antoonovka
Dlaczego porzuciłam projekt 52 tygodnie, a wytrwałam w wyzwaniu #100szczesliwychdni?
Pisałam już kilkukrotnie, że nie lubię robić nic na siłę. Jestem nieregularna w swoim blogowaniu, chociaż na głowie stawałam, próbowałam wcześniej wstawać, podrzucać Tosię rodzicom, pisać nocami – nie da się! Kiedy nie ma weny, nie ma wpisów i koniec. Kiedy wena jest, potrafię zarwać kilka nocek z rzędu pisząc, obrabiając zdjęcia i planując nowości. Ale jest jeden warunek – muszę czuć flow, musi być w tym to coś. Najłatwiej będzie mi to wytłumaczyć na przykładzie dwóch projektów, które zaczęłam wraz z początkiem Nowego Roku. Potrzebuję zamknąć ten projekt oficjalnie. Bez podsumowania i wyniosłych tekstów, po prostu chcę Cię poinformować, że nie tym razem. Może znajdę inny pomysł na przeprowadzenie projektu 52 tygodnie, może pobawię się w niego na Instagramie, za rok może dwa, ale blogowe wpisy z projektu po prostu porzucam. Ot tak, bez wyrzutów sumienia. Mamy dzisiaj czwartek, pogubiłam się już który to tydzień i od ilu ubiegłych nie opublikowałam żadnego nowego zdjęcia z projektu. Nie było czasu, później wypadło coś ważniejszego, w końcu zrobiły się trzy zdjęcia tygodnia, zaczęłam wpis, skasowałam w całości, żeby za tydzień zacząć od nowa. Aż w końcu stwierdziłam, że rzucam to w cholerę i wiesz co? Czuję się dzisiaj o wiele lepiej z publikacją tego wpisu niż miałabym opublikować kolejne wymuszone zdjęcie tygodnia. Bo wiesz… Kiedy siadam, a spod klawiatury nie płyną słowa to nie potrafię się zmusić. Nienawidzę