Makóweczki
Czy lubisz sobie ułatwiać życie…mamo?
Nigdy nie należałam do osób które lubią mieć pod górkę. Pewnie sobie myślicie ‘a są w ogóle tacy ludzie, którzy lubią jak jest ciężko?’. Otóż jest ich mnóstwo. Pewnie spora część z Was zalicza się także do tego grona i to zupełnie przypadkowo.
Jest trochę tak, że dużą zasługę w tym mają nasi rodzice. To oni od dziecka wpajali nam, że trzeba się napracować, żeby coś osiągnąć’ i ‘nic nie ma za darmo’. Ogromna rzesza społeczeństwa czuje więc lekki wewnętrzny przymus styrania się. Niby można coś łatwiej ale jak tak się upracują, poczują tę stróżkę potu na plecach, te ręce szorstkie i zmęczone, wtedy czują, że zrobili coś należycie.
No więc ja tak nigdy nie miałam. Ani za dziecka, ani w szkole, ani na studiach, również w życiu dorosłym tak nie mam. Oczywiście z tegoż powodu byłam wielokrotnie szykanowana, głównie w szkole, że leser i ‘mądra ale leniwa’. Gadajcie zdrowi. Na studiach już nikt się nie śmiał kiedy chadzałam z rzadka, a oceny miałam takie, że jeszcze mi za to płacili (stypendium naukowe wypłacano mi jeszcze w małżeństwie na specjalną kartę. Nigdy nie wiedzieliśmy na jakich zasadach to działa, ale kiedy na nią nie zajrzeliśmy, były tam jakieś pieniądze :D). Bo siła włożonych sił i godzin w pracę wcale nie musi być równoznaczna z efektem. Czasami sprytem i inteligencją ogrywa się tematy w pięć minut.
W dorosłym życiu nagle pojawia się podziw, że tak w sumie sprytnie płynę przez życie. Dostosowuję pracę pod życie, a nie odwrotnie. Wolne mam kiedy chcę, czasu dla dzieci więcej. I jakoś te czarne chmury, które mi tak wielu prorokowało, nie przychodzą. Ocena pojawia się tylko ze strony… matek. Oj my mamusie to zawsze mamy najwięcej do powiedzenia, przyznacie? :)
I tak oto, kiedy pisałam Wam wielokrotnie o tym, że ułatwiam sobie to macierzyństwo najbardziej jak to możliwe, kupując podgrzewacze, monitory, leżaczki – bujaczki, wygodne wózki do zadań specjalnych, zawsze pojawiało się stadko mam ‘a po co’.
A otóż po to drogie mamy, żeby o siebie zadbać! Spójrzcie na swoją pracę. Wstajecie rano, z oczami podkrążonymi z niewyspania. Pędzicie robić śniadanie dla swojego przychówku. Temu do szkoły kanapeczki i owoc, drugiemu śniadanie na ciepło, bo przedszkolnego to on nie lubi. Trzecie samo się z piersi pożywia, bo uwiązałyście je sobie w chuście. Następnie tego odprowadzić, tamtego zawieźć, powrót do domu, pranie, obiad, sprzątnie, drzemka dziecka, spacer … wdech! Południa nawet nie ma. Potem odebrać, na dodatkowe zajęcia porozwozić, praca domowa, kąpiel, usypianki i nocne podróże. Scenariusz znajomy? Mi również…
Mamy co robić, przyznacie. Więc każda najmniejsza rzecz, która nam coś ułatwi, która da nam 5 minut oddechu z kubkiem prawie ciepłej kawy powinna być na wagę złota. Ja wiem, że wy zdolne i wszystko same i kołkiem ociosacie. Ale po co? Zadbajcie o swój komfort psychiczny, a będziecie mogły dać maluchowi jeszcze więcej!
Kiedy oglądam zdjęcia z okresu niemowlęcego moich dzieci, widzę, że całkiem sprawnie ułatwiałam sobie to życie. Kołyski, leżaczko – bujaczki, maty i wiele innych pomocy na kilkanaście minut ukradzione na wizytę w toalecie, przygotowanie mleka, lub makijaż na szybko. Zabawki dawały także wiele radości moim dzieciom. Może to nie to samo co rączki czy dotyk mamy, ale i mama potrzebuje chwili dla siebie.
Jednym z hitów okresu siedzącego moich bobasów było siedzisko Smoby. Pamiętam jak ustawiałam je w kuchni i Lenuszka siedziała, bawiąc się i obserwując moje kuchenne rewelacje. Podobało jej się, że to nie fotelik do karmienia i może obserwować mnie z innej pozycji. Ja zaś rozkoszowałam się momentem, kiedy ona nie wyjmuje mi garów i nie lawiruje pod nogami kiedy mam w rękach gorące lub ostre przedmioty.
Fotelik jest miękki i pompowany, więc łatwo dopasowuje się do fizjonomii dziecka, zabezpieczając je przed upadkiem do tyłu lub na boki. Posiada interaktywne zabawki rozwijające wszystkie zmysły: wzroku, słuchu, dotyku. Stoliczek można łatwo zdemontować, aby dziecko mogło kontynuować zabawę w dużym miękkim fotelu lub bawić się osobno zdjętym stoliczkiem.
Z tej serii mieliśmy także krzesełko kąpielowe, które było hitem przez kilka miesięcy. Zabezpieczało Lenkę przed pośliźnięciem się dostaniem się pod wodę.
Tak.. miałam trochę tych sprzętów, ale głęboko wierzę, ze dzięki nim, lub z ich pomocą naprawdę cieszyłam się każdym dniem macierzyństwa bez niepotrzebnego harowania. Pamiętając o sobie i o tym, że że zadbana mama to szczęśliwe dziecko.