Młoda Mama w Dolinie Hipsterów
Marzenia się nie spełniają…
Nigdy nie byłam jak moi rówieśnicy. Tak, z perspektywy czasu widzę to także ja, choć przez długie lata bardzo mocno irytowało mnie podkreślanie tego faktu przez nauczycieli na wszystkich szczeblach mojej edukacji. Zawsze chodziłam swoimi własnymi drogami, które zaprowadziły mnie do miejsca, w którym znajduję się teraz. I tak, dzisiaj także nie otacza mnie wianuszek przyjaciół. Muszę Ci coś opowiedzieć – nie chciałabym, żebyś źle mnie zrozumiała. Nie chcę siać czarnej wizji, że marzenia się nie spełniają. Chcę Cię przekonać, że marzenia się spełnia.
Jestem dziwnym człowiekiem i jeśli coś o mnie można powiedzieć na pewno, to tylko to, że nadzwyczajnym uczuciem darzę ludzi, do których się przywiążę. Naprawdę, w realnym świecie mało kto mnie lubi. Jestem prostolinijna i walę prawdę prosto w oczy. Cieszę się z rzeczy, które inni uznają za błahe i wpadam w złość z byle powodu, podczas gdy o poważnych sprawach rozmawiam spokojnie. Jestem jak lisek, który każdego dnia siada coraz bliżej, jednak bardzo łatwo go wypłoszyć. Jednocześnie jednak to ja pierwsza witam się z ludźmi i to ja zawsze zagadywałam do facetów – tak, Mężowaty też nie zająłby tego zaszczytnego stanowiska, gdyby nie moja inicjatywa! I w tym wszystkim, choć mocno stąpam po ziemi, niejednokrotnie uświadamiając innym niedorzeczność ich pomysłów, zawsze głowę trzymam w chmurach. Dyzio marzyciel to przy mnie wymięka!
W szkole podstawowej, w IV klasie, wygrałam pierwszy konkurs poetycki. Do dzisiaj uważam to za swój wielki sukces, po którym nastąpiły kolejne. Nagrody przez jakiś czas pojawiały się dość często. Uwielbiałam pisanie, wtedy zresztą też otworzyłam pierwszego bloga – docelowo miał być miejscem prezentowania mojej ówczesnej twórczości, jednak dość szybko stał się wirtualnym pamiętnikiem dojrzewającej dziewczyny. Jednak… nie miałam motywacji do tego, by tworzyć dalej. Nikt nie poklepywał mnie po ramieniu i nie zachęcał, częściej spotykałam się z niezrozumieniem i niemałą dozą szydery. Bo przecież kto normalny w tych czasach pisze? Fakt, że większość pisarzy i artystów uznawanych zostawała za mistrzów po śmierci dodatkowo obniżał ocenę mojej pracy wśród innych ludzi. Dopóki moja polonistka z podstawówki podrzucała mi kolejne tematy, dopóty teksty powstawały. Później…
Kryzys – co teraz?
W mojej niedoszłej karierze poety – pisarza nastała długa przerwa. Tak, popisywałam sobie jakieś blogi, jednak najbardziej chciałam, żeby nikt o nich nie wiedział. Udział w konkursach zakończyłam chyba dożywotnio. Poddałam się presji otoczenia i na jakiś czas skupiłam na konkretach – myślałam nad praktycznymi umiejętnościami, a w dalszej perspektywie – praktycznym kierunkiem studiów. Wiesz, takim, który wybiera się po uprzednim przejrzeniu zawodów, na które jest największe zapotrzebowanie.
Całą potrzebę artystycznych uniesień przeniosłam na muzykę, a ta natomiast wzbudziła we mnie zamiłowanie do teatru. Dałam się temu ponieść do tego stopnia, że liceum olewałam, spędzając czas na próbach do kolejnych spektakli i kilku konkursów. Polubiłam to, więc nieśmiało skierowałam swoje kroki do szkoły aktorskiej. Pod pretekstem rocznej przerwy, podczas której będę mogła zdecydować, jaki kierunek studiów wybiorę tak naprawdę, bo przecież artysta nie zapewni sobie żadnej przyszłości, zaczęłam studiować aktorstwo. I wkrótce nadszedł kryzys. Zrozumiałam, że to piękny zawód, który wniósłby w moje życie wiele, ale… to zupełnie nie to, czego chcę.
Poczułam, że zmarnowałam kilka dobrych lat. Jeździłam na weekendowy kurs do Poznania (z Rzeszowa!), podczas gdy moi rówieśnicy świetnie się bawili lub przygotowywali do matury. Zamiast pisać własne teksty, wkuwałam na blachę słowa tych, których nawet nie lubiłam. Nie przeczę, że to doświadczenie dało mi coś ważnego, jednak… tysiącom myśli pozwoliłam uciec tylko dlatego, że spieszyłam się na próbę. Moment, w którym sobie to uświadomiłam, był jednym z gorszych dni w moim życiu. Stałam przy oknie i wiedziałam, że byłabym w zupełnie innym punkcie mojego życia, gdybym któregoś dnia nie zdecydowała się posłuchać głosu tych, którzy nie mieli przecież dostępu do moich serca i duszy, i nie mogli wiedzieć, że mój umysł – choć analityczny – chce dzielić się myślami z innymi ludźmi. Wstawanie z tego dołka i leczenie złamanych skrzydeł zajęło mi kilka długich miesięcy, które… spełzły mi na niczym. To okres, z którego nie mam zbyt wielu wspomnień. Kilkanaście imprez, kilkadziesiąt głębszych, nieco wstydu i ciągły pośpiech, byle myśleć jak najmniej.
Życie płynie dalej
I to ja nadaję mu bieg. Chwilę zeszło mi, by sobie uświadomić, czego tak naprawdę chcę. Wydawało mi się, że latam, tymczasem tragicznie pikowałam w dół. Musiałam upaść całkiem nisko, niemal na samo, samiusieńkie dno. I wiele stracić. Dlatego właśnie dzisiaj to piszę – nie chciałabym, byś i Ty znalazła się w martwym punkcie swojego życia. Któregoś dnia ockniesz się i tak jak ja, zaczniesz żałować. Banalne, co? Nikt nie przeżyje za Ciebie Twojego życia… i nikt inny nie będzie spijał piwa, którego sobie nawarzysz. Dlatego zrób wszystko, by było najlepszym piwem, jakie dotychczas piłaś – by niosło przyjemne ukojenie, nie frustrującego i ciągnącego się w nieskończoność kaca.
Nauczyłam się słuchać tego głosu dręczącego zza ucha, który co kilka kroków podpowiada mi, że za czymś tęskni. To on kierował mnie na blogi, które – choć pisane z doskoku – ciągle przewijały się przez moje życie. To on nakazywał mi kupować co rusz nowe notatniki, które zapełniałam w wolnych chwilach pojedynczymi zdaniami. Tyle lat go ignorowałam, by teraz pozwolić mu działać w moim życiu. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że go usłyszę.
Marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia!
To nie jest tak, że siadam i piszę, po prostu, bo mam to we krwi i już, po prostu to potrafię. Tak, lekkość pióra może i posiadam, ale nawet w mojej dłoni po dłuższej przerwie niepewnie się ono trzyma. Nieważne, czy marzy mi się wydanie własnej książki, czy też wybudowanie domu – nie wspinam się po to na czyichś plecach. Nie ze strachu, że kiedyś się wyprostuje, a ja zaliczę srogą porażkę (przecież większość z nas z czasem tylko chyli się ku ziemi). Boję się raczej, że gdy siądę na jego głowie, stracę równowagę i zamiast z dumą spojrzeć sobie w oczy, rozbiję się o ziemię w drobny mak.
Jednocześnie jednak… nauczyłam się prosić o pomoc. Zrozumiałam, że to żaden wstyd czasem wyciągnąć rękę z prośbą i wielką nadzieją. Na dziewięć ukąszonych, jedna będzie wypełniona po brzegi miłością. Taką, która da Ci siłę do realizacji swoich marzeń z jeszcze większą wiarą. Połączenie ciężkiej pracy i wiary w ludzi dało mi coś, czego nie zastąpię żadnymi pieniędzmi – szczęście z własnego życia, zadowolenie z siebie. SPOKÓJ.
Tak, czuję, że już coś osiągnęłam. Nie tylko zmieniłam swoje myślenie, ale przede wszystkim zaczęłam działać. Blog prężnie się rozwija i choć wciąż wiele osób zupełnie nie rozumie tej idei, to niesie ona ze sobą wiele cudownych rozmów, spotkań i działań. O niektórych z nich dowiecie się już dzisiaj!
Te zwierzenia nie wzięły się znikąd. Czas spędzony na różnych kursach aktorskich zaowocował we mnie nie tylko licznymi umiejętnościami, które przydają mi się w życiu. Nie zabrakło na mojej drodze fantastycznych ludzi, których istnienie przekonuje mnie, że warto dawać od siebie dużo, by zbierać naprawdę zadowalające owoce. Jedną z takich osób jest Paweł Olearczyk – on sam mówi, tak po prostu: „Kiedy mam marzenie, spełniam je”. Dzisiaj ja chciałam mu w tym pomóc…
Paweł napisał scenariusz fantastycznego, ciepłego filmu, który może pomóc niejednej osobie. Jeśli choć raz stanęłaś u progu kryzysu, wiesz, jak bardzo wtedy potrzebny jest impuls, który przeciągnie Cię na dobrą stronę, nim zdążysz popaść w załamanie. Tym impulsem zdecydowanie będzie film „Sklep z marzeniami”. Z czystym sumieniem już dzisiaj mogę Ci go polecić.
Tymczasem mam do Ciebie wielką prośbę – pomóż nam go stworzyć. Możesz dać nam kciuka na Facebooku (klikając w tytuł), udostępnić stronę lub zaprosić do jej polubienia znajomych. A będzie nam jeszcze milej, jeśli postanowisz wesprzeć zbiórkę – TUTAJ. W ramach podziękowania dostaniesz mały prezencik; a ja także mam do rozdania książkę Pawła i wkrótce chciałabym ją komuś dać
Dzisiaj mam przyjemność rozwijać swoje pisanie, jutro uzbieram pieniądze na własne mieszkanie… Zobaczysz, moc jest ze mną! O, i z Tobą też!
Wpisy o podobnej tematyce:Wprowadzam porządek w życieBlog to moje podwórkoChłopaki nie płacząArtykuł Marzenia się nie spełniają… pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.