MAMA TRÓJKI

5 RZECZY, KTÓRYCH DOWIESZ SIĘ OD NIEMOWLAKA

                  Język małego dziecka,  choć teoretycznie niezrozumiały dla rodziców z dnia na dzień staje się jasny. Maluch tonacją płaczu czy śmiechu pokazuje co lubi, czego mu brakuje. Mamy są w stanie poradzić sobie bez internetu czy "dobrych rad". Wystarczy instynkt i obserwacja. Jednak są sposoby by dziecko nieco ukierunkować czy, jakby oszukać. Drobne triki, które pomogę mamie

NEBULE

Warszawa dzieciom: Kawa i zabawa

Dawno nic nie pojawiło się w naszym cyklu Warszawa dzieciom, a długie jesienne wieczory przed nami. Wczoraj odwiedziliśmy nowe miejsce na stołecznej mapie- to Kawa i zabawa  umiejscowiona na ul. Terespolskiej 4.  Oczywiście, przyciągnęła nas wielka zjeżdżalnia i to ona jest główną atrakcją tej kawiarni. Podczas naszej wizyty Lilka zjechała z niej może 120 razy i nie… Artykuł Warszawa dzieciom: Kawa i zabawa pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

BAKUSIOWO

Postanowiłam zająć się w końcu samą sobą. Nie wszystkimi dookoła. SOBĄ.

Ostatni wpis pojawił się na blogu 31 sierpnia. Dzisiaj jest już 12 września a wpisu nadal brak. Nie jestem na wakacjach. Jestem w domu. Nie zajmuję się niczym spektakularnym. Dni przeciekają mi przez palce. Właściwie to nie wiem sama na czym. Już nawet nie budzę się z myślą, że nadrobię dzisiaj zaległości z poprzedniego dnia…

BUUBA

Placuszki brokułowe – zdrowa przekąska dla całej rodziny! Przepis

Warto inwestować w zdrowie, na pewno każdy o tym wie. Ale gdy kończą się pomysły na zdrowe przekąski, to sięgnij po... internet :) To źródło wiedzy i inspiracji, chociaż.. przepis na placuszki podała mi moja przyjaciółka! Są mega pyszne! Omnomnom :)

OLOMANOLO

Czy przyszła mama powinna jeść za dwoje? Odpowiada dietetyk Aleksandra Kulasiewicz

Ciąża to bardzo wyjątkowy stan. To już wtedy kobieta staje się mamą i zaczyna być odpowiedzialna za drugą osobę. Przez 9 miesięcy odbywa kilkanaście wizyt u lekarza, wykonuje zlecone badania, dba o swoją skórę. A ile kobiet pamięta o zdrowym … Artykuł Czy przyszła mama powinna jeść za dwoje? Odpowiada dietetyk Aleksandra Kulasiewicz pochodzi z serwisu OLOMANOLO .

Kilka podsłuchanych przypadkiem zdań

…bo jestem mamą

Kilka podsłuchanych przypadkiem zdań

Lady Gugu

Ich troje, czyli czy warto wybrać się do kina na Bridget Jones 3 ? Recenzja z przedpremiery

Idąc do kina zastanawiałam się, co Bridget Jones ma jeszcze do powiedzenia po 12 latach nieobecności, a tym bardziej przez 136 minut (!) filmu. Bo od ostatniej części ekranizacji powieści Helen Fielding pt. „W pogoni za rozumem” minęła już ponad dekada! W międzyczasie Renee Zellweger zdążyła się zmienić nie do poznania i miałam obawy, czy skupiając się na jej „udoskonalonej”  urodzie nie przegapię, o czym naprawdę jest ten film. Bridget Jones 3 Okazało się, że niepotrzebnie się martwiłam, czy ideał sprzed lat wytrzymał próbę czasu. Przez pierwsze minuty filmu czujemy podniecenie – „Ej, to Bridget, wróciła, i nadal ma się… nieświetnie!” (bo czy ona kiedykolwiek miała się świetnie?..). Potem czekałam na pojawienie się dwóch panów produkcji – Colina Firtha, który ponownie wcielił się we flegmatycznego, zachowawczego Marka oraz Patricka Dempseya, którego postać Jacka była pierwszą od czasu, gdy w zeszłym roku wyrzucono go z „Chirurgów”. A jak już się doczekałam, dostałam dokładnie to, czego można było spodziewać się po Bridget Jones – nic więcej i nic mniej. „Bridget Jones 3” (oryginalny tytuł „Bridget Jones’ Baby”)  nie jest też oparty na z kolejnej książce Helen Fielding z 2014 roku pt. „Bridget Jones: Szalejąc za facetem” – na potrzeby filmu pisarka zgodziła się  przerobić scenariusz całkowicie; fankom mogłoby nie spodobać się, że: Bridget jest starszą panią, Mark nie żyje, a ona ma młodszego o 30 lat kochanka. Fabuła „Bridget Jones 3” jest przewidywalna i prościutka, ale jest to coś, do czego przyzwyczaiły nas dwie poprzednie części filmowe. Otóż 43-letnia producentka telewizyjna (nota bene przez pół filmu nie mogłam wyjść z podziwu, jak taka infantylna kobieta może pełnić tak ważną rolę w stacji…) zachodzi w ciążę i okazuje się, że obaj wspomniani panowie mogą pretendować do roli ojca potomka panny Jones. Wow, myślę sobie, ale to odkrywcze, widziałam to już w „Ukrytej prawdzie” i wszystkich możliwych telenowelach. Ale okazało się, że może scenariusz nie zapewnia nam skoków adrenaliny, ale jednak utrzymuje emocje na odpowiednio wysokim poziomie. Żarty sytuacyjne (przyjaciółka trzepie testem ciążowym, na to Bridget: „Przestań, bo wytrzęsiesz z niego dziecko!”), nawiązania do ikon popkultury, niekoniecznie dla wszystkich zrozumiałe (sorry, Ed Sheeran, że nie poznałam cię na ekranie… zresztą sorry, Ed Sheeran, że nie wiem, kim jesteś…), dosadne określenia, ale nie takie w stylu „Kac Vegas”, tylko w zawoalowanej, brytyjskiej formie, naprawdę bawią. Sala pełna była kobiet i jednakowo ryczały ze śmiechu zarówno przy „solidnej młocce i ciachaniu na sianie”( tak, chodzi o seks…), jak i w chwili, gdy panowie niosą przez pół Londynu biedną Bridget wstrząsaną skurczami… a przecież ta nigdy nie mogła poszczycić się wagą piórkową. Dobra, ja też ryczałam. Ze śmiechu, ale i wzruszenia, gdy pan Darcy kolejny raz ze smutkiem odchodził pokonany (ale bez obaw, nie zdradzam zakończenia, to było w połowie filmu!). Mnie też rozbawiły  żarty pokoleniowe, bo wprawdzie nie mam 43 lat, ale tak jak Bridget śmieszą mnie współczesne mody na „ironiczne brody hipsterów” i  nie wiem, co to Tinder. Żartów z pokolenia, starzenia się i dojrzałości nie było zbyt wiele, choć Bridget według jej lekarki należy już do „geriatrycznych pierworódek”. Widać, że scenarzyści dwoili się i troili, żeby choć nie nasuwać widzom skojarzeń z nieudanymi operacjami plastycznymi Renee Zellweger. Ale niestety, nie dało się ich ukryć, bo wprawdzie z daleka można było dostrzec dawną Bridget, to jednak z bliska zastanawialiśmy się, ile wysiłku musiała włożyć właśnie w ten uśmiech czy zmarszczenie brwi. „Bridget Jones 3”  różni się od poprzednich części, bo tchnie inteligencją. Dowcipy nie kończą się na pokazaniu marnych prób wciągania potężnych reformów na rozrośnięty tyłek. Nie ograniczają się też do opisywania dolegliwości ciążowych. Akcja skupia się za to na narysowaniu kontrastu pomiędzy konserwatyzmem (Mark Darcy) a wyzwoleniem (matematyk-twórca portalu randkowego, Jack) oraz miotaniem Bridget pomiędzy kuszącym światem drugiego pana a bezpieczeństwem, które może zapewnić jej pierwszy. Nie powiem wam, co wybierze, ale niestety, jak to w filmach o Bridget, fabuła i rozwiązania scenariuszowe są do bólu przewidywalne. Ale i tak jakimś cudem śmiejemy się z nich, i to nawet wtedy, gdy Renee Zellweger nie ma na ekranie. A niektórzy nawet są od niej zabawniejsi – na przykład Emma Thompson, która gra dowcipkującą panią ginekolog z awersją do facetów. I jeszcze coś, na co zawsze szczególnie zwracam uwagę – czyli muzyka. Rzadko zdarza się, żeby podkład był tak świetnie dobrany, że jest też komentarzem do sytuacji na ekranie. A dla znających angielski, piosenki dobrane przez Craiga Armstronga (to ten pan, który zasłynął soundtrackiem do świątecznego hitu „To właśnie miłość”) to tak samo trafny komentarz jak celna narracja Bridget. Nie wiem, dlaczego sala podczas projekcji „Bridget Jones 3” była pełna kobiet. Na pewno inteligentny humor trafi też do panów. Żartów z naszej kobiecości jest tu mniej niż w poprzednich częściach, a panom dostaje się jakby słabiej. Nie ma bożyszcza Hugh Granta, bo Daniel został uśmiercony  – aktor podobno kategorycznie odmówił udziału w filmie. Nie ma natłoku wzruszeń, film nie jest przegadany i wprawdzie trąci naiwnością, to jednak jest świetną propozycja na zakończenie lata. Ja czekam na dalsze części i co nie pokażą, to i tak się na to wybiorę. Bo Bridget Jones to po prostu Bridget Jones – a w najnowszym filmie dostajemy dokładnie to, czego mogliśmy się po niej spodziewać. Post Ich troje, czyli czy warto wybrać się do kina na Bridget Jones 3 ? Recenzja z przedpremiery pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

WIKILISTKA

Domowe wsparcie pierwszych kroczków – czy warto?

wikilistka.pl Pamiętam jak dziś, gdy Pierworodna zaczęła chodzić mając ledwo 8 miesięcy –  i to nie stawiać dwa kroczki, po czym pół dnia raczkować, tylko regularnie przemieszczać się na nogach. Pamiętam przekopywanie Internetu w poszukiwaniu informacji, a potem spotkania i rozmowy ze specjalistami, żeby dowiedzieć się o wszystkim, co mogę zrobić, żeby w temacie małych stópek nie popełnić błędów, które mogłyby odbić się właściwie na całym życiu mojego dziecka. Pamiętam odbijanie się niczym piłeczka pingpongowa od ściany do ściany, bo ilu specjalistów, tyle teorii. Jedni o sztywnych zapiętkach, inni o wiecznie bosej stopie. Temat zdrowia dziecięcych stópek będzie tu powracał, bo Mia uparcie idzie w ślady starszej siotry i też mając niespełna 9 miesięcy rwie się do chodzenia. Mam nadzieję, że temat ugryzę niebawem już w dużo bardziej specjalistycznej formie, bo – umówmy się, to mój konik- ale jeszcze dziś podzielę się z Wami po ludzku – moim maminym doświadczeniem. Bardzo wierzę, że to, co naturalne jest zazwyczaj najlepsze dla naszych dzieci. Wyznaję więc kult bosej stopy i ( choć sama jako naczelny zmarzlak nie wyobrażam sobie życia bez ciepłych kapci) od zawsze starałam się nie wciskać nic na siłę na dziecięce nóżki. Los jednak chciał, że po pierwsze w czasie stawiania przez Wiktorię pierwszych kroczków mieszkaliśmy w kamiennicy, a później na parterze w starym  bloku, gdzie zimne podłogi dość skutecznie zmuszały mnie do zakładania dziecku kapci, a po drugie Panie w pobliskim w sklepie pouczały niedoinformowaną wtedy jeszcze dobrze matkę-debiutantkę o konieczności sztywnych zapiętków. Wzięłam, kupiłam, założyłam. Choć wciąż jestem zwolenniczką bosych nóżek u najmłodszych muszę przyznać jedną rzecz – Wiki w pierwszych kapciach ( Befado, pisałam Wam już tutaj i tu) bardzo szybko zaczęła chodzić PEWNIE. Stała stabilniej, nie chwiały jej się tak nóżki na boki i choć ten etap pierwszych kroczków w kapciach trwał u niej dosłownie kilka dni to plusy obecności na stópkach kapci widać  było gołym okiem w sposobie stawiania kroczków. Faktem jest, że Wiki jako przypadek „wszystko zdecydowanie za szybko” oswajała się z kontaktem stopa-podłoże jeszcze przed 6-tym miesiącem życia wstając przy czym się dało i to na pewno też miało duży wpływ na jej „świadomość” chodzenia, natomiast ja osobiście jako mama uważam, że w tych pierwszych dniach od pierwszych kroków, odpowiednie kapcie dały jej sporo dobrego. Później, gdy już zaczęła chodzić na dobre zaczęło się moje dalsze dokształcanie w temacie pierwszych kroczków i zdrowia małych stópek, zaczęły się poszukiwania idealnych butów już na dwór, a potem często sztuka ubierania dziecia w second hand’ach, bo nasze dobre buty zjadały 80 % budżetu, a trzeba je było zmieniać nad wyraz często ( nie, nie żałuję ani złotówki) Dziś Mia rwie się do chodzenia, powoli stawia swoje pierwsze kroczki na razie jeszcze wzdłóż mebli, ale widzimy, że dni do pierwszych samodzielnych wędrówek są już policzone, bo puszcza się mebli zdecydowanie chętniej niż choćby tydzień temu. Po raz kolejny na samym początku przygody z chodzeniem zaufałam Befado i nim udam się na poszukiwanie idealnych bucików na zewnątrz, stawiam na dobre kapcie do pierwszych kroczków w domu. Jako mama już trochę bardziej doświadczona, robię to też ze względu na to, że wiem, jak szybko stópka dziecka zmienia się, gdy zaczyna ono chodzić – troszkę „zmniejsza się podbicie”, stópka jakby się wydłuża i „rozpłaszcza”  i choć to są maleńkie zmiany, to w momencie, gdy pierwsze buty dla Mii będą bucikami zabudowanymi, nim podejmę ostateczną decyzję chcę mieć pewność, że będą odpowiednio dopasowane do jej stópki. Natomiast jako świadoma mama – blogerka, obserwując toczące się czasem w mediach społecznościowych dyskusje na grupach mam przyprawiające mnie o gęsią skórkę i oglądając zdjęcia „bucików” kupionych na AliExpress albo w dyskoncie za 10 zł czuję w sobie wewnętrzą potrzebę napisania głośno o tym, że nawet przy skromnym budżecie możemy poszukać, poczytać i podjąć dobrą decyzję przy zakupie butów czy kapci dla maluszków, a nie idąc po najmniejszej linii oporu kupować chiński plastik. Ok, powiem to głośno – uważam, że jako rodzice mamy obowiązek to zrobić, bo od tego zależy zdrowie naszych dzieci. I tak – ja też miałam dla Wiki co sezon jakiś tam egzemplarz bucików, które tylko dobrze wyglądały do zdjęć albo ubrałam je jej na pół godziny do jakiejś sukienki z okazji uroczystości X, ale zawsze na co dzień stawiałam przede wszystkim na obuwie dobre dla stopy i od tej reguły nie było wyjątków. Co więcej, dziś firmy produkujące dobre buty czy kapcie wiedzą, że wygląd też jest ważny i naprawdę nie jest problemem znalezienie kapci dobrych dla małej stópki i nie przypominających wyglądem tych noszonych przez nas 20 lat temu – spójrzcie choćby na czarne balerinki, mam do nich mega sentyment, bo takie same były pierwszymi kapciami do przedszkola Wiki <3 Piszę Wam dziś o Befado również dlatego, że to są dobre buty na każdą kieszeń. To jedna z dwóch moich ulubionych marek obuwniczych na pierwsze 3 lata i z przyjemnością goszczę ją dziś na blogu. Zdaję sobie sprawę, że nie każdego stać na buty za 200 zł, zwłaszcza, że u maluchów czasem trzeba je zmieniać nawet kilka razy na sezon. Choć ja uparcie będę Wam pokazywać, że są takie sposoby zarządzania dziecięcą garderobą, żeby na rzeczy, które są tego warte, odpowiednia kwota się znalazła, to jednak wiem też, że niestety nie każdemu chce się taki wysiłek podejmować ( bo to nie zawsze jest prosta droga, umówmy się), a ja wciąż chciałabym żeby „moja misja walki o zdrowe małe stopy” się powiodła. Dlatego proszę Was o jedno – zanim kupicie swoim chodzącym pociechom takie modne „paputki” poczytajcie o tym, jak one bezpośrednio przyczynają się choćby do problemu wrastających paznokci w wieku kilku lat, porozmawiajcie ze specjalistami w sklepach z bucikami dla dzieci ( ja osobiście mogę polecić sklep Urwis na ul.Prostej w Toruniu, to tam dzięki bardzo dobrze wykwalifikowanym i doświadczonym sprzedawcom zaczęła się nasza przygoda ze świadomym wybieraniem bucików) i wybierzcie świadomie coś, co w ramach dostępnego budżetu jest najlepsze dla małych stópek Waszych dzieci. Celowo to właśnie ten wpis pojawia się na samym początku rozmów o małych stopach i dobrych butach, bo będę odsyłać do niego każdego kto będzie mi używał argumentów pt. „nie każdego stać na dobre buty, „. Pamiętajcie, że życie to jest kwestia wyborów. Chiński plastik czy polski, oddychający bucik ze znakiem „Zdrowa stopa”? Wybór należy do Ciebie. wikilistka.plPost Domowe wsparcie pierwszych kroczków – czy warto?

Make One Wish

„500+ ? Nie, dziękuję.”

Nie lubię wbijać kija w mrowisko i dolewać oliwy do medialnego ognia. Zazwyczaj nie zajmuję stanowiska w aktualnie modnych i poczytnych tematach, pod którymi ludzie przekrzykują, obrażają i zabijają się w komentarzach. Pomijałam milczeniem kampanię reklamową o nieodkładaniu macierzyństwa na… Czytaj dalej →

Kuchenka z akcesoriami - Party World

BABYLANDIA

Kuchenka z akcesoriami - Party World

Jakiś czas temu do naszego domu (troszeczkę przez przypadek) trafiły plastikowe naczynka do zabawy w kuchnię. W pierwszym momencie pomyślałam sobie "Naczynia? Przecież ja mam w domu dwóch chłopaków", zaraz potem "Różowe? Co ja z nimi zrobię", ale szybko się opamiętałam. Nieważny kolor i nieważne, że zabawkowe naczynia i kuchenki są raczej domeną dziewczynek, przecież mój Dominik także może się nimi bawić. Wiedziałam, że będzie zachwycony więc postanowiłam zestaw zatrzymać i nie oddam, bo dziecku mojemu się spodobał :) Naczynia zostały więc z nami i dzisiaj chciałabym napisać Wam o nich słów kilka :)Czytaj więcej »

KURA KU RAdości

Bardzo?

– Mamooo, a ty nas bardzo lubisz? – pyta mnie G. – Bardzo – mówię bez zastanowienia. – Bardzo, bardzo? Nawet jak zrobimy niedobre rzeczy? – upewnia się G. – Tak – mówię. – No, to wylało mi się picie na fotel – mówi G. z ulgą. … Co to ja mówiłam? Pozdrawiam Kura

Mama inspiruje

DOMOWY KISIEL JAGODOWY – POGROMCA KASZLU

Pamiętam wakacje u cioci we Władysławowie. Zawsze po przyjściu z plaży rozkładała nam aksamitny koc na miękkiej, pachnącej morską solą Artykuł DOMOWY KISIEL JAGODOWY – POGROMCA KASZLU pochodzi z serwisu .

Mama na pełny etat

Przedszkolne inspiracje na początek roku szkolnego

Podzielę się z Wami kilkoma inspiracjami w sam raz na początek roku szkolnego. Wykonanie i pomysły są moje i mojej koleżanki z pracy . Przed Wami 5 propozycji "na start" :)   1.Tablica na rozpoczęcie roku szkolnego w przedszkolu Przedszkolaki przywitałyśmy kolorowymi kredkami . Elementem dekoracji jest też chłopiec i dziewczynka trzymający w dłoniach biedronki. Nazwa naszej grupy to "

MAMA TRÓJKI

CZASEM WARTO SIĘ WYLOGOWAĆ

                Zazwyczaj w weekendy lub tuż po, dostaję wiadomości, że długo nie odpisuję. Mały jest ze mną kontakt. Mama ma problem z dorastającą córką lub synem. Kolejna z uporczywym katarem malucha. Zestaw pytań o zabawki, gry, przydatne akcesoria stosowne do wieku. Wiadomości o ciąży czy o pierwszym ząbku dziecka. Część z was woli prywatną korespondencję. Szanuję to. Ostatnie porady na

DWA PLUS CZTERY

Zrozum, ja nie chcę Ci odpowiedzieć

Spotykamy się po długiej przerwie, przypadkiem, bez konkretnego planu. Uśmiechasz się sztucznie, przez zęby. Ja też wysilam się na bycie przyjemną. Całe dzieciństwo przecież się nienawidziłyśmy.  Potem kontakt się urwał, chociaż mieszkałyśmy na jednym osiedlu. Stoimy tak chwilę, wymieniamy informacje o tym, co wydarzyło się przez te paręnaście lat. Suche informacje, mniej lub bardziej zaskakujące. Dochodzimy do dzieci…informujesz, że u Ciebie ich brak – szanuję to, nie każdy musi i chce je mieć – to w sumie Twoja sprawa. Mówię Ci o swojej czwórce  i nagle dzieje się coś niesamowitego. Widzę Twoje źrenice, osiągające ponadprzeciętne rozmiary. Twoje ruchy stają się nerwowe, a słowa wychodzą z ust jak seria z karabinu maszynowego. Już po pierwszym pytaniu wiem, że dalej może być już tylko gorzej. Wielodzietni  temat bardzo wdzięczny, szczególnie w czasach 500+. Zwani patologią, idiotyzmem, brakiem odpowiedzialności, wielokrotną wpadką, kompletnym brakiem sensu. Żyjący w kompletnej nieświadomości antykoncepcyjnej. Razem z zaskoczeniem, najczęściej pojawia się seria idiotycznych pytań, na które my, patologiczni rodzice, wcale nie mamy ochoty odpowiadać. Wśród moich ulubionych, królują wciąż: Kiedy następne? – Jak tylko mąż wróci z pracy… To wszystko twoje? – Nie, połowę znalazłam po drodze, stały sobie, to zabrałam. Jeju jak Ty  dajesz rade? – Prawą ręką zazwyczaj. Które było wpadką? – Wszystkie, przecież ja nigdy nie chciałam mieć dzieci. Jak to, świadomie się na wszystkie zdecydowałaś? Nigdy w życiu, ja wtedy kompletnie nie miałam świadomości w co się pakuje. Kiedy Wy macie czas dla siebie? – Jak robimy to następne. Ale chyba tirem zakupy robicie? – Podjeżdżamy Żukiem i wynoszą nam wszystko od zaplecza, bo przez kasy trudno przejść. Ale chyba autobus musicie kupić do jazdy po mieście? Czekamy na wyprzedaż z MZA. Chyba dużo zarabiacie, ze Was na tyle dzieci stać? 500+ nas utrzymuje. No to teraz, jak jest 500+, to macie kupę dodatkowej kasy. Oczywiście, zaraz idę po futro z norek, zima nadchodzi, a potem inwestujemy w giełdę papierów wartościowych.

Mamy Sprawy

Menu na Kinderbal

W ostatnich miesiącach natrafiłam na kilka urodzinowych postów na innych … Czytaj WięcejArtykuł Menu na Kinderbal pochodzi z serwisu Mamy Sprawy - Blog parentingowy.

MATKA NIE IDEALNA

Nigdy nie będę idealna.

Każdego wieczoru, kiedy piersi moich dzieci unoszą się miarowo dyktując Morfeuszowi rytm kołysanek a koty zwijają się w kłębek w nogach łóżka, zmywam makijaż, robię herbatę i siadam na poplamionej kanapie. Wygładzam pozaciągany kocim pazurem koc, wyciągam nogi, obolałe po całym dniu na placu zabaw i rozmasowuję ramię, dzielnie noszące przez pół dnia 6,5 kilo człowieka. […] Artykuł Nigdy nie będę idealna. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

PANNA OCEANNA

Moda na bycie Fit, to FAJNA moda.

Z kim ostatnio nie rozmawiam, każdy zaczyna dążyć do wymarzonej sylwetki, bądź przechodzi na zdrowe żywienie.  Sylwetka Fit, obfitująca w zdrowe odżywianie i aktywność fizyczną stała się modna. Uważam, że to fajna moda, która pozwala poprawić kondycję oraz sprawia, że uważniej przyglądamy się temu co ląduje na naszym talerzu.  Ja sama walczę o swoją figurę od jakiegoś czasu. Mąż mój z pomocą

Mama na pełny etat

Gra rodzinna Doktor EuGeniusz

Dziś pokażemy Wam grę, która bezapelacyjnie od pierwszej rozgrywki skradła serca wszystkich - Doktor EuGeniusz od Dumel.    Z przyjemnością przedstawiamy Wam nowego członka naszej kreatywnej rodzinki. Poznajcie doktora EuGeniusza. Jest troszkę łysawy, ma siwe wąsy i nosi okulary, które dodają mu uroku. Ma błysk w oku, duże poczucie humoru i przede wszystkim jest wiekiem mądralom...yhm

On jest moim homarem

POLISHGIRLOLGA

On jest moim homarem

OPTYMISTYCZNIE

Trzecie oko rodzica na miarę XXI wieku + KONKURS

Często para oczu to za mało, więc warto mieć w zanadrzu coś, a w zasadzie kogoś, kto będzie miał oko na nasze dziecko nawet wtedy, kiedy Ty śpisz.  Z przyjemnością przedstawiam Wam iHippo – czyli pluszową nianię elektroniczną. Od razu wytłumaczę Wam, że jest to pierwszy taki wpis, w którym pomógł mi mąż, gdyż ten niezwykły pluszak jest dosłownie naszprycowany elektroniką, więc któż inny jak nie informatyk przedstawi Wam konstruktywną opinię na ten temat? Tak więc połączyliśmy siły, ja przekazałam mu swoje uwagi co do wyglądu, estetyki wykonania i codziennego użytkowania sprzętem, on dodał swoje dwa (albo i z dziesięć) grosze dotyczące aplikacji i ogólnie urządzenia pod kątem bardziej technicznym i tak Post Trzecie oko rodzica na miarę XXI wieku + KONKURS pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

Lekko i smacznie czyli szynka w warzywach.

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Lekko i smacznie czyli szynka w warzywach.

MAMA TRÓJKI

ZDARZA CI SIĘ PISAĆ BAJKI DLA DZIECI? WESOŁEK MI W TYM POMAGA

              Dziś zdradzę ci zabawę, jaką mamy z dziećmi od lat. Wspólnie tworzymy rymowane bajeczki i  zagadki.  Zagadki najczęściej wykorzystuję do gier terenowych, które organizuję dzieciakom. jest przy tym dużo zabawy, biegu i śmiechu. Na końcu zawsze jest  jest nagroda. Czasem wymyślam bajki na dobranoc, a ich bohaterami są zabawki, które mamy. Dziś bajka o sympatycznym

#detale

DWARAZYW

#detale

Babskie czytanie: „Macierzyństwo non-fiction”  Joanna Woźniczko-Czeczott

Lady Gugu

Babskie czytanie: „Macierzyństwo non-fiction” Joanna Woźniczko-Czeczott

Na przekór zimnym porankom

Makóweczki

Na przekór zimnym porankom

  Trochę w tym roku nie jestem gotowa na jesień. Nie kompletowałam namiętnie wyprawki przedszkolno- szkolnej, nie mam weków, tyle co w ubiegłym roku i ogólnie jakoś tak nie ogarniam tematu września, szkoły, płaszczyków co to się już wyprzedały, kasztanów i opadających liści. Może to przez chorobę, skupiam się na czymś innym… Może nie nasyciłam się wystarczająco wakacjami. W każdym razie jesień idzie, poranki zrobiły się zimne, mimo bajecznej pogody, a z szaf zaczęliśmy wyjmować koce, kołdry i puszyste kapcie. I poduchy takie puchate bo kiedy ciemno robi się o 19 miło jest się do czegoś przytulić. Może to dlatego, że te moje dzieci już takie duże. Lenka nie śpi w przedszkolu, więc omijają nas poduchy i kocyki do spania. Maks to już całkiem wielki, więc nie muszę analizować dokładnie każdego elementu wyprawki, choć okładki na książki okazały się być mission impossible i Pan Tata kupował ze z 5x już (a wciąż nie wszystko jest obłożone ;)). W każdym razie dzieci wieczorami zawijają się w koce na huśtawkach czy hamakach, a nocami nakrywają po nos. Noce 8C i poranna rosa dają jasny znak… Czas kolekcjonować puszyste bibeloty. Dlatego dziś mam dla Was totalną perełkę w morzu polskich wyrobów hand- made. Dreamko porwało nas bez reszty i umila nam to wejście w jesień. Mnogość autorskich (!) wzorów zachwyca oko i pozwala na przykład skompletować całą wyprawkę w jednym princie (co by potem się nic nie gubiło). Pościele wykonane z największą dokładnością, tak samo jak kocyki, poduchy i wyprawka niemowlaka. Wszystko cieczy oko, ale także zmysł dotyku. Znacznie przyjemniej jest usiąść na krzesełku i wyklejać lub malować czy konstruować inne projekty, kiedy to krzesło jest wyłożone miękkim kocykiem, lub zjeść śniadanie owiniętym w miękki minky. Jest w tym jakiś czas i magia, póki ogrzewanie nie jest włączone i trzeba się dogrzewać. Kiedy przeglądam produkty Dreamko, aż żal mnie w dołku ściska, że nie mam niemowlaka. Bajeczne śpiworki, rożki, kocyki i pościel. Za czasów Maksika, a nawet Lenki, tuż po porodzie, kompletnie nie było wyboru i szyłam ładności na miarę. Teraz mnogość wzorów i wyborów aż przytłacza. Spójrzcie tylko na wklejki ze strony głównej. Żebyście mogli poczuć klimat tych przyjemności mam dla Was KONKURS! Do wygrania dwa komplety kocyk + podusia, oraz dwie maskotki – sowa i lisek, czyli razem 4 nagrody! Wystarczy, że wejdziecie na stronę Dreamko, wybierzecie wymarzony produkt i opowiecie w 3-5 zdaniach kto w Waszej rodzinie najbardziej by się z niego ucieszył i dlaczego. Zabawa trwa do 18.09.2016. Wyniki podam w tym wpisie 19.09.2016 Nie zapomnijcie napisać w nawiasie, która nagroda Was interesuje :) Dla tych, którzy nie lubią czekać lub interesują go inne produkty przygotowaliśmy rabat -10% na hasło ‚makoweczki’.

Na przekór zimnym porankom i wieczorom

Makóweczki

Na przekór zimnym porankom i wieczorom

Trochę w tym roku nie jestem gotowa na jesień. Nie kompletowałam namiętnie wyprawki przedszkolno – szkolnej, nie mam weków, tyle co w ubiegłym roku i ogólnie jakoś tak nie ogarniam tematu września, szkoły, płaszczyków co to się już wyprzedały, kasztanów i opadających liści. Może to przez chorobę, skupiam się na czymś innym… Może nie nasyciłam się wystarczająco wakacjami. W każdym razie jesień idzie, poranki zrobiły się zimne, mimo bajecznej pogody, a z szaf zaczęliśmy wyjmować koce, kołdry i puszyste kapcie. I poduchy takie puchate bo kiedy ciemno robi się o 19 miło jest się do czegoś przytulić. Może to dlatego, że te moje dzieci już takie duże. Lenka nie śpi w przedszkolu, więc omijają nas poduchy i kocyki do spania. Maks to już całkiem wielki, więc nie muszę analizować dokładnie każdego elementu wyprawki, choć okładki na książki okazały się być mission impossible i Pan Tata kupował ze z 5x już (a wciąż nie wszystko jest obłożone ;)). W każdym razie dzieci wieczorami zawijają się w koce na huśtawkach czy hamakach, a nocami nakrywają po nos. Noce 8C i poranna rosa dają jasny znak… Czas kolekcjonować puszyste bibeloty. Dlatego dziś mam dla Was totalną perełkę w morzu polskich wyrobów hand – made. Dreamko porwało nas bez reszty i umila nam to wejście w jesień. Mnogość autorskich (!) wzorów zachwyca oko i pozwala na przykład skompletować całą wyprawkę w jednym princie (co by potem się nic nie gubiło). Pościele wykonane z największą dokładnością, tak samo jak kocyki, poduchy i wyprawka niemowlaka. Wszystko cieczy oko, ale także zmysł dotyku. Znacznie przyjemniej jest usiąść na krzesełku i wyklejać lub malować czy konstruować inne projekty, kiedy to krzesło jest wyłożone miękkim kocykiem, lub zjeść śniadanie owiniętym w miękki minky. Jest w tym jakiś czas i magia, póki ogrzewanie nie jest włączone i trzeba się dogrzewać. Kiedy przeglądam produkty Dreamko, aż żal mnie w dołku ściska, że nie mam niemowlaka. Bajeczne śpiworki, rożki, kocyki i pościel. Za czasów Maksika, a nawet Lenki, tuż po porodzie, kompletnie nie było wyboru i szyłam ładności na miarę. Teraz mnogość wzorów i wyborów aż przytłacza. Spójrzcie tylko na wklejki ze strony głównej. Żebyście mogli poczuć klimat tych przyjemności mam dla Was… KONKURS! Do wygrania dwa komplety kocyk + podusia, oraz dwie maskotki – sowa i lisek, czyli razem 4 nagrody! Wystarczy, że wejdziecie na stronę Dreamko, wybierzecie wymarzony produkt i opowiecie w 3-5 zdaniach Kto w Waszej rodzinie najbardziej by się z niego ucieszył i dlaczego? Zabawa trwa do 18.09.2016. Wyniki podam w tym wpisie 19.09.2016 Nie zapomnijcie napisać w nawiasie, która nagroda Was interesuje :) Dla tych, którzy nie lubią czekać lub interesują go inne produkty przygotowaliśmy rabat -10% na hasło ‚makoweczki‚.

PANNA OCEANNA

3 lata.

09.09.2013 godzina 9:00- pierwszy krzyk, pierwszy oddech, pierwsza miłość. Tego dnia zmieniło się wszystko. Dziś mijają trzy lata od kiedy nasze życie nabrało dodatkowych kolorów, wartości i radości. Od tego czasu jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Trzy lata minęły jak jeden dzień. , Trzy lata pełne szczęścia, wzruszeń, łez ale i nerwów i ciężkich dni. Ten czas bardzo zmienił nas jako

Kolorowe dzieci, czyli nauka dziecka szacunku do drugiego człowieka

THE MOMENTS OF LIFE

Kolorowe dzieci, czyli nauka dziecka szacunku do drugiego człowieka

Wracając pamięcią wstecz, do czasów swojego dzieciństwa nie przypominam sobie, aby moi rodzice kiedykolwiek rozmawiali ze mną na temat różnych narodowości ludzi oraz cech charakterystycznych dla danego narodu. Sprawa okazała się o tyle "prosta", że wychowałam się w małym miasteczku, gdzie nikt nie chciał imigrować natomiast spora część marzyła o emigracji. W wieku przedszkolnym czy w późniejszych latach nauki szkolnej nie znałam osób o innym kolorze skóry. Również w moim otoczeniu nie było osób z innych państw, które nie mówiłyby w języku polskim. Takie uroki małych miasteczek.Pamiętam również, że przeglądając zdjęcia swojego taty z czasów, gdy za chlebem wyjeżdżał do Niemiec czy Afryki widywałam jedynie same znane mi twarze, twarze Polaków. Nie dlatego, że grono tych osób miało coś przeciwko obcokrajowcom, fakt ten raczej wynikał z warunków umów zawieranych w tamtych czasach. Nie była to typowa emigracja jaka ma miejsce w XXI wieku, gdzie człowiek żyje i zarabia na emigracji. W tamtych czasach pracownicy pracowali od świtu do nocy (jakkolwiek to brzmi) po to, aby budowa została zakończona w jak najszybszym czasie i aby mężczyzna mógł wrócić do rodziny. Nie było czasu na wypady do baru, zwiedzanie itp. Po całym dni pracy jedynie prysznic i piwo w gronie polskich współpracowników. Wtedy nie wyjeżdżały całe rodziny a jedynie mężczyzna, który miał jeden cel - zarobić na rodzinę.To, że nie pamiętam takich rozmów nie miało wpływu na moje zachowanie w późniejszym wieku. Moi rodzice są i zawsze byli osobami bardzo tolerancyjnymi i nikt nigdy w ich zachowaniu nie dopatrzyłby się ani odrobiny zapędów rasistowskich. Tak zdrowe podejście do drugiego człowieka również i ja wyniosłam z rodzinnego domu. Po maturze trafiłam do firmy międzynarodowej, gdzie biurko w biurko pracują osoby z najróżniejszych krańców świata. Wspólne picie kawy, jedzenie obiadów...czyli codzienne relacje międzyludzkie jak w każdej innej pracy, jedynie z osobami o innej narodowości, kolorze skóry i  często z komunikacją w języku angielskim. Wszyscy jesteśmy równi, mamy takie same prawa jak i obowiązki, szanujemy swoje pochodzenie i co najważniejsze szanujemy drugą osobę jako OSOBĘ. Bo czy brak szacunku dla innej narodowości nie jest jednoznaczny z braki szacunku dla jednostki jaką jest człowiek?  Sama będąc mamą rozmowę na temat różnych kolorów skóry odkładałam na później. Tfu wróć. W sumie to nawet o niej nie myślałam i jej nie planowałam bo moje dziecko ma dopiero ( w moim odczuciu dopiero) 2 latka. Ciągle wydawało mi się, że to jeszcze za wcześnie, że jeszcze przyjdzie odpowiedni moment na tego typu rozmowy. Chociaż im dłużej o tym myślę mam wrażenie, że byłam przekonana, że to naturalne, że ludzie różnych narodowości mieszają się, że społeczeństwo w Polsce nie jest już tylko białe, że należymy do społeczeństwa kolorowego.Zabolało jak cholera, gdy Kacper na widok czarnoskórego dziecka zawołał: "Mamo to pe, to myj myj". Ale jak to? Moje dziecko? Przecież w naszym domu nigdy nie było mowy o.... no właśnie. Nie było rozmów o tym, że dzieci mają różne kolory skóry, że nie tylko biali ludzie żyją na tym świecie. Że ile narodów tyle cech charakterystycznych dla osób z danym pochodzeniem, że my wszyscy pomimo wielu różnic należymy do jednej rasy - tak, bo wszyscy jesteśmy jedną rasą, jedynie korzenie naszego pochodzenia nadają nam cechy charakterystyczne, które nas różnią.Wiem, że Kacper wypowiadając te słowa nie miał nic złego na myśli. Wiem, że moje dziecko żyło w nieświadomości o istnieniu innych narodów. Bo niby skąd? Skoro rodzice mu o tym nie mówili, bo w bajkach przez niego oglądanych nie występują takie postacie? Wiem, że to my jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za edukowanie naszych dzieci. To my je wychowujemy i mamy znaczący wpływ na to jakimi ludźmi będą w przyszłości. Że to my w tym konkretnym przypadku zawaliliśmy na całej linii.Dzieci nie rodzą się rasistami i nie mają złych intencji względem drugiego człowieka. Jednak to, że nie uczymy ich negatywnego nastawienia względem innych narodowości nie zwalnia nas z obowiązku edukowania ich w temacie szacunku i poczucia równości każdego człowieka w świecie. Znacie powiedzenie: Człowiek człowiekowi człowiekiem ? coś w nim jest bo gdy nie nauczymy naszych dzieci szacunku do drugiej osoby nie wychowamy Go na osobę prawidłowo funkcjonującą w świecie z tak szybkimi postępami globalizacji.Form nauki jest wiele:- rodzinne zdjęcia na których są osoby innej narodowości- opowiadanie o wakacjach/pracy za granicą z osobami innej narodowości- bajki- książki- przedszkola / szkoły wielokulturowe- gry/zabawyZ racji wieku naszego dziecka i zamiłowania Kacpra do układania puzzli postawiliśmy właśnie na tą formę nauki. Puzzle pokazujące przedstawicieli najróżniejszych narodowości to na prawdę fajny pomysł na kreatywną naukę z 2-latkiem. Nie popełniaj mojego błędu i nie odkładaj tak ważnego tematu na później, zwłaszcza jeśli Twoje dziecko wychowuje się w małym miasteczku i nie ma styczności z dziećmi o innym kolorze skóry. 2 latek nie musi znać szczegółów charakterystycznych dla danej narodowości, jednak powinien wiedzieć, że ludzie mają różny kolor skóry i jeśli obok niego będzie czarnoskóra osoba to ona nie jest "pe" i nie musi "myj, myj", że to naturalne i wielu ludzi właśnie tak wygląda.A jak jest u Was?Czy Wasze dzieci mają styczność z dziećmi innej narodowości?PozdrawiamKarolina

BAKUSIOWO

Zabezpieczony: Znalazłam sposób na zajęcie dziecka (i męża!)

Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.