Coś nie na temat

…bo jestem mamą

Coś nie na temat

Czy potrzebujemy piękna w życiu?

…bo jestem mamą

Czy potrzebujemy piękna w życiu?

…bo jestem mamą

Zamiast słów, muzyka

Bo wiecie, ja po prostu czasami nie wiem, co napisać. Chcę wierzyć, bardzo chcę wierzyć, łapię się tej wiary stojąc wyciągnięta na palcach, a wzrost mój niewielki. Życie jest przecież piękne, świat jest przecież piękny. Czy to wszystko, co się dzieje, ta dzicz, ten brak szacunku do życia to prawda? Te straszne sceny, na które musimy patrzeć, a niektórzy uczestniczyć? Czy to jest możliwe? I to wszystko nam się nie śni? Dlatego nie wiem, co napisać, bo wszystkie słowa nic nie są warte. Dlatego słucham i wzruszam się i słucham i patrzę, jak śpią słodko moje dzieci.

Dawniej to panie było lepiej…Naprawdę?

…bo jestem mamą

Dawniej to panie było lepiej…Naprawdę?

Zakupy online – to ułatwia życie

…bo jestem mamą

Zakupy online – to ułatwia życie

Wredna gorączka

…bo jestem mamą

Wredna gorączka

…bo jestem mamą

Maroon 5. Też lubicie?

A dzisiaj moje najnowsze „odkrycie”. Słucham od kilku dni i oderwać się nie mogę. Nie szkodzi, że to już stare, a niektórzy z rozrzewnieniem wspominają dzieciństwo, ja o Marron 5 nie słyszałam wcześniej. Ciekawe tylko, że jak na moje ucho, tekst nie współgra z teledyskiem, ale w sumie wcale mi to nie przeszkadza. W sumie, to nie wiem dlaczego tak mi się to podoba. Ogólnie rzecz biorąc nie jestem raczej przesadną fanką takiej muzyki. Może to głos wokalisty? No, to sobie dzisiaj posłuchajmy   To też fajne, świetnie się do tego tańczy. No, może tańczy, to za wiele powiedziane, ale energię rozładować można doskonale. Wiem, że to znacie, tak tylko chciałam się podzielić moimi zachwytami. Może macie  jakieś fajne wspomnienia związane z tymi kawałkami, bo to tak zwykle jest?

Warto oglądać się za siebie

…bo jestem mamą

Warto oglądać się za siebie

foto: By Rex-Film Przez wiele ostatnich lat, od kiedy już stałam się dorosła, miałam takie wrażenie i ono zresztą było nie tylko moje, że usilnie  próbowano nam wmawiać, że powinniśmy patrzeć tylko przed siebie. To, co za nami należy zapomnieć. Mieliśmy być Europejczykami, zapomnieć o granicach. Narodowość to takie śmieszne coś, o czym nie warto pamiętać. Historia, korzenie to wszystko jest mało ważne. Mieliśmy być otwarci I tak się jakoś dziwnie nagle porobiło, że w ostatnim czasie wszyscy, a może przede wszystkim młodzi żyją, historią. Żołnierze Wyklęci są na ustach młodziaków, którzy o nich rozmawiają, słuchają, piszą, śpiewają. Młodzi reżyserzy kręcą film za filmem. Co jest grane? To jednak te korzenie są dla ludzi ważne? To jednak duma z bohaterów, przynależność do tej, a nie innej społeczności mają znacznie? I jasne, jednoznaczne postawy też? Ten przykład z Wyklętymi nasunął mi się tak automatycznie, bo faktycznie jestem pod wrażeniem. Skąd ci ludzie to wszystko i tyle wiedzą, skoro nikt ich tego w szkole nie uczył? Jednak te moje rozmyślania o ciągłości zaczęły się w innym momencie. Kiedy w TVP zapowiadano serial o Eugeniuszu Bodo, pokazywano fragmenty starych filmów, moje dzieci siedziały przed telewizorem. Młodsza córka stwierdziła nagle, że ona bardzo lubi takie filmy. Raz udało nam się jakiś jeden, nie pamiętam już który, obejrzeć. Dlaczego? Bo są takie ładne mamusiu. Kiedy w radio usłyszała „Umówłem się z nią na 9” w wykonaniu Lao Che, rozpoznała ją, bo widziała kiedyś fragment „Piętra wyżej”. Swoją drogą dlaczego tacy wykonawcy jak Lao Che czy Bumelants ze swoim „CafeFogg” sięgają po takie starocie, a małym dziewczynkom to się podoba? Wiecie, to taka moja podwórkowa filozofia, nie chcę dorabiać żadnej ideologii, są od tego mądrzejsi i bardziej wykształceni, ale coś w tym jest. Ciągłość musi być chyba po prostu. Możemy sobie być nie wiem, jak nowocześni i światowi, głodni nowych, egzotycznych kultur i światowych sukcesów, ale musimy wiedzieć kim jesteśmy. Musimy wiedzieć kim i skąd jesteśmy. Bo nam potrzebne jest poczucie wspólnoty i przynależności. No, nie upieram się, że każdemu, ale większości, mam wrażenie, że tak. I możemy iść w świat i chłonąć nowe. Bo jesteśmy jacyś. Konkretni.

Nieodwracalne(?) zmiany

…bo jestem mamą

Nieodwracalne(?) zmiany

Nie mogę biegać i co teraz?

…bo jestem mamą

Nie mogę biegać i co teraz?

Kłamstwo jest złe czy nie warto się nad nim zastanawiać?

…bo jestem mamą

Kłamstwo jest złe czy nie warto się nad nim zastanawiać?

No i bądź tu mądry

…bo jestem mamą

No i bądź tu mądry

Rodzina

…bo jestem mamą

Rodzina

Krótko i na temat, dobranoc

…bo jestem mamą

Krótko i na temat, dobranoc

Czy one naprawdę muszą tak cierpieć?

…bo jestem mamą

Czy one naprawdę muszą tak cierpieć?

Jak się dzisiaj zostaje milionerem

…bo jestem mamą

Jak się dzisiaj zostaje milionerem

Zaparcia, hemoroidy, nietrzymanie moczu…taka rzeczywistość

…bo jestem mamą

Zaparcia, hemoroidy, nietrzymanie moczu…taka rzeczywistość

Mama to brzmi dumnie

…bo jestem mamą

Mama to brzmi dumnie

rodzina Vivian Jak cudownie jest czytać dobre wiadomości o zwykłych w gruncie rzeczy ludziach, takich, jak my, którzy są szczęśliwi, pewni swojej drogi, wyborów, przeznaczenia. Takich, którzy się godzą, są dobrzy, rozświetleni od wewnątrz, uśmiechnięci.No dobrze, to już jest moja własna interpretacja historii, o której przeczytałam, ale tak właśnie sobie wyobrażam Vivian Volk ze Stanów Zjednoczonych. Ta pani ma dzisiaj 90 lat i jak widać wcale na tyle nie wygląda. Kim jest? Jest mamą dziewięciorga dzieci, ale nie byle jaką mamą nie byle jakich dzieci. Ośmioro z jej dzieci to bliźniaki, cztery pary bliźniaków. Dziwne, ale prawdziwe, zdarza się raz na…milion. Były to lata 60 -te. Nie było pieluszek jednorazowych, a jedynie tetrowe, które trzeba było wyprać i wyprasować. Pralki automatyczne, nawet jeśli już wtedy w Stanach były, to z pewnością nie tak wszechstronne, jak dzisiejsze. Telewizor oglądało się tylko w niedzielne wieczory, a więc nie było zapychaczy, jak dzisiaj i trzeba było dzieciom poświęcić czas i jakoś sensownie go zorganizować. Dzieci na szczęście rodziły się zdrowe i silne, a drobne urazy czy przeziębienia leczono w domu, tym bardziej, że Vivian była pielęgniarką. Nie wyobrażam sobie tylko, co się działo, kiedy dzieciaki zaczynały się kłócić. No, chyba, że się nie kłóciły:-) No i teraz pojawia się pytanie: i co w tym takiego niezwykłego? Normalna rodzina, tyle, że większa. Nudy. Co może być niezwykłego w zwyczajnej rodzinie? Nikt nie zdobywa ośmiotysięczników, nikt nie skacze na bungee, ani ze spadochronem, nie ściga się w Formule 1, nie połyka pająków, ani nawet nie jest sławny. Nudy. Rodzinne obiadki, rodzinne rozmowy, gry planszowe. Co w tym niezwykłego? I właśnie dlatego napisałam wcześniej o godzeniu się na to, co przyniesie los. Bo tylko pierwszy syn Vivian urodził się „pojedynczo”, reszta to bliźniaki. I teraz wyobraźcie sobie, że nie ma ultrasonografu i nikt nie może wykonać badania USG, które jest dzisiaj normą w każdej ciąży. Już? Za każdym razem, kiedy Vivian była w ciąży, nie wiedziała, że urodzi bliźniaki. Za każdym razem niespodzianka. Niezła, co? Przyjmowała wszystkie dzieci z jednakową miłością i kocha je wszystkie do dziś, tak samo. Poświęciła ukochaną pracę, żeby dać dzieciom to, czego najbardziej potrzebowały, uczucie, bliskość, bezpieczeństwo. Nie żałowała tego i nie żałuje do dziś, a jej rodzina wciąż jest jej największą radością. I jak pięknie ona mówi o sprawach, które dla nas wciąż są najważniejsze. „… tuż przed snem zawsze liczyła swoją radosną dziewiątkę i czuła się szczęśliwa. – Jak to robiłam? Skupiałam się na pozytywnych stronach bycia mamą. I gdybym miała to wszystko powtórzyć, zrobiłabym to bez wahania i nic bym nie zmieniła.” I jeszcze z trochę innej beczki: „…Jazda na rowerze była wtedy rzeczą oczywistą i nikt nie przejmował się poobijanymi łokciami i kolanami. To było wpisane w krajobraz zabawy. Dzieci mogły bezpiecznie biegać po podwórku aż do zmierzchu” Cieszę się, że trafiłam na historię Vivian i że mogłam ją poznać. Uważam, że ani troch ę nie jest nudna, a czytając o niej, samemu chce się być lepszym.

…bo jestem mamą

Mała księżniczka – nie, to nie o Barbie

Mała księżniczka Znacie taką książkę „Tajemniczy ogród”? Ja znam, ale wersję filmową, książki nigdy nie czytałam. Czemu o tym piszę? Czy żałuję, że nie znalazła się wśród moich młodzieńczych lektur? Tak! Bardzo żałuję i zamierzam zadbać o to, żeby moje dziewczyny poznały tę książkę na czas. Ja też sobie poczytam:-)Dlaczego w ogóle piszę o książce z początku XX wieku? Co może być w niej ciekawego dla współczesnego dziecka? Teoretycznie nic – inne realia, zupełnie inne problemy, żadnych współczesnych gadżetów, język jakiś nie taki, trudne do zrozumienia słowa. Ciągle czytam dzieciom do snu. Już o tym pisałam, wiem, ale czasem taka już jestem nudna. Sprawia nam to ciągle radość pomimo, że teraz już i druga córcia zaczyna sobie nieźle radzić ze składaniem literek. To nasz czas. Czytałyśmy już różne rzeczy: wiersze, klasyczne baśnie, bajki współczesne, opowiadania dla trochę już starszych dzieci, był nawet „Mały książę” i nie powiem, na razie nie zachwycił. Ostatnio przeczytałyśmy coś genialnego. Przeżywałyśmy wszystkie jak jeden mąż perypetie małej Sary Crew, nie mogłyśmy się doczekać wieczoru, żeby połknąć kolejne dwa rozdziały, martwiłyśmy się o to, co stanie się z samotną dziewczynką w okrutnym świecie dorosłych. Dziewczynom trudno było opanować emocje, kiedy już, już miało dojść do szczęśliwego wyjaśnienia całej historii. Dawno już lektura nie sprawiła mi takiej przyjemności, a dziewczyny były po prostu zachwycone. A wszystko to z powodu „Małej księżniczki” angielskiej pisarki z przełomu XIX i XX wieku Frances Hodgson Burnett, tej samej, która napisała”Tajemniczy ogród”. Stąd właśnie moje plany dotyczące i tej powieści. A potem zobaczymy, może poszukam kolejnych. Ta pani napisała jakieś 36 książek dla dzieci i młodzieży, niezły wynik. Wszystkim, którzy nie  bardzo wierzą w to, że to, co napisałam, to może być prawda, bardzo polecam lekturę „Małej księżniczki”. A potem możemy pogadać:-) Zresztą, teraz już jestem mądra po rekonesansie w Internecie, zdaje się, że to lektura w 4 klasie podstawówki. No, to moje dziewczyny są do przodu.

Dziadek i babcia, najcenniejszy skarb

…bo jestem mamą

Dziadek i babcia, najcenniejszy skarb

Obyśmy zdrowi byli

…bo jestem mamą

Obyśmy zdrowi byli

Opowiedz mi…

…bo jestem mamą

Opowiedz mi…

Aleksander Doba o swojej wyprawie i nie tylko

…bo jestem mamą

Aleksander Doba o swojej wyprawie i nie tylko

Zaczynamy kolejny nowy rok

…bo jestem mamą

Zaczynamy kolejny nowy rok

Do poczytania i do przemyślenia

…bo jestem mamą

Do poczytania i do przemyślenia

Sylwester, baw się dobrze

…bo jestem mamą

Sylwester, baw się dobrze

Po świętach, ale jeszcze nie zupełnie

…bo jestem mamą

Po świętach, ale jeszcze nie zupełnie

Życzenia po prostu

…bo jestem mamą

Życzenia po prostu

…bo jestem mamą

Chwila relaksu

Tego ostatnio  wciąż słucham. Stare i nowe, wszystkie według mnie świetne. Jakoś tak wyszło, że prawie same kobiety, ale to nie było zamierzone   Oprócz tej ostatniej, „Mary did you know” reszta jest mało świąteczna, ale na świąteczne granie i słuchanie przyjdzie jeszcze czas. Bo wszystko na świecie ma, a przynajmniej powinno mieć, według mnie, swój czas. A to znalazłam ostatnio na dokładkę. Jimmy Fallon. Śmieszny koleś, widać, że świetnie się bawi. I nie tylko on zresztą. Nie znałam go wcześniej. Jest tego więcej, łatwo znaleźć, jeśli się Wam spodoba. Kevin Spacey śpiewa, Samuel L. Jackson melorecytuje, Daniel Radcliffe rapuje i wiele więcej. Fajny sposób na chandrę i poprawę humoru.

Przed świętami

…bo jestem mamą

Przed świętami