PUDEŁKO MAMY
"Daleko od szosy" - czyli historia Ani i Leszka
"I’m too late and you’re too soon..." Długo kazała czekać na siebie. Na tyle długo, że życie układał sobie bez niej, a kiedy już się pojawiła musiała przecież dorosnąć. Bo kiedy Leszek kończył liceum, ona dopiero pierwszy raz założyła na plecy ciężki tornister. Była najmniejsza w klasie, ale i najbardziej pyskata. On z kolei cichy, niewyróżniający się z tłumu. Oddaleni od siebie o setki kilometrów, bez szans na poznanie się, a nawet jeśli... przecież była dzieckiem. On już miał prawo jazdy, kiedy ona jeszcze nie miała nawet prawa siedzieć na przednim fotelu samochodu. Zabawne...Kiedy miała kilkanaście lat po raz pierwszy znaleźli się w tym samym miejscu, ale czy spotkali się wzrokiem? Tego nie wiadomo, być może... On basista w zespole znanej, polskiej, rockowej artystki grał na koncercie na który ona przyszła ze swoim chłopakiem. Była szaloną nastolatką, bawiącą się tuż pod sceną, być może zwróciła na niego uwagę... On z kolei zagrał kolejny w swoim życiu koncert, nie zwracając uwagi na otoczenie i miasto w którym akurat się znajdował. Niedługo potem kiedy stała się bardziej dojrzała i rozpoczęła studia znaleźli się bliżej siebie. Oboje wybrali to sam miasto, z tą różnicą, że ona zaczynała naukę, a on dawno już skończył studia i rozpoczął prace. Ciekawe czy kiedyś się minęli? Jak często żyjąc w tym samym mieście ich codzienność była na tyle bliska, że aż możliwa by się poznać? Wtedy przecież już zwróciłby na nią uwagę. Nie była już dzieckiem. Być może jadąc samochodem ustąpił jej pierwszeństwa gdy przechodziła po pasach? A może pili kawę w tym samym miejscu? Jechali tym samym tramwajem? Wpadła na niego idąc i jak zwykłe nie patrząc przed siebie? Chociaż byli blisko i przeznaczeni sobie to jednak w tedy nie poznali się. Ona skończyła studia i wróciła do swojego rodzinnego miasteczka. Nie wiązała z tym miastem swojej przyszłości. Wtedy... bo nie wiedziała, że kiedyś zamieszka w nim na stałe. Od tamtego czasu minęło kilka lat zanim ich drogi skrzyżowały się ponownie. A kiedy to się stało ona stawała na nogi zaczynając życie od nowa, po dopiero co zakończonym kilkuletnim związku. Nie było jej łatwo, została sama z wieloma problemami i sprawami do załatwienia, ale to był jej wybór i była z niego dumna. Nie chciała być jednak sama. Poczuła wtedy chęć wyrwania się z tego miejsca. Zawsze miała romantyczne wyobrażenie miłości... Chciała by ktoś ją zabrał, by dał pretekst do porzucenia tego miasta. Nie sądziła, że gdy już taka sytuacja będzie miła miejsce, podjęcie decyzji o porzuceniu wszystkiego będzie takie trudne...Denerwowało ją to, że żyje w miejscu gdzie wszyscy, wszystko o sobie wiedzą. Ciągnęło ją do czegoś wielkiego - cokolwiek miało to znaczyć. Zawsze miała duże ambicje, ale małą odwagę by sięgnąć marzeń. Wiedziała, że tu nikogo nie pozna, że tutaj nikt na nią nie czeka, że to nie jest ten czas, nie to miejsce, nie Ci ludzie. Jego tu nie było...Podobno miłości się nie szuka, podobno ona sama nas zaskakuje gdy się jej nie spodziewamy. Ona szukała jej intensywnie, oglądała się za siebie jakby ze strachu czy przypadkiem jej nie ominęła, zaglądała w każdy zaułek, na każdym zakręcie jej szukała. Bała się, że ją przeoczy. Czas mijał... Zwątpiła....On zakończył kilkuletni związek. Rozpadło się to co było tak długo budowane. Kolejnego poważnego związku nie stworzył. Żył na dystans z przekonaniem, że rodzina nie jest mu potrzebna do szczęścia.W tym samym czasie poczuli, że trzeba dać szansę szczęściu. Pozwolić siebie odnaleźć. To on znalazł jej profil na jednym z portali internetowych. To on pierwszy napisał do niej. Nie rozpoznała go, nie poczuła, że to ON. Być może gdyby w jego profilu było zdjęcie.... ale nie wiedziała kto znajduje się za pustym awatarem. Wydawało jej się, że już znalazła w kimś innym to czego szukała. Usunęła konto. Na szczęście on miał do niej adres mailowy, który nie wiedzieć czemu podała mu podczas rozmowy. Mimo to zakończyła z nim internetową znajomość pisząc, że już odnalazła szczęście. On zostawił jej furtkę."Życzę powodzenia w takim razie:-)!ale...jakby coś się zmieniło (czego nie życzę :-)))) to wiesz gdzie mnie szukać..PozdrawiamLe"Użył podpisu "Le" - przypadkowo? Nigdy wcześniej ani później w ten sposób nie podpisywał się. Ona nazywając go tak po latach, też nie pamiętała tego... Jak nie wierzyć w przeznaczenie i w znaki? Minął rok, a to jej "szczęście" rozpadło się z hukiem. Przypomniała sobie o nim. Postanowiła napisać. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że w dniu w którym pisze do niego jest dniem jego urodzin. "Nadal poszukujący, czy już zdobyty?Ania"Nie odpisał. Tym razem to on nie odczytał znaku, że to ONA. Po kilku dniach napisała raz jeszcze."Wnioskuję że jednak zdobyty :) W takim razie życzę powodzenia i wszystkiego dobrego.PozdrawiamAnia"I tym razem cisza z jego strony.Rok później jego związek rozpadał się. Czuł, że to "to nie to".A ona nadal szukała szczęścia. Czasem znajdowała, ale na chwilę, szybko przekonując się, że "to nie to".Oboje postanowili spróbować raz jeszcze. Odświeżyli swoje konta na portalu internetowym. To znowu on napisał pierwszy. Znalazł ją! Tak jej się wydawało, ale jak się okazało on jej nie pamiętał... Nie w pierwszej chwili. Za to ona od razu wiedziała z kim rozmawia! Wtedy poczuła, że coś w tym musi być, że to nie może być przypadek. Ucieszyła się.Rozmawiali z sobą całymi wieczorami i nocami poznając się z każdym dniem coraz lepiej. Minęło kilka miesięcy. Ona nalegała na spotkanie. On był bardzo powściągliwy. Zdystansował ją na tyle, że jej radości i wiara gdzieś uleciała. Widać pomyliła się znowu... Po kilku tygodniach przerwy znów zaczęli z sobą pisać. W końcu spotkali się. On przyjechał do niej. Zadzwonił. Nerwowo odebrała telefon. Pierwszy raz usłyszała jego głos. Zapytała gdzie jest."Czekam na Ciebie pod urzędem stanu cywilnego"."Szybki jest" - pomyślała. Bardzo się myliła ;)"Będę za 15 minut"- odpowiedziała mu i wybiegła z domu.I chociaż miała duże nadzieje, to po spotkaniu pozostawił ją z mieszanymi uczuciami. Wciąż trzymał ją na dystans. Jakby się bał tego co ich czeka. A ona chciała już, teraz, zaraz! Nie chciała tracić czasu, pragnęła spotkać się znowu, wiedzieć czy jest na to szansa, czy przyjedzie na dłużej niż na kawę, i co czuje? Ale on nic nie chciał powiedzieć. Minął miesiąc. Cichy miesiąc, bo poprosił o czas. Dała mu go bo czuła, że tylko tak może go zatrzymać - nie naciskając. Przy jej temperamencie było to trudne. Już wtedy uczyła się bycia z nim. Już wtedy on ją uczył pokory i opanowania.Kiedy miesiąc później przyjechał nie wiedziała czego się spodziewać. Co miał mu dać ten czas? Nie pytała. Była opanowana i spokojna choć w środku cała się trzęsła na jego widok. Chciała mu się rzucić na szyję. Tym razem nie było już chłodu i zdystansowania z jego strony. Od tego spotkania w ich życiu ani razu nie zabrakło miłości, pragnienia czy zwątpienia.To inna historia, niż ta z serialu. To inny Leszek i inna Ania - to MY. To nasza historia :) W takim dniu jak dziś nie mogło jej tutaj zabraknąć. A dla Le mam jeszcze jedną niespodziankę!Gdy kilka lat temu przed pierwszym naszym spotkaniem, usuwałam swoje konto na portalu, na którym się poznaliśmy, w pewnym momencie zawahałam się... Nie dlatego, że nie byłam pewna tego czy robię dobrze, ale poczułam, że dzieje się coś ważnego, że szkoda byłoby stracić te rozmowy z kilku miesięcy. Zanim wcisnęłam "usuń konto" skopiowałam wszytko, 300 stron! Le o tym nie wie. Długo utrzymałam to w tajemnicy prawda? Czekałam z tym na dobry moment. Nie będzie lepszego niż ten, w którym Nina jest z nami. Od dziś, każdego dnia rano, będę mu mailem przesyłać fragmenty naszych pierwszych rozmów.Le, mam nadzieję, że czytając to uśmiechasz się :)