Głos ma siłę! Czyli jak pielęgnować i rozwijać talenty u najmłodszych

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Głos ma siłę! Czyli jak pielęgnować i rozwijać talenty u najmłodszych

Każdy ma swoje mocne strony, każdy jest utalentowany w jakiejś dziedzinie - ważne jest, aby odpowiednio wcześnie to odkryć i rozwijać.Podobno talenty u dziecka można rozpoznać już w wieku 5-6 lat. Kluczem do tego jest jednak wnikliwa obserwacja dziecka i jego zainteresowań. Jak to zrobić, żeby w porę odkryć zdolności swojego dziecka i umiejętnie nimi pokierować?Odpowiedzi na to pytanie udziela Marzena Witczak, psycholog dziecięca, prowadząca warsztaty coachingowe dla rodziców.Czytaj więcej »

Book club

EDEK i MY

Book club

NEBULE

Jak nauczyć dziecko czytać? cz.II

Ostatni post o wczesnej nauce czytania Jak nauczyć dziecko czytać? wciąż bije  rekordy popularności. Wcale mnie to nie dziwi, bo temat jest niezwykle interesujący. Dziś przygotowałam  następną część. Jak z teorii przejść do praktyki? W jednej z książek Marii Montessori wyczytałam bardzo ciekawą informację. Otóż jej prototypem alfabetu do nauki czytania były tabliczki bardzo podobne do tych,…

Co można zrobić z koła czyli wystawa interaktywna dla dzieci „Wokół koła”

TYGRYSIAKI

Co można zrobić z koła czyli wystawa interaktywna dla dzieci „Wokół koła”

DZIECIŃSTWO PANNY M

Uczymy się literek z Czu Czu

Nauka przez zabawę jest najlepszą formą nauki jeśli chodzi o dzieci. Maluchy bardzo fajnie przyswajają "wiedzę"podczas zabawy. Zachęcająca forma, wesołe kolory i dziecko na pewno się zainteresuje. A od zainteresowania do nauki już mały krok. Dziś Wam chcę pokazać bardzo fajny zestaw do nauki literek. Seria Czu Czu bo o niej mowa jest, fantastycznym pomysłem na zabawę z maluchem. Nasz zestaw

Karty edukacyjne Kapitana Nauki

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Karty edukacyjne Kapitana Nauki

Jak kończą znani pisarze? 10 głośnych przypadków

Books and Babies

Jak kończą znani pisarze? 10 głośnych przypadków

- Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy - stwierdził pewien znany polityk. A po czym można poznać prawdziwego pisarza? Czy po tym w jaki sposób zaczyna wciągać nas w stworzoną historię? Czy rzeczywiście pierwsze zdanie otwierające książkę decyduje o jej poczytności i jest "być albo nie być" dla autora? Pierwsze zdanie to pierwsze wrażenie, które bardzo łatwo możesz zweryfikować na następnych stronach. Ale czy pamiętasz o ostatnich zdaniach kończących Twoje ulubione lektury? Pewnie nie:-) Opowiem Ci więc, jak kończą znani pisarze.Do pierwszego zdania przywiązujemy uwagę. Podobno od pierwszego zdania w dużej mierze zależy, czy czytelnik zechce zatrzymać się na kolejnych stronach. W pierwszym zdaniu ma zaiskrzyć między czytelnikiem, autorem i bohaterem jak na pierwszej randce między dwojgiem jeszcze nieznanych, ale zauroczonych sobą osób. Jeśli nie ma motyli w brzuchu na początku, ciężko o miękkie kolana potem. Pisarze dwoją się i troją, by to pierwsze zdanie było intrygujące - lub dla kontrastu - banalne, ale przede wszystkim, by zachęciło do dalszego czytania i było zapamiętane. A co ze zdaniem ostatnim?Dlaczego wszyscy fascynują się początkiem?Przecież koniec zwykle bywa początkiem czegoś... Ostatnie słowo jest ważne. Od ostatniego zdania przecież zależy, co zostanie w naszych głowach i czy sięgniemy po następną książkę tego pisarza.Dlatego chciałam pokazać Wam ostatnie zdania moich ulubionych i znanych autorów - takim kryterium się kierowałam, sądząc że większość zna te nazwiska i może treść książek. Przyznaję, że sama nigdy nie zastanawiałam się, jak właściwie brzmiało ostatnie zdanie w jakiejkolwiek książce. 1. G. Orwell, Folwark zwierzęcy„Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim” 2. M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata„Jego poraniona pamięć przestaje boleć i aż do następnej pełni profesora nie dręczy już nikt; ani beznosy zabójca Gestasa, ani okrutny namiestnik Judei, rycerz Poncjusz Piłat”. 3.F. Dostojewski, Zbrodnia i kara„Ale tu już rozpoczyna się nowa historia, historia stopniowej odnowy człowieka, historia stopniowego jego odradzania się, stopniowego przechodzenia z jednego świata w drugi, poznajamiania z rzeczywistością nową, dotychczas zupełnie nieznaną. Mogłoby to stać się tematem nowej opowieści – natomiast niniejsza nasza powieść jest skończona” 4. K. Kesey, Lot nad kukułczym gniazdem„Ale przede wszystkim chcę się rozejrzeć po okolicy, w której kiedyś mieszkałem i odświeżyć wspomnienia. Nie było mnie długo”.  5. A. Libera, Madame„Przemknęło mi tylko przez myśl, kiedy chowałem pióro, że może jednak wcale nie urodziłem się za późno. 6. J. Verne, W 80 dni dookoła świata„Posiadł piękną kobietę, która go uczyniła najszczęśliwszym z ludzi. Dla tego jednego warto było i świat objechać”. 7. M. Cervantes, Don Kichote„W ten sposób wypełnisz chrześcijańską powinność, dobrze radząc temu, który ci źle życzy, a ja będę zadowolony i dumny, że byłem pierwszym, który w pełni radował się owocem swoich pism, tak jak pragnąłem; bowiem jedynym moim pragnieniem było w ohydę u ludzi podać zmyślone i dziwaczne opowieści ksiąg rycerskich, które dzięki memu prawdziwemu don Kichotowi już utykają i niebawem bez wątpienia całkiem upadną”8. H. Coben, Obiecaj mi„Złożył Claire obietnicę. Obiecał odnaleźć jej dziecko. I wreszcie odnalazł” 9. F.H. Burnett, Tajemniczy ogród"Zaś u jego boku z głową podniesioną i oczyma roześmianymi kroczył pewnie i rześko, jak najzdrowszy chłopiec w Yorkshire, panicz Colin!"10. J. Grisham, Ostatni sędzia„Wziąłem długopis i długo patrzyłem na czystą stronę w notatniku. W końcu powoli, z udręką, zacząłem pisać mój ostatni nekrolog”. A teraz kolej na Was. Sypnijcie mi ostatnimi zdaniami z ulubionych książek.Jeśli je pamiętacie, oczywiście:-)

MAMA W DOMU

Cała Polska czyta dzieciom…tylko szkoły nie!

Dane o czytelnictwie są przerażające. Coraz mniej dorosłych czyta książki, w przypadku dzieci również jest nie najlepiej, w dzisiejszych czasach wygodniej jest włączyć dziecku bajkę niż przeczytać kilka stron opowieści. Jednak przerażające jest to, że w niektórych szkołach animacje, o zgrozo, zastępują lektury! Od prawie siedmiu lat, każdego wieczora zasiadam na wygodnym fotelu przy lampce […]

Kreatywne zabawy: Piasek kreatywny / Janod

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Kreatywne zabawy: Piasek kreatywny / Janod

Opowieści o władcach Polski - Jagiełło pod prysznicem

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Opowieści o władcach Polski - Jagiełło pod prysznicem

Historia jest przez jednych uwielbiana, a dla innych może być prawdziwą piętą achillesową.Nic dziwnego - nie każdy ma głowę do niezliczonej ilości dat i faktów, zwłaszcza kiedy podane są w nudny sposób i trzeba je wkuwać na pamięć.A może by tak przedstawić ją w taki sposób, żeby fakty wchodziły do głowy same, mimochodem, a, poznawanie wydarzeń z dawnych lat stało się prawdziwą przyjemnością, a może nawet pasją?Teraz to możliwe :)Znalazłam fantastyczną książkę, która to umożliwi i sprawi, że poczet władców Polski będziemy mieli w jednym palcu :)Czytaj więcej »

Ja i moje ciało. Ilustrowana encyklopedia dla dzieci

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Ja i moje ciało. Ilustrowana encyklopedia dla dzieci

Przystępna, pięknie ilustrowana i bogata pod względem merytorycznym. Tak pokrótce mogłabym podsumować tą ilustrowaną encyklopedię dla dzieci Wydawnictwa Siedmioróg. Bardzo często my rodzice mamy problem z odpowiedzeniem dziecku na wszystkie pytania. Książka taka jak ta przychodzi nam z pomocą. Dzięki niej dziecko zaspokoi swój głód wiedzy odnośnie anatomii człowieka, a my nie będziemy się głowić jak mu wytłumaczyć czym są komórki w organizmie.Encyklopedia ta:przybliża dzieciom ciekawe, chociaż trudne zagadnienia z zakresu anatomii,krok po kroku przedstawia etapy rozwoju człowieka od poczęcia po trudny wiek dojrzewania,pokazuje, jak dbać o zdrowie, higienę i bezpieczeństwo,oswaja z najczęstszymi chorobami oraz z lekarzem,uczy odpowiednich zachowań i reakcji w sytuacjach zagrożenia,zawiera praktyczny słowniczek wyjaśniający trudniejsze pojęcia pojawiające się w książce.Encyklopedia składa się z pięciu rozdziałów: moje ciało, jak dbać o zdrowie, zagrożenia, życie człowieka oraz wiem więcej, z których dziecko dowie się na przykład jak wygląda wizyta u lekarza, w jaki sposób dziecko przychodzi na świat czy co to takiego jest serce i w jaki sposób pracuje. Dodatkowo na końcu tej pozycji znajdziecie słowniczek, w którym wyjaśnione zostały podstawowe pojęcia związane z naszym ciałem takie jak: witaminy, pępowina czy żyły oraz indeks alfabetyczny, dzięki któremu łatwiej jest się poruszać po zawartości tej encyklopedii.Książka napisana jest w bardzo przejrzysty i prosty sposób. Nie znajdziemy tu długich ciągłych tekstów a krótkie i zwięzłe ciekawostki. Taka forma jest odpowiednia dla młodego czytelnika. Nie znudzi go. Poza tym można otworzyć książkę w dowolnym miejscu i przeczytać choćby jeden jej fragment. Pozwala to na dość swobodne czytanie i oglądanie tej pozycji. Nie wymusza ona na nas pewnego schematu. Dzięki takiej swobodzie i pełnej dowolności ścieżki przyswajania wiedzy z zakresu anatomii człowieka pozycja ta nie będzie się kurzyła na półce i z pewnością zaspokoi ciekawość małego człowieka dając mu przy tym sporą dawkę radości i zabawy.Wydawnictwo: SiedmiorógAutor: dr Lilianna Minkowska, Aleksander MinkowskiRok wydania: 2013Stron: 72Format: 23,5 x 29 cmOprawa: twardaSugerowany przedział wiekowy: od 7 do 10 latCena na stronie wydawnictwa: 29,99 złCena w aros.pl: 20,99 złCo o książce pisze wydawnictwo?Encyklopedia skierowana jest do grupy wiekowej z początkowego przedziału edukacyjnego. Tak małe dzieci nie mają umiejętności dłuższego skupienia uwagi. Większość z nich słabo też czyta. Teksty zawarte w encyklopediach zostały więc dostosowane do potrzeb i możliwości dzieci w tym wieku - pisane są prostym językiem, a krótkie notki opatrzono tytułami, co umożliwia wybiórcze czytanie. Notkom towarzyszą realistyczne ilustracje, na które dzieci zwracają szczególną uwagę. Wynika to z zainteresowania 7-10-latków światem i z potrzeby odnalezienia się w nim.Encyklopedia ma wiele walorów edukacyjnych. Krótkie teksty i realistyczne ilustracje sprzyjają nauce czytania, zwłaszcza czytania ze zrozumieniem. Ci, którzy chcą dowiedzieć się więcej, mogą znaleźć dodatkowe informacje w postaci pytań i odpowiedzi w rozdziale Wiem więcej. Na końcu każdej książki znajduje się słowniczek trudnych pojęć oraz indeks obrazkowy, umożliwiający szybkie wyszukiwanie potrzebnych informacji. Dziecko może w pełni samodzielnie korzystać z encyklopedii. Znajdzie w nich wiele informacji uzupełniających i porządkujących wiedzę szkolną.

OLOMANOLO

Prosty przepis na prymusa

Zastanawiałaś się kiedyś, jak bardzo trzeba się napracować, żeby z Twojego dziecka wyrósł w przyszłości prymus? Pokaże Tobie dzisiaj, że nie potrzeba naprawdę spektakularnych metod, aby Twoje dziecko nie miało w przyszłości żadnych problemów z nauką. Zasada jest prosta, im …

Zerówka w przedszkolu

TYGRYSIAKI

Zerówka w przedszkolu

Drewniane układanki - mapa Polski, Europy i świata

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Drewniane układanki - mapa Polski, Europy i świata

Na te układanki z mapami polowałam już od pewnego czasu. Spodobały mi się od razu, gdy je zobaczyłam - żywe kolory, solidny, drewniany materiał, duże elementy z pinezkami. Zabawka w sam raz na pierwszą przygodę dziecka z układankami/puzzlami typu mapy.A do tego są w bardzo dobrej cenie - każda taka układanka to koszt ok. 20 zł :)Czytaj więcej »

Mama na pełny etat

Tablica matematyczna dla przedszkolaków

Zrobiłam dziś wspólnie z Hanią i resztą przedszkolaków tablicę matematyczną. Wycięłam rybki- miałam przygotować ich 10, ale musiałam więcej....Gdy dzieci zobaczyły co wycinam, to bardzo chciały dostać taką rybkę. Wycięłam więc rybki dla wszystkich. Potem moje przedszkolaki zamiast bawić się w czasie wolnym, z wielkim zapałem ozdabiały swoje ryby. Wracając do tematu posta. Do wykonania takiej

Kochane ZOO - dla małych odkrywców

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Kochane ZOO - dla małych odkrywców

Dziś książka, którą bardzo polubiła nasza najmłodsza córeczka.Podoba mi się w niej pomysł, fajne, przewrotne zakończenie i element niespodzianki - macie ochotę poznać ją bliżej? Czytaj więcej »

Ostatnie dni lata w okopie z I wojny światowej

ALE MAMO!

Ostatnie dni lata w okopie z I wojny światowej

Po chorobie nie zostało ani śladu, pierwsze dni września spędzaliśmy różno i różniście. Kluska parę razy była w Warszawie, na wszelkiej maści piknikach, ale i zaliczyła tradycyjną wycieczkę do lasu. Tym razem odwiedziliśmy historyczne miejsce. Sto lat temu na tych wydmach toczyły się ciężkie walki. Dziś to przemiły sosnowy las z rowem w kształcie zygzaka (po tym poznaje się okopy). Jesteśmy niemal pewni, że nie używano ich podczas II wojny, po prostu walki toczyły się w innym miejscu.Mało ludzi wie o tych okopach, może teraz ich trochę przybędzie, bo ustawiono tablice przy ścieżce przyrodniczej. Co prawda robiły to dzieciaki i jest na niej mnóstwo błędów, ale dobrze, że w ogóle ktoś się tym zajął. Tata Kluski napisał u siebie na blogu długi elaborat wytykający błędy i nieścisłości.Tyle historii, czas na przyjemności. Nuda panie, czyli standardowe picie kawy zbożowej, szaleństwa w hamaku, jedzenie piasku, zabawa piłką, bieganie tam i z powrotem oraz uciekanie mamie, gdy wpadła na pomysł założenia dziecku bluzy od dresu (wieczorem zrobiło się 15 stopni, dla mnie to temperatura na polar, ale nie dla Kluski).Taaak, ostatnie dni lata uczciliśmy uczciwie. A potem znów Kluska wyjechała, my w przeciwną stronę, ale też nad Wisłę i się rozpadało. Czekamy na nieco suchszą porę, żeby wreszcie pojechać gdzieś w trójkę na dłużej, ale nie wiem jak to będzie.

Liczenie na wsi. Nauka - zabawa

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Liczenie na wsi. Nauka - zabawa

Nauka przez zabawę to najlepsza i najbardziej przystępna forma zdobywania wiedzy dla dzieci. Nic dziwnego, że w ofercie wydawnictwa Olesiejuk znalazła się właśnie ta kolorowa i ciekawa pozycja, dzięki której dziecko może uczyć się liczyć z sympatycznymi zwierzątkami.Wam też tak bardzo podoba się szata graficzna tej książki? Mnie urzekła od razu! Poza barwnymi i bardzo dziecięcymi ilustracjami, które przyciągają wzrok, książeczka ta jest wykonana z grubego, bardzo solidnego kartonu, co niewątpliwie jest jej atutem. Ciekawym i dość nietypowym dodatkiem do tej publikacji są kartonowe figurki zwierząt oraz podstawki, w których je umieszczamy. Po co nam te figurki? W trakcie nauki liczenia od 1 do 10 na poszczególnych stronach znajdziemy polecenia związane z danym zwierzątkiem, na przykład dziecko będzie miało postawić konia na wskazanym polu na obrazku i następnie przeprowadzić go do stajni, która znajduje się po przeciwnej stronie.Nauka przebiega na zasadzie zadań do wykonania oraz pytań, na które trzeba udzielić odpowiedzi. Niewątpliwie są one sformułowane w taki sposób aby dziecko nawet nie odczuwało, że się czegoś uczy a jednocześnie z zaciekawieniem wykonywało poszczególne zadania.Co prawda wydawnictwo sugeruje, że książka ta jest odpowiednia dla dzieci w wieku od 4 do 8 lat, jednak moim zdaniem niejednokrotnie można obniżyć ten wiek do trzech lat. Z doświadczenia wiem, że już tak małe dzieci potrafią przyswajać podstawy matematyki.Jedyne co można by poprawić w tej publikacji, to ilość podstawek. Fajnie byłoby gdyby było ich tyle co zwierzątek i krzewów kartonowych. Niestety podstawki są tylko dwie i nie ma możliwości ustawienia wszystkich zwierzątek jednocześnie.Wydawnictwo: OlesiejukAutor: Brenda ApsleyIlustracje: Rebecca FinnRok wydania: 2015Stron: 10Format: 19,5 x 19,5 cmOprawa: książka całokartonowaSugerowany przedział wiekowy: od 4 do 8 latCena na stronie wydawnictwa: 19,99 złCena w aros.pl: 12,40 złCo o książce pisze wydawnictwo?Ucz się liczyć z sympatycznymi zwierzątkami!Książeczka całokartonowa z dołączonymi figurkami zwierząt (koń, świnka, owieczka, królik, kaczka). Zwierzęta te można wsunąć w specjalną podstawkę dołączoną do książki – razem z sympatycznymi zwierzakami dzieci pokonają różne labirynty. Na kolorowych ilustracjach maluchy będą szukać zwierząt mieszkających na wsi, a potem policzą je.

Małe Pieniny - Jaworki i rezerwaty przyrody

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Małe Pieniny - Jaworki i rezerwaty przyrody

W ubiegły weekend wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę w Pieniny. Byliśmy tam dopiero po raz pierwszy, a do wyjazdu zainspirowała mnie relacja z podróży jednej z naszych czytelniczek.Z dwójką maluchów - niemowlakiem i przedszkolakiem raczej trudno porywać się na zdobywanie szczytów, dlatego wybraliśmy się do dwóch przepięknych rezerwatów przyrody, idealnych dla rodzin z dziećmi - nie bez powodu nazywanych częścią Małych Pienin.Czytaj więcej »

NASZE KLUSKI

Angielski dla maluchów – zabawy

Wrzesień się zaczął, wracam i ja do przedwakacyjnych cykli. Na razie ustalmy, że wpis o sposobach nauki angielskiego wśród dziec – „Angielski dla maluchów„- będzie się ukazywał, nie tak ja wcześniej raz na dwa tygodnie, a raz w miesiącu – w pierwszy poniedziałek każdego miesiąca. No to możemy zaczynać. O tym, że zabawa może mieć walor edukacyjny w zasadzie tylko wtedy, kiedy w dalszym ciągu pozostaje zabawą, pisałam już nie raz. (Jak uczyć dzieci języka obcego) Dlatego dzisiaj chciałam Ci podsunąć kolejny sposób na naukę przez zabawę, lub lepiej – na zabawę z nauką. Często rodzice pytają jak zachęcić malucha do nauki, jak go w ogóle zainteresować tematem, skoro język angielski, czy jakikolwiek inny, jest dla niego totalną abstrakcją i dziecko nie widzi w nauce nic ciekawego. Sposobów jest co najmniej kilka. Ale dzisiaj powiem po raz kolejny o tym, jak nadać kontekst temu językowi, tak, żeby dziecko miało z czym go powiązać. Jest to sposób bardzo prosty. Mianowicie wykorzystujemy fakt, że dzieci interesują się innymi dziećmi. Często wystarczy zaznaczyć na wstępie, że jest taki kraj, w którym dzieci mówią całkiem innym językiem niż my tu teraz i człowiek zostaje zasypany całą masą pytań. W dzieciach budzi się jakby instynkt odkrywcy, czy nie wiem jak mam to nazwać. W każdym razie jest to bodziec na tyle silny, żeby wzbudzić zainteresowanie. Co zrobić z tym faktem? Jak go użyć, żeby pomógł naszym dzieciom w nauce? Po prostu trzeba jak najwięcej o tych dzieciach opowiadać, w nawiązaniu do różnych sytuacji – co jedzą, gdzie śpią, jakie mają zabawki, w co się bawią, itd. O tym jak zrobić lekcję kulinarną pisałam już tutaj (Jedzenie po angielsku). A o tym jak wykorzystać nieznane w Polsce zabawy z krajów angielskojęzycznych tutaj (Gra w kasztany), a także niedawno na portalu juniorowo.pl (Angielski i zabawa – nadaj sens nauce). Ale możemy też wykorzystać zabawy, które nasze dzieci dobrze znają, a w które bawią się dzieci na całym świecie. Co prawda często nie są to gry, które nazbyt ćwiczą słownictwo. Ale liczy się też to, że nasze dzieci poczują się jak te angielskie, a przez dobrą zabawę będą mogły wyrobić sobie pozytywne nastawienie do języka. Oto przykłady: Berek – czyli po angielsku „tag”. Klasycznie jak w berku, tylko jak kogoś klepniemy, nie mówimy „berek”, tylko „tag” Chowanego – „hide and seek” Podaj dzieciom nazwę, powiedz, że „hide” to „chować” się, a „seek” to „szukać”. Ustalcie „who seeks and who hides.” Ale na tym nie koniec, trzeba przecież jeszcze policzyć (przynajmniej do 10) w obcym języku, a można do tego dorzucić jeszcze np. takie zakończenie: „Ready or not, here I come!” Głuchy telefon – w angielskiej wersji „Chinese whispers”. Zanim przejdziecie do zabawy zastanówcie się, co ma wspólnego „głuchy telefon” z „chińskimi szeptami”. A potem przystępujemy do zabawy, oczywiście używając anielskich słówek. Tylko szczególnie młodszym dzieciom przyda się zawężenie tematu. Może niech hasłem będzie jedno ze słówek, które dzieci widzą na obrazkach, albo chociaż podajmy kategorię. Jeśli możliwości będzie zbyt dużo, dzieci mogą się szybko zgubić, zdenerwować i nie będą chciały dalej się bawić. A to na pewno nie są jedyne zabawy, które się pokrywają w naszych krajach. Nie wymagają wielkiego zachodu, ani specjalnych przygotowań. Warto więc może od czasu do czasu je wypróbować, ot choćby dla odmiany. Więcej wpisów o nauce języka angielskiego dla dzieci możecie znaleźć tutaj(Angielski dla dzieci). I zapraszam na kolejny wpis, już za miesiąc. A tym czasem, jeśli spodobał Ci się wpis, daj mi proszę jakoś o tym znać – napisz komentarz, udostępnij znajomym (wystarczy kliknąć odpowiednią ikonę pod tekstem) – dla Ciebie to tylko chwila, a ja przynajmniej będę wiedziała, że nie piszę w próżnię. Post Angielski dla maluchów – zabawy pojawił się poraz pierwszy w Nasze Kluski.

Jak zorganizować kącik szkolny ucznia

Makóweczki

Jak zorganizować kącik szkolny ucznia

Jakie bajki czytać dzieciom? + konkurs

KAMPERKI

Jakie bajki czytać dzieciom? + konkurs

Dla młodzieży: Rupieciarnia na końcu świata

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Dla młodzieży: Rupieciarnia na końcu świata

Nieczęsto zdarza mi się trafić na tak ciekawą powieść dla nastolatków, a właściwie dla nastolatek, bo to zdecydowanie "dziewczyńska" pozycja. Ale nie myślcie sobie, że to kolejna książka o nastoletnich problemach sercowych czy pierwszych miłościach osadzona w banalnej, sztucznie wykreowanej rzeczywistości. Choć i tu znajdziemy wątek miłosny to na pewno nie będzie on dominujący. Ta książka to przede wszystkim opowieść o rodzinnej tajemnicy, a właściwie tajemnicach trzech pokoleń kobiet.Czytaj więcej »

Poznajemy cyfry i kolory

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Poznajemy cyfry i kolory

Najwyraźniej lubicie interaktywne książeczki, bo niedawny wpis z ich przeglądem to jeden z popularniejszych postów.Postanowiłam więc pokazać wam dziś dwie kolejne propozycje książek, które służą nie tylko do czytania, ale i zabawy, a przy okazji pomagają przyswoić nowe umiejętności - cyfry i kolory.Czytaj więcej »

Lady Gugu

Przedszkole Montessori: Jestem za, a nawet przeciw

Wiem, że większość z was wybór przedszkola ma już za sobą.  Ja sama miałam z tym problemem do czynienia w zeszłym roku i zanim zdecydowałam się na to, które okazało się strzałem w dziesiątkę, spędziłam trochę czasu na oswajaniu tematu. Czytaj: przeszukiwałam fora internetowe. Oprócz tego postanowiłam odwiedzić jedną z placówek, która miała w nazwie coś, o czym słyszałam, ale nie miałam pojęcia, co się za tym kryje. Postanowiłam więc zwiedzić przedszkole Montessori. Nie było to łatwe, bo nie każde przedszkole miało ochotę pokazywać swoje wnętrza, a już tym bardziej podczas zajęć z dziećmi. Ale trochę znajomości, trochę podpierania się blogiem i udało się. Gdy weszłam do sali pełnej dzieci powitała mnie niemalże zupełna cisza. Ale nie złowroga rodem z horrorów – tej ciszy towarzyszyły delikatne odgłosy używania pewnych przedmiotów czy cichej rozmowy. Nikt nie biegał, nie szalał. Dzieciaki się nie biły i nie wyrywały sobie zabawek. Co ciekawsze, nie było tu żadnych przedmiotów walających się po podłodze. Nie zobaczyłam ani koszmarów z dzieciństwa, czyli misiów bez oka ani nie potknęłam o żaden samochodzik. Sala była naprawdę duża, a kilkanaście dzieciaków zajmowało się bardzo różnymi, dziwnymi rzeczami. Jedno przesypywało coś z jednej butelki do drugiej. Inne ze skupieniem godnym szachisty układało klocki w drewnianej skrzynce. Nie udało mi się dostrzec zbyt wiele szczegółów ich zadań, bo dzieci pochylały się nad swoimi skarbami w nabożnym skupieniu, prawie nie zwracając na mnie uwagi. Zarejestrowałam jedynie, że mimo tego, iż wszystko wyglądało bardzo poważnie, dzieci były: zadowolone, spokojne i wyglądały na szczęśliwe. Nie dostrzegłam żadnego nauczyciela – już za chwilę miałam dowiedzieć się, dlaczego. Wszystkie przedmioty były równo poukładane na półkach, a każde dziecko po zakończonej „zabawie” wstawało, odkładało przedmiot na półkę i brało nowy. Pani, która pokazała mi ten świat, chyba zobaczyła moje zdziwienie, bo naprawdę trudno było je ukryć. Rozmowa z nią otworzyła mi oczy na tak inny model kształcenia, z jakim nigdy wcześniej się nie zetknęłam. Wnioski? Oto mój subiektywny przewodnik, z czym można się spotkać w przedszkolach opartych na pedagogice Montessori: Cisza: jest niezbędna do wykonania przez dziecko ćwiczenia. Oznacza też szacunek dla jego działań oraz dla nauczyciela, który również wykonuje w tym czasie swoją pracę. Regularnie w przedszkolu odbywają się tzw. lekcje ciszy, które mają nauczyć dzieci tej trudnej sztuki. Oczywiście dzieci rozmawiają między sobą, dyskutują, poprawiają sobie błędy, ale wszystko odbywa się w pokojowej atmosferze, pozbawionej agresji i rywalizacji. Przedmioty: w przedszkolu na kanwie zasad pedagogiki Montessori nie znajdziesz „normalnych” zabawek. Cały system kształcenia opiera się na zestawach materiałów dydaktycznych, które są starannie zaprojektowane, przygotowane i wykonane. Nie ma tu miejsca na różowe plastikowe „byleco”, bo przedmioty służą przedszkolu długi czas, znajdują się tylko w jednym egzemplarzu, a każde dziecko musi je szanować. Mają też jedno określone miejsce na półce i muszą dokładnie trafić tam, gdzie powinny. Praca: Maria Montessori mówiła, że dziecko woli uczyć się czegoś niż się bawić, bo jest do tego stworzone. Dlatego wszystkie materiały z różnych działów (jest ich kilka, np. życie codzienne, geografia, matematyka itd.) służą tylko i wyłącznie do wykonania jednej czynności. Nie można ich zastosować w inny sposób. Nauczyciel: jego rolą jest głównie zademonstrowanie dziecku, do czego służy konkretny przedmiot i jak należy go stosować. Nie czuwa nad poprawnością wykonania zadania, bo materiały są tak skonstruowane, że dziecko samo dojdzie do tego czy mu się udało wykonać ćwiczenie poprawnie czy nie. Nauczyciel nigdy nie pochwali dziecka, ale też go nie zgani. Nie zdradzi nawet mimiką czy słowem, że podobała mu się praca dziecka, bo najlepszą pochwałą dla niego jest samozadowolenie. Ma to zapobiec temu, że dziecko wykonuje czynność tylko dlatego, że otrzyma nagrodę, a uczy tego, że samo wykonanie czynności jest już nagrodą. Bezstresowość: pozorna! Mówi się, że pedagogika Montessori nie zmusza dziecka do niczego. Faktycznie – to samo dziecko wybiera to, czego chce się uczyć, kiedy i czy przeznacza na to 3 minuty czy 3 godziny. Nauczyciel nie wskaże, czym dziecko ma się zająć i kiedy ma skończyć, chyba, że zbliża się pora kluczowych posiłków. Montessori to cała gama zakazów i nakazów, począwszy od tego, żeby szanować ciszę, poprzez zakaz przeszkadzania w pracy innym aż do tego, żeby wykonać to, co się zaczęło. Panuje tutaj zatem wolność wyboru, ale tylko w obrębie określonych zasad. Posiłki: tutaj ogromną rolę odgrywa samodzielność. Śniadania i obiady to świetna okazja na wykorzystanie tego, czego dziecko nauczyło się w trakcie swojej pracy w dziale Życie codzienne. Jeśli ma problemy, pomoże nauczyciel, ale najczęściej zajmują się tym starsze dzieci, które chętnie biorą na siebie wagę nauczania najmłodszych. Obowiązuje reguła: sam nakładasz to, co chcesz jeść, ale musisz to zjeść do końca. Niestety nie wiem, co się dzieje, gdy któreś dziecko jednak zostawia połowę porcji… Współpraca: grupy w przedszkolu Montessori są mieszane wiekowo, co oznacza, że starsze dzieci tak jak w rodzinie opiekują się młodszymi, wprowadzają je w świat i zawsze służą pomocą. Odgrywa to ogromną rolę w budowaniu empatii, a pozbawia przedszkole elementu rywalizacji, w tym odczuwania porażki, na którą małe dzieci nie są jeszcze gotowe. Praca własna z materiałami dydaktycznymi również może być wykonywana w parach lub w grupie, ale decyzję o tym pozostawia się samemu dziecku. Mniej więcej tyle wyciągnęłam z wywodu pani nauczycielki. Oczyma wyobraźni widziałam moje skupione dziecko, które samo wybiera sobie zajęcia i nalewa zupę. Kusząca była perspektywa opanowanego, rozsądnego dziecka, potrafiącego walczyć z pokusami i popędami. Marzyłam o trzylatce, która potrafi sama po sobie umyć talerz i zdecydować, który z produktów wybierze na podwieczorek, a do tego wszystkiego jeszcze zje to ze smakiem. Wiedziałam, że po takim przedszkolu moja córka będzie umiała przyszyć guzik, wkręcić śrubkę czy otworzyć kłódkę. Czułam, że Lenka odnalazłaby się w tym małym społeczeństwie, przyjaznym małym dzieciom, gdzie każdy uczy się od siebie. Z drugiej strony, widziałam też wzrok córki, szukający aprobaty w oczach nauczyciela, gdy udało jej się włożyć klocek w odpowiednie miejsce – i nie dostający jej. Widziałam też siebie, próbującą tłumić swoje ekstrawertyczne okrzyki „Pięknie to zrobiłaś, brawo!” (bo skoro Montessori w przedszkolu, to także w domu, żeby nie mieszać dziecku w głowie). Postawiłam na szali: biegające po sali dziecko, któremu ktoś wciąż próbuje wyrwać zabawkę, a lwia zmarszczka od myślenia w wieku 4 lat, bo przez 3 godziny w przedszkolu zajmowało się układaniem drewnianych puzzli. Nie powiem – wizja samodzielnego, małego, mądrego dziecka była kusząca, nawet bardzo. Montessori jak żadna inna pedagogika nie wpływa pozytywnie na rozwój dziecka, przygotowuje go do praktycznego życia i uczy samodyscypliny. Ale wygrało zwykłe, przaśne przedszkole, które owszem, wyróżnia się pewnymi zajęciami, ale bardziej przypomina miejsce, które znałam z dzieciństwa. Takie, które nauczy córkę sztuki przetrwania w społeczeństwie, da umiejętność znoszenia porażek i cieszenia się sukcesami. Bo Montessori jest świetne, ale co z tego, jeśli na etapie przedszkola się zakończy, a zwyczajna szkoła pokaże mu świat, którego dziecko zatopione w ciszy, akceptacji, wolności i szacunku zwyczajnie nie zrozumie? Post Przedszkole Montessori: Jestem za, a nawet przeciw pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

Wrześniowy Mały Przyrodnik

KREATYWNYM OKIEM

Wrześniowy Mały Przyrodnik

Wrzesień. Końcówka lata, początek jesieni. Czas na kolejną edycję Małego Przyrodnika. Czas również podać zadanie specjalne. Dla przypomnienia kilka zdań na czym polega projekt.Czytaj dalej

MAMA TRÓJKI

Szkoła to kpina!

                      Wszechobecna nagonka na rodziców i szczycenie się posyłaniem sześciolatka do szkoły zaczyna wychodzić mi bokiem. Szkoły wyglądają niczym przeludnione centra handlowe, okupowane przez wietnamczyków. Upychanie małych dzieci do pierwszych klas, walka rodziców, by jednak odroczyć ten moment do lat siedmiu. Wypominanie rodzicom dzieci z zerówki,  że to dzięki ich działaniom w

Konikowo, czyli jak łatwo i przyjemnie utrwalić znajomość kolorów

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Konikowo, czyli jak łatwo i przyjemnie utrwalić znajomość kolorów

Lady Gugu

Co się stanie ze szkolnymi sklepikami po 1 września?

W ostatnich dniach jak nigdy dotąd zacieram ręce z radości. Wiecie, że leży mi na sercu nie tylko zdrowie mojej rodziny, ale również wszystkich dzieci (jako wiernemu fanowi Majki Jeżowskiej) . Dlatego z radością przyjęłam wiadomość, że w końcu w Polsce podpisano zmiany do ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywieniu. Mądrze brzmi, a chodziło głównie o to, żeby nasze dzieci nie miały w szkołach bezpośredniego i łatwego dostępu do tzw. śmieciowego jedzenia. O planowanych zmianach było już wiadomo od października zeszłego roku, ale ustalenia i szczegóły zyskały konkretną formę w postaci ustawy dopiero kilka dni temu. To budzi jedyną moją wątpliwość – kilka dni przed rozpoczęciem roku to trochę późno żeby działające dotychczas sklepiki szkolne mogły dostosować do nowych przepisów swoją ofertę… Ale pomijając ten fakt, cieszy mnie w nowych zapisach właściwie wszystko. A to, że skończy się sprzedaż: batoników z czymś, co przypomina czekoladę tylko kolorem; chrupków i chipsów z większą ilością soli niż w mojej solniczce; cukierków o kolorach nieznanych naturze, lizaków o smaku nieistniejących owoców; bułek z wędliną z zawartością mięsa 10% i produktem seropodobnym z zawartością sera 0%; izotoników i energetyków. Lista produktów, które mogą znaleźć się w ofercie jest długa. Zamiast bladych kajzerek – pełnoziarniste pieczywo. Zamiast mortadeli produkowanej w technologii „12 dag mięsa na 100 dag produktu” – wędlina wysokiej jakości. Dodatkiem obowiązkowo kawałek warzywa. Owoce do wyboru do koloru, w tym suszone. Orzechy. Jogurty i przetwory mleczne. Zamiast farbowanych napojów – soki i nektary. Czy wszyscy rodzice cieszą się tak jak ja? Niestety nie! Ustawa bardziej niż cieszyć rodzi ich wątpliwości, a argumentem podstawowym jest głód – dziecko, które nie lubi takiego jedzenia, nic w sklepiku dla siebie nie znajdzie. Znalazłam ankietę, która mówi, że 18% rodziców chciałoby, żeby w sklepikach było sprzedawane śmieciowe jedzenie! Dla mnie, pochodzącej z pokolenia, które zawsze nosiło do szkoły kanapki (bogatsi w folii aluminiowej, biedniejsi w zatłuszczonym papierze, używanym 3 dni pod rząd) i jabłko. Kiedy chciało się pić, szło się do kranu w łazience. Były sklepiki, ale pół klasy zrzucało się na jedną oranżadę, którą 10 osób sączyło przez całą długą przerwę. W sklepiku był jeden rodzaj batona w dwóch smakach. I najciekawsze: nie było ANI JEDNEJ otyłej osoby wśród nas! Nie wiem, na ile zasługą było tu codzienne bieganie do autobusu albo do szatni, żeby tylko szybciej dostać kurtki. Nie wiem, jaką rolę odegrał nauczyciel wf-u, którego wszyscy się bali, a który teraz nie może zwrócić uwagi dziecku, żeby nie narazić się na proces. Wiem jedno – widok dziecka na korytarzu z torebką chipsów był niespotykany, a jeśli już ktoś coś kupił, to w 3 sekundy inni mu to wyjadali. W całym tym rodzicielskim oburzeniu względem planowanych zmian cały czas mam wrażenie, że chodzi o to, iż nikomu z nich już zwyczajnie nie chce robić się dzieciakom kanapek do szkoły. Trzeba na to inwencji, czasu, specjalnych pudełek i pojemników (papier i folia są passé…). Łatwiej dać dychę w łapę ze słowami: „Kup sobie coś w sklepiku”. A tymczasem zawsze chcieliśmy dogonić USA i zdaje się, że nam się to udaje, szkoda tylko, że w tak marnej konkurencji – w Polsce już co piąte dziecko jest otyłe! Nie ma tego problemu zupełnie Francja, ale tam żywienie jest dobrem narodowym i podlega bardzo surowym zasadom ogólnospołecznym. Nikt nie je na ulicy, nie przekąsza, podobnie jak w aucie i w piaskownicy. Do jedzenia służy stół i 4 główne posiłki. W Polsce takiej tradycji nigdy nie będzie, za to ogólnie przyjętą prawdą narodową jest to, że Mleczna Kanapka to posiłek… Znowelizowana ustawa jest dla prowadzących sklepiki szkolne bardzo surowa. Większość z nich nie sprosta rygorystycznym przepisom i będzie musiała zamknąć swoje przybytki. Inni martwią się, że dzieci przestaną do nich przychodzić, bo nie będą chciały tego jeść. Niestety, te ostatnie obawy są głównie lękiem dorosłych – dziecko nie zna jeszcze wszystkich potraw, a już często nawet ich nie znając, mówi że nie lubi. A ilu z naszych znajomych krzywi się na myśl o ośmiornicy czy cynaderkach, podczas, gdy nigdy ich nie próbowali? Wmawiamy dzieciom, że to właśnie nasz, domowy system odżywiania jest poprawny, a zawiera często same złe nawyki, które potem kształtują tego małego dorosłego. Pewna dyrektorka szkoły, w której podaje się na stołówce zdrowe posiłki, mówi, iż dzieci często nie chcą nawet spróbować nowych potraw. Po namowach stwierdzają, że to jednak smaczne. Czy te obawy rodzicielskie nie są zatem lękiem przed tym, że dziecko nauczy się w szkole lepiej jeść niż jadło w domu i tego samego zacznie wymagać od nas?.. Mam nadzieję, że sklepikom szkolnym uda się jednak dostosować do przepisów, bo zamykanie ich nikomu nie służy – ani przedsiębiorcom ani szkołom (te ostatnie zarabiają przecież na czynszu, a mandat za niedostosowanie się do ustawy dostają w pierwszej kolejności dyrektorzy szkół…) ani dzieciom, które mają czasem większy apetyt, niż przewidują rodzice. Nikt nie chce, żeby dziecko chodziło głodne, ale potrzeba było tak drastycznych cięć, żeby społeczeństwo zrozumiało: otyłość i cukrzyca to naprawdę śmiertelne choroby! Post Co się stanie ze szkolnymi sklepikami po 1 września? pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

W roli Mamy

Mam fantastyczne dziecko i nadzieję, że szkoła go nie zepsuje

Jest wysokim chłopcem o ładnych oczach z długimi rzęsami. Mówią, że jest podobny do taty, ale kolor oczu ma po mamie. Uśmiecha się, gdy tylko rano otworzy oczy i dużo się śmieje, swoim poczuciem humoru potrafi rozbawić rówieśników. Kocha książki – od zawsze lubi, gdy się mu czyta na dobranoc, a odkąd skończył pięć lat […] Post Mam fantastyczne dziecko i nadzieję, że szkoła go nie zepsuje pojawił się poraz pierwszy w W Roli Mamy.