wtorek, 13 września 2016

Szkoła tuż, tuż czyli czy poślę dzieci w wieku sześciu lat do szkoły...

Ostatnio mieliśmy w przedszkolu spotkanie organizacyjne dla rodziców. Oprócz oczywistego zbierania składek poznaliśmy wstępny program, nowe menu dla dzieciaków i posłuchaliśmy trochę, co mają do powiedzenia nasze ciocie przedszkolanki. Nasze zebranie, rodziców 3/4 latków było połączone z zebraniem rodziców 4/5 latków czyli dzieci, które teoretycznie już za rok mogą pójść do szkoły czyli im była poświęcona większość uwagi. Nie zmienia to faktu, że słuchałam wszystkiego, co panie miały do powiedzenia, bo zdałam sobie po raz kolejny sprawę, że czas przy dzieciach pędzi szybko i nieubłaganie. Zdałam sobie sprawę z tego, że za rok, to my będziemy na miejscu tych rodziców i to my będziemy podejmowali bardzo trudną decyzję, co dalej z naszym małym synkiem. Bo dzieci, które wybierają się do szkoły w wieku sześciu lat, już rok wcześniej muszą zacząć się przygotowywać, a co za tym idzie przedszkolanki muszą wiedzieć o tym wcześniej, które dzieci "zerówkować", a dla innych mają jeszcze dodatkowy rok.

Po chwilowym wzruszeniu i zaparciu tchu faktem, że czas gna i to już tuż, tuż, przyszło przerażenie. Do tej pory raczej skłaniałam się do tego za czym był mój mąż, że nie ma sensu czekać, jeśli dziecko jest gotowe, to czemu nie, niech idzie do szkoły, niech się rozwija i dobrze przy tym bawi. Ale teraz... Zaczęło mi się to śnić po nocach. Bo powiem wam, że mamy wybraną szkołę dla dzieci, szkołę prywatną, przyjazną, znaną dzieciakom, bo chodzą tam na zajęcia z piłeczki, ale ta szkoła ma też swoje wymogi. Po pierwsze, dla szkoły najlepszym rozwiązaniem jest posyłanie dziecka już do zerówki (oczywiście można od razu do pierwszej klasy, ale...) czyli w wypadku sześciolatka idącego do szkoły, to będzie pięciolatek czyli analogicznie w przypadku Filipa to za rok. Nie wyobrażam sobie tego w żadnym wypadku. Po drugie, dziecko idące w wieku sześciu lat do szkoły musi tam przejść przez pewnego rodzaju testy (swoją drogę, przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji uważam, że takie testy na gotowość są bardzo wskazane), a ja co do tego czy nasz Fifi będzie gotowy mam czasem wątpliwości. Owszem, jest inteligentny, radzi sobie sam ze wszystkim (zwłaszcza, jak nas nie ma w pobliżu), liczy, rozpoznaje niektóre zapisane wyrazy, zapamiętuje. No i przecież to jeszcze tyle czasu, a u takiego dziecka rok to wieczność. Ale ja i tak mam wątpliwości czy będzie gotowy emocjonalnie. Bo już teraz widzę, jak przeżywa już drugie odejście jego przedszkolanki, widzę, że choć nic nie mówi, czuje się zagubiony, przywiązuje się do miejsca, czuje się tam jak w domu, lubi chodzić więc nie mam ochoty tego psuć tej sielanki przed czasem. Do tego, to nadal mój malutki synek, którego trzeba pilnować, niańczyć, zabawiać. Wiem, wiem, teraz jest malutki, a za rok czy dwa będzie co innego, ale...

Ostatnie spotkanie w przedszkolu kazało mi troszkę zweryfikować swoje poglądy na temat sześciolatków w szkole. I żeby było jasne, ja nadal jestem jak najbardziej za, ale pod warunkiem, że ten sześciolatek będzie wśród innych sześciolatków, a nie będzie jedynym wśród starszych dzieci, bo to nie posłuży ani jemu, ani innym dzieciom. W wydaniu obecnym szkoły, gdzie więcej jest zamieszania, więcej niewiadomych, ja jednak, gdy będę miała wątpliwości, wolę zostawić dziecko w znanym mu miejscu niż narażać na stres. Mówię tu teraz konkretnie o Fifim, bo Zosia choć jeszcze malutka i dopiero zaczyna swoją przygodę z przedszkolem, to już widzę, że z nią będzie zupełnie inaczej. Bo jak w każdym innym przypadku, każde dziecko jest inne i każde potrzebuje indywidualnego podejścia. Nie każde dziecko jest gotowe w wieku sześciu lat przeżywać kolejną rewolucję, kolejne przenosiny, kolejne zmiany. Także, sześciolatki do szkoły, ale z głową, pomyślunkiem, rozsądkiem. Ja jeszcze muszę tą sprawę przetrawić, ale na pewno nie zmienią Filipowi przedszkola w wieku pięciu lat. Co potem, jeszcze pomyślimy...

PS. Jak teraz obserwuję zamieszanie związane ze szkołami, z gimnazjami, z programami nauczania, to już się boję, skoro tak na wyrost przeżywam pójście dzieci do podstawówki, co będzie na późniejszych etapach. A przecież tych etapów jeszcze przed nami niezliczona ilość... Podstawówka to pikuś... Pamiętam moją mamę czekającą na mnie pod szkołą, jak zdawałam maturę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz