violianka
Tetra w przedszkolu? Da się
Pierwsza wizyta w przedszkoluPod koniec lutego stało się jasne, że dla dobra naszej rodziny musimy zapewnić Hani opiekę na czas pobytu mnie i mojego M w pracy. Od razu właściwie wiedziałam, że na państwowy żłobek ani przedszkole nie mam co liczyć. Swoje kroki skierowaliśmy do niepublicznej placówki, na naszym osiedlu. Po opiniach kilku osób z naszego najbliższego otoczenia wiedzieliśmy, że przedszkole jest przyjazne, lokal odpowiednio dostosowany do maluchów i właściwie wszystko to potwierdziło się podczas naszej pierwszej wizyty. filmik InstagramNajpierw zajechałam tak "badawczo" w celu rzucenia okiem na wnętrze, zrobiłam telefonem kilka zdjęć, żeby pokazać mężowi i troszkę zapowiedzieć Hani, że oto dużymi krokami zbliża się wielka zmiana w jej życiu. Pierwszą rozmowę, jak się potem okazało, przeprowadziłam z panią Elewinką (tak nazywa ją nasza Córa) - nauczycielką grupy najmłodszej! Dowiedziałam się ogólnie o zasadach panujących w placówce, pani opowiedziała troszkę o planie dnia, o tym jakie dzieci są w grupie najmłodszej, jakie są zajęcia dodatkowe itd. Tetra w przedszkolu? AZS?? Dieta???Aby sfinalizować sprawę pojawiliśmy się całą trójką, ja, Hanka i mój M w gabinecie pani dyrektor i właścicielki przedszkola. Córa obejrzała sale, zabawki, poznała panie, zobaczyliśmy łazienki i szafki na rzeczy dzieciaków. Po krótkiej rozmowie, wymianie informacji, zdecydowaliśmy się podpisać umowę i od następnego dnia przyprowadzać Hanię do przedszkola. Na sam koniec, dodam, że zupełnie niezamierzenie, ot tak wyszło, wspomniałam o tym, że Hania cierpi z powodu AZS (w tamtym czasie miała widoczne zmiany skórne na buźce, rączkach, nóżkach, pleckach i brzuszku), o podłożu alergicznym i że prawdopodobnie wymagać będzie specjalnej diety - panie dyrektorki przyjęły tę informację z troską, ale i spokojem. Placówka zamawia posiłki w firmie cateringowej, która w swojej ofercie posiada dania uwzględniające specyficzne potrzeby dzieci. Reakcja pań bardzo mnie uspokoiła i dodała odwagi by powiedzieć o naszym "niepopularnym" sposobie pieluchowania Hanki... ku mojemu zaskoczeniu panie na tę wiadomość również zareagowały ze spokojem i bardzo profesjonalnie. Pierwsze koty za płoty, czyli jak to było na początkuOd razu ustaliliśmy, że to Tatuś będzie Hanię prowadził rano do przedszkola, a po południu będziemy odbierać ją na zmiany, w zależności od mojego planu i różnych wypadków po drodze. Uprzedzaliśmy Hankę, że następnego dnia pójdzie do dzieci, mówiliśmy, że będzie się bawić, że zje obiadek, będzie leżakowanie - o wszystkim z nią rozmawialiśmy i opowiadaliśmy o tym co ją czeka. Bąbelcia na wieść o tym, że idzie "do dzieci" bardzo się ucieszyła i wszystkim chwaliła. filmik Instagram - św. Patryk w przedszkolu HaniI tak Hanka rozpoczęła swoją nową drogę w edukacji przedszkolnej, w grupie Żabek. Pierwszego dnia mąż był z Hanią przez jakieś 1,5 - 2 godziny. Myślę, że i tak było to za długo, bo Hanka świetnie odnajduje się w nowych sytuacjach, ale Tatuś Córunię musiał troszkę dłużej pod skrzydłem przechować, mieć pewność, że się bidulka nie popłacze, jak on zniknie za drzwiami przedszkola. Nie popłakała się. Podczas tego pierwszego dnia, adaptacyjnego, mój M poinstruował panią nauczycielkę jak zapinać Hani pieluszkę kieszonkę, przekazał ubranko na zmianę i woreczek na mokre pieluszki. Pani Elewinka nigdy nie sprzeciwiała się naszym pieluszkom, była ciekawa jak ten system się sprawdza i czemu akurat na taki się zdecydowaliśmy i na te pytania mąż udzielił jej wyczerpujących, jak mniemam odpowiedzi ;) . Po każdym dniu dostawaliśmy woreczek z 1-2 brudnymi pieluszkami. Stopniowo ilość pieluszek zmniejszyła się do 1. Obecnie Hania już nie nosi pieluszki do przedszkola - woła siusiu i korzysta z toalety, a kieszonkę ma zkładaną tylko na drzemkę.Nie ma lekko, Hanka to królowa przedszkola!Hania od pierwszego dnia pięknie zjadała obiadki, samodzielnie, zasypiała na leżaczku w porze drzemki (!), bawiła się z dziećmi i notorycznie uciekała z sali....Na to uciekanie pani Elewinka szukała różnych sposobów i nic niestety nie mogła poradzić, Hania dalej uciekała, forsując różne blokady i przeszkody montowane w przejściach między salami przez panie wychowawczynie!W końcu stanęło na tym, że to przedszkole dostosuje się do Hani, a nie na odwrót - grupa najmłodsza zmieniła salę i z przejściowej, z trzema wejściami przeniosła się do takiej z jednym wejściem i drzwiami prowadzącymi do leżakowni dla najmłodszych dzieci. Wszyscy byli zadowoleni (tak myślę), bo grupa zyskała nowe pomieszczenie i w ten sposób maluszki "rozbijają" się aż w trzech salach! W jednej bawią się i rysują (jedzą) przy stoliczku, w drugiej są leżaczki i zabawy ruchowe, a w trzeciej śpią najmłodsze.W grupie Hanki jest 9-cioro dzieci. W wieku od 10 miesięcy do 2,5 roku. Około 1,5 miesiąca temu do grupy została zatrudniona jeszcze jedna pani nauczycielka. Koszt miesięczny około 450 - 500zł (ok. 5 zł za 1godz.) z wyżywieniem (śniadanie+obiad+podwieczorek).PS.Te pierwsze dni w przedszkolu były oczywiście dość stresujące, ale okres adaptacji Hani przebiegł błyskawicznie i bez żadnych awantur czy ataków płaczu. Było to dwa miesiące temu i dziś z perspektywy czasu wiem, że był to odpowiedni moment na posłanie Hanki "do dzieci". Ale każdy maluch jest inny, każde dziecko rozwija się w swoim tempie, więc jeśli Wasze pociechy inaczej reagują lub jeśli wydaje Wam się, że jeszcze nie są na taką zmianę gotowe to pewnie macie rację. Zawsze trzeba brać pod uwagę nie tylko nasze potrzeby i konieczność jaką stwarza sytuacja życiowa, zawodowa, ale przede wszystkim dobro dziecka.Jeśli macie jakieś pytania odnośnie tematyki przedszkolnej to śmiało piszcie w komentarzach - pozdrawiamy!