MAMUSIOWO BORSUCZKOWO
Nie taki żłobek straszny, jak go malują...
Jak wiecie, od jakiegoś czasu nasz Fifi chodzi do żłobka. Początkowo miał tam być tylko około 3 godzin, ale nijak nam to się nie wpasowywało w plan dnia. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, o której miałby chodzić i o której wracać, czy jeść w żłobku, czy spać w żłobku, kto miałby go odprowadzać, a kto odbierać. Problem był taki, że ja sama, z Zosią miałabym drobny problem, żeby go zaprowadzić lub odebrać. Fi ma swoje fanaberie, raz chce na nóżkach, raz w wózku, raz ucieka, raz ładuje się na ręce. Wózka podwójnego nie planowaliśmy, bo mieszkanie w bloku z windą na półpiętrze, do tego niewielkich rozmiarów skutecznie nas od tego pomysłu odstraszyło. Do tego była zima i zanim bym się zebrała, żeby go odprowadzić potem przyprowadzić, to w sumie tego czasu na coś zrobienie w domu i tak zostałoby jak na lekarstwo. Tak więc został plan, że M. będzie go zaprowadzał w drodze do garażu, a odbierał, jak będzie wracał. Wychodzi zazwyczaj ok 5-6 godzin.Baliśmy się, że Fi nie będzie chciał tyle tam siedzieć, że będzie płakał, że będzie tęsknił albo zwyczajnie będzie się nudził i będzie nieznośny. Wiadomo, na początku coś nowego, to się cieszył, biegł do zabawek, do dzieci, do cioć, ale co będzie później? Niepotrzebnie, Fifi do tej pory na wyjścia do żłobka bardzo się cieszy. Gdy raz M. zapomniał czegoś z domu i musiał wrócić, Filip zaparł się nóżkami i nie chciał za nic się cofnąć do domu. Zdecydowanie, żłobek stał się dla Filipiastego codziennością, która dodatkowo sprawia mu wiele frajdy.W rodzinie męża panuje nadal przekonanie, że żłobek, to przechowalnia dzieci, kara, przykry obowiązek, bo rodzice muszą lecieć do pracy. Dzieci są na siłę wyciągane z łóżek, szybko zbierane i "odstawiane" na przechowanie. Nikt mi tego na głos nie powiedział, ale wiem, że niektórzy pomyśleli, że co ze mnie za matka, która będąc w domu oddaje dziecko do takiego przybytku. Ja na początku też nie byłam przekonana czy dobrze robię, ale po paru wizytach, po rozmowie z paniami, z mężem, zdecydowaliśmy, że spróbujemy. I powiem Wam, że to była bardzo dobra decyzja. Fifi spędza czas z rówieśnikami, bawi się, ma atrakcje, których ja w domu nie byłabym w stanie mu zapewnić. A i ja mam więcej czasu dla Zosi i popołudniami więcej energii na zabawę z Filipem. Wszyscy jesteśmy mniej nerwowi, zrelaksowani, chętni do aktywności. Fi wybawiony, w domu jest bardziej stonowany, nie rozrzuca wszystkiego, tak jakby chciał swoimi zabawkami się delektować, żeby nacieszyć się każdą powoli, a nie porzucić po chwili. Po takim dniu wieczorne rytuały stają się przyjemnością a nie szarpaniem się i na siłę wysyłaniem do spania. No i niewątpliwym plusem jest rozwój. My nie nadążamy za nowymi umiejętnościami, jakie Fifi przynosi ze żłobka. Po pierwsze mowa. Może jeszcze nie nazywa przedmiotów, ale próbuje, kombinuje, stara się. W końcu nazywa mnie, Tatę, nianię, a nie, jak do tej pory, tylko kota. No i zamiast "proszę" cały czas jest "daj". Niestety dalej wszystko pokazuje, ale jesteśmy dobrej myśli. Po drugie, zaczyna interesować się coraz bardziej nocniczkiem i do czego on służy. A po trzecie, uczy się porządku, zachowania, dzielenia się, jedzenia. Podłapuje niesamowicie dużo rzeczy od innych dzieci. Na szczęście, jak na razie tylko te dobre. Odkłada zabawki na swoje miejsca, wyrzuca śmieci, ściera wylane picie, myje rączki, buzię. Potrafi zasiąść w spokoju do stoliczka, żeby zjeść zupkę.Podsumowując.Żłobek nie jest taki zły, jak go malują.W naszym wypadku okazało się, że Filip uwielbia tam chodzić, uwielbia przebywać z dziećmi, z paniami, uczy się spokojnej zabawy, zachowań społecznych. Z uśmiechem na ustach codziennie się zbiera i wychodzi z tatusiem z domu. Mi mówi "papa", daje buzi i potem nawet się nie ogląda. Na miejscu szybko się rozbiera, mówi tatusiowi "papa" i tyle go widzieli, ginie w swoich sprawach.A gdy po niego przychodzimy? Biegnie z radością się przywitać, czasem tylko wróci, żeby odłożyć na półeczkę porzuconą zabawkę, zasiada na ławce, ubiera się i zadowolony człapie do domu albo teraz, gdy jest ciepło na wspólny spacer. Decyzja o wysłaniu Filipa do żłobka była zdecydowanie bardzo dobrą decyzją. Zdaję sobie sprawę, że dziecku może się jeszcze wiele odmienić, ale mija 3 miesiące, a Fifi nadal zadowolony z atrakcji jaką są codzienne zabawy z dziećmi i paniami więc jak na razie jesteśmy dobrej myśli. Oby tak dalej!!!PS.Historii o tym, ile złego robi żłobek i przedszkole słyszałam multum. Od przynoszenia przekleństw i bicia (w naszym żłobku panie bardzo tego pilnują) po cofnięcie się w rozwoju. Słyszałam, że dzieci mówiące przestają mówić, że inne nagle żądają tylko noszenia, że budzą się w nocy z płaczem. Historie, o jakich ostatnio głośno w tv też nie poprawiają PR'u takim placówkom. Ale umówmy się, wszędzie zdarzają się czarne owce...No, ale my chyba trafiliśmy dobrze.A Wy jakie macie doświadczenia ze żłobkami i przedszkolami? A może też słyszeliście jakieś demoniczne opowieści?