Co z tym skarbem cz. 2

…bo jestem mamą

Co z tym skarbem cz. 2

Odkryłam dla siebie świetnego autora

…bo jestem mamą

Odkryłam dla siebie świetnego autora

Ogólnie rzecz biorąc – falstart

…bo jestem mamą

Ogólnie rzecz biorąc – falstart

Mamo, ja się boję iść do szkoły

…bo jestem mamą

Mamo, ja się boję iść do szkoły

Niezwykła powieść, niezwykły lektor czyli genialny audiobook

…bo jestem mamą

Niezwykła powieść, niezwykły lektor czyli genialny audiobook

Dzisiaj przede mną wielkie wyzwanie. Recenzja niezwykłej, niesamowitej i trudnej do zapomnienia książki w wydaniu dźwiękowym. Po raz kolejny Audioteka udostępniła mi audiobook. Zawsze mam możliwość wyboru tytułu, którego chcę posłuchać i tym razem wybrałam Maga Johna Fowlesa.Wybrałam te książkę, bo kiedyś ja już czytałam, jako młoda dziewczyna. Zrobiła na mnie wtedy niesamowite wrażenie i chciałam się przekonać, jak będzie teraz, kiedy jestem o 20 lat starsza. I wiecie, co? Mam wrażenie, że tej powieści wcale nie znałam. Słuchając, stwierdzałam ze zdumieniem, prawdziwym, coraz większym, że ja nic pamiętam. Żadnych szczegółów. Trochę dziwne, ale zostało mi po Magu wspomnienie czegoś całkiem nieuchwytnego – jedynie nastrój niesamowitości, niezwykłości i magii. Żadnych szczegółów poza jednym, jakimś niezwykłym stosunkiem dwóch ludzi, młodego i starego, ucznia i mistrza. Co zresztą nie do końca zgodne jest z prawdą ( z tym uczniem i mistrzem, bo ta relacja okazała się jednak trochę inna). Chciałam się przekonać czy przeczytana kiedyś książka zrobi na mnie podobne co kiedyś wrażenie, a okazało się, że zrobiła jeszcze większe niż wówczas. Ciekawe, może po prostu musiałam dojrzeć, żeby pewne rzeczy zrozumieć? Coś jest na rzeczy. Mag to pierwsza powieść Fowlesa. Tak zaczynać. Tylko pozazdrościć talentu. Opowiedzieć o niej w dwóch słowach nie sposób. Zawiera się w niej tyle wątków, tyle historii, przeplatają się losy tylu ludzi. Trudno się czasem zorientować co jest prawdą, co zmyśleniem. Z tym zmyślaniem to ciekawa sprawa, bo ono jest jak najbardziej celowe, zaplanowane, mające swój cel. Na początku niezrozumiały całkowicie, później odrobinę możliwy do zaakceptowania. Cel, z którym się nie do końca zgadzamy, ale cel, który daje mocno do myślenia. Książka dotyka wielu spraw. Jest tu miłość i zdrada i niedojrzałość emocjonalna. I pytania o egzystencję i rozważania filozoficzne. Pytania o moralność i o prawo człowieka do stanowienia o sobie w oderwaniu od innych. Jest tu sporo o zdradzie, także samego siebie. A wszystko napisane tak, że nie ma mowy o jakimkolwiek znużeniu. Człowiek chce chłonąć i chłonąć każde zdanie bez przerwy. Piękny język, wrażliwość autora, cudowne słońce Grecji, błękitne morze, postaci z mitów i legend całego świata, mnóstwo cytatów i intryga, w której co chwilę trzeba się zgubić i której z ufnością trzeba się poddać i samotny, miotający się w sieci intryg i nie potrafiący pojąć tego, co się wokół niego i w nim samym dzieje, Nicolas Urfe. Puenta nie do końca napawa optymizmem, choć ostrożnie, bardzo ostrożnie można mieć jeszcze nadzieję, co do kondycji człowieka. I jak to w przypadku audiobooka nie sposób wspomnieć o lektorze. Panie, panowie czapki z głów przed Wojciechem Solarzem. Naprawdę, szczerze nie mam słów na opisanie mojego zachwytu tym, co ten młody aktor zrobił przy tym nagraniu. Przeczytał Maga w sposób, którego się nie zapomina, którego brakuje, kiedy audiobook się kończy. Mistrz świata. Z lekkością, naturalnie, wiarygodnie przede wszystkim, wcielał się w kolejne role. Skąd brał pomysły na kolejne postaci? Bo żadna się nie powtórzyła. Miał do dyspozycji tylko  i wyłącznie swój głos, a Maga słucha się z zapartym tchem. Nicolas Urfe przybiera jego postać i twarz, a jego głos maluje wszystkie inne w sugestywny, namacalny niemal sposób. To naprawdę niezwykłe doświadczenie, prawdziwa uczta. I od dziś wszem i wobec ogłaszam, że Wojciech Solarz to wielki aktor, a Mag to niezwykła i mądra powieść. No i jakoś poszło, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo ogólna recenzja tak niezwykłego wydawnictwa. Naprawdę jednak trudno opowiedzieć o Magu bez opowiadania jego fabuła, a tego nie chcę robić, żeby nie odebrać nikomu przyjemności z czytania lub słuchania Maga. Bo w tę historię trzeba wejść z czystą głową. Polecam szczerze Maga Johna Fowlesa w interpretacji Wojciecha Solarza.

…bo jestem mamą

Dzieci lubią zwierzęta

Trochę cierpię niestety. Nic poważnego przygoda ze stomatologiem, ale daje w kość okropnie. Nie mam siły pisać Dlatego dzisiaj trochę na pocieszenie dla mnie, a trochę dla uśmiechu dla Was, chłopiec, który udomowił srokę. Jest tego więcej, gdyby się Wam spodobało.

Praca i wychowanie – da się połączyć? Da się, tylko jakim kosztem?

…bo jestem mamą

Praca i wychowanie – da się połączyć? Da się, tylko jakim kosztem?

…bo jestem mamą

Kochajmy psy, bo warto

foto: francesmarie73 Dzisiaj taka króciutka historia ku pokrzepieniu serc. Jako przeciwwaga dla tych wszystkich tragicznych wiadomości, które docierają do nas zewsząd każdego dnia. Mała, niepozorna, czarniutka, niemłoda już sunia. Kundelek. Pewnie nikt nie zwróciłby na nią uwagi, w schronisku najpewniej nie miałaby szans. Takich piesków wszędzie jest pełno. A jednak 14-letnia Perełka z Będzina jest niezwykła. Dlaczego? Uratowała miesięczną dziewczynkę, która w  nocy, kiedy wszyscy domownicy spali, przestała oddychać. Maluchom często się to zdarza. Na dodatek  panował wtedy nieznośny upał. Pech chciał, że tej nocy rodzice i babcia byli zmęczeni ciągłym czuwaniem przy dziecku i wszyscy spali. Perełka czuwała. Skąd wiedziała, że dzieje się coś złego? Na to pytanie nikt nie udzieli odpowiedzi, Perełka może by potrafiła, ale nie odpowie. Wiedziała i zaczęła głośno szczekać, żeby zawiadomić domowników. Dzięki temu babcia, która obudziła się pierwsza, natychmiast udzieliła dziecku pomocy i uratowała je. Gdyby wszystko trwało trochę dłużej, mogłoby się skończyć tragicznie. Czy Perełka jest wyjątkowa? Podobnych historii jest mnóstwo. Perełka jest dzisiaj sławna, ale psy mają jakiś szósty zmysł, coś czego człowiek nie potrafi dzisiaj wytłumaczyć i zrozumieć. zmysł, który się szczególnie uaktywnia, kiedy kochają swojego pana. Potrafią za niego oddać swoje życie. Kiedy zabierałam ze schroniska naszego Portosa, byłam pełna obaw. Tak naprawdę bałam się tych wszystkich obowiązków, tego, że w domu nie będzie już tak czysto, jakbym chciała, tego, jak poradzimy sobie z wakacjami i tego wszystkiego czego obawiają się ci, którzy sprzeciwiają się psu w domu. W sumie może nawet były to bardziej obawy mojego męża  niż moje, ale były. Są zresztą trochę do dzisiaj, bo on wciąż nie do końca pogodził się z tym faktem. Wiem jednak dzisiaj, po 8 miesiącach, że to był dobry pomysł. Przede wszystkim ze względu na dzieci. One kochają jego, a on kocha dziewczyny. Jest coraz bardziej członkiem rodziny. Wie, kiedy komuś jest smutno i próbuje  pocieszać wpychając swoją puchatą mordkę do ręki i patrząc w oczy tymi swoimi czarniutkimi oczkami. Kiedy się złościmy, schodzi nam z drogi i śmiesznie przekrzywia głowę przyglądając nam się ze swojego kącika. Nie można się złościć. Wie, kiedy coś boli. Naprawdę. Przygląda się uważnie, a potem przychodzi i przytula głowę. A tego, jak cieszy się, kiedy wracamy do domu opisać nie sposób. Mogłabym o nim długo opowiadać. Nie wiem czy jest taki dlatego, że zabraliśmy go ze schroniska, niektórzy twierdzą, że te psy kochają bardziej. Perełka też została przygarnięta. Wiem, że wszystkie psy potrafią kochać, ten którego mieliśmy w moim rodzinnym domu, był z nami od szczeniaka i był nie mniej cudowny. Wniosek? Warto mieć takiego przyjaciela. Z jednym, małym zastrzeżeniem: Ty dla niego też musisz być przyjacielem.

„Bycie tatą to największe szczęście, jakie mnie spotkało w życiu”

…bo jestem mamą

„Bycie tatą to największe szczęście, jakie mnie spotkało w życiu”

siepomaga.pl Mam czasem ochotę, tak, jak wielu moich znajomych, odwrócić się, kiedy widzę jakieś nieszczęście. Jest go tak dużo. Jest czasami tak wielkie, tak nieprawdopodobne, że trudno patrzeć, trudno słuchać, trudno sobie wyobrazić siebie w podobnej sytuacji.  Chciałoby się nie wiedzieć, nie widzieć, nie słyszeć, ale się nie da. Problem jest taki, że ludzkich dramatów jest tak wiele, że nawet, jeśli człowiek postanowi się już nie odwracać, to najczęściej ma dylemat, komu pomóc. Kto jest  w większej potrzebie, kto powinien być pierwszy, ile ja właściwie mogę zrobić i czy w ogóle mogę cokolwiek? Przykład Kajtka pokazuje, że w pojedynkę nic, ale wspólnie z innymi dużo, bardzo dużo możemy, bo przede wszystkim możemy dać nadzieję. Te zbierane pieniądze są  w tym wszystkim ważne, niezbędne, ale najważniejsza jest chyba nadzieja, bo ona daje siłę do walki. Chyba. Tak mi się wydaje. Kiedy trafiam w takie miejsce jak Siepomaga.pl w pierwszym momencie wpadam w panikę. Tyle tych wyjątkowych historii, jedna straszniejsza od drugiej. Sprawy i choroby, o których nie miałam pojęcia, które naprawdę trudno byłoby mi sobie wyobrazić. Wszystkim  nie pomogę, o wszystkich nie napiszę, o wszystkich nie opowiem innym. Zdaję się wtedy na…no właśnie na co? Czytam te historie, jedną po drugiej i dzięki Ci Boże za wielkie pokłady nadziei i optymizmu, jakie w sobie mam i jedna zawsze mnie zatrzymuje. Nie wiem dlaczego właśnie ta, ale nie zastanawiam się, co za różnica. Dzisiaj zatrzymałam się na historii Andrzeja. Trudno nazwać to, co spotkało tego człowieka i jego rodzinę. Przede wszystkim jego. Niemłodego już, słabnącego, cierpiącego z powodu choroby ojca, który nie myśli teraz o sobie, ale o swoich dzieciach. On właściwie nie prosi o pomoc dla siebie, choć sam bardzo jej potrzebuje, ale dla nich. To ich los leży mu najbardziej na sercu. Nie załamał się wbrew wszystkiemu, ale jest, w sytuacji, która go spotkała, bezsilny. Wyobrażacie sobie ciężką chorobę, która was wycieńcza, odbiera siły i możliwości i do tego tracicie wszystko, co mieliście? Na dom rodziny Andrzeja upadło drzewo i zniszczyło wszystko, co mieli, dom. Nie mają gdzie mieszkać. Andrzej nie może już pracować z powodu postępującego raka płuc. Wcześniej był stolarzem i dawał sobie świetnie radę. Chce odbudować dla dzieci dom, ale sam nie da sobie rady. Jakby tego wszystkiego było mało, jedno z sześciorga dzieci urodziło się chore i żona musiała poświęcić się opiece nad nim. Kochają się, robią, co mogą, nie poddali się, ale nie poradzą sobie bez pomocy. Przeczytajcie proszę całą historię Andrzeja i opowiedzcie o nim innym, pomóżcie tak, jak możecie. Jestem nudna, ale każda złotówka się liczy, w dosłownym znaczeniu. Każde słowo przekazane komuś, kto może dać więcej, ale sam mógłby się o tej historii nie dowiedzieć. Najważniejsze to nie odwracać się.

Co z tym skarbem? cz. 1

…bo jestem mamą

Co z tym skarbem? cz. 1

Czy mam powód, żeby się bać?

…bo jestem mamą

Czy mam powód, żeby się bać?

Mama to mama, zawsze ma rację

…bo jestem mamą

Mama to mama, zawsze ma rację

Nie wygrałam, ale…

…bo jestem mamą

Nie wygrałam, ale…

Witaj szkoło! A podręczniki  już macie? Bo my jeszcze nie

…bo jestem mamą

Witaj szkoło! A podręczniki już macie? Bo my jeszcze nie

Fotografowanie z głową. Jak najbardziej jestem za

…bo jestem mamą

Fotografowanie z głową. Jak najbardziej jestem za

Wyobraźnia za kierownicą – bezcenna

…bo jestem mamą

Wyobraźnia za kierownicą – bezcenna

Wyjazd uważamy za udany – połowa wakacji za nami

…bo jestem mamą

Wyjazd uważamy za udany – połowa wakacji za nami

…bo jestem mamą

Muzyka, jaką lubię

Niedługo wracam, a na razie trochę muzyki. Kiedyś często tego słuchałam, później zapomniałam i niedawno, nie do końca wiem z jakiego powodu, przypomniałam sobie. Dla mnie bomba, jak Wam się podoba?

…bo jestem mamą

Cyrk motyli

Wiecie, jestem na wakacjach:-) Obejrzyjcie coś, co zrozumie każde dziecko, nawet bez znajomości języka. Mnie to za każdym razem wzrusza i pomaga.

Meta, szczęśliwe zakończenie

…bo jestem mamą

Meta, szczęśliwe zakończenie

Nie siedź tyle przy komputerze

…bo jestem mamą

Nie siedź tyle przy komputerze

Powiedz dziecku, że życie to nie gra komputerowa

…bo jestem mamą

Powiedz dziecku, że życie to nie gra komputerowa

To na pewno się uda motylku

…bo jestem mamą

To na pewno się uda motylku

Pofilmowe wrażenia, ale wcale nie recenzja

…bo jestem mamą

Pofilmowe wrażenia, ale wcale nie recenzja

Amy Adams jako Margaret Keane, kadr z filmu „Wielkie Oczy” Wakacje. Jakoś nie chce się poruszać poważnych tematów, chociaż one i tak nie odpuszczają i atakują wciąż z każdej strony. Pewnie kiedy będę miała lepszy dzień, to co nieco napiszę, bo pewne sprawy wołają o pomstę do nieba po prostu. Aha, zapomniałabym. Muszę się pochwalić, że w konkursie planaxy.com, w którym wzięłam udział wpisem Moje wakacje marzeń, zdobyłam wyróżnienie:-) Teraz czekam na swoje nagrody i oczywiście serdecznie gratuluję zwyciężczyni konkursu, Annie Zając, współautorce bloga fashionable.com.pl Cieszę się z udziału, a w przyszłym roku, jeśli nawet nie odbędziemy zaplanowanej podróży, to chyba pojedziemy nad Jezioro Garczyn. Skoro poważnymi sprawami dzisiaj zajmować się nie będę, to w takim razie będzie kilka słów o pewnym odkryciu, którego „dokonałam” dzięki seansowi filmowemu. Jakiś czas temu oglądałam „Wielkie oczy” Tima Burtona. Pisałam o swoich wrażeniach na drugim blogu, dlatego tutaj już nie będę zajmować się filmem. Kto ciekawy, zapraszam do lektury. Historia opowiedziana przez Burtona jest dla mnie wstrząsająca ze względu na fakt, iż wydarzyła się naprawdę, ale to, co najbardziej utkwiło w mojej pamięci i w duszy, że się tak górnolotnie wyrażę, to te tytułowe wielkie oczy. Przed seansem nie natknęłam się na Margaret Keane, ani na jej niezwykłe obrazy. Podczas filmu nie mogłam oderwać od nich oczu. Jest w nich coś niezwykłego, magnetycznego, przyciągającego. I jest ich ogromna liczba. Ta kobieta, pomimo tego, co się jej w życiu przydarzyło nigdy nie przestała malować. Dzisiaj jej obrazy znajdują się w muzeach na całym świecie i pewnie w tysiącach domów. Sama kupiłabym sobie taki, gdyby było mnie stać:-). Tyle, że pewnie miałabym problem z wyborem. Różnica między obrazami namalowanymi przed laty, a tymi malowanymi współcześnie jest taka, że te dawne przedstawiają smutne dzieci o wielkich, smutnych oczach, współczesne wesołe dzieci o wielkich, wesołych oczach. Można by pomyśleć, że to nudne, zarówno dla artysty, jak i dla odbiorcy, malować i oglądać wciąż to samo. A jednak na obrazy Margaret Keane można patrzeć i patrzeć i pewnie w każdym znalazłoby się coś, czego nie ma żadnym innym. Te oczy są niezwykłe i nie pozwalają przejść obok obojętnie. Pani Keane mówi, że zawsze malowała dzieci i dorosłych o takich oczach, dlatego, że oczy to zwierciadła duszy. Proste, prawda? W te wielki oczy próbowała i próbuje wpisać swoje własne przeżycia i emocje. Być może taka sztuka to kicz. Krytycy zarzucali obrazom Keane, że są właśnie kiczem i powielaniem kiczu. Ja się nie znam. Ja tylko patrzę i odczuwam i jeśli coś w jakiś sposób na mnie oddziaływuje, wzrusza mnie, zatrzymuje, skłania do jakiejś refleksji, podoba mi się, to nawet jeśli niekoniecznie takie samo wrażenie robi na innych, trudno. Mnie się podoba, albo nie  i to jest tylko moje. Na mnie obrazy Margaret Keane zrobiły wrażenie, a Wy, jeśli chcecie się przekonać, to wystarczy w wyszukiwarkę wpisać nazwisko malarki i patrzeć. Wspaniałych wrażeń.  

…bo jestem mamą

Uciekinierka – coś w rodzaju recenzji

Kolejny audiobook i …tym razem miałam problem. Słuchałam go bardzo długo, robiłam przerwy, raz miałam nawet ochotę dać sobie z nim spokój. Udało mi się jednak  i wysłuchałam do końca, a im bliżej końca, tym bardziej mi się podobał. Zupełnie jakby ta pozycja wymagała dotarcia się. Najdziwniejsze jest to, że nie całkiem wiem, dlaczego tak właśnie było. Nie wiem do końca dlaczego „Uciekinierka” Alice Munro była dla mnie tak trudnym wyzwaniem. Czy to z powodu lektorki, Anny Kwaśniewskiej – Komorowskiej? To prawda, że nie słuchało m się jej tak dobrze, jak Krzysztofa Gosztyły. Wiecie, to czasem jest kwestia czegoś, co trudno wytłumaczyć, choć absolutnie nie ma się czego przyczepić, bo pani Anna jest tak naprawdę świetna w tym, co robi. Nie czytałam dotąd niczego, co napisała Alice Munro, „Uciekinierka” to było moje pierwsze spotkanie z ta autorką. Będę musiała znaleźć sobie coś do przeczytania, choćby tylko po to, żeby sprawdzić czy czyta się ją łatwiej niż słucha. Bo mam takie wrażenie, że w czytaniu może być, dla wzrokowca, którym jestem łatwiejsza do ogarnięcia. „Uciekinierka” to zbiór opowiadań o kobietach, które znajdują się, każda, w momencie swojego życia, w którym decydują się dalsze jej losy. Podejmują trudne decyzje, czasem w sposób prawie niedostrzegalny, zawsze cicho i dyskretnie. Cała walka, jaka się w nich odbywa, odbywa się w ich wnętrzu i jest dla postronnego obserwatora, nawet dla ich najbliższych niedostrzegalna. One jednak decydują, tyle, że te ich decyzje to w pewnym sensie, w większości przypadków ich porażka. Z całego zbioru, pomimo mnogości postaci i imion, których nie jestem w stanie spamiętać, wyłania obraz kobiety pogodzonej ze swoim życiem, może trochę smutnej. Kobiety jakby stojącej obok własnego życia i tego, co się w nim wydarza. Wydają się jakieś nieobecne, trochę cyniczne, bardzo zdystansowane, czasem, jakby były pozbawione zdolności odczuwania, choć bardzo dogłębnie analizują postawę własną i postawy innych. Alice Munro jawi się w „Uciekinierce” jako uważna i wrażliwa na drobiazgi i szczegóły obserwatorka. Opisuje historie dla przeciętnego obserwatora po prostu nieciekawe. Takie, nad którym nikt z nas pewnie by się nie zatrzymał. Ona jednak widzi w niech coś niezwykłego, coś co jest interesujące. Używa prostego języka, czasem bardzo dosadnego, w którym jednak gdzieś kryje się poezja, choć niewidoczna na pierwszy rzut oka. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego. Nie każdy lubi długie wewnętrzne monologi, dzielenie włosa na czworo, analizowanie zdarzeń po latach. Z pewnością jednak Alice Munro znajdzie, jeśli już nie znalazła, grono wielbicieli, do których i ja się już zaliczam. Choć nie jest to miłość od pierwszego wysłuchania. Audiobook mogłam oczywiści e wysłuchać dzięki uprzejmości  serwisu audioteka

Bezmyślne okrucieństwo

…bo jestem mamą

Bezmyślne okrucieństwo

…bo jestem mamą

Happy – wersja wyjątkowa

„Happy” Pharrella Williamsa na pewno znacie, ale tej wersji być może jeszcze nie, a warto ją poznać Dla mnie bomba, co Wy myślicie?

Moje wakacje marzeń

…bo jestem mamą

Moje wakacje marzeń

Czy porwanie dziecka naprawdę jest takie proste?

…bo jestem mamą

Czy porwanie dziecka naprawdę jest takie proste?

Dziecięce wspomnienia

…bo jestem mamą

Dziecięce wspomnienia