MATKA NIE IDEALNA

Dlaczego jesteśmy jędzami?

Im dłużej żyję na ziemskim padole, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że faceci to gatunek wystrzelony z kosmosu. Coś po drodze poszło nie tak, poddusili się w swoich kapsułach albo mózgi katapultowały im w innym kierunku niż jądra. Zanim poznałam PT, dzień w dzień odprawiałam modły w intencji normalnego faceta. Nie wymagałam wiele. Żeby […] Artykuł Dlaczego jesteśmy jędzami? pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Moja córka wie, jak zorganizować mi czas

…bo jestem mamą

Moja córka wie, jak zorganizować mi czas

54 pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka ( za 30, 50, 100, 200, 300 zł)

Lady Gugu

54 pomysły na prezent z okazji Dnia Dziecka ( za 30, 50, 100, 200, 300 zł)

POD NAPIĘCIEM

Kwarantanna

Za oknem słońce, piękna pogoda, zero chmury na niebie. A ja gnije. Nie, nie w pracy... Gnije w chacie razem z Mańką, którą dopadła pierdzielona ospa! Nie załamujmy się, szukajmy plusów tej sytuacji! Bo takie na pewno się znajdą!Czytaj więcej »

Make One Wish

codzienność matki

Gdy bardzo się spieszysz i właśnie wtedy nie możesz znaleźć kluczy. Gdy potrzebujesz zadzwonić i właśnie wtedy Twój telefon się rozładował. Gdy musisz gdzieś nagle podskoczyć i właśnie wtedy samochód nie chce odpalić. Mówimy o złośliwości rzeczy martwych. Ale gdy:… Czytaj dalej →

NEBULE

Najpiękniejszy prezent na Dzień Dziecka

Widzę, że szukacie na blogu pomysłów na prezent na Dzień Dziecka. Za chwilę ten radosny dzień. Odkąd zostałam mamą jest dla mnie szczególny – świętuję go bardziej niż Dzień Matki. To dzień kiedy kupiłabym wszystkie balony z helem na Starówce i do drugiej ręki wręczyła loda z 5 gałek. Uwielbiam atmosferę i beztroskę towarzyszącą tej… Artykuł Najpiękniejszy prezent na Dzień Dziecka pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

Jak zachęcić dziecko do ćwiczeń? Wypróbuj kostki aktywności!

MAMA W DOMU

Jak zachęcić dziecko do ćwiczeń? Wypróbuj kostki aktywności!

Każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko było wysportowane. Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że sport to zdrowie. Tylko jak zachęcać nasze dzieci choćby do najprostszych ćwiczeń, takich jak przysiady czy pajacyki? Moich dzieci do zajęć sportowych nie trzeba na szczęście długo namawiać. Pływanie, bieganie, jazda na rowerze czy gra w piłkę nożną to coś, co […]

KOSMETOMAMA

Purles, propozycja mini zabiegu anty- age.

Niedawno poznałam dwie nowe dla mnie firmy profesjonalnych produktów z którymi i Was chciałabym zapoznać.  Pierwsza z nich to Purles a druga to dermalogica. Obie firmy specjalizują się w wysokiej jakości produktach przeznaczonych do pielęgnacji twarzy i ciała. Dziś opowiem o Purles. Firma Purles jest to firma profesjonalnych kosmetyków wellnes powstających we francuskich laboratoriach. Jest ona dostępna do użytku profesjonalnego. Jak pisze sam producent jest to ... Post Purles, propozycja mini zabiegu anty- age. pojawił się poraz pierwszy w kosmetomama.

BAKUSIOWO

Zabezpieczony: Ten fotelik samochodowy powinien obejrzeć każdy, zanim zdecyduje się na zakup.

Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.

Zestaw Pingwin z termoizolacyjną torbą spacerową - Konkurs.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Zestaw Pingwin z termoizolacyjną torbą spacerową - Konkurs.

BAKUSIOWO

Zabezpieczony: W tych sytuacjach oszukuję moje dziecko… i nie mam wyrzutów sumienia!

Brak zajawki, ponieważ wpis jest zabezpieczony hasłem.

52 tygodnie - Anne Crausaz.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

52 tygodnie - Anne Crausaz.

NASZE KLUSKI

Leniwa matko, co z telefonem chodzisz na plac zabaw!

Taka sytuacja Dwulatek rozwala babki pięcioletniej dziewczynki. Matka dwulatka nie reaguje. Siedzi na ławce i grzebie w telefonie. Dziewczynka w krzyk, zabiera chłopcu łopatkę, którą rozwalał jej babki. Matka dalej siedzi i czyta. Uparty dwulatek nie poddaje się jednak i już bez łopatki, łapkami rozgrzebuje kolejną babkę. Dziewczynka zdecydowanie odpycha go, chłopiec upada na piasek i zaczyna płakać. A matka? W dalszym ciągu zero reakcji. Dziewczynka spokojnie wraca do „babko, babko, udaj się.” A do płaczącego malucha podchodzi starszy chłopiec, na oko pięć, może sześć lat i mówi: „Zobacz! Ja ci zrobię babkę. Możesz ją sobie popsuć.” I uśmiecha się do zapłakanego urwisa. A ten zaraz przestaje płakać i z nowym zapałem bierze się za akt zniszczenia, jakby poprzednia rozpacz wcale nie miała miejsca. A dziewczynka? Dziewczynka jeszcze przez chwilę robi babki, a potem bierze swoją foremkę i idzie do tego samego dwulatka, którego chwilę wcześniej tak brutalnie potraktowała i pyta go, czy nie wymieni się przypadkiem z nią na inną foremkę. A matka zza telefonu? Trzyma mocno aparat w dłoni i stara się udawać, że jest bardzo zajęta, ale tak naprawdę obserwuje sytuację od samego początku. I walczy ze sobą, bo z jednej strony czuje na sobie potępiający wzrok innych matek, z drugiej chciałaby obronić własne dziecko przed najmniejszym nawet niebezpieczeństwem i zaoszczędzić mu bólu i łez. Jest jednak jeszcze trzecia strona całej tej sytuacji – ta matka, a mowa tu oczywiście o mnie, wierzy, że dzieci potrzebują zabawy tylko we własnym gronie. Bez dorosłych Zabawy bez dorosłych, którzy powiedzą im jak się należy zachować. Wytłumaczą, że „nie wolno zabierać” i „trzeba się dzielić”. Stwierdzą stanowczo „tego a tego robić nie można”, „tego robić nie umiesz”, a „takie zachowanie jest absolutnie niegrzeczne i niewybaczalne”. I rozwiążą każdy problem: „ty mu daj teraz to, a on za chwilę ci odda”, „nie zabieraj mu, zobacz, tu mamy inną łopatkę!”. Wydaje mi się, że ciągle wtrącając się w podwórkowe sprawy naszych dzieci, siedząc tuż przy nich, reagując na każdy ich nawet najmniejszy ruch, rozwiązując każdy ich problem, robimy im tak naprawdę niedźwiedzią przysługę. Obserwuję sobie dzieci na placach zabaw (i nie tylko) już od jakiegoś czasu. Zwyczajnie, jak to matka, szwendam się po takich miejscach, więc czasem coś mi wpadnie w oko. I z tych moich obserwacji wynika, że wśród nas – rodziców, wzrasta obecnie tendencja do ciągłego towarzyszenia dzieciom. We wszystkim. Nie ufamy ani swoim dzieciom, ani obcym, ani nawet ich rodzicom czy opiekunom. Każdej sprawy na placu zabaw musimy dopilnować sami. Dla dobra dziecka oczywiście. Jak na poligonie Ale obserwuję też co innego – dzieci, którym się nie przeszkadza i nie pomaga, zaczynają radzić sobie same. Może nie od razu, czasem najpierw potrzebne jest trochę krzyku, mała bójka, niemiłe słowo. Ale zazwyczaj po początkowym kryzysie, dzieciaki same wypracowują rozwiązania, które akurat sprawdzają się w ich małej społeczności. To nie zawsze są rozwiązania, które podobają się dorosłym i które przez dorosłych mogłyby być zaakceptowane jako sprawiedliwe. Czasami jedno dziecko zjeżdża ze zjeżdżalni trzy razy, a drugie może tylko raz. Albo ktoś na jakiś czas zostaje wykluczony z zabawy. Ktoś jest smutny, ktoś trochę oberwie… Ale dziecięca sprawiedliwość wygląda trochę inaczej niż nasza, dorosła. I tak naprawdę czasami ciężko mi nawet ocenić, która wersja tej sprawiedliwości jest „bardziej sprawiedliwa”. To jednak nie zmienia faktu, że wydaje mi się, że wszystkie te doświadczenia z piaskownic i placów zabaw są dzieciom bardzo potrzebne. To jest ich takie doświadczanie „prawdziwego życia”. Codzienne uświadamianie sobie, że tak jak ja mogę być smutny, kiedy ktoś mi coś zabierze, albo nie chce się ze mną bawić, tak ten ktoś też będzie smutny i zły, jeśli to ja zrobię coś wbrew jego woli. Doświadczanie tego, że wspólna zabawa daje czasami więcej radości niż zabawa w pojedynkę. Kojarzenie tego, że pracując wspólnie jesteśmy w stanie zrobić więcej, niż każdy z osobna. Uświadamianie sobie, że moje zachowanie ma wpływ na innych, że tak jak mogę kogoś zasmucić, mogę też pocieszyć. Branie odpowiedzialności za siebie, ale też za inne osoby w grupie i obok niej. To są takie rzeczy, które oczywiście można tłumaczyć, ale ciężko je zrozumieć nie przeżywając konkretnych sytuacji. I patrząc z tej perspektywy – piaskownica staje się takim poligonem, na którym od najmłodszych lat dzieci w grupie mogą się uczyć życia. O ile oczywiście im pozwolimy.   Żeby było jasne Po pierwsze – nie twierdzę, że dzieci trzeba zostawiać samym sobie w każdej sytuacji. Czasami natychmiastowa reakcja jest konieczna. Ale takich sytuacji jest raczej mniej niż więcej i zachowując zdrowy rozsądek nie tak trudno je odróżnić. Po drugie – nie uważam, że dzieciom nie można pomagać w ogóle. Jeśli moje dziecko prosi mnie bezpośrednio o pomoc, staram się jej udzielić. Ale też nie zawsze od razu, z nadzieją, że w międzyczasie może samo coś wymyśli. I jeśli chodzi o interakcje z innymi dziećmi na placu zabaw, to ja się raczej staram podpowiadać, co moje dziecko mogłoby powiedzieć koledze czy koleżance w danej sytuacji, niż rozwiązywać sytuację za niego. Po trzecie – nie twierdzę, że wszystkie matki i ojcowie muszą siedzieć z dala od placu zabaw i ukradkiem oglądać co się dzieje. Są przecież takie sytuacje, że mama i tata mają akurat ochotę pobawić się z dziećmi na placu zabaw. Pogadać, pobudować babki – bo np. to jedyny moment w ich zalatanym dniu, żeby mogli po prostu pobyć z dzieckiem. Inni rodzice przychodzą na plac zabaw, żeby odpocząć i nadrobić zaległości w czytaniu i o ile nikt na tym nie cierpi, ja nie widzę problemu. Każdy ma jakieś swoje priorytety. Nie mi oceniać. Ja chciałam tylko zaapelować: Apel na zakończenie Drogi Rodzicu i Opiekunie, daj swojemu dziecku trochę czasu, zanim wkroczysz z własną radą i pomocą! Policz sobie w myślach do trzydziestu, albo zaśpiewaj zwrotkę ulubionej piosenki. Daj dzieciom czas, a istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Cię zaskoczą. Pomyśl – jak mało możliwości mają w dzisiejszych czasach dzieci na samodzielną interakcję w grupie rówieśników (przez rówieśników rozumiem tu dzieci w rożnym wieku, taką grupę mieszaną). Przypomnij sobie jak to było kiedy to Ty biegałaś po podwórku i daj własnemu dziecku szansę przeżycia tego samego. Co o tym myślisz? Czy dzisiaj świat jest aż tak niebezpieczny, nawet w piaskownicy, że musimy cały czas stać na straży naszych dzieci? Czy jednak możemy im dać trochę „luzu” na samodzielne eksperymenty? Chętnie poznam Twoją opinię. Jeśli się ze mną choć trochę zgadzasz, proszę udostępnij ten wpis swoim znajomy. Post Leniwa matko, co z telefonem chodzisz na plac zabaw! pojawił się poraz pierwszy w Nasze Kluski.

Top

KURA KU RAdości

Top

MAMA TRÓJKI

5 RZECZY, KTÓRYCH NIE WIEDZĄ BEZDZIETNI.

                            Zanim zostaniesz rodzicem masz jasno sprecyzowany plan: twoje dziecko nigdy nie będzie robiło cyrków w miejscach publicznych, nie będzie sprawiało kłopotów, będzie miało tylko eko zabawki, słodycze pozna na swoje osiemnaste urodziny i będzie słodko wyglądało na każdym zdjęciu. Twoja wyobraźnia podpowiada ci, że w ciąży przytyjesz najwyżej sześć kilogramów, już w

Dzień dziecka z Mamissima

LUNA W CHMURACH

Dzień dziecka z Mamissima

SZKODNIKOWO

Zróbcie nam dzidziusia! Negocjacje…

Szkodniki nadal molestują rodziców o powiększenie rodzeństwa. Ostatnio mieliśmy gości rosyjskojęzycznych i dzieci nasze i nie nasze cudownie się zintegrowały. Nasze rozumieją kilka zwrotów po rosyjsku, gościnne ni w ząb […] Powiązane wpisy: Kiedy w końcu zrobicie dzidziusia? Kiedy w końcu zrobicie dzidziusia? Burza

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Nie jestem młodą mamą – jestem dobrą mamą

Nie jestem skrajnie młodą matką. Nie mogę się równać ze słynną już (o zgrozo!) 16-letnią matką dwójki dzieci. Dlatego często spotykam się z opinią, że nic nie wiem o młodym macierzyństwie. I cóż, nie sposób się nie zgodzić, że nie bujałam kołyski nogą, jednocześnie ucząc się na egzamin gimnazjalny. Cieszę się, że dzieciństwo – bo inaczej nie umiem nazwać okresu, kiedy chłopaki stawiają włosy na żelu, a dziewczyny wypychają staniki watą – przeżyłam bez dziecka u piersi. Ale 21 lat to wciąż zdecydowanie wczesne macierzyństwo. A ja po upływie 8 miesięcy wciąż nie wiem, co oznacza tajemniczy półuśmiech, jakim reaguje na nie społeczeństwo… Po drugiej stronie barykady stoją ci, którzy zdecydowali się na dziecko po wielu latach bycia w związkach. Mój znajomy, który zbliża się do 40, twierdzi, że skrzywdził swoje dzieci. Jego maluchy bowiem wciąż są maluchami – najstarszy właśnie zaczyna przygodę ze szkołą podstawową. Powiedział mi niedawno, że – jeśli w ogóle dożyje tych czasów – nie będzie miał energii na dorosłość swoich synów i opiekę nad wnukami. Nietrudno odmówić mu pewnej logiki… Ale opowiadam o nim przede wszystkim dlatego, że nie wierzę w najlepszy czas na dziecko. Każdy okres w życiu ma swoje wady i zalety. Ja jednak opowiem Ci o sobie. O dwudziestoletniej kobiecie, która zdecydowała się na dziecko. A kiedyś kobiety rodziły wcześniej! Na szczęście czasy się zmieniły. Bo kiedyś urodzenie dziecka wiązało się ze ślubem. Nie miała tu żadnego znaczenia kolejność – jeśli panienka była pełnoletnia, zamążpójście organizowało się w trybie natychmiastowym. Co bardziej wścibscy obliczali, że ciąża coś za krótka, że nie „po Bożemu”, więc kobieta i tak kończyła jako rozpustnica, tylko z gratisem w postaci męża, z którym nic jej nie łączy. Fantastyczne czasy, doprawdy – jest się na co powoływać. Jakoś to było, nie sposób się nie zgodzić. Z biegiem czasu jednak nauczyliśmy się, że jakoś niekoniecznie równa się dobrze. Coraz mniej ludzi wierzy w teorię, że „żadna to sztuka z dobrym mężem wytrzymać” i nawet ciężarna młódka ma czasem prawo decydować o swoim stanie cywilnym. Chwała za to naszym czasom, że zaczęliśmy używać mózgu i jeśli Ty ciągle twierdzisz, że po wpadce należy stanąć prędziutko przed ołtarzem, mam nadzieję, że nie masz i nigdy nie będziesz mieć córki. No, chyba że przed jej poczęciem zmienisz ten chory pogląd, który niejedną kobietę doprowadził na skraj wyczerpania psychicznego, a dziecku zafundował patologiczną rodzinę. Wpadka a decyzja o dziecku Nigdy nie ukrywałam, że pierwsza ciąża była wpadką. Pisałam już o tym, że pierwsza ciąża była dla mnie zaskoczeniem i pewnego rodzaju żartem losu. Bo zawsze upierałam się, że nie chcę mieć dzieci i nawet wśród moich znajomych krążyła anegdotka o brudnym i głodnym dziecku, które odprowadzą prosto do jego mamy – do mnie. Ten żart, który zdążyłam pokochać i z którym zdążyłam się pogodzić, zakończył się znacznie za wcześnie i z perspektywy czasu wiem, że wtedy nie byłam gotowa. Miłość, która się we mnie zrodziła i problemy podpowiedziały mi, że chcę dać życie. Dwie kreski po raz kolejny pojawiły się w najmniej oczekiwanym momencie, może nawet za szybko, ale po pierwszej panice nastały czasy spokoju. Bałam się, że historia zatoczy koło. Że znów wszystko pójdzie nie tak. Panikowałam, jak każda mama. Ale chciałam dziecka i nie było ono dla mnie zaskoczeniem. Kiedy skończyłam 21. lat, byłam w drugim miesiącu ciąży. Nie był to pierwszy, niezbyt przyjemny seks z kolegą z gimnazjalnej ławki. Nie był to seks w starym tico za dyskoteką. Nie był to seks z byle kim, byle gdzie i byle jak. Wtedy już doskonale wiedzieliśmy, że razem znosimy codzienność i wtedy już wiedzieliśmy, że razem przetrwamy najbardziej tragiczne straty w naszym życiu. Wiedzieliśmy, że chcemy się pobrać i żyć ze sobą. Zawsze będzie źle Jak już wspominałam, każdy moment, w którym decydujesz się na dziecko, będzie miał swoje plusy i minusy. Spotkałam się ostatnio z opinią, że nie powinnam myśleć o sobie jako o młodej mamie, bo nie urodziłam mając naście lat. Pozwolę Ci opowiedzieć, jaką różnicę stanowi te kilka miesięcy w przypadku decyzji o zostaniu matką. Gdybym była nastką, wszyscy traktowaliby mnie z góry. Jako tę gówniarę, która nie wiedziała, do czego służy kondom albo wstydziła się iść do ginekologa po tabletki, ale nie miała oporów przed rozłożeniem nóg przed jakimś szczeniakiem. Znam sporo młodych mam i większość z nich właśnie z taką opinią o sobie musiała walczyć i udowadniać coś, co innym kobietom przychodzi naturalnie – że są odpowiednimi matkami dla swoich dzieci. Kiedy wielki dzwon wybija Ci 20, nie jesteś już gówniarą. Stajesz się frajerką. Tak, FRAJERKĄ, dobrze czytasz. Możesz darować sobie mówienie, że zdecydowałaś się na dziecko – tego kitu nikt Ci nie kupi, przecież nikt normalny nie zmarnowałby sobie tak najlepszych lat młodości. Nie masz stałej pracy, o ile masz ją w ogóle. Po macierzyńskim państwo potraktuje Cię jak śmiecia, któremu nie należy się pomoc nawet w postaci miejsca w żłobku. Jesteś niby dorosła, ale musisz zwrócić się o pomoc do bliskich. Jeśli los Ci sprzyja, będziesz mieć pod ręką rodziców, którzy zajmą się od czasu do czasu Twoim dzieckiem. Studia? Po co Ci studia? Przecież Ty już wybrałaś bycie nieambitną kurą domową. Twoja egzystencja powinna ograniczyć się do gotowania i płodzenia kolejnych dzieci. Patola. Nikogo nie obchodzi prawda. Jedni zrobią sobie show z Dżesiki (ofiary pedofila, bądź co bądź), inni wyplują cały jad na zapierdzielającą po nocach 20-latkę, która ponoć pływa w kasie z zasiłków. Z zagubionej 17-latki, która nie miała szczęścia do wyrobów gumowych zrobią pośmiewisko i będą pokazywać ją palcami. Zawsze źle, źle, źle… Ja nie potrzebuję nikomu udowadniać, że jestem dobrą mamą dla mojego Henia. Na szczęście trafiłam na odpowiedzialnych i rozsądnych przyjaciół, rodzinę, a także lekarzy. Pozwoliło mi to w pełni dojrzeć i dostrzec swoją wartość. Wiem jednak, że są tysiące kobiet w podobnych sytuacjach, którym poczucie bycia niewystarczająco doskonałą nie pozwala zasnąć. A nieważne, ile mamy lat. Młoda, stara, w sile wieku… Jeśli kocha, to jest najlepszą matką dla swojego dziecka. Wpisy o podobnej tematyce:Dzieci TO robią!A gdybym nie mogła mieć dzieci21 lat to (nie) czas na małżeństwo!Artykuł Nie jestem młodą mamą – jestem dobrą mamą pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

Z biurem podróży czy na własną rękę?

DOOKOŁA NAS

Z biurem podróży czy na własną rękę?

OPTYMISTYCZNIE

Kreatywnie z Fabryką Wafelków +NIESPODZIANKA

Czyli 15 sposobów na magnetyczną tablicę kredową i drewniane magnesy Jeśli jeszcze nie wiecie to dla przypomnienia… Sklep Fabryka Wafelków i portal Pomysłowy Rodzic (na którym również możecie przeczytać mój artykuł o kreatywnych zabawach na świeżym powietrzu O TU) prowadzi bardzo ciekawą akcję, w której my rodzice mamy za zadanie skupić się na rozwijaniu kreatywności i fantazji swoich dzieci. O co w tym wszystkim chodzi? Kupić i wręczyć dziecku zabawkę jest bardzo łatwo. Później my-rodzice często narzekamy na to, że dziecku zabawka szybko się nudzi i przestaje się nią bawić. I tu pojawia się zadanie dla nas – zadanie polegające na wymyśleniu innej formy zabawy daną zabawką niż tą, którą zaleca producent. Post Kreatywnie z Fabryką Wafelków +NIESPODZIANKA pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

OLOMANOLO

Aż 21 pomysłów na zabawy z dzieckiem na świeżym powietrzu

Nareszcie doczekaliśmy chwili, kiedy spędzamy większość naszego czasu na świeżym powietrzu. Na kilka miesięcy pożegnaliśmy więc nasze telewizory i powycierane od leżenia kanapy na rzecz spacerów lub rowerów, które przez całą zimę kurzyły się w naszych piwnicach. Wiosna i lato …

MAMOWO

Instahit czy instakit – mata SKIP HOP PLAYSPOT GEO

Czyli o tym jak wtopiłam grube miliony…Ok. Z tymi milionami  przesadziłam. Po prawdzie to nie zapłaciłam nawet tej najniższej, jaką znajdziecie w internecie, kwoty. Co nie znaczy, że nie zapłaciłam za nią bardzo dużo, z naciskiem na BARDZO. Wygląd? Jest piękna. Rzecz gustu, ma się rozumieć, jeden lubi jak mu Cyganie grają, drugi jak mu […]

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Już byłam tuż, tuż... czyli podstępna tarczyca...

Już byłam tuż, tuż. Już, jak to mówią, witałam się z gąską. Już myślałam, że powoli zbliżam się do szczęśliwego finału i jestem w tym procencie chorych, którym udaje się wejść w stan remisji już po pierwszym rzucie choroby. Mało tego, moja pani doktor, gdy zobaczyła ponad miesiąc temu moje wyniki, była pewna, że jak na razie to koniec i można powoli odstawiać leki. Trzy razy się upewniałam, trzy razy pytałam czy na pewno nie grozi mi nawrót nadczynności albo czy nie wskoczę jakimś cudem w niedoczynność. I trzy razy usłyszałam odpowiedź, że nie, że na pewno nie teraz, że może za jakiś czas, za dwa, trzy lata, może nawet dłużej, że jak się coś zdarzy, duży stres, załamanie odporności, infekcja... Że wtedy możliwe, że tak, ale teraz mogę spać spokojnie. Bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość, chciałam już mieć to za sobą, chciałam odstawić w końcu leki lub brać ich zdecydowanie mniej, przestać bać się, że jak zapomnę je wziąć, to znów mi się pogorszy. Męczyły mnie kołatania serca przy każdej, nawet najmniejszej emocji, bałam się każdego wysiłku, a teraz w końcu bylo dobrze. Nawet udało mi się wyrwać ósemkę, zaczęłam już się cieszyć zbliżającymi się ciepłymi dniami, przestałam układać sobie plany uwzględniając w nich wieczne wizyty u lekarza i badania. Ostatnie miesiące miałam już dużo lepsze wyniki, pani doktor tłumaczyła gorsze samopoczucie dochodzeniem organizmu do siebie po dość długiej i dużej nadczynności. Zalecała spokój i odpoczynek, może jakieś wakacje, odsapnięcie od problemów dnia codziennego. Luzik, pomyślałam, damy radę, ważne, że zdrowieję, a wszystko inne samo się poukłada.Niestety otoczenie nie jest tak wspaniałomyślne, jak mi się wydawało i w ostatnich tygodniach dało mi się mocno we znaki. A wiecie, nie chciałam wierzyć, że stres ma aż taki wpływ na nasze zdrowie. No, to miałam okazję się przekonać. Jak na początku, zrzucałam swoje nadmierne zdenerwowanie właśnie na stres, uspokoję się, będzie dobrze. Ale potem przyszła bezsenność, lęki, drżenie rąk i zmęczenie..., potworne zmęczenie. Ale jak? Przecież pani doktor mówiła, że to niemożliwe. Zwlekałam z badaniami, bo przecież, nawet lekarka ich już nie zlecała pewna swojej diagnozy. Atmosfera w życiu prywatnym nie ułatwiała sprawy. Nerwy, stres, do tego praca, sprawy poboczne. Im więcej potrzebowałam spokoju, tym mniej go miałam, im bardziej się nakręcałam, tym gorzej się czułam. Budziłam się w nocy, nie mogłam spać, myślałam, przychodziły irracjonalne lęki i teorie, zaczęłam wariować. Aż w końcu poszłam jednak na te badania. I bach... Nie jest może tak źle, jak na początku, ale jednak leczenia teraz nie przerwę... Przez stres i zdenerwowanie wyniki posypały się w kilka dni. Nawet pani doktor była bardzo zdziwiona takim obrotem sprawy, ale co zrobić.Na szczęście, od samego początku dobrze reagowałam na leki. Dość szybko ustępują mi objawy, a przynajmniej stają się mniej uciążliwe, dają żyć. Nadal jestem roztrzęsiona, jak zaminowana, niepewna czy zaraz nie wybuchnę, nadal płaczę z byle powodu, nadal budzę się w nocy z głupimi myślami, ale już po chwili zasypiam. Mniej trzęsą mi się ręce, mniej się pocę, choć napady duszności i kołatania serca nadal bywają niepokojace. Owszem, męczę się szybko i nic mi się nie chce, ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Jestem zła, bo wiem, co spowodowało tak nagły nawrót choroby, ale wiem, że dałam sobie radę, jak byłam w gorszym stanie, to i dam sobie radę teraz, wyreguluję wszystko i doprowadzę się do porządku. Wiadomo, od stresu człowiek się całkiem nie odseparuje, ale można próbować jakoś sobie z nim radzić. Może jakaś joga? Zapisałabym się na siłownię lub na basen, żeby się wyżyć, ale niestety..., serce szaleje przy wejściu na drugie piętro więc nici z tego... Wieczorami siadam, wyciszam się i zajmuję swoim hobby, to trochę uspokaja. A za parę dni wybieramy się na wakacje. Daleko od wszystkiego. Taki relaks na początek nowego, spokojniejszego życia...I nie piszę tego, żeby się pożalić, nie chcę narzekać. Po prostu zwracam uwagę na to, jak bardzo trzeba na siebie uważać, jak trzeba słuchać zaleceń lekarza, jak dbać o siebie samemu, bo jak nie my, to nikt się nie domyśli, że potrzebujemy pomocy. Zaburzenia tarczycy są tak przebiegłą dolegliwością, która nie rzuca się w oczy, a jest bardzo, bardzo uciążliwa i potrafi zdezorganizować nam życie w dużym stopniu. A trzeba z nią jakoś żyć dla siebie i dla dzieci. Trzeba funkcjonować w miarę normalnie, bawić się z dziećmi, wstawać rano, wypełniać swoje obowiązki, a do tego się uśmiechać i starać nie denerwować z byle powodu. A potrzeba naprawdę niewiele, żeby względnie wyregulowany organizm znów się rozregulował...

Listy od Feliksa

MA I LU

Listy od Feliksa

Mały Feliks to bohater znanej na całym świecie serii książek o jego przygodach, którą przetłumaczono na aż 29 języków. Ten  ciekawski królik został stworzony przez Anette Langen i Constanzę Droop i  stał się w swym ojczystym kraju postacią niemal kultową.Zaraz pewnie pomyślicie, no tak kolejna przygoda o jakimś pluszaku, fakt może i kolejna, ale na pewno wyjątkowa. Tytułowy bohater mały Feliks to maskotka kilkuletniej Zosi, którą ma już od kołyski. Królik jest ze swoją przyjaciółką można powiedzieć od zawsze i znają się na wylot, dlatego kiedy się gubi na lotnisku,mała Zosia bardzo to przeżywa. Nic nie jest w stanie jej pocieszyć, aż nagle pewnego dnia cała sytuacja się odmienia. Zosia dostaje list, ale nie byle jaki, prawdziwy list od swojego przyjaciela. Pierwszy przychodzi z Londynu, kolejny z Paryża, Rzymu, Kairu... w środku można też znaleźć inne rzeczy, jak jego zdjęcie czy mapy. Ta maskotka naprawdę wyruszyła w podróż życia i w listach opowiada o niej swoje przyjaciółce. W książce znajdziemy prawdziwe koperty z odręczni pisanymi listami, można powiedzieć, że to bardzo unikatowy widok, w erze cyfryzacji, smsów i maili.  "Listy od Feliksa" to rewelacyjna pozycja, która pozwala nam rodzicom, cofnąć się troszkę w czasie, a dzieciom pokazać czym były prawdziwe listy.Lu każdy list wyjmowała z dużym przejęciem, nie mogła się doczekać, by dowiedzieć się, co ten mały króliczek "do niej" napisał, a jaka dumna była, że wysłał jej zdjęcie, ale nie w telefonie, a prawdziwe na kartce papieru. Dzięki opowieściom z listów mamy możliwość poznać różne kraje i ich zwyczaje. Każdy z nich zawiera kilka istotnych informacji, które zachęcają małą Zosię, ale i nas do zgłębiania wiedzy  na temat danego miasta, państwa. Dla Zosi tym źródłem są dorośli, brat, encyklopedia, choć i my pod wpływem lektury zaczęliśmy w większą uwagą przeglądać atlasy czy czytać o nowych miejscach na świecie.Książkę Kupicie Tutaj 

Domowa czekolada z trzech zdrowych składników

Lady Gugu

Domowa czekolada z trzech zdrowych składników

BUUBA

Czy istnieje idealna spódnica dla mamy? – stylizacja

I nachylić się trzeba, i do dziecka podbiec, a tu się świeci, nie powiem co. A wyglądać wypadałoby od czasu do czasu, trochę lepiej niż w tym dresie wyciągniętym...

football

DWARAZYW

football

Mama inspiruje

KOLOROWE CHMURY

Dzieciaki uwielbiają zabawę z barwnikami, a ja uwielbiam ten zachwyt i szerokie z wrażenia oczy, gdy obserwują reakcję jaka zachodzi Artykuł KOLOROWE CHMURY pochodzi z serwisu .

Głuptaska

KURA KU RAdości

Głuptaska

Numer 41 335, silna kobieta o smutnych oczach

…bo jestem mamą

Numer 41 335, silna kobieta o smutnych oczach