antoonovka

List do Świętego Mikołaja 2015 #1

Kiedy poprosiłam koleżankę pracującą w branży „zabawkarskiej” o podesłanie kilku propozycji, bo nie wiem, co kupić Młodej na Mikołajki i Gwiazdkę, nie spodziewałam się, że zasypie mnie kilkudziesięcioma propozycjami. W związku z tym, że wiele rzeczy skradło moje serce muszę się z Tobą nimi podzielić! Dlatego stworzyłam list do Świętego Mikołaja 2015 i dzisiaj zapraszam Cię na prezentowe inspiracje do 100zł.     1. Boski, pluszowy aparat do zawieszenie na szyję. Dziecko pstryka do woli, bez stresu, że popsuje zabawkę rodziców. Cena: 19,00 zł [KLIK] 2. Jedna z moich ukochanych gier z dzieciństwa w pięknym wydaniu. Nie dość, że ładne to jeszcze ćwiczy pamięć! Cena: 55zł [KLIK] 3. Na zdjęciu mamy zestaw filiżanek z IKEA, ja jednak odsyłam Was do zapoznania się z pełną ofertą zabawek dla dzieci. Mega tanie, mega fajne, w większości ekologiczne. Nie mogłam zdecydować się na jedną rzecz, więc wrzuciłam Wam wszystkie. [KLIK] 4. Hit! Tablet został przetestowany przez Antosię u koleżanki i jednogłośnie zadecydowałyśmy, że wpisujemy go na listę: ZABAWI, KTÓRE TRZEBA MIEĆ! Cena: 69,99 zł [KLIK] 5. Fabrykę baniek Tośka dostała w prezencie od Matki Córek i jest to rzecz, którą w domu powinien mieć każdy, kto ma dzieci (chociaż w sumie dzieci mieć nie trzeba, dla dorosłych to też niezła frajda). Świetna zabawa gwarantowana! Pamiętajcie jednak, żeby w pakiecie dokupić od razu pięciolitrowy płyn do baniek mydlanych, bo inaczej radość z prezentu może

antoonovka

Katar u niemowlaka – naturalny sposób na pozbycie się go!

Sposoby na niemowlęcy katar – kojarzycie? Chyba najczęściej spotykane na forach, wszelkiej maści grupach i najbardziej popularne pytanie wśród mam. Katar niemowlaka spędza rodzicom sen z powiek, ponieważ  może być początkiem groźniejszych chorób. Dlatego kataru nigdy nie należy bagatelizować i zawsze z nim walczyć. Jak? Za chwilę zdradzę Ci sposób, który jest skuteczny w niemal 100%! Mówi się, że katar leczony trwa siedem dni, a nieleczony tydzień. Sama zwykłam tak mówić i zgadzam się z tym, jednak słuszność tych słów sprawdza się raczej u dorosłych, ponieważ katar dla niemowląt może być początkiem poważniejszych chorób. Dlatego jeżeli kichasz, prychasz i wychodzisz z założenia, że samo przejdzie – ok. Ale jeśli Twoje dziecko złapie nawet najmniejszy katar, sprawy nie możesz bagatelizować i za walkę z zasmarkanym noskiem musisz wziąć się od razu. W internecie znajdziesz mnóstwo porad jak ulżyć małemu noskowi. Inhalacje, maść majerankowa, oklepywanie i kładzenie bobasa na brzuszku, zakraplanie nosa. I właśnie w tym miejscu chciałabym powiedzieć Ci, że   sól fizjologiczną i wodę morską możesz z powodzeniem zastąpić… S W O I M   M L E K I E M ! Nie, nie żartuję. Mleko kobiece przez cały okres karmienia zawiera czynne substancje o działaniu  immunologicznym. Działa bakteriobójczo i nawilża delikatną błonę śluzową nosa, w przeciwieństwie do preparatów dostępnych na rynku farmaceutycznym, które tę błonę wysuszają. Co prawda nie mam w tym momencie na myśli soli

antoonovka

#instamatki cz. I – te, które uwielbiam.

Ponad rok temu, kiedy nie do końca wiedziałam co to Instagram i z czym to się je, bardzo broniłam się przed oglądaniem świata w kwadracikach, a dzisiaj? Dzisiaj podglądam, przeżywam, inspiruję się, pomagam i obserwuję świat różnych osób zamknięty w kwadratach. Uchwycony w codziennych kadrach, złapany w wyjątkowych momentach. W szczególności upodobałam sobie konta #instamatek i to do nich najbardziej lubię zaglądać.  Myślisz, że to przez to, że jestem jedną z nich? #instamatka – kobieta posiadająca dziecko/dzieci i instagram. Co jakiś czas/codziennie/kilka razy dziennie dodaje na instagram różne fotografie i/lub filmy, które zazwyczaj przedstawiają jej dzieci lub ją samą. Na jej profilu często pojawia się jedzenie, zwierzęta (o ile #instamatka takie posiada) i dziecięce gadżety. Dzisiaj pokażę Wam moje ulubione konta #instamatek. Jedne inspirują, inne pokazują codzienność, ale każde z nich jest wyjątkowe i wciągnęło mnie bez reszty. Bez chociaż jednego serduszka dziennie dla nich z instagramu nie wychodzę! <3 Klikając w nazwę konta zostaniesz przekierowana na instagram wybranej Mamy*. Kolejność alfabetyczna. Enjoy! ADA_NIE_WYPADA Mega pozytywnie zakręcona eko – mama małego, słodkiego Kostka. Ma w domu cały zwierzyniec i robi bursztynowe naszyjniki dla maluchów. Bije od Niej pozytywna energia, która aż wychodzi do nas przez ekranik telefonu. To, że jest zakochana w swoim synku widać naprawdę na każdym zdjęciu. Mnie codziennie zaraża swoim uśmiechem i mega, ale to naprawdę mega pozytywnym podejściem do życia! ALEKSANDRA_C Kocham tych

antoonovka

Typowa Mama i jej wyobraźnia.

My matki wyróżniamy się pewną cechą szczególną. Wyobraźnią. Wybujałą wyobraźnią. Strasznie wybujałą wyobraźnią. Tak się teraz zastanawiam… Większość z nas mogłaby pisać scenariusze do telenoweli, potrafimy taaak dramatyzować. Trochę jestem przerażona, bo to dopiero rok macierzyństwa, a ja w swoich scenariuszach prześcigam moją Mamę. Albo mi się wydaje i z wekiem człowiek potrafi trzymać swoją wyobraźnię na wodzy. Ty też cierpisz na przerost wyobrażeń. Jestem tego pewna! I Ty i Ty i Ty tam też. Na pewno! WYPADEK LOSOWY Do napisania tego wpisu natchnęła mnie sytuacja podczas robienia zdjęć. Antosia stała oparta o ogrodzenie i przyglądała się jedzącym zwierzątkom. Ja biegałam wokoło i pstrykałam, wtem zwrócił się do nas dziadek: - Uważaj na paluszki Tosi. Jakby tak ją ten daniel ugryzł, nawet nieświadomie to mógłby jej paluszka odgryźć, przecież jak gryzie taką marchewkę… Tu już typowa matka nie słyszy dalszych słów. Nie słyszy, ale widzi. Widzi zakrwawiony paluszek (albo o zgrozo kilka!), który w lodzie wiezie na izbę przyjęć. Albo wzywa karetkę, tamuje krwawienie, a palec/palce wrzuca do lodu. Tylko cholera, skąd wziąć lód?! Jak nie zemdleć?! Koniecznie po powrocie do domu muszę zamrozić kilka torebek, aaa tak na wszelki wypadek… ŚMIERĆ NA KÓŁKACH Mkniesz autostradą. Mąż i dziecko śpią, droga pusta, warunki idealne, a z głośników wydobywa się Twoja ulubiona piosenka, którą podśpiewujesz cichutko pod nosem, żeby swoim syrenim głosem nikogo nie obudzić. Wtem, gdy mijasz

antoonovka

Jesienią nad polskie morze

Latem nad morzem jest zazwyczaj podobnie – albo zimno i deszczowo, albo gorąco, ale Bałtyk zimny. Pomimo tego uwielbiam morze Bałtyckie i nasze polskie wybrzeże. Do tej pory jeździłam tam tylko latem, ale po jesiennej wizycie w Primavera Conference&SPA zakochałam się w jesiennym wydaniu nadmorskich plaż, deptaków, kurortów i dałam się przekonać, że hotel ma do zaoferowania więcej niż myślałam. Wspominałam Wam już, że dzięki blogowaniu spotyka mnie mnóstwo fajnych przygód? Tak, tak, w relacji z See Bloggers (KLIKNIJ TUTAJ) już mówiłam, że wygrałam pobyt w hotelu Primavera Conference&SPA. W związku z dość dużą odległością, która dzieli nas od Jastrzębiej Góry oraz tym, że w ciągu trzech dni nie bylibyśmy w stanie skorzystać ze wszystkich atrakcji, które oferuje hotel, nasz pobyt został wydłużony o kilka dodatkowych nocy. Znacie mnie już, głowy co prawda jeszcze nie zapomniałam, ale zaproszenia i owszem. Leży sobie na szafce, w bezpiecznym miejscu, z którego miałam go nie zapomnieć. O zaproszeniu pamiętałam, tylko to miejsce gdzieś mi z głowy uciekło. Nie było potrzebne, rezerwacja była i formalności w recepcji załatwiliśmy w mig. Zakwaterowani zostaliśmy w pokoju z widokiem na plac zabaw, oczko z fontanną i zachód słońca. Wspominałam już, że mało się z TT nie pokłóciłam, że słońce zachodzi „w morzu” i koniec kropka? Myliłam się. Miał rację, znowu. W dniu wyjazdu naszym oczom ukazała się piekielna recepcja, lustra umazane krwią, wszędzie były

antoonovka

Jestem Mamą. Superbohaterką. A Ty?

Ile razy zastanawiałaś się czy robisz dobrze? Czy postępując w ten czy inny sposób na pewno robisz dla swojego dziecka to, co najlepsze? Ile razy miałaś wyrzuty sumienia za podniesiony głos, burknięcie, za to zaraz, poczekaj? Ile razy miałaś dość swojego macierzyństwa? Ale kochasz to, prawda? Ja też! Jestem MAMĄ. Miewam dość. Często mam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić. Uciekam jak najdalej, żeby później wracać do domu jeszcze szybciej niż uciekałam. Wkurzam się. Czasem podniosę głos. Miewam napady frustracji i zwątpienia, Płaczę. Czasem zamiast wytłumaczyć – burknę. Nie mam na nic czasu. Ciągle piorę i sprzątam. Wątpię. Bywam zła, Bezsilna, Rozgoryczona. Ale… Kocham nią być. Kocham najmocniej! Przytulam, całuję. Troszczę się. Opowiadam bajki, czytam, przeglądam książeczki. Rysuję, rymuję, śpiewam, tańczę. Nie raz robię z siebie głupka, żeby na twarzy znowu zobaczyć ten niewinny, szczery i rozbrajający uśmiech. Pozwalam czasem obejrzeć bajki i ukraść mi ciastko. Głaszczę. Mówię, że kocham i okazuję to. Tłumaczę. Znajduję nieziemskie pokłady cierpliwości podczas maratonów marudzenia i mam kosmiczną siłę aby nosić podczas choroby czy bolesnego ząbkowania. Pokazuję świat i opowiadam o nim, chociaż tak wiele przecież nie wiem. Dla Ciebie jestem najważniejsza. To mnie naśladujesz, ode mnie się uczysz. Bawię się z Tobą i oddaję całą siebie. Spaceruję, biegam. Wiem, że nie zawsze jestem idealna i czasem po ludzku mam dość. Ale jestem najlepszą mamą na świecie. Najlepszą mamą

antoonovka

Surowizna – czyli jak ugryźć tatara karmiąc piersią.

Dieta matki karmiącej – temat rzeka. Co mama, położna, koleżanka, babcia, ciocia to inna teoria i inne sposoby na te nieszczęsne niemowlęce kolki, które na pewno spowodowane są przez dietę matki! Dzisiaj pójdę o krok dalej i do zakazanej kapusty dodam śmiertelnie niebezpieczną surowiznę. Surowe jaja, mięso i ryby w diecie matki karmiącej – brzmi groźnie, prawda? Zapewne w wielu z Was wzbudziłam już dreszcz emocji. Powiem więcej. Zjadłam wczoraj tatara ze zdjęcia, a później tym skażonym „surowizną” mlekiem nakarmiłam Tosię! Zaczyna się już w ciąży – najedz się na zapas, po porodzie nie będziesz mogła jeść: i tutaj następuje cała litania zakazanych produktów. Mama, w szczególności pierworódka głupieje. Gdzie nie pójdzie spotyka sprzeczne informacje. Z jednej strony słyszy że podczas karmienia piersią najważniejsza jest zdrowa i zbilansowana dieta, z drugiej koleżanki opowiadają, że ich dzieci po kapuście miały kolki, a od surowych owoców bolał je brzuszek. W internecie jeden mit goni kolejny, każdy mówi co innego. Wisienką na torcie jest położna, która po porodzie mówi: Żadnej surowizny kochanieńka, zapomnij o surowych pomidorach, owocach, niech do głowy Ci nie przyjdzie tatar albo jakieś inne sushi! W zasadzie kapusty, warzyw strączkowych i czekolady też unikaj, tak na wszelki wypadek, żeby dziecko kolek nie miało. Ahaaaa i mleko, zrezygnuj jeszcze z nabiału, koniecznie! Nietolerancja laktozy czai się przecież wszędzie! Jak żyć? Kogo słuchać? Kto ma rację?  I przede wszystkim, co ma zrobić mama,

antoonovka

Nasz pierwszy raz

Dzieci karmione piersią na żądanie, same regulują sobie ilość i częstość karmień w ciągu doby. To one decydują kiedy i ile pokarmu spożywają oraz jak długo i często „wiszą” przy piersi. Czasem jest to prawdziwie obfity posiłek z dwóch, a nawet kilku piersi (raz jedna, raz druga), a czasem ciumkanie trwa dosłownie minutę i szkrab dalej pędzi się bawić. U nas, jak tylko jestem na horyzoncie, Młoda częstuje się mlekiem często, a nawet częściej, chyba, że jest zajęta zabawą, albo ja muszę gdzieś wyjść. No właśnie… I jak to wtedy jest z ssakiem, który pije mleko czasem częściej niż co godzinę? Pozwól, że opowiem Ci historię z ubiegłego weekendu. Miałam ostatni zjazd na kursie Promotora Karmienia Piersią.  Oczywiście wszystko logistycznie dopięte było na ostatni guzik. No dobra, teoretycznie było, bo w praktyce zaspałam i zamiast jechać na kurs autobusem musiałam zostać odwieziona przez męża. W każdym razie drugi dzień kursu miał wyglądać następująco: Kurs 8:30 – 15:30. Nieobecność mamy – 7h. Ostatni posiłek Antoniny o 7:30, przy maksymalnych przerwach moje obliczenia jak nic wskazywały, że na posiłek Tata przywiezie pannicę ok. 11:00. Minęła 12:00, 13:00, 14:00, 15:00… A ich jak nie było tak nie ma! Od 13:00 z natężeniem zdecydowanie zbyt dużym, co chwilę powtarzałam wszystkim wkoło, że moje dziecko nie jadło (tu wstaw odpowiednią liczbę godzin, wyliczoną co do minuty)… Będąc w specyficznym gronie

antoonovka

Niejadek – zaskakujący sposób, który sprawił, że moje dziecko zaczęło jeść

Mam w domu niejadka i w pewnym momencie chwytałam się każdego sposobu na zachęcenie Antoniny do jedzenia. Odeszłam od BLW, namawiałam, wygłupiałam się, robiłam samoloty, a nawet posłużyłam się bajkami w celu wpakowania nieświadomemu dziecku pokarmu do buzi . Na szczęście ten etap trwał krótko, powróciłam do idei BLW i odpuściłam, a wtedy na swojej drodze spotkałam JĄ i mój niejadek zaczął jeść! Znamy wiele przyczyn braku apetytu u dzieci. Po wykluczeniu wszystkich aspektów zdrowotnych takich jak alergie, niedobory żelaza czy zespół złego wchłaniania, rodzice przeważnie bezradnie rozkładają ręce i albo wmuszają w dziecko jedzenie na siłę (co często przynosi jeszcze gorsze rezultaty, świetnie problem ostatniej łyżeczki opisał Fathersday.pl KLIK) albo czekają aż dziecko po prostu zacznie jeść. Przez chwilę byłam rodzicem wmuszającym. Nie przybrało to u mnie skrajnej postaci wpychania jedzenia za wszelką cenę, ale zdarzyło mi się kilkukrotnie karmić podczas oglądania bajki (moje dziecko zjadło pół filiżanki zupy, pół filiżanki!!!). O dziwo Tosia jadła wtedy bardzo chętnie, szeroko otwierając buzię – zapewne dlatego, że robiła to całkowicie nieświadomie, zafascynowana kręcącymi się kołami autobusu czy śpiewającymi jagódkami… Cóż, mój błąd, szybko się opamiętałam i powróciłam do idei BLW, bo dziecko kategorycznie odmawiało karmienia. Antonina mając 13 miesięcy w dalszym ciągu żywiła się wyłącznie moim mlekiem, czasem skubnęła owoc, kawałek mięsa, polizała łyżkę od zupy. Lubiła pomarańcze, cytrynę, śledzie, łososia, szczypior, cebulę i jogurt naturalny –

antoonovka

Zatrzymaj się na chwilę

Czytałam wpis i przez cały tekst miałam na ciele ciarki, w połowie po policzku zaczęła płynąć łza. Poszłam na górę po świeczkę, zapaliłam ją, usiadłam na schodach i pozwoliłam, żeby popłynęło ich więcej. Później utuliłam swoje dziecko, na które znowu w duchu byłam zła, że pomimo późnej godziny nie chce spać. Utuliłam mocno i usiadłam, żeby napisać Wam tych kilka słów. Bawiłam się dzisiaj świetnie. Miałam mieć też dla Was  wpis, który kończyłam przygotowywać. Przeczytałam jednak tekst Matki Kofeiny [KLIK] i nie zrobię tego. Dzisiejszy dzień zakończę w ciszy, doceniając jeszcze mocniej, to co mam. Bo doceniam na co dzień, ale czasem tak po ludzku zapominam i złoszczę się… Dzisiaj jest Dzień Dziecka Utraconego. Tak często nie doceniamy na co dzień tego co mamy. Gdy kolejny raz wkurzysz się na swoje dziecko, pomyśl jakie szczęście Cię spotkało, że masz się na kogo wkurzać. Masz kogo całować przed snem, komu pokazywać świat, tulić i patrzeć jak dorasta. Niektórzy go nie mają. Nie powinno być tak, że rodzice chowają własne dzieci, nie powinno! Znam Mamę, która w niebie ma swoje trzy Aniołki. One nad Nią czuwają od wielu, wielu lat. Pozwoliły też spełnić Jej marzenie i nie zabrały swojej czwartej siostry – pozwoliły Jej się urodzić. Dzisiaj jest już nie tylko Mamą, ale też szczęśliwą Babcią. Ta świeczka jest dla Nich. I dla Michasia. I wszystkich innych małych Aniołków, które czuwają nad swoimi rodzicami. Zawsze

antoonovka

Jak powstaje karmiąca sesja?

Wiele z Was ciekawi jak powstają sesje dla Krainy Mlekiem i Miłością Płynącej. Zastanawiacie się czy rzeczywiście mamy biegają półnagie po wsi (bo tam zazwyczaj odbywają się sesje), a tłum gapiów z zaciekawieniem zbiera się w koło. Czy dzieci płaczą, i jak zgrywamy to, żeby wszystkie maluchy jadły w tym samym czasie. Zdradzę Wam dzisiaj kulisy jednej z takich sesji… 23 września 2015 roku w Grzegorzowicach odbyła się jedna z sesji do projektu Kraina Mlekiem i Miłością Płynąca, którego jestem oficjalnym partnerem (więcej informacji znajdziecie TUTAJ). Fotografem była Ania Kondraciuk. Już Wam wspominałam, że od pewnego czasu na swojej drodze spotykam ludzi wyjątkowych – to nadal trwa! Popatrzcie na zdjęcia z backstage i wyobraźcie sobie Anię w akcji. Wkłada w fotografię cząstkę siebie i oddaje ją na zdjęciach, bo Jej kadry są absolutnie magiczne. W ogóle od pewnego czasu przyglądałam się pracy kilku fotografów i wiecie co? To chyba jeden z piękniejszych zawodów jaki istnieje. Fotografowie towarzyszą ludziom w najważniejszych momentach życia, łapią ulotne chwile i zatrzymują je. Często już na pierwszy rzut oka widać jaką radość sprawia im ta praca, jaką satysfakcję z niej czerpią. Wiecie… Zastanawiam się też czy przy kolejnym porodzie nie zdecyduję się na zaproszenie fotografa. Pokażę Wam dzisiaj kulisy karmiącej sesji uchwycone w kadrach Moniki Kozera. A jak taka sesja wygląda? Zbieramy się w umówionym miejscu, o określonej godzinie, poznajemy, rozmawiamy i zabawiamy dzieci.

antoonovka

Terror laktacyjny? To nie dla mnie!

Jestem zwolenniczką karmienia piersią, wkrótce zostanę nawet dyplomowanym promotorem. Blog coraz bardziej zmierza w kierunku tematów okołopiersiowych, a wciąż czytają mnie zarówno mamy karmiące piersią jak i te, które karmią sztucznie. Nie ma wojen i przepychanek, nikt nikogo nie obraża, a mi nie zarzuca się, że jestem terrorystką laktacyjną, chociaż o karmieniu piersią mówię ciągle i zataczam coraz szersze kręgi w promowaniu takiego żywienia. Jak mi się to udaje? Droga laktacyjna każdej, absolutnie każdej z nas jest inna. Nigdy też nie możemy mierzyć innych swoją miarą (co tyczy się nie tylko sposobu karmienia). Jednym kobietom karmienie piersią przychodzi naturalnie i bez problemów, inne pomimo stosów poradników, wizyt w poradniach laktacyjnych walczą o każdą kroplę, jeszcze inne pomimo początkowych problemów karmią później nie napotykając na swojej drodze już żadnych przeciwności. Jedne matki chcą karmić inne nie. Wydawałoby się to takie proste, dlaczego więc nie jest? Wszyscy wiemy, że karmienie piersią jest najlepsze dla dziecka i co do tego nie ma żadnego ALE. Żadna, nawet super, hiper, ekstra wzbogacana witaminami mieszanka nie zastąpi pokarmu kobiecego. Wszyscy to wiemy, jednak wiele kobiet decyduje się na karmienie sztuczne lub mieszane. I niech no tylko taka mama spróbuje powiedzieć, że karmi mieszanie lub chce odstawić dziecko od piersi. Wtedy następuje wielkie…   I w szklance wody rozpętuje się burza, trzecia wojna światowa niemalże. Matka, matce pluje jadem prosto w twarz. Zarzuca,

antoonovka

Genialny sposób na pozbycie się wkładek laktacyjnych!

Powiem Wam, że od początku karmienia piersią nie było dla mnie nic bardziej denerwującego niż wkładki laktacyjne! Te się przesuwały, tamte rolowały, inne odklejały – koszmar no! Zużyłam wszystkie, które dostałam jako próbki w szkole rodzenia, na targach itd. i dwa pudełka, które kupiłam sama. Nigdy więcej w moim biustonoszu nie pojawiły się te paskudne kółeczka, a bluzki zawsze były suche. Jesteście ciekawe jak to zrobiłam? Wkładek laktacyjnych nie lubiłam do tego stopnia, że jak tylko wchodziłam do domu od razu lądowały w koszu, a ja za chwilę… Z resztą, jeżeli karmicie lub karmiłyście to doskonale wiecie, co za chwilę się działo. Nie będę wdawać się tutaj w szczegóły. Mokra byłam niemal od stóp do głów, tfu, od piersi do stóp! Pewnego dnia siedząc w domu, w dresie, bez biustonosza i oczywiście bez wkładek laktacyjnych (tak, tak, śmigam w dresiku i rozciągniętej bluzce po domu i nawet zdarza mi się to często) i karmiąc kilkutygodniową Antosię poczułam, że zbliża się „fala”. Nie wiem skąd wziął mi się pomysł, żeby od razu ucisnąć wolnego sutka, ale tak zrobiłam i moja bluzka pozostała sucha. Przy kolejnym karmieniu i kolejnym powtarzałam próby i efekt był taki sam – za każdym razem pomagało! Od tamtej pory, ku mojej ogromnej radości (i portfela też) w moim domu nie zagościło już ani jedno pudełko wkładek laktacyjnych. Jak to zrobić? Podczas karmienia delikatnie

antoonovka

Kraina Mlekiem i Miłością Płynąca, czyli karmienie piersią w sztuce

Od wieków matki karmiące piersią pojawiały się w sztuce. Zapytałam poczciwego wuja Google gdzie mogę znaleźć obrazy karmiących mam, a on zasypał mnie swoimi propozycjami. Pokażę Wam jak karmienie piersią malowało się w sztuce przez wieki i opowiem też o pewnym pięknym, współczesnym projekcie, w którym również biorę udział. Zapraszam do Krainy Mlekiem i Miłością Płynącej! Choć każda część kobiecego ciała może się stać obiektem erotycznym, w naszej epoce po raz pierwszy w historii kobiece piersi uczyniono przedmiotem powszechnej fetyszyzacji i męskiego pożądania, a realizacja ich podstawowych funkcji została w wielkim stopniu ograniczona.   Gebrielle Palmer, Polityka karmienia piersią W dzisiejszych czasach piersi traktowane są jako obiekt naszej seksualności i doprawdy nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie przesłaniało to niektórym wizji karmienia piersią i fotografowania matek karmiących. To wizja, sztuka, arcydzieło. A ze sztuką tak bywa, że nie każdemu musi się ona podobać – o gustach się przecież nie dyskutuje. Dla mnie dobrze uchwycone momenty karmienia piersią i piękne akty karmienia złapane na fotografiach są absolutnie fenomenalne, dlatego kiedy po raz pierwszy zobaczyłam TE zdjęcia, wiedziałam, że muszę przyłączyć się do akcji. I tak oto dzisiaj mogę Was poinformować, że zostałam jej oficjalnym partnerem. Cudownie, prawda? Karmienie piersią od wieków pojawiało się w sztuce. Wcześniej wspomniany wujo Google podpowiedział mi, że już XV wieczni malarze zatrzymywali na płótnach matki karmiące.  Na początek przygotowałam dla Was

antoonovka

Dębki – mój nadmorski, prywatny raj wspomnień

Początek dębkowej historii naszej rodziny sięga lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to siostra mojej mamy wraz z mężem wybudowali w środku pola, daleko od morza dom w kształcie choinki. Były to czasy, kiedy w Dębkach nie było nic, poza kilkoma turystami, którzy w większości składali się z artystów, rybakami, i plażą nudystów. Krowy pasącej się obok domku już nie pamiętam, ale pomimo swoich zaledwie dwudziestu trzech wiosen, pamiętam jeszcze stare Dębki… Kiedy pytacie się mnie czy poleciłabym Dębki zawsze bez zastanowienia odpowiem Wam, że TAK! Po chwili zaś dodam, że jestem zupełnie nieobiektywna w tym, co mówię, bo dla mnie Dębki to nie tylko nadmorska miejscowość. Dla mnie to taki mój mały raj, do którego wracam z ogromnym sentymentem i radością, że kolejny raz mogę znów tam być. Każdy z nas na pewno ma takie swoje miejsce. Dzisiaj ja opowiem Wam o swoim… To tam mama i ciocie nauczyły mnie zbierać grzyby i zaszczepiły we mnie miłość do tego „sportu”. Chodziłyśmy po lesie i ilekroć któraś z nich jakiegoś znalazła, wołała małą Asię i mówiła, że coś jej pachnie. Ja oczywiście zaraz znajdowałam pięknego podgrzybka i dumna niosłam do koszyczka, w którym zawsze miałam najwięcej grzybów. To tam na letniej scenie z moją ukochaną ciocią G. słuchałyśmy szant i tańczyłyśmy do nich. To tam szalałyśmy z koleżanką, również pięciolatką, na dyskotece przy disco polo, umalowane przez starsze dziewczyny

antoonovka

„Za mało przybiera, musi pani zacząć dokarmiać.”

Pierwsza wizyta u lekarza, pierwsze ważenie i to właśnie wtedy najczęściej padają słowa, których żadna mama nie chce usłyszeć – „Za mało przybiera, musi pani zacząć dokarmiać. Sugeruję na początek jedną, dwie butelki mieszanki na dobę.” Gro z Was pomyśli sobie „a ta znowu o tym samym, ile można?!”. Ano można. Bo ciągle dostaję wiadomości od mam pełne niepewności, żalu, bezsilności, często wręcz nawet frustracji. Wiadomości, których głównym tematem są małe przyrosty. A w związku z tym, że sama przeszłam nagonkę lekarzy dotyczącą mikro przyrostów mojego ZDROWEGO dziecka, które nigdy nie wymagało dokarmiania mieszanką, wiem jak pewność, co do słuszności swojej decyzji o wyłącznym karmieniu piersią przez pierwsze 6 miesięcy może być skutecznie podkopywana przez służbę zdrowia i nie tylko.   Słowa, które padają na początku tekstu zazwyczaj są pierwszym gwoździem do trumny udanego karmienia piersią.   Nikła pewność matki, że jest w stanie wykarmić swoje dziecko zazwyczaj sięga już wtedy dna.   Opowiem Wam pewną historię. Na jednej z rutynowych wizyt kontrolnych, jedna z lekarek pracujących w przychodni, do której uczęszczamy, po zważeniu Antoniny i zajrzeniu w kartę, zaleciła oczywiście dokarmianie mlekiem modyfikowanym. W związku z wcześniejszymi przebojami pod tytułem: GŁODZI PANI DZIECKO, ze stoickim spokojem odpowiedziałam, że chciałabym uniknąć dokarmiania i proszę o inne rady. Około 60% karmiących matek napotyka na różnego typu problemy laktacyjne oraz brak wiedzy na temat postępowania w laktacji pomimo edukacji przedporodowej. (Siwak, Sztyber,

antoonovka

Jestę blogerę – czyli jak to się wszystko zaczęło…

Wrzucając Wam przepis na bezę i w duchu śmiejąc się, że mój domowy test ciążowy mnie zawiódł, w głowie wykreował się pomysł na post. Ciekawi jesteście jak to się wszystko zaczęło? No to zapraszam na moją (naszą) blogową historię! Zacznę od tego, że mam zapisane trzy kartki tematów, ba, ja mam nawet zaplanowane mniej więcej daty publikacji, bo postanowiłam w końcu się uporządkować (po raz enty), a znowu publikuję coś spontanicznie. Standard! Moje roztargnienie przekracza ostatnio wszelkie normy… Przykład z ostatnich dni – kurs na Promotora Karmienia Piersią. Sprawdziłam wieczorem adres, który powiedziałam na głos TT, nie zapisałam go nigdzie i wyłączyłam skrzynkę mailową. W telefonie poczta mi nie działa (swoją drogą muszę to w końcu skonfigurować), więc 30 min przed rozpoczęciem kursu znalazłam się w okolicy Placu Wilsona i nie bardzo wiedziałam gdzie iść. GPS powiedział mi, że ulica Herbaciana (oczywiście kurs był na ulicy zaczynającej się na literę „H” i tylko to miał wspólnego z Herbacianą) jest na Wawrze… Dwie różne dzielnice – coś tu nie gra! Pamiętałam jednak nazwę miejsca, w którym przewidziane były noclegi dla uczestników spoza Warszawy, więc wpadłam żeby się zapytać czy przypadkiem nie wiedzą, gdzie odbywa się kurs. Wtem moim oczom ukazała się duża kartka: „Kurs Promotora Karmienia Piersią I PIĘTRO”. Uf, trafiłam! Mówię Wam, głowy kiedyś zapomnę jak nic. No właśnie… A ja znowu opowiadam zupełnie o

antoonovka

To już rok! Rok?!

Pierwszy rok Antosi. Pierwsze 365 dni Jej życia, naszego wspólnego życia. Cały czas ciężko mi uwierzyć, że to już rok! Przecież Ona przed chwilą była taka maleńka, a dzisiaj już stoi, gada jak najęta, potrafi się z nami komunikować i coraz częściej pokazuje, że z Niej to charakterna dziewczynka jest. Rok. Wyobrażacie to sobie? Bo mi się nadal wierzyć nie chce! Dzisiaj, o 22:05 minie rok odkąd Antonina po raz pierwszy ujrzała ten świat. Jeżeli chcecie przeczytać historie porodowe zapraszam Was [TUTAJ] i [TUTAJ]. Dzisiaj nie rozpamiętuję już tego, co złe. Skupiam się na pozytywach, na tym, że urodziła się zdrowa, że pomimo wszystko,  poród był niesamowitym przeżyciem. Dzisiaj najważniejsze jest dla mnie to, że 25 sierpnia będziemy świętować już zawsze całą trójką, bo Antonina urodziła się dokładnie w urodziny swojego Taty. <3 A jak Antosia zmieniła się przez te dwanaście miesięcy zobaczcie sami…                          

antoonovka

Popełniłam błąd…Ty go nie popełnisz!

Minęło już osiem tygodni od tamtego zdarzenia, a ja cały czas o tym myślę. Naraziłam swoje dziecko na niebezpieczeństwo, a nawet na utratę życia. Zrobiłam to świadomie i dzisiaj nie mogę tego pojąć. Gdzie miałam rozum, gdzie podział się rozsądek? A wyobraźnia? Kompletne zaćmienie, kompletny jej brak… Osiem tygodni temu wrzuciłam na #instagram zdjęcie Antosi w foteliku niedostosowanym do Jej wagi i wieku. Od razu pojawiły się negatywne komentarze, na które w myślach odpowiedziałam sobie: „Więcej luzu dziewczyny, musiałam dostać się z miejsca A do miejsca B i nie bardzo miałam inną możliwość, miałam spać na dworcu?”. Oprzytomniałam dopiero następnego dnia i później podróżowałam już autobusem. Miałam ciarki, kiedy włączyłam wyobraźnię, ale nie będę gdybać. Po prostu przyznam, że…   Popełniłam błąd. Ogromny błąd. My dojechaliśmy szczęśliwie. Dlatego mogę Wam to dzisiaj napisać, przestrzec Was. Nie powielajcie go. NIGDY! Chciałabym Was też o coś prosić… Nie dopuśćcie do tego, żeby krótki wypad do pobliskiego sklepu zamienił się w koszmar, którego będziecie żałować do końca życia. Podobno wypadki najczęściej zdarzają się na najkrótszych trasach… Pilnujcie bezpieczeństwa swojego i dzieci. Nie przewoźcie swoich pociech bez fotelików lub w fotelikach źle dobranych do wagi i wieku dziecka. Zapinajcie pasy. Swoje też. Sprawdzajcie zapięcia. I jeździjcie bezpiecznie. Pod tym tekstem wklejajcie linki do artykułów nt. bezpiecznego przewożenia dzieci. Niech stanie się on kompendium wiedzy, które będzie można szybko znaleźć, komuś przesłać, zawsze do

antoonovka

Wody, wody dla ochłody!

Dawno, dawno temu dostałyśmy od Béaba składaną wanienkę turystyczną. Od razu wiedziałam, że jest ekstra i chciałam natychmiast zacząć ją testować. Pojawił się tylko jeden mały, acz konkretny problem. Moje dziecko miało inne plany… No i co ja miałam Wam wtedy napisać? Że dostałam fajną wanienkę, jest mała, lekka i w ogóle mega, tylko dziecko mi się zbuntowało i całkiem odmówiło kąpieli? No chyba, że z mamą w dużej wannie – to już inna bajka. Była mama, była pierś, można było wykąpać się bez krzyku. Ale hola, hola! Żadnych zabaw. Myju, myju i spać. Wracając jednak do wanienki… Także wiecie, ma ładny design,  łatwo się składa i przewozi, nie używamy jej, ale polecam!   Obawiam się, że moglibyście mi nie uwierzyć. Jak wiecie, dopóki nie przetestuję czegoś wzdłuż i wszerz to Wam tego nie polecę, więc wanienka od Béaba jeździła z nami na wakacje, leciała nawet samolotem i czekała aż nadejdzie dzień, w którym moje dziecko porzuci kąpielowego focha. Dużo czasu minęło, ale od pewnego czasu Antonina na nowo ubóstwia się kąpać, pluskać, taplać w wodzie i robić „ciap, ciap”. Na dworze spędzamy całe dnie, kryjąc się w cieniu i chłodząc w wodzie. A w zasadzie to Antośka się chłodzi, bo ja w tym roku do dyspozycji mam co najwyżej fontannę (a to możecie obserwować na snapie -> antoonovka), ponieważ nie zainwestowałam w basen. O głupia ja,

antoonovka

Nie ma mleka!

Dziecko wywija przy piersi na wszystkie strony, odrywa się, znowu łapie i puszcza, krzyczy, niecierpili się, wyje, gryzie, a Wy stresujecie się coraz bardziej, bo mleko jak nie leciało, tak nadal nie płynie. Znacie to? Na pewno! Ciężko jest matce, która dopiero zaczyna swoją przygodę z karmieniem przyjąć wyżej opisaną sytuację ze stoickim spokojem. Jeszcze ciężej jest, kiedy nad głową stoi mama/teściowa/babcia/ciocia/koleżanka i twierdzi, że „NO NIE MASZ MLEKA! NIE MASZ!”, a już najgorzej jest, kiedy pediatra potwierdza te słowa i zaleca podanie w takiej sytuacji mleka modyfikowanego. Każda z Was, która już to przetrwała wie, że ciocie dobre rady jednym uchem się słucha, a drugim uchem wypuszcza. O lekarzach tak nie powiem (chociaż czasem mnie korci patrząc na wiedzę o laktacji niektórych pediatrów, których spotkałam na swojej drodze), ale w końcu to oni kształcili się kilka lat, nie ja. Szkoda tylko, że tak niewielu z nich wie coś więcej o laktacji, niż to, że mleko ma być. Ale wracając do tematu, po niemal roku karmienia swojej chudziny naprawdę puszczam już mimo uszu slowa o bezwartościowym pokarmie i o tym, że może już mi zaniknął (tak, tak, czary mary, bum). O zanikaniu pokarmu (kiedy i dlaczego tak może się stać opiszę Wam już po kursie, bo chcę ten temat naprawdę porządnie ugryźć), dzisiaj skupię się na pewnej rzeczy, która bardzo często mylona jest właśnie z

antoonovka

#Nicminiewisi i konkurs

Czytacie nas, więc wiecie, że jestem totalną miłośniczką TULI, noszenia Tośki i z całego serca promuję i popieram akcję Matki Córek #nicminiewisi. Dlatego, kiedy idę przez miasto i widzę mamę z dzieckiem w nosidle przodem do świata to… Idę dalej. Nie podchodzę, nie patrzę krzywo, nie zwracam uwagi. Dlaczego? Nie jestem ekspertem, żeby móc zwracać komuś uwagę, krępuję się i po prostu nie umiem ot tak zaczepić kogoś na ulicy, żeby go pouczać… Prawidłowe noszenie dzieci promuję za to w inny sposób – pisząc między innymi ten wpis, nosząc Tośkę w nosidle miękkim, wrzucając zdjęcia popierające akcję #nicminiewisi i popierając ją z całego serca. Zawsze też, kiedy pytacie mnie o TULĘ staram się udzielić Wam odpowiedzi, a jeśli czegoś nie wiem, nie mądrzę się, tylko kieruję w miejsce, w którym możecie uzyskać pomoc. Czy wiecie, że blogerzy mają naprawdę duży wpływ na wybory swoich czytelników? Dopóki nie weszłam w ten świat, nie zdawałam sobie sprawy, w jak silnym stopniu blgosfera wpływa na rynek konsumencki. Pisząc o czymś i polecając to, pośrednio wpływam na decyzję swojego czytelnika. Jednego mniej drugiego bardziej, ale ktoś, kto mnie czyta zazwyczaj liczy się z moim zdaniem i sugeruje moją opinią. Jako bloger ponoszę odpowiedzialność za to co pokazuję, Ty jako osoba w pewnym stopniu publiczna też, dlatego proszę…   Nie pokazujmy ludziom shitu!   Powiecie, że kiedyś nie było prawidłowego

antoonovka

To moja mała, wielka misja

Dzisiaj Światowy Dzień Karmienia Piersią. W związku z tym chciałabym zdradzić Wam coś, co miałam trzymać w sekrecie, ale nie wytrzymałam i wygadałam się Dominice, a Ona puściła to w świat! Coś o czym marzę i do czego dążę. Coś, co zaczęło się tak niewinnie, żeby w pewnym momencie przerodzić się w moją małą, wielką misję…  Namieszałam coś w skrzynce mailowej, przez co wszystkie wiadomości dotarły do mnie dopiero wczoraj wieczorem. Dlatego, kiedy odkryłam maila od Dominiki z Mommy Draws od razu napisałam do Niej czy nie jest jeszcze za późno na przesłanie moich odpowiedzi. Na szczęście nie było, dlatego dzisiaj możecie przeczytać u Niej wywiad z kilkoma blogerkami (włącznie ze mną, za co jeszcze raz serdecznie dziękuję, bo zrobiło mi się niezmiernie miło po odczytaniu Twojej wiadomości! Znaleźć się w tak zacnym gronie to zaszczyt ;)) dotyczący karmienia piersią. Ile kobiet, tyle historii… Ale to nie wszystko! Koniecznie zajrzyjcie i weźcie udział w konkursie, bo do wygrania są świetne nagrody od LOVI! [KLIK].   Poniżej pozwoliłam sobie skopiować swoje odpowiedzi, pozostałe wywiady i konkurs znajdziecie —> TUTAJ <—  1. Czy karmisz/karmiłaś piersią? Jeśli nie – dlaczego? Jeśli tak – jak długo?  Antoninę karmię już jedenaście miesięcy i nie zanosi się na to, żeby nasza mleczna przygoda miała się w najbliższym czasie skończyć. Pierś jest lekiem na całe zło, potrafi nawet przegonić ból spowodowany nauką chodzenia i związanymi z nią

antoonovka

Plamy nie mają szans!

Antonina w zasadzie nie akceptuje karmienia łyżeczką. Ona musi jeść sama i koniec! Bardzo rzadko zdarzają się dni, w których da się nakarmić i ze smakiem zje zupę czy jogurt. Zazwyczaj jednak stawia na samodzielność i jak to w przypadku niespełna jedenastomiesięcznego dziecka bywa, po samodzielności i BLW zostają plamy! Często pytacie jak sobie z nimi radzę, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami najlepszym sposobem mojej mamy. Przede wszystkim, od pewnego czasu Antonina najczęściej je w samej pieluszce. Mamy lato, upał to po co mam dokładać sobie dodatkowej pracy w postaci prania? Jeżeli jednak zdarzy się sytuacja, że pomidor musi być zjedzony tu i natychmiast, zarówno Antosia jak i ubranko wyglądają jakby moja córka miała na sumieniu co najmniej jednego kota z naszego podwórka… Ewentualnie, kiedy jesteśmy w gościach i Antosia postanowi wprowadzić nową modę…   Pomimo, że lubię robić pranie zawsze jest tak, że jak się za nie zabiorę to pralka chodzi non stop przez dwa dni, a plamy na ubrankach Tosi dziwnym trafem okazują się zaschnięte i sam proszek sobie z nimi nie radzi. Staram się nie używać silnych detergentów i sięgam po nie w ostateczności, dlatego…   Proszę Państwa! Pragnę przedstawić Wam dzisiaj najlepszy odplamiacz wszech czasów! Oto i on! Na scenę zapraszam… *** PROSZEK DO PIECZENIA!!! *** Nie było jeszcze plamy, z którą by sobie nie poradził. Truskawki, jagody, pomidory, pomarańcze, plamy z kawy (to bardziej dla

antoonovka

Plastik – fantastik

Długo broniłam się przed plastikiem. Przed kolorowymi, grającymi i śpiewającymi zabawkami, które doprowadzają do szału niejednego dorosłego. No wyobraźcie sobie gdy to całe ustrojstwo zaczyna grać na hura! Albo kiedy Wasze dziecko już smacznie śpi, a Wy chcąc poukładać zabawki niechybnie trafiacie na tę, która gra najgłośniej… Jeżeli czytacie nas od dawna, wiecie, że lubię otaczać się rzeczami, które mi się podobają, są estetyczne i nie są wściekle kolorowe. O wyborze zabawek dla Antoniny w listopadzie ubiegłego roku  mówiłam tak: „Od kiedy zostałam mamą i otoczył mnie gąszcz paskudnych, plastikowych, beznadziejnie kolorowych zabawek byłam przerażona. Moje poczucie estetyki w zetknięciu z większością dostępnego na rynku szajsu zostało poważnie zaburzone, dlatego postanowiłam, że będę starannie wybierać i selekcjonować zabawki, którymi bawi się moje dziecko.”  [więcej przeczytacie TUTAJ]   W moim wyobrażeniu miało być pastelowo, estetycznie i w drewnie. Poza małymi wyjątkami w ogóle miało nie być plastiku. I jak to w życiu Matki często bywa, rzeczywistość brutalnie zderzyła się z wyobrażeniami z czasów ciąży. Do naszego życia powoli, małymi kroczkami wkradał się plastik. Zaczęło się niewinnie – od ulubionego, grającego ślimaczka Tosi i zawieszki na wózek, która muszę przyznać pomimo, że była plastikowa skradła też moje serce. Później zdecydowałam się na zakup Garnuszka – Klocuszka i telefonu komórkowego od Fisher Price, które Antonina pokochała od pierwszej zabawy. Aż w końcu Antosia dostała w prezencie dwie zabawki, których na pierwszy

antoonovka

Wpadki matki

Szybki rachunek sumienia i okazuje się, że nie musisz być nawet roztrzepaną matką, możesz być idealną panią domu, idealną mamą, a i tak prędzej czy później zaliczysz jakąś wpadkę. Grunt to zaliczać wpadki (nie)kontrolowane, które nie odbiją się na zdrowiu Twojego malucha, także oczy naokoło głowy i… Opsss! Zapomniałam umyć rąk! o.O Wszyscy wiemy, że mycie rąk jest ważne. Szczególnie, kiedy nasza pociecha opanowała samodzielne pełzanie i raczkowanie. Małe rączki są gorsze niż test białej rękawiczki u Perfekcyjnej Pani Domu – pokażą każdy bródek, który uchował się na świeżo wypucowanej podłodze lub niedawno odkurzanym dywanie. O, albo kiedy pozwalacie dziecku pobawić się z psem sąsiadki. A później sadzacie je w świeżo rozpakowanym krzesełku z IKEI i w połowie jedzenia orientujecie się, że ani ręcę, ani rzesełko nie zostały umyte! Przy wprowadzaniu pokarmów stałych łyżeczką jesteście w stanie to jeszcze przełknąć, ale wyobraźcie sobie taki obrazek podczas BLW… Rączki całe w sosie i makaronie, a w Waszej głowie wspomnienie zabawy sprzed piętnastu minut. Dobrze, że pies sąsiadki należy do tych czystych. A krzesełko? No cóż, kiedyś musi tej odporności nabrać…   Okruszek?Jaki okruszek? Sytuacja analogiczna to poprzedniej. Tym razem w roli głównej okruszek, śmieć, mikro zanieczyszczenie, którego nie byłaś w stanie dostrzec dopóki nie puściłaś dziecka na podłogę. Dziecko oczywiście znalazło i niczym się nie przejmując postanowiło nowe znalezisko spróbować, tfu zasmakować! Pół biedy jeśli to był okruszek od chleba, dobrze,

antoonovka

Akcja: ukryć pociążowe zaległości!

Mamy środek lata, plaża, wyjazdy, baseny, upały, lekkie zwiewne sukienki, krótkie spodenki i… Pociążowe zaległości, których zimą tak solennie obiecałaś pozbyć się do lata. Tfu, obiecałyśmy, bo ja też nie do końca dotrzymałam obietnicy o bikini 2015. Zamiast załamywać ręce i rozpaczać, że w tym roku nie pokażesz się na plaży, przeczytaj kilka moich sposobów jak ukryć to, co nie podoba mi się w moim wyglądzie, a przy okazji jak czuć się w swoim nieidalnym ciele naprawdę idealnie.  Nie będę Wam dzisiaj mówić o tym, że ciało po porodzie jest piękne, że trzeba kochać swoje rozstępy i skórę, która postanowiła, że to jeszcze nie czas na powrót na swoje miejsce. Dziesięć miesięcy temu patrzenie w lustro powodowało, że samopoczucie niebezpiecznie spadało do zera, a samoocena sięgała dna. Dzisiaj spoglądając w lustro, pomimo wielu rzeczy, które jeszcze mi się we mnie nie podobają jestem dumna, a z domu wychodzę zawsze z podniesioną głową. Po prostu podobam się sobie i nie narzekam na niedoskonałości. Po pierwsze na jedne nie mam wpływu (rozstępy), na drugie mam (jędrność, oponka), a i tak niewiele z tym robię. To znaczy staram się. Jem w miarę zdrowo (nie licząc tych ciast, kawy z lodami i nocnego podjadania) i niebawem wracam do ćwiczeń, ale wiem, że mogłabym dać z siebie o wiele, wiele więcej. W końcu w pół roku zrzuciłam 30 kg, a w kolejne

antoonovka

Matka Natura uczy szacunku i cierpliwości

Przez ostatnie półtora roku bardzo się wyciszyłam i jednocześnie zaczęłam dostrzegać ile jest w ludziach złości i zawiści. Jacy są niecierpliwi i jak łatwo wyprowadzić ich z równowagi. Dlaczego? Czy nie łatwiej żyje się w zgodzie? Nie przyjemniej jest być uśmiechniętym i miłym dla innych, nie lepiej zacząć dzień od uśmiechu niżeli pokłócić się o jakąś pierdołę, a w drodze do pracy wykląć tego palanta, co śmiał zajechać Ci drogę?  „Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci” DOM Poranna awantura o kluczyki, chleb i masło. Ona znowu nie przyniosła ze sklepu świeżego pieczywa, pies piszczy, dziecko płacze, rodzice się kłócą, oburzony i głodny ojciec wychodzi do pracy trzaskając drzwiami. MIASTO Pędzi on. Wyprzeda, co chwilę zmienia pas, miga długimi, bo ktoś śmiał zajechać mu drogę. Miał kiepski poranek – żona nie kupiła świeżego pieczywa, więc wyszedł bez śniadania. I jeszcze jakiś buc chce wyjechać z bocznej ulicy! Korek jest, przyspiesza i dojeżdża do tyłu pojazdu na grubość lakieru, byleby tylko nikogo nie wpuścić. Ktoś wpycha się przed niego tuż przed wjazdem na most – machając rękami wyzywa gnoja, trąbi! PLAC ZABAW W piaskownicy trwa kłótnia o zabawkę. Wtrąca się mama, ciągnie za rękaw i krzyczy na dziecko, które nie wie co się dzieje. Nikt nie ma wątpliwości, że jeżeli tak ma być przez całe wakacje to jej syn z domu na krok nie wyjdzie. Krzyczy głośno,

antoonovka

Zmiana nawyków czas start! Od jutra?

Od jutra zaczynasz się odchudzać, od jutra będziesz systematyczna, od jutra nie będziesz robić sobie zaległości. OD JUTRA, od jutra, od jutra, a dzisiaj jeszcze zjesz to ciastko i zamiast zrobić projekt na uczelnię czy do pracy pójdziesz wcześniej spać. Przecież od jutra masz zacząć wcześniej wstawać, więc na pewno zdążysz. Znacie to? Pewnie aż za dobrze… W zasadzie odjutronizm ma swoją fachową nazwę – jest to prokrastynacja, czyli chroniczne odkładanie na później. Prokrastynacja nie pojawia się nagle i nie ma konkretnego powodu, u każdego z nas jest on inny. Niestety zdecydowana większość społeczeństwa cierpi na tę przypadłość. Jedni potrafią radzić sobie z nią wyśmienicie, inni popadają wręcz w patologiczne odkładanie wszystkiego na później. Ja jestem gdzieś pośrodku, a zdecydowanie bardziej wolałabym w końcu ją ze swojego życia przegonić. Podejrzewam, że wiele z Was ma podobny problem, dlatego zdradzę Wam moje sposoby na walkę z samą sobą. Masz problem! I musisz zdać sobie z niego sprawę. Przeanalizuj co najczęściej odkładasz na później, co sobie obiecujesz i czy spełniasz te obietnice. Jeżeli nie, najprawdopodobniej jesteśmy w tym samym punkcie. Z tą różnicą, że moja lista jest już wypisana i znajduje się w trakcie realizacji. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, ale ja ciągle nad sobą pracuję. Teraz Twoja kolej. Zrób pierwszy krok, później będziesz musiała już tylko dotrzymać postawionych sobie obietnic – nie, później niestety nie będzie

antoonovka

Bez sensu!

Znacie ten stan, kiedy zamiast cieszyć się chwilą i łapać z niej to co najlepsze Wy martwicie się o milion innych spraw? Zamiast czerpać radość z zabawy z dzieckiem, wspólnego grillowania ze znajomymi czy spaceru całą rodziną Waszą głowę zaprzątają inne sprawy, często naprawdę mało istotne? No właśnie, ja też, ale wciąż uczę się jak z tym walczyć… Dwa dni przed chrzcinami Antosi, rozmawiam ze szwagrem i mówię mu, że stres mnie zjada, że jeszcze tyle do zrobienia, że w zasadzie nie wiem od czego zacząć, a co dopiero mówić o końcu przygotowań. Szwagier moją litanię podsumowuje krótkim bez sensu i opowiada mi kawał, który ma sprawić, że już do końca życia te dwa słowa nabiorą dla mnie zupełnie innego znaczenia. Miałam Wam go nie opowiadać, bo jest nieco wulgarny i odesłać do wuja Google, ale jak zobaczyłam jakie wyniki wyskakują po wpisaniu słów kluczowych zmieniłam zdanie i uznałam, że wersja szwagra jest o niebo delikatniejsza. Hrabina chcąc rozruszać trochę hrabiego zagaduje: - Hrabio, może podam kolację? – BEZ SENSU. – odpowiada hrabia - A może pójdziemy na spacer? – nie daje za wygraną hrabina - BEZ SENSU. - Wiem? Hrabio, a może mała zagadka? – Hmm.. Zagadka, niech będzie! - Co to jest: małe, białe i wchodzi do dziurki? – Nie wiem! – odpowiada hrabia - Biała mysz hrabio, biała mysz… - BEZ SENSU! Biała mysz