodatek pomimo prób wcale nie wychodzi mu lepiej – odpuszcza. Odpuściliśmy i my, a zdjęcia nadal robiliśmy w trybie automatycznym. Bez flesza rzecz jasna. Wszystko zmieniło się we wrześniu 2015 roku, ale o tym możesz poczytać TUTAJ. W ogóle czuję się trochę dziwnie mędrkując nad zasadami fotografii, mając o fotografowaniu nikłe pojęcie. Wpis powstał na Waszą prośbę i mam nadzieję, że uda mi się rozjaśnić podstawowe kwestie, a później wrócę do tematów,

W kawiarence

siła kobiety

wkawiarence.pl przyjaciółka poprosiła mnie – opisz mnie, tak jak widzisz mnie, moje życie, tak dla mnie tylko. Pomyślałam – Nigdy w życiu ! No bo niby co miałabym napisać. Że facet… Artykuł siła kobiety pochodzi z serwisu - wkawiarence.pl - .

antoonovka

Przekaż swój 1% Kasi i pozwól zobaczyć Jej przyszłość syna nie tylko oczami wyobraźni.

Myślisz czasami o przyszłości? Ja bardzo często. Planuję najbliższy tydzień, rozmyślam o wakacjach, zastanawiam się nad tym jak to będzie, kiedy Tosia będzie miała te naście lat… Wiem, że będę obecna w Jej życiu, będę w tych najważniejszych momentach, tych gorszych i lepszych, nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej! Jakieś osiem lat temu chciałam zrobić sobie tipsy, a salony kosmetyczne nie posiadały wtedy najmodniejszych wśród nastolatek brokatów, dżetów i miliona różnych innych ozdób, które skradłyby serce małolaty. Poza tym w salonach było drogo. Zasiadłam więc do komputera i na gronie  znalazłam Ewę, a później  jeździłam do Niej na paznokcie raz na jakiś czas aż do wyprowadzki do Kielc. Wiesz jak to jest – manikiurzystkę i klientkę łączy specyficzna relacja. Niby są dla siebie całkowicie obce, a gadają ze sobą jak stare, dobre przyjaciółki. Ale tylko na wizytach, znajomość nie przenosi się na wypady na kawkę czy wspólne zakupy. Dlatego, kiedy wczoraj dostałam od Niej wiadomość byłam zaskoczona, bo ostatnim razem rozmawiałyśmy w okolicach mojej wyprowadzki (a to było przeszło 1,5 roku temu). Później się popłakałam i dzisiaj mam do Ciebie ogromną prośbę. Taką prośbę od matki do matki. I przepraszam Cię, bo wiem, że będziesz za chwilę płakać. Wyobrażasz sobie czasami przyszłość? Jak to będzie, gdy Twoje dziecko skończy 5, 10 lat, jak po raz pierwszy zakocha się tak naprawdę i już na całe życie, jak pójdzie

5 powód dla których nie chcę jeszcze wiosny.

ZAPISKI MAMY

5 powód dla których nie chcę jeszcze wiosny.

Patrząc na bazie, które pojawiły się na moich wierzbach już kilka tygodnia temu, mam wrażenie, ze przyroda już poczuła wiosnę. Pogoda ostatnio wariuje, jednego dnia jest ciepło, a drugiego pada śnieg. Jest jednak kilka powodów dla których chciałabym, aby zima jeszcze nas nie opuszczała. Śnieg – w zasadzie nie śnieg a bałwan, którego mieliśmy z ulepić z Franiem. Udało nam się w tym roku wybrać na sanki, ale zbyt niska temperatura sprawiła, ze śnieg się nie lepił ;(. Liczę, że nadrobimy to jeszcze tej zimy.Grypa – Początek wiosny, który właśnie obserwuję z za mokrych szyb, przyniósł jak co roku tą paskudną chorobę. Wszyscy prychają, kichają i chodzą zagluceni, bez chusteczek lepiej się nie ruszać z domu. Oczywiście najbardziej się martwię o Franka i jego uszy, u niego prawie każda infekcja wirusowa kończy się zapaleniem ucha.Paskudna pogoda – Tysiąc razy bardziej wolę śnieg i temperaturę poniżej zera, niż deszcz i 5 stopni na plusie. Jest szaro, buro, ponuro, mokro, porostu obrzydliwie. Franuś na spacerze chce zaliczać każdą kałuże, problem w tym, że na kalosze jest jeszcze trochę za zimno. Dlatego dłuższe przechadzki z moim zbuntowanym dwulatkiem zamieniają się w koszmar.Alergia – Na samą myśl o tym aż się wzdrygam. Nie cierpię pylenia, mam wtedy w domu dwóch zagluconych facetów. Jednego małego, którego muszę ganiać z katarkiem w jednej ręce i odkurzaczem w drugiej. Drugiego zaś dużego, ale jeszcze bardziej zakatarzonego i w dodatku ze łzawiącymi oczami. Wiosenne przesilenie –Wiele osób wraz z nadejściem wiosny odczuwa rozdrażnienie, zmęczenie, skarży się na brak koncentracji czy problemy z bezsennością. Dolegliwości te są szczególnie uciążliwe dla starszych osób, jednak każdemu zbyt nagłe zmiany pogody i skoki ciśnienia mogę dać w kość.Kocham wiosnę i mam nadzieję, że gdy nadejdzie kwiecień zrobi się już ciepło, codziennie będzie nas witać piękne słoneczko i zaczną kwitnąć kwiaty. Tym czasem zbliża się marzec, jeden z najbardziej ponurych i paskudnych miesięcy w roku. Trzeba go będzie jakoś przetrwać, oby obeszło się bez chorób i gluta do pasa.

antoonovka

Hemofobia po porodzie #3 czyli #mamasiebada

Temat mojej fobii raz na jakiś czas wraca jak bumerang. A to Antonina zaleje się krwią, bo upadając rozetnie sobie wargę (gdzie zalanie krwią w moim słowniku rozpoczyna się już od ilość większej niż jedna kropla) to znowu wpadnę na pomysł zrobienia sobie wątpliwej przyjemności i wykonania badań kontrolnych, bo dr. Google zdiagnozował już kilka poważnych schorzeń, ewentualnie ktoś zapomni i zacznie opowiadać przy mnie krwawe historie. W zasadzie nieważne co się dzieje, ale tam gdzie spotyka się krew i ja, tam  musi być dziwnie/śmiesznie/przerażająco /nietypowo (prawidłową odpowiedź zakreślić). Dla postronnych obserwatorów na pewno też ciekawie, dla mnie niekoniecznie. Czasami jestem twarda i nie rusza mnie nawet krew lejąca się na filmie – o, np. wtedy jak Antonina nastawiła Conana Barbarzyńcę i obie bezmyślnie gapiłyśmy się w telewizor (KLIKnij TUTAJ). Słabo zrobiło mi się dopiero jak zobaczyłam męża, jakieś 5 minut po fakcie, jak już miałam pewność, że w razie omdlenia będzie miał kto się zająć Antosią. Gdyby nie przyszedł pewnie w miarę szybko bym o tym zapomniała i raczej uniknęłabym słów „O matko! Jak mi słabo!” i bieganiny po domu przysiadając co chwilę i drapiąc się po głowie. Dziwne to, ale ciąża i związane z nią comiesięczne badania krwi, a później poród, który skończył się cesarką, czyli kolejnymi kroplówkami, dodatkowymi badaniami i zastrzykami trochę mi pomogły. Może nie jest ze mną na tyle dobrze

Trefl Baby pierwsze puzzle

ZAPISKI MAMY

Trefl Baby pierwsze puzzle

antoonovka

Zdjęcie tygodnia #6

Mało sypiam, dzięki czemu wydłużyłam sobie dobę i niemal ze wszystkim się ostatnio wyrabiam. Mam jednak wrażenie, że czas stara zrobić mi na złość i specjalnie przyspiesza. Ledwo zaczął się nowy rok, a ja publikuję już szósty wpis projektu 52 tygodnie, ba! Przecież ja wczoraj roczek dziecka urządzałam, a tutaj już pół roku minęło. Gdzie tak pędzisz, gdzie?! W każdym razie dzisiaj pokażę Ci to szóste zdjęcie tygodnia i przy okazji zadam tylko jedno, jedyne pytanie… TYDZIEŃ #6 fot. Monika Kozera A w Twoim domu kto tak naprawdę myje i sprząta samochód? *** Klikając like na Facebook’u (TUTAJ) będziesz zawsze na bieżąco, a na INSTAGRAMIE (o TUTAJ) podejrzysz, co robimy i gdzie nas nosi. Do zobaczenia!

Star Wars Baby

ZAPISKI MAMY

Star Wars Baby

W kawiarence

domowa sól do kąpieli, czyli prezent na walentynki dla siebie samej

wkawiarence.pl czasem odnoszę wrażenie, że świat kosmetyków jest tak zapełniony cudownościami, że już nic nowego odkryć nie można. Pod lupę wzięłam kosmetyki do kąpieli. Nie wskazane są składniki: parabeny; konserwanty; glikole;… Artykuł domowa sól do kąpieli, czyli prezent na walentynki dla siebie samej pochodzi z serwisu - wkawiarence.pl - .

Pierogowa Mama

Miałam marzenie.

Jeżeli czytacie ten post po północy to znaczy, że za jakieś 21 godzin minie 9 miesięcy odkąd na świecie pojawił się mój Syn. A u Nas wszystko po staremu, dni niepostrzeżenie sączą się przez palce, wypełnione pieluchami, karmieniami, przytulakami, tysiącami buziaków bo codziennie odnajduję na Tobie tyle miejsc, które wydaje mi się, że nie zostały jeszcze wystarczająco wycałowane, wykochane. Staram się zapamiętywać te wszystkie momenty, choć wiem, że wiele wyślizguje mi się z głowy i łapię się czasem na tym, że już nie pamiętam jak to się stało, że siedzisz, raczkujesz, wstajesz, tak ładnie sam jesz śniadania i obiadki, że masz już do cholery 9 miesięcy! Gnębi mnie to, że doba ma tylko 24 godziny, miesiąc 30 dni, a rok 365 – to za mało, za krótko, jeszcze nie zdążyłam się nacieszyć wczoraj z Tobą, a tu już jutro dobiega końca. Nie zdążyłam się zorientować, że to już, teraz, to wielkie BUM, codziennie patrzę na Ciebie i coś świta mi w głowie, ale jak zwykle coś mnie rozproszy, coś zgasi tę małą żaróweczkę, która czasem niepewnie przypomina o swojej obecności. Ale dzisiaj już wiem. Zdradzę Wam małą tajemnicę – od dziecka gdy widziałam spadającą gwiazdę, czy zdmuchiwałam świeczki na torcie i wszyscy gorączkowo szeptali „Pomyśl życzenie, pomyśl życzenie!” – zawsze miałam pustkę w głowie, nie wiedziałam co to jest to wielkie życzenie, nie wiedziałam co to jest to nieuchwytne coś, co magicznie sprawiłoby, że rozbite kawałki mojego życiorysu nagle ułożyły się w jedną spójną całość. Zawsze był to jeden puzzel, którego nigdy nie mogłam dopasować. Dziś już wiem, że dobrze, że niczego sobie nie życzyłam przy tych tortach i gwiazdach. Zostawiałam sobie to marzenie na później, bo wiedziałam, że musi być to coś specjalnego, absolutnie wyjątkowego – żadna tam lalka czy miś, nowa sukienka czy wygrana w totolotka. I tak nie ma takiego słowa, w którym zawarłoby się ostatnie 9 miesięcy, które to właśnie są moją wielką kumulacją spadających gwiazd i zdmuchanych świeczek na tortach urodzinowych. Przebujane w fotelu momenty z Tobą w ramionach. To wielkie zdziwienie, że nie nastąpił żaden wybuch, nie zagrały fanfary, i nie wiem dlaczego wpadłam na to dopiero wtedy, dopadła mnie w jednej sekundzie świadomość spełniającego się wielkiego marzenia, w powietrzu przeskakiwały iskierki nieopisanej magii właśnie wtedy ten ostatni puzzelek wskoczył na swoje miejsce. Wiesz co to był za moment Synku? Wiesz co to był za dzień? To był pierwszy świt, kiedy obudziłam się już jako Mama. I to nie byle jaka Mama. Twoja Mama. Jesteś moim wielkim spełnionym marzeniem, którego przez tyle, tyle lat nie umiałam nawet nazwać – zrozumiałam co się dzieje dopiero wtedy gdy miałam to już pod nosem.   Miałam marzenie. I spełniłeś mi się.        

antoonovka

A Ty jak przewozisz swoje dziecko? Zobacz szokujące zdjęcia!

Kiedyś wozili nas bez fotelików i żyjemy. Rozumiem, że dla noworodka i dziecka, które jeszcze nie siedzi nosidełko jest potrzebne, ale dla takiego półtoraroczniaka? O wiele fajniej jest pojeździć u mamy albo taty na kolanach lub na przednim siedzeniu. Dziecko przynajmniej nie płacze, portfel też, bo foteliki samochodowe kosztują swoje, nie mówiąc już o tych montowanych tyłem do kierunku jazdy. Ich ceny to chyba z kosmosu wzięli! Przewozisz swoje dziecko tak? A tak? Nie? To dlaczego robisz to tak?     Na pewno oburzyłaś się oglądając dwa pierwsze zdjęcia. Ale w kolejnych trzech nie widzisz nic złego, prawda? Dziecko siedzi w foteliku i jest zapięte pasami – na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być w OK. Ale proszę Cię, przyjrzyj się dokładniej… Widzisz ten luz? Czy wiesz, że prawidłowo zapięte pasy powinny być zaciśnięte jak najmocniej? Powiem więcej… Powiem Ci coś o czym przez długi czas sama nie wiedziałam. Dziecka NIE WOLNO przewozić w foteliku w okryciu wierzchnim takim jak kombinezon czy kurtka. Byłam w szoku, naprawdę! W ubiegłym roku Antonina jeździła w zimowym kombinezonie, a ja myślałam, że zapewniam jej bezpieczną podróż. Myliłam się, ale tegoroczną zimę przejeździła już całkowicie bezpiecznie – w sweterku, a w zimniejsze dni przykryta ciepłym kocykiem. No i chciałam Cię jeszcze przeprosić, wybacz za tę tanią sztuczkę, za ten tytuł i wstęp, ale mam dla Ciebie pewną ważną informację

5 rzeczy o których lepiej nie rozmawiać z bezdzietną koleżanką.

ZAPISKI MAMY

5 rzeczy o których lepiej nie rozmawiać z bezdzietną koleżanką.

Wreszcie udało Cie się umówić na upragnioną kawę z koleżanką, z którą nie widziałaś się od kilku miesięcy. Cieszysz się na to spotkanie, ponieważ odkąd w twoim życiu pojawiło się dziecko w zasadzie nigdzie nie wychodzisz. Oczywiście poza codziennym spacerem z wózkiem, wizytą u lekarza lub u teściowej. Masz straszliwą ochotę porozmawiać z kimś spoza rodziny i na chwilę wyrwać się z codziennej rutyny. Jeśli jednak koleżanka nie ma dzieci, lepiej nie poruszaj pewnych tematów. Inaczej ją definitywnie odstraszysz od siebie i sprawisz, że nie będzie chciała się więcej umówić z Tobą na kawę. Kupki i pieluszki - Popularność tego tematu mnie zawsze zadziwiała i w momencie w którym zostałam matką dalej mnie dziwi. O ile koleżanka nie jest pediatrą, do którego udałaś się po poradę, nie opowiadaj jej o kupkach twojego malucha. Monolog na temat kolorów tęczy odnalezionych w pampersie, to ostatni rzecz jaką ktokolwiek chce wysłuchiwać. Szczególnie jeżeli podczas rozmowy raczycie się ciastkiem i kawą.Ulewanie – Równie nietaktowny temat jak ten powyżej. Wielu osobom kojarzy się to z wymiotami, a o tym chyba przy kawie byście nie rozmawiały. Poród i połóg  – Nawet jeśli koleżanka grzecznościowo lub z ciekawości się o niego spyta, to lepiej opowiedz niezbędne minimum. Chyba, że chcesz aby następnego dnia w biurze  wszyscy rozmawiali na temat Twojej akcji porodowej. Nim sama wrócisz do pracy, cała historia obrośnie w legendę i będą nią straszyć inne matki. Tematu połogu nie poruszałabym nawet z inną matką, nić to miłego, nic ciekawego, każdy musi przez to przejść po porodzie i tyle.Wybór wózka, fotelik, łóżeczka itd.  – jeśli chcesz koleżankę zanudzić i dobitnie udowodnić, że mleko uderzyło Ci do głowy, to jest to temat idealny. Nie znam osoby, która nie mając dzieci interesowałaby się rozmiarem wózka po złożeniu, wielkością gondoli czy możliwością regulacji rączki. Jeśli za to przyznasz jej się, że na nowy, modny wózek wydałaś równowartość swoich dwóch pensji, uzna cię za wariatką i postuka się w głowę. Choć sama mam świra na punkcie bezpieczeństwa maluszków w podróży i fotelików, w życiu nie przyszło by mi do głowy rozmawiać o tym z koleżanką, które nie ma dziecka w podobnym wieku co mój Franio lub młodszego.Karmienie – Bez względu na to jak karmisz, nie musisz przez pół godziny przekonywać koleżanki, że Twoja decyzja jest słuszna. Gwarantuję, że kogoś kto nie ma dzieci ten temat zupełnie nie interesuje. O czym w takim razie rozmawiać?O wszystkim tym o czym gadałyście nim na świecie pojawiło się twoje dziecko. Możesz też poskarżyć się na męża, że Ci za mało pomaga lub go pochwalić jak wspaniale odnalazła się w roli ojca. Opowiedzieć jak bardzo denerwuje Cię kręcąca się po domu mama z teściową lub ich brak ;). Pochwal się swoim maluchem, opowiedz jak się czujesz w roli matki, ale nie zanudzaj koleżanki szczegółami z życia codziennego. Nie chodzi oto, żeby udawać  że nie jesteś matką. Pamiętaj jednak, że nim zaszłaś w ciąże i ciebie wiele rzeczy związanych z małymi dziećmi nie interesowało. Nie licz więc, że będą one ciekawym tematem rozmów dla Twoje koleżanki. Nie unikaj jednak wyjść z domu, każdemu dobrze robi mała ucieczka od codzienności. Gwarantuje Ci, każdy ojciec świetnie radzi sobie ze swoim dzieckiem, pod warunkiem że pozwolisz mu się nim zająć. Sama wiem, że to nie jest takie proste, ale jednocześnie wiem jak dobrze dla zdrowia psychicznego robi taka krótka ucieczka od codzienności: pieluch, kupek, kaszek, ulewania, karmienia itd.

plusy i minusy posiadania psa czyli po co mi w ogóle ten pies

W kawiarence

plusy i minusy posiadania psa czyli po co mi w ogóle ten pies

wkawiarence.pl czy w przypadku posiadania psa można w ogóle mówić o plusach i minusach ? Pies to istota, to przyjaciel, domownik. To taki ktoś, kto zawsze się cieszy gdy nas widzi.… Artykuł plusy i minusy posiadania psa czyli po co mi w ogóle ten pies pochodzi z serwisu - wkawiarence.pl - .

antoonovka

Krótki poradnik o karmieniu piersią dla kobiet w ciąży i mam noworodków.

Gratulacje! Wkrótce na świecie pojawi się maluszek, a Ty zostaniesz szczęśliwą mamą. Na pewno masz już wybrany wózek, fotelik czeka w samochodzie, a w szafie leżą wyprasowane i poskładane ubranka, które znasz już na pamięć. W pokoju przygotowałaś piękne łóżeczko z pastelową pościelą i codziennie oglądasz rożek wyobrażając sobie jak tulisz w nim swoje dziecko. Przeczytałaś wszystkie książki, poradniki oraz gazety i spokojnie (no może nie do końca spokojnie) czekasz na poród. Ale powiedz mi jeszcze jedno… Co wiesz o karmieniu piersią? Pewnie to, że jest naturalne i najlepsze dla dziecka, prawda? Wiesz też, że podczas karmienia trzeba przejść na specjalną dietę i w ogóle, że początek to krew pot i łzy. I jeszcze to, że niektóre kobiety nie mogą karmić, bo nie mają mleka lub ich pokarm jest mało treściwy. Twoja mama i siostra karmiły bardzo krótko, bo pokarm im zanikł, może Tobie też się nie uda? W każdym razie prawdopodobnie jak 91,5% polskich kobiet (Karmienie Piersią w Polsce, Raport 2015) deklarujesz chęć karmienia piersią, a co będzie to się zobaczy jak bobas się urodzi. Otóż nie do końca. Przyznam Ci się do czegoś… Powyższy opis całkowicie przypomina mnie z roku 2014. Karmić piersią chciałam, no ale czytać tych wszystkich pustych informacji o laktacji już mi się nie bardzo chciało. Jakoś to będzie – myślałam. No i rzeczywiście, jakoś było, ze szczególnym podkreśleniem na

Drewniane autko zapnij pasy od Bajo.

ZAPISKI MAMY

Drewniane autko zapnij pasy od Bajo.

Pierwszy raz to autko mignęło mi już bardzo dawno temu, gdy szukałam drewnianych gryzaków dla Frania, ale wtedy zupełnie nie interesowały mnie jeszcze samochodziki. Pewnie dlatego o nim zapomniałam aż do czasu, gdy trafiło w moje ręce jako ambasadorki akcji Kocham Zapinam. Na początku pomyślałam: No fajny bajer, ale co z tego Franek zrozumie. Dopiero gdy zaczęliśmy się nim bawić, odkryłam jak genialna jest ta zabawka w swojej prostocie. Siedzący w samochodzie ludzik wypada z niego przy najmniejszym ruchy, jeśli nie jest przypięty pasami. Jest to jasny i prosty przekaz nawet dla niespełna dwulatka. Wystarczyło, że raz powiedziałam: „Zobacz Franuś jak nie zapniesz pasów ludzikowi to wypadnie z auta i może sobie zrobić krzywdę”. Mój syn takie rzeczy bierze sobie od razu do serca i teraz nie ma przebacz, autkiem można jeździć tylko gdy pas jest założony. Zabawka jest łatwa w obsłudze nawet dla takiego malucha jak Franuś, bez najmniejszego problemu potrafi zapiąć i odpiąć pas. Ma tylko trudności z prawidłowym ustawieniem ludzika, ale od czego jest mama. Poza nieocenioną wartością edukacyjną tej zabawki, warto również zwrócić uwagę na jej staranne wykonanie. Na pewno posłuży nam długo i nie tylko Franuś będzie się nim bawić. Drewniane kółka pokryte są dodatkowo gumą, dzięki temu są ciche i bez problemu obracają się na każdej powierzchnia.Pamiętajcie, żeby uczyć dzieci dobrych nawyków od najmłodszych lata. Franuś dopiero niedługo skończy 2 latka, mimo tego już teraz zwracam jego uwagę na to, że w samochodzie zawsze trzeba  zapinać pasy. Zresztą o tym, że ma świra w tym temacie pisałam już wcześniej we tekście: Zapinaj pasy!Zawsze!.Poniższy opis auto pochodzi ze sklepu PaTaToy.pl, gdzie na hasło KOCHAMZAPINAM dostaniecie na niego 10% rabatu.Kolorowe autko z kierowcą i pasami bezpieczeństwa jest zabawką dedykowaną Akcji Kocham Zapinam. Zabawka pobudza wyobraźnię dziecka (pasażer może wsiadać i wysiadać z autka) i uczy podstawowych zasad bezpiecznej jazdy samochodem -zapinania pasów. Wykonana jest z wysokiej jakości drewna, w 100% ekologiczna. Ma imponujące rozmiary – 14 x 7 x 7 cm. Posiada certyfikat CE.Warto jeszcze dodać, że Bajo jest polską firmą, a takie lubimy najbardziej ;). Do końca tygodnia na koncie instagramowym akcji Kocham Zapinam, jest konkurs w którym można taki samochodzik wygrać. Zapraszamy do zabawy!

antoonovka

Zdjęcie tygodnia #5

Ostatnio mało tutaj Antoniny, na co na pewno zwróciłyście uwagę. Nie, nie jest to zabieg celowy i nie mam zamiaru zabierać Tośki z sieci, spokojnie! Dlatego dzisiaj, przy okazji mojego cotygodniowego projektu 52 tygodnie opowiem Ci, co słychać u mojej Pannicy. Ciekawa? No to klikaj po więcej informacji.  TYDZIEŃ #5 Antonina nie jest już tak skora do pozowania jak wtedy, zanim zaczęła chodzić, dlatego większość naszych zdjęć wygląda teraz tak:     Jeżeli chcesz pobrać grafikę w formię pliku [KLIKnij TUTAJ] Chociaż nie powiem, że nie zdarzają się dni, kiedy pozowanie i strojenie minek to najlepsza zabawa pod słońcem (przypominam, że pod tagiem #minkiantoninki na instagramie znajdziecie przegląd Antosiowych min -> KLIK) Za 21 dni skończy 1,5 roku i już nie chodzi, a biega. Zasób słownictwa powiększa się z dnia na dzień, do najpopularniejszych słów należą: bam, nie, nie ma, dada, babi, mama, tata, dzidzi, koko, brumbrum, gdzie, bajki. Poza tym ciągle mówi i opowiada nam różne rzeczy w swoim języku. Codziennie, a nawet kilka razy dziennie tuli misie, lalki, rodziców i dziadków, a jak chce bajkę to buziaki z głośnym cmokiem rozdaje na lewo i prawo. Na szczęście bezinteresowny buziak też się czasem zdarza. Robi herbatkę, którą wszystkich częstuje, uwielbia czytać książeczki i słucha bajek z coraz większym zainteresowaniem. Układa coraz wyższe wieże z klocków (co możesz podejrzeć w poprzednim wpisie z cyklu –

Mamy blogOFFują.

ZAPISKI MAMY

Mamy blogOFFują.

Najfajniejszą częścią blogowania jest to, że dzięki niemu poznałam wiele wspaniałych ludzi, głównie mam, ze względu na tematykę mojego bloga. Dopełnieniem naszych internetowych znajomości są spotkania na żywo. Niełatwo je przygotować, a ich organizacja zajmuję masę czasu. Tym bardziej jestem pełna podziwy dla Asi i Izy, które wykonały kawał dobrej roboty szykując spotkanie. Było zupełnie inne niż te, na których do tej pory byłam, ponieważ dziewczyny od razu bardzo dobrze wiedziały czego chcą. Nie chodziło w nim o tony prezentów i znalezienie jak największej liczby sponsorów, choć i ich nie zabrakło. Głównym celem była integracja i wspólna zabawa, co udało im się osiągnąć. Spotkanie rozpoczęło się od prelekcji z panią dietetyczką z Natur House, która bardzo ciekawie opowiadała nam, co zmienić w sposobie odżywiania, aby schudnąć. Każdy z nas wie, że są setki cudownych diet, jednak często po ich zakończeniu nasza waga bardzo szybko powraca. Racjonalne podejście do diety, które przedstawiłam nam dietetyczka bardzo mi się spodobało, szczególnie, że ze schudnięciem nigdy nie miałam tyle problemu co z utrzymaniem wagi, a zdrowe nawyki żywieniowe są dla mnie szczególnie ważne odkąd mam synka. W końcu to w dużej mierze ode mnie zależy, jak będzie się odżywiał jako dorosły człowiek.Kolejny warsztat poświęcony był brafittingowi, czyli sztuce doboru odpowiedniego biustonosza w zależności do wielkości i kształtu naszych piersi. Dzięki PaniAni, która prowadzi sklep Szyfoniera, każda z nas mogła zostać pomierzona i poznać swój rozmiar biustonosza. Miałyśmy też możliwość obejrzenia różnych modeli staników i poznania różnic miedzy nimi. Gdybym mieszkała w Łodzi, pewnie z chęcią odwiedziłabym jej sklep, aby znaleźć idealny biustonosz dla siebie. Na razie jednak rozmiar mojego biustu ciągle się zmienia, ze względu na to, że niedawno przestałam karmić Frania piersią.Następnie nasze podniebienia zostały rozpieszczone przez dietetyczne dania Cynanom Catering, niebo w gębie i do tego zdrowe. Dziewczyny zadbały oto, żeby jednak nie było tak zdrowo i na koniec spotkania uraczyły nas jeszcze przepysznym tortem przygotowanym przez Słodką Stację.Po obiedzie przyszła pora na zabawy z papierem toaletowym. Niezależnie co sobie myślicie, nie będę was wyprowadzać z błędu. Napiszę tylko, że dzięki Asi i Izie uśmiałam się za wszystkie czasu i podstępem zmusiły mnie do wyznania najgłębiej skrywanych tajemnic. Wspaniałe organizatorki i uczestniczki sprawiły, że spotkanie przebiegło w miłej atmosferze i nikomu nie chciało się wracać do domu.Zapomniałam dodać, że w Łodzi ugościła nas rodzinna klubokawiarnia Smykawka miejsce przyjazne dzieciom i rodzicom.

antoonovka

Pączki ziemniaczane, które smakują jak… PĄCZKI!

Tłusty Czwartek – od dziecka uwielbiałam to święto. Babcia zawsze smażyła pyszne pączki, które w mig znikały ze stołu, a po obudzeniu mnie mówiła (zawsze, ale to zawsze!) „Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła” . Smażyła je zazwyczaj tylko raz w roku, więc jak tylko słyszałam te słowa w kuchni byłam pierwsza… Dzisiaj jednak nie podzielę się z Tobą babcinym przepisem, a zdradzę Ci ponownie przepis z przepiśnika mojej teściowej. Kurczę, Ona ma w nim same perełki. Pamiętam jak w ubiegłym roku nie mogłam się nadziwić – ale jak to? Z ziemniaków? Pączki z ziemniaków, które smakują jak pączki? To nie możliwe! A jednak… Na dodatek przepis jest szybki, bardzo tani i prosty. Do dzieła!   PĄCZKI Z ZIEMNIAKÓW SKŁADNIKI: 0,5kg ziemniaków 0,5kg mąki 2 jaja 60g drożdży 60g masła 60g cukru DODATKOWO: słoik ulubionego dżemu lub marmolady tłuszcz do smażenia (olej lub smalec) cukier puder odrobina wody sok z cytryny Ugotowane do miękkości i ostudzone ziemniaki mielimy, następnie wrzucamy pozostałe składniki, mieszamy i dokładnie, ale krótko wyrabiamy ciasto. Pozostawiamy w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na ok. godzinę. Po tym czasie rozwałkowujemy ciasto na grubość ok. 2-3cm i wykrawamy szklanką okręgi. Pozostawiamy na parę minut do ponownego wyrośnięcia i w tym czasie rozgrzewamy tłuszcz w garnku lub na dużej, głębokiej patelni (kilka centymetrów, pączki muszą w nim pływać).  Smażymy na złoty

antoonovka

Co mają wspólnego ręczniki i jabłka?

Zdziwisz się jak dużo! I nie. Nie opowiem Ci dzisiaj o nowej marce ręczników w jabłka, ani o produktach pewnej znanej firmy z jabłuszkiem w logo. Opowiem Ci jak w prosty sposób, bez żadnego wysiłku, nakładu pracy i tak naprawdę pieniędzy możesz zostać fundatorem sadzonki jabłoni, która przez kolejne sto lat będzie rodzić pyszne jabłka. Wystarczy jeden ręcznik… Zapewne w mniejszym lub większym stopniu interesujesz się ekologią. Segregujesz śmieci, starasz się oszczędzać wodę. Takie zachowania już na dobre wpisały się w naszą kulturę i nikogo nie dziwią. Dziwi raczej to, jeżeli ktoś tego nie robi. Takie postępowanie ma same plusy, nie dość, że dbasz o środowisko to przy okazji masz całkiem spore oszczędności w budżecie domowym. No dobrze… W domu skrzętnie oszczędzasz wodę, prąd, segregujesz śmieci, a później jedziesz na wakacje i całe Twoje ekologiczne życie trafia szlag. To zupełnie jak z dietą, która urlop bierze równolegle z Twoim wyjazdem na wczasy. No, bo w hotelach przecież poszanowanie środowiska pewnie leży i kwiczy. W końcu codzienne pranie tony brudnych ręczników i pościeli, detergenty, hektolitry wody nie działają korzystnie na żaden ekosystem, nie mówiąc już o pieniądzach. Ale przecież płacisz = wymagasz. To nic, że w domu zmieniasz ręczniki raz na tydzień, w hotelu codziennie musi być świeży! Hulaj dusza piekła nie ma, gość hotelowy to je pan, a panu się należy, pan nie zważa na

antoonovka

Jak zrobić 7 litrów soku z 5 pomarańczy i 0,5kg marchewki?

Patrzysz się pewnie teraz w monitor i zastanawiasz, co ona znowu wymyśliła. Jak można z pięciu pomarańczy uzyskać tyle soku?! Można! I na dodatek jest pyszny i nawet całkiem zdrowy. W zasadzie pomijając ten cukier i kwasek to by samo zdrowie było, tylko nie wiem czy aż tak smaczne. W każdym razie na rodzinną imprezę, jako zamiennik soku z kartonu czy innych gazowanych świństw, nadaje się wyśmienicie. Do obiadu też się sprawdzi i do ugaszenia pragnienia. Z resztą. Zrób i przekonaj się sama!   SOK POMARAŃCZOWY SKŁADNIKI:   5 pomarańczy 0,5kg marchewki 7l. wody + 1l. 0,5kg cukru 1 czubata łyżeczka kwasku cytrynowego   Wodę z cukrem i kwaskiem cytrynowym doprowadzamy do wrzenia, a następnie studzimy. Pomarańcze myjemy, następnie zalewamy gorącą wodą i wyparzamy. Obrane skórki z trzech pomarańczy kroimy bardzo drobno. Marchewkę ścieramy na grubych oczkach, następnie składniki zalewamy dodatkowym litrem wody (musi przykryć skórki i marchewkę) i gotujemy do miękkości  (ok. 40 min.). Studzimy i miksujemy. Dokładnie miksujemy pomarańcze i wszystkie, ostudzone składniki ze sobą mieszamy. Voila! Sok pomarańczowy gotowy!             Aby pobrać przepis w formie gotowej do wydruku kliknij w poniższy link: [KLIK] *** Jeżeli spodobał Ci się przepis, będzie mi niezmiernie miło jeżeli udostępnisz go swoim znajomym, dasz kciuka w górę lub pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. Klikając like na Facebook’u (TUTAJ) będziesz zawsze na bieżąco,

Pierogowa Mama

Matki i ich wymówki.

Czasem nachodzi mnie wielka złość i frustracja, coraz częściej ostatnio, ale codzienność z niemowlakiem odwraca moją uwagę i zapominam na jakiś czas by po kilku tygodniach znowu zaliczyć bolesny upadek z poziomu oczekiwań do poziomu rzeczywistości i zapamiętać raz na zawsze o co w tym wszystkim chodzi. Mamuśki znacie ten tekst, którym raczymy siebie nawzajem tak ochoczo gdy coś nam nie wychodzi? Gdy coś musimy odpuścić bo nie dajemy rady? „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” – również i na moich ustach tekst ten gościł nie raz, nie dwa. Lecz gdyby się nad tym tak głębiej zastanowić to co to jest kurna za bzdura? No ściema jak stąd to wieczności. Tak samo jak „Wyjątek potwierdza regułę”. Że co? Jakim prawem logiki wyjątek potwierdza regułę? Skoro jest wyjątek to chyba ją właśnie wyklucza czy coś źle myślę? Tak samo z tą szczęśliwą mamą – prosty przykład, Mama poszła w tango na 3 dni i nie było jej w domu – szczęśliwa jest? No a jak. A dziecko szczęśliwe? Chyba nie bardzo. Wiecie dlaczego czujemy potrzebę by znaleźć sobie wymówkę w sytuacji jakiegoś dylematu rodzicielskiego? Gdy potrzebujemy by ktoś poklepał nas po główce i wypowiedział właśnie taką magiczną formułkę „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko”? Bo gdzieś tam w głębi ducha wiemy, że coś robimy źle, że spieprzyliśmy – znowu się nie udało, znowu moje potrzeby zwyciężyły i znalazły się ponad potrzebami dziecka, ale przyznać się do tego nie wypada, więc trzeba sobie wcisnąć jakiś kit. Ja to bardzo dobrze znam! Bo sama wiele razy wciskam sobie taki kit – od ilu już przecież lat panuje nagonka by być idealną Matką Polką, mieć idealnie wychowane dzieci chodzące jak w szwajcarskim zegarku. Wszystko musi być tak jak „wypada”. Dlaczego my Matki tak często jesteśmy zmarnowane, zmęczone i nieszczęśliwe? No dlaczego? Przecież przeżywamy największy cud w życiu – DZIECKO. A odpowiedź jest tak banalna. Zamiast skupić się na dziecku to my skupiamy się na konwenansach. Na zasadach społecznych. Co wypada, a co nie wypada. Ktoś nam wbija do głów, że nie wypada by dziecko w danym wieku spało z rodzicami, więc Ty katuj się Matko, wstawaj kwadryliard razy w nocy i odkładaj do łóżeczka bo nie WYPADA! Jak Twoje dziecko przesypia całe noce w łóżeczku to jest symbol jakiegoś wielkiego macierzyńskiego sukcesu? No to wielki newsflash. Dziecko nie wie co wypada, a co nie wypada. Nie jest szczęśliwe bo Ty jesteś szczęśliwa, że udało Ci się wreszcie odłożyć je do łóżeczka w jego pokoju – ono jest szczęśliwe gdy jest przy Tobie! Twoja bezpośrednia obecność to jedyna rzeczywistość jaką zna! Jesteś jego ostoją i przystanią bezpieczeństwa. Dlaczego nie stajemy w obronie swoich dzieci gdy starsze pokolenie tłucze nam do głów – „przyzwyczaiłaś go do spania z Wami to teraz masz!” – dla kogo wygodniejsze jest osobne spanie? Dla Mamy czy dla Dziecka? Kto jest szczęśliwszy? Dziecko? Chyba nie bardzo. Byłabyś droga Mamo szczęśliwa śpiąc zupełnie sama, w ciemności z daleka od jedynej osoby, która jest dla Ciebie najważniejsza na świecie? Dlaczego tak trudno nam przyznawać, że ciężko zrezygnować z własnej wygody na rzecz potrzeb dziecka – potrzeb tak banalnych! Takich jak bliskość, czułość, szacunek… Wciąż pokutuje ten średniowieczny model wychowania, dziecko trzeba „uczyć”, dziecko musi znać swoje miejsce, dziecko ma być widać, a nie słychać, dziecko to mały niewolnik, który nie ma nic do powiedzenia. To ja wszechmocna Matka decyduję o tym co dla niego dobre jakże często ignorując, że ono samo znakomicie potrafi mi swoje potrzeby zasygnalizować. O co chodzi z tym „uczeniem” samodzielnego zasypiania? Człowieka nie trzeba „uczyć” zasypiać. Tylu ludzi żyje tyle miliardów lat i jakoś nigdy ze spaniem problemów nie mieli, to NAM, matkom jest wygodniej by dziecko zasypiało (najlepiej oczywiście w ciszy i spokoju) samo w łóżeczku. Nie chodzi o to, że dziecko nie umie zasnąć. Nie przyszło Wam to może czasem do głowy że może po prostu NIE CHCE zasypiać bez Was? Bez Waszego zapachu, dotyku, czułego przytulenia. Z jedzeniem jest tak samo – dlaczego nie szanujemy tego, że dziecko może nie ma ochoty czegoś jeść? To jego brzuszek! Jego nasycenie! Winię Was starsze pokolenie – Was! Ciotki, Babcie i Prababcie! Za przekazywany z pokolenia na pokolenie model tresury idealnej wbijanie do głów, że dziecko trzeba sobie już „ustawić” od niemowlęcia bo inaczej umarł w butach. „Ale to przecież dla Jego dobra” odpowiecie. Tylko tak przyznajcie szczerze. Dla dobra Dziecka? Naprawdę? Nie przypadkiem kogoś innego? Tak, dziecko jest czasem cholernie niewygodne – wrzeszczy, marudzi, plącze się pod nogami, gryzie kapcie, rwie kable, rujnuje wasze życie towarzyskie – ależ do licha! Jest przecież człowiekiem! Małym, ale człowiekiem! Jest tyle rzeczy, których nigdy w życiu nie zrobilibyśmy drugiemu dorosłemu, ale ze zrobieniem ich dziecku nie mamy już najmniejszego problemu! Nazywamy to tak ładnie „wychowaniem”. A ja mówię nie! I tupię nogą! Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Nie będę tresować mojego dziecka, nie będę naginać go do swojej woli „bo tak”, „bo mogę”, bo mam nad nim władzę, bo tak mi wygodniej. Będzie spał ze mną jak długo zechce, cycka będzie ssał do osiemnastki jak zechce, pomogę mu rozsmarowywać te wszystkie zupy których nie będzie chciał jeść po ścianach. Bo to mój Syn i kocham go nad życie, bo wierzę, że jest dobrym małym człowiekiem, który jedyne czego potrzebuje do tego by wyrosnąć na dobrego dużego człowieka to bezwarunkowa miłość, szacunek i czułość. A zapomniałam! W szmatach też będę go nosić aż go „zaprzyzwyczaję do noszenia” na śmierć! I jak ktoś mi kiedyś powie Synu „pozwoliłaś mu wejść sobie na głowę” to przybijemy sobie wielkie high five! Pamiętajcie Mamy – do dupy z tym co wypada, co trują Wam matki, babki i teściowe, podążajcie za swoim instynktem, za swoją miłością do tej małej istotki którą 9 miesięcy nosiłyście pod sercem. Ona nie jest wredna ani złośliwa. Nie manipuluje Wami. Ona Was po prostu kocha. Kocha do takiego stopnia, że nie chce się z Wami rozstawać. Wiem, że to trudne dla Was, myślicie, że nie wiem? Ale zobaczycie ile radości może przynieść macierzyństwo gdy zamiast walczyć z dzieckiem zaufacie mu i poddacie się mu. Ja tak zrobiłam. I to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Mommy’s got your back!