Nakazy i zakazy nie działają

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Nakazy i zakazy nie działają

Dla kogo rózga od Mikołaja?

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dla kogo rózga od Mikołaja?

Miłość przekładam na słowa

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Miłość przekładam na słowa

Na początku była miłość, A później przyszły słowa. Miały wspierać, budować, wzmacniać i szanować. Lecz pojawił się strach, ten zaczął sabotować. Złość dołożyła trzy grosze i nawet wdzięczne „proszę” wypadło ze słownika. Teraz się tylko „Ty-ka”, co atakiem skutkuje i nikt nie zauważył, że „ja” tutaj brakuje. Rodzic daje i daje, jak dziecko potrzebuje. A dziecko woła o jeszcze, bo dostawania nie czuje. Potrzeby się piętrzą, wysiłki na marne, a serca z czerwonych, zmieniają się w czarne. Od żalów, pretensji i złości, mimo iż miłość w nich gości. Lecz można się zatrzymać i zacząć od nowa, zamiast gadać jak leci, miłość przekładać na słowa.

Dlaczego warto akceptować uczucia?

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Dlaczego warto akceptować uczucia?

Internetowa Szkoła dla Rodziców

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Internetowa Szkoła dla Rodziców

Jak mówić, żeby dzieci współpracowały

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Jak mówić, żeby dzieci współpracowały

Tydzień trzydziesty pierwszy

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień trzydziesty pierwszy

Ostatni Tydzień naszego Programu. Podsumowanie całej 30 tygodniowej drogi, jaką przeszliśmy od marca. Zatem zastanówmy się, co jeżeli… ZDANIA NA RANO 1. Jeżeli wniosę o 5% większą świadomość do swojego życia… 2. Jeżeli będę o 5% bardzie bardziej akceptował siebie… 3. Jeżeli zwiększę o 5% swoją odpowiedzialność za siebie… 4. Jeżeli będę działał o 5% bardziej asertywnie… 5. Jeżeli będę działał o 5 % bardziej celowo… 6. Jeżeli o 5% podniosę swoją uczciwość w codziennym życiu… 7. Jeżeli wezmę głęboki oddech i pozwolę sobie doświadczyć poczucia wysokiej własnej wartości… ZDANIA W ORYGINALE 1. If I bring 5 percent more awareness to my life… 2. If I am 5 percent more self-accepting… 3. If I bring 5 percent more self-responsibility to my life… 4.  If I operate 5 percent more self-assertively… 5. If I live my life 5 percent more purposefully… 6. If I bring 5 percent more integrity to my life… 7. If I breathe deeply and allow myself to experience what self-esteem feels like… ZDANIA NA WIECZÓR 1. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się wnosząc o 5% większą świadomość do swojego życia… 2. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się o 5% bardzie bardziej akceptując siebie… 3. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się zwiększając o 5% swoją odpowiedzialność za siebie… 4. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się działając o 5% bardziej asertywnie… 5. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się działając o 5 % bardziej celowo… 6. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się o 5% podnosząc swoją uczciwość w codziennym życiu… 7. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się biorąc głęboki oddech i pozwalając sobie doświadczyć poczucia wysokiej własnej wartości… Aż siedem zdań! Dokańczajcie i bądźcie pewni siebie! Powodzenia!

Tydzień trzydziesty – zdolni do przetrwania

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień trzydziesty – zdolni do przetrwania

Tydzień trzydziesty

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień trzydziesty

Jeszcze jeden tydzień z rodzicami i dość trudne zadanie przed nami. Wierzę jednak, że bardzo oczyszczające. ZDANIA NA RANO 1. Na myśl o uwolnieniu się psychicznie od matki… 2. Na myśl o uwolnieniu się psychicznie od ojca… 3. Na myśl o całkowitym należeniu do siebie… 4. Jeżeli moje życie naprawdę należy do mnie…. 5. Jeżeli naprawdę jestem zdolny/a do samodzielnego przetrwania… ZDANIA W ORYGINALE 1. At the thought of being free of Mother psychologically… 2. At the thought of being free of Father psychologically… 3. At the thought of belonging fully to myself… 4. If my life really does belong to me… 5. If I really am capable of independent survival… ZDANIA NA WIECZÓR 1. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się uwalniając się psychicznie od matki… 2. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się uwalniając się psychicznie od ojca… 3. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się całkowicie należąc do siebie… 4. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, gdyby może życie naprawdę należało do mnie… 5. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, gdybym był naprawdę zdolny do samodzielnego przetrwania… Korzystajcie, walczcie, bo to już przedostatni tydzień naszego Programu Podnoszącego PWW. Powodzenia!

Tydzień dwudziesty dziewiąty – złość w relacji do rodziców

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty dziewiąty – złość w relacji do rodziców

Tydzień dwudziesty ósmy

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty ósmy

Tydzień dwudziesty ósmy to czas konfrontacji z obrazem nas samych przekazanym nam przez rodziców. Spodziewam się, że może to nie być łatwe. Wiem też, jednak że będzie to jeden z tych przełomowych tygodni w tym Programie. ZDANIA NA RANO: 1. Matka przekazała mi obraz mnie jako…. 2. Ojciec przekazał mi obraz mnie jako…. 3. Przemawia przeze mnie matka, kiedy mówię sobie… 4. Przemawia przeze mnie ojciec kiedy mówię sobie…. ZDANIA W ORYGINALE 1. Mother gave me a view of myself as… 2. Father gave me a view of myself as… 3. Mother speaks through my voice when I tell myself… 4. Father speaks through my voice when I tell myself… ZDANIA NA WIECZÓR pomijam ze względu na niemożliwość przekształcenia. Życzę Wam i sobie odwagi do zmierzenia się z tymi zdaniami i zbudowania nowego obrazu siebie – pozytywnego.

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty siódmy – bezpieczeństwo i swoboda

Kiedy czujemy się bezpiecznie jesteśmy swobodni. Nic nowego, prawda. A jednak Tydzień Dwudziesty siódmy rzuca nowe światło na tę kwestię. Kiedy czujemy się bezpieczni sami ze sobą, po prostu „we własnej skórze”, jesteśmy dużo bardziej swobodni we wszystkim co robimy. To bezapelacyjnie najlepsze doświadczenie tego Programu: czuć się na tyle bezpiecznie ze swoimi myślami, uczuciami, ruchami, w wybranym przez siebie stroju, w wygodnej dla siebie postawie, by okoliczności zewnętrzne tego nie zachwiały. Nie skulić się, gdy zorientujemy się, że ktoś przygląda się nam i do tego jest atrakcyjna czy atrakcyjny, albo to ktoś, kto za nami lub my za tym kimś nie przepadamy. Oddychać pełną piersią, relaksować się samym byciem… BYCIEM SOBĄ. Mam nadzieję, że Wy również w tym tygodniu osiągnęliście choć na chwilę osiągnęliście taki stan. A może na dłużej lub na stałe. Domyślacie się pewnie, że przyczyniło się do tego danie bezpieczeństwa swoim młodszym „ja”. One poczuły się bezpiecznie, co za tym idzie – swobodnie. Dlaczego? Uzyskały nareszcie prawo do odczuwania wszystkich swoich uczuć. To daje poczucie bezpieczeństwa, bo to sygnał, że nieważne, jakie uczucia do nas przyjdą, nie zostaniemy ukarani za ich odczuwanie. Kolejny już tydzień z młodszymi „ja” i mimo obaw, że „znowu one”, bardzo owocny na drodze do bycia pewnymi siebie. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

„Nie lubię tego! To jest głupie!”

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

„Nie lubię tego! To jest głupie!”

Ile razy słyszałaś/łeś ten tekst? Czasem wydaje Ci się, że cokolwiek przydarzy się Twojemu dziecku i tak usłyszysz: „Nie podoba mi się to! To jest głupie!” Ten tekst osłabia i powoduje u nas – rodziców poczucie bezsilności. Może już nawet nienawidzisz tego tekstu. Ja chcę pomóc Ci go polubić. Tak, tak, polubić, a przynajmniej oswoić i nauczyć się konstruktywnie na niego reagować. To tekst, za którym tak naprawdę kryje się bardzo dużo informacji o tym, co naszemu dziecku przytrafiło się w związku z sytuacją, którą określa jako głupią. Kiedy mój synek mówi, że przedszkole jest głupie, to jak pewnie czytaliście na fan pag’u „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały” może się za tym kryć złość na to, że tylko jeden kolega dostał naleśnika z farszem ruskim, a przecież on tak kocha ruskie i też chciał. Kiedy chłopiec przybiega i nie chce już grać w piłkę, mówiąc, że to głupie, to można domyślać się, że coś nieprzyjemnego przydarzyło się w trakcie tej gry. Może za rzadko dostaje piłkę do kopnięcia, może ma śliskie buty i źle mu się biega, może chłopcy stawiają go tylko na bramce i wiele innych powodów. Kiedy dziewczynka przybiega do rodziców na placu zabaw i krzyczy: „Nie chcę tu być. Ten plac zabaw jest głupi!” to za tym też stoją uczucia: rozczarowania, złości i inne. Tu nie chodzi o plac zabaw, bo czyż plac zabaw może być głupi? I czy na pewno trzeba puszczać go w pośpiechu, bo niby się już nie podoba. Za słowem głupi, głupia, głupie zawsze stoją chwilowe złości i rozczarowanie. Pewnie przydarzyło się coś podczas zabawy. Dziecko nie umie nazwać swoich uczuć i fakt, że źle czuje się w związku z danym zdarzeniem przyobleka najprościej. Trochę generalizuje, rozciągając swoje uczucia na cały plac czy grę, lecz przecież ciężko kilkulatkowi sprecyzować, że nie podoba mu się dany aspekt zabawy. Zabawa się popsuła z choćby najmniejszego powodu, więc cała zabawa jest głupia. Jak zatem reagować? Przede wszystkim nie wpadać w panikę, że dziecko zraziło się czymś na zawsze. Założyć, że wydarzyło się coś, co popsuło dziecku zabawę. Zaakceptować uczucia, czyli przyjąć jako fakt, że zadziało się coś nie pomyśli dziecka. Nie dyskutować ze zdaniem: „To jest głupie!” Dziecko mówi, że jest, więc dla niego jest, choćbyśmy wymienili tysiąc zalet zabawy, bo nie o to chodzi. Nazwać uczucia, które kryją się za słowem głupie. Powiesz, że to bardzo trudne, bo skąd niby masz wiedzieć, co się stało. Uczuć jest bardzo wiele, jednak zawsze można założyć kilka podstawowych: złość, rozczarowanie, smutek, strach, czasem tylko zmęczenie. I po prostu zgadywać. Dziecko, odpowie „Nie!”, lecz się nie zrażać. W końcu zgadniemy, a dziecko będzie nam naprawdę wdzięczne. Z tej wdzięczności opowie nam, co się mu nie podoba i co się wydarzyło. Poszukać WSPÓLNIE rozwiązania – nie narzucać swoich rozwiązań, lecz zapytać dziecko, jakie ma propozycje, później podać swoje i wspólnie wybrać najlepsze rozwiązanie. Ważne, by akceptowały je obie strony. Mam nadzieję, że pomogłam Ci trochę oswoić wyrażenie „To jest głupie”. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty siódmy

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty siódmy

W Tygodniu dwudziestym siódmym wracamy do naszych młodszych ja, by ugruntować ich pozycje w naszym wnętrzu. ZDANIA NA RANO: 1. Jeśli myślę o bliższym zaprzyjaźnieniu się ze swoim dziecięcym ja…. 2. Jeśli myślę o bliższym zaprzyjaźnieniu się ze swoim nastoletnim ja…. 3. W miarę jak moje młodsze ja czują się przy mnie bardziej swobodnie… 4. W miarę jak tworzę bezpieczną przestrzeń dla mojego dziecięcego ja… 5. W miarę jak tworzę bezpieczną przestrzeń dla nastoletniego ja… ZDANIA W ORYGINALE 1. If I think about becoming better friends with my child self… 2. If I think about becoming better friends with my teenage self… 3. As my younger selves become more comfortable with me… 4. As I create a safe space for my child self… 5. As I create a safe space for my teenage self… ZDANIA NA WIECZÓR 1. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, będąc bliżej zaprzyjaźniony ze swoim dziecięcym ja… 2. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, będąc bliżej zaprzyjaźniony ze swoim nastoletnim ja… 3. – 4. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, tworząc bezpieczną przestrzeń dla mojego dziecięcego ja… 5. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, tworząc bezpieczną przestrzeń dla mojego nastoletniego ja… Zaprzyjaźniliśmy się już chyba ze swoimi młodszymi ja przez klika wcześniejszych intensywnych tygodni. Dajmy im jeszcze więcej, na pewno się odwdzięczą. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty szósty – samoakceptacja

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty szósty – samoakceptacja

Zostało nam zaledwie kilka tygodni Programu Podnoszącego Poczucie Własnej Wartości wg Nathaniela Brandena. To moment, kiedy każdy wie, że było warto, bo samoakceptacja uczestników jest teraz odczuwalnie wyższa niż gdy zaczynaliśmy. Ten tydzień przebiegał bez rewolucji, stąd pojawiały się bardziej odczucie niż wnioski rozumowe. Przyznam, że nie zauważałam zmian w tym tygodniu. Czułam, że gdzieś w tle „pralka pierze”, lecz szło to jakoś mozolnie. Dokańczałam zdania z nadzieją, że coś się wydarzy. I wnioski wypłynęły gdzieś pomiędzy wierszami codziennych spraw. Pierwszy, to taki, że żeby być pewnym siebie, trzeba akceptować siebie w całości. Oznacza to w praktyce bycie swoim wyrozumiałym przyjacielem, a nie wrogiem. To wbrew pozorom mocne postanowienie, żeby nie odwracać się od siebie samej, samego w momencie, kiedy przychodzi do nas niechciana, nielubiana złość, podniecenie seksualne czy ekscytacja. To powtórka z tych uczuć, a jednak w nowym świetle. Głupio po zaprzyjaźnianiu się z młodszymi „ja”, odrzucać siebie za naturalne dla człowieka stany emocjonalne. Odniosłam wrażenie, że to taki test: akceptujesz już swoje dzieciństwo, swoje słabości, a co z akceptacją tych sfer, które tak naprawdę przechodzą przez wiele punktów, składających się na nasz światopogląd. Akceptacja podniecenia seksualnego to wyzwanie. To konfrontacja z przekonaniami religijnymi, etycznymi, filozoficznymi, kulturowymi, rodzinnymi, może zdrowotnymi. To też okazja, żeby popatrzeć inaczej na swoje potrzeby, może je zauważyć dopiero, a może wyhamować ich egzekwowanie. Ekscytacja też nie jest kulturowo aprobowana. Silne emocje okazuje się w domu albo najlepiej wcale, a one muszą przepłynąć, by nas nie „nosiło”. Odkryłam, że w silnych emocjach za dużo gadam. Bardzo tego u siebie nie lubię, lecz teraz wiem, że gdy skupię się na ich odczuwaniu, potrzeba wyrzucenia z siebie potoku słów na pewno się zmniejszy. Próbowałam dzisiaj, potwierdziło się. Choć nie zachęcam tu nikogo do zaniechania ekspresji, to przecież nas określa. Panie może nie raz słyszały zdanie: „Ładnie się złościsz”, szkoda by było zubażać się o ten aspekt siebie. Dążymy tu dokładnie do czegoś przeciwnego. Co innego wyrażać siebie w sposób, który aprobujemy, a co innego wyrażać siebie tak, że później tego żałujemy. Jestem ciekawa, co się u Was zadziało. Czy dla kogoś to był łatwy tydzień?   Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Do mamy pięciolatka

Widziałam Pani zażenowanie, gdy przedszkolanka mówiła nie zwracając uwagi, że podeszłam, że syn był niegrzeczny, że ją przedrzeźniał i przeszkadzał. Pewnie Panią zdziwi, lecz byłam po Pani stronie, bo nie chciałam tego słuchać, choćby z tego powodu, że to nie moja sprawa. Pierwsza myśl, która mi przemknęła przez głowę w odpowiedzi na słowa przedszkolanki o Pani synku były: „Pewnie miał powód”. To może też Panią zaskoczy, lecz nikt nie buntuje się bez powodu. Dziecko też nie. Może drażniło go coś, może źle się czuł – jakaś potrzeba Pani synka nie została zaspokojona albo może jego granice zostały naruszone. Tak – dziecko to człowiek z potrzebami i osobistymi granicami. Pani synek płakał, a Pani się śmiała, by zakryć bezradność i zakłopotanie. Tu czułam do Pani złość, ale też współczucie. Chciałam Pani pomóc, intensywnie myślałam, co Pani powiedzieć i doszłam do wniosku, że cokolwiek powiem, to nie moment i może się Pani poczuć zaatakowana. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Żeby dzieci chciały chcieć

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Żeby dzieci chciały chcieć

Nauczyciel z 25 letnim stażem w nauczaniu, mówi: „Wie Pani,  jaki jest największy problem? A taki, żeby dzieci chciały chcieć.” Padam po tym zdaniu, bo muszę sobie wyobrazić, że dzieci nie chcą. Nie rozumiem w pierwszej chwili problemu, bo moje chcą. Myślę chwilę i zaczyna do mnie docierać, co powinnam mu odpowiedzieć. Zaczynam od historii mamy, która opowiadała, że gada i gada do dziecka od rana do wieczora, tak że wieczorem czuje realny ból szczęki, a jej gadanie i tak nie działa. Pyta, co ma robić. Po czym jest zdecydowanie zaskoczona moją odpowiedzią. „Gadać mniej”. Jak to mniej? Tak, mniej, dużo, dużo mniej, a właściwe komunikaty. Dzieci wyłączają się, gdy zaczyna się tak zwane „kazanie”. Wyłączają słuchanie, gdy setny raz powtarza się im to samo. Czują się głupie, gdy słyszą pewne komunikaty. A gdy opiekun czy to w domu czy w szkole mówi je po raz setny, to na pewno nie chcą ich słyszeć. Zastanówmy się też nad skutecznością podawanych komunikatów. Skoro nie działały drugi, trzeci, dziesiąty raz, to czy zadziałają za razem tysięcznym? To, że dziecko na nie nie reaguje bądź reaguje buntem, a nie współpracą, świadczy nie o dziecku, lecz o komunikatach. Są niewłaściwe, nieskuteczne, demotywują, a nie zachęcają. Co zatem zrobić, żeby dzieci chciały chcieć? Zacznę od tego, czego dorośli się boją i nie chcą tego robić, bo raz – okaże się, że mają uczucia, dwa – poczują je i pomyślą, że okazali słabość. Mój guru od pewności siebie, czyli Nathaniel Branden i zespół ekspertów pracujących w Stanach nad wzmacnianiem poczucia własnej wartości udowodnili, że każdy kto pozwala uczuciom swobodnie przez siebie przepływać i akceptuje je ma większą świadomość siebie i pewność siebie, lepiej rozumie siebie i innych, jest swobodniejszy w relacjach z innymi. Zatem po tej zachęcie, punkt pierwszy. 1. Szanować i akceptować uczucia dziecka – to pozwoli zrozumieć dziecko, otworzyć się na jego potrzeby. Ktoś odpowie: „mam dwadzieścioro dzieci w klasie, nie mogę skupiać się na każdym, bo nie wyjdę z pracy”. Nieprawda. Zaakceptowanie uczuć dziecka daje takie zrozumienie sytuacji, że często dalsze działania są zbędne. Pozwala to oszczędzić o wiele więcej czasu. Odpada całe codzienne „użeranie się”, które jest skutkiem tego, że dorosły forsuje swoją wolę nie rozumiejąc, o co chodzi dziecku. 2. Nie krytykować – naprawdę całkowicie wyrzucić ze swojego języka krytykę. Dzieci widzą, że coś zrobiły źle, nie trzeba im tego milion razy powtarzać. Dać im trzeba za to przestrzeń, by mogły przemyśleć, co zrobiły źle i co jeszcze ważniejsze, POKAZAĆ, JAK COŚ ZROBIĆ DOBRZE. Zrób sobie tekst: jeden cały dzień analizuj swoje komunikaty do dziecka albo lepiej niech ktoś Cię nagra, gdy np. uczysz dziecko czegoś nowego. Moja znajoma zdębiała, gdy obejrzała nagranie samej siebie. Była przekonana, że jej komunikaty do dziecka są wolne od krytyki. Filmik pokazał, że było inaczej. 3. Zachęcać do współpracy – Opisać problem, czyli podać fakty. „Na klasówce będą wszystkie działania, które przerobiliśmy do tej pory: (wyliczyć po kolei). Żeby napisać przynajmniej na 3, trzeba znać to i to.” Im więcej faktów tym lepiej. Mówić hasłami – szczególnie, kiedy jakaś sytuacja się powtarza. Dzieci chcą się wykazać np. myśleniem, co miał/a na myśli, gdy powiedział/a to hasło. Gdy się wysilą i domyślą, będą o sobie myślały lepiej, będą myślały, że są mądre, inteligentne, a co za tym idzie – będą bardziej zmotywowane, by podjąć nowe wyzwanie. Mówić o swoich uczuciach i oczekiwaniach. To nikomu nie przyniesie ujmy, gdy powie: „Zależy mi, żebyś zdobył wiedzę, która zaprocentuje w Twoim życiu” czy „Bardzo mi przykro, że ze sprawdzianu jest tak mało 5 i 4. Liczyłam na więcej.” Ważne tutaj, by podawać fakty, nie oceniać, nie obwiniać, mówić TYLKO o swoich uczuciach. Dzieci tak naprawdę bardzo chcą sprostać oczekiwaniom dorosłych, czasem im tylko nie wychodzi i te starania trzeba docenić, a nie ganić za to, co się nie udało. Niedocenianie starań, a stałe wyciąganie błędów PODCINA SKRZYDŁA. 4. Nie etykietować – kończy się pierwszy (DOPIERO) miesiąc uczęszczania do szkół i przedszkoli, a słowo łobuz usłyszałam gdzieś w tle rozmów innych osób przynajmniej kilkanaście razy. Smutno. To projektowanie przyszłości dziecka. My myślimy o dziecku jako o łobuzie i mówimy do niego słowa, które pchają go do działania zgodnie z tą etykietką. Dziecko słyszy tę czy inną etykietę i zapisuje w głowie taki obraz siebie, naturalne jest, że postępuje nieświadomie według tego, co widzi na swój temat w swojej głowie. Powtarzane komunikaty dorosłych jeszcze ten obraz potwierdzają. Kolejne błędne koło, prawda? 5. Nie karać – pokazywać, jak naprawić błąd. Błąd jest tym, co się już stało i się nie odstanie. Żadne nasze nerwy nie wleją przykładowego mleka do kubka. Można jednak pokazać, gdzie jest ścierka i gdzie ją można wypłukać. To podstawa podstaw. Bardzo trudna do wprowadzenia od razu. Wymaga samozaparcia, samodyscypliny, wytrwałości i konsekwencji, a także otwarcia na dziecko – OD DOROSŁEGO, wbrew powszechnym mniemaniom, nie od dziecka. *Obrazek udostępniony dzięki Pixabay. Dziękuję. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty szósty

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty szósty

Tydzień dwudziesty szósty niesie ze sobą kolejną rewizję, jak teraz radzimy sobie z silnymi emocjami. Znów mierzymy się z własną ekscytacją i seksualnością. Ciekawe, w jakim stopniu je teraz akceptujemy, a może już je nawet lubimy jako to, co nam sprzyja, a nie szkodzi? ZDANIA NA RANO: 1. Czasami, kiedy jestem podekscytowany… 2. Czasami, kiedy jestem podniecony seksualnie… 3. Czasami, kiedy doznaję silnych uczuć… 4. Kiedy zaprzyjaźnię się z własną ekscytacją… 5. Kiedy zaprzyjaźnię się z własną seksualnością… 6. W miarę jak staję się coraz bardziej swobodny wobec wszystkich swoich emocji… ZDANIA W ORYGINALE 1. Sometimes when I am excited, I… 2. Sometimes when I am aroused sexually, I… 3. Sometimes when I experience strong feelings, I… 4. If I make friends with my excitement… 5. If I make friends with my sexuality… 6. As I grow more comfortable with the full range of my emotions… ZDANIA NA WIECZÓR 1. – 2. – 3. – 4. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się będąc w przyjaźni z własną ekscytacją… 5. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się będąc w przyjaźni z własną seksualnością… 6. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się, stając się coraz bardziej swobodny wobec wszystkich swoich emocji… 3 zdania na wieczór, żeby nie wyjść z wprawy. Pokażcie sobie, że da się lubić w sobie wszystkie aspekty naszej ludzkiej natury. Powodzenia! Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty piąty – skuteczne radzenie sobie z lękiem, bólem i złością

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty piąty – skuteczne radzenie sobie z lękiem, bólem i złością

Reakcje na przychodzący do nas ból, lęk czy złość są schematyczne. Jako dzieci nauczyliśmy się reagować w określony sposób i nieświadomie powielamy ten wzorzec w dorosłym życiu. Schematy działania, które pojawiają się chyba najczęściej, gdy osoba nie otrzymała jako dziecko wsparcia w bólu, lęku i radzeniu sobie ze złością, są takie: lęk —> paraliż lęk —> ucieczka/ unikanie ból —> paraliż ból —> ucieczka/ unikanie (choćby chęć skrycia się pod koc) złość —> stłumienie złość —> wycofanie (co równa się ucieczce) złość —> autoagresja Tych schematów pewnie jest o wiele więcej, jednak chcę pokazać tu akurat te, bo oceniam, że są najpowszechniejsze. I chcę je pokazać w kontekście opieki i troski o nasze młodsze ja. Wyobrażam sobie dwójkę dzieci. Jedno – nie dostało wsparcia, zrozumienia i akceptacji. Drugie – dostało te rzeczy prawie w stu procentach. Co to oznacza w praktyce? Kiedy pierwsze dziecko bało się, czuło ból lub przeżywało złość, jego rodzice reagowali zaprzeczeniem, może bagatelizowali, może zostawiali dziecko samo z tymi uczuciami. Złość zaś – bardzo możliwe że – była traktowana jako coś niepożądanego, może nawet rodzice się jej bali. To, czego dziecko się nauczyło, to nieskutecznych sposobów radzenia sobie z omawianymi tu stanami. Nieakceptowane uczucia są wypierane ze świadomości, lecz niestety nie przepływają przez człowieka i „pracują” w podświadomości. Sposoby radzenia sobie z lękiem, bólem i złością – jeśli w ogóle można tu mówić o radzeniu sobie – są nieskuteczne i blokują całą osobę. Drugie dziecko mogło natomiast przyjść do rodzica z każdym lękiem, bólem i dostawało akceptację tych uczuć i zrozumienie. Nieważne, jakie lęki przeżywało, rodzice traktowali je poważnie, bo wiedzieli, że każdy lęk jest prawdziwy i trzeba się z nim liczyć, by nie „pracował” w psychice dziecka w przyszłości. Akceptowali też dziecięcą złość, nie zaprzeczali jej, ani nie zmuszali do jej tłumienia. Przyglądali się i dowiadywali, jaka naruszona granica lub niezaspokojona potrzeba dziecka kryje się za nią. Drugie dziecko – dzięki takiemu postępowaniu rodziców – wie, że: 1. ma potrzeby 2. ma prawo do ich zaspokojenia 3. zawsze jest ktoś, kto te potrzeby zaspokoi. Pisząc to i obserwując dwójkę tak różnych w reakcjach na lęk, ból i własną złość, mam zawsze przed oczami drugie dziecko jako to, które ma ręce i je wyciąga. Pierwsze zaś jako to, które nie ma rąk, bo one nie były mu potrzebne, nie umiało ich wyciągnąć, a narząd nie używany zanika. Brutalnie – wiem – tak jednak odczuwa osoba, której potrzeby ignorowano. Zainteresowanie się w Tygodniu dwudziestym piątym lękiem, bólem i złością przez pryzmat wspierania swoich dziecięcych ja, spowodowało, że dziecięce i nastoletnie ja nareszcie dostały potrzebne im w przeżywaniu tych stanów: akceptację, wsparcie, zrozumienie. Zostały im pokazane skuteczne sposoby radzenia sobie z tymi stanami i co będzie dalszą konsekwencją – wzrost pewności siebie, poczucia własnej wartości, dlaczego że skutecznie radząc sobie z lękiem, bólem i złością, stajemy się bardziej skuteczni życiowo. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty piąty

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty piąty

W Tygodniu dwudziestym piątym zostawiamy nasze młodsze „ja” i wracamy do lęku, bólu i złości. Patrzę na te zdania i mam wrażenie, że Branden robi powtórkę, abyśmy przekonali się, o ile zwiększyła się nasza świadomość samych siebie, naszych odczuć, a także nasza skuteczność w radzeniu sobie z nimi. Liczę, że będzie to tydzień pełen spostrzegania, jak bardzo wzrosło w nas poczucie skuteczności i radzenia sobie z życiem. ZDANIA NA RANO: 1. Czasami, kiedy się boję… 2. Czasami, kiedy czuję się zraniony… 3. Czasami, kiedy jestem zły… 4. Skutecznym sposobem radzenia sobie z lękiem mogłoby być… 5. Skutecznym sposobem radzenia sobie z bólem mogłoby być… 6. Skutecznym sposobem poradzenia sobie ze złością mogłoby być… ZDANIA W ORYGINALE 1. Sometimes when I am afraid, I… 2. Sometimes when I am hurt, I… 3. Sometimes when I am angry, I… 4. An effective way to handle fear might be to… 5. An effective way to handle hurt might be to… 6. An effective way to handle anger might be to… ZDANIA NA WIECZÓR Nie dopasowuję zdań na wieczór, bo wyszłaby zbyt duża kombinacja. Mamy zatem 6 rano, lecz wolne wieczory. Życzę Wam i sobie dużej skuteczności w tym tygodniu. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty czwarty – daj czas i zdobądź zaufanie

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty czwarty – daj czas i zdobądź zaufanie

Radziłam Wam, że warto spędzić kilka godzin z małym dzieckiem, aby zobaczyć, jak trudno zdobyć jego zaufanie. Jako mama dwójki kilkulatków wiem, że malutkie dzieci totalnie ufają swoim rodzicom i pokładają w nich nieświadomie całą nadzieję w kwestii zaspokajania potrzeb poczucia bezpieczeństwa, bliskości i wielu innych. Wiem też, jak łatwo stracić zaufanie dziecka, zachwiać jego poczuciem bezpieczeństwa, zrazić do bycia blisko. Wystarczy jedno zdanie bez akceptacji dziecięcych uczuć, bo ono jest dowodem braku zrozumienia. Jeden zakaz lub nakaz, który kwestionuje dziecka prawo wyboru i pokazuje, że rodzic nie liczy się z jego zdaniem. Sama obserwuję i czasem rodzice opowiadają, jak zakazują dziecku czegoś szantażem bądź straszeniem i dwulatek płacze przejmująco, jakby stała mu się ogromna krzywda. Natomiast gdy ten sam efekt rodzic chce osiągnąć z pomocą np. zachęty do współpracy, reakcją jest ochocze działanie dziecka. W ciągu trwania tego tygodnia próbowałam wyobrażać sobie moje dziecięce ja jako małą dziewczynkę, którą kiedyś byłam. Podobnie nastolatkę. Był to ciekawy eksperyment myślowy, gdyż okazało się szybko, jak zachowuję się wobec tych dwóch „osób”. Moje zachowanie było dalekie od empatycznego i szanującego. W sumie to traktowałam je tak, jak moi rodzice kiedyś mnie jako dziecko i mnie jako nastolatkę. Co było naprawdę pozytywnym doświadczeniem to, to że dzięki zdaniom z tego tygodnia mogłam zobaczyć tę niecną praktykę, którą wobec nich stosuję (nieświadomie do teraz) i co ważniejsze mogłam to zmienić. Pierwsza zmiana zachowania wobec nich nie skutkowała ich otwarciem się. Okazało się – jak sugerują zdania z tego tygodnia – że młodsze ja potrzebują czasu, aby mi zaufać. Nie ukrywam, że w pierwszy dzień moją reakcją było „o co common?”. To trudne odwrócenie ról. Jednak z dnia na dzień nabierało coraz większego sensu i owocowało spokojem, większym scalaniem się, poczuciem, że jest mnie więcej, że mam więcej możliwości, że mam siłę w sobie, by działać, zmieniać, więcej odwagi, by się nie wycofywać, by czuć się pełniejszą. Jak do tego doszło? Dałam swoim młodszym ja czas, by mi zaufały. Tak, lecz za zaufaniem poszło wiele, wiele dalszych działań, które są możliwe tylko, gdy takowe zaufanie się ma. Otwarcie się młodszych ja, by opowiedziały o swoich potrzebach, o tym, kim i jakie są, co je cieszy, a czego się boją. Doszłam też do wniosku, że młodszym ja potrzebne są też: zrozumienie, akceptacja, wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, pozwolenie, żeby były sobą, szacunek, miłość. Wszystko to, czego potrzebują małe dzieci i nastolatki, by rozwijać się, rozkwitać i o co w tym Programie od początku chodzi – być pewną/ym siebie, mieć wysokie poczucie własnej wartości. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Wasze dzieci to pierdoły? Sami mieliście na nie pomysł

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Wasze dzieci to pierdoły? Sami mieliście na nie pomysł

Tydzień dwudziesty czwarty

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty czwarty

Tydzień dwudziesty czwarty to czas dla młodszych „ja”, które nadal potrzebują naszej uwagi. Tym, którym nadal ciężko nawiązać kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem, polecam spędzenie kilku godzin z całkiem małym dzieckiem, najlepiej tej samej płci, aby zobaczyć w nim swoje wewnętrzne odbicie. Zdobycie zaufania tego dziecka, pomoże zdobyć zaufanie swojego wewnętrznego dziecka. ZDANIA NA RANO: 1. Jeżeli zaakceptuję to, że moje dziecięce ja potrzebuje czasu, by nauczyć się mi ufać… 2. Jeżeli zaakceptuję to, że moje nastoletnie ja potrzebuje czasu, by nauczyć się mi ufać… 3. Kiedy zaczynam rozumieć, że moje ja dziecięce i nastoletnie to części mnie samego… 4. Zaczynam sobie uświadamiać…. ZDANIA W ORYGINALE 1. If I accept that my child self may need time to learn to trust me… 2. If I accept that my teenage self may need time to learn to trust me… 3. As I come to understand that my child self and my teenage self are both part of me… 4. I am becoming aware… ZDANIA NA WIECZÓR 1. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się akceptując to, że moje dziecięce ja potrzebuje czasu, by nauczyć się mi ufać… 2. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się akceptując to, że moje nastoletnie ja potrzebuje czasu, by nauczyć się mi ufać… 3. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się rozumiejąc, że moje ja dziecięce i nastoletnie to części mnie samego… 4.  – Na kolejny tydzień podnoszenia poczucia własnej wartości, życzę Wam jeszcze głębszego nawiązania kontaktu ze swoimi młodszymi ja. To zwiększy potencjał i wyzwoli dziecięcą, niczym nie zmąconą, energię do życia. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty trzeci – daj sobie bliskość

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty trzeci – daj sobie bliskość

W tym tygodniu królowała u mnie bliskość. Wspaniale było poczuć rozpływające się po całym ciele uczucie bliskości. Myślałam, że to uczucie musi zawsze mieć adresata np. ukochanego czy dziecko. Okazało się, że skierowanie jej do swoich młodszych „ja” działa cuda w kwestii zaspokojenia tej potrzeby. Podchodząc do tematu zaspokajania potrzeb, wiele razy wyobrażałam sobie, że kiedy wszystkie potrzeby będą zaspokajane, to będzie to wyglądało tak, jakby zamknęły się pewne pootwierane klapki. Z bliskością stało się jednak inaczej. Rozpłynęła się jak spoiwo pomiędzy wszystkim elementami. Danie sobie tej bliskości miało i ma też skutek taki, że chce się ją dawać najbliższym. Cieszy mnie to, gdyż zdaję sobie sprawę, jak wiele zależy od rodzica, aby dziecko stało się pewnym siebie, dającym sobie w życiu radę – człowiekiem. Branden pisze, że od urodzenia do dorosłości jest tyle etapów rozwoju, że na każdym z nich – niestety – istnieje szansa, że proces wychowania może zostać w jakiś sposób zdestabilizowany. Pisałam kiedyś o czymś, co nazywam tubą niezależności. Tym pojęciem określam stopniowe wychodzenie z całkowitej symbiozy niemowlęctwa do uniezależnienia wieku dorosłego. Branden wstępną fazę tego procesu nazywa ewolucją w kierunku wyodrębnienia się z otoczenia. W warunkach całkowitej zależności dziecko chce zaniepokojenia dwóch potrzeb pewności i bezpieczeństwa. Dopiero dziecko najedzone i bezpieczne może zacząć się indywidualizować. Jeśli te dwie potrzeby nie są zaspokojone dziecku trudniej „zbudować silne i zdrowe poczucie siebie”*. Kiedy dziecko rośnie, rozwija się, jego zależność od rodzica maleje. Wraz z nią zmniejsza się też ilość potrzeb, które rodzic może zaspokoić. Zmniejsza się – pod warunkiem, że wszystko w poprzednich fazach szło dobrze. Jeśli nie – rodzic musi zaspokajać potrzebę bezpieczeństwa u dziecka, które już teoretycznie powinno sobie samo radzić. Często doradzam rodzicom, aby mierzyli stopień zaspokojenia potrzeb swoich dzieci, potrzebą eksploracji otoczenia przez dziecko i jego poziomem usamodzielnienia. Bezpieczne dziecko ufa sobie, ufa otoczeniu, radośnie odkrywa świat. Zastanawiamy się nad tym, co nam się przydarzało, kiedy byliśmy małymi dziećmi. Jedne wnioski są takie, że za dużo od siebie wymagaliśmy i jako dzieci po prostu nie mogliśmy zrobić więcej, bo nie było to w naszej mocy. Fajnie jest sobie wybaczyć, przytulić w sobie to małe dziecko, popatrzeć na siebie jako na małe dziecko, a nie na kogoś od kogo wymaga się zachowania jak u dorosłego, kiedy ma kilka lat. To daje poczucie ulgi, że zrobiło się wszystko, co było w naszej mocy na tamten czas. W języku angielskim jest taki zwrot „do my best” i bardzo mi się podoba. To wyrażenie można odnieść też do nastolatki. Prawda jest taka, a pisał już o tym Kartezjusz, że jeśli miało się w danej chwili jasny pogląd na sytuację, to wybór, decyzja podjęta na tej podstawie zawsze będzie właściwa. Dajmy więc sobie akceptację, zgodę na ówczesne działania, wybaczmy sobie i nie żałujmy bliskości. Tak po ludzku rzecz ujmując, to niesamowicie przyjemne tak po prostu być blisko.               * „6 filarów poczucia własnej wartości, czyli wezwanie do walki przełożone na język psychologii”, N. Branden, Wydawnictwo Ravi, Łódź 1998, s. 187. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Nie chcę iść do przedszkola

Właśnie sobie uświadomiłam, że z chodzeniem do przedszkola jest jak z chodzeniem w ciąży. W ciąży często zdarza się tak, że większość osób dookoła gratuluje nam i rozpływa się nad tym, jakie to spotkało nas szczęście, jak to nam dobrze, jak powinniśmy się cieszyć, bo to wspaniały stan. Niemile widziane jest narzekanie. I wszystko jest super do momentu, kiedy przychodzą nudności i człowiek w tym „cudownym stanie” zostaje sam. (Nie piszę tu o sobie, wnioski z czytania różnych artykułów czy forum). Dlaczego skojarzyłam to z przedszkolem? Sama nie znosiłam zerówki i szkoły (mimo iż od zawsze uwielbiam się uczyć) i będąc wysyłaną na siłę do zerówki przeżyłam traumę, której niestety chyba nigdy nie zapomnę. Chciałabym teraz uchronić moje dzieci przed czymś podobnym i wpadłam na klasyczny pomysł: przedstawię mojemu dziecku, jak w przedszkolu jest wspaniale i cudownie (jak w ciąży, prawda?). Reklamowałam przedszkole od każdej strony przed rozpoczęciem roku szkolnego, a dwa ostatnie dni witałam synka stęskniona i z uśmiechem wypytywałam, co fajnego wydarzyło się w przedszkolu. W pierwszy dzień było tych rzeczy kilka, wczoraj może dwie. Dziś bunt i negocjacje. Zaczęłam intensywnie myśleć. I mąż, który zaprowadzał dziś Starszego, podsunął mi rozwiązanie. Widział, że synek nie lubi tańczyć, bo nie chciał iść właśnie, kiedy zobaczył tańczące dzieci. I wtedy mnie ośliniło. Czego jako dziecko potrzebowałam najbardziej? Akceptacji, że nienawidzę zerówki. Nie mogę synkowi wmawiać i oczekiwać, że będzie mówił, że w przedszkolu jest wspaniale, bo tak jak w ciąży, jest różnie. Może pani się podoba, a może nie. Może jedzenie smakuje, a może nie. Starszemu nie podoba się np. że trzeba jeść o stałych porach, bo dla niego to za często i za dużo. Pewnie część zabaw się podoba, a część nie. Są dni lepsze, są dni gorsze. I tak jak w ciąży trzeba przeżyć, tutaj też. Nie oszukując siebie i innych, że jest cudownie, bo jak ze wszystkim bywa cudownie, ale przeważnie nie jest. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty trzeci

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty trzeci

Tydzień dwudziesty trzeci jak dwudziesty trzeci krok przybliża nas do wysokiego poczucia własnej wartości. Korzystamy na tym my (jak dowiaduję się od Was i sama czuję) i nasi bliscy. Łatwiej żyć z osobą pewną siebie, mającą wysoką samoocenę. Jeszcze zaspokajamy potrzeby naszych młodszych ja. To pozwala nam patrzeć na siebie zupełnie inaczej, niejako siebie uzupełnić, może wiele sobie wynagrodzić. ZDANIA NA RANO 1. Na myśl, by dać mojemu dziecięcemu ja to, czego ode mnie potrzebuje… 2. Na myśl, by dać swojemu nastoletniemu ja to, czego ode mnie potrzebuje… 3. Gdybyśmy my, moje ja dziecięce i dorosłe, mieli się pokochać…. 4. Gdybyśmy my, moje ja nastoletnie i dorosłe, mieli się pokochać…. ZDANIA W ORYGINALE 1. At the thought of giving my child self what he/she needs from me… 2. At the thought of giving my teenage self what he/she needs from me… 3. If my child self and I were to fall in love… 4. If my teenage self and I were to fall in love… ZDANIA NA WIECZÓR 1. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się dając mojemu dziecięcemu ja to, czego ode mnie potrzebuje… 2. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się dając swojemu nastoletniemu ja to, czego ode mnie potrzebuje… 3. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się gdybyśmy my, moje ja dziecięce i dorosłe, mieli się pokochać…. 4. Kiedy zastanawiam się, jak czułbym się gdybyśmy my, moje ja nastoletnie i dorosłe, mieli się pokochać…. Tym, którym ciężko było w zeszłym tygodniu życzę, by teraz było łatwiej. Tym, których cieszył poprzedni tydzień – dalszych odkryć. Wszystkim owocnego Tygodnia. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Tydzień dwudziesty drugi – pokochaj swoje młodsze „ja”

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty drugi – pokochaj swoje młodsze „ja”

Pierwsza refleksja, która mi się dziś nasuwa jako podsumowanie Tygodnia dwudziestego drugiego, dotyczy mnogości powodów, z jakich możemy odrzucać nasze dziecięce i nastoletnie „ja”. Pomijam fakt, że dziecięce „ja” odrzucamy za coś czasem podobnego, czasem całkiem innego niż „ja” nastoletnie. Myślę natomiast, że ile otrzymanej krytyki, ocen, wyśmiewania i pouczania, które stawia nas w pozycji głupszego (a każde stawia, o ile nie jest udzieleniem informacji) tyle powodów, by odrzucić dziecko, które to spotkało i jeszcze więcej, by odrzucić nastolatka, z którego powodu wiele razy czuliśmy się zawstydzeni. Tak więc ilu nas tutaj próbujących otoczyć troską swoje młodsze „ja” tyle pewnie tylko czasem pokrywających się powodów odrzucenia. O ile pierwsze dwa zdania mnożą zakończenia, zakładam że dwa następne sprowadzają się do kilku potrzeb. Myślę to o potrzebach: bezpieczeństwa, bliskości, zrozumienia, wsparcia, przytulenia, większej uwagi i troski. Zaspokajać te potrzeby będziemy jednak znów potrzebowali na tyle sposobów, ile nas. Niech więc nikt się nie krępuje i nie czuje dziwnie, a po prostu zapewni teraz swoim młodszym „ja” to wszystko, czego kiedyś nie dostały i nie wstydzi się, że może jej/jego dziecięce ja potrzebuje pogłaskania, a nastoletnie poklepania po plecach. Dlaczego warto wspierać, a nie odrzucać swoje młodsze „ja”? Znalazłam powód logiczny. Nie wiem, czy u Was też tak wyszło. Jakoś dwa pierwsze zdania miały spore odniesienie do dwóch ostatnich. Kiedy odrzucałam młodsze „ja” za złość, mściło się bierną agresją; za bycie wyśmiewaną – wyśmianiem, za nazywanie głupią – nazywaniem głupi; za brak szacunku – brakiem szacunku itd. itp. Przemawia do mnie to wynikanie, choć boli bardzo, gdy się je czyta i analizuje. Wniosek jest jeden: akceptować złość młodszych „ja”, by nie być odrzuconą, kiedy znów tę złość poczuję; pocieszyć, wesprzeć, współczuć wyśmianemu, nazwanemu „głupim” dziecku, by nie być wyśmianą, obrzucaną obelgami; szanować uczucia, potrzeby, inność, bycie sobą swoich młodszych „ja”, by dostać szacunek. Tyle ode mnie, a jak Wam minął ten tydzień? *Podziękowanie za zdjęcie dla Pixabay. Share and Enjoy • Facebook • Twitter • Delicious • LinkedIn • StumbleUpon • Add to favorites • Email • RSS

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Wychowanie misia

Upał niemiłosierny. Siedzę na brzegu wersalki i rozpuszczam się z gorąca. Zmęczona po pracy, myślę, jak zmobilizować się jeszcze do jakiegoś działania, kiedy już wcześniejsze zdarzenia wyssały ze mnie wszelką motywację. Starszy podchodzi i zaczyna rzucać we mnie swoim ukochanym misiem. Miś jak miś, jest kudłaty i zaczyna się do mnie lepić. To jest dokładnie coś przeciwnego, czego akurat potrzebuję. W pierwszym odruchu mam ochotę ofuknąć misia i myślę: „Misiek, spadaj, gorąco mi!” Nie mówiłam i nie mówię tak normalnie do nikogo. Jestem zaskoczona swoją myślą i nie czuję, że jest naprawdę moja. Czuję rozdrażnienie, zmęczenie, potrzebę ochłodzenia, stres po ciężkim dniu, ale nie chęć nieprzyjemnego odzywania się do kogoś. Moje zniechęcenie nie ma nic wspólnego z synkiem, ani misiem. Reflektuję się też, że ten miś to jakby przedłużenie Starszego i nawet w zabawie nie mogę mu powiedzieć czegoś, co jest niezgodne z moim codziennym podejściem. To, co dla mnie tutaj ważne to nie to, że synka potrzeba zabawy, uwagi rodzica kolidowała z moją potrzebą odpoczynku. Istotne jest to, że moje odczucia nie odnoszą się do synka i misia. Związane są z wydarzeniami, które miały miejsce poza domem, moim zmęczeniem upałem i na pewno nie powinny być wyładowane na dziecku i jego zabawce. Kiedy jestem zniecierpliwiona zachowaniem dziecka, mówię to tonem i tak głośno, jak czuję. Jak w każdej rodzinie, zdarzają się nam trudne dni, kiedy z jednego czy drugiego synka wychodzi „łobuz”, a ja irytuję się szybciej. To jednak nie ta sytuacja. Pacanie misiem nie jest powodem, by odrzucać dziecko. Złość powinna mieć właściwego adresata. Tamta złość i frustracja są duże. Mogę je wyładować ćwicząc lub sprzątając. Miś nie zasłużył zachęcającą do zabawy zaczepką, by go ofuknąć. Poza tym miś to współlokator. Starszy na pytanie babci, ile osób u nas mieszka odpowiedział: „Siedem.” Babcia zdębiała: „Siedem?” A synek: „Siedem: mama, tata, Pe. (czyli on), Te. (Młodszy), kotek, miś i kocyk”. Wszyscy w domu są traktowani z szacunkiem. Żartując, to nawet o kocyku nie mogę powiedzieć: „Co ta szmata tu robi?” Mówię zatem: „Misiuuu, kleję się i lepię. Nie chcę tego, bo mi gorąco.” I już się wygłupiając, bo Starszego bawi, że mówię do misia tak, jak on wcześniej: „Boję się, że się ze sobą skleimy. I będziemy musieli chodzić razem wszędzie aż do wieczornej kąpieli. O tak! O tak!” Udaję chodzenie z przyklejonym do siebie misiem. Starszy chichra się i odpuszcza rzucanie. Jak mówi się z szacunkiem, udziela informacji, to nie tylko dzieci słuchają, ale nawet misie, a jeszcze można swoje potrzeby wyrazić.

Tydzień dwudziesty drugi

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty drugi

Nadal zostajemy z naszymi młodszymi „ja”. Patrzę na te zdania i myślę, że wymagające poranki przed nami. Trzeba się będzie zmierzyć z tym, co się naszym młodszym „ja” nie podoba. ZDANIA NA RANO 1. Czasem dziecko wewnątrz mnie czuje, że je odrzucam, gdy (ja) …. 2. Czasami nastolatek wewnątrz mnie czuje, że go odrzucam, gdy (ja) … 3. Czymś, czego moje dziecięce ja potrzebuje ode mnie, a rzadko dostaje jest… 4. Czymś, czego moje nastoletnie ja potrzebuje ode mnie, a nie dostało jest… 5. Jednym ze sposobów, w jakie moje dziecięce ja mści się na mnie za to, że je odrzucam, jest… 6. Jednym ze sposobów, w jakie moje nastoletnie ja mści się na mnie za to, że je odrzucam, jest… Dodałam „ja” w nawiasach przy dwóch pierwszych zdaniach dla większej czytelności i zgodności z oryginałem, choć to „ja” wydaje się narzucać z treści zdania. ZDANIA W ORYGINALE 1. Sometimes my child self feels rejected by me when I… 2. Sometimes my teenage self feel rejected by me when I… 3. One of the things my child self needs from me and rarely gets… 4. One of the things my teenage self needs from me and has not received is… 5. One of the ways my child self gets back at me for rejecting him/her is… 6. One of the ways my teenage self gets back at me for rejecting him/her is… ZDANIA NA WIECZÓR Przykro mi, nie przekształciłam ich. Jeśli ktoś ma pomysł, jak je przebudować, żeby miały sens, niech się dzieli w komentarzach. Jak się nie uda, to mamy wolne od wieczornych zdań. Nie zaszkodzi, bo i tak zdania pracują w naszej podświadomości cały czas, a może odpoczniemy trochę. Jako motywację na ten tydzień mam dla Was sentencję autora programu: „Nie zaleczony ból z przeszłości jest jeszcze jedną barierą na drodze do wysokiej samooceny.” Znośmy zatem tę barierę w Tygodniu dwudziestym drugim. Powodzenia!

Tydzień dwudziesty pierwszy – troska o młodsze „ja”

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

Tydzień dwudziesty pierwszy – troska o młodsze „ja”

Słuchając, co mają do powiedzenia nasze młodsze „ja”, dowiadujemy się, że brakowało im uwagi, zauważenia, troski, zrozumienia, bliskości, wybaczenia itd. itp. Wszystkie uczucia związane z tymi brakami zranieniami dziecięcego i nastoletniego „ja” determinują nasze dorosłe zachowania, postawy wobec najbliższych, a nawet relacje zawodowe. Dziecięce i nastoletnie „ja” żyją w nas, czy tego chcemy czy nie. Odzywają się w różnych momentach naszego życia i mogą nam pomagać lub przeszkadzać w realizacji naszych zamierzeń. To, czy wpierają nasze działania czy sabotują zależy od tego, jakie mechanizmy powstały w relacji z rodzicami, kiedy byliśmy dzieckiem i nastolatkiem. Szybko bowiem rozpoznaliśmy, jakich działań mamy nie podejmować, a jakie są mile widziane, aby rodzice byli z nas zadowoleni. Co gorsza, traktujemy te działania, jako takie, które zapewniają nam bezpieczeństwo. Skutkuje to tym, że nieświadomie stwarzamy wokół siebie klimat naszego domu. Tym, co nas prowadzi w dorosłym życiu, jest postawa rodziców wobec nas. Patrzymy więc na siebie z dwóch perspektyw: dorosłego, który zna swoje zalety i docenia je i wewnętrznych dzieci – które patrzą na te cechy przez pryzmat rodzicielskiego odnoszenia się do nich. Przykładowo: jako dorosła/y wiesz, że jesteś świetnym fachowcem w danej dziedzinie, lecz jako dziecko: czujesz, że to za mało, że nadal jesteś za głupi/a. Aby nasze wewnętrzne dzieci przestały nam przeszkadzać, my musimy zaprzestać walki z nimi. Powinniśmy stać się na nich empatycznymi, szanującymi je, kochającymi, dającymi bliskość rodzicami. I to właśnie działo się w tym tygodniu. Zdania Nathaniela Brandena pomagały nam zbliżyć się do naszych młodszych „ja”, poznać ich uczucia, zaakceptować je, a same młodsze „ja” otoczyć troską i miłością. Nie wiem, jak dla Was, dla mnie było to cudowne doświadczenie. Akceptacja, bezpieczeństwo, bliskość i wiele innych życzliwych „gestów” wobec moich młodszych „ja” dało mi spokój, ulgę, powody do szacunku wobec siebie, motywację do działania. Liczę, że Wy również zaspokoiliście potrzeby emocjonalne Waszych młodszych „ja” i w ramach podsumowania zaplanowaliście, co dalej chcecie zmienić w sobie i wokół siebie. Dziękuję za kolejny: może trudny, może bolesny, lecz jakże owocny tydzień!