Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały
Żeby dzieci chciały chcieć
Nauczyciel z 25 letnim stażem w nauczaniu, mówi: „Wie Pani, jaki jest największy problem? A taki, żeby dzieci chciały chcieć.” Padam po tym zdaniu, bo muszę sobie wyobrazić, że dzieci nie chcą. Nie rozumiem w pierwszej chwili problemu, bo moje chcą. Myślę chwilę i zaczyna do mnie docierać, co powinnam mu odpowiedzieć. Zaczynam od historii mamy, która opowiadała, że gada i gada do dziecka od rana do wieczora, tak że wieczorem czuje realny ból szczęki, a jej gadanie i tak nie działa. Pyta, co ma robić. Po czym jest zdecydowanie zaskoczona moją odpowiedzią. „Gadać mniej”. Jak to mniej? Tak, mniej, dużo, dużo mniej, a właściwe komunikaty. Dzieci wyłączają się, gdy zaczyna się tak zwane „kazanie”. Wyłączają słuchanie, gdy setny raz powtarza się im to samo. Czują się głupie, gdy słyszą pewne komunikaty. A gdy opiekun czy to w domu czy w szkole mówi je po raz setny, to na pewno nie chcą ich słyszeć. Zastanówmy się też nad skutecznością podawanych komunikatów. Skoro nie działały drugi, trzeci, dziesiąty raz, to czy zadziałają za razem tysięcznym? To, że dziecko na nie nie reaguje bądź reaguje buntem, a nie współpracą, świadczy nie o dziecku, lecz o komunikatach. Są niewłaściwe, nieskuteczne, demotywują, a nie zachęcają. Co zatem zrobić, żeby dzieci chciały chcieć? Zacznę od tego, czego dorośli się boją i nie chcą tego robić, bo raz – okaże się, że mają uczucia, dwa – poczują je i pomyślą, że okazali słabość. Mój guru od pewności siebie, czyli Nathaniel Branden i zespół ekspertów pracujących w Stanach nad wzmacnianiem poczucia własnej wartości udowodnili, że każdy kto pozwala uczuciom swobodnie przez siebie przepływać i akceptuje je ma większą świadomość siebie i pewność siebie, lepiej rozumie siebie i innych, jest swobodniejszy w relacjach z innymi. Zatem po tej zachęcie, punkt pierwszy. 1. Szanować i akceptować uczucia dziecka – to pozwoli zrozumieć dziecko, otworzyć się na jego potrzeby. Ktoś odpowie: „mam dwadzieścioro dzieci w klasie, nie mogę skupiać się na każdym, bo nie wyjdę z pracy”. Nieprawda. Zaakceptowanie uczuć dziecka daje takie zrozumienie sytuacji, że często dalsze działania są zbędne. Pozwala to oszczędzić o wiele więcej czasu. Odpada całe codzienne „użeranie się”, które jest skutkiem tego, że dorosły forsuje swoją wolę nie rozumiejąc, o co chodzi dziecku. 2. Nie krytykować – naprawdę całkowicie wyrzucić ze swojego języka krytykę. Dzieci widzą, że coś zrobiły źle, nie trzeba im tego milion razy powtarzać. Dać im trzeba za to przestrzeń, by mogły przemyśleć, co zrobiły źle i co jeszcze ważniejsze, POKAZAĆ, JAK COŚ ZROBIĆ DOBRZE. Zrób sobie tekst: jeden cały dzień analizuj swoje komunikaty do dziecka albo lepiej niech ktoś Cię nagra, gdy np. uczysz dziecko czegoś nowego. Moja znajoma zdębiała, gdy obejrzała nagranie samej siebie. Była przekonana, że jej komunikaty do dziecka są wolne od krytyki. Filmik pokazał, że było inaczej. 3. Zachęcać do współpracy – Opisać problem, czyli podać fakty. „Na klasówce będą wszystkie działania, które przerobiliśmy do tej pory: (wyliczyć po kolei). Żeby napisać przynajmniej na 3, trzeba znać to i to.” Im więcej faktów tym lepiej. Mówić hasłami – szczególnie, kiedy jakaś sytuacja się powtarza. Dzieci chcą się wykazać np. myśleniem, co miał/a na myśli, gdy powiedział/a to hasło. Gdy się wysilą i domyślą, będą o sobie myślały lepiej, będą myślały, że są mądre, inteligentne, a co za tym idzie – będą bardziej zmotywowane, by podjąć nowe wyzwanie. Mówić o swoich uczuciach i oczekiwaniach. To nikomu nie przyniesie ujmy, gdy powie: „Zależy mi, żebyś zdobył wiedzę, która zaprocentuje w Twoim życiu” czy „Bardzo mi przykro, że ze sprawdzianu jest tak mało 5 i 4. Liczyłam na więcej.” Ważne tutaj, by podawać fakty, nie oceniać, nie obwiniać, mówić TYLKO o swoich uczuciach. Dzieci tak naprawdę bardzo chcą sprostać oczekiwaniom dorosłych, czasem im tylko nie wychodzi i te starania trzeba docenić, a nie ganić za to, co się nie udało. Niedocenianie starań, a stałe wyciąganie błędów PODCINA SKRZYDŁA. 4. Nie etykietować – kończy się pierwszy (DOPIERO) miesiąc uczęszczania do szkół i przedszkoli, a słowo łobuz usłyszałam gdzieś w tle rozmów innych osób przynajmniej kilkanaście razy. Smutno. To projektowanie przyszłości dziecka. My myślimy o dziecku jako o łobuzie i mówimy do niego słowa, które pchają go do działania zgodnie z tą etykietką. Dziecko słyszy tę czy inną etykietę i zapisuje w głowie taki obraz siebie, naturalne jest, że postępuje nieświadomie według tego, co widzi na swój temat w swojej głowie. Powtarzane komunikaty dorosłych jeszcze ten obraz potwierdzają. Kolejne błędne koło, prawda? 5. Nie karać – pokazywać, jak naprawić błąd. Błąd jest tym, co się już stało i się nie odstanie. Żadne nasze nerwy nie wleją przykładowego mleka do kubka. Można jednak pokazać, gdzie jest ścierka i gdzie ją można wypłukać. To podstawa podstaw. Bardzo trudna do wprowadzenia od razu. Wymaga samozaparcia, samodyscypliny, wytrwałości i konsekwencji, a także otwarcia na dziecko – OD DOROSŁEGO, wbrew powszechnym mniemaniom, nie od dziecka. *Obrazek udostępniony dzięki Pixabay. Dziękuję. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS