JUSTINKA
Macierzyństwo – moja rzeczywistość
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Kiedy ktoś pyta mnie o bycie mamą przychodzą mi do głowy różne rzeczy, od mocno hardcorowych początków, po nieco zwariowane nauki nowych czynności. Ostatnio na fochu ( www.foch.pl) przeczytałam, że macierzyństwo jest przede wszystkim nudne. I wiecie co? No sporo w tym stwierdzeniu racji, ale też jak zwykle od każdej reguły jest jakiś wyjątek. Moja przygoda z macierzyństwem zaczęła się średnio, bo jak pojawił się Młody i ja i Małż byliśmy bez pracy, bez perspektyw i w ogóle bez nadziei na cokolwiek. Jednak fakt, że Młody urodził się zdrowy i taki w sumie fajny sprawił, że nie wybiegałam w przyszłość dalej niż 2 ? 3 dni do przodu. Oczywiście miewałam katastroficzne wizje, co to będzie, jak to będzie i że wszyscy z głodu popadamy i w ogóle, nas zaraz zlicytują. Na szczęście to wszystko się szybko odmieniło i Małż znalazł pracę szybko, a ja ? no nieco później niż zakładałam. Ale to nie o tym. Swoje macierzyństwo mogę podzielić właśnie na kilka etapów: hardcore ? jak ja się nazywam i co ja tu robię, nuda i lekka beznadzieja, o matko jaki hardcore ? jak ja się nazywam. Mam jeszcze cichą nadzieję, że etap nudy jeszcze przede mną, ale coś mi mówi, że to już nie powróci. Tak więc zacznijmy od początku. Hardcore ? jak ja się nazywam Zastanawiałam się też czy by tego paragrafu nie nazwać, jejku jaki on słodki ? rzyg? No wiecie, nad noworodkiem wszyscy się trzęsą, ze taki słodki i śliczny i w ogóle kuciu, kuciu. No to może ja powinnam zacząć od tego, że nigdy, ale to nigdy nie lubiłam dzieci. Swoich własnych, osobistych nie planowałam. Ba powiem więcej, planowałam własnych nie posiadać, bo dzieci, to kupy, pieluchy, nieprzespane noce i w ogóle udręka. No, niewiele się pomyliłam, bo początki są wiadomo wszędzie ciężkie. Ale skoro tylko krowa nie zmienia poglądów, to nadszedł dzień w którym jakoś tak mi się potomka zachciało i jakoś tak wyszło, że jest. Początki, czyli pierwsze dni i tygodnie dziecka na świecie są ciężkie. Tu nie ma czarów, regułek, ani leku na całe zło. Będzie za to mnóstwo Cioć i wujków ?dobra rada? wyskakujących z genialnymi pomysłami. Dziecko płacze dużo? To za mało go nosicie, albo za dużo, głodny, kolka, masz zły pokarm, to przez mleko modyfikowane, zła pozycja snu, daj wody, nie wody a herbatki, itp., itd. Niestety, trzeba się uzbroić w cierpliwość albo karabin. Ja mam o tyle dobrze, że z natury wiele rzeczy wpuszczam jednym uchem tylko po to by drugim wypuścić. Jeżeli jednak bywacie bardziej nerwowi ? co mocno się nasila po kilku nieprzespanych nocach, czasem lepiej powiedzieć ? Moje dziecko, moja sprawa?. Krótko i na temat. Wtedy taki typek albo się obrazi, albo nie, ale z całą pewnością obrobi nam w tzw. Towarzystwie tyłek. Tym też bym się nie przejmowała, pierwsze tygodnie macierzyństwa wykluczą Was na jakiś czas z establiszmentu J Tak więc na co należy się przygotować na samym początku: – brak snu, w wersji bardziej pokojowo nastawionego potomka sen przerywany ? dziecko niestety początkowo nie rozróżnia kiedy powinno jeść. Dla niego pusty brzuch = ryk więc drze się o najróżniejszych porach. Mogę Was pocieszyć, że Młody przesypiał noc ( od północy do 6-7 rano) odkąd skończył 2- 2,5 miesiąca, ale znam przypadki, gdzie trwa to niestety dużo dłużej; – zmęczenie fizyczne i psychiczne ? nie sypiacie wystarczająco długo, ciągle Was ktoś odwiedza, by obczaić słodkiego bobaska, a tu jeszcze wszystko inne do ogarnięcia. Cóż, początki są zawsze trudne. Przywykniecie, albo zaczniecie gryźć i nikt już Was nie będzie odwiedzać, ale to chyba nie o to chodzi; – frustracja i brak komunikacji ? tak mały człowiek potrafi jedynie płakać aby zasygnalizować, że coś jest nie ?teges?. Być może są super mamy, które rozróżniają płacz swojego malucha. Ja długo nie wiedziałam o co kaman Młodemu. No więc ?odptaszkowywałam? listę potencjalnych powodów czyli ? jedzenie, picie, pielucha, ból brzucha, temperatura, ból egzystencjalny ? tak sobie nazywałam potrzebę Młodego do poprzebywania w towarzystwie, czyli potrzebę ponoszenia, poprzytulania i ogólno pojętej uwagi. Na początku szło mi fatalnie, szczególnie jak wydawało się, że wszystko zrobione, jest środek nocy a on płacze. No i czemu? Ha i okazywało się, że jeszcze się sam nie umiał przekręcać, a chciał spać na brzuchu! Hahaha, kto by na to wpadł? – ogólne wk***enie ? tak , bo generalnie hormony szaleją, urodą człowiek teraz nie grzeszy, zmęczony, obolały i zły, a tu teściowa albo miła inaczej ciocia skwituje, że coś nam to macierzyństwo na urodę nie służy, albo że w domu jakiś taki rozgardiasz. No wiecie, nie będę może pogłębiać tego tematu, bo się zaraz denerwuję jak sobie tylko o tym pomyślę. Nuda i lekka beznadzieja Kiedy człowiek lekko okrzepnie ze wszystkim, zaczyna sobie ten swój mały świat na nowo organizować. I tak zauważamy sami, lub wyczytamy w jakimś mądrym poradniku, że dzieci lubią rutynę. Wiedząc o tym z lektury mądrych stron i artykułów poświęconych pielęgnacji dzieci ( jeszcze w ciąży oddawałam się tej lekturze) sporo rzeczy zaplanowałam od początku. Ponieważ Młody, świeżo poczęty człowiek nie rozpoznaje i nie rozróżnia dnia od nocy należy mu to jakoś zasygnalizować. Najprościej poprzez codzienne rytuały ? a najłatwiejszym do zaplanowania jest wieczorna kąpiel. Od początku ustaliliśmy, że przypadnie ona na ok. godzinę 19stą ( która obecnie przesunęła się na ok 20stą z minutami). Może uznacie mnie za nudziarę, ale nie wy obrażam sobie aby poza jakimiś skrajnymi sytuacjami Młody biegał mi po domu po godzinie 21. Wiadomo, teraz latem ciężko, go zagonić do wyra, ale już tak mu układam dzień, aby po kąpieli był na tyle zmęczony, że pada jak suseł. Niemożliwe? Możliwe, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość i systematyczność. Niestety tylko żelazna konsekwencja będzie naszym sprzymierzeńcem, a wierzcie mi, już kilkumiesięczne bąble potrafią nami genialnie manipulować. Ja będąc mamą niepracującą ( wróciłam do pracy jak Młody miał 2 lata i 3 miesiące) miałam jasno sprecyzowany plan dnia. 7 ? 7.30 pobudka, ogarnięcie siebie, szybkie śniadanie, ogarnięcie Młodego i karmienie. (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); 8-10 to był czas kiedy Młody trochę się bawił, a trochę mnie angażował. Często wtedy ubierałam Go i szliśmy do spożywczaka na małe zakupy, czy choćby po pieczywo. Po 10 Młody jadł drugie śniadanie, ja zabierałam się za obiad, prasowanie, pranie lub sprzątanie. Układałam w międzyczasie młodego do snu i szczególnie w początkowych miesiącach życia sama ucinałam sobie drzemkę. Ok 12-13 obiadek dla Młodego i spacer. Często wtedy odwiedzałam mamę, lub po prostu chodziłam, aby Młody się ?wywietrzył?. Ok 15-16 starałam się wracać do domu, aby dokończyć obiad mężowi i dokończyć dzieła ?ogarniania? domu. Po południu jak mąż zajmował się Młodym ja czasem szłam do koleżanki, czasem po prosto zalegałam przy komputerze albo książce. 19-20 kąpiel Młodego, mleko bajeczka buzi buzi i tuli tuli i lulu. No i serio, do tej pory ta godzina kąpieli tylko delikatnie się przesunęła. Powiem Wam, że moje dni zlewały się w jedną całość i wtedy miałam momenty, że wręcz rzygałam tą rutyną i powtarzalnością, ale ułatwiało mi to w sumie funkcjonowanie. Mogłam wiele rzeczy zaplanować, a Młody był wyraźnie spokojniejszy, jeżeli podążałam jego stałym rytmem dnia. Kiedy powróciłam do pracy zmieniło się to, że rano było nieco zamieszania, aby Młodego podrzucić do dziadków, a on czasem nie chciał współpracować i odmawiał wstawania porannego. Moje gotowanie przeniosło się z godzin porannych na popołudniowe, ale u dziadków Młody też miał swoje rytuały i podążali jego rytmem dnia. O matko jaki hardcore! ? czyli powtórka z rozrywki Kiedy Młody poszedł do przedszkola wcale jakoś wiele łatwiej nie było, bo wtedy zaczęły się choroby, przeziębienia i inne takie atrakcje. Wprawdzie jestem w o tyle komfortowej sytuacji, ze mam męża i rodziców, którzy się młodym zajmą jak trzeba go zatrzymać w domu, ale i tak taka ospa może nieźle sparaliżować życie i pokrzyżować masę planów. Z przedszkolakiem trudniej też się współpracuje wbrew pozorom. Ma on już swoje upodobania, swoich przedszkolnych idoli i przynosi do domu różne przedszkolne naleciałości. Np. koleżanki synowie przynieśli wszy, innej córa brzydkie wyrazy a mój Młody lamblie? Nie będziecie się nudzić jako mamy przedszkolaków. Oj nie! Ja teraz jeszcze zmieniłam pracę, jest mnie mniej w domu i Młody czasem daje upust swojej frustracji mówiąc jakieś przykrości. Ale są też plusy dla mnie, jak pisze do mnie listy i mówi, że mama coś robi lepiej i fajniej. Co mnie jednak czasem doprowadza do szału? To że czuję się jak na rollercoasterze! Jednego dnia wszystko poukładane i zaplanowane, a tu nagle w przedszkolu epidemia jelitówki i trzeba wszystko na szybko przeorganizować! Podsumowując ten przydługi wpis. – Jako mama nawet jak się nudzisz, to masz zajęcie. Nudne i powtarzalne, ale niestety nie leżysz i nie pachniesz. – Nie licz na cukierkowe wizje z reklam i czasopism dla mam. Bycie mamom to nie klepanie słodkiej różowiutkiej pupci. To blaski i cienie i całkiem sporo rutyny i nudy, okraszanej chorobami, kupami katarem i mokrymi od łez całusami. – Kiedy już wrócisz do upragnionej pracy ( tak wtedy odpoczywasz od codziennych obowiązków domowych przez te pełne 8 godzin) będzie Ci żal, że nie możesz za każdym razem pójść na akademię do przedszkola, nie zawsze odbierzesz dziecko po zajęciach i nie wszystkie jego wyczyny zobaczysz jako ta pierwsza. – Nie będziesz w stanie sobie przypomnieć, jak wyglądało Twoje życie bez dziecka! A jak to jest u Was? (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Link to this post!