Lady Gugu
Czy można dogadać się z Teściową?
Zapraszam Was na gościnny wpis Magdy, autorki bloga szczesliva.pl. Kto jeszcze nie zna Szczęślivej, musi szybko nadrobić zaległości. Bo to kobieta, która ma tyle dystansu do życia i siebie, że aż jej tego zazdroszczę.Oddaję Was w dobre ręce… Czy można dogadać się z Teściową? Zanim siadłam do napisania tego tekstu zastanawiało mnie, dlaczego na blogach nikt nie porusza otwarcie tematu Teściowych. Choć w sumie i mnie na początku temat ten wydawał się wybitnie delikatny i niewarty poruszania w szerszym gronie. Myślałam, że może nie warto jest wkładać kija w mrowisko. Po chwili jednak uświadomiłam sobie, że ja tak naprawdę dokonuję swoistego rachunku sumienia i dążę do przełamania lodów w tym temacie. Przecież próba nawiązania dialogu i fajne relacje z naszymi Teściowymi to coś, nad czym warto pracować, choćby wydawało się czasami istną “mission impossible” albo inną “szklaną pułapką”. To takie trochę przeciąganie liny i wiosłowanie pod prąd w jednym. Czasami uderzam głową w ścianę i poddaję się widząc, że może to być moje never ending story. Jednak, gdy uda mi się zrealizować i widzę zrozumienie w oczach mamy mojego Męża, to jaram się jak cukinia na grillu. Oto kilka punktów, które z większą lub mniejszą częstotliwością próbowałam zakomunikować mojej Teściowej, starając się usilnie o ich zrozumienie i przyjęcie do wiadomości. A niektóre z nich często w dalszym ciągu muszę przypominać. Jednogłośność. Jed-no-głoś-ność. Ona powinna obejmować także dziadków. Bez wyjątku. Jakby to powiedziała pewna pani polityk: “Sorry, taki mamy klimat.” – jednogłośność i tyle w temacie. Nie ma nic bardziej dezorientującego dla dziecka niż odmienny komunikat skierowany w jego stronę. Przyjmijmy, że to rodzic podejmuje wszystkie główne decyzje i oczekuje, że najbliższe otoczenie się do nich przychyli [choćby ze łzami w oczach, wargami sinymi od zaciskania i ledwo poskramianymi nerwami.] Wszystkie sporne kwestie można wyjaśnić na osobności, tak aby bąbel nie był świadkiem dziwnych spornych sytuacji. No „weźmy się” i bądźmy tym zgranym teamem dla naszego malucha. Mamy deal? To jest zawsze moja gorąca prośba do moich Teściów: nie łamiemy zasad ustalanych przez rodziców. Jak mama mówi: „NIE” to babcia nie ma prawa mówić „TAK!”. Litości! Pamiętam sytuację, w której moja naprawdę kochana Teściowa skarżyła się na to, że sąsiad dokarmia jej psa przez płot. Doprowadzało ją to do furii. Mimo regularnych tłumaczeń i próśb sąsiad wciąż robił to samo, twierdząc, że on przecież daje psiakowi tylko kiełbaskę, a on tak tę kiełbaskę lubi! Zwierzak uwielbiał sąsiada i zawsze gorąco go witał, merdał ogonem i skowyczał, gdy ten odchodził. Mimo tych kilku chwil radości pies dostawał po kiełbasie wysypki i drapał się niemiłosiernie. W końcu moja Teściowa postraszyła sąsiada policją – już nie miała innego wyjścia. Podziałało. Przytoczyłam mamie mojego męża tę sytuację, gdy po moich licznych prośbach, aby nie podawać naszemu Synowi czekolady między posiłkami, ona z uporem maniaka dawała mu ją do buzi. A on, jak to on, był w siódmym niebie. Cóż z tego, że był w siódmym niebie, kiedy ze zjedzenia obiadu były potem nici?! Grrr…Na szczęście przypomnienie tej sytuacji z psem poskutkowało. Czasami trzeba posłużyć się analogicznymi przykładami z życia naszych Teściów. My nie potrzebujemy sędziów, klakierów, ani krytykantów.Teraz chcemy mieć wokół siebie kibiców, którzy będą nas dopingować, jeśli zajdzie taka potrzeba. Spokojnie, damy sobie z życiem radę, jeśli tylko nie będzie nam odbierana swoboda, która jest niezbędna do tego, aby normalnie funkcjonować. „Żyj i daj żyć innym.” To wcale nie takie głupie hasło. Chcę być zaakceptowana taka, jaka jestem – z moimi wadami i zaletami. Mogę nie być perfekcyjną we wszystkim co robię, a w dalszym ciągu wychować syna na fajnego człowieka. Bo ja czasami rzygam perfekcjonizmem i idealizmem, o czym już niedawno pisałam klik, i wcale się nie wstydzę, że dobrze mi z tym. Chcę wychować syna na faceta z krwi i kości a nie na “idealne” i jednocześnie śmiertelnie nudne flaki z olejem. Potrafimy docenić troskę. Ale jak z każdą sprawą w życiu, nalegamy aby tę troskę wypośrodkować i umiarkowanie się z nią afiszować.Nie dajcie się zwariować z zamartwianiem i pisaniem czarnych scenariuszy! Wiemy, że ta troska wynika zapewne z miłości i chęci pomocy. Ale jeśli zajdzie taka potrzeba, to poprosimy o wsparcie! Nie jesteśmy kamikaze. Słuchajcie. Posłużę się teraz sportowym porównaniem.Jak w każdym teamie, który dba o to, by jego zawodnicy byli zawsze w formie i znali plan działania, potrzebny jest trener. W rodzinie jest podobnie. Dziecko także potrzebuje takiego opiekuna. W naszej rodzinie tych trenerów jest dwóch. To ja z Mężem ustalamy reguły gry i plan treningowy. To my wyciskamy z tego naszego reprezentanta, co potrzeba. To my tworzymy listę zasad, na których będzie opierać się nasza współpraca. Dwóch trenerów to wystarczająca ilość, by zaspokoić potrzeby tego małego człowieka. Zgodzicie się? Czasami może się zdarzyć, że poprosimy innych, by wspomogli nasz plan działania. Oczekujemy od nich jednak jednego: aby z nami współpracowali. W przeciwnym razie doprowadzi to do niepotrzebnego chaosu w głowie małego człowieka, a tego przecież nie chcemy, prawda? Nie uznaję plotek i wypowiedzi typu „siódma woda po kisielu”.Jeśli ktoś powiedział, że ja coś powiedziałam, to znamy swój numer telefonu i wiemy gdzie mieszkamy. Nadinterpretacji i sianiu rodzinnego zamętu mówię stanowcze NIE. Jeśli mamy się szanować, to warto porozmawiać w cztery oczy, a nie czerpać wiadomości z drugiej bądź trzeciej ręki… Jestem otwarta na sugestie i cenię odmienny punkt widzenia. Często pozwala mi to zobaczyć sprawy w szerszej perspektywie. Zawsze jednak proszę, by wszelkie dyskusje na temat wychowania prowadzić pod nieobecność dziecka. Gdy jesteśmy razem królować ma punkt pierwszy – czyli jednogłośność. W moim przypadku, pomimo często dużych różnic zdań, z Teściową da się jednak dogadać. Obydwie mamy silne charaktery i często nie jest łatwo, ale ewidentnie obydwu zależy nam zarówno na dobru dziecka jak i na jak najlepszych wzajemnych stosunkach. Dobrą chwilę zajęło nam wzajemne obwąchiwanie się i obsikiwanie terenu. Nie jeden raz któraś z nas niespodzianie trafiała na przysłowiową “minę”. Teraz już jednak wiemy jak się nawzajem szanować zamiast deptać sobie po odciskach. W naszym przypadku wszystko ułożyło się znakomicie. Z perspektywy czasu widzę jednak, jak czasami niewiele brakowało, by kilka słów wypowiedzianych w nieodpowiednim momencie doprowadziło do gwałtownej eskalacji zbrojnej i prawdziwej Wojny Domowej. Czasami nie wiem, czy obecną bardzo dobrą sytuację zawdzięczam swojej “mądrości” i „opanowaniu” czy też może tym samym cechom lecz po stronie Teściowej? Wiem natomiast, że warto się starać i warto rozmawiać. A jak to wygląda u Was? Udało Wam się dogadać z Teściową? Post Czy można dogadać się z Teściową? pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.