Alergiczne Dziecko
Ubrania z Plastiku
Postęp technologiczny trwa. Na ogół cieszymy się z tego, że nasz świat się zmienia. Myślimy sobie, że nowości są świetne, mogą być tańsze, bardziej dostępne i mieć lepsze właściwości użytkowe od tego co znamy od dawna. Dotyczy to również materiałów, z których szyje się ubrania. Kiedyś była bawełna, wełna, jedwab, len…Teraz to przeżytek i nuda, bo mamy przecież elastan, poliamid, poliester, akryl i wiele, wiele innych. Cieszymy się, jakie to nowoczesne, wygodne, lekkie i niegniotące się. Przy tych wszystkich zaletach nie zwracamy uwagi na to, że elektryzują się tak, że włosy dęba stają albo że paruje z nich duszący, chemiczny zapach, który uniemożliwia noszenie ich przed pierwszym praniem. Czy te sztuczne materiały naprawdę są takie wspaniałe? Lepsze od naturalnych włókien, które są znane człowiekowi odkąd zaczął się ubierać?
Z czego powstają tkaniny syntetyczne?
Włókna syntetyczne i powstałe z nich materiały pochodzą głównie z ropy naftowej i węgla w trakcie procesu zwanego polimeryzacją. Teoretycznie, polimery nie są szkodliwe dla naszego organizmu, jednak jeszcze mniejsze cząstki, z których są zbudowane – monomery już tak (szczególnie te, które „nie weszły w strukturę” tkaniny). Na ogół są to związki rozpuszczalne w wodzie, więc łatwo wchodzą w kontakt ze skórą, a przez jej pory pakują nam się do ustroju. I, jak to zwykle bywa, nie oddziałują na niego korzystnie.
Poliester
Co z tego, że super wytrzymały, jeśli może uwalniać substancje podobne do fitoestrogenów i zaburzać gospodarkę hormonalną noszącego? Poza tym potęguje potliwość, może powodować zapalenie i/lub swędzenie skóry. Poliester może się ukrywać pod nazwami: elana, torlen, diolen.
Poliamid
Albo też nylon, stilon, polana. Ma ogromną zaletę dla producentów – łatwo go ufarbować, nawet w głęboką czerń, czy bardzo intensywne kolory. Jest trwały, ale nie pozwala skórze oddychać, ciało się poci, a skóra lepi do ubrania. Poza tym, żeby uniknąć kurczenia się, w czasie procesu produkcyjnego poliamid traktuje się chemikaliami (jak np. formaldehyd, soda kaustyczna, kwas siarkowy), których pozostałości w gotowej tkaninie mogą parować powodując swędzenie i łzawienie oczu, bóle głowy, hiperpigmentację skóry i wysypkę.
Akryl
Czyli sztuczna wełna. Z akrylu szyje się swetry, szaliki, czapki itp. Pomimo, że wygląda „ciepło”, to taki nie jest. Nie przepuszcza wilgoci i nie daje ciału oddychać, dlatego łatwo się w nim zapocić. Co więcej jest bardzo łatwopalny (kojarzycie metki „keep away from fire”?). Akryl zajmie się ogniem w 2 sekundy i nawet zabrany z płomienia będzie się palił i topił, oblepiając i kapiąc na skórę. Myślicie, że taka sytuacja Was nie dotyczy? Można mieć na sobie akrylowy sweter i dorzucać drewno do kominka. Albo sięgać ręką przez stół zastawiony świeczkami. Albo bawić się przy ognisku na kuligu i nosić akrylową czapkę i szalik. Sytuacja nie jest znowu taka całkowicie abstrakcyjna.
Teflon
Teflon, to nie tylko patelnie z nieprzywierającą powłoką, ale również wszelkie materiały z odpychającymi wodę membranami (szczególnie sportowe, trekkingowe, Gore-Tex itp.), gładkie spodnie, czy ubrania „niewymagające prasowania”. Substancje z tej grupy chemicznej (PFC – perfluorowęglowodory) znajdziemy najczęściej w ubraniach z oznaczeniami „waterproof” i „non-iron”. WWF (organizacja ekologiczna o zasięgu międzynarodowym) ostrzega, że mogą one odkładać się w tkankach mózgowych, zaburzać działanie układu hormonalnego, powodować raka i nieprawidłowości rozwojowe, a także osłabiać układ odpornościowy.
Co robić, żeby nie oszaleć?
Czytać metki i kupować ubrania z naturalnych materiałów lub z jak najmniejszym dodatkiem włókien syntetycznych. Najlepiej, żeby te naturalne tkaniny były ekologiczne, bo nawet zwykła bawełna może być toksyczna jeśli w procesie produkcji potraktowana jest tonami pestycydów i innych chemikalii. Na ogół bezpieczniejsze są ubrania pochodzące z Europy oraz te od uznanych producentów (choć i tu zdarzają się wpadki, kilka lat temu była głośna afera z toksycznymi ubraniami jednej z wiodących, międzynarodowych firm sportowych). Jeśli kupujemy ubranka dla dzieci trzeba koniecznie zwracać uwagę na obecność atestów bezpieczeństwa (jakich? poczytajcie TUTAJ). Jeśli ciuch, który chcecie kupić śmierdzi chemią na kilometr, to odłóżcie go na półkę, choćby z łzami w oczach. No i odpadają zakupy w chińskich marketach i tego rodzaju przybytkach (ryzykujecie poparzeniami chemicznymi, serio). Jeśli ciśnie się Wam na usta, że nie macie pieniędzy na takie fanaberie, to od razu powiem, że już lepiej kupować ciuchy z drugiej ręki lub w lumpeksach. Po pierwsze, jakość materiałów, z których szyte są ubrania w Europie Zachodniej jest na ogół lepsza niż u nas (to tak jak z niemieckimi proszkami do prania, nie mówcie, że nie ma różnicy). Po drugie, im więcej prań i płukań tym większa szansa, że te najgorsze paskudztwa wyszły z materiału.
Głośną akcję monitorowania zawartości szkodliwej chemii m.in. w ubraniach właśnie prowadzi Greenpeace w kampanii „Detox our Future”. Na ich stronie internetowej można sprawdzić, którzy z dużych producentów odzieży idą w stronę ekologii i bezpieczeństwa swoich produktów. Oczywiście, jest to chwyt marketingowy, ale również krok w dobrym kierunku. Świat idzie do przodu, czy to nam się podoba czy nie. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, ale mając świadomości możemy wybierać mądrzej. W końcu nikt się o nasze zdrowie nie zatroszczy, lepiej niż my sami. To jest tylko nasz interes.