WIKILISTKA
Bądźcie. Machnijcie ręką. Powiedzcie czasem „dziękuję”.
wikilistka.pl Przeglądam sobie wpisy, zerkam na facebooka, Instagram, śledzę losy blogowych koleżanek i nachodzi mnie refleksja – czy w Internecie tak trudno powiedzieć „dziękuję”? Bardzo Cię dziś proszę o poświęcenie kilku minut na przeczytanie tego wpisu do końca – musisz mi wierzyć na słowo, że to może zmienić wszystko. Coraz częściej ja albo koleżanki „po fachu”, które obserwuje cierpimy na chwile zwątpienia. Zastanawiamy się, czy to, co robimy ma sens i czy warto. Bo co z tego, że kilkanaście, czy kilkadziesiąt osób miesięcznie wchodzi na bloga, skoro są posty, pod którymi prawie nie ma komentarzy? Czemu robiąc dla Was – Czytelników – coś dobrego, z czystego serca i często zupełnie za darmo, musimy prosić się o lajki, komentarze czy udostępnienia? Ja wiem, że nie wszyscy może do końca wiedzą, że tak ten świat funkcjonuje (jak dokładnie – o tym będzie poniżej), ale ja się tak zwyczajnie po ludzku zastanawiam, już pomijając lajki czy udostępnienia, ale czy tak trudno jest powiedzieć „dziękuję”? Wchodzisz na wpis z najlepszymi wyprzedażowymi perełkami, wpis o trendach albo kompletny poradnik jak ubrać dziecko do przedszkola, czerpiesz za darmo wiedzę garściami, korzystasz z tego, że ktoś ( ja) poświęcił kilkanaście (żeby tylko) godzin swojego czasu na przejrzenie czasami kilkuset stron ( przy wpisie z wyprzedażami przejrzałam 150 stron,a Łukasz ładnych kilka godzin przygotowywał grafiki) produktów i pokazuje Ci najciekawsze perełki, masz wszystko w jednym miejscu, czytasz i … wychodzisz. Bez „dziękuję”, bez lajka, bez podania wpisu dalej koleżankom. Wiesz czym jest skrzywienie poznawcze? W wolnym tłumaczeniu, jeśli robię coś dobrze i 10 000 osób uważa, że to jest wartościowe, ale będzie milczeć ( nie da żadnego feedback’u), a 10 osób zaneguje głośno to, co zrobiłam, prawdopodobnie zrezygnuję z robienia tego dalej, bo uznam, że to zupełnie niepotrzebne. I wiesz, mam wrażenie, że za chwilę – prędzej czy później – z tego powodu wiele dziewczyn zrezygnuje z pracy (czy nawet po prostu pasji) marzeń i z sieci zniknie wiele miejsc, które wnoszą do naszej codzienności coś fajnego. Postaw się czasem na moim miejscu – jeśli poświęcam kilkanaście godzin na przygotowanie wartościowego dla Ciebie wpisu, a potem muszę prosić się o udostępnienia na facebooku, bo bez nich to jeszcze ja będę musiała zapłacić za to, żeby dotrzeć z treścią, którą udostępniam za darmo do większej ilości zainteresowanych osób. Dołóż sobie do tego fakt, że często my-blogerki Was o coś pytamy – czy to na końcu wpisu, czy na facebooku, a zazwyczaj z kilku tysięcy osób odpowiada kilka (no, chyba, że to konkurs. Wtedy wszyscy chętnie wyciągają ręce po nagrody). Powiem Ci to szczerze, głośno i wyraźnie, myślę, że w imieniu dużej części blogosfery czy jakichkolwiek twórców związanych z Internetem – zwyczajnie czuję się tak, jakbym wygłosiła kilkugodzinny monolog do kompletnie pustej sali. Najzwyczajniej w świecie po nic. Czy to jest zdrowa relacja? Nie sądzę. Czy takich relacji chcę w swoim świadomym życiu? Kompletnie nie. Piszę. Nie ogłaszam, że zamykam bloga, a pisanie klikalnych nagłówków jest dla mnie wychodzeniem poza strefę komfortu, bo zawsze chciałam przyciągać Czytelnika wartością a nie facebookowym tytułem rodem z Pudelka. Ale czasem muszę, nie mam wyjścia, bo jest ważny tekst (jak choćby TEN) i gdybym napisała „rozważania o wartościach” nikt by nie kliknął. Nikt by go nie przeczytał i nie zastanowił się choćby przez sekundę. Wciąż tworzę to miejsce dla tych osób, którym potrzebne są moje wpisy, bo na szczęście wciąż gdzieś tam dostaję takie sygnały i to mi dodaje skrzydeł, bo gdy wiem, że czekacie na trendy to chce mi się je robić nawet jedną ręką, bo drugą trzymam śpiącą na mnie, ząbkująco-smarkającą córkę. Ale nie wiem jak długo ja i inne dziewczyny, będziemy miały w sobie tyle samozaparcia, by pokonywać ten mur. Nie wiem też, ile z nas – tych jeszcze nie gwiazd blogosfery zgarniających wszystkie kampanie ( żeby było jasne – nic do tego nie mam, cieszę się, że zarabiają i kibicuję im całym sercem w dalszym rozwoju!) ale ile z nas zwyczajnie nie może sobie pozwolić na inwestowanie kilkuset złotych miesięcznie w facebooka, żeby docierać do Was ze swoimi treściami? Może nie wiesz, jak wygląda cała facebookowo-internetowa maszyna od środka, więc pozwól, że w tym akapicie trochę Ci o tym opowiem. Sam fakt, że polubiłaś mój profil na facebooku nie oznacza, że zobaczysz moje treści. Możesz zaznaczyć opcje „wyświetlaj najpierw”, czy „powiadomienia”, ale tak naprawdę najwięcej zależy od interakcji, jakie regularnie utrzymujesz z daną stroną – czyli na polski tłumaczącs od wszystkich Twoich danych tej stronie lajków pod postami, komentarzy i udostępnień wpisów tej strony ( z zaznaczeniem, że „udostępnienie” dla Facebooka jest najbadziej wartościowe). Podawanie naszych wpisów dalej szerszej publiczności jest najlepszym „dziękuję” jakie możecie dać w wirtualnym świecie. Podobnie sprawa ma się z Instagramem – już dziś obcina zasięgi i jeśli nie serduszkujesz moich zdjęć to lada moment nie będą Ci się one pojawiały w ogóle. I moje pytanie i prośba jednocześnie brzmi – skoro nie lubisz moich treści na tyle, żeby dać im serduszko, lajka, parę sekund na napisanie komentarza, czy dwa kliknięcia do udostępnienia dalej, to po co w ogóle „lubisz” moją stronę? Po co mieć polubione treści, które nas nie interesują? Przecież odlajkowanie to jedno kliknięcie. [Ostanio nawet chciałam sama zrobić facebookowe czystki, żeby usunąć „martwą” publikę, ale okazało się, że nie ma takiej technicznej możliwości] Mnie blogowanie dało bardzo dużo. Uwielbiam to i nie wyobrażam sobie za bardzo swojego życia bez tego kawałka wirtualnego świata. Wykaraskałam się z depresji, zaczęłam żyć bardzo świadomie, ale przede wszystkim rozwinęłam się tak, jak nigdy bym tego nie podejrzewała. Blog i ludzie, których dzięki niemu poznałam dali mi dużo siły, wiary i dodatkową pewność siebie, praca nad sobą dała mi umiejętności, które wykorzystuję na wielu polach nie tylko blogowo (choćby fotografia), ale wierzcie mi, że jest wiele dziewczyn, które lada dzień zrezygnują i zamiast walczyć o marzenia, oddadzą dzieci z bólem serca do żłobków i uznają, że wolą tę najniższą krajową, ale regularnie i na czas i nie warto o siebie walczyć ( bo przecież nie ma kiedy – etat, dziecko, dom i na nic już nie ma czasu). Często na blogach obserwuję też teksty, że na większych blogach są same sponsorowane treści i Ci coś powiem tak od serca – blogowanie to praca jak każda inna, tylko, że wbrew temu, co można sądzić po okładce wymaga od cholery więcej pracy …nad wszystkim niż standardowy etat. Po pierwsze – dlaczego ktoś, kto może na tym zarabiać miałby robić to za darmo? Po drugie – jakie dla Ciebie, jako Czytelnika, ma znaczenie zawartość portfela autora tekstu? Po trzecie – czy ma dla Ciebie znaczenie to, czy autor tekstu pracuje gdzieś na etacie czy utrzymuje się z bloga? Dla Ciebie wartością są ( w sensie, chyba powinny być) rzeczy, które tworzy, treść, którą przekazuje, więc może warto pomyśleć w drugą stronę – fajnie, że są firmy, które chcą tym ludziom płacić, bo dzięki temu my, czytelnicy, mamy coś wartościowego za darmo. Że o konkursach, o które często dla Was walczymy, żebyście z jak największej części naszych współprac mieli też coś namacalnego dla siebie. Tak się głośno zastanawiam i może zastanówcie się ze mną – czy gdyby Kasia ( autorka najpopularniejszego dziś bloga DIY w Polsce ) w pewnym momencie nie zaczęła dostawać płatnych zleceń od firm, czy może na początku narzędzi – czy udałoby jej się bloga tak rozwinąć i dzielić się z nami takimi świetnymi tutorialami? Być może tak, ale weźmy pod uwagę to, że każde narzędzie i materiały na Kasi projekty kosztuje. Reklama tych treści też kosztuje. Ja osobiście, straaaasznie się cieszę, że są firmy, dzięki którym Kasia ma możliwość rozwijania swojego bloga! I jeśli myślisz, że to „kosztuje” dotyczy tylko blogów DIY to jesteś w wielkim błędzie, bo kosztuje wszystko – od reklam na facebooku, przez ubrania dzieci, które Wam pokazujemy, przez dodatki do pokoju, wyjazdy do fajnych miejsc, po kursy fotografii, sprzęt. Wyjazdy na konferencje, na których uczymy się dawać Wam lepsze treści też kosztują. I serwer. I domena. I szablony i milion innych rzeczy. Nie żałuję, że bloguję. Cieszę się cholernie, że jestem tu gdzie jestem, że się nie poddałam i walczyłam i o to miejsce i o siebie, ale do cholery, nie wszyscy będą mieli tyle siły i samozaparcia słysząc z drugiej strony głuche echo i wcale nie uważam, że to są osoby, które powinny rezygnować. Wyobraź sobie relację z facetem, w którym Ty tylko dajesz a on nic. Kupiłaś nowy komplet koronkowej bielizny i w takim stroju robisz mu najlepszą kolację na świecie… a on nic! Siedzi i patrzy na TV. Albo wyobraź sobie, że wygłaszasz 20-minutowy monolog życia na temat Waszych relacji, związku, planów i marzeń, a on na koniec patrzy na Ciebie, wyciąga słuchawkę (której nie widziałaś) z ucha i pyta ” mówiłąś coś?” [ To akurat nasze true story, możecie to sobie wyobrazić i poturlać się ze śmiechu] Czasem warto powiedzieć komuś „rób to dalej, choć jeszcze długa droga przed Tobą, ale wierzę, że dasz radę i odniesiesz sukces”, bo to naprawdę potrafi zmienić człowiekowi życie. Pokażcie więc, że jesteście. Nie tylko mi, ale też innym twórcom, których śledzicie. My naprawdę chcemy wiedzieć, że tworzymy dla ludzi, którzy tego potrzebują. Im bardziej Wy dla nas „namacalnie” jesteście po drugiej stronie, im chętniej dzielicie się z innymi tym, co dla Was tworzymy, tym chętniej my bierzemy się do pracy i robimy więcej, lepiej, sięgamy wyżej i chcemy być jak najlepsi. Tak to działa. Często to „sukces rodzi pasję, która wynika z wysiłku i działania”, jak pisze Asia w swojej nowej książce i ja jestem tego najlepszym dowodem – im lepiej mi coś wychodzi, tym bardziej chce mi się to robić (zdjęcia), a im gorzej mi coś idzie, tym bardziej mi się nie chce (dieta, ćwiczenia – niestety;)). Bądźcie. Machnijcie ręką. Odpiszcie czasem na te wiadomości z newsletterów, udostępnijcie ciekawy wpis dalej, zostawcie komentarz, kliknijcie serduszko przy fajnym zdjęciu. Pokazujcie nam, że jesteście. Na co dzień, nie od święta! wikilistka.plPost Bądźcie. Machnijcie ręką. Powiedzcie czasem „dziękuję”.