Idziemy na niedźwiedzia – czyli jak ożywić literaturę

NASZE KLUSKI

Idziemy na niedźwiedzia – czyli jak ożywić literaturę

Zabawki małych ogrodniczek ;)

BABYLANDIA

Zabawki małych ogrodniczek ;)

Każde dziecko lubi zabawę w pisakownicy, ale moje dziewczyny to już chyba lekko przesadzają. Alicja choć ma już prawie 9 lat na placu zabaw mogłaby siedzieć tylko w piasku. Cały czas kopie jakieś nory, jamy, tunele. Młodszym dzieciaczkom robi babki itp. Natalka oczywiście jak zwykle we wszystkim ją naśladuje i tak piaskownica to ulubione miejsce moich panienek na placu. Ale najbardziej na świecie obie lubią bawić się w ogród. Na naszej działce niestety nie ma pola do  popisu w tym temacie. Wszędzie twarda, czarna ziemia. To właśnie dla dziewczyn powstał nasz niewielki ogródeczek. Ale wiecie jak to z nim jest. Raz się kopie, raz sieje, a potem pozostaje tylko o niego dbać, pielić, podlewać itp. A Alicja najchętniej cały czas wsadzałaby nowe roślinki, przesadzała je, projektowała coś nowego. I to nie musi być ogród, który przetrwa wszystko. To ma być ogród do zabawy i tyle. Dlatego też niekiedy unikamy wyprawy na pobliski plac zabaw, bo tam nie ma skąd wziąć roślinek, a mamusie krzywo patrzą na sadzenie chwastów w piaskownicy. Musimy wtedy wybrać się gdzieś w okolice stawów itp. Tam piasek może nie jest idealny, ale za to bawić można się na wiele sposobów. Wystarczy tylko mieć odpowiednie narzędzie i... do dzieła!Czytaj więcej »

PANNA OCEANNA

Czas mija bezpowrotnie

Źródło: http://promotiontops.pl/ Jedynak do czasu. Mający rodziców tylko dla siebie, jeszcze przez kilka miesięcy. Jednak czy ten czas dobrze wykorzystaliśmy, wykorzystujemy? Czy rzucanie słów " Zaraz" , " za chwilę" , "nie teraz" nie sprawia czasem, że, dni uciekają nam przez palce? Że pewnego dnia budzimy się i widzimy, iż nie mamy przy sobie noworodka, a prawie 3 letnie dziecko,

HELOWA MAMA

Złota rybka.

W życiu każdego mistrza przychodzi dzień, w którym musi uznać wyższość swojego ucznia. Na szczęście ja nie muszę. Co prawda już od dawna wiem, że mój uczniak bije mnie na głowę, jednak fakt, że przerastam go doświadczeniem pozwala mi ten stan rzeczy trzymać w ukryciu. Zazwyczaj utrzymywanie tej iluzji idzie mi na tyle zgrabnie, że momentami sama  jeszcze we własną pozycję wierzę, jednak nie dziś. Dziś Helka znów mnie znokautowała. W dodatku sama się podłożyłam.-Helka, zagramy w CO BY BYŁO GDYBY? -pyta mistrz z chytrym wyrazem twarzy.-dobla, ja zacynam!-odpowiada nie podejrzewający podstępu uczeń.-dajesz.-co by było gdyby... zablać ludziom wsystkie batelie od telefonów i komputelów?-doooobre! Myślę, że musieliby więcej ze sobą rozmawiać. Nie można byłoby zadzwonić, więc częściej by się odwiedzali.-tak! I jesce cytaliby ksiązki zamiast siedzieć psed komputelem!-nooo, to było niezłe. Teraz ja.-tu mistrz przechodzi do sedna-co by było gdyby... Helka złapała złotą rybkę?-miałabym tsy zycenia!-no tak, tylko jakie są twoje trzy życzenia? O czym marzysz?-ale mogę wyblać wsystko co tylko chcę?-tak- odpowiada mistrz.- no to pielwse zycenie: zeby na świecie była ladość i scęście. Dlugie: zebym mogła wycalować psyjaciół dla wsystkich samotnych ludzi, któzy nie mają z kim lozmawiać. Tsecie: zeby kazdy cłowiek na świecie był dobly. KAZDY! Wtedy nikt by się nie bał i nikt nie lobiłby innym ksywdy.A mistrz chciał się tylko dowiedzieć, co uczeń chce dostać na urodziny.

OPTYMISTYCZNIE

Maclaren Mark II recenzja spacerówki

Moje dziecko to leń. A moja dotychczasowa spacerówka to krowa składająca się w niemałe dwie części. Postanowiłam więc znaleźć Nikoli idealną podwieźdupkę. Jakiej spacerówki poszukiwałam? Małej, zwrotnej, lekkiej, łatwo składająco-rozkładającej się, niedrogiej i o nietypowym wyglądzie. Znalazłam więc dwa typy, Quinny Yezz Air i Quinny Zapp Xtra. Jednakże tak szybko, jak powstała myśl o ich kupnie, tak szybko czar obu wózków prysł. Yezz Air od razu skradł moje serce designem, cóż poradzę że lubię kosmiczne wózki. Ale nie ma kosza, który po krótkim przemyśleniu sprawy okazał się być niezbędny, z wielu opinii wynika że jest dość głośny, jakoś wydał mi się zbyt niski (chodzi o te rurki pod spodem), stosunkowo niewielki Post Maclaren Mark II recenzja spacerówki pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

Niespełnione obietnice czyli jak zranić dziecko...

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Niespełnione obietnice czyli jak zranić dziecko...

Perfect house- czyli mój ‘house’po wakacjach ;)

KAMPERKI

Perfect house- czyli mój ‘house’po wakacjach ;)

MATKA NIE IDEALNA

Macierzyństwo 2.0.

Na drugie dziecko zdecydowaliśmy się świadomie i całkiem na trzeźwo. Wiele osób powtarzało, że dwójka dzieci to rollercoaster bez pasów bezpieczeństwa. Żeby na razie odpocząć, że życie, że kariera, że zimne piwo i takie, takie… Ale ja, napompowana miłością do granic możliwości, z Hanką w sercu i umyśle uparłam się, że chcę zakochać się jeszcze […] Artykuł Macierzyństwo 2.0. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

BUUBA

Jak przeżyć poranek z dwoma przedszkolaczkami i żywo wyjechać z domu?

Ciężko Ci się ogarnąć samej z rana? A jeszcze przecież zostały dwa berbecie... Wszyscy musicie wybyć z domu i zdążyć do pracy/żłobka/przedszkola na czas...

KURA KU RAdości

Budowa

Kurza strona jest w przebudowie, dlatego chwilowy bałagan. I rysunki trochę obcienkowane. Ale już za chwileczkę, już za momencik! Pozdrawiam Kura

MAMA TRÓJKI

ODKRYWAJ NOWE LĄDY W GRZE REACH FOR THE SKIES

             Nie posiadasz telewizora, Twoje dziecko ma ograniczony dostęp do komputera i limitowany internet w telefonie? Gry i zabawy powinny posiadać walory edukacyjne i zręcznościowe? Mam dla ciebie idealną propozycję rozrywki. Skąd mam taką pewność? Jestem rozsądnym rodzicem. Zanim dam dzieciom grę do zabawy, najpierw testuję sama. Dzięki temu wiem, czego się spodziewać. Niedawno miała

Pokój Natalki Gotowy (dużo zdjęć)

PAMIĘTNIK MAMY

Pokój Natalki Gotowy (dużo zdjęć)

Little Big Thing

DO ZOBACZENIA!

Pora zmienić platformę. Teraz szukajcie nas tutaj: LITTLE BIG THING

PANNA OCEANNA

Projekt Wyprawka część I

Wyprawka dla Marysi powoli nabiera coraz pokaźniejszych gabarytów. Wiele paczek do nas jedzie, wiele czeka na zamówienie, wiele jeszcze przed nami. Dziś chcę pokazać Wam pierwszą część wyprawki dla Mańki i choć przyznaję, że trochę tych części będzie, to jednak uspokajam Was, iż Mania nie przebije Antka nawet w 1/10 . ;)  Z wielką chęcią wpadłabym w szał zakupowy, nakupiła ubranek,

Czego nauczyło mnie moje dziecko? + NIESPODZIANKA!

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Czego nauczyło mnie moje dziecko? + NIESPODZIANKA!

Przygoda życia za 3 złote!

KAMPERKI

Przygoda życia za 3 złote!

Pokój dla dziewczynki

Lady Gugu

Pokój dla dziewczynki

WIKILISTKA

9 zasad, które ułatwią Ci życie z dziećmi

wikilistka.pl Jak to robię, że pijam gorącą herbatę, moich posiłków nie stanowi dojadanie resztek po dzieciach i do łazienki ZAWSZE chodzę bez dzieci? Zdradzę Ci moje sposoby, które sprawiają, że da się być z dziećmi na okrągło, nie podrzucać do dziadków czy cioć, do tego pracować w domu i nie zwariować.  Poprzedni tydzień z chorą Mią trzymaną non stop na rękach i jednoczesnym pieczeniem ciast, tortów i babeczek na urodziny Wiki uświadomił mi jedną ważną rzecz – zrozumiałam, jak bardzo cenię sobie codzienność, która została wypracowana dzięki kilku zasadom i rytuałom. Z pozoru niezauważalne błahostki, a wychodzi na to, że to właśnie one pozwoliły mi stworzyć codzienność, która pozwala mi funkcjonować z dziećmi 24/7 przez okrągły rok i nie zwariować. Przeziębiona Mia udowodniła mi jak to jest łamać te wszystkie postanowienia i być na kwęknięcie dziecia 24/7 i dobitnie uświadomiła mi, że na dłuższą metę to jest na tyle toksyczne podejście, że chyba mogłoby zabić. Pomyślałam, że skoro te zasady tak bardzo pomagają mi, może niektóre z nich przydadzą się także Tobie – zwłaszcza, jeśli jesteś na początku swojej przygody z macierzyństwem. Dziś opowiem Ci o kilku sprawach, które sprawiają, że jeszcze nie zwariowałam ; )                                      9 zasad, które ułatwiają nam życie z dziećmi WSZYSCY JESTEŚMY  TAK SAMO WAŻNI Nie ma tak, że nagle rzucę mycie zębów w połowie, bo najedzone, czyste, przebrane dziecko, którego nic nie boli ma właśnie focha i zamiast siedzieć akurat chce wstać. Nie ma tak, że nie zrobię obiadu, bo dziecko mnie terroryzuje płaczem i chce być 24/7 na rękach … Tak samo nie przestanę nagle czytać Wiki bajki, bo Mia jęknęła ani nie skończę odkurzania w połowie, bo Wiki sobie wymyśliła, że mam się z nią TERAZ pobawić Lego. Jeśli dziecko jest zdrowe, czyste, ma komfort termiczny, jest najedzone, nie jest zmęczone tylko akurat wymyśliło sobie, że dobrze jest tylko u rodziców na rękach i to tylko chodząc w kółko po pokoju to niestety, ale musi sobie poradzić z faktem, że nie każda taka zachcianka będzie spełniana na pstryknięcie palcem. To działa też w drugę stronę – na przykład: szanujemy to, że Wiki (dzieci) może nie mieć ochoty na spędzenie dnia/weekendu tak, jak my to sobie wymyślimy, dlatego zawsze staramy się wcześniej o tym rozmawiać i szukamy takiego rozwiązania, żebyśmy wszyscy byli zadowoleni (w ogóle staramy się omówić z dziećmi większość planów i decyzji, poznać ich zdanie jeśli temat ich dotyczy). Jeśli Mała chce iść na rower i plac zabaw, a my po tygodniu chcielibyśmy jednak pospacerować poza obrębem osiedla, w ładniejszej scenerii, to pakujemy rower i jedziemy do parków nad morzem, gdzie mamy i morze i scenerię i ścieżkę rowerową i ogromne, piękne place zabaw. Owszem, są wyjatki – Mia jest ciężkim przypadkiem i uparcie próbuje wszystkich nas przekonać, że jednak jest najważniejszą królową wszechświata, ale walczymy o nasze zasady dzielnie. KAŻDY MA PRAWO DO CZASU/MIEJSCA TYLKO DLA SIEBIE Nakreślmy sytuację – jesteśmy z dziećmi 24/7 , okrągły rok. Jeśli któreś z nas wychodzi – drugie zostaje z dwójką. Nie mamy możliwości podrzucenia ich do dziadków, cioć czy nigdzie indziej. Decydując się na dzieci miałam świadomość, że tak właśnie będzie, więc nie mam do nikogo pretensji, ale jednocześnie – wiedziałam, że MUSZĄ pojawić się zasady, które pozwolą w takim układzie nie zwariować. Ja żyję bardzo świadomie i znam siebie, więc wiem, że jeśli nagle wywróciłabym swoje życie zupełnie do góry nogami, podporządkowując wszystko dzieciom, godząc się na wieczny bałagan, zimną kawę, resztki zamiast normalnego obiadu i rozciągnięty dres poplamiony kaszką to po miesiącu zamknęliby mnie w psychiatryku, a już na pewno groziłoby to jakimś marazmem, który łatwo przeradza się w depresję i frustracją, co też negatywnie wpływałoby i na relacje z dzieckiem i z Łukaszem. Cenię sobie życiową równowagę, więc od początku mojej przygody z macierzyństwem dokładałam wszelkich starań, żeby uczyć dzieci pewnych zasad, które w naszym domu są niezmienne. * Do łazienki chodzę SAMA (dziecko, które mogłoby sobie przez te 5 minut zrobić krzywdę odkładam w bezpieczne miejsce, a Wiki nie miewa pomysłów, by w czasie mojej 5 minutowej nieobecności targać się na swoje życie;)) * Codziennie rano jem śniadanie i piję CIEPŁĄ herbatę, ubieram się i doprowadzam do porządku * Dzieci mają swoje łóżka – rodzice swoje. * Dzieci mają swoją przestrzeń na swoje zabawki i jeśli panuje jako-taki porządek, nie ingeruję w to, na której półce stoją książki, w którym koszyku są figurki a w którym kredki CODZIENNIE RANO I WIECZOREM PRZEBIERAM DZIECI To jest banał nad banałami, ale wiem, że jest wiele osób, które nie uczą maluchów do roku czasu rozróżniania dnia i nocy i przebierania się „z tej okazji”. Moje dziewczyny właściwie odkąd skończyły z dwa miesiące są przebierane codziennie rano w ubranka i na noc w piżamę i NIGDY nie miałam w domu wojny o to, że ktoś mi się nie będzie przebierał i wychodzi z domu w piżamie. Fakt, że trzeba się rano ubrać w normalne ciuchy, a piżamę schować do szafy jest tak oczywisty jak to, że gdy jesteśmy głodni, musimy coś zjeść. Dla sprostowania : TAK – zdarza nam się położyć dziewczyny spać w ubraniach jeśli np. wracamy bardzo późno do domu i zasnęły w samochodzie i TAK – zdarzają nam się dni w piżamach do południa, ale to są wyjątki potwierdzające regułę MAMY SWOJE RYTUAŁY, STAŁE PUNKTY DNIA, ALE UCZYMY, ŻE ZMIANA TO NIC ZŁEGO. TO NIE RYTUAŁY CZY RZECZY SĄ GWARANCJĄ POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA Z jednej strony nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez jakiejś tam rutyny z dwójką dzieci ‚all the time’ obok, ale z drugiej nie wyobrażam sobie, żeby dzieci zrobiły mi awanturę z powodu braku różowej butelki/żółtego kocyka w korku przy bramkach na autostradzie, bo „o matko, jest 19-ta, a bez tego nie zasnę!”. W „normalnym” trybie tygodniowego funkcjonowania mamy swoje przyzwyczajenia, rytm dnia i tygodnia, ale jednocześnie wyjazdy i zmiany niestanowią dla naszych dzieci żadnego problemu. Jeśli 19-ta wypada w aucie, to zasypiają w aucie. Jeśli pora jedzenia wypada akurat na stacji benzynowej w trasie, to jemy na stacji. Jeśli siedzimy dłużej u znajomych, daję Mii smoczek,kocyk i Szumisia, a Wiki przytulankę, czytam (albo opowiadam bajkę) i zasypiają – zazwyczaj w pokoju obok – a ja wracam do towarzystwa. NA WSZYSTKO JEST OSOBNY CZAS – NA ZABAWĘ, JEDZENIE, WIECZORNE RYTUAŁY, PRACĘ RODZICÓW U nas tego punktu nie mogło zabraknąć z prostego powodu – oboje dużo pracujemy w domu i nasze dzieci MUSZĄ wiedzieć, że jest taki czas, kiedy muszą pobawić się same, bo my MUSIMY popracować. Pisałam o tym trochę we wpisie o mądrym multitaskingu. Co prawda Mia próbuje nam rozwalić system, ale wierzę, że jeszcze trochę i zacznie rozumieć pewne kwesie . Dzieci są nauczone też tego, że o określonych porach w ciągu dnia jest czas na określone czynności i jest nam to potrzebne, żeby cała machina zwana rodzinnym życiem jakoś funkcjonowała. Wiki – choć zawsze ciągnie jej się to niesamowicie – wie, że musi zjeść śniadanie w ciągu +/- pół godziny, bo inaczej się spóźni do przedszkola. Wie, że jeśli będzie godzinę marudzić nad obiadem to przez to spędzimy mniej czasu na spacerze/rowerze/nie pójdziemy do kina. Jeśli będzie godzinę jadła kolację to będziemy mieć mniej czasu na bajkę i wieczorne rozmowy/przytulańce, więc coraz mniej marudzi podczas jedzenie i skupia się na czynności, którą ma wykonać. Nie daję dzieciom kar, nie zmuszam do jedzenia – są po prostu nauczone konsekwencji swoich decyzji (możesz jeść to przez godzinę, ale wtedy nie starczy nam czasu na spacer). Jestem święcie przekonana, że dzieciom dobrze robi świadomość, że doba nie jest z gumy. MOJE DZIECI NIE MYŚLĄ, ŻE PIENIĄDZE WYCHODZĄ ZE ŚCIANY I WIEDZĄ, ŻE RZECZY KOSZTUJĄ PIENIĄDZE, A TE PIENIĄDZE TRZEBA ZAROBIĆ Wiktoria ma świadomość, że są zabawki droższe i tańsze i często jeśli chce coś droższego to musi przez jakiś czas zrezygnować z kupowania tych tańszych (i często zupełnie zbędnych). Na przykład – w tej chwili „zbiera” na wymarzonego jednorożca Starlily, więc wszelkie nadmorsko-bazarowe „mamo, a kupisz mi” załatwiam jednym pytaniem – Już nie chcesz Starlily? Wie, że musimy pracować, żeby zarobić pieniądze, które są niezbędne, bo jedzenie, mieszkanie ( i wszystko inne) KOSZTUJE, a to znaczy, że trzeba za to zapłacić pieniędzmi, które wcześniej trzeba zarobić. DOM TO WSPÓLNE DOBRO, WIĘC KAŻDY MA SWOJE OBOWIĄZKI Jak to może nie być oczywiste? Mamy z Ł. WSPÓLNE dzieci i mieszkanie, więc niby dlaczego tylko ja miałabym o te wspólne dobra dbać? Tak samo – skoro moja czterolatka potrafi obsłużyć smartfon to umie też po jedzeniu odnieść naczynia do kuchni, schować rano swoją piżamę, wieczorem brudne rzeczy wrzucić do prania, poprawić rano pościel na łóżku, posprzątać swoje zabawki. Często pomaga mi też w takich „nieobowiązkowych” czynnościach – pomaga wieszać pranie, ściera mokrą chusteczką blaty, paruje skarpetki, rozdziela przed prasowaniem ubrania na swoje, Mii i nasze, pomaga nakryć do stołu – a ma TYLKO 4 lata. Ile dzieci w wieku 7 + nie robi połowy tych rzeczy? I dlaczego? Łukasz natomiast nie pomaga mi przy dzieciach i domu – on się tym wszystkim zajmuje ze mną po połowie. Są rzeczy, w których każdy ma swoją „działkę” do ogarnięcia a są obowiązki, które wykonujemy na zmianę. Tak, gotuje DZIEŃ JEST OD ZABAWY/PRACY – NOC OD SPANIA/ODPOCZYNKU Zdusiłam w zarodku chęci moich dzieci do wstawania np. o 2giej w nocy i zabawy. Kategorycznie nie włączałam światła (nie podnosiłam rolet) i jeśli nie były chore, głodne bądź nie trzeba było zmienić pampersa – powtarzałam jak mantrę, że jest noc i teraz śpimy. [ Tu polecam Wam z całego serca rolety, najlepiej zewnętrzne. Wiki dłuuugi czas wierzyła, że noc jest tak długo jak jest ciemno, więc bardzo często spaliśmy spokojnie do 9-tej ;D]. Nie, nie ma takiej siły, która mnie przekona, żeby ulec dziecku, które o 4-tej nad ranem chce się bawić w cokolwiek. Jeśli słyszę, że dziecko jest głodne oferuję najprostszą w przygotowaniu kanapkę (lub maluchowi mleko) i jeśli usłyszę „nie chcę tego, zrób mi naleśniki” to odpowiadam „jeśli nie chcesz kanapki to najwyraźniej nie jesteś głodna, dobranoc”. NAUCZYŁAM DZIECI NAZYWANIA „STANÓW”, POTRZEB I EMOCJI Mam takie wrażenie, że domeną dzisiejszych czasów jest paranoiczne uchronienie dzieci od WSZYSTKIEGO. O ile ja również chcę dla moich dzieci jak najlepiej, to chcę jednak też żeby były świadome choćby tego, że gdy się nie zje posiłku, będzie się głodnym i co się wtedy w tym małym brzuszku dzieje. Tego, że gdy trze oczka, ciągnie się za uszy, jest marudna i wszystko jej nie pasuje to zapewne jest zmęczona i gdy położy się spać, po przebudzeniu będzie lepiej. Pokazałam, że wychodzenie na dwór w zimę i mróz bez kurtki to raczej kiepski pomysł, bo jest zimno itd. Ileż ja godzin przegadałam z Wiki tłumacząc jej, że za to jak aktualnie reaguje na pewno rzeczy odpowiadają emocje i że można nad tym panować, że są lepsze sposoby niż reagowanie na wszystko histerycznym płaczem! Kazali mi się puknąć w czoło, że do dziecka niespełna dwuletniego mówię „jesteś zdenerwowana, rozumiem, że Ci przykro, ale spróbuj się uspokoić to porozmawiamy o tym jak rozwiązać problem” . Na szczęście nie posłuchałam, bo dzięki temu mam w domu 4-letniego człowieka, z którym o problemach rozmawiam, a nie ogarniam wybuchy histerii z powodu niekupionej książeczki na środku hipermarketu.                Ubranka dziewczyn – Boginie Przy Maszynie (Mia kombi, Wiki sukienka i bluza) Dzięki tym kilku zasadom jeszcze nie zwariowałam ogarniając codziennie tę szaloną dwójkę. Nie jestem jednak nieomylna i wiem, że wiele jeszcze muszę się nauczyć, więc chętnie poczytam, co sprawdza się u Was? Co jeszcze może ułatwić rodzicom codzienność?   wikilistka.plPost 9 zasad, które ułatwią Ci życie z dziećmi

Co można zrobić z płatków róż?

MAMA W DOMU

Co można zrobić z płatków róż?

Uwielbiam róże! Są piękne! Jednak moje ukochane kwiaty zaczęły przekwitać. Szkoda było mi tych pięknych płatków. Pozbierałam je z trawnika, zabrałam do domu i szukałam pomysłów na jak najlepsze ich wykorzystanie. Wprawdzie mogłam romantycznie rozrzucić je po domu, albo włożyć do przezroczystej miseczki, jednak szybko straciłyby kolor i blask. A ja bardzo chciałam, aby zostały […]

BOBOFASHION

Agroturystyczne wakacje… Rowerowa Przystań Morozówka

Co zrobić z wolnym czasem, jak go spędzić i gdzie – te pytania zadajemy sobie przed każdym długim weekendem, urlopem, wakacjami. Czasy kiedy to zakłady pacy wysyłały nas do swoich ośrodków dawno już minęły i pewnie mało kto je pamięta. Dziś sami dokonujemy wyboru gdzie wolny czas spędzamy: w kraju, czy za granicą. A jeśli w kraju to gdzie? Jak wiecie od lat utarły się trzy dominujące kierunki w ilości odwiedzanych je osób : morze, pojezierze mazurskie i góry. My tym razem byliśmy całkiem blisko mazur i pomorza czyli na Warmii. Do Sarnowa przyjechaliśmy na specjalne zaproszenie właścicieli jakże cudownego agroturystycznego pensjonatu „Rowerowa Przystań  Morozówka ”. Sarnowo jest wioską usytuowaną 4 km od Lidzbarka Warmińskiego, którą przecina najpiękniejsza trasa rowerowa Polski licząca przeszło 2000 km – GreenVelo http://greenvelo.pl/. Okolica słynie z niezliczonej liczby bocianów przylatujących z Afryki i Azji w te jakże malownicze okolice. Ponadto na każdym kroku spotkać możemy ślady przeszłości zabytkowe kościółki i kapliczki oraz liczne dworki i folwarki rozrzucone po okolicy. Właśnie do jednego z takich dworków Maja i Mikołaj Moroz tchnęli „drugie życie” odrestaurowując i przywracając go do dawnej świetności. Podobno tu każdy budynek ma swoja historie i duszę – większość ma ponad 100 lat i pomimo upływu tylu lat nadal cieszą oko. Lokalizacja „Rowerowej Przystani Morozówka” sprawia, że jest to doskonałe miejsce wypadowe zarówno do Lidzbarka Warmińskiego, gdzie możemy zwiedzić wspaniale zachowany (pomimo licznych pożarów) Zamek Biskupów Warmińskich, gotycki kościół pod wezwaniem Apostołów Św. Piotra i Pawła, wielka bramę oraz starą część miasta. Dodatkowo, kilka miesięcy do użytku zostały oddane „Termy Warmińskie” z których niejednokrotnie podczas naszego pobytu korzystaliśmy.       Ale Lidzbark Warmiński to nie wszystkie atrakcje Warmii – z Sarnowa bardzo blisko mieliśmy do Stoczka Klasztornego, gdzie w tamtejszym klasztorze w latach 50-tych internowany był kardynał Stefan Wyszyński późniejszy Prymas Polski. Na uwagę zasługują również Jeziorany i Dobre Miasto z pięknymi gotyckimi kościołami, które również mieliśmy okazje odwiedzić.      Wracając jednak do Sarnowa i „Rowerowej Przystani Morozówka ”.  Jak wspomniałam wcześniej miejscowość tę przecina szlak rowerowy GreenVelo. W miejscowości tej stanął jeden z kilkuset zbudowanych na tym szlaku MOR czyli Miejsce Obsługi Rowerzystów – wyposażone w stojaki, wiaty, ławki jak i  tablice informacyjne. Właściciele „Przystani Rowerowej Morozówka również zadbali  , o wspaniałe miejsce do odpoczynku dla turystów i wczasowiczów. Do dyspozycji gości jest pięć apartamentów z aneksami kuchennymi i oddzielnymi łazienkami. Goście mogą sami przygotowywać sobie, posiłki jednak my wybraliśmy opcje ze śniadaniami i obiadami, które z naturalnych produktów przygotowywała nam Pani Ula, tamtejsza gosposia. Nieopodal domu jest do naszej dyspozycji przestronna ogrodowa altanka z wygodnymi fotelami, grillem i wędzarnią. Na terenie siedliska znajduje się również płytki , zarybiony staw z płaskimi brzegami, czystą wodą i piaszczysta plażą. Pogoda podczas naszego pobytu może nie była tropikalna, ale taka właśnie jest Polska – niekiedy popada, czasem się zachmurzy ale zawsze po tym wszystkim wychodzi piękne słońce. Podobno najpiękniejsze słońce jest nad polskim morzem – ale o tym przekonamy się już w sierpniu, w naszej kolejnej wakacyjnej relacji. A wszystkich już teraz zapraszamy na Warmie do „Rowerowej Przystani Morozówka ”. Jeśli kochacie mazury , cudowne Dworki i piękny klimat ,koniecznie musicie tu zawitać … A na HASŁO ” BOBOFASHION” otrzymacie 10% rabatu na cały pobyt w Rowerowej Przystani          

FETA 2016

POD NAPIĘCIEM

FETA 2016

Mamy taką niepisaną tradycję, aby co roku udać się przynajmniej na jeden spektakl podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych. Mniej więcej od 2006 roku uczestniczymy wraz z Bartasem w tym wydarzeniu. Przez ostatnie trzy lata mieliśmy przerwę, bo zazwyczaj nasze wyjazdy urlopowe pokrywały się terminami z FETY. W tym roku to Mańka cisnęła, żeby iść na teatrzyki. W życiu nie uczestniczyła w takim festiwalu, ale po tym jak zobaczyła plakaty i dowiedziała się o co chodzi wierciła dziurę w brzuchu żeby jechać. Czytaj więcej »

Kokosanki z kaszy jaglanej

SOFIE LIFE AND FASHION

Kokosanki z kaszy jaglanej

Składniki:* ugotowana kasza jaglana 2 szklanki* wiórki kokosowe              200 gram* ksylitol lub cukier            1/2 szklankiPyszne, proste do wykonania kokosanki z trzech składników, bez mąki, tylko kasz jaglana, wiórki kokosowe i ksylitol ;)Wykonanie:1. Kaszę jaglaną gotuję, tak aby była bardzo miękka (ok 20 minut)2. Odmierzam 2 szklanki ugotowanej kaszy, dodaję wiórki kokosowe oraz ksylitol lub cukier, wszystko blenduję.3. Lepię kulki i spłaszczam delikatnie. Układam na papierze do pieczenia.4. Piekę w 180 stopniach, aż się zarumienią ( czas uzależniony od piekarnika u mnie to ok 45 min)SMACZNEGO ;D 

BAKUSIOWO

Regularnie daję mężowi z placka w twarz. Polubił to!

Z takiego placka możesz dawać mężowi w twarz nawet codziennie :) Ba! Sama sobie dasz nie raz, w końcu bez wyrzutów sumienia. Domyśliłaś się już o czym mówię? :) Tak! Dobrze myślisz! O plackach ziemniaczanych. Pysznych plackach ziemniaczanych, które pochłaniałam jako dziecko w ilościach przerażających najpierw z cukrem, później z wiekiem, coraz bardziej wytrawnie. Z…

Mama inspiruje

LEŚNY DOMEK DLA ELFÓW

Las daje człowiekowi wytchnienie. To naturalny antydepresant. Lekcja życia w mikro skali. Przebywanie w leśnym świecie uwalnia w nas pokłady Artykuł LEŚNY DOMEK DLA ELFÓW pochodzi z serwisu .

Podaj hasło

…bo jestem mamą

Podaj hasło

Make One Wish

Piknik i sesja zdjęciowa – wyobrażenie kontra rzeczywistość

Mieliśmy czas dla siebie. Była piękna pogoda. Wpadłam na pomysł pt „Jedziemy na piknik”. Wrzuciliśmy do auta koc, picie, aparat, kilka zabawek i dzieci (no dobra, dzieci nie wrzuciliśmy) i w drogę. Pojechaliśmy TU. Pomyślałam, że fajnie będzie zrobić kilka… Czytaj dalej →

‚Wakacje w wersji ekonomicznej’, czyli dlaczego to właśnie Mazury zostają w sercu na lata.

Makóweczki

‚Wakacje w wersji ekonomicznej’, czyli dlaczego to właśnie Mazury zostają w sercu na lata.

Siedzimy sobie w osiemciu (nie doliczy się nikt dokładnie w ilu) kuzynów nad ogniskiem, piekąc upieczoną już kiełbaskę z grilla. Ale kij w ogniu każdy przecież moczyć lubi. Część z nas mieszkała w dzieciństwie na Mazurach. Druga część dojeżdżała co wakacje. Wspomnień mamy wielkie wory. Od spotkań rodzinnych, gdzie gwar i każdy mówił coś od siebie. Naraz oczywiście! Przez szczenięce łobuzowanie, po pierwsze imprezy na plaży, piwo podkradzione od rodziców, po wspomnienia, które mogą zostać tylko w naszych głowach.. i w Vegas ;), albo dokładniej, w Orzyszu. Patrze tak na nas… Jakby zsumować nasze wielkie podróże po świecie to kula ziemska by się zakropkowała od oznaczonych punktów. Ta w Las Vegas mieszkała, druga na Dominikanę zwiała, bo tam ładnie, to po co wracać. Trzecia do Australii poleciała i prawie została. Reszta co roku gdzieś lata i zwiedza. I opowiada o zakątkach najdalszych, gdzie jedzenie dobre, a gdzie plaża najpiękniejsza. Nagle po trzecim krótkim okazuje się, że byłyśmy z M. w Puerto Rico, obie w San Juan. Może w tym samym roku?! Kto to wie… Ale i tak wszyscy wracamy na Mazury. Jak często się da. Tam są nasze wspomnienia, opiewieści, historie które łączą (i dzielą, czasami ;)). Idziemy w środku nocy przez łąkę, na plażę i mamy tysiące flashbacków. Każdy się przekrzykuje „a pamiętasz!…” Ktoś tam coś tam pamięta, albo i nie, ale każdy kiwa głową i się przyznaje, że tak! i opowiada dalej. Patrzyłam na moje dzieci brodzące cały dzień na plaży, w średnio ciepłej wodzie, łowiące ryby, pływające łódką, kajakiem czy rowerem wodnym. Pierwszy raz kąpiącym się na środku jeziora. Nie tak jak my 20 lat temu, na wariata, ze skokami do wody. Już w kamizelkach i linką, ale wciąż z wielką przygodą! Wspinały się na drzewa, zbierały grzyby i jagody w deszczu. Hodowały z 10 robaków i gąsienic. Piekły kiełbaski w ognisku o 23! A potem o północy wracały na rowerach do domu. Widziały spadające gwiazdy i ważki siadały im na rozgrzanych plecach. I tak sobie myślę, że najpiękniejsze momenty wakacyjne nie muszą kosztować 10/20 tys zl.. Nie muszą łączyć się z długim lotem i palmami. Bez fancy drinków i obiadów ze 100 dań. Z omletem z jaja, po które się samemu poszło do sąsiada i poprosiło, czy można kupić takie prawdziwe od kury, bo u nas w sklepie to tylko sztuczne są, w pojemnikach (hasło by Maks ;)). Sprzedał! Wszystkie jakie miał. Brudne takie, bo kury niosą się mu w ziemi na podwórku. Omlet był żółty jak z kilograma kurkumy. A pyszny jaki! Maks chciał jeść ryby, które złowił i nie umiał zrozumieć dlaczego pan je non stop wypuszcza. Wakacyjnego kumpla miał, na medal! Razem chodzili moczyć kija w wodzie. To było drugie spełnione marzenie Maksa w tym roku – złapać rybę na wędkę. Udało się! A ja zapomniałam aparatu. Podświadomość moja zadziałała sprytnie, żebym mogła się cieszyć ile wlezie tym mazurskim czasem spędzonym z dziećmi. Dopiero w weekend PT mi dowiózł, więc po foto opowieść dzień po dniu zapraszam na IG –> klik, a poniżej kilka kadrów złapanych w locie.

‚Wakacje w wersji ekonomicznej’, czyli dlaczego to właśnie Mazury zostają w sercu na lata

Makóweczki

‚Wakacje w wersji ekonomicznej’, czyli dlaczego to właśnie Mazury zostają w sercu na lata

Siedzimy sobie w osiemciu (nie doliczy się nikt dokładnie w ilu) kuzynów nad ogniskiem, piekąc upieczoną już kiełbaskę z grilla. Ale kij w ogniu każdy przecież moczyć lubi. Część z nas mieszkała w dzieciństwie na Mazurach. Druga część dojeżdżała co wakacje. Wspomnień mamy wielkie wory. Od spotkań rodzinnych, gdzie gwar i każdy mówił coś od siebie. Naraz oczywiście! Przez szczenięce łobuzowanie, po pierwsze imprezy na plaży, piwo podkradzione od rodziców, po wspomnienia, które mogą zostać tylko w naszych głowach.. i w Vegas ;), albo dokładniej, w Orzyszu. Patrze tak na nas… Jakby zsumować nasze wielkie podróże po świecie to kula ziemska by się zakropkowała od oznaczonych punktów. Ta w Las Vegas mieszkała, druga na Dominikanę zwiała, bo tam ładnie, to po co wracać. Trzecia do Australii poleciała i prawie została. Reszta co roku gdzieś lata i zwiedza. I opowiada o zakątkach najdalszych, gdzie jedzenie dobre, a gdzie plaża najpiękniejsza. Nagle po trzecim krótkim okazuje się, że byłyśmy z M. w Puerto Rico, obie w San Juan. Może w tym samym roku?! Kto to wie… Ale i tak wszyscy wracamy na Mazury. Jak często się da. Tam są nasze wspomnienia, opiewieści, historie które łączą (i dzielą, czasami ;)). Idziemy w środku nocy przez łąkę, na plażę i mamy tysiące flashbacków. Każdy się przekrzykuje „a pamiętasz!…” Ktoś tam coś tam pamięta, albo i nie, ale każdy kiwa głową i się przyznaje, że tak! i opowiada dalej. Patrzyłam na moje dzieci brodzące cały dzień na plaży, w średnio ciepłej wodzie, łowiące ryby, pływające łódką, kajakiem czy rowerem wodnym. Pierwszy raz kąpiącym się na środku jeziora. Nie tak jak my 20 lat temu, na wariata, ze skokami do wody. Już w kamizelkach i linką, ale wciąż z wielką przygodą! Wspinały się na drzewa, zbierały grzyby i jagody w deszczu. Hodowały z 10 robaków i gąsienic. Piekły kiełbaski w ognisku o 23! A potem o północy wracały na rowerach do domu. Widziały spadające gwiazdy i ważki siadały im na rozgrzanych plecach. I tak sobie myślę, że najpiękniejsze momenty wakacyjne nie muszą kosztować 10/20 tys zl.. Nie muszą łączyć się z długim lotem i palmami. Bez fancy drinków i obiadów ze 100 dań. Z omletem z jaja, po które się samemu poszło do sąsiada i poprosiło, czy można kupić takie prawdziwe od kury, bo u nas w sklepie to tylko sztuczne są, w pojemnikach (hasło by Maks ;)). Sprzedał! Wszystkie jakie miał. Brudne takie, bo kury niosą się mu w ziemi na podwórku. Omlet był żółty jak z kilograma kurkumy. A pyszny jaki! Maks chciał jeść ryby, które złowił i nie umiał zrozumieć dlaczego pan je non stop wypuszcza. Wakacyjnego kumpla miał, na medal! Razem chodzili moczyć kija w wodzie. To było drugie spełnione marzenie Maksa w tym roku – złapać rybę na wędkę. Udało się! A ja zapomniałam aparatu. Podświadomość moja zadziałała sprytnie, żebym mogła się cieszyć ile wlezie tym mazurskim czasem spędzonym z dziećmi. Dopiero w weekend PT mi dowiózł, więc po foto opowieść dzień po dniu zapraszam na IG –> klik, a poniżej kilka kadrów złapanych w locie.

Pachnąca masa

Być matką...

Pachnąca masa

10

KURA KU RAdości

10