Sernik na zimno straciatella

JUSTINKA

Sernik na zimno straciatella

Zestawy do pracy 42

JUSTINKA

Zestawy do pracy 42

Podsumowanie minionego roku i Noworoczne plany

JUSTINKA

Podsumowanie minionego roku i Noworoczne plany

Gulasz z udźca indyka

JUSTINKA

Gulasz z udźca indyka

Zupa krem z warzyw korzeniowych i pomidorów

JUSTINKA

Zupa krem z warzyw korzeniowych i pomidorów

Pijmy soki warzywno-owocowe, na przekór jesieni

JUSTINKA

Pijmy soki warzywno-owocowe, na przekór jesieni

Nieustające wakacje…czyli w domu jak na urlopie

JUSTINKA

Nieustające wakacje…czyli w domu jak na urlopie

Szpitalne opowieści…

JUSTINKA

Szpitalne opowieści…

Powrót

JUSTINKA

Powrót

Macierzyństwo – moja rzeczywistość

JUSTINKA

Macierzyństwo – moja rzeczywistość

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});   Kiedy ktoś pyta mnie o bycie mamą przychodzą mi do głowy różne rzeczy, od mocno hardcorowych początków, po nieco zwariowane nauki nowych czynności. Ostatnio na fochu ( www.foch.pl) przeczytałam, że macierzyństwo jest przede wszystkim nudne. I wiecie co? No sporo w tym stwierdzeniu racji, ale też jak zwykle od każdej reguły jest jakiś wyjątek. Moja przygoda z macierzyństwem zaczęła się średnio, bo jak pojawił się Młody i ja i Małż byliśmy bez pracy, bez perspektyw i w ogóle bez nadziei na cokolwiek. Jednak fakt, że Młody urodził się zdrowy i taki w sumie fajny sprawił, że nie wybiegałam w przyszłość dalej niż 2 ? 3 dni do przodu. Oczywiście miewałam katastroficzne wizje, co to będzie, jak to będzie i że wszyscy z głodu popadamy i w ogóle, nas zaraz zlicytują. Na szczęście to wszystko się szybko odmieniło i Małż znalazł pracę szybko, a ja ? no nieco później niż zakładałam. Ale to nie o tym. Swoje macierzyństwo mogę podzielić właśnie na kilka etapów: hardcore ? jak ja się nazywam i co ja tu robię, nuda i lekka beznadzieja, o matko jaki hardcore ? jak ja się nazywam. Mam jeszcze cichą nadzieję, że etap nudy jeszcze przede mną, ale coś mi mówi, że to już nie powróci. Tak więc zacznijmy od początku. Hardcore ? jak ja się nazywam Zastanawiałam się też czy by tego paragrafu nie nazwać, jejku jaki on słodki ? rzyg? No wiecie, nad noworodkiem wszyscy się trzęsą, ze taki słodki i śliczny i w ogóle kuciu, kuciu.  No to może ja powinnam zacząć od tego, że nigdy, ale to nigdy nie lubiłam dzieci. Swoich własnych, osobistych nie planowałam. Ba powiem więcej, planowałam własnych nie posiadać, bo dzieci, to kupy, pieluchy, nieprzespane noce i w ogóle udręka. No, niewiele się pomyliłam, bo początki są wiadomo wszędzie ciężkie. Ale skoro tylko krowa nie zmienia poglądów, to nadszedł dzień w którym jakoś tak mi się potomka zachciało i jakoś tak wyszło, że jest. Początki, czyli pierwsze dni i tygodnie dziecka na świecie są ciężkie. Tu nie ma czarów, regułek, ani leku na całe zło. Będzie za to mnóstwo Cioć i wujków ?dobra rada? wyskakujących z genialnymi pomysłami. Dziecko płacze dużo? To za mało go nosicie, albo za dużo, głodny, kolka, masz zły pokarm, to przez mleko modyfikowane, zła pozycja snu, daj wody, nie wody a herbatki, itp., itd. Niestety, trzeba się uzbroić w cierpliwość albo karabin. Ja mam o tyle dobrze, że z natury wiele rzeczy wpuszczam jednym uchem tylko po to by drugim wypuścić. Jeżeli jednak bywacie bardziej nerwowi ? co mocno się nasila po kilku nieprzespanych nocach, czasem lepiej powiedzieć ? Moje dziecko, moja sprawa?. Krótko i na temat. Wtedy taki typek albo się obrazi, albo nie, ale z całą pewnością obrobi nam w tzw. Towarzystwie tyłek. Tym też bym się nie przejmowała, pierwsze tygodnie macierzyństwa wykluczą Was na jakiś czas z establiszmentu J Tak więc na co należy się przygotować na samym początku: – brak snu, w wersji bardziej pokojowo nastawionego potomka sen przerywany ? dziecko niestety początkowo nie rozróżnia kiedy powinno jeść. Dla niego pusty brzuch = ryk więc drze się o najróżniejszych porach. Mogę Was pocieszyć, że Młody przesypiał noc ( od północy do 6-7 rano) odkąd skończył 2- 2,5 miesiąca, ale znam przypadki, gdzie trwa to niestety dużo dłużej; – zmęczenie fizyczne i psychiczne ? nie sypiacie wystarczająco długo, ciągle Was ktoś odwiedza, by obczaić słodkiego bobaska, a tu jeszcze wszystko inne do ogarnięcia. Cóż, początki są zawsze trudne. Przywykniecie, albo zaczniecie gryźć i nikt już Was nie będzie odwiedzać, ale to chyba nie o to chodzi; – frustracja i brak komunikacji ? tak mały człowiek potrafi jedynie płakać aby zasygnalizować, że coś jest nie ?teges?. Być może są super mamy, które rozróżniają płacz swojego malucha. Ja długo nie wiedziałam o co kaman Młodemu. No więc ?odptaszkowywałam? listę potencjalnych powodów czyli ? jedzenie, picie, pielucha, ból brzucha, temperatura, ból egzystencjalny ? tak sobie nazywałam potrzebę Młodego do poprzebywania w towarzystwie, czyli potrzebę ponoszenia, poprzytulania i ogólno pojętej uwagi. Na początku szło mi fatalnie, szczególnie jak wydawało się, że wszystko zrobione, jest środek nocy a on płacze. No i czemu? Ha i okazywało się, że jeszcze się sam nie umiał przekręcać, a chciał spać na brzuchu! Hahaha, kto by na to wpadł? – ogólne wk***enie ? tak , bo generalnie hormony szaleją, urodą człowiek teraz nie grzeszy, zmęczony, obolały i zły, a tu teściowa albo miła inaczej ciocia skwituje, że coś nam to macierzyństwo na urodę nie służy, albo że w domu jakiś taki rozgardiasz. No wiecie, nie będę może pogłębiać tego tematu, bo się zaraz denerwuję jak sobie tylko o tym pomyślę.   Nuda i lekka beznadzieja Kiedy człowiek lekko okrzepnie ze wszystkim, zaczyna sobie ten swój mały świat na nowo organizować. I tak zauważamy sami, lub wyczytamy w jakimś mądrym poradniku, że dzieci lubią rutynę. Wiedząc o tym z lektury mądrych stron i artykułów poświęconych pielęgnacji dzieci ( jeszcze w ciąży oddawałam się tej lekturze) sporo rzeczy zaplanowałam od początku. Ponieważ Młody, świeżo poczęty człowiek nie rozpoznaje i nie rozróżnia dnia od nocy należy mu to jakoś zasygnalizować. Najprościej poprzez codzienne rytuały ? a najłatwiejszym do zaplanowania jest wieczorna kąpiel. Od początku ustaliliśmy, że przypadnie ona na ok. godzinę 19stą ( która obecnie przesunęła się na ok 20stą z minutami). Może uznacie mnie za nudziarę, ale nie wy obrażam sobie aby poza jakimiś skrajnymi sytuacjami Młody biegał mi po domu po godzinie 21. Wiadomo, teraz latem ciężko, go zagonić do wyra, ale już tak mu układam dzień, aby po kąpieli był na tyle zmęczony, że pada jak suseł. Niemożliwe? Możliwe, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość i systematyczność. Niestety tylko żelazna konsekwencja będzie naszym sprzymierzeńcem, a wierzcie mi, już kilkumiesięczne bąble potrafią nami genialnie manipulować. Ja będąc mamą niepracującą ( wróciłam do pracy jak Młody miał 2 lata i 3 miesiące) miałam jasno sprecyzowany plan dnia. 7 ? 7.30 pobudka, ogarnięcie siebie, szybkie śniadanie, ogarnięcie Młodego i karmienie. (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); 8-10 to był czas kiedy Młody trochę się bawił, a trochę mnie angażował. Często wtedy ubierałam Go i szliśmy do spożywczaka na małe zakupy, czy choćby po  pieczywo. Po 10 Młody jadł drugie śniadanie, ja zabierałam się za obiad, prasowanie, pranie lub sprzątanie. Układałam w międzyczasie młodego do snu i szczególnie w początkowych miesiącach życia sama ucinałam sobie drzemkę. Ok 12-13 obiadek dla Młodego i spacer. Często wtedy odwiedzałam mamę, lub po prostu chodziłam, aby Młody się ?wywietrzył?. Ok 15-16 starałam się wracać do domu, aby dokończyć obiad mężowi i dokończyć dzieła ?ogarniania? domu. Po południu jak mąż zajmował się Młodym ja czasem szłam do koleżanki, czasem po prosto zalegałam przy komputerze albo książce. 19-20 kąpiel Młodego, mleko bajeczka buzi buzi i tuli tuli i lulu. No i serio, do tej pory ta godzina kąpieli tylko delikatnie się przesunęła. Powiem Wam, że moje dni zlewały się w jedną całość i wtedy miałam momenty, że wręcz rzygałam tą rutyną i powtarzalnością, ale ułatwiało mi to w sumie funkcjonowanie. Mogłam wiele rzeczy zaplanować, a Młody był wyraźnie spokojniejszy, jeżeli podążałam jego stałym rytmem dnia. Kiedy powróciłam do pracy zmieniło się to, że rano było nieco zamieszania, aby Młodego podrzucić do dziadków, a on czasem nie chciał współpracować i odmawiał wstawania porannego. Moje gotowanie przeniosło się z godzin porannych na popołudniowe, ale u dziadków Młody też miał swoje rytuały i podążali jego rytmem dnia. O matko jaki hardcore! ? czyli powtórka z rozrywki Kiedy Młody poszedł do przedszkola wcale jakoś wiele łatwiej nie było, bo wtedy zaczęły się choroby, przeziębienia i inne takie atrakcje. Wprawdzie jestem w o tyle komfortowej sytuacji, ze mam męża i rodziców, którzy się młodym zajmą jak trzeba go zatrzymać w domu, ale i tak taka ospa może nieźle sparaliżować życie i pokrzyżować masę planów. Z przedszkolakiem trudniej też się współpracuje wbrew pozorom. Ma on już swoje upodobania, swoich przedszkolnych idoli i przynosi do domu różne przedszkolne naleciałości. Np. koleżanki synowie przynieśli wszy, innej córa brzydkie wyrazy a mój Młody lamblie? Nie będziecie się nudzić jako mamy przedszkolaków. Oj nie! Ja teraz jeszcze zmieniłam pracę, jest mnie mniej w domu i Młody czasem daje upust swojej frustracji mówiąc jakieś przykrości. Ale są też plusy dla mnie, jak pisze do mnie listy i mówi, że mama coś robi lepiej i fajniej. Co mnie jednak czasem doprowadza do szału? To że czuję się jak na rollercoasterze! Jednego dnia wszystko poukładane i zaplanowane, a tu nagle w przedszkolu epidemia jelitówki i trzeba wszystko na szybko przeorganizować! Podsumowując ten przydługi wpis. – Jako mama nawet jak się nudzisz, to masz zajęcie. Nudne i powtarzalne, ale niestety nie leżysz i nie pachniesz. – Nie licz na cukierkowe wizje z reklam i czasopism dla mam. Bycie mamom to nie klepanie słodkiej różowiutkiej pupci. To blaski i cienie i całkiem sporo rutyny i nudy, okraszanej chorobami, kupami katarem i mokrymi od łez całusami. – Kiedy już wrócisz do upragnionej pracy ( tak wtedy odpoczywasz od codziennych obowiązków domowych przez te pełne 8 godzin) będzie Ci żal, że nie możesz za każdym razem pójść na akademię do przedszkola, nie zawsze odbierzesz dziecko po zajęciach i nie wszystkie jego wyczyny zobaczysz jako ta pierwsza. – Nie będziesz w stanie sobie przypomnieć, jak wyglądało Twoje życie bez dziecka!   A jak to jest u Was?   (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Link to this post!

JUSTINKA

Dzień dziecka – czy rozpieszczać maluchy?

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Zwykle w poniedziałki znajdujecie u mnie zestawy jedzenia do pracy, ale dziś w związku z ważnym świętem, Dniem Dziecka, postanowiłam nieco odmienić formułę. W zasadzie dopóki nie „weszłam w posiadanie” Potomka, nie zdawałam sobie sprawy, jak trudnym zadaniem może być wybór prezentu dla milusińskich. Kiedy szłam do znajomych posiadających dziecko miewałam problem z zakupem upominku, ale zwykle na dziale dziecięcym udawało mi się szybko „COŚ” wybrać. Dziś wiem, że to COŚ mogło nie być najlepszym wyborem. Bo głównie kierowałam się zasadą, widełki cenowe i oznaczenie producenta, sugerujące wiek młodocianego. Jeżeli spodziewaliście się, że będę opisywać jak wybierać prezenty to jesteście w błędzie! Dziś zaplanowałam opisać jak we właściwy sposób ( właściwy w moim osądzie oczywiście) rozpieszczać dziecko. Opiszę Wam, jak czasem sama to robię. Jak lubię to robić i jak rozpieszczamy siebie z Młodym nawzajem.  Brudne dziecko = szczęśliwe dziecko Jest coś bardzo prawdziwego w tym stwierdzeniu. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie mam na myśli małego brudaska, który wannę i mydło widział przy okazji Bożego Narodzenia. Tu chodzi raczej o pewną swobodę i nonszalancję w ubiorze ( celowo nie użyję modnego ostatnio słowa outfit, ale o tym napiszę innym razem). Mój Młody nienawidzi sztywnych ubrań. Wszystkie koszule, kołnierzyki, guziki czy paski odpadają. Moje dziecię chadza tylko w koszulkach, spodniach dresowych, latem w krótkich gaciach, a przy okazji upału w samych majtach z nogawkami. Nawet na imprezy rodzinne. Dlaczego? Pewnie tak mu wygodniej. Poza tym wiadomo, jak wysmaruje farbami dresy czy koszulki, nie będzie ani dymu, ani rozpaczy. Odrobina szaleństwa w codziennej rutynie To punkt, w którym wszyscy rodzice nocnych Marków będą mi zazdrościć i pluć na mnie. Ale wiecie, dziecko to taka walizeczka, z której wyciągamy tylko to, co sami do niej wkładamy. Od narodzin Młodego mamy jedną ważną zasadę, której staramy się jak najmocniej przestrzegać, jest nią czas kąpieli i pójście spać. Zawsze w okolicach 20 rozpoczynamy kąpiel, potem bajka i lulu. I wiecie co? To działa. Fakt, że czasem przez to miewamy w weekend pobudkę przed 7 rano, ale wieczory są tylko nasze! I właśnie wtedy kiedy Młody śpi, my dorośli mamy czas na szaleństwa! Razem się wygłupiamy Staram się każdego dnia znaleźć choć odrobinę czasu na wygłupy z Młodym. Łaskotki, trąbka z nosa, dziwne odgłosy wtedy królują. Nie jest wtedy ważny ani makijaż, ani fryzura, ani nic innego. Wiecie, takie wygłupy są niezwykle odświeżające. Nie tylko Młody jest zachwycony, ale ja niesamowicie dotleniona! (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Spacerujemy Wiecie, ostatnio znalazłam genialne rozwiązanie aby załatwić ważne sprawunki i wyjść z Młodym na spacer. Zakupiliśmy mu rower na urodziny i teraz chłopak śmiga na 2 kółkach jak się patrzy. Dzięki temu mogę spokojnie zabrać go do pobliskiego warzywniaka czy Społemu na zakupy. On nie płacze po drodze, że go nogi bolą, ja nie muszę pchać starego za małego rowerka, a Młody jest zadowolony, bo nie tylko testuje maszynę, ale też zadaje mi milion pytań o wszystko! Czasem razem śpimy Młody miewa okresy, kiedy w jego życiu sporo się dzieje i jest niespokojny. Często wtedy przychodzi do nas spać. Wcześniej byłam tego przeciwniczką, ale teraz czerpię z tego garściami. Bo mimo, iż wyspać się z nim ciężko, to nie znajduję większej przyjemności niż przytulenie najwspanialszej „Przytulanki” na świecie. Małe radości i małe niespodzianki Masz coś dla mnie?- takimi słowami witałam moją mamusię, gdy ta wracała z pracy. Kupiłaś mi coś?- tak mnie wita co dzień Młody. Mąż mnie za to gani, ale ja zawsze staram się mieć COKOLWIEK. Guma rozpuszczalna, soczek, woda, fajny kapsel, nowy długopis. Coś, czego Młody nie pamięta. On jest szczęśliwy, a ja powiem brzydko na 30 sekund mam go z głowy! Jestem matką nieidealną, ale czy złą? Często zdarza mi się ulegać Młodemu, czasem na niego krzyknę, ale czy to znaczy że jestem złą matką? Dorozłam do tego aby samej siebie nie oceniać. Zrobi to reszta społeczeństwa   Kochani, zabierzcie Wasze maluchy na lody, dziś nie tylko ich święto, ale też piękny dzień! (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Link to this post!

JUSTINKA

Hashimoto – jak żyć z chorobą autoimmunologiczną

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); O chorobie Hashimoto wspominałam Wam już jakiś czas temu w poście Hashimoto: śmieszna nazwa, nieśmieszne konsekwencje. Dlaczego postanowiłam napisać coś ponownie? Bo to mój blog i w sumie mogę tu pisać o wszystkim co mnie dotyczy i interesuje, ale przede wszystkim otrzymałam całą masę e-maili w sprawie tej przedziwnej choroby. Autoimmunologiczne zapalenie tarczycy jest dolegliwością trudną do okiełznania z kilku powodów. Przede wszystkim nie znamy przyczyn jej powstawania i przez to nie leczymy samej choroby, ale łagodzimy jej objawy. Nie jestem fanatyczką i sporo niuansów jeszcze przede mną, ale dziś wiem, że zdrowe i higieniczne życie ma niebagatelne znaczenie. Na chwilę obecną możemy jedynie suplementować niedobór hormonów, badać się regularnie i… no właśnie i co? W Internecie możecie odnaleźć całe mnóstwo informacji nt. tego co jeść, a raczej czego nie wolno nam jeść aby zahamować proces zapalny w organizmie. Dziś na pewno znajdziecie jedno – odrzucenie glutenu. Sama nie porzuciłam go, a jedynie ograniczyłam znacznie spożycie produktów pszenicznych. Wiem, posypią się na mnie teraz gromy, ale zrobiłam to  konsultacji ze swoją Panią doktor, której ufam jej wiedzy i poradom. Dodatkowo, nie chcę się wypowiadać kategorycznie na temat skuteczności diety bezglutenowej. Jest na pewno modna, na pewno sprawia, że większą uwagę przykładamy do tego co jemy i co najważniejsze wiele osób dzięki tej właśnie diecie czuje się lepiej. Czyli coś w niej jest, nawet jeżeli to tylko efekt placebo chyba warto zaryzykować. Na mnie nie działa, za bardzo kocham makaron. (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Mocno ograniczyłam spożycie nabiału. Wbrew pozorom podobnie jak cukier, mleko nie krzepi. Ograniczyłam nabiał do kefiru i jogurtu naturalnego i jakiegoś smacznego sera od czasu do czasu, bo to moje kolejne małe uzależnienie. Przede wszystkim nie jem już „pysznych” jogurcików smakowych, wypełnionych syropem glukozowo fruktozowym. Staram się też nie jeść fast-foodów i gotowców i ogólnie zanim coś zjem pomyślę chwilę nad tym. Pilnuję zabierania lunchu ( drugiego śniadania, prowiantu, obiadu – zwał jak zwał) do pracy. Czasem nie mam weny, ochoty, czy pomysłu i zabieram, do pracy kanapki, owoc czy jogurt z mrożonymi owocami, ale staram się zawsze mieć coś. Bez jedzenia mózg nie pociągnie zbyt długo, zabraknie nam sił. Ja bez jedzenia w pracy po powrocie rzuciłabym się na słodycze czy inne smaczne paskudztwa. Co robić jeżeli nie zabierzemy na cały dzień nic? Wejdźmy w drodze do spożywczaka, kupmy banana, jogurt naturalny, bułkę pełnoziarnistą, albo jeżeli mamy taką możliwość zamówmy obiad do pracy. Choćby to miała być tylko zupa ( a zupy są najlepsze!). Nie wiem czy komukolwiek pomogłam, bo moje podejście nie sprawiło, że ozdrowiałam, ale przecież, z Hashimoto będę związana do końca życia. Moja uwaga w stosunku do tego co wkładam na talerz nie powoduje, że chudnę, ale dzięki niej opanowałam tycie i puchnięcie. Ba mogę nawet powoli nieśmiało stwierdzić, że zaczynam mieć choć odrobinę wpływu na moją wagę – moje działania powodują, że przestałam tyć. Miewam dołki i górki, bo tak to już jest, ale kochani, każdy kto usłyszy diagnozę „Hashimoto” przede wszystkim nie powinien się bać. Należy wiedzieć jedno, od dnia diagnozy, już nic nie będzie takie jak dawniej, bo oto nagle okaże się, że coś w naszym organizmie nie działa tak, jak powinno. Nagle zrozumiemy co to są wahania hormonów, chwiejne nastroje czy uczucie totalnej bezsilności, niechciejstwa i zniechęcenia. Ale nie łamcie się, każdy z nas to przechodzi. Trzeba się „ogarnąć” zebrać 4litery w troki i do roboty. Zdrowe odżywianie, odrobina ruchu i ochota do życia sama powraca. No i nie zrzucajmy wszystkiego na tę biedną malutką tarczycę   (adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Link to this post!

Woda smakowa

JUSTINKA

Woda smakowa

Jedzenie do pracy 39

JUSTINKA

Jedzenie do pracy 39

Jak zaplanować i zapakować zestawy do pracy

JUSTINKA

Jak zaplanować i zapakować zestawy do pracy

Zanim zostałam matką

JUSTINKA

Zanim zostałam matką

Zestawy do pracy

JUSTINKA

Zestawy do pracy

Mleko migdałowe

JUSTINKA

Mleko migdałowe

Zestawy do pracy

JUSTINKA

Zestawy do pracy

Zbrodnia i kara, czyli karanie najmłodszych. Tak czy nie?

JUSTINKA

Zbrodnia i kara, czyli karanie najmłodszych. Tak czy nie?

Przegląd moich pudełek na lunche do pracy

JUSTINKA

Przegląd moich pudełek na lunche do pracy

Kiedy właściwie pojawia się miłość do dziecka

JUSTINKA

Kiedy właściwie pojawia się miłość do dziecka

Szczepić czy nie szczepić?

JUSTINKA

Szczepić czy nie szczepić?

JustInka w Turcji – Stambuł I’m lovin’ it!

JUSTINKA

JustInka w Turcji – Stambuł I’m lovin’ it!

Test rozdrabniacza Chop & Blend Aura firmy Russell Hobbs

JUSTINKA

Test rozdrabniacza Chop & Blend Aura firmy Russell Hobbs

Mleko owsiane

JUSTINKA

Mleko owsiane

Dziecięce emocje i rozmowy o nich

JUSTINKA

Dziecięce emocje i rozmowy o nich

Bułeczki cynamonowe

JUSTINKA

Bułeczki cynamonowe

Mamo, tato chodźmy na dwór!

JUSTINKA

Mamo, tato chodźmy na dwór!

Zestawy do pracy 33

JUSTINKA

Zestawy do pracy 33