antoonovka

Matka Natura słucha swojej intuicji

Nie każda ciąża jest wyczekana, planowana i chciana. Zdarzają się wpadki i to nawet częściej niż nam się wydaje. Żeby nie szukać daleko weźmy taką mnie. Młoda, nie do końca odpowiedzialna i na pewno nie myśląca o dziecku dziewczyna, pewnego dnia na teście ujrzała dwie kreski. Wtedy myślała, że jej świat legł w gruzach i w żadnym wypadku nie jest gotowa na dziecko… Matka Natura jednak wie co robi i dała kobiecie na oswojenie się z nowym stanem rzeczy 9 miesięcy. Zazwyczaj już w ciąży rozpacz, która towarzyszyła nam w pierwszych dniach mija i powoli zaczynamy akceptować, a później szalenie kochać tę małą istotę mieszkającą pod naszym sercem. Podejrzewam, że przy planowanych ciążach, fala radości zalewa młodych rodziców od razu. Są też kobiety, które w ciąży nie czują tej magicznej więzi i miłości, która pojawia się tuż po porodzie lub nawet kilka miesięcy po nim. Bo u zdecydowanej większośc z nas wraz z urodzeniem dziecka odzywa się instykt macierzyński. U jednych szybciej, u innych później, ale zdecydowana większość kobiet po prostu intuicyjnie wie co robić, jak się zachować, a dla swojego dziecka gotowa jest na wiele wyrzeczeń, które przed ciążą wydawały się takie abstrakcyjne.   Dzisiaj opowiem Wam jak było u mnie, a Wy napiszecie mi swoje doświadczenia, dobrze? Jak to było u Was? Czy ciąża była planowana, a może była całkowitym zaskoczeniem?  Jakie emocje

antoonovka

Angielskie wybrzeże – tam musisz pojechać!

Początek podróży nie zwiastował nic dobrego. Popsuty fotelik, obsługa lotniska, która nas olała oraz zgubiona ulubiona czapka i apaszka Antosi. Do tego nieludzka godzina wylotu – 6:30 i pierwszy lot samolotem naszego dziecka spowodowały, że do samolotu wsiedliśmy porządnie zestresowani. Limit pecha wykorzystaliśmy więc na samym początku naszego wyjazdu, później było już tylko lepiej. Początek maja, ośmiomiesięczna Antonina i my. Nasze pierwsze, wspólne wakacje z prawdziwego zdarzenia. Samolot, którego obawiałam się najbardziej nie zrobił na Tośce najmniejszego wrażenia, a ja przygotowałam się na najgorsze – czyli 1,5 godzinny wrzask! Startując była podłączona do piersi, więc nie odczuła zmiany ciśnienia (w przeciwieństwie do swojej mamy), lądowanie przespała. W związku z tym, że lecieliśmy na własną rękę wybraliśmy linie Ryanair i spakowaliśmy się wyłącznie w bagaż podręczny – jak udało mi się zmieścić całą naszą trójkę na tygodniowe wakacje opowiem Wam już niedługo.             Bouremouth – najpiękniejsze miasteczko angielskiego wybrzeża i to właśnie tam spędziliśmy większość naszego wyjazdu. W związku z tym, że znajomi, u których się zatrzymaliśmy pracowali, mieliśmy sporo czasu na samodzielne zwiedzanie i zdecydowanie go nie zmarnowaliśmy. W ciągu jednego dnia zrobiliśmy 16km z Antoniną zamotaną w TULI Początkowo pogoda była delikatnie mówiąc wietrzna… Ale na szczęście szybko się poprawiła i kilka dni później mogliśmy cieszyć się pięknym słońcem, lekkim wiatrem i odkrywaniem z Antoniną świata. Lot samolotem nie był jedynym pierwszym

antoonovka

Truskawkowy zawrót głowy!

Sezon truskawkowy właśnie się rozpoczął. Miałąm przygotowane dla Was inny przepis, ale nie mogłam przejść obojętnie obok miłości Antosi do truskawek! Może i Wasze pociechy pokochają te owoce, bo my uwielbiamy je obie. RYŻ Z MUSEM TRUSKAWKOWO – BANANOWYM I KOKTAJL TRUSKAWKOWO – BANANOWY.   1 torebka ryżu 20 średnich truskawek 0,5 banana 1 mały jogurt (ja używam Bakomy – nie zawiera mleka w proszku) czas przygotowania: ok. 30 min.  porcje: ryż dla 1 dziecka,  koktajl dla 1 dziecka i 1 os. dorosłej Ryż gotujemy zgodnie z przepisem na opakowaniu, ma być raczej kleisty niż sypki. Truskawki i banana dokładnie myjemy i wrzucamy do pojemnika. Miksujemy. Dwie duże łyżki ryżu zalewamy powstałym sosem. Do gotowego dania możemy dorzucić truskawki pokrojone w małe kawałki. Do pozostałego musu dodajemy jogurt i ponownie miksujemy. Tak przyrządzony koktajl podajemy jako deser, podwieczorek lub drugie śniadanie.                            ` DESER JOGURTOWO – OWOCOWY   1 banan 10 truskawek 1 kiwi 1 garść borówek 1 mały jogurt czas przygotowania: ok. 10 min. porcje: 1 dziecko, 2 os. dorosłe Wszystkie składniki dokładnie myjemy, wrzucamy do naczynia i miksujemy. Do salaterek najpierw wkładamy jogurt, a następnie delikatnie wlewamy mus. Posypujemy amarantusem i podajemy. Smacznego! No to… SMACZNEGO!!! BABYCOOK’a oraz inne produkty Béaba znajdziecie [TUTAJ] oraz na Facebook’u [TUTAJ] kubeczek – DOIDY CUP bluzeczka – PEPCO Dotychczas w ramach cyklu ukazały się przepisy: Budyń jaglano – bananowy

antoonovka

Zamykaj drzwi

Powoli wkraczamy w sezon wakacyjnych wyjazdów i weekendowych wypadów za miasto. Często korzystamy wtedy z domków letniskowych, coby odetchnąć jeszcze świeższym powietrzem, a przy okazji nie nadwerężać zbytnio domowego budżetu. W związku z takimi domkami opowiem Wam pewną historię, którą chciałabym żebyście potraktowali jako przestrogę… Nigdy nie należałam do osób poukładanych i planujących. Większość rzeczy działa się w moim życiu spontanicznie. Tak też było i tym razem. I rok studiów, czekałam na spóźniający się autobus, więc z nudów, oczywiście z moim nieodłącznym wtedy towarzyszem – papierosem, podeszłam do witryny biura podróży. Przestudiowałam oferty i nad moją głową zabłysła lampka rodem z kreskówki. Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer koleżanki, a tydzień później, kiedy w Polsce trwała wiosenna plucha, my grzałyśmy się przy basenie popijając sangrię z plastikowego kubeczka na Fuertaventurze. Mieszkałyśmy w hotelu, który składał się wyłącznie z małych domków – salon z aneksem, kuchnia, łazienka, sypialnia. Gdyby nie ten domek, tego wpisu pewnie nigdy by nie było. Wakacje w trybie all inclusive połączone ze zwiedzaniem i imprezowym trybem życia naprawdę męczą. Pewnego pięknego wieczoru postanowiłyśmy więc wrócić grzecznie do naszego domku i padłyśmy jeszcze przed 24:00. Ja myślałam, że Monia zamknęła drzwi, ona myślała, że zrobiłam to ja, ale żadna z nas tego nie sprawdziła, ani nie zapytała tej drugiej. Nad ranem obudził mnie dziwny szmer (co było wyjątkowo dziwne, bo w tamtych czasach nie budził

antoonovka

Ty też masz w sobie dziecko. Nie kryj się z tym!

Kiedy niedawno TT wrócił z pracy, wpadł, dał buziaka, szybko gdzieś uciekł i długo nie wracał, zaciekawiona poszłam zobaczyć, co robi. Gdy weszłam do pokoju moim oczom ukazały się trzy zdalnie sterowane helikoptery i mina, która mówiła wszystko… Siedział tam pośrodku tych części, składał te helikoptery i cieszył się jak wariat. Skwitowałam to krótkim „jak dziecko” i szczerze się uśmiechnęłam. Nie musiał mnie jednak długo namawiać, żebym spróbowała polatać. Wzniosłam się w powietrze i natychmiast zrozumiałam jego radość. Później powiedział, że wyglądam dokladnie tak samo za każdym razem, kiedy rozpakowuję nową zabawkę Tosi i bawię się z Nią. Tego wieczoru lataliśmy jeszcze długo i naprawdę cieszyliśmy się jak dzieci.   Po co właściwie kupujemy zabawki? Przecież nie od dziś wiadomo, że najlepszą z nich będzie maminy but, wyrwana kartka z gazety, drewniana łyżka czy ukradziony kabel od ładowarki. Jednym słowem wszystko czym nie do końca chcemy, żeby bawiło się nasze dziecko. Czy kupując kolejne klocki, matę, basen z piłkami czy szmacianą lalkę nie spełniamy przypadkiem swoich marzeń?   Doładnie tak jest! A  ja otwarcie się do tego przyznaję! Lubię otaczać się ładnymi rzeczami. Lubię, gdy moje dziecko ma zabawki nie tylko edukacyjne, ale też cieszące moje oko. Zdaję sobie też sprawę, że wiele z nich kupuję tak naprawdę dla siebie… Ale przecież szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, a ja spełniając poniekąd swoje marzenia z dzieciństwa

antoonovka

Matka Natura nie pyta o wagę

Przyrosty – problem, który spędza sen z powiek większości młodych mam. Czy dziecko się najada? Jeśli tak to dlaczego przybiera tak mało? Babcie zgodnym chórem twierdzą, że trzeba dokarmiać, bo mleko za chude, a lekarz tylko potwierdza ich słowa. Młoda mama ze strachu, że zagłodzi swojego okruszka zaczyna podawać butelkę. Z czasem z jednej na dobę robi się pięć, a pokarm powoli zanika… Podobnie sytuacja ma się z dziećmi, które na piersi przybierają nadzwyczaj dobrze i już po trzech miesiącach podwajają swoją wagę urodzeniową. Wtedy młode mamy zazwyczaj słyszą, że mają za tłusty pokarm i dostają zalecenie oszukiwania dziecka wodą lub niepodawania piersi na żądanie. W takich przypadkach zawsze przypomina mi się mama bliźniąt, która napisała (nie pamiętam już czy to tutaj czy  na jednej z grup), że jedno z jej dzieci przybiera wyjątkowo dobrze, a drugie minimalnie. Morał z tego taki, że w zależności od dziecka ma „za tłuste” lub „za chude” mleko :D. Od początku przyrosty Antoniny nie były imponujące. I tak jak w pierwszych trzech miesiącach jeszcze jako tako przybierała na wadze, tak po trzecim miesiącu życia waga stanęła jak zaklęta, a ja zaczęłam walczyć o każdy jej gram. Śmiało mogę powiedzieć, że pomimo iż jest to moje pierwsze dziecko, a ja jestem naprawdę młodą mamą, wiedzę o karmieniu piersią i laktacji w obecnej chwili mam naprawdę sporą i cały czas staram się ją

antoonovka

Karmię na żądanie i #karmieswobodnie

Przychodnia, kilka miesięcy wstecz. Pełna poczekalnia, a w niej zniecierpliwiona i głodna Tosia. Robię coś zupełnie dla mnie oczywistego – wyjmuję pierś i zaczynam karmić. Widząca to kobieta, która od dłuższej chwili próbowała uspokoić swoje dziecko robi to samo. Chciała nakarmić już wcześniej, ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Czego się obawiała?    Zapewne tego samego czego ja tuż po urodzeniu Tosi. Reakcji innych na publiczne karmienie, tego że widok jedzącego dziecka może kogoś „zgorszyć”, tego że spotkam się z nieprzychylnymi komentarzami….   Cofnijmy się do września ubiegłego roku i niespełna miesięcznej Antoniny. Byliśmy na spacerze w parku i w pewnym momencie Antosia zaczęła intensywnie domagać się jedzenia. Krążyliśmy kilkanaście minut zanim znaleźliśmy odpowiednio schowaną ławkę, na której postanowiłam po raz pierwszy nakarmić swoje dziecko publicznie. Zamiast przyjemności czułam ogromny stres. Rozglądałam się wokoło, czułam się jak czubek pośród tych wszystkich normalnych ludzi. Żeby było śmieszniej na jednej pobliskich ławek ulokowała się młodzież. Każda z obecnych osób miała butelkę piwa, zdecydowana większość papierosa. Oni się nie wstydzili, natomiast ja płonęłam ze wstydu. Wstydziłam się tego, że karmię własne dziecko!   To był na szczęście jednorazowy incydent. Piękna październikowa pogoda, pierwszy wyjazd do Warszawy i całe dnie spędzane poza domem zdecydowanie mnie otworzyły. Zaczęłam karmić na żądanie, zawsze wtedy kiedy dziecko domagało się jedzenia. Od tamtej pory zaczęłam w końcu karmić  s w o b o d n i e.   Mamy obawy

antoonovka

Matka Natura po cesarskim cięciu rodzi naturalnie

Czy cesarskie cięcie przekreśla szanse na urodzenie kolejnego dziecka drogami natury? Zapewne większość z Was kiwa teraz twierdząco głową. Ba! Sama jeszcze do niedawna byłam o tym przekonana. Święcie przekonana, że już nigdy nie będzie mi dane urodzić naturalnie. A gdybym teraz Wam powiedziała, że to wcale nie jest prawdą. Uwierzylibyście mi?   Marzę o kolejnym dziecku i marzę o porodzie naturalnym. Większość z Was puka się pewnie teraz w czoło, że chyba zwariowałam. Ledwo jeden poród zakończył się cesarskim cięciem, a ta nie dość, że chce kolejne dziecko to chce urodzić je naturalnie (więcej o moim porodzie przeczytacie TU i TU).  Ano tak. Cały mój poród był dla mnie traumatycznym przeżyciem, a zwieńczenie go cesarskim cięciem i zabraniem dziecka na kilkanaście godzin było zgniłą wisienką na kiepskim już i tak torcie. Odkąd pierwszy raz przeczytałam o VBAC zatliła się we mnie iskierka nadziei, że można, że się da. Ta mała iskierka teraz płonie, a moje pragnienie o porodzie drogami natury (a najlepiej siłami) jest dla mnie czasem niezrozumiałe. No, bo jak można pragnąć czegoś, co tak bardzo boli? Powiem Wam tylko, że można, wytłumaczyć nie umiem, gdyż sama nadal nie do końca swoje pragnienie rozumiem. Przed napisaniem artykułu rozmawiałam z dwiema kobietami, które mają za sobą udany VBAC. Dwie różne, piękne historie. Jedna z nich potwierdza moje obawy dotyczące reakcji społeczeństwa. Justyna napisała, że

antoonovka

Tula i trzytygodniowa nosicielka

Od kiedy kupiłam TULĘ, coraz częściej dostaję od Was wiadomości z pytaniami czy warto, jak mi się sprawdza i przede wszystkim czy nie obciąża kręgosłupa, dlatego postanowiłam napisać Wam o niej słów kilka z punktu widzenia trzytygodniowej nosicielki. Osobiście pokochałam TULĘ od pierwszego noszenia, Tosia też, o TT już nie wspominając. Na chwilę obecną mam przenoszone już dobre kilkadziesiąt kilometrów, a może i nawet ponad sto. Nie wiem, dopiero dzisiaj zainstalowałam Endomondo i po niespełna 30 minutowym spacerze, z którego przegonił nas grad, licznik pokazywał prawie 3 km. Także jeśli policzyć, że noszę się z Tosią od trzech tygodni po kilka godzin dziennie… Wynik wychodzi całkiem imponujący! Mając zamotaną Tośkę mogę zrobić wiele rzeczy (upiec, umyć talerz, włożyć do zmywarki, przygotować obiad), chociaż wymaga to ode mnie nieco więcej wysiłku i ostrożności, gdyż Tosia zamotana jest z przodu. Pomimo, że na rękach nosimy Ją wyłącznie przodem do świata, bo innej pozycji nie akceptuje, zamotana w TULI nie ma nic przeciwko byciu przodem do nosiciela. Ba, wygląda na zadowoloną i często bardzo szybko usypia. Tak, TULA jest idealną kołyską dla mojego dziecka, w której nawet podczas największego marudzenia zasypia po pięciu minutach. TULA jest idealna przy zmiennej pogodzie jaką serwuje nam w tym roku kwiecień. Opatulam ciepło nóżki, na górę wrzucam coś lżejszego, na siebie natomiast narzutę, którą jestem w stanie okryć dziecko w przypadku porywistego wiatru lub

antoonovka

Poród siłami natury, a cesarskie cięcie – różnice

Uważam, że kobiety powinny mieć prawo wyboru, ale powinny też dokonywać tego wyboru świadomie. Całe swoje życie byłam przekonana, że jeśli będę w ciąży załatwię sobie cesarkę. Moje przekonanie malało wprost proporcjonalnie do tego jak rosła moja wiedza na temat tych dwóch różnych rodzajów porodu. Tak, porodu, bo nie ważne czy rodzi się naturalnie czy poprzez cesarskie cięcie – każde narodziny są porodem. Zapraszam na porównanie obu porodów od strony medycznej.   Poród naturalny, a cięcie cesarskie to całkowicie inne drogi urodzenia dziecka. Jak wiadomo cięcie cesarskie jest poważną operacją, która zazwyczaj jest wykonywana ze wskazań medycznych. Dlatego poród drogą brzuszną wykazuje odmienny wpływ na stan zdrowia matki oraz noworodka, niż w przypadku porodu siłami natury. Sposób porodu ma ogromne znaczenie dla kobiety i jej dziecka. Na ten temat pisane są liczne prace naukowe potwierdzające, że nawet najmniejsze różnice w rodzaju porodu mają wpływ na dalszy rozwój dziecka, bądź późniejszą płodność kobiet rodzących poprzez cesarskie cięcie. Poród siłami natury jest fizjologią, więc bez wątpienia jest najlepszą opcją dla matki i jej pociechy. Dlatego nie bez przyczyny coraz częściej słyszy się o wykonywaniu cięcia cesarskiego tak, aby przypominało poród naturalny – powolne wyłonienie główki płodu przypominające przejście przez kanał rodny ( nie 3 minuty, a 15 minut) oraz pierwszy kontakt z matką.   P O R Ó D   S I Ł A M I   N A T

antoonovka

NanoKnife. Nie dla wszystkich

Rak zabija około dwudziestu tysięcy osób dziennie. Pomimo, że medycyna wciąż idzie do przodu, w dalszym ciągu niektóre odmiany nowotworu są wyrokiem. Tak jest m. in. z rakiem trzustki – zazwyczaj nieoperacyjny, nie dający żadnej nadziei choremu. W ubiegłym roku walkę z nim przegrała Anna Przybylska, a w tym moja ukochana ciocia. O publikację tych słów poprosił mnie wujek. W sieci próżno szukać informacji o NanoKnife, ponieważ jest to stosunkowo nowa metoda leczenia nowotworów nieoperacyjnych. Poza tym 55 tysięcy zł jest ceną zaporową dla wielu chorych. NanoKnife to ogromny postęp medycyny w leczeniu nowotwórów i nadzieja w leczeniu raka, ale niestety też pożywka dla oszustów… Podczas konsultacji w Bydgoszczy lekarze po przeanalizowaniu wyników badań i konsultacji z pacjentką uznali, że rak nie kwalifikuje się do operacji NanoKnife. Ciocia jednak się nie poddawała i wierzyła, że wygra tę nierówną walkę. Trafiła na konsultacje do dr M.C., który dał jej nadzieję. Powiedział, że widzi szanse na wyleczenie oraz, że rak kwalifikuje się do operacji. Chory nie analizuje, chory chwyta się każdej możliwej formy ratunku i chce wierzyć w to, co słyszy, szczególnie jeśli mówi to lekarz. Ciocia przed operacją musiała podpisać szereg dokumentów, m. in. że godzi się na operację dobrowolnie jak również to, że operacja może nie przynieść obiecanych rezultatów. Mówiąc wprost NanoKnife jest w dalszym ciągu w fazie eksperymentalnej i nie byłoby w tym nic złego gdyby pacjent dobrowolnie i

antoonovka

30 centymetrów wystarczy

Pamiętam jak w ciąży zarzekałam się, że nigdy nie popełnię tego błędu i nie będę spać z dzieckiem. Albo jak mówiłam, że będę karmić sześć, góra dziewięć miesięcy. Życie weryfikuje nasze plany o czym mogłam przekonać się już nie raz. No, ale przecież nigdy się nie nauczę, żeby nie mówić nigdy, prawda? Jak do tej pory wszystko, co mówię z taką pewnością, kończy się na opak. O, jak np. tutaj, mówiłam, że nie lubię Walentynek i co? Teraz jest to jeden z  moich ulubionych dni w roku. Ale wróćmy do naszego wspólnego spania… Od początku odkładaliśmy Antoninę do łóżeczka. Wybraliśmy super, hiper, ekstra materac, który miał być super, hiper, ekstra zdrowy dla małego kręgosłupa. Szybko jednak zaczęła spać z nami od ok. 5:00 – 6:00 rano. Później ta godzina zmieniła się na 2:00 – 3:00 i sporadycznie całe noce przespane w naszym łóżku. Od grudnia, ze względu na małe przyrosty,  Antosia zaczęła sypiać z nami regularnie. Teraz już nawet nie myślimy o jej przenosinach. A łóżeczko? Świetne miejsce na trzymanie prania, którego nie zdążyłam jeszcze poukładać w szafkach Przy okazji wspólne spanie nauczyło mnie kilku przydatnych rzeczy! 30 centymetrów wystarczy Łóżka oczywiście. Na samym początku materac 180x200cm należał wyłącznie do mnie. Później dzieliłam z TT 140x200cm, ale wtedy mieściliśmy się nawet na pojedynczej kanapie. Nie musiało być wygodnie, musiało być razem. Obecnie śpimy we trójkę na łóżku,

antoonovka

Stworzyłam cud

Czasem leżąc i patrząc na Nią nachodzą mnie takie myśli… Śmieje się, wygłupia, mruczy, uśmiecha do osób, które zna, ufa nam bezgranicznie i jest taka bezbronna, całkowicie zależna od nas. Jej komfort, pełny brzuszek, sucha pielucha, rozwój – absolutnie wszystko zależy teraz od nas. Staramy robić się to jak najlepiej, przy czym dajemy Jej ogrom miłości i ciepła. Odwdzięcza nam się najpiękniejszym mama, aguu, ba i da jakie można usłyszeć, najpiękniejszym dziecięcym, szczerym śmiechem i tym błyskiem w oku. Błyskiem szczęśliwego dziecka. Ale tak leżąc i patrząc na Nią czasem zaczynają mi płynąć łzy. Bo Ona taka kochana, a gdzieś na świecie, może nawet bliżej niż mi się wydaje jest tyle dzieci, które nie mają nawet cząstki tego, co Ona. Tulę Ją wtedy jeszcze bardziej, powtarzam, że kocham tak bardzo… Zupełnie jakbym chciała tuląc Ją, wynagrodzić krzywdy wszystkich innych dzieci, której tej miłości nie mają. Ale przecież się nie da. Nie da się, a i tak to robię. Nie oglądam wiadomości, nie czytam gazet z prostego powodu – natłok przykrych informacji podany w tak szybkim tempie mnie przytłacza. Pomimo, że tego unikam, czasem moje oczy napotkają tytuły: „Trzymiesięczne, skatowane niemowlę walczy o życie.”, „Zmarł trzylatek pobity przez pijanych rodziców.”, „Noworodek rzucony o ścianę nie przeżył.” Nie czytam dalej, ale te hasła długo siedzą mi w głowie i przepychają się z myślami. Dlaczego? Kim trzeba być żeby krzywdzić własne dziecko?