OPTYMISTYCZNIE

Klocki z daleko sięgającą w przeszłość historią…

I ogromną porcją sentymentu.  Pamiętam jak dziś. Rodzice przynieśli je w dwóch ogromnych jak dla mnie reklamówkach. Tak, dokładnie – to było za czasów kiedy opakowanie nie miało najmniejszego znaczenia, nikt nie zwracał uwagi również na markę. Nie pamiętam też by były klocki drewniane, książki jak wychowywać dzieci czy wojny na forach internetowych, czy cesarka to poród czy też nie. Moje klocki nie mają pięknych pastelowych kolorów, ani wytłoczonego na nich markowego logo, ale dla mnie zawsze będą… miały w sobie to coś

MATKA NIE IDEALNA

Nic mi nie wisi. A Tobie?

Poznałam ją 1,5 roku temu. Wódka w jej towarzystwie dobrze smakowała, Wrocław zachwycał bożonarodzeniowym jarmarkiem, kluby grały dobrą muzykę a kac leczył się długo i boleśnie. Piękne to były czasy. Z dziećmi pod opieką tatusiów i alkoholem pyrkającym wesoło w krwiobiegu. Trochę dziwnie na nią patrzyłyśmy bo jak inaczej patrzeć na dziewczynę, która w grudniu […] Artykuł Nic mi nie wisi. A Tobie? pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

KURA KU RAdości

Drużyna

– Tatooooo, a kiedy będzie mecz Bawaria – Niemcy? – pyta G. … … Pewnie po meczu Warszawa* – Polska. … … Pozdrawiam Kura PS *G.i A.często wydaje się, że Warszawa to państwo. A my, skoro Polacy, to mieszkamy przecież w Polsce. A czy wiecie co jest stolicą Polski? Monachium oczywiście.

MAMOWO

Z dzieckiem do… // Wrocławski Park Wodny

Są baseny i BASENY. Dziecko warto zabrać na basen zawsze (wyjątkiem jest brudna lub lodowata woda, do której sami nie mielibyśmy ochoty wejść), obojętnie czy to na zwykłą pływalnię, czy też do wypasionego aquaparku. Ale jest jedno takie miejsce, które musisz zaliczyć będąc z dzieckiem we Wrocławiu! Dlaczego tak spodobał mi się park wodny we […]

Make One Wish

nie jestem typową żoną

Euro 2016 właśnie się rozpoczęło. Przez minimum 90 minut 22 facetów biega za jedną piłką. Codziennie. Zmieniają się tylko kolory koszulek. I wynik. Jak to się może komuś podobać? WŁAŚNIE MOŻE!!! I choć raczej jestem typem kanapowca i leniwca, a… Czytaj dalej →

Spotkanie z matką naturą w tle.

POLISHGIRLOLGA

Spotkanie z matką naturą w tle.

Lady Gugu

Macierzyństwo świetna rzecz, ale nie oszukujmy się: każdy, kto twierdzi, że jego życie nie zmieniło się po dziecku chyba zapomniał, jak wyglądało wcześniej

Gdy byłam w ciąży, myślałam, że koleżanki, które ostrzegały mnie przed nadchodzącymi zmianami nie tylko robią sobie przysłowiowe jaja, ale też że straszą mnie, abym nie robiła im konkurencji. Sorry, dziewczyny, już dawno chciałam wam powiedzieć: miałyście rację. Choć tak naprawdę nie miałyście racji. Mówiłyście, że moje życie zmieni się o 180 stopni. Zapomniałyście dodać, że jak już zacznie się obracać o te 180 stopni, to nie tylko się nie zatrzyma, ale będzie zachowywało jak bączek-zabawka w rękach szalonego 3-latka. I nie wspomniałyście, dobre koleżanki, że odczuję to równie boleśnie, jakbym dostała z półobrotu od Van Damme’a, na dłoni usiadł mi Hulk Hogan a głowę wkręcili mi w imadło. No bo macierzyństwo świetna rzecz, ale nie oszukujmy się: każdy, kto twierdzi, że jego życie nie zmieniło się po dziecku chyba zapomniał całkiem, jak wyglądało wcześniej. Rozumiecie, tuż po porodzie czujesz się, jakby poprzednie życie było tylko snem. Tym pięknym, o lataniu. Po porodzie budzisz się w koszmarze z Ulicy Wiązów, a po pokoju ściga cię kilkuletni Freddy Kruger z nożyczkami do papieru. Bo weźmy takie spacery. Podczas gdy wcześniej zastanawiałaś się, gdzie umówić się ze znajomymi i której knajpy jeszcze nie widziałaś, teraz cały tydzień czekasz, żeby wybrać się do supermarketu, gdzie sprzedasz dziecko mężowi, a sama oddasz się błogiemu relaksowi pomiędzy półkami z papierem toaletowym a pieluchami. Jak jesteś bardzo zdesperowana, możesz nawet się tam zdrzemnąć – zawsze można wciskać kit, że sprawdzasz, czy w reklamie nie kłamią o tej miękkości papieru. Słowo „sen” zresztą dla matek zatraciło swoje znaczenie i doba z 16 godzin czuwania+8 godzin snu zmieni ci się w:  21 godzin czuwania i 6×30 minut snu. Romantyczna natura, którą dawniej się szczyciłaś też pójdzie w dal. Nie dość, że możesz zapomnieć o wieczornych spacerach (chyba że umiesz chodzić we śnie), a seks staje się marzeniem i zaczynasz życzyć go sobie w prezencie gwiazdkowym, to jeszcze słowa „Jaki słodziak!” wypowiadasz tylko z myślą o mężczyznach do ok. 1 roku życia. Jak już jednak mąż wyciągnie cię na wspólne oglądanie nieba, to i tak jedyne, o czym gadacie, to plan na następny dzień. Słodkie słówka? Owszem, ale zauważ, jak rozjaśnia się twarz twojego męża, gdy zamiast „Kocham cię” powiesz mu „W końcu śpi”. Od razu zacznie cię całować. To nic, że z wdzięczności. Niebagatelną zmianą będą twoje kontakty towarzyskie. Jeśli twoje otoczenie nie daj Boże składa się z jakichś bezdzietnych, to albo już teraz zraź ich do siebie, żeby sami zaczęli cię unikać albo namów ich po prostu na dziecko. Nie ma szans, żeby bezdzietni zrozumieli twoje wywody o przewadze „Krainy lodu” nad „Madagaskarem”. Twoje grono znajomych ograniczy się więc do dzieciatych (jeśli masz szczęście) albo pani z warzywniaka i mięsnego. Teraz wpadasz tam dwa razy dziennie i wcale nie zawsze coś kupujesz. Najczęściej zapominasz, po co przyszłaś i zamiast wyjść z pustym portfelem, wychodzisz zrelaksowana i z upuszczoną parą. Darmowa psychoterapia. Oczywiście, macierzyństwo to nie katorga. I tutaj uda ci się na pewno znaleźć czas na relaks, z tym że zamiast godzinnej kąpieli w pianie będziesz cieszyć się jak dziecko, gdy nikt nie będzie wisiał ci nad głową w toalecie, podając mikroskopijne kawałki papieru i ciesząc się, że może mamie pomóc sikać. Zresztą, miej zawsze w pogotowiu zapasową rolkę pod ręką – ta, po którą chcesz właśnie sięgnąć, doskonale nadaje się na kołderkę dla kochanego misia. Ale największą zmianę odczujesz w sobie, choć możesz tego nawet nie dostrzec (w końcu przestałaś przeglądać się w witrynach, pewnie dlatego że nie chodzisz do sklepów). Zmiany będą mikroskopijne, prawie niezauważalne, ale przełożą się na to, że kiedyś oglądając zdjęcia z przeszłości pomyślisz, że to jakaś koleżanka, której nie pamiętasz. Lustro zacznie na twój widok wołać „Rozbij mnieee!!!”,  bo dotychczas włosy myłaś, nawilżałaś, suszyłaś, układałaś, a teraz po prostu wstajesz z łóżka i zakładasz kaszkietówkę. Makijaż, jeśli  już wykonasz, to nie zmywasz go trzy dni, pod warunkiem że wcześniej dziecko ci go nie rozmaże lub nie zliże. Dawniej inwestowałaś w zdrowe odżywianie, łykałaś magnez, kwasy omega, tabletki ze skrzypem, a teraz cieszysz się, że zainwestowałaś w zdrowie dojadając po dziecku lizaka z witaminami. Dbałaś tez o rozwój duchowy –  oglądałaś filmy, czytałaś książki. Teraz owszem, też czytasz: instrukcje obsługi i etykiety na opakowaniach. Z oglądania został ci widok za oknem, na który tęsknie spoglądasz marząc o ucieczce. Znacie ten serial „Żywe trupy”? Jeśli myśleliście, że to o zombiakach, to się myliliście – to właśnie o młodych matkach, z tym że matki nie zjadają cudzych mózgów (czasem za to zachowują się, jakby im ktoś je zjadł). Macierzyństwo zmienia cię do granic możliwości… ale tylko na chwilę. Zombiaki nie zmartwychwstają, ale matki tak. Ja już odżyłam, a minęło ZALEDWIE 4 lata! Dla was też jest nadzieja. Niech moc będzie z wami… Post Macierzyństwo świetna rzecz, ale nie oszukujmy się: każdy, kto twierdzi, że jego życie nie zmieniło się po dziecku chyba zapomniał, jak wyglądało wcześniej pojawił się poraz pierwszy w LadyGuGu.

Minutka

KURA KU RAdości

Minutka

Przepis na pyszne ciasteczka za mniej niż 5 zł, które przygotujesz w 5 minut!

WIKILISTKA

Przepis na pyszne ciasteczka za mniej niż 5 zł, które przygotujesz w 5 minut!

UWAGA! Mama na zakupach!

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

UWAGA! Mama na zakupach!

Make One Wish

Tata przez wielkie T

Każdy tata wie, że bycie Tatą przez wielkie T to nie takie hop siup. Bo Tata to musi naprawdę wiele wiedzieć i umieć, na przykład: Śniadanie zrobić. Ale nie jakąś zwykłą kanapkę, tylko owsiankę z miodem, bananem i żurawiną. Do… Czytaj dalej →

MAMOWO

Przegląd krzesełek do karmienia – TOP 15.

Krzesełko – ważna sprawa. Do 6 miesiąca kompletnie nieprzydatny mebel, ale kiedy nadchodzi magiczne pół roku, warto zastanowić się nad miejscem, gdzie nasze dziecko będzie jadło. Oprócz tego, że powinno być praktyczne, funkcjonalne, łatwe do czyszczenia, warto zwrócić uwagę, by pasowało do naszego mieszkania. W końcu będziemy na nie patrzeć od kilku miesięcy do nawet […]

HELOWA MAMA

Dlaczego należy bić kobiety?

Kobiety należy bić z kilku powodów. Po pierwsze, jako istoty niższego rzędu i słabszej konstytucji umysłowej, niewiasty potrzebują silnego przewodnika. Grzeszna i kapryśna natura kobiet sprawia, że stoją one niżej od mężczyzny. To zrozumiałe. Ponadto, płoche kobiece umysły niezdolne są do głębszych analiz i właściwych mężczyznom przemyśleń. Kobiece umysły schodzą zatem na manowce, a  rolą dobrego męża jest sprowadzenie ich na powrót na właściwą ścieżkę. Wiadomym, że męskiej retoryki kobieta nie jest w stanie pojąc, zaleca się zatem skarcenie małżonki. Należy pamiętać, aby kara nie była zbyt okrutna-wszak działamy z dobrych pobudek. Kij do nawracania małżonki na właściwe tory winien być nie grubszy niż kciuk męża, albowiem grubszym moglibyśmy narobić nieestetycznych śladów, a to jednak marnotrawstwo. To tyle, jeśli idzie o wyższe sfery. W niższych nikt nie przejmował się ani nieestetycznymi śladami, ani próbami nawracania błądzącego umysłu kobiety. Baby dostawały łomot za niesubordynację, za słoną zupę, za niewłaściwe odezwanie się do zmożonego  bimbrem małżonka, za wrzeszczące dzieci. Oczywiście, powody podbitych oczu i wyrwanych kłębów włosów bywały bardziej przekonywające, przykładowo ten: jak mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije. I tak w trosce o moralność, przyszłość i wątrobę kobiety, mąż lał żonę ku złośliwej satysfakcji sąsiadów i przy pełnej aprobacie rodziny. Coś Wam to przypomina? Nie? Więc przeczytajcie jeszcze raz, tyle, że w miejsce kobiet wstawcie dzieci, a w miejsce mężów-rodziców. Tak, w dzisiejszych czasach możesz się dowiedzieć, że dzieci, jako istoty niższego rzędu, o wiele głupsze od dorosłych, potrzebują silnej ręki, aby wyjść na ludzi. Bez lania nie można wychować dziecka, gdyż argumenty dorosłych są dla ułomnego umysłu nie do ogarnięcia. Oczywiście, nie należy katować dzieci- co to to nie, ale rezygnacja z okładania ich po tyłkach (a w praktyce również szarpania i ciągania za uszy) jest błędem, bowiem brak lania wypacza dziecięcy charakter dokładnie w ten sam sposób, w jaki dawniej wypaczał kobiecy. Przez kilka pokoleń kobiety walczyły o to, aby świat uznał je za LUDZI. Wcześniej były pozbawioną praw kategorią podczłowieka. Emancypantki walczyły za nas, za przyszłe pokolenia kobiet. Dziś cała masa pozbawionych refleksji matek własne niepowodzenia na polu wychowawczym uzasadnia dokładnie tak samo, jak dawniej mąż-oprawca uzasadniał potrzebę okładania żony. Daleka jestem od skazania na łagry każdej matki która nie wytrzymała i dała się ponieść emocjom. Nie chodzi o to, aby odbierać im dzieci i publicznie linczować. Należy im pomagać, edukować, tłumaczyć. Znam masę kobiet, które przyznają: uderzyłam, ale wiem, że zrobiłam źle. Walczę, aby więcej się nie złamać. Znam kobiety, które biły, bo "dawniej to było normalne", ale wiedząc tyle ile dziś mówią: to był błąd. Wreszcie znam kobiety, które mówią: mnie bili i wyrosłam na ludzi! I to jest prawdziwy kosmos! Przeczytałam dziś słowa troskliwej matki, która twierdzi, że bicie kablem naprostowało jej charakter. Nie muszę się wysilać, aby domyślić się w jaki sposób rzeczona kobieta dba o rozwój moralności u własnego potomstwa. Ja rozumiem, że ona sama jest ofiarą "dawnych" czasów. Mogę pojąć, że w znoju codzienności nie ma czasu na refleksję. Nie mogę jednak pojąć, że w kraju w którym prawo gwarantuje dziecku nietykalność cielesną, publiczne wyznanie : biję swoje dziecko, nie niesie za sobą żadnych konsekwencji. Gdybym napisała, że ukradłam rower spod sklepu, internauci doprowadziliby mnie na komendę w trybie ekspresowym!  W jedynym głośnym jak dotąd procesie o stosowanie kar cielesnych wobec dziecka, sąd orzekł, że ręczne karcenie nie wykazuje znamion przestępstwa. Co ciekawe, popychanki w celebryckim klopie pomiędzy Dodą a Szulim- wykazują, wszak to pobicie! Zagotowałam się, przyznaję. Nic tak bardzo mnie nie mierzi jak przemoc wobec słabych, jak poniżanie dzieci, jak pieprzenie głupot typu: jak nie wlejesz gówniarzowi, to cię nie będzie szanował. Słyszałam to od człowieka, który z dorosłymi już dziś dziećmi nie ma żadnego kontaktu. Widocznie za mało lał, że nawet w święta nie dzwonią. Wreszcie, denerwuje mnie fakt, że polskie czy jakiekolwiek prawo, potrzebuje specjalnego artykułu aby bronić dziecko przed biciem. Bo przecież powinien wystarczyć ten:Art. 217. § 1. Kto uderza człowieka lub w inny sposób narusza jego nietykalność cielesną, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.Fakt, że nie wystarcza, świadczy tylko o jednym: dziecko to nie człowiek. Wszystkim mamom strzelającym po tyłkach swoim dzieciom, przypominam: całkiem nie dawno ty też nie byłaś człowiekiem. Ktoś o ciebie walczył. Dlaczego nie walczysz o własne dziecko?

Roczek małego księcia ;)

BABYLANDIA

Roczek małego księcia ;)

Pewnie wiecie, że już ponad miesiąc temu mój synek skończył roczek.Z tej właśnie okazji postanowiłam zrobić mu sesję zdjęciową na pamiątkę :)Fotografię uwielbiam i od wielu miesięcy planowałam zorganizowanie jakiś zdjęć z okazji pierwszych urodzinek Dominika. Długo zastanawiałam się jak powinnam go ubrać. Wiedziałam, że pójdę w błękity jeśli chodzi o tło i dodatki, ale zupełnie nie miałam koncepcji na ubiór... Z pomocą przyszła mi "Martyna Wymyśla" :)Kiedy zobaczyłam jej stronę od razu wiedziałam jak Dominik będzie wyglądał na urodzinowej sesji zdjęciowej :)Czytaj więcej »

Uczmy dzieci finansów od najmłodszych lat.

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Uczmy dzieci finansów od najmłodszych lat.

Interaktywna skarbonka McCash – KONKURS

BOBOFASHION

Interaktywna skarbonka McCash – KONKURS

PANNA OCEANNA

Must have wyjazdu nad morze z dzieckiem.

Już za parę chwil, za chwil parę... ruszamy na urlop. Tego nam było trzeba. Razem, na świeżym powietrzu, w komfortowym hotelu, z szumem morskich fal, z synem oraz maluszkiem w brzuchu. Rodzinnie ruszamy nad nasze ukochane morze. Zabieramy ze sobą pół domu - licząc, że bagaże zmieszczą nam się do bagażnika oraz zabieramy produkty, które wg nas są obowiązkowym MUST HAVE takich wyjazdów.  Wyjazd

KINDERKI

Syrop z kwiatów czarnego bzu

Kwiaty czarnego bzu to rarytas kulinarny, naturalne wzmocnienie i lek przeciwwirusowy.Już dwa tygodnie temu wspominałam Wam na Instagramie, że zaczyna kwitnąć czarny bez. Nie wiem, jak wygląda to aktualnie w PL, tutaj sezon na kwiaty czarnego bzu jest już w pełni,... Continue Reading → Post Syrop z kwiatów czarnego bzu pojawił się poraz pierwszy w kinderki.eu by Magdalena Kołodziej.

MAMA TRÓJKI

DOMOWA WODA SMAKOWA-PRZEPISY

                    W moim domu regularnie goszczą wody smakowe. Nie kupuję gotowych. Wodę biorę z kranu. Już  około dwóch lat pijemy filtrowaną kranówkę. Wody smakowe, które można kupić w sklepie są bezbarwnymi napojami z dużą ilością cukru. Owszem, zdarza nam się czasem kupić, jednak do codziennego spożycia wolimy domową wodę z owocami, warzywami i ziołami.                     Jak

Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz „grzeczne”. Mam co do niego większe plany!

Makóweczki

Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz „grzeczne”. Mam co do niego większe plany!

Obrałam niepopularną jeszcze w naszym kraju drogę wychowania mojego dziecka. Bywa ciężko i pod prąd. Czuję się niezrozumiana, często oceniana. Widzę spojrzenia innych matek, zderzam się z opiniami nauczycieli. A to wszystko dlatego, że nie boję się powiedzieć, że nie zależy mi na tym, że moje dziecko było grzeczne. Co pomyślałeś czytając powyższe słowa? Błysnęła Ci w głowie wizja rozwydrzonego bachora, wychowywanego bezstresowo. Takiego, które ma spełnioną każdą zachciankę i bije swojego rodzica. Nic bardziej mylnego. W naszym kraju za niegrzeczne uważa się dzieci: umiejące powiedzieć ‚nie’, wyrażające swoje emocje (owszem ze względu na wiek i braki w umiejętnościach, często w sposób ciężki dla otoczenia), mające przestrzeń na posiadanie własnego zdania (czasami innego niż zdanie rodzica, nauczyciela, otoczenia), wygadane, odważne. Stoję sobie w kolejce po warzywa. Jest godzina 17, jestem zmęczona po całym dniu, pot leje mi się po tyłku. Wiem, że spędzę popołudnie sama, bo mąż wraca o 21. Odebrałam dzieci ze szkoły/przedszkola i stoją one w tejże kolejce ze mną. Na przeciwko straganu z warzywami jest wielkie stoisko z plastikowymi shit – zabawkami. Moja córka chce gumową zabawkę. Odmawiam. I zaczyna się płacz dziecka zmęczonego i niezadowolonego. Znacie tę opcję w godzinach popołudniowych, kiedy dziecko może z równowagi wytrącić szum liści w lesie oddalonym o 3 kilometry? U nas właśnie był ten klimat, a ja stałam w  tej kolejce jako trzecia. Przede mną była mama z synkiem. W ciągu pięciu minut kiedy moje dziecko żałośnie płakało, a ja pocieszając ją tłumaczyłam, że plastiku nie kupię, pani wypowiedziała z dziesięć raz w stronę swojego dziecka”bądź grzeczny/stój grzecznie, taaak, właśnie, grzecznie! yhy, nie w lewo, nie w prawo, grzecznie, nie ruszaj się, stój grzecznie, grzecznie, niegrzecznie, grzecznie”. Aż chciałam podzielić los Leny i paść na ziemię trzepiąc kończynami. Ta pani była zapewne dumna ze swego grzecznego dziecka, strofowanego w ciągu kilku minut, setkę razy. Ja wybrałam drogę inną. Tą, która w oczach przechodnia wygląda znacznie gorzej. To moje dziecko „nie było grzeczne”. To moje dziecko płakało. To moje dziecko powiedziało dwa razy, że jestem najgorszą mamą, bo nie kupiłam jej zabawki. Co gorsza ani razu w tej kolejce nie powiedziałam jej „przestań płakać” ani „bądź grzeczna” ani „dostaniesz karę albo 3 klapy”. Poprosiłam ją tylko, żeby na ile czuje się na siłach i da radę, to żeby uszanowała to, że jej płacz jest głośny i na chwilę oddaliła się z Maksem kawałek dalej, ponieważ innym ludziom może być smutno, albo mogą być źli jak ktoś tak głośno krzyczy obok. I nie uwierzycie, ale w tym swoim żalu odeszła ze 3 metry i tam czekała, cały czas płacząc. Dokończyłam zakupy, wzięłam ją na ręce i oddaliłam się do domu. Byłam tą sytuacją bardzo zmęczona, bo od rodzica wymaga to niezwykłej siły. Raz, że mierzysz się z emocjami własnego dziecka, a dwa musisz wytrwać wśród ludzi, którzy w 90% uważają Cię w tym momencie za matkę- świra. I tak sobie stałam w tej kolejce i wtem wniknęłam głęboko w cel moich działań. Nie zależy mi na tym, żeby moje dziecko było teraz ‚grzeczne”. Mam co do niego większe plany! Chcę wychować moje dziecko na mądrego, szczęśliwego człowieka. Nie takiego co teraz równiutko w rządku na apelu stoi bo mu zagrożona karą albo wzmocniono nagrodą z lizaka po. A potem równiutko co rano do pracy, której nienawidzi i tak do emerytury. Nie takiego, który miał 100 kar i nagan albo wszystkie jego działania opierały się na tym, żeby po wykonanym zadaniu dostać cukierka czy lizaka. Nie chcę, żeby moja córka, była „grzeczna” i miała równiutko uprasowaną spódniczkę, a na każde pytanie odpowiadała „tak proszę pani”, a potem do końca swoich dni biegła z pracy, gotowała w locie i podawała żer mężowi, który nie raczy powiedzieć ‚dziękuję’. Nie chcę, żeby mój syn był zmuszany codziennie do pisania pod linijkę, stania pod linijkę, ciszy na zawołanie, równych pleców w ławce, odpowiedzi raz dziennie kiedy zostanie zapytany, zakazu płaczu, bo prawdziwi twardziele nie płaczą. Chcę, żeby moje dzieci miały pasję, czerpały radość z działania, nauki. Chciałabym, żeby radziły sobie ze swoimi emocjami, biorąc pod uwagę emocje innych. Kiedy ja szanuję ich smutek, żal i złość, oni najprawdopodobniej kiedyś uszanują emocje innego człowieka. Nie, może nie dziś i jutro bo mają 4 i 7 lat (choć często już teraz widać ich wrażliwość). I być może teraz są głośniejsze i odważniejsze i ‚nie pasują’ do społeczeństwa, które oczekuje ciszy i stania na baczność i działania na trzy- cztery, ale głęboko wierzę, że moje działania zaprocentują. Że kiedyś spojrzę na szczęśliwych ludzi, na ich rodziny i potomstwo i przybijemy sobie z mężem piątkę. Czasami jednak obecnie wygląda to trochę tak, że moje dzieci jawią się postronnym jako te niesforne. Wtedy jest ciężko. Każdemu z boku nie wytłumaczę czym jest rodzicielstwo bliskości czy wychowywanie bez nagród i kar. „Jednocześnie to prawda, że w rodzicielstwie bliskości wierzy się w znikomą wartość wychowawczą celowego wywoływania trudnych emocji: zawstydzania, straszenia itp. ponieważ wiadomo, że mózg najlepiej się uczy, kiedy dobrze się czuje. Tak więc kiedy są trudne emocje jest pora, żeby zająć się nimi, a kiedy jest spokój i dobry nastrój, wtedy można się uczyć nowych rzeczy. Rodzicielstwo bliskości odróżnia też (podobnie jak psychologia w ogóle ) dobry, mobilizujący stres, od stresu toksycznego. Troskliwi rodzice, którzy uważnie obserwują dziecko widzą, kiedy stres jest dla niego wyzwaniem a kiedy jest już dezorganizujący. Z jednym zastrzeżeniem: bardzo ostrożnie podchodzą do rewelacji o samouspokajaniu się niemowląt (bo niemowlęta się same nie uspokajają). Negatywne skutki unikania stresu za wszelką cenę, czyli zagubienie dziecka i brak poczucia bezpieczeństwa, dotyczą najczęściej sytuacji, gdy rodzice boją się dziecku powiedzieć “nie” i boją się jego smutku i frustracji. ” („Bezstresowe wychowanie i rodzicielstwo bliskości„, A Stein.) Ja powiedzieć ‚nie’ się nie boję. Czasami jednak reakcja na odmowę może być głośnia. Mylona jest wtedy z uporem i ‚niegrzecznością’. Kilka dni temu poraziła mnie jedna z wypowiedzi na FP pani Doroty Zawadzkiej brzmiąca tak: Smutno mi jak to czytam. Tak mi się skojarzylo z uwagą, którą kilka dni temu dostał mój syn. Ponoć popchnął dziewczynkę i nie przeprosił. Popychanie się kilkulatków rozumiem, ale zdziwiona byłam, że Maks mógł nie przeprosić. Zawsze bardzo przeżywa swoje głupiutkie zachowania w których ktoś ucierpiał. Pytam synka „jak wyglądała ta sytuacja, dlaczego nie przeprosiłeś koleżanki?”. „Mamo, bo ona podtsawiła mi nogę jak chodziłem i sama się wywaliła, a potem naskarżyła na mnie, dostałem uwagę i jeszcze mi przeprosić ją kazali!” Nie planuję zamknąć mojego syna w szafie na 4 godziny. Dopuszczam taką ewentualność, że w danej sytuacji zadziało się coś takiego, że Maks, w swoim poczuciu żalu i niesprawiedliwej oceny, nie umiał wykrzesać w sobie empatii i współczucia dla dziewczynki, która się przewróciła i którą to bolało. I tym różnię się od innych rodziców. Nie daję bury „bo pani nauczycielka kazała”, nie ganię za to, że czegoś chcą i podejmuja działania, żeby to dostać czy wykonać. Nie krzyczę kiedy płaczą, nie daję bury kiedy krzyczą. Rozmawiam, uczę, edukuję. Wskazuję drogę, bez wydawania oceny. Nie, nie zawsze udaje mi się w 100%. Czasem na pół gwizdka, kiedy nie mam siły, ale wstaję następnego dnia i.. rozmawiam, jestem obok. Analizuję, uczę się, pytam tych co wiedzą lepiej. Podłamuję się i wstaję. Bo mam do wykonanie większą pracę. Człowieka.

La lalla

DWARAZYW

La lalla

BUUBA

Dlaczego Twoje dzieci późno chodzą spać?

Kiedy modlisz się o kolejny wieczór dla siebie, w samotności bądź w towarzystwie poślubionego, to wiedz, że to samo się nie zrobi! Potrzeba czasu, chęci, samozaparcia i kilku punktów - zobacz jakich!

Młoda Mama w Dolinie Hipsterów

Matka ma wychodne, czyli kilka słów o Blog Conference Poznań

Już dawno dowiedziałam się, że ten weekend spędzę na Blog Conference w Poznaniu. Cieszyłam się jak małe dziecko, które ktoś zabrał na plac zabaw. Połączenie dwóch dni matczynej wolności z garścią inspiracji od innych blogerów było czymś, czego bardzo potrzebowałam. W maju zmęczenie sięgnęło zenitu i czułam, że przechodzę kryzys. Na samym blogu pojawiło się o połowę mniej wpisów, a ja nie miałam na nic energii. Wejście w kolejny miesiąc podróżą i prelekcjami ludzi, którzy żyją tym, co ja kocham robić było strzałem w dziesiątkę. Choć każde spotkanie z taką dawką kreatywności muszę odchorować i przemyśleć, tym razem szybko mi poszło. Kolejnym etapem jest zmiana. Na lepsze. Posłuchaj, co dla mnie znaczyło tak duże spotkanie blogerów. Do ostatniej chwili nie miałam pojęcia, czym dojadę do Poznania. Z jednej strony oszczędniej (jestem matką, więc chyba rozumiesz) byłoby się wybrać jakimś busem, jednak kusiło mnie wrócić na chwilę do przeszłości i – jak śpiewała Rodowicz – wsiąść do pociągu byle jakiego… Z łezką w oku wspominam tę bylejakość, choć zupełnie nie o to chodziło w piosence. Kiedyś podróżowałam bardzo często na trasie Rzeszów – Poznań, bo w tym mieście ukończyłam mój pierwszy roczny kurs aktorski. Moi rówieśnicy przygotowywali się do matury, a ja planowałam sceniczną karierę. Szaleństwo w postaci 13-godzinnej podróży w jedną stronę, by przez weekend skorzystać z 13 godzin zajęć, mogę wytłumaczyć tylko młodością. Po 3 godzinach w duchocie przedziału dotarłam bowiem na miejsce niesamowicie zmęczona i poirytowana towarzyszącym mi akompaniamentem w postaci podróżujących uczniów szkoły podstawowej. Widok tak dobrze znanego mi dworca wynagrodził jednak wszelkie niedogodności. Choć wiele się zmieniło, bo przecież w końcu skończyła się budowa, to kanapkę i rogala mogłam kupić w tej samej budce, w której kilka lat temu dostawałam darmową kawę od przyjaznego sprzedawcy. Litował się nad biednymi, brudnymi pseudo-studenciakami, którzy – przyjeżdżając o 6 – spędzali w poczekalni czas do 9.00. Razem z nami przeklinał zakaz spania na podłodze; dobry był z niego człowiek. Dzięki niemu zresztą dowiedziałam się, jak to było z tymi koziołkami i to on zwrócił moją uwagę na zabawny brak odmiany w niektórych poznańskich ulicach. U niego kupiłam najlepszego marcińskiego rogala i on podpowiedział mi, że w PyraBarze zjem dobrze i tanio. O wielu z tych rzeczy zapomniałam i jestem nieco wzruszona, że ponowna obecność w tym miejscu tak skutecznie odświeżyła moją pamięć. Opowiadam tyle o samym mieście, bo dzięki niemu w ten weekend dostrzegłam, jak bardzo ewoluowałam przez ostatnich kilka lat. Przyjeżdżałam do Poznania jako osiemnastolatka, ciągnęło mnie tam zamiłowanie do aktorstwa i każda podróż była dla mnie przygodą – nie liczyły się warunki samego przejazdu, a dobra zabawa. Jadłam pyry na spółkę z koleżanką, upominając się każdorazowo o pieczątkę, która zbliżała mnie do darmowego obiadku. Wieczorami bujałam się po klubach, pijąc shoty z niemałą wprawą. Tym razem, mimo dość napiętego grafiku samej konferencji, przez miasto szłam spokojniej – bez pośpiechu zjadłam pyszny obiad na poznańskiej starówce, wypiłam jednego niewielkiego drinka i grzecznie wróciłam słuchać prelekcji. Kilka lat temu w całym programie zaznaczyłabym z góry, co mnie nie interesuje. Teraz chciałam wyciągnąć jak najwięcej z tych kilku godzin. Chyba powoli dojrzewam – może już czas? Spotkania blogerów – po co i dla kogo? Jak nazwa wskazuje – spotkania blogerów są dla blogerów. I w tym miejscu można by zamknąć temat. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie pociągnęła go dalej. Bo przecież ile blogerów, tyle historii. Za każdym z nich stoi zupełnie inne doświadczenie i zupełnie inne potrzeby. I o ile małe spotkania blogerów nie zaspokajają ich wszystkich, o tyle nie sądzę, by z tak dużej konferencji ktoś nie wyniósł czegoś dla siebie. Choćby jednej, malutkiej informacji, która zasiałaby w jego umyśle jakąś nową ideę. Ja znalazłam coś dla siebie. Przede wszystkim blogerzy, którzy bardzo dużo osiągnęli w swoim blogowaniu, niesamowicie motywują. Zdradzają pewną część swojej „tajemnej wiedzy”, udowadniają, że ciężką pracą można do czegoś dojść. Pozwalają wierzyć, że w kraju, w którym na słowa „Jestem blogerką” ciągle spotykamy się ze wzrokiem i postawami pełnymi politowania, da się wypracować swój wizerunek tak, by patrzono na nas z podziwem. Niekoniecznie takim, jakim obdarza się celebrytów, jednak wystarczająco przyjemnym dla tego, kto swoją miłość do pisania pokazuje udoskonalając swoją stronę każdego dnia. Nie tylko stronę, ale i warsztat pisarski. Bo ja wierzę tylko w tych blogerów, którzy nieustannie się rozwijają i takich miałam okazję spotkać na Blog Conference Poznań. Niesamowicie cenne były dla mnie uwagi z dnia drugiego konferencji. Choć po imprezie byłam lekko rozkojarzona, zrobiłam dużo, by się skupić i wsłuchać. Prowadzę na Facebooku grupę, w której często rozmawiamy o ofertach przedstawionych przez firmy, niejednokrotnie łamiąc ręce nad tym, jak bardzo ich właściciele nie rozumieją, że pisanie to nie tylko sztuka, ale i praca. Dlatego bardzo zależało mi na tym, żeby posłuchać o relacji bloger – agencja. Zarówno z jednego, jak i drugiego punktu widzenia. Wiele rzeczy potwierdziło się z moimi przypuszczeniami, jednak pojawiła się też masa tematów, o których bym nie pomyślała. Jest parę spraw, które totalnie zmieniły moje myślenie o blogowaniu i potrzebuję jeszcze kilku dni, by ostatecznie zdecydować, co dalej – czy wprowadzać u siebie odważne zmiany, czy raczej kroczek po kroczku zmieniać się w lepszą wersję siebie. Na pewno prześledzę jeszcze raz wszystkie prelekcje – chwała organizatorom za tę możliwość! Ostatecznie tak duże spotkanie to także cudowna okazja do spotkania innych blogerów. Czyta się ich sporo, z niektórymi wymienia się kilka komentarzy. A potem nadchodzi czas weryfikacji. I o ile na małych, kilkugodzinnych spotkaniach jeszcze wiele można ukryć, o tyle na dwudniowej konferencji wychodzi naprawdę dużo. Na szczęście dla mnie, raczej nie poczułam rozczarowania tymi, których podczytuję. Poznałam także masę blogerów, o których nie miałam pojęcia. Nie ukrywam, że z każdym „Znam twojego bloga!” od kompletnie obcej mi osoby czułam, że to, co robię, ma jakiś sens. Tak więc Blog Conference było też okazją do dopieszczenia własnego ego. Blog Conference w Poznaniu było pierwszą tak dużą konferencją nt. blogowania, w jakiej miałam okazję uczestniczyć. Utwierdziłam się na niej w słuszności jednego z moich najważniejszych przekonań. Nieważne, czy jesteś blogerem, czy z zamiłowania kisisz się w korpo. Jeśli masz okazję do tego, by się rozwijać i poznawać innych pasjonatów – rób to. Korzystaj z tego, co masz za darmo lub dopłacaj do szkoleń i spotkań. Bo nie określa Cię Twój zawód, a to, jak starannie go wykonujesz. Wpisy o podobnej tematyce:Śmierć blogeraBlogerzy nie są dla siebie konkurencjąCo mi dała przeprowadzka do Warszawy?Artykuł Matka ma wychodne, czyli kilka słów o Blog Conference Poznań pochodzi z serwisu Młoda Mama w Dolinie Hipsterów.

OPTYMISTYCZNIE

Bajkoterapia.

Czyli wszystko, co każdy rodzic powinien wiedzieć o terapii dla najmłodszych. Czym jest bajkoterapia? Jak sama nazwa wskazuje – jest to jedna z metod terapii wykorzystywaną do pracy z dziećmi. Celem jej jest lepsze zrozumienie problemu dziecka, ale przede wszystkim dostarczenie mu pozytywnych wzorców zachowania, dzięki którym dziecko poznaje różne sposoby myślenia i działania dzięki czemu zaczyna przeciwstawiać się swoim problemom. Bajkoterapia tylko dla dzieci z problemami? Otóż nie! Dzięki takim bajkom-pomagajkom dziecko pogłębia swoje zainteresowania, rozwija wyobraźnię, utożsamia się z bohaterem. Bajka terapeutyczna sprawia, że w dziecku pobudzają się emocje, przeżycia i chęć poznawania nowych rzeczy. Taka terapia pozwala odreagować napięcia psychiczne i znaleźć sposób na rozwiązanie swojego problemu Post Bajkoterapia. pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

Make One Wish

Tata przy porodzie – tak czy nie? wywiad

Mężczyzna przy porodzie w dzisiejszych czasach to żadna nowość. Już nikogo nie dziwią zdenerwowani tatusiowie na porodówce. Wiadomo, że znajdą się kobiety, które nie chcą by partner był obecny podczas porodu ich dziecka, albo to tata z różnych powodów nie… Czytaj dalej →

KOSMETOMAMA

Kleszcz-biologiczny cud natury i maszynka śmierci w jednym.

Kleszcz. Najczęściej kleszcz pospolity. Mały, niepozorny pajęczak, przez którego rocznie choruje kilkanaście tysięcy ludzi w Polsce. Często choroby te są ciężkie, długo trwające, a niektóre mogą doprowadzić do kalectwa lub śmierci. Dlaczego więc tak rzadko się mówi o zagrożeniach, które ze sobą niosą i o szczepionkach przeciwko chorobom? A no dlatego, że na samego kleszcza nie ma skutecznej ochrony.   Jeszcze do niedawna kleszcze występowały ... Post Kleszcz-biologiczny cud natury i maszynka śmierci w jednym. pojawił się poraz pierwszy w kosmetomama.

WIKILISTKA

Jak się wyrwać z pułapki perfekcjonizmu?

wikilistka.pl Dziś jeśli tylko chcesz wiedzieć więcej, nic nie stoi na przeszkodzie, by się doedukować. I w momencie, gdy wiesz więcej, masz świadomość popełnianych błędów, których w przyszłości chcesz uniknąć, a to przecież nie zawsze jest możliwe.  Chcesz lepiej, więcej, bardziej i wpadasz w pułapkę. Wiesz ile zapisałam w notesie pomysłów na wpis? 6 stron. Ile mam pomysłów na filmiki? Milion. Jaki mam plan na to miejsce, na „siebie w sieci” i w ogóle na życie? Perfekcyjny… No właśnie. Perfekcyjność mojego planu skutecznie wpływa na zatrzymanie jakichkolwiek większych działań, bo przecież – jeśli coś robić, to najlepiej jak można, prawda? Wiesz do czego to prowadzi? Odchudzanie odpuszczałam w ciągu ostatnich miesięcy co najmniej kilka razy. Przecież wiem, jakie to jest „skuteczne odchudzanie”, bo już dwa razy schudłam ponad 20 kg. Wiem, co działa, więc nie będę tracić czasu na rozmienianie się na drobne. Efekt? Skończył mi się karnet na siłownię, a konto świeci pustkami, więc co? No przecież skoro już dziś i tak poległam z ćwiczeniami, to jedno ciastko nie zaszkodzi… Perfekcyjny plan na video obejmuje idealny montaż, moją figurę, z której będę zadowolona, pracę nad sposobem mówienia i proste zęby. Nie jest źle, bo ćwiczę i przygotowuję się do założenia aparatu, więc robię jakiś krok w stronę realizacji tego punktu, ale jakoś zapomniałam, że żeby dojść w czymś (patrz –  idealny montaż) do perfekcji, to trzeba praktykować… Chwila, czy ja chociaż nakręciłam kilka krótkich filmików i zainstalowałam sobie program do montażu filmów? Ups… Fajnie, że mam milion pomysłów na minutę, ale samo spisywanie ich na kartce do niczego nie prowadzi. Co mi po stu pomysłach na nowe wpisy, kiedy mam ostatnio problem z przyznaniem się przed samą sobą, że jednak nie umiem rozciągnąć doby i po pierwsze z części obowiązków muszę zrezygnować, a po drugie jakąś ich część delegować, bo inaczej wciąż całymi dniami będę robić wszystko , a wieczorem zasnę z poczuciem, że nie zrobiłam…nic. Ostatni weekend w Poznaniu, dzięki rozmowie z wartościowymi ludźmi, którzy mają pojęcie o czym mówią, uświadomił mi, że postępując dalej w ten sposób nigdy nie zrobię kroku na przód. Chciałabym, żebyś pomyślała – ilu rzeczy nie zrobiłaś, bo wydawało Ci się, że nie będzie wystarczająco dobrze?  I nie tylko o bloga czy jakąkolwiek inną pracę chodzi, a także o dom, relacje i czas, który czasem po prostu warto spędzić razem nie zastanawiając się nad jego jakością. Musimy uwierzyć, że jest dość dobrze i iść do przodu. Dostałam ogromnego pozytywnego kopniaka. Jako urodzona perfekcjonistka, mam straszny problem, żeby powiedzieć sobie „robisz to dobrze”. Miałam przyjemność porozmawiać  na Blog Conference z osobami, które blogowo są dla mnie w jakiś sposób inspiracją. Wiesz, jeśli się uczyć to od najlepszych… I tak sobie myślę. Eliza (Fashionelka), osoba która podziwiam za to co i jak robi, mówi o mnie na swojej prezentacji, że mam milion genialnych pomysłów i zrobiłam świetny projekt, a podczas rozmowy ze mną używa słów „mega, jestem dumna, jesteś inspiracją”. Jason Hunt, przejrzał mój Instagram i powiedział że jest dobrze i nic by w tym kanale nie zmieniał, podczas gdy ja go chciałam zmienić totalnie, bo w dobie idealnych zdjęć z kwiatami i całym „ryneczkiem Lidla” na talerzu wydawał mi się taki…nieperfekcyjny. To ten Tomek , który na początku mojego blogowania znalazł na moim blogu wszystkie możliwe błędy, jakie w blogosferze mogły istnieć,  a wczoraj na moją prośbę o opinię odpisał mi „nie widzę dyskwalifikujących błędów”. Andrzej Tucholski powiedział mi głośno to, co mówię sobie podświadomie od dawna ale chyba potrzebowałam to usłyszeć – nigdy nie uznasz, że jest wystarczająco dobrze, więc po prostu zrób to. Wróciłam do hotelu, usiadłam na łóżku i zapytałam siebie  – kto jeszcze musi Ci powiedzieć, że jest dobrze, żebyś w to uwierzyła? I zaczęłam analizować fakty. Od kiedy postanowiłam, że zajmę się „na poważnie” blogowaniem miną niebawem 2 lata. Ponad 700 dni, podczas których pisałam teksty do szuflady, tylko po to, żeby nauczyć się pisać. 2 lata, kiedy czasami wylewając łzy, bo nie mogłam zrobić ostrego zdjęcia łapałam za ten cholerny aparat po raz kolejny i kolejny. W tym czasie – uwierzcie mi – przewinęło się mnóstwo problemów ważnych i ważniejszych, a ja wciąż – nie mając z tego biznesu nawet złotówki – robiłam swoje. Jeździłam na konferencje i spotkania nie po to, żeby sobie strzelić selfie z 10-tką bardziej topowych blogerów albo wszem i wobec oświadczać światu, że „hurra, uciekłam od dzieci na weekend”, tylko po to, żeby wycisnąć z tych spotkań merytorycznie tyle, ile tylko się dało. Robiłam notatki, odsłuchiwałam nagrania jeszcze kilkukrotnie po powrocie do domu. Przeczytałam książki, które miały mi pomóc robić to wszystko lepiej i pisałam – tak często jak tylko mi się udawało.  Uczyłam się metodą prób i błędów. Nie rozmieniałam się na drobne i nie liczyłam na szybki zysk. Po drodze starałam się przy każdej okazji słuchać i rozmawiać z najlepszymi – z tymi, za którymi stoją ich sukcesy. Słuchałam rad i te, które „czułam” starałam się wcielić w życie. Nie musiałam, ale zaczęłam Projekt 365, bo wiem, że nic tak nie poprawi jakości moich zdjęć jak praktyka. Tak, kontynuuję go! Nie wyrabiam tylko czasowo z obróbką i wrzucaniem zdjęć tutaj. Obiecuję poprawę ;). Nauczyłam się robić takie zdjęcia, za które dziś ludzie ( i firmy) chcą płacić i często przychodzą do mnie sami, bez reklamy. Codziennie się uczę, pracuję nad własnymi projektami, rozwijam się, mam plan na siebie. Dzięki systematycznej pracy stworzyłam sobie pracę marzeń… i wiesz co? Złapałam się na tym, że na co dzień kompletnie nie widzę tych sukcesów. Wciąż mi jakoś… za mało. Wciąż myślę, że mogę lepiej i w efekcie zatraciłam gdzieś umiejętność cieszenia się z tego, co już osiągnęłam. Uświadomiłam sobie, że moje dążenie do perfekcji sprawia, że nie zrealizuję połowy pomysłów, które mam, a przecież wystarczy po prostu działać. Robić COŚ, tak jak robiłam to przez poprzednie dwa lata ze zdjęciami. Zjedzone wspólnie powolne śniadanie jest lepsze od tego zapisanego, idealnego na Pintereście. Wyjście na siłownię, gdy wcześniej zjadłaś ciastko jest lepsze niż zjedzenie po nim paczki chipsów albo schabowego. Uskuteczniane wygłupy z dzieckiem są lepsze niż tylko zaplanowany czas na granie w gry edukacyjne… Zastanawiasz się, czemu zawsze zrobione jest lepsze od doskonałego? Pamiętasz moje zdjęcia sprzed dwóch lat? To spójrz teraz na te zrobione kilka dni temu. Nie było by ich, gdybym po prostu nie sięgała po ten aparat każdego dnia przez ostatnie 2 lata… Komentarze – TUTAJ wikilistka.plPost Jak się wyrwać z pułapki perfekcjonizmu?

NEBULE

10 zabawek, które każdy ma w domu, a nawet o tym nie wie

Spinacze, koc i mamy domek. Parasol plus miska i powstaje żaglówka. Latarka i nasze dłonie – bawimy się w teatr. W dzisiejszym poście chcę Wam pokazać, że najlepsza zabawa jest bez zabawek. A my mamy w domu mnóstwo przedmiotów, które zapewnią Waszym dzieciom zajęcia na długie godziny. Te zabawy są bardzo rozwijające, bo w każdej… Artykuł 10 zabawek, które każdy ma w domu, a nawet o tym nie wie pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

Co zrobić z dzieckiem tego lata

NASZE KLUSKI

Co zrobić z dzieckiem tego lata

Niebieskie migdały

LUNA W CHMURACH

Niebieskie migdały