PAMIĘTNIK MAMY
Czy bunt dwulatka istnieje?
Kiedy coś nas wkurza – reagujemy od razu lub odreagowujemy po czasie, oceniając sytuację pod kątem następstw naszej reakcji. Prawidłowa ocena, która reakcja jest właściwa w danym momencie, wynika z lat doświadczeń oraz nabytej wiedzy, jaka budowana była w danym człowieku przez wczesne jak i późniejsze dzieciństwo, wiek nastoletni oraz dorosłe życie. Jak jednak w przypadku braku tych podstawowych umiejętności radzi sobie małe dziecko?
Z pewnością wielokrotnie spotkałaś się z określeniem „buntu dwulatka”, któremu przypisywane są zwykle negatywne zachowania dzieci w wieku pomiędzy osiemnastym a dwudziestym szóstym miesiącem życia. Czy jednak tak naprawdę ten magicznie określany czas, będący prawdopodobnie koszmarem sennym rodziców, istnieje?
Bunt dwulatka to nie choroba, która dotyka każdego malucha, i którą należy przeczekać, stosując się do utartych, niczym w instrukcji pralki, zasad postępowania. Niestety, ale dziecko nie jest pralką, którą można zaprogramować i zostawić na godzinę w łazience, po czym wrócić i oczekiwać, że producent nas nie okłamał, a wszystkie nasze wyobrażenia na temat efektu jej działania, zostały spełnione.
Bunt dwulatka to przede wszystkim nabycie przez dziecko większej świadomości na temat własnych potrzeb. Większej niż ta, jaką posiadało będąc jeszcze w wieku niemowlęcym. Rozumie już nie tylko to, co do niego mówisz. Zaczyna mieć również własne zdanie na konkretne tematy. I oczywiście nie krępuje się, by je głośno wyrażać i manifestować swoją niezależność. Przecież jeśli sama czegoś nie lubisz lub uważasz, że pewne działania innych osób, od których jesteś zależna, są dla Ciebie krzywdzące, również okazujesz zniecierpliwienie, frustrację, a czasami zwykły gniew.
Dorosły jednak ma nad maluchem przewagę. Konkretnie lat i doświadczeń w radzeniu sobie z negatywnymi emocjami, wynikającymi, na przykład, z problemów w pracy. Nie rzucisz przecież butem w szefa, nie wykrzyczysz, że go nienawidzisz, ani tym bardziej nie uciekniesz do drugiego biura, licząc że ulegnie i rozwiąże to kryzys. Wynika to z wiedzy na temat konsekwencji oraz umiejętnego analizowania swoich działań oraz możliwych ich skutków. Wracając do domu zapewne przeklniesz trzy razy pod nosem, pożyczysz światu tego, co najgorsze, a do pracy wrócisz prezentując profesjonalną, niewzruszoną poprzednim dniem maskę.
Dziecko tego nie potrafi, bo niby skąd ma znać konsekwencje niektórych swoich działań? I co to w ogóle je obchodzi, że na przykład od słodyczy może nabawić się próchnicy? Ma potrzebę, którą chce spełnić, najlepiej natychmiast. Co więcej, doskonale wie, że Ty możesz ją spełnić i tylko od Twojej decyzji zależy czy dostanie to, czego oczekuje. Jeśli z niezrozumiałych lub nieznanych mu przyczyn tak się nie dzieje, mały człowiek zaczyna się buntować wobec, w jego ocenie, niesprawiedliwości. Kiedy w danej chwili ma ochotę na cukierki, które widzi na wystawie w sklepie, nie przeanalizuje tematu dochodząc do wniosku, że jest jeszcze przed obiadem i to nie czas na słodycze, ani tego, że to przecież niezdrowe dla zębów. Nawet jeśli temat ten przerabiałaś z nim wielokrotnie, jest to już prawdopodobnie poza jego umysłem i kieruje nim podstawowa potrzeba, którą po prostu chce zaspokoić. W końcu jest tylko dwulatkiem, które ciągle się uczy.
Od cichego „mama” lub „chcę to” i „daj”, po kolejny etap jego zniecierpliwienia, czyli krzyk, płacz, pisk, tupanie czy próbę „rozniesienia” (dosłownie) wszystkiego dookoła. W końcu sama też byś się zirytowała, gdyby Twój awans, choć na wyciągnięcie ręki, przeszedł Ci koło nosa, a Ty nawet nie rozumiałabyś z jakiego powodu.
Bunt dwulatka to jedynie określenie na czas, gdy dziecko nabiera większej świadomości tego, co je otacza, własnych potrzeb i tego, jak je zaspokajać. Nie ma to stricte związku z samym wiekiem, a naturalnym dorastaniem i rozwijaniem się. Stąd bunt trzylatka, czterolatka czy pięciolatka to po prostu kolejne etapy w jego życiu, w których uczy się i przyjmuje pewne zachowania na podstawie obserwacji i własnego rozumu, który zaczyna podpowiadać mu, co jest dla niego dobre, a co złe. Jest to objaw niezależności i nabywania nowych doświadczeń, nie zaś choroby czy okrutnej przypadłości dziecka, która ma za zadanie zrujnować Ci życie.
Ograniczenia tej niezależności, bo w końcu dziecko jest zależne od rodzica, staje się zatem źródłem gniewu, z którym musi nauczyć się sobie radzić. Ty możesz mu jedynie pomóc, starając się zrozumieć toczącą się w nim walkę między potrzebą zależności i niezależności i, starając się zachować spokój oraz cierpliwość. Bo maluch nie robi Ci tego na złość i wcale nie pomożesz mu, nakręcając go dodatkowo swoją irytacją wobec jego zachowania.
A czy Ty przechodziłaś ze swoim dzieckiem bunt dwulatka, trzylatka, czterolatka ? Jaka jest Twoja złota rada?