Make One Wish

otwarta księga

Za każdym razem gdy przygotowuję wpis z serii mali przyjaciele, i przeglądam foldery ze zdjęciami z ostatnich miesięcy – by wybrać zdjęcia Mai z innymi dziećmi – mam w głowie mnóstwo myśli.. Myślę o tym, jakie te nasze dzieciaki mają… Czytaj dalej →

Chwile, jak motyle, zostaje tylko pył

…bo jestem mamą

Chwile, jak motyle, zostaje tylko pył

MAMA TRÓJKI

DOMOWY TORT, KTÓRY ZAWSZE WYCHODZI

                         Nie piekłam ciast. Zdemotywowała mnie sąsiadka, która przychodziła do mnie, bo zawsze był zakalec. Ona takie lubiła. Zdobyłam jednak kilka wspaniałych przepisów, z których cista zawsze się udają. Jednym z nich jest przepis na biszkopt od mojej mamy. Porcja na dużą tortownicę: - 1,5 szkl mąki tortowej - 6 jaj - 1 szkl cukru - 1 łyżeczka proszku do pieczenia - 1

MATKA NIE IDEALNA

5 rzeczy, które ojcowie robią lepiej niż matki.

Nie od dzisiaj wiadomo, że macierzyństwo i ojcostwo bardzo się od siebie różnią. Razem z dzieckiem rodzi się poczucie obowiązku, troska i zasady, które sobie narzucamy w wychowaniu dziecka. To nie znaczy, że ojcowie czy ojcostwo jest gorsze. Jest inne. PT idealnie usupełnia moje macierzyńskie „odchyły”. Jest tatą na pełen etat, 24h na dobę. I […] Artykuł 5 rzeczy, które ojcowie robią lepiej niż matki. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

#myfirst7jobs – czyli jak nauczyłam się szanować pieniądze

Po Facebooku krąży nowy hasztag – #myfirst7jobs. I choć z reguły totalnie mnie takie akcje nie ruszają, coś musi być wyjątkiem, żeby móc ją potwierdzić. To, że teraz mogę sobie siedzieć w ciepłym domku i klepać w komputerek, bardzo mi odpowiada. Bowiem zanim doszłam do zarabiania na tym, co kocham najbardziej, przeszłam całą serię prac beznadziejnych – w tym także wizytę w ubojni świń: to po prawej to ja we własnej osobie. Nie ma jednak tego, co by na dobre nie wyszło – gdyby nie ta czarna seria, nigdy nie doceniłabym miejsca, na którym aktualnie siedzę. Pracować zaczęłam stosunkowo szybko. Cieszę się, że moi rodzice prowadzili własny bar, w którym miałam okazję dorobić sobie parę groszy, zamiast czekać na kieszonkowe jak na mannę z nieba. Bardzo cenię sobie ten sposób wychowania i mam wielką nadzieję, że kiedyś będę mogła przekazać mojemu synowi szacunek do pieniądza i ludzi pracy w ten właśnie najprostszy sposób – mogąc go „zatrudnić” u siebie, dać jakąś pracę dostosowaną do wieku i możliwości. I bez obaw, nie planuję go wyzyskiwać (moi rodzice też tego nie robili). Beze mnie ich miejsce pracy funkcjonowałoby równie dobrze, a odważę się nawet powiedzieć, że lepiej, bo nikt nie plątałby się między nogami, nie bardzo wiedząc, co może ze sobą zrobić. Z perspektywy czasu wiem, że początki były trudniejsze dla zatrudnionych tam pracowników aniżeli dla mnie. Obieranie warzyw Ha! To dopiero fucha! Siedzisz sobie w kąciku i bach, wiaderko ogórków; bach – miska marchewek; bach – gar ziemniaków. I dzień jakoś leci, pracownicy poirytowani, że wszystko idzie tak mozolnie, ręce zielone od obierek… żyć, nie umierać, tylko tyłek od siedzenia boli. Polecam każdemu, kto narzeka, że za dużo musi chodzić. Gwarantuje, że jeszcze za tym zatęskni, jak 7 dzień z rzędu będzie musiał błagać swoje zgarbione plecy, by znów stały się proste. Szklarnia z różami „Godzina słynna 5:05…”, aż chciałoby się zaśpiewać! O tej porze już dawno wyrywałam chwasty i jednocześnie modliłam się, żeby ich korzenie nie były splątane z tymi róż, bo koszt jednej przekraczał moją stawkę godzinową. Skwar, pot zalewał oczy, ale jak się odbierało dniówkę o 10.00 (dłużej bowiem nie sposób tam siedzieć, to piekło) i miało cały dzień przed sobą, człowiekowi rosło serce i chciało się żyć – byłam w końcu dopiero w gimnazjum! Zmywak Zmywak w barze to specyficzna sprawa. Teraz jest inaczej, większość roboty odwala zmywarka. Blisko 10 lat temu świat jednak wyglądał nieco inaczej… Wszystkie te olbrzymie gary, przypalone patelnie, oblepione talerze – wszystko to czyściło się ręcznie. Byłam w tym całkiem niezła, ale może nieco za wolna. W ten sposób spędziłam chyba tylko jedne wakacje. Korepetycje Pierwszy raz w klasie maturalnej zaczepiła nas – mnie i kolegę z klasy – pani ze sklepiku. Jej dzieci miały podciągnąć się z angielskiego. Dwa tragiczne przypadki, które po 8 latach nauki nie tylko nie potrafiły odmienić „to be”, ale w ogóle nie miały pojęcia, o co je prosimy. Koszmarna sprawa, ale na szczęście ta przygoda trwała krótko – wyciągnęliśmy ich z trójkowego bagna (do dziś nie wiem, jak nam się to udało) i pani uznała, że jej dzieci są już wyedukowane. Jak dla mnie, chodziły po prostu do bardzo słabej szkoły, w której niczego od nich nie wymagano. Po poziomie angielskiego, jaki narzuciło mi moje gimnazjum (i chwała mu za to!), trudno chyba będzie mi znaleźć drugiego tak dobrego nauczyciela i pewnie żaden z tych, którzy będą uczyć mojego syna, mnie nie zadowoli. Call center NIGDY WIĘCEJ. Sprzedawałam wszystko: od bielizny, przez routery, do drewnianych zabawek edukacyjnych. W zależności od aktualnej akcji, open space’a wypełniały zalety bezuciskowych skarpet, albumu wypełnionego dzikim ptactwem lub Internetu LTE. Wciskanie szłamu dla pieniędzy to nie jest moja pasja, o czym dobitnie przekonałam się, kiedy musiałam słuchać, jak „najlepsza” sprzedaje album dla dzieci w wieku 4-10 ojcu, który miał synów w technikum. Kupił? Kupił. I tylko to się liczyło. Spędziłam tam 3 miesiące konieczne do wypłacenia wynagrodzenia za szkolenie. Więcej moja noga tam nie zawitała. Nie skusił mnie nawet karnet OPEN na siłownię. Wolałam… Kelnerowanie Pracowałam w knajpie dla burżujów. Nikt nie miał umowy, a szef wszystkimi pomiatał… prawie wszystkimi: ja parę razy odpyskowałam i dał mi spokój. Wyszłam z założenia, że nie może mnie wyrzucić, skoro nigdy mnie nie zatrudnił. Dziewczyny płakały na zapleczu, a ja dzielnie przyjmowałam napiwki w wysokości nawet 200 złotych. Żałuję, że żona tego prostaka kazała mu wybierać między knajpą a nią. Prywatnie totalnie jej się nie dziwię, jednak w tamtym momencie zwyczajnie potrzebowałam pieniędzy i sprzedanie owej gospody było mi wielce nie na rękę. Niestety, tak już w tym okresie miałam, że szczęście pojawiało się tylko po to, by szybciutko zniknąć. Wykładanie towarów Wyjechałam do Holandii, by trochę sobie dorobić. Trafiłam na pracę marzeń – w końcu wykładanie towarów po nocach to lepsza opcja niż – dla przykładu – pakowanie surowego mięsa. W dodatku, bardzo dobrze płatna. Nigdy jednak więcej nie chciałabym wyjeżdżać na tzw. emigrację zarobkową, ale o tym, czym Polak potrafi być dla drugiego Polaka kiedyś skubnę zupełnie osobny wpis. Po powrocie zachorowałam na mycie rąk po każdej wizycie w sklepie. Dokładne, bardzo dokładne mycie rąk. Było też przyjmowanie zwrotów, bo ubrania w rozmiarze 54 ciągle bywały za małe. Było też stanie na bufecie i podawanie setnego kotleta jednego dnia. Była też praca w teatrze dla dzieci. Copywriting i lepienie pierogów. Naprawdę dużo dziwnych prac, które nauczyły mnie, że pieniądz to dobra sprawa i należy ją szanować. Dzięki temu, że nie dostawałam wszystkiego, czego zapragnęłam bez wysiłku, dzisiaj szanuję ludzką pracę. Zostawiam napiwki kulturalnym kelnerkom, sprzątam po sobie w restauracjach i sklepach, odwieszam ubrania na wieszaki i ich miejsce… No, można by długo wymieniać. Jednocześnie irytują mnie osoby, które dostały pracę i jej nie cenią, odhaczając swoje obowiązki jak karę. Nawet pracownicy najpodlejszego zawodu powinni się szanować, nie ma tutaj wyjątków. Inaczej nikt nie będzie szanował ich pracy. Wpisy o podobnej tematyce:Marzenia się nie spełniają…Kiedy zaczynasz chcieć za bardzo…Jestem blogerką, więc daj mi lajka!Artykuł #myfirst7jobs – czyli jak nauczyłam się szanować pieniądze pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

MAMOWO

Wszędzie dobrze, ale w domu…

… Miejsce, w którym chce się spędzić resztę życia, chyba powinno się ustalać przed wstąpieniem w związek małżeński. Inaczej dochodzi do kłótni, być może nawet rozwodów. Dużo papierologii, wiecie, koszty sądowe, impreza rozwodowa, jednym słowem – nie opyla się. Dlatego takie rzeczy należałoby ustalić trochę wcześniej, bo co jeśli okaże się, że ona co dwa […]

MAMA TRÓJKI

TERMOFOR Z PESTEK WIŚNI-DIY

                     Melcia cierpi z powodu bóli wzrostowych. Co pewien czas mamy nocne jazdy z płaczem. jednym z naszych nieodłącznych pomocników jest termofor z pestek wiśni. Pierwszy miała dedykowany- z imieniem. Był malutki, akurat, taki, jak ona. Jednak Mela ma już cztery latka, potrzebny był większy. Uszyłam go z kawałka materiału. Pestki miałam z wiśni, które przerabiałam na dżem.

Ulubione w lipcu ’16

WIKILISTKA

Ulubione w lipcu ’16

Jak poznać, że dziecko dobrze się bawi?

DWA PLUS CZTERY

Jak poznać, że dziecko dobrze się bawi?

Titanic. Pamiętna noc

…bo jestem mamą

Titanic. Pamiętna noc

Sierpniowe wyzwania

ALE MAMO!

Sierpniowe wyzwania

Taras w bieli i czerni

THE MOMENTS OF LIFE

Taras w bieli i czerni

Czy wiecie, że pomysł na taras siedział w mojej głowie od blisko dwóch lat jednak dopiero w tym roku został zrealizowany?! Trochę to trwało, a przyczyn tego opóźnienia było kilka jednak najważniejsze, że od kilku tygodni możemy cieszyć się tym co jest w 100% moje  - żeby nie było, że tylko moje dodam, że mąż również zadowolony :Dthe moments of life, taras, mały balkonOglądając aranżacje udostępniane w internecie znajdowałam elementy idealnie wtapiające się w moją ogólną wizję i małymi kroczkami własnoręcznie tworzyłam każdy z tych elementów. A od samego początku aranżowania tarasu towarzyszyły mi dwa główne założenia:Gra kontrastów - tak wiem, że obecnie panuje moda na styl skandynawski w którym biel jest mieszana z ...bielą jednak w nieco innym odcieniu :) Uważam, że tego typu wystroje są bardzo przyjemne dla oka i na prawdę bardzo ładnie wyglądają jednak totalnie do mnie nie pasują. Uwielbiam akcenty, pojedyncze elementy które im bardziej wyróżniają się na tle całości tym bardziej przypadają mi do gustu. Jako, że w domu mam akcenty zieleni, niebieskiego, fioletowego i bordowego, tak na tarasie zapragnęłam czegoś spokojnego i eleganckiego za razem. Padło na biel i czerń z dodatkami ukochanego przeze mnie odcienia drewna.I mniej ty lepiej -  wiem, wiem, kolejne odchylenie od panującej mody:-) Chryzantemy, pelargonie, pomidory, zioła...sporo tego. Również marzę o drabince wypełnionej doniczkami z ziołami ale to za rok i w innym miejscu. W tym miejscu zależało mi, aby Kacper miał swoje miejsce do zabawy i abym miała go na oku w momencie, gdy wykonuję jakieś czynności w domu, a Kacper bawi się na świeżym powietrzu.the moments of life, taras, mały balkonMeble zostały kupione 2 lata temu na wyprzedaży w Obi - koszt ok 300 zł. Cena atrakcyjna a i przy odrobinie zaangażowania efekt na prawdę zadowalający.Poduszki na siedziska wykonałam samodzielnie. U każdego tapicera możecie nabyć gąbkę - tutaj grubość 5 cm, która zostanie Wam wycięta na wymiar. Każdą z gąbek obszyłam materiałem z Ikei, który moim zdaniem jest genialny - zarówno faktura jaki i jakość idealnie nadają się na obicia poduszek na siedziska.Materiał TUTAJ -KLIKthe moments of life, taras, mały balkonDrabina, drabina, drabina- uwielbiam!!. Jak tylko ją ujrzałam u Baba Ma Dom wiedziałam, że muszę ją mieć. Tak bardzo jej pragnęłam, że zaprzyjaźniony stolarz obdarzyła nas materiałem na 2 sztuki cobym mu tyłka nie zawracała o kolejny materiał :) I mam ją a na niej doniczki z uwielbianą lawendą.Doniczki - Świat Udanych Zakupów, cena 12,99 zł/sztukathe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonPoduszki - Ikea KLIK :DLampion - Ikea KLIK :DUwielbiam te sklepy i mogłabym w nich zamieszkać lub chociaż połowę zgromadzonych tam produktów zabrać do domu :Dthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonthe moments of life, taras, mały balkonNa moje liście "must have" kolejne produkty, które idealnie pasowałyby do wystroju tarasu. Większość z nich To IKEA więc jeśli macie jakiś bon, którego nie chcecie wykorzystać to piszcie - chętnie przygarnę :DA poniżej zdjęcie tarasu przed metamorfozą :DJest różnica?the moments of life, taras, mały balkonTo kto wpadnie na kawę - czarną lub białą ? :DPozdrawiamKarolina

MAMA TRÓJKI

JAKI ROWEREK WYBRAĆ DLA DZIECKA?

                Wczoraj pokazałam Melę na rowerku na trzech kołach. Od razu padły pytania czy nie jest na niego za duża? Zacznę historię od początku. Jej starsza siostra Gaba, nie chciała jeździć na rowerze do ośmiu lat. Mimo, iż miała rowerek na trzech kołach, na dwóch z bocznymi, na dwóch, potem większy na dwóch. Jednak chęci do jazdy an rowerze nie było. Za to chętnie jeździła na rolkach

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Zasługujesz na szacunek. Ty, Ty i Ty też!

Miałam kiedyś pewną koleżankę. Choć nie należała do bogatych, Góra nie poskąpiła jej całej reszty. Otrzymała urodę, wdzięk, inteligencję – wszystko to, co powinno pomagać jej zdobywać szczyty i salony. Mimo to, zawsze była wycofana i skromna, bezbronna w każdej słownej potyczce, choć z potężną przecież wiedzą. Jej życie przesłaniała choroba, przez którą nie słyszała na jedno ucho. W życiu tak to już bywa, że czasem potężną kłodę dostanie się pod nogi. Od nas i otoczenia jednak zależy, czy się o nią potkniemy, czy też będziemy toczyć ją przed sobą, podcinając nogi wszystkim wrogom na naszej drodze. Owa koleżanka utknęła w wieloletnim związku. Takim, który zaczął się jeszcze w podstawówce i ciągnął aż do studiów. Pierwszy rok studiów to przełomowa chwila, kiedy wielu ludzi się zmienia. Nie utrzymują ich już rodzice, muszą przyspieszyć proces dojrzewania o kilka milowych kroków. Inni natomiast przedłużają sobie młodość, imprezując i wyciągając z życia tylko to, co najprzyjemniejsze, a jednocześnie najpłytsze. Ona była gdzieś po środku, jak większość, a jej chłopak – niestety – chlubił się brakiem matury i nic nie zapowiadało, by ten stan chciał zmienić. Przepaść między nimi rosła – ona dojrzewała, a on grzebał się w swoim braku dojrzałości żywcem. Nadszedł rok kryzysu. Przestał ją szanować, a nawet krążyła pogłoska, że na boku ma inną. A ona nie potrafiła tego przerwać. Typowa ofiara, której współczujesz, a jednocześnie chcesz chwycić ją za pysk i zmusić do wzięcia z życiem za bary. W setnej rozmowie na ten temat wydukała w końcu, że jest z nim, bo tylko on ją chciał. Dziewczyna, w którą wpatrzone były wszystkie oczy na ulicy, twierdziła, że tylko dupek może ją chcieć. Tak bardzo zakompleksienie z powodu choroby przesłoniło jej rzeczywistość. Choroby, której ja nie zauważyłam przez ponad pół roku znajomości. Ostatnio mam okazję poznawać bardzo mądrych ludzi. Dokładnie takich, o jakich zwykło się mawiać, że nie istnieją. Są bogaci, wykształceni, z klasą i poczuciem humoru. A w tym wszystkim piekielnie skromni. I za tę ich skromność – w piekielnym ogniu, mam nadzieję, będą smażyć się ich życiowi partnerzy. Amen.  Pewnie, że wśród tych, którzy mają wszystko, o czym marzy prosty człowiek, spotkałam też serię dupków i złodziei. Zdarzyło mi się nawet, że podrywał mnie facet, o którym myślałam, że jest najlepszą osobą na świecie. Ceniłam jego serce i gest w stosunku do potrzebujących, a tymczasem… zapomniał mi powiedzieć, że ma kobietę i dzieci. Coraz częściej zauważam jednak, że najmądrzejsi ludzie to skromne, kochane osoby, które… totalnie w siebie nie wierzą, nie znają kompletnie swojej wartości. To takie polskie: ciągle udowadniać, że pieniędzy i kariery nie zawdzięcza się czyimś mocnym plecom, po których łatwo było się wspiąć. To takie polskie: ciągle o to wszystkich podejrzewać. Rzadko widzimy tytaniczną pracę włożoną od samego początku w rozwój tego sukcesu. Przerażający jest fakt, że ludzie, którzy go osiągnęli, żyją w wieloletnich związkach. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że wszyscy dajemy ciała na całej linii. Fajnie jest, gdy on zabiera ją na wyjątkowe wakacje, a ona kupuje dla niego drogie kosmetyki i krawaty. Już mniej fajnie, kiedy on czy ona siedzą w pracy, by na to wszystko zarobić. Nie dostrzegamy cudu, który mamy na wyciągnięcie ręki – człowieka, o którym mogą tylko pomarzyć ci, którym na drodze stanął tylko wilk, bardzo wiarygodnie przebrany w tę owczą skórę. Długo nie potrafiłam być dumna z niczego, co osiągnęłam. Od dziecka – najpierw nie chwaliłam się szkolnymi świadectwami ze średnią zdecydowanie powyżej przeciętniej, potem wygrywanymi jeden za drugim konkursami. Odwalałam za innych czarną robotę, niejednokrotnie musząc poświęcać noce i wolne dni, a na koniec to mnie można było obarczyć winą za wszystkie niepowodzenia. Pokornie przyjmowałam baty za wszystko, jakby… ktoś pozbawił mnie rozumu. Te czasy szczęśliwie minęły, a ja od tamtej pory wyczulona jestem na ludzi, którzy nie widzą całego swojego potencjału, pozwalając dodatkowo innym poniżać się i nie doceniać, wodzić za nos. Zasługujesz na szacunek i wdzięczność. Każdy, kto uczciwie pracuje i jest dobrym człowiekiem, zasługuje na szacunek. Jeśli więc masz koło siebie mężczyznę, jeśli w Twoim życiu jest kobieta, którzy dbają o Ciebie, zadbaj o to, by nigdy nie byli samotni ze swoimi sukcesami. By dali radę unieść brzemię odpowiedzialności za to, co robią. By czuli się docenieni, chociaż przez Was, swoich najbliższych. Wpisy o podobnej tematyce:Jesteś kowalem własnego losuNie pomagasz, nie przeszkadzajJesteś piękna!Artykuł Zasługujesz na szacunek. Ty, Ty i Ty też! pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

Lody kokosowe

SOFIE LIFE AND FASHION

Lody kokosowe

Składniki:* mleko kokosowe                                                         1 puszka 400 ml* cukier/ksylitol/syrop klonowy                                    4-5 łyżek* ulubione owoce                                                           garśćSzybkie lody kokosowe z dwóch składników. Wystarczy dosłodzić mleko kokosowe, dodać ulubione owoce (u mnie są to borówki) i zamrozić.Wykonanie:1.Mleko kokosowe lekko podgrzewam w garnku, by obie warstwy się połączyły.2. Dodaję ksylitol/syrop i mieszam.3. Po przestygnięciu wlewam do pojemniczków na lody, na spód wrzucam owoce.4. Wstawiam do zamrażalnika.SMACZNEGO ;)

MATKA NIE IDEALNA

Mini konkurs.

Pieluchy- temat rzeka. Każdy rodzic niemowlaka wzdryga się na dźwięk słowa „pielucha” i to bynajmniej nie z powodu zawartości. Ostatnio policzyłam, że dziennie Nadia zużywa około 16 (!!!) sztuk. #2 to księżniczka z krwi i tyłka, często żąda wymiany pieluszki. Jeśli macie ten sam problem co ja, kieszenie Was bolą a konto bankowe ocieka łzami, jeśli […] Artykuł Mini konkurs. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Mazury z dzieckiem – najciekawsze miejsca

Makóweczki

Mazury z dzieckiem – najciekawsze miejsca

Powiedzcie mi proszę, że to żart! Ponoć lato się już skończyło. Ok, super. A kiedy ono w ogóle BYŁO? Czyżbym przysnęła? Coś przegapiła? Gdzie upały i wieczorne wylegiwanie się na tarasie? Gdzie spocona nocą pierś i dumanie czy by dzieci nago do snu nie położyć? I co z moim nowym hamakiem i tarasową huśtawką? W kufajce czy kombinezonie mam się tam ulokować? Jedyne co mi zostało, to marzyć o egzotycznych wakacjach… Już tylko 4 miesiące. Zaczynam odliczanie dni. Tik- tok. No i oglądanie zdjęć podnosi jednak na duchu. Ze 3 ciepłe dni udało nam się tym wakacjom wyrwać. Na Mazurach tego lata byłam dwa razy. Pierwszy tydzień był deszczowy, więc skupiliśmy się na zbieraniu grzybów, spacerach i korzystaliśmy z kilku promieni słońca (klik). W czasie drugiego wypadu podłoga była ciut lepsza, choć wciąż nieidealnie plażowa. Zachęcała więc do zwiedzania. Często pytacie mnie gdzie udać się na Mazurach z dzieciakami. Dziś kilka wskazówek. 1. Mikołajki Zawsze na propsie. Deptak, tysiące stoisk z pamiątkami, masa dobrych restauracji – można oderwać się od mazurskiej ciszy na kilka godzin i już po chwili mieć totalnie dosyć zgiełku, zamieszania i pieniędzy strumieniem z kieszeni płynących. Jednak to dobra opcja na słabszą pogodę – zawsze jest co robić. W Mikołajkach znajduje się także Hotel Gołębiewski ze świetnym basenem (zjeżdżalnie, rwąca rzeka, basen dla maluszków, basen z falami i 3 baseny zewnętrzne –> TU). Polecam przepyszną restaurację. 2. Safari, Okrągłe Kilka kilometrów od Orzysza (tak w p0łowie drogi do Giżycka) znajduje się niezwykłe miejsce – Safari Okrągłe. Za kilkadziesiąt zł możemy pojeździć starymi przyczepami i traktorami po niedorzecznych hektarach pól, zasiedlonych przez mniej lub bardziej egzotyczne zwierzęta. Główną atrakcją jest fakt, że można je wszystkie karmić. Dzieciaki są zachwycone. Po przejażdżce można zjeść rybę czy pierogi w restauracji na miejscu. Obsługa jest jednak tak niekompetentna i niemiła, że chyba lepiej wziąć własne kanapki (czas oczekiwania na jedzenie ok. 30 min. tylko po to, żeby nie dostać własnego zamówienia „to pani chciała 3 ryby? a mi się wydawało, że 2″ i nie usłyszeć nawet przepraszam. aaaa i dostać rachunek na 100zł. NIE POLECAM!). Za to wylegiwanie się przy jeziorku obok ukoi każde nerwy. Warto wziąć koc. 3. Giżycko z dziećmi Stanowczo moje ulubione miasteczko mazurskie. Ma TEN klimat – jezioro, nienachalny deptak, ‚moje’ restauracje.. Spędziłam w Giżycku wiele imprez, wakacyjnych wyjazdów, więc moje wrażenia pewnie podkręcają wspomnienia. Kulinarne doznania zapewni Wam w Giżycku Ekomarina. Kochamy ją odkąd powstałą i nie ma roku abyśmy nie wstąpili tam na jakieś przysmaki. Obsługa – doskonała. Kolorowanki dla dzieci, zero dziwnych spojrzeń, że 4 dzieci (więc i zamieszanie), uśmiech kelnerek – bezcenny! 4. Galindia i Kadzidłowo O Galindii kilka słów w jednym z najstarszych blogowych wpisów przeczytać możecie — Galindia. Kadzidłowo zaś na blogu pojawiło się dwa razy, ale chyba żadne z wpisów nie przeżył ‚czystek’, które robię co jakiś czas, więc zmuszona jestem odesłać Was na stronę —> TU. W Kadzidłowie w przeciwieństwie do Okrągłego, poruszamy się nogami co jakiś czas przechodzić przez drewniane zapory. Atrakcja raczej nie dla mam z maluszkami i wózkami. 5. Jeziora mazurskie Gdyby była pogoda to wystarczyłyby one. Cudowne, pachnące, mazurskie jeziora. Czy to Śniardwy, czy Zielone. Każde niesie ze sobą niepowtarzalny klimat, wspomnienia i historie. Więcej zdjęć we wpisie sprzed 2 lat –> TU Lub sprzed roku —> TU A jak już robię blogowy przegląd Mazur to koniecznie odiwedźcie TEN wpis.. Padniecie :)

PANNA OCEANNA

Gadżety kuchenne

Źródło: https://www.bellodecor.com.pl/ W kuchni mogłabym zmieniać dodatki i gadżety średnio co miesiąc. Zresztą jak ktoś mnie zna, to wie, że ja rewolucje w domu, przestawianie produktów, mebli, porządki generalne robię średnio co miesiąc, dwa ;D Dużo osób pytało mnie o dodatki właśnie do kuchni, dlatego postanowiłam pokazać Wam gadżety, które mi się ostatnio

NEBULE

Wyprawka niemowlaka – ubranka

Kiedy w połowie pierwszej ciąży dowiedziałam się jak jej płci będzie dziecko, od razu rozpoczęłam zakupowe szaleństwo. Kupowałam wszystko, co mi się podobało, zupełnie nie zważając na przydatność czy wygodę. Po urodzeniu dziecka odłożyłam połowę ubrań, bo uznałam, że są zupełnie nieprzydatne, a 10 par bucików dla noworodka (!) wyrzuciłam do kosza. Tym razem byłam… Artykuł Wyprawka niemowlaka – ubranka pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

Mama na pełny etat

Dzień Indiański

Zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa. Dzieci wciąż by się bawiły i bardzo dobrze bo tak uczą się i poznają świat. Pozwól dziecku się bawić bo to jego droga rozwoju. Pomagaj mu stwarzając warunki do aktywnej i twórczej zabawy. I też się baw. Te chwile dzieciństwa Twojego maluszka nigdy nie wrócą, a wspólnie spędzone zostaną zapamiętane na zawsze.  Rola zabawy w życiu dziecka jest

DWA PLUS CZTERY

Nie potrafię wybaczyć

Wakacje, czas beztroskiej zabawy. Czas uśmiechu, odpoczynku, odetchnienia. Dla dzieci Dla rodziców to czas wytężonego myślenia za wszystkich. Przewidywania nieprzewidywalnego. Jesteśmy chytrzy. My dorośli ludzie. Ilu z Was pomyślało kiedykolwiek – „zapłaciłem za urlop, to będę korzystał ze wszystkiego”? Ilu z Was było zniesmaczonych pogodą? Ilu z Was narzekało, że coś nie jest tak, jak chcieliście żeby było? Chyba każdy choć raz. Polskie morze, pogoda nie najlepsza, czerwona flaga wisi, co oznacza kategoryczny zakaz kąpieli. Mimo to, rodzic decyduje się na wejście do wody. Niestety nie sam. Ten sam rodzic pozwala swoim dzieciom do tej wody wejść, bo przecież to tylko na chwilę, tylko przy brzegu. Kilka chwil później dla tego samego rodzica kończy się normalne życie. Jego dziecka nie ma. Już nigdy nie wejdzie z nim do wody. Już nigdy nie usłyszy jego głosu. Już nigdy nie będzie mógł pojechać z nim nad morze. To koniec. Ta jedna decyzja sprawia, że życie przestaje istnieć. Fale zabierają mu najcenniejszy skarb. Przecież on tylko nogi chciał z dziećmi pomoczyć. W końcu przyjechali na urlop – nie można dzieciom przyjemności odmawiać. Człowieku – czy Ty myślisz? Czy Ty potrafisz myśleć? Jesteś potężniejszy niż morze? Silniejszy niż fala? To było Twoje dziecko – to Ty miałeś obowiązek za nie myśleć, jeśli samo tego nie potrafiło. To Ty miałeś dbać o jego bezpieczeństwo. Weszło do tej cholernej wody, bo Ci ufało, a Ty zawiodłeś go. Każdy powie, że zapłaciłeś juz najwyższą karę za głupotę… Niestety najwyższą karę za to zapłaciło Twoje dziecko – straciło życie. Nie – ja nie potrafię Ci wybaczyć głupoty, choć wiem, że nie chciałeś tego. Nie ja nie potrafię odpuścić Ci, bo i tak cierpisz. Nie Ty zapłaciłeś. Nie umiem wybaczać.        

OPTYMISTYCZNIE

Jak porządnie schrzanić sobie samotny weekend z mężem? Weź z nas przykład.

Czyli oczekiwania vs rzeczywistość z samotnego małżeńskiego wyjazdu. Wszystko to za sprawą See Bloggers, największego festiwalu blogerów i twórców internetowych w Polsce. Zapisałam się na to wydarzenie zupełnie przypadkiem i pewnego dnia dostałam maila że się dostałam. Nie skakałam ze szczęścia do sufitu z tego powodu, nawet nie byłam pewna czy w ogóle się tam wybierzemy. Do tematu podeszłam zupełnie na luzie i raczej mało optymistycznie. Początkowo pomyślałam, że weźmiemy ze sobą Nikolę, ale szybko poszłam po rozum do głowy. Teraz wiem, że to był bardzo dobry pomysł, by córka została z babcią. To był mega intensywny weekend i raczej ciężko by nam było to wszystko ogarnąć z córką. Przy Post Jak porządnie schrzanić sobie samotny weekend z mężem? Weź z nas przykład. pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

Jedziemy na wycieczkę

MA I LU

Jedziemy na wycieczkę

Nie wiem jak Wy, ale u nas przed każdym krótszym czy dłuższym wyjazdem, pada pytanie: Co mamy ze sobą zabrać? Odwieczny problem, który wręcz śni się Ma po nocach ;) Lista ubrań, kosmetyków, leków… Też tak macie?Oczywiście trochę żartuję, ale każdy wyjazd kojarzy mi się z bardzo nielubianym pakowaniem, fakt może po 12 przeprowadzkach powinnam, to robić z zamkniętymi oczami, ale chyba do perfekcji jeszcze tego nie opanowałam.W tym roku szykowały się nam 2 wyjazdy, i jak się okazało dla Lu spakowałam wszystko, co potrzeba, a dla siebie hmm… nad tym muszę jeszcze popracować ;)A jak mi się udało dla Ali wszystko wręcz perfekcyjnie spakować? Już Wam zdradzam tajemnicę!Z pomocą przyszli podróżni pomocnicy, bez nich chyba byśmy sobie nie poradzili. Marka Trunki można powiedzieć, że prowadzi rodziców przez proces pakowania. I tak, na krótsze wyjazdy (zwłaszcza te weekendowe) Lu pakuję w naszą uroczą żyrafę – jeżdżącą WALIZKĘ, która tak naprawdę mieści w sobie wiele rzeczy (aż 18 litrów pojemności), a do tego jest naprawdę lekka (2 kg), Lu sama sobie z nią radzi. Ale to nie koniec niespodzianek, ta mała walizeczka, to również rewelacyjny jeździk i bez niego nie ma teraz wyjazdu. Każda podróż, a również spacer, to już teraz okazja, by wyprowadzić żyrafę na dwór i pojeździć sobie na niej.Poza tym Lu sama się do niej chce pakować i głównie, to ona szykuje swoje zabawki, dzięki temu przez zabawę doskonale rozwija swoją samodzielność i odpowiedzialność, za to znajduje się w środku. Kolejnym obowiązkowym gadżetem wyjazdów i nie tylko jest wodoodporny PLECAK PaddlePak – orka. Towarzyszy on nam przy każdej wyprawie na basen czy plażę. Pojemny, praktyczny i ten jego design.  Wykonany jest on z wodoodpornego, lekkiego i trwałego materiału, a co najważniejsze, posiada elementy odblaskowe. Dla rodzica, zwłaszcza w czasie pobytu w hotelu czy na basenie, najfajniejsza jest mała kieszonka, do której chowamy kartę hotelową, klucze czy telefon. W czasie krótszych wyjazdów, zwłaszcza kiedy do samochodu musimy zapakować większą liczbę dzieci, a nie zawsze mieszczą się 3 foteliki z tyłu, idealnie sprawdza się PLECAK Boostapack- niezwykły plecak, który  może być używany jako podwyższenie w aucie dla dzieci poniżej 12 roku życia lub 135cm wzrostu. Bardzo łatwo się montuje, dzięki unikalnym rozkładanym prowadnicom do pasa (bałam się, że sobie z nim nie poradzę)Lu go uwielbia, z tym plecakiem chodzi nawet do przedszkola, jest pojemny (8 litów) , pakuje do niego zabawki, kapcie, picie, przekąsi, a ja nie martwię się, że zawartość się pogniecie, ponieważ jego usztywniany środek chroni wszystko przed „urazami”.  Myślę, że również sprawdzi się w czasie naszych wycieczek do stolicy, busikami, w których niestety nie ma fotelików dla dzieci.Ale wracając do samej podróży, odwiecznym problemem był sen, a może jego brak ;) Lu przez całe godziny gada i gada, a jak przyśnie, to zaraz twierdzi, że jej zimno i co ją przykrywałam, to kocyk spadał…Na to również Trunki znalazło rozwiązanie: KOCYK I PODUSZECZKA Snoozihed, ten sprytny komplet, który łączy w sobie 3 funkcje. Po wyjęciu kocyka, w środku znajdziemy nadmuchiwaną poduszkę, do której za pomocą unikalnego mocowania Trunki Grip, można przypiąć kocyk tak, by nie spadał on w czasie jazdy, a po złożeniu może być fajną zabawką. Do kocyka w komplecie mamy mięciutką NAKŁADKĘ NA PAS SAMOCHODOWY Snoozihedz , która posiada kieszonkę, na odtwarzacz MP3 oraz uchwyt, o który możemy zaczepić okulary oraz specjalnie zaprojektowany ZAGŁÓWEK DO FOTELIKA, który łączy się pod podbródkiem dzięki ukrytym magnesom formułując miękką i podpierającą poduszkę. Dzięki temu główka dziecka nie kiwa się bezwładnie na boki a dodatkowo można przyczepić do niej kocyk lub przytulankę.Jeśli szukacie „pomocników” podróży koniecznie zajrzyjcie tutaj, a powiem Wam że wybór produktów jest imponujący!

Lady Gugu

Gdzie leży granica, czyli kiedy powiedzieć komuś, że chu…o wychowuje dziecko?

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nieczęsto zdarza mi się zwracać im uwagę na poważnie, że są beznadziejnymi rodzicami (na żarty to co innego). Oczywiście uważam się za perfekcyjną matkę… i pewnie tak samo myślą o sobie wszyscy inni rodzice świata. A tak naprawdę, to faktycznie, jesteśmy wszyscy perfekcyjni – w udawaniu właśnie! W KAŻDYM znajdę coś, do czego mogłabym się doczepić. Ale nie przypominam sobie, żebym kogoś zdzieliła w głowę i powiedziała: „Więcej tego nie rób!”. A wierzcie mi: ręka czasem świerzbi, na  końcu języka mam wiązankę i żeby nie wypuścić jej z ust, mocno zaciskam zęby. I dobrze… … bo od niedawna wiem, że ta kobieta spotkana na targu tak naprawdę kocha nad życie to swoje dziecko, mimo, że już cztery razy goniła je po całym placu i zawracała od wejścia. Zatem kobieto z targu: wiem to, bo w końcu sobie z tobą pogadałam i wytłumaczyłaś mi, dlaczego tego dnia wydarłaś się na swojego jedynaka tak, że aż musiałam zareagować. Fakt, zrobiłam to po chamsku, prostacko i dobitnie, bo moja reakcja była intuicyjna. W końcu mogłam być z siebie dumna,  ale tylko przez 3 minuty, bo tyle trwało twoje wyznanie, że: zamiast męża masz chorą matkę i naprawdę musisz zabierać go na ten targ, bo matka to już nawet nie wie, jak się nazywa. Moja duma z własnej reakcji uleciała jak powietrze z balonu, kiedy dotarło do mnie, że niepotrzebnie się wtrąciłam, ale cieszę się, że opanowałam nieco agresję, bo ona nic innego poza agresją nie rodzi. I cieszę się, że ty zareagowałaś spokojniej, choć mogłaś powiedzieć: „To moje dziecko, robię co chcę!”.  Zamiast tego usłyszałam twoją historię, co tylko dowodzi, że jednak nie jesteś tak beznadziejną matką jak mi chciałaś udowodnić przez te 3 minuty. Bo gdzie leży granica wtrącania się? Wciskania nosa w nie swoje sprawy, wtryniania się tam, gdzie cię nie chcą? Sama nie znoszę, gdy ktoś krytykuje mnie za sposób wychowywania dziecka, niezależnie od tego, czy ma rację czy nie. Po prostu najeżam się automatycznie. I niewiele na szczęście mam też okazji, żeby wtrącić się w życie obcych. Parę lat temu, kiedy mieszkałam w mieście, wciąż obserwowałam sytuacje,  gdzie można by zareagować – i uciekałam. No ale wtedy nie byłam jeszcze matką… W filmie „Złaknieni” oglądam z kolei niespotykanie trudną sytuację: matka jest tak zafiksowana na punkcie zdrowego odżywiania i oczyszczania, że od 4. miesiąca nie podaje dziecku mleka, za to karmi owocami, warzywami i ziarenkami i po każdym posiłku podaje środek, po którym dziecko nie wchłania pokarmów. Do czego to wszystko doprowadzi, o tym napiszę wkrótce, ale zaraz przypomina mi się dramatyczna historia znachora spod Nowego Sącza, który doradza rodzicom karmienie niemowlęcia… rozcieńczonym mlekiem kozim i sporadyczne głodówki! Szkoda, że wtedy jednak nikt się nie wtrącił… Czy to już granice, w których można wcisnąć nos w nie swoje sprawy w imię hasła „Wszystkie dzieci nasze są”? Jeśli tak, to jak to zrobić: profilaktycznie zgłosić władzom? Dać w ucho? Ostrożnie porozmawiać (bo może okaże się, że sprawa z daleka wygląda zupełnie inaczej, niż gdy przyjrzymy jej się z bliska)? A co, jeśli tej ostrożności wbrew przysłowiu jednak za wiele i tragedia się jednak wydarzy, bo zwlekaliśmy za długo?..  Wiem, że te przykłady to ekstremum, ale jeśli jesteście tymi, którzy zauważają błędy innych i reagują dopiero, gdy dziecku dzieje się faktyczna krzywda, to możemy podać sobie ręce. Bo to tak jak z wijącym się dzieckiem na podłodze supermarketu: ty czekasz, aż mu przejdzie i masz ochotę wszystkie te złote rady wepchnąć staruszkom z powrotem do gardła. Jednak nie znaczy to, że nie widzę błędów popełnianych przez innych rodziców:  dają dziecku za dużo słodyczy/puszczają wyjątkowo durne bajki/za późno kładą spać/karmią zupkami w proszku itd. itp. Widzę, a jednak nigdy nie powiem im, że źle robią, bo każdy ma prawo dojść sam do tego, że czasem bywa beznadziejnym rodzicem! Bo to też błędy decydują o tym, jak mądrym rodzicem się stajesz – może dojdziesz do tego szybciej, może wolniej, ale żadne kazania, dobre rady i wskazówki od teściowych nie nauczą nas rodzicielstwa lepiej niż własne błędy!  Dlatego drogi rodzicu: nawet nie wiesz, jak mi z tym ciężko i chyba pęknę niedługo od nadmiaru obserwacji, ale nie usłyszysz ode mnie, że robisz źle. Jeśli tylko nie sprawiasz dziecku bólu, nie maltretujesz go psychicznie, nie jesteś ojcem, który wchodzi z dwójką dzieci do morza mimo czerwonych flag i wraca z jednym (sprawa z ostatnich dni, a kiedy piszę te słowa właśnie słyszę, że wyłowiono jedno ciało…), to nie licz na to, że ode mnie dowiesz się, gdzie tkwi twój błąd. Chyba że mnie o to zapytasz – ale dlaczego ja, beznadziejna (czasem) matka miałabym dawać ci jakiekolwiek rady?.. Post Gdzie leży granica, czyli kiedy powiedzieć komuś, że chu…o wychowuje dziecko? pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

PANNA OCEANNA

Bo marzenia trzeba spełniać

ŹRÓDŁO: http://autakrajowe.com.pl/ I nie ważne czy jest to ta powyższa Insignia, na którą choruje mój mąż, czy też są to drobne  marzenia, które cieszą mnie bardzo, gdy dojdzie do ich realizacji. Marzenia to marzenia. Małe, duże, drogie, tanie, bezcenne. Warto je realizować i działać w tym kierunku by wykreślać je kolejno z listy. Mój mąż ma marzenia, bardziej męskie, takie jak na głowę

Z dzieckiem na wesele? Nigdy w życiu!

POLISHGIRLOLGA

Z dzieckiem na wesele? Nigdy w życiu!

disco dance

DWARAZYW

disco dance

Make One Wish

BLW kontra papki, czyli jak ugryźć temat rozszerzania diety?

Każdy kto jest na bieżąco z niemowlęcymi tematami i „siedzi” w pieluchach, mleku, glutenie i innych niemowlęcych tematach, mniej więcej orientuje się czym jest BLW. Jeśli jednak ktoś nie wie, to w skrócie nakreślę: BLW (z ang Baby led weaning)… Czytaj dalej →

W drogę z Albertem

LUNA W CHMURACH

W drogę z Albertem

Jestem blogerką, więc daj mi lajka!

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Jestem blogerką, więc daj mi lajka!