Alergiczne Dziecko
Reklamobiorca Doskonały
… czyli 7 sposobów na to jak chronić dziecko przed wpływem reklam.
Podobno nie ma ludzi odpornych na działanie reklam. Co więcej, ci co twierdzą, że w ogóle ich ona nie rusza, na ogół okazują się najbardziej podatni. Jeśli więc tak łatwo jest zmanipulować dorosłą osobę, to z kilkulatkiem idzie to jak z płatka. Dlaczego tak się dzieje?
Dlaczego dzieci lubią reklamy?
Reklamy są krótkie, kolorowe, mają jasny przekaz i angażują emocje. Pojawiają się w nich łatwo wpadające w ucho wierszyki i piosenki, które maluchy uwielbiają powtarzać. Niestety nie potrafią jeszcze oddzielić prawdy od fikcji, dlatego dla kilkuletniego dziecka reklamy są jak ciekawa historyjka. Moja Lenka mówi, że ich nie lubi, ale gdy na dziecięcym kanale TV bajki przerywa kilkunastominutowy blok reklam, to ogląda z otwartą buzią. Co najdziwniejsze, poza reklamami stricte dla dzieci (zabawki, gry, słodycze etc.), emitowane są reklamy skierowane do dorosłych (kosmetyki, kredyty, suplementy diety itp.). Wiem co akurat leci, bo słyszę: „mamooooo! Ja chcę taką lalkę! Takiej nie mam!” albo: „logobela, logobela, poznaj tę owocową rozkosz!”. I już nawet nie chodzi o to, że muszę zaraz tłumaczyć czym jest rozkosz, ale o to, że moja czterolatka staje się konsumentem, który wymusza na mnie konkretne zakupy i próbuje mną manipulować, żeby dostać to co chce.
Jak uodpornić dziecko na działanie reklam?
Najskuteczniejszą ochroną przed wpływem reklam jest nieoglądanie ich. Niestety, jeśli akurat nie mieszkamy w jurcie na stepach mongolskich, to nie ma szans na to, żeby całkowicie się od nich odciąć. Co robić?
1. Edukować.
Trzeba dziecku wytłumaczyć czym jest reklama i dlaczego jest emitowana w telewizji. Ja cały czas powtarzam Lence, że reklamy są po to, aby nakłonić do kupowania rzeczy. Tłumaczę też, że reklamy nie są prawdziwe, pokazują fałszywy świat i to wcale nieprawda, że dzieci są szczęśliwe, bo jedzą jogurt truskawkowy albo posiadają mówiącą lalkę.
2. Świecić dobrym przykładem.
Dobrze wiem, że Lenka mówi, że nie lubi reklam tylko dlatego, że ja tak powtarzam. Mało oglądam TV, a jeśli już to właśnie bajki razem z nią (lub filmy, które ze względu na treść włączam gdy dzieci już śpią). Dlatego gdy pojawia się blok reklamowy pomiędzy bajkami marudzę: „o rany! Znowu reklamy! Lenusiu, jak ja nie lubię reklam, namawiają mnie do kupowania rzeczy, których wcale nie potrzebuję…”. Druga sprawa, ze trzeba przyjrzeć się sobie i swojemu podejściu do robienia zakupów. Czy działam pod wpływem impulsu? Czy kupuję rzeczy tylko dlatego, że zobaczyłam ich reklamę? Oczywiście zdarza mi się to robić, bo choć nie oglądam TV, to siedzę w sieci, a tam reklama jest jeszcze bardziej agresywna. Dobrze, że jestem człowiekiem małej potrzeby i rzeczy są mi mało do szczęścia potrzebne. Taka natura. Może i Lence przekazałam to w genach, czas pokaże
3. Ograniczać kontakt z reklamą.
Nie da się wyeliminować reklam z życia dzieci. Nawet jeśli w domu nie ma telewizora i dziecko nie ma dostępu do tabletu lub telefonu rodziców, to i tak gdzieś się w końcu z tą reklamą zetknie (a że owoc zakazany smakuje najbardziej, to dzieciak może zwariować na punkcie posiadania rzeczy). Co zatem robić? Ja staram się przełączać kanał TV, na którym akurat lecą reklamy na inny, albo proponuję Lence: coś do picia, siku, sprawdzenie, czy Tata wrócił z pracy i auto stoi przed garażem, wyjrzenie przez okno, żeby zobaczyć jak bardzo pada deszcz, albo cokolwiek innego, co może zająć na chwilę jej uwagę. Poza tym kontroluję co Lenka ogląda i nawet jeśli nie siedzę z nią wtedy na kanapie, to zerkam kątem oka i trzymam rękę na pulsie.
4. Robić przemyślane zakupy.
Przyznaję, że czasem zdarza mi się kupować coś „na pocieszkę” (choć na ogół to jakieś jedzenie ). Zauważyłam jednak, że Lenka najbardziej cieszy się z zabawy ze mną, a nie z zabawy nowymi rzeczami. Dlatego zabawki kupuję dzieciom raczej z jakiejś okazji, a nie „jak popadnie” lub bo „ja chcę!”. Zależy mi na tym, żeby szanowały zabawki, cieszyły się nimi i umiały bawić. Stawiam na jakość, a nie ilość. Tłumaczę, że jeśli celowo zniszczą zabawkę, to nowej takiej nie dostaną, ewentualnie możemy ją wspólnie naprawić.
5. Nie traktować zakupów jako rozrywki.
Niedzielny, rodzinny wypad do galerii handlowej to strzał w kolano. I rozrywka zupełnie nie dla mnie. Zabawki najczęściej kupuję w sieci, bo to zwykle taniej, szybciej i wygodniej. Poza tym, wiadomo, że jak wejdziemy z dzieckiem do sklepu z zabawkami, to nagle potrzebują tysiąca rzeczy. Łatwiej jest nie wchodzić niż odmawiać. Poza tym, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Prawda?
6. Nie przekupywać dziecka zabawkami i słodyczami.
Oczywiście, że i mi jest przyjemnie gdy widzę ten zachwyt w oczach Lenki i radość z nowej zabawki lub słodyczy. Jednak, gdy za każdym wymaganym przez nas zachowaniem dziecka będą stały nagrody, to za jakiś czas nic bez nich nie wyegzekwujemy. A przecież małe dzieci, to małe problemy…
7. Dać coś w zamian.
Jeśli nie chcecie dać się zmanipulować dziecku i kupić czegoś, co zobaczyło w reklamie TV, to musicie to maluchowi wytłumaczyć i dać coś w zamian. Najlepszy jest… czas. Zrobienie czegoś razem. Spacer do lasu, zbieranie kasztanów i zrobienie z nich ludzików i zwierzaków. Albo zrobienie bazy z kartonów i koca. Albo wypad na basen. Takie atrakcje zawsze są najlepsze.
Podsumowując
Jak zawsze, najważniejsze to zachować zdrowy umiar. W końcu prezent sprawia przyjemność zarówno obdarowanemu jak i obdarowującemu. Trzeba tylko pamiętać, żeby zakupy robić z głową i rozmawiać z dzieckiem na ten temat (czasem mam wrażenie, że wychowanie to ciągłe gadanie, gadanie i gadanie, z małą przerwą na przytulasy ). No i rzecz najważniejsza: żadna, nawet najfajniejsza zabawka, nie zastąpi czasu spędzonego wspólnie z dzieckiem. Zgodzicie się ze mną?