Mama inspiruje

DYLEMATY KORPOMATKI – KARMIENIE W CODZIENNYM PĘDZIE

Piątek, świątek ten sam rytm dnia: karmienie, spacerek, zabawa, drzemka, obiad, zabawa, spacerek, karmienie, usypianie. A w międzyczasie ogarnianie domowego Artykuł DYLEMATY KORPOMATKI – KARMIENIE W CODZIENNYM PĘDZIE pochodzi z serwisu .

OPTYMISTYCZNIE

Chcę dać dziecku choć trochę ze swojego dzieciństwa.

Bo tęsknię za tym, jak było i mam wrażenie, że nie wszystko idzie w dobrym kierunku… Być może stwierdzisz, że jestem jakaś staroświecka, zresztą możesz mieć rację bo pewnie w niektórych kwestiach jestem. Kiedy wspominam swoje dzieciństwo jakoś tak mi cieplej na sercu, a kiedy zaczynam to porównywać je do dzieciństwa Nikoli – mam niewielkie wyrzuty sumienia. I nie chodzi tu wcale o umniejszanie sobie, może nawet nie są to wyrzuty sumienia, a zwyczajnie mi szkoda. Szkoda, że wielu rzeczy, które ja uwielbiałam jako dziecko, ona może nie doświadczyć. Tak sobie czasem wspominam jak to było… Każdy miał zdjęcie na masce poloneza czy dużego fiata, nikt nie bał się o Post Chcę dać dziecku choć trochę ze swojego dzieciństwa. pojawił się poraz pierwszy w Optymistycznie.

Jeśli lubisz arbuzy, nie możesz przegapić tego wpisu!

MAMA W DOMU

Jeśli lubisz arbuzy, nie możesz przegapić tego wpisu!

Czy istnieje coś takiego jak arbuzada? Nie jestem do końca przekonana, ale w ten sposób nazwałam przygotowany przeze mnie napój, który posmakował nie tylko mi, ale i Krzysiowi. Sekret niepowtarzalnego smaku tkwi w … ale nie uprzedzajmy faktów! Za chwilę wszystkiego się dowiesz, łącznie z tym jak zrobić arbuzową parasolkę do drinków! Nie trzymam Cię […]

Okrągły ręcznik w stylu boho. KONKURS

Lady Gugu

Okrągły ręcznik w stylu boho. KONKURS

MAMA TRÓJKI

DZIECKO NA DRODZE REALNYM ZAGROŻENIEM-TAK SIĘ KOŃCZY JAZDA NA ROWERZE.

               Ten dzień nie zapowiadał się inaczej od pozostałych letnich dni. Poranne słońce budziło nas nieco za wcześnie, śniadanie było leniwe i bardziej rodzinne niż poza sezonem. Dziś wszyscy są w domu. Gaba zadzwoniła do koleżanki. Spotkały się, pobawiły dysko piłkami i pojechały na rowery. Oczywiście moje czarnowidzwto się sprawdziło. Nie chciałam, żeby jechała przez główną ulicę.

Słodki stół na trzecich urodzinach Natalki

PAMIĘTNIK MAMY

Słodki stół na trzecich urodzinach Natalki

Dress in the style of Boho …

BOBOFASHION

Dress in the style of Boho …

PANNA OCEANNA

Pyszne.pl i pieniądze w portfelu nie potrzebne.

Często bywało tak, że chcieliśmy zamówić coś do jedzenia, czy do dla nas, czy to na niespodziewaną wizytę gości, do której został nam kwadrans, a portfele świeciły pustkami. Do bankomatu daleko, więc niestety pójście na łatwiznę nie zostało zrealizowane i ratować się trzeba było osiedlowymi sklepami, gdzie można było płacić kartą. Jednak teraz nastało duże ułatwienie,  teraz mamy możliwość

Bim Bom - gra o dźwiękach

KIEDY MAMA NIE ŚPI

Bim Bom - gra o dźwiękach

Makóweczki

Dlaczego usunęłam Cię ze znajomych?

Dwa lata temu po raz pierwszy poczułam się zmęczona blogosferą. Nagle z ‚normalnego człowieka’ stałam się ‚osobą publiczną’. Taką, którą „zna” milion ludzi (milion trzysta gwoli jasności, bo tyle osób weszło na bloga od początku jego istnienia). Setki maili, wiadomości prywatnych na fanpage-u, profilu prywatnym. Dziesiątki osób dziennie, dodawające mnie jako znajomą choć twarzy nie znam, człowieka nie pamiętam. Ogromne ilości znajomych z blogowych imprez, ludzi których ‚znać i mieć w znajomych trzeba’. I to poczucie po wejściu na Facebook i spojrzeniu na wall, że nie znam większości swoich ‚znajomych’. Kilka dni temu jedna z wirtualnych koleżanek zrobiła mi awanturę w której wypomniała mi, że niewystarczająco dużo lajkowałam zdjęcia jej córki. A powinnam! Bo są one w podobnym wieku. Ktoś inny co jakiś czas ‚wynosił’ informacje z poufnej tablicy na fora dyskusyjne. Jakis taki ‚znajomy’ właśnie. Kim jesteś? Siadłam więc sobie jakiś czas temu i zaczęłam robić porządki. Trochę nie wiedziałam jakie kryteria zastosować, ale w swym przerażeniu kosiłam po kolei wszystkich, tych, których nie do końca chciałam… podglądać. Znacie zapewne tę sytuację w której widzicie na wallu zdjęcie i nie macie pojęcia kto to? A potem następne z wesela, wakacji, imprezy i.. nic? Klik za klikiem usuwałam nieznajomych ‚znajomych’. — Nie, nie dlatego że mnie zdenerwowałeś, nie dlatego, że Cię nie lubię, nie szanuję. Najzwyczajniej w świecie nie umiem się nijak odnieść do przekazywanych przez Ciebie treści. Nie znam Twojej rodziny więc po co mam oglądać zdjęcie Twojego dziecka. Na Boga nie mam czasu spojrzeć codziennie na maluchy moich kuzynek/kuzynów, przyjaciółek, koleżanek bliższych i dalszych. — Cenię swój czas Czasami realnie chciałam zobaczyć co słychać u moich znajomych z reala, kuzynów zza granicy lub obejrzeć zdjęcia/przeczytać post na zaprzyjaźnionym blogu. Niestety nie mogłam przebrnąć przez stosy informacji ludzi których nie znam, spamu, postów blogerów, których polubiłam, bo poznałam (a jak tu przeczytać posty 500 blogowych koleżanek?). A zegar tykał… Mijały minuty, godziny… Scrollowania, tępego gapienia się na wall. Miałam dosyć. Marnowania czasu, energii. Nic nie wnosiło to do mojego życia i pracy więc – odlub, usuń, przestań obserwować. Oczyszczam głowę Zaczęłam te przemyślenia jakiś czas temu. Dla wielu z Was przeglądanie Facebooka to czysta rekreacja (se sporą nutką marnowania czasu). Dla mnie również praca. Setki zalewających informacji – ten już zrobił, kupił, był. Więc i ja muszę! 1000 lajków, milion sharów – tamta blogerka wydała 500zł dziennie na promocję posta. Czy ja też powinnam? Klik, like, share… To nie życie. To ułamek, procent. Oczyszczając walla robimy pierwszy krok do oczyszczenia głowy. Z czego? Nie potrzebnych informacji, zazdrości, porównywania się. Ze znajomości, które nie służą. Odcinając się od niepotrzebnych emocji. Zostawiając wszystko co ciągnie w dół. Co tu by robić więc? Łapać Pokemony! ;) No może niekoniecznie, ale otwarcie okna czy balkonu/tarasu może być orzeźwiającym doświadczeniem. Wysprzątanie domu także. Ugotowanie trzydaniowego obiadu, albo całodzienne wylegiwanie się na hamaku. Spotkanie z przyjaciółmi, zabranie dzieci do lasu. Śmieszne, że trzeba o takich rzeczach pisać, prawda? To od dziś zacznijcie włączać minutnik korzystając z mediów społecznościowych. Po tygodniu/ miesiącu możecie być przerażone! Każde ‚nie miałam czasu tego zrobić’ utknie Wam w gardle, jestem pewna! ;) Więc jeśli padłeś ofiarą moich porządków.. no hard feelings! To tylko część większego, off-linowego planu :). Wciąż chętnie umówię się z Tobą na kawę.

NASZE KLUSKI

Czemu kary i nagrody nie działają i co robić zamiast

Twoje dziecko nie chce założyć butów, a Ty już musisz wychodzić? Rozrzuca zabawki i nie chce ich posprzątać? A może bije inne dzieci w piaskownicy? A najpewniej robi wszystkie te rzeczy i jeszcze wiele, wiele innych, które działają Ci na nerwy, a jednocześnie wyzwalają w Tobie takie wewnętrzne przekonanie, że coś powinnaś zrobić, jakoś zareagować, nauczyć, że tak nie można. Co wtedy? Jak karać? Kara jest wciąż bardzo częstym narzędziem wychowawczym w takich przypadkach. Oczywiście może mieć różne formy – klapsa, karnego jeżyka, fizycznego odebrania dziecku czegoś co lubi (zabawki, słodyczy), odebrania przywilejów (zakaz telewizora, komputera, wychodzenia z domu) itp. Specjaliści od wymierzania kar mówią, że żeby ta metoda była skuteczna muszą zostać spełnione pewne warunki, np. kara musi nastąpić zaraz po „złym” zachowaniu i najlepiej żeby miała związek z tym zachowaniem – żeby łatwo je było małemu człowiekowi ze sobą skojarzyć. Musi być zapowiedziana, żeby dziecko miało świadomość co je czeka. Musi też być dopasowana do dziecka i do przewinienia – nie za surowa, ale i nie za lekka. Czy spełnienie tych punktów gwarantuje rezultat? Na pewno – problem pojawia się dopiero, kiedy zastanowimy się jaki rezultat zostanie osiągnięty. Czy dziecko zrozumie co zrobiło źle i czemu  nie powinno tego robić? Niekoniecznie. Dowie się za to na pewno, że następnym razem musi się lepiej pilnować, żeby nie zostać przyłapanym, dowie się też że silniejszy ma prawo zrobić słabszemu przykrość, jeśli uważa, że tak jest lepiej. Więc jak karać? Moim zdaniem najlepiej wcale. To może nagroda? Skoro nie kara, to może nagroda? Zamiast karnego jeżyka obietnica cukierka, kiedy dziecko szybko założy buty? Lody za spokojne zakupy w sklepie? Albo pochwała każdego najdrobniejszego starania czy sukcesu w drodze ku „dobremu” zachowaniu? Wiele się teraz mówi o tym, że nagrody działają lepiej niż kary i to ku nim należy się skłonić w procesie wychowywania dziecka. Co zyskujemy? Zmotywowane dziecko i wydawałoby się brak poniżenia i krzywdy wyrządzanej dziecku. Ale… Właśnie – prawie każdy, kto kiedykolwiek obiecał trzylatkowi nagrodę za dobre zachowanie, a potem nie mógł tej nagrody dać, bo dziecko nie spełniło obietnicy, widział ten żal, smutek i rozczarowanie w oczach dziecka, które nie dostało obiecanej naklejki. Nagroda tak naprawdę działa na tej samej zasadzie co kara. Celem naszego działania w dalszym ciągu jest uniknięcie przykrej dla nas sytuacji – bo brak nagrody jest tak samo nieprzyjemny jak otrzymanie kary. Poza tym – trzeba pamiętać, że korzystając w wychowaniu z kar i nagród, wzmacniamy w dzieciach działanie na zasadzie motywacji zewnętrznej. Uczymy że nauka czy miłe zachowanie nie jest wartością samą w sobie i nie warto poświęcać na nie swojej energii jeśli nie czeka nas za to konkretna nagroda czy kara. To co? Nic nam nie zostaje? To co? Nic nam nie zostaje? Musimy się zdać na dziecko? Przecież jeśli tak zrobimy, to jak nic czeka nas bezstresowe wychowanie, dziecko z brakiem wartości i szacunku do nas i do ludzi wokół, rozpieszczony bachor, który myśli, że wszystko mu wolno! Czytaj też: 3 powody, dla których zarzuca mi się bezstresowe wychowanie Też wydaje Ci się że są tylko te dwie opcje – kary i nagrody albo straszne bezstresowe wychowanie? Na szczęście to nieprawda. Mamy jako rodzice również inne możliwości. Konsekwencje Wszystko co robimy – zarówno my jak i nasze dzieci – ma swoje konsekwencje. My dorośli jesteśmy w stanie przewidzieć większość konsekwencji naszego działania – nie wstanę wystarczająco wcześnie, spóźnię się do pracy; nie zjem śniadania – będę głodny, nie zawiążę butów – przewrócę się; przesadzę z alkoholem – będę miał kaca, a i głupot przy okazji mogę narobić. Niektóre konsekwencje akceptujemy, innych staramy się uniknąć odpowiednio dostosowując nasze działanie. Pomyśl o sobie – czy jeśli zgubisz klucz do mieszkania, potrzebna Ci jest jeszcze kara lub nagroda, żeby następnym razem lepiej go pilnować? Raczej nie. Dzieci też uczą się doświadczając konsekwencji własnego działania. Podejmują jakieś działania i albo osiągają sukces, albo odnoszą porażkę. Jeśli osiągają sukces – powtarzają swój proces działania. Jeśli rezultatem jest porażka – modyfikują swoje zachowanie, najczęściej do momentu kiedy w końcu im się uda (np. zejść z łóżka nie spadając na twarz), albo rezygnują i wzywają pomocy (Maaaaama!). Wydaje się to bardzo proste – pozwólmy dzieciom uczyć się na własnych błędach i wszystko będzie ok. I w pewnym sensie tak jest.   To są naturalne konsekwencje – przychodzą same, jako rezultat działania dziecka, a nie wynik pomysłów dorosłego. Na przykład jeśli ściągnę obrus ze stołu to pobiją się szklanki, a pyszne ciasto zamiast w mojej buzi wyląduje na podłodze, mogę się nawet skaleczyć – to naturalna konsekwencja; ale jeśli za ściągnięcie obrusu muszę iść do konta, to już raczej kara. Ale trzeba pamiętać, że to nie jest rozwiązanie każdej sytuacji. Działanie dziecka często ma wpływ nie tylko na dziecko, ale i na dorosłego. A poza tym, są takie sytuacje, które niosą ze sobą zwyczajnie zbyt duże ryzyko – nie pozwolimy przecież trzylatkowi siedzieć samemu przy otwartym oknie na piątym piętrze – bo w tym wypadku wnioski o tym, że trzeba uważać, mogą zwyczajnie przyjść za późno. I co wtedy? Znów wracamy do kar i nagród? Czyli nie ma innego wyjścia? Nie. Możemy w dalszym ciągu stosować konsekwencje. Dobrze jest jednak zdawać sobie sprawę z tego, że nie będą one naturalne. Często nazywamy je logicznymi konsekwencjami. Żeby nie stały się one karami, trzeba jednak zastanowić się, o co nam chodzi. Jeśli chcemy, żeby dziecko się poczuło źle, chcemy udowodnić mu, że mamy nad nim władzę, chcemy je poniżyć, żeby wiedziało gdzie jego miejsce i kogo ma słuchać, to kara sprawdzi się całkiem dobrze. Albo „nauki” wypowiadane w złości – „No i zobacz co zrobiłeś! Nigdzie nie można z tobą wyjść! Przecież ci mówiłam tyle razy, w ogóle mnie nie słuchasz! Jesteś niegrzeczny! To teraz masz – płacz sobie! To twoja wina!” Ale jeśli naszym celem jest to, żeby dziecko było bezpieczne, nasze potrzeby spełnione (np. chwila spokoju, zrobienie zakupów, wyjście z domu na czas), a dziecko zobaczyło, że w życiu podejmuje się różne decyzje i trzeba się liczyć z ich konsekwencjami, to warto podejść do tego odrobinę inaczej. Po pierwsze – tam gdzie to możliwe pozwolić dziecku odczuć konsekwencje jego działania, również te nieprzyjemne – nie zagadywać, nie odwracać uwagi, nie obiecywać cukierków, kiedy dziecko płacze, tylko zwyczajnie pozwolić przeżyć ból po upadku, żal i rozczarowanie, że czegoś się nie udało, albo coś się zgubiło. Ale oczywiście nie chodzi o to, żeby dziecku specjalnie takie lekcje stwarzać, bo większość dzieci w swoim życiu doświadcza wystarczająco dużo trudnych sytuacji. Po drugie – liczyć się z tym, że zachowanie dziecka ma konsekwencje również dla rodzica. To że dziecko pójdzie bez czapki i zmarznie, to problem dziecka. Ale jak się już przeziębi, to mama będzie musiała brać wolne, wyciągać gile z noska i walczyć o podanie leków. Jeśli nie jesteś na to gotowa  (a masz takie prawo) zrób coś Ty, nie wymagaj od dziecka, że weźmie odpowiedzialność też za Ciebie. Powiedz np. „możesz iść bez czapki, ale JA na wszelki wypadek ją wezmę – jak zrobi Ci się zimno, to będziesz mógł ją nałożyć”. „Nie chcesz założyć butów, ok. Ale JA muszę już wyjść, jeśli nie założysz – JA wezmę Cię za rękę i pójdziesz bez butów.” „Jeśli nie przestaniesz sypać chłopca piaskiem, JA wyprowadzę Cię z piaskownicy i będziesz siedział ze mną lub pójdziemy do domu.” Masz prawo bronić swoich granic, nawet w kontaktach z własnym dzieckiem. Dobrze jest tylko wtedy pamiętać jaki jest Twój cel. Nie chcesz, żeby dziecko czuło się źle, więc nie krzyczysz na nie, nie straszy, nie poniżasz, nie obrażasz. Zrobiłaś co mogłaś, żeby dziecko zachowało się tak, jak tego wymaga tego sytuacja, ale się nie udało, więc bierzesz odpowiedzialność za swoje granice i swoje potrzeby i zdecydowanie, ale grzecznie, spokojnie i bez gniewu, robisz to co  możesz w danej sytuacji, żeby nikomu nie stała się krzywda. Nie zwalasz winy na dziecko, bo dziecko to tylko dziecko i ciągle się uczy. Bierzesz odpowiedzialność na siebie, nie zapominając o podstawowych zasadach dobrego wychowania i szacunku również w stosunku do dziecka. W książce „Pozytywna dyscyplina” Jane Nelsen metoda ta nazwana jest „zdecyduj co ty zrobisz” i to bardzo dobrze oddaje całe jej założenie. Jeśli jeszcze nie czytałaś tej książki, to zdecydowanie polecam. Jest tam wiele takich „metod-kluczy”, które pozwolą Ci wychowywać dziecko bez kar i nagród, ale jednocześnie z dala od „wychowania bezstresowego”. A jakie jest Twoje zdanie na temat kar i nagród? Uważasz że są potrzebne, można je stosować? A może udaje Ci się wychowywać dziecko bez nich i możesz się podzielić jakimiś sprawdzonymi sposobami, czy po prosu wesprzeć tych rodziców, którzy jeszcze w to nie wierzą? Proszę zostaw komentarz. Będę mi też bardzo miło, jeśli udostępnisz ten wpis znajomym. Post Czemu kary i nagrody nie działają i co robić zamiast pojawił się poraz pierwszy w Nasze Kluski.

Wakacje taki niby luz blues

DWARAZYW

Wakacje taki niby luz blues

Nasz urlopik w Zakopanem

BABYLANDIA

Nasz urlopik w Zakopanem

Jeśli czytacie nas od dawna to na pewno wiecie, że Babylandia to nasze wspólne dziecko. Od lat współtworzymy to miejsce, staramy się dzielić obowiązkami i przez te wszystkie lata działamy razem. Niestety jakoś tak się złożyło, że w realu widujemy się bardzo rzadko. W zasadzie dopiero od kilku lat udaje nam się spotkać raz w roku w czasie wakacji. Czasem jest to dzień lub dwa. Tym razem był to prawie tydzień! I co więcej po raz pierwszy spotkanie to nie odbyło się nad naszym pięknym polskim morzem lecz w górach! Przez cały rok czekamy na te kilka dni, żeby wreszcie móc pogadać oko w oko a nie tylko za pośrednictwem komunikatorów czy telefonu. Poza tym tak jakoś fajnie się złożyło, że nasze rodzinki także szybko znalazły wspólny język i świetnie się dogadują :) Mężowie mają swoje tematy, dzieciaki zachowują się jakby się znały jak łyse konie. Naprawdę patrząc na nas z boku trudno uwierzyć w fakt, że widujemy się tylko raz do roku!Ale nie o nas chciałyśmy dziś pisać, lecz o tych kilku dniach urlopu, który na początku lipca był powodem naszej nieobecności na blogu i wszędzie dookoła. Byłyśmy w górach!Czytaj więcej »

WIKILISTKA

Najlepsze dla dziecka? Poznaj mądre podejście, które przy okazji pozwoli Ci zaoszczędzić kilkaset złotych.

wikilistka.pl 9 miesięcy nosisz pod sercem, a potem niezmiennie i na zawsze chcesz dla niego tego co najlepsze. Każda z nas tak ma, że uchyliłaby swojemu dziecku nieba. Stanęłybyśmy na rzęsach, żeby nasze dzieci były zawsze szczęśliwe i miały wszystko, czego im potrzeba do szczęścia, zdrowia i radości. Czyż nie? Dużo ostatnio rozmawiamy o świadomym życiu, bo Ł. bardzo mocno wkręcił się w to, że to nie żadne poradniki mądrych niań i couch’ów zza oceanu chcę Wam tu przybliżać, a naszą filozofię, dzięki której żyje się łatwiej, lepiej, mądrzej i którą on bardzo, bardzo lubi. Całkiem niedawno odwiedziliśmy kilkoro dzieciatych znajomych i jak tak sobie zaczęłam analizować nasze rozmowy, to nietrudno było o wspólny mianownik pt. „Kupiłam, bo myślałam, że będzie ok, a teraz stoi i się kurzy/do wyrzucenia itp.” Jak się domyślacie – mowa była głównie o rzeczach dla dzieci. Ten piasek kinetyczny, co to kupiłam największe opakowanie (bo niby najtaniej wychodziło), a okazał się beznadziejny. Największy możliwy zestaw ciastoliny bez sprawdzenia, czy Twoje dziecko w ogóle daje akcept tego rodzaju zabawom, 10 bluzek basic, bo były na wyprzedaży, a potem się okazało, że nosicie tylko 3. Ja się więc pytam – dlaczego nie zaczyna się ZAWSZE od czegoś „na próbę”? Trzymam się tego właściwie w każdej dziedzinie życia. Jeśli chcę przetestować nową serię kosmetyków – zazwyczaj zaczynam od maseczki w saszetce za +/- 5 złotych. Nowy proszek? Kupuję najmniejsze opakowanie. Nowy jogurt, który kusi mnie by spróbować, ale nie jestem pewna, czy mi zasmakuje? Biorę jedno najmniejsze opakowanie, a nie czteropak, „bo promocja”. Nie zrozum mnie źle, kupowanie dużych opakowań jak najbardziej się opłaca, ale wtedy i TYLKO wtedy, kiedy wiesz, że dane „coś” naprawdę Ci służy i zużyjesz to, co kupiłaś. To jest mega ważne zwłaszcza w kontekście malutkich dzieci, bo jednak pieluchy, mokre chusteczki, mleko, kaszki czy słoiczki z daniami dla niemowląt to są faktycznie rzeczy, które zużywamy przez pewien czas w ilościach hurtowych. Tyle, że z racji ogólnego przekonania, że dla dzieci wszystko w większych paczkach się bardziej opłaca, lecimy na promocję i kupujemy w ciemno. A skąd mamy wiedzieć, czy faktycznie warto? Taką najprostszą i najbardziej nagminną sytuacją jest ta, gdy z jakiś powodów musimy przestać karmić nasze dziecko piersią i wprowadzić mleko modyfikowane. Oczywiście wiemy, że mleko mamy jest najlepsze, ale niestety czasami natura decyduje za nas i tego mleka czasem jest za mało, czasem nie wystarcza na tak długo jak byśmy chciały. A wciąż chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, prawda? Idziemy więc do tej drogerii, podchodzimy do odpowiedniej półki i namiętnie czytamy składy. W bardziej zaawansowanych przypadkach szukamy informacji o tym, co w tym składzie jest najistotniejsze dla zdrowego rozwoju naszego malucha – ja np. robiąc research pod kątem najlepszego mleka następnego trafiłam na fajny artykuł odnośnie DHA i żelaza, jak macie ochotę poczytać odsyłam do całości TUTAJ. Często zerkam też na różne przykładowe jadłospisy dla dzieci w określonym wieku, analizuję je i szukam idealnej wypadkowej, która sprawdzi się u nas.  Wracając jednak do tego mleka – przeczytałyśmy artykuły i skład, wybieramy najlepsze i wszystko fajnie, ALE nie uwzględniłyśmy w tym wszystkim jeszcze jednego parametru – CZY NASZEMU DZIECKO BĘDZIE ODPOWIADAŁ NASZ WYBÓR? Zarówno smakowo (jeśli myślisz, że każde MM smakuje tak samo to jesteś w wielkim błędzie, wierz mi;)), jak i pod kątem małego brzuszka – czy  nie wpłynie choćby na kolki i perystaltykę jelit? Czy po tym mleku maluszek nie zacznie mocniej ulewać? O ile, gdy mówiłybyśmy o słoiczku z obiadkiem, rozmawiamy o kwotach rzędu 5 zł, o tyle biorąc pod uwagę, że paczka mleka kosztuje około 40-50 złotych, a w każdym większym sklepie mamy do wyboru co najmniej 5 jego rodzajów, to ile pieniędzy możemy wyrzucić w błoto nim trafimy na to, które spełnia nasze wymogi pod kątem składu i jednocześnie smakuje i służy naszemu malcowi? 200 zł? Piechotą nie chodzi, prawda? A jeśli Ci powiem, że jest banalnie prosty sposób, żeby te 200 zł zaoszczędzić i absolutnie nikt na tym nie ucierpi, a właściwie wszyscy zyskają? To jest właśnie to SMART myślenie, którego powinni uczyć w szkołach. Otóż – przecież mleko modyfikowane, to po prostu produkt i jak w przypadku większości produktów, tak i tu  możemy zapisać się do jakiegoś klubu mam danej marki i zamówić BEZPŁATNE PRÓBKI. Co ważne, absolutnie nikt Wam nie broni zapisać się do wszystkich klubów i przetestować każdego dostępnego mleka ( czy innych produktów, bo często są wysyłanie w pakiecie). Robiłam tak przy obu dziewczynach i jestem z tego rozwiązania mega zadowolona – nigdy nie wyrzuciłam choćby pół puszki mleka! Co więcej, na różnych targach bardzo często również są stoiska, gdzie możecie dostać bezpłatne próbki i wierzcie mi – warto je mieć! Miałam  wrzucone w torbie i już kilka razy, gdy przedłużył nam się wyjazd uchroniły mnie od konieczności kupienia kolejnego dużego opakowania tylko dlatego, że zabrakło mi w podróży jednej porcji. Idąc tym tropem, jeśli zastanawiasz się nad zmianą rodzaju czy wielkości pieluszek (choćby w ramach tego samego producenta), kup najpierw małą paczkę. Wierz mi, że jak wyrzucisz trzecie body z rzędu, bo się okaże, że jednak te nowe pieluszki są mniej chłonne/za duże to zrozumiesz boleśnie, co znaczy „pozorna oszczędność”… Jeśli nie wiesz, czy Twój maluch lubi konkretny smak obiadku danej marki to nie kupuj go w promocji w kilkupaku. Gdy Twoje dziecko ma zacząć przygodę z nowym rodzajem zabawki (np. ciastolina czy lego), kup najpierw jakiś mały, podstawowy zestaw i sprawdź, czy to na pewno ten czas, czy to nie będzie zabawa dosłownie na 3 minuty. Nie jestem ekspertem od oszczędzania ( niestety:P), ale swego czasu sytuacja zmusiła mnie do nauczenia się bardziej przemyślanych wyborów. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – ja się naprawdę cieszę, że tak właśnie się stało. Uparcie wierzę w to, że każdy trudny moment nas czegoś uczy, a u nas był początkiem bardzo świadomego życia, dzięki któremu dziś – bez żadnych odczuwalnych wyrzeczeń – możemy zaoszczędzić na spędzanie czasu w sposób, który lubimy. Jeśli więc faktycznie chcecie dla swoich dzieci jak najlepiej, działajcie tak, żeby zamiast wyrzucania kilkuset złotych w błoto, móc je przeznaczyć na fajnie spędzony weekend i obiad na mieście. wikilistka.plPost Najlepsze dla dziecka? Poznaj mądre podejście, które przy okazji pozwoli Ci zaoszczędzić kilkaset złotych.

Uczta dla podniebienia

POLISHGIRLOLGA

Uczta dla podniebienia

11 sposobów na agresję

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

11 sposobów na agresję

MAMA TRÓJKI

NASTOLATEK KONTRA PRALKA.

                                           W  życiu każdego nastolatka nadchodzi moment prawdy: trzeba zrobić pranie. Teoretycznie nic wielkiego. Kosz na bieliznę i wystarczy poczekać, aż mama zrobi resztę. Błąd. Okazuje się, że pora wakacyjna to czas wyjazdów. Najpierw nastolatek znika na dwa tygodnie, potem mama. A góra prania rośnie. Ups. Samo się nie upierze? Zacznijmy od podstaw. Telefon

KURA KU RAdości

Jak w…

Zebrałam stos truskawek (na plantacji, gdzie można jeść do woli, a za to, co zerwie się do pojemnika trzeba zapłacić). Przetarłam truskawki przez sitko. Przetarłam truskawki przez sitko. Przetarłam truskawki przez sitko. Mieszałam w garze przez jakieś sto lat.. Dżem. Przychodzi Brodoziak z pracy. – Tatooooooo – A.drze się okrutnie lecąc ku drzwiom. – Co się stało? – pyta zdezorientowany B. – Mama zrobiła, nawet nie wiesz, co zrobiła. Zrobiła dżem! – Bardzo się cieszę – mówi B – I jest taki dobry, taki pysznościowy! – Świetnie! – cieszy się B. – Jak ze sklepu! – krzyczy A. Pozdrawiam Kura w załamaniu kulinarnym

Jak usunąć plamy z dywanu?

KAMPERKI

Jak usunąć plamy z dywanu?

Już idę, tylko dokończę myć naczynia, poczekaj, tylko poukładam talerze, jeszcze pranie mi zostało… ile razy, no ile razy, pomyślcie same dla siebie, ile razy dziennie takie zdania padają z Waszych ust. Wiele, prawda? Brytyjska stacja BBC przeprowadziła kiedyś ankietę dotyczącą ilości godzin, które spędzamy na sprzątaniu. W efekcie wyszło, że jest to jakieś 11.5 godziny tygodniowo, choć gdy o tym pomyślę, mam wrażenie, że znacznie, znacznie więcej. Pisałam Wam wcześniej (tutaj :) ), jak mniej więcej wygląda mój dzień, który jest przepełniony zadaniami domowymi, jak każdej baby zresztą i jak podliczam, to te 11 tygodniowo pomnożyła bym przez jakąś cyferkę. To straszne! Nasze życie, czy tego chcemy czy nie chcemy, kręci się w okół sprzątania. I jedzenia. I sprzątania po tym jedzeniu. I po dzieciach :) Parę miesięcy temu popełniłam pewien błąd. Chociaż, hmm, czy ja wiem, czy tak mogę to nazwać, bo z błędów generalnie ludzie nie są zadowoleni, a mój mnie bardzo cieszy. Najbardziej jednak cieszy moje oko. Kupiłam dywan. BIAŁO- czarny dywan. Myślę, że już doskonale wiecie, o co mi chodzi. Biały kolor, w połączeniu z Liwią, farbkami, ciastoliną, kredkami, jedzeniem… wyobraźcie to sobie. Dzień w dzień powstaje plama z czegoś innego. Jak babcię kocham, liczenie do 10 i uspakajanie myśli weszło mi już całkowicie w krew, ale przez pierwszy miesiąc szorowałam go z płaczem, na kolanach, ze szczoteczką do zębów. Przez ponad pół roku przeczesałam internet w poszukiwaniu złotych rad, jak wywabić plamy z dywanu, jak wyczyścić dywan, jak usunąć plamy z ciastoliny… Dzisiaj już wiem, że kompletnie nie ma co płakać i zastanawiać się, jak uratować dywan, tylko trzeba działać dokładnie według określonego planu i używając środków, które pomogą nam dokładnie wyczyścić dywan. I uwaga, uwaga, podzielę się tym z Wami. Mam gotową listę, którą trzymam sobie w kuchni i jeżeli sytuacja tego wymaga, sięgam po nią i czytam, bo przecież nie jest powiedziane, że wszystko musimy mieć w głowie. Życie trzeba sobie ułatwiać! Dlatego wrzucam Wam gotową listę do druku, w razie wiecie, małej plamy :) JAK USUNĄĆ PLAMY Z DYWANU? To proste, wystarczy kilka składników, a usuniesz plamy z… CZEKOLADA Żeby usunąć plamy z czekolady poczekaj, aż będzie całkiem zaschnięta, a następnie zeskrob ją tępą stroną noża. Miejsce zapierz płynem do dywanów, a po wsychnięciu wyczyść odkurzaczem. Nie będzie śladuJ BŁOTO Nie ruszaj plam z błota do czasu, aż nie będą całkiem suche, wtedy wystarczy przejechać je odkurzaczem i nie pozostanie ślad. Jeśli jednak cokolwiek będzie widać, wystarczy, że przeczyścisz wodą z płynem do naczyń, a po wyschnięciu odkurzysz. TŁUSZCZE Jeżeli zdarzyło się, że na dywanie pojawi się tłusta plama (np.  z masła lub margaryny, bo komuś spadła kanapka [oczywiście posmarowaną stroną w dół ;) ]) posyp plamę talkiem, a po kilku godzinach odkurz miejsce. Jeżeli to nie wystarczy, magicznie zadziała olejek eukaliptusowy. Kilka kropelek na wilgotną szmatkę, a następnie przetrzeć plamę. TUSZ Z DŁUGOPISU Moja zmora. Długopis jest wszędzie i chyba wiele mam doświadcza tego uczucia, kiedy z jednej strony cieszą się, że dziecko tak pięknie trzyma w łapkach długopis, a z drugiej strony serce płacze, bo rączka wyjechała daleko poza kartkę. Plamy z długopisu można wywabić na dwa sposoby. Pierwszy sposób na długopis to przetarcie mieszanką: mleko + ocet spirytusowy, zmieszane w równych ilościach. Drugi sposób to przetarcie denaturatem. Po każdym z tych zabiegów najlepiej przeprać miejsce szamponem do dywanów lub wodą z proszkiem do prania. KAWA Kto nie rozlał kawy – łapka w górę! A bo to raz.. Na plamy z kawy najlepiej działa woda mineralna, którą należy nalewać na plamę, a później osuszać za pomocą ściereczki. I tak postępować do momentu, aż plama całkiem nie zniknie. KREDKI Swego czasu, zanim Liwia nauczyła się rysować kredkami przy stoliku, mój dywan był bardzo kolorowy. Plamy z kredek  należy potraktować dwufazowo J Za pomocą szarego papieru do pakowania- przykryj plamę dociskając papier do ziemi i przeprasuj, tak by tłuszcz z kredki wchłonął się w papier. Następnie zwilż szmatkę odrobiną alkoholu i przetrzyj miejsce, a po kredkach nie będzie ani śladu :) OWOCE Podobnie jak przy plamach z kawy, owoce najlepiej wywabić wodą mineralną i osuszać za pomocą ściereczki. CIASTOLINA Moja zmora! Ile ja się napłakałam nad kolorkami, to moje. A sposób na usunięcie plam z ciastoliny i plasteliny jest bardzo prosty. Należy zeskrobać tyle, ile to możliwe za pomocą noża, a to, co zostało na dywanie wyczyścić szmatką zwilżoną alkoholem. Et voila! GUMA DO ŻUCIA Przyznam się szczerze, sama ostatnio zrobiłam sobie pod górkę, wdeptując swoją własną gumę w dywan, brawo ja. Gumę do żucia usuwamy za pomocą lodu. Do foliowej torebeczki wkładamy kostki lodu i kilkakrotnie przykładamy do gumy, by stwardniała. Resztki, które pozostaną usuwamy za pomocą denaturatu. KREW Jakiś czas temu biegłam przez dywan, wbijając sobie przy tym ostrego klocka w piętę. Polała się krew po całym salonie, nie omijając mojego białego dywaniku… A sposób na plamy z krwi jest identyczny, jak na wywabianie ich z ubrań: zimna woda lub woda mineralna. Przemyć i osuszyć i tak do momentu, aż całkiem znikną. Proste, prawda? Drukuj kochana listę i następnym razem nie będzie łez, tylko sprawdzone sposoby na usuwanie plam z dywanu. Krew, owoce, błoto, kredki, a nawet plastelina, już nic nie będzie tak straszne, jak mogłoby się wydawać :) Buziak! LISTA DO POBRANIA TUTAJ! <3 Artykuł Jak usunąć plamy z dywanu? pochodzi z serwisu Kamperki.

To co dzieci lubią najbardziej, czyli nauka poprzez zabawę

KIEDY MAMA NIE ŚPI

To co dzieci lubią najbardziej, czyli nauka poprzez zabawę

Zastanówmy się...

MAMUSIOWO BORSUCZKOWO

Zastanówmy się...

BAKUSIOWO

Tata radzi sobie z dzieckiem tak samo dobrze jak mama!

Do napisania tego tekstu zabieram się już od kilku miesięcy. Pomimo tego, że się „nie odzywam” jestem tutaj z Wami drogie mamy. A oprócz dbania o stronę techniczną bloga i przecinki w tekstach mojej roztrzepanej żony, regularnie czytam Wasze komentarze i czasem zrywam z nich boki, szczególnie bawią mnie te pod memami o nieudolności facetów…

BUUBA

Kim będą Twoje dzieci gdy dorosną?

Po przeczytaniu tego postu całkowicie zmieni się Twój pogląd, na temat tego, co CHCIAŁABYŚ/ŁBYŚ by Twoje dziecko robiło w przyszłości! Serio!!! Kliknij i zobacz!

NEBULE

Zaangażowany tata, czyli pomóż mu zrobić to samodzielnie

Często moi znajomi lub rodzina dziwi się, że mój mąż mi nie pomaga. Tak jakby dzieci i dom były tylko moim obowiązkiem, a on od czasu do czasu by nam pomagał. Nie lubię tego stwierdzenia „pomagać w domu”, bo stwierdza ono, że ktoś jest głównym opiekunem, a reszta tylko od czasu do czasu wykonuje czynności… Artykuł Zaangażowany tata, czyli pomóż mu zrobić to samodzielnie pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

Wakacje nad morzem. Kuźnica – moje ulubione miejsce na Helu

Lady Gugu

Wakacje nad morzem. Kuźnica – moje ulubione miejsce na Helu

Dwuskładnikowe ciastka owsiane

SOFIE LIFE AND FASHION

Dwuskładnikowe ciastka owsiane

Składniki:* dojrzałe banany                             2 sztuki* płatki owsiane (błyskawiczne)      1 szklankaCiastka owsiane z dwóch składników w 20 minut. Bez cukru, mąki i tłuszczu, czyli idealne dla odchudzających się i dbających o linię ;D Zdrowa przekąska dla dzieciaków. U mnie znikają w kilka minut.Wykonanie:1. Banany miksuję na mus.2. Dodaję płatki owsiane i mieszam z musem.3. Jeśli masa jest za rzadka, dodaję więcej płatków, jeśli zbyt sucha i kulki się nie lepią, więcej banana.4. Piekarnik rozgrzewam na 180 stopni.5. Z masy lepię kulki, spłaszczam je i układam na papierze do pieczenia.6. Piekę 15-20 minut.SMACZNEGO ;)

MAMA TRÓJKI

PO CO DZIECKU LALA DO LECZENIA?

                       Latem dzieci tak, jak w roku szkolnym chodzą do przedszkola, Pogoda sprzyja zabawom na świeżym powietrzu, więc często wychodzą na plac zabaw. W czwartkowe popołudnie Mela wróciła z przedszkola z mocno zadrapanym policzkiem. Spadała z huśtawki. Ten dzień był idealnym do zabawy w lekarza. Przypadkiem miałam dla niej odpowiedni prezent, który miał odwrócić uwagę od

Japoński kochanek – książka, w której odnajdziesz ważne dla siebie słowa

…bo jestem mamą

Japoński kochanek – książka, w której odnajdziesz ważne dla siebie słowa

Najlepiej

Makóweczki

Najlepiej

Inwestuj w ludzi. To moje tegoroczne postanowienie. Nie w staty, lajki, łapki i szery. Nie w pracę, dom (ten fizyczny z cegieł), dobra materialne. W dobro, które powraca, bo dobra energia nie pozostanie we wszechświecie obojętna. Ten weekend pokazał mi jak przeogromny postęp poczyniłam od poprzedniego roku. O ile bardziej jestem szczęśliwa i spełniona. Bardzo, bardzo dumna z siebie! Bo to była orka na ugorze. Praca wciąga. Każda. Szczególnie taka w której, realnie pracując więcej możesz zarobić ogromne pieniądze. W pewnym momencie lekko się zagubiłam, ale dzięki pomocy wielkich serc, dziś lżejsza o 10 kg (i fizycznie i duchowo) rozdaję szczere uśmiechy w gratisie. Ten weekend zaczął się dla mnie we czwartek kiedy odwiedziła mnie moja Angelika (ugotowani.tv). Znaleźć prawdziwego przyjaciela po 30-tce to skarb nieosiągalny. Wiem, że obserwowałyście tu moje różne koleżanki, różnie się to kończyło, jednak dziś mogę powiedzieć, że choć niektórym z nas drogi się rozeszły to w sercu nie ma żalu. Aga z (buuba.pl) na parentingowym panelu na seebloggers powiedziała kilka tak miłych słów, że aż się łezka w oku zakręciła. Czasy się zmieniają, my także, więc i ludzie obok są inni, jednak dojrzałość i zwyczajna dobroć w sercu sprawia, że umiemy z uśmiechem patrzeć także w przeszłość i docenić to co było dobre. Z Angeliką przegadałyśmy pół nocy przy winku, na tarasie, zawinięte w grube koce, bo lato nie jest w tym roku nader łaskawe. O wszystkim, ze śmiechem i łzami, mając świadomość swojego wsparcia i tego, że coś co zostało powiedziane zostanie tylko między nami. Rano ruszyliśmy na Seebloggers cali w pozytywnej energii. To był nasz czas. Sielanka skończyła się dla mnie nader szybko, bo już w połowie drogi okazało się, że mam zapalenie ucha, które nasilało się z chwili na chwilę na tyle intensywnie, że ibuprom nie dawał rady. Sytuacja była podbramkowa bo byliśmy w drodze do obcego miasta, bez jakiejś sensownej wizji na ukrócenie moich boleści. Napisałam na FB o pomoc do kolegów z 3-city i okolic. To co stało się później totalnie rozwaliło moje serducho. Zaczęłam dostawać maile i pw, że wszyscy szukają mi antybiotyku (Aga, Elwira, Angelika, Kuba, Ania, Piotr (stawiał na medycynę w % ;)), Monia <3 wielka miłość dla Was). Po chwili zadzwoniła Monika, że pędzi do lekarza i ubłaga dla mnie receptę ale najpierw zadzwoni do Kasi. Kasi nie znałam, ale nie przeszkadzało jej to, aby zadzwonić do mnie i.. umówić mnie na wizytę do swojego mężą. Rozumiecie, obca dziewczyna (cudowna, energetyczna, do zakochania) załatwiła mi wizytę w szpitalu, za free, bez kolejki i to z przystojnym doktorem, który wieczorem następnego dnia wyglądał tak —> KLIK. Jednak w piątek nie skupiałam się na wrażeniach wizualnych, bo doszłam do niego umierając, dosłownie. Wypisał mi recepty i jeszcze tego samego wieczoru bawiłam się z parentingową (i nie tylko) ekipą na plaży. Nie opisuję Wam imprez blogerskich, uważając, że nie do końca to może Was interesować, jednak ten weekend miał wiele przesłań pobocznych. Przyniósł ze sobą masę pozytywnej energii, która dała mi energie kilku dobrych dopalaczy. Większość dziewczyn parentingowych była niesamowicie zjednoczona i sympatyczny. Nie nie wszyscy się przyjaźnią i spijają sobie z dziubków, jednak po tylu latach umiałyśmy odstawić na bok dramaty i dramaciki i po prostu dobrze się bawić, edukować rozmawiać. Malwina świetnie ogarnęła strefę parentingu. Miałam przyjemność wciąż udział w dwóch panelach i nieśmiało mogę przyznać, że były naprawdę wartościowe. Na biforach/afterach/w kuluarach poznałam (po raz pierwszy lub kolejny ale z innym nastawieniem) tyle niesamowitych ludzi. Zwyczajnych, fajnych, dobrych, uśmiechniętych, pomocnych. Nie na ściankach, nie w opowieściach jak to zarabiać i szerować wpisy. W rozmowach o codzienności, pasjach, rodzinie, pracy. Tańcząc do białęgo rana (Angelika, Elwira i Radek, Polka, Bubulinka, Tekstualna, Flow, Modelsoutfit i mój doktor ukochany, Marcin (jedyny żyjący gentelmen w blogosferze ;)) Wikilistka, Kasia, kurcze… chyba wszystkich nie dam rady oznaczyć, ale doceniam każdy uśmiech i dobre słowo). Ten weekend był inny bo ja jestem inną, lepszą wersją siebie. Z innymi priorytetami, oczekiwaniami, pasjami, planami na przyszłość. I niech już tak zostanie. Ale najlepszy z całego weekendu był i tak czas spędzony z mężem. Po raz kolejny pokazał, że jest moją bratnią duszą, przyjacielem i miłością. Daje mi siłę i wsparcie w każdym momencie. Jestem w nim zakochana każdego roku mocniej i mocniej…

Make One Wish

Kilka słów o noszeniu dziecka w chuście

DLACZEGO CHUSTA? Chustonoszenie „oszukuje” dzidziusia, który w chuście czuje się trochę jak w brzuchu mamy. Jest mu ciasno, ciepło, jest kołysane i czuje mamę. Noszenie w chuście zapewnia dziecku poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Dodatkowo układa dziecko w pozycję żabki, co… Czytaj dalej →