Chwile, jak motyle, zostaje tylko pył

…bo jestem mamą

Chwile, jak motyle, zostaje tylko pył

Titanic. Pamiętna noc

…bo jestem mamą

Titanic. Pamiętna noc

Minął rok i znów piszę o wakacjach

…bo jestem mamą

Minął rok i znów piszę o wakacjach

…bo jestem mamą

Jest moc

Jesteśmy na wakacjach, a że nie zdążyłam napisać niczego ciekawego, chociaż temat mam bardzo fajny, to dzisiaj będzie ktoś wyjątkowy, zamiast mojego wyjątkowego wpisu:-) Nie znam tego chłopca, trafiłam na niego kręcąc się po YouTube. Bo, kiedy nie słucham Lary Fabian, to trafiam na takich niezwykłych ludzi. To się nazywa radość śpiewania bez żadnych znaczeń dodatkowych. Dla niego, bo dla nas już tak. Tylko Christopher, jego głos i piosenka i modlitwa. Uff…

Japoński kochanek – książka, w której odnajdziesz ważne dla siebie słowa

…bo jestem mamą

Japoński kochanek – książka, w której odnajdziesz ważne dla siebie słowa

Podaj hasło

…bo jestem mamą

Podaj hasło

Szukałam przewodnika i znalazłam

…bo jestem mamą

Szukałam przewodnika i znalazłam

Trochę ułatwiam sobie życie

…bo jestem mamą

Trochę ułatwiam sobie życie

Pierwszy mały bunt

…bo jestem mamą

Pierwszy mały bunt

O czym przypomina mi zapach kwitnącej lipy

…bo jestem mamą

O czym przypomina mi zapach kwitnącej lipy

Uśmiechnij się już dzisiaj, po co czekać

…bo jestem mamą

Uśmiechnij się już dzisiaj, po co czekać

No, ludzie nie ma żartów – jesteśmy baaardzo potrzebni

…bo jestem mamą

No, ludzie nie ma żartów – jesteśmy baaardzo potrzebni

Emil potrzebuje pomocy Bo Emil bez nas nie ma żadnych szans. Z nami może mu się udać. Pewnie go już znacie, bo ostatnio o nim głośno. I nic dziwnego, trzeba się śpieszyć, bo czasu coraz mniej, a do uzbierania kwoty, która pozwoli przedłużyć nadzieję jeszcze trochę zostało. Ponad  2 miliony.Dlaczego tak dużo? Bo Emil jest bardzo chory. I w Polsce nie można go wyleczyć. Można spróbować w USA. Nie podejmuję się opowiedzenia Wam o tym, na co właściwie cierpi ten dzielny chłopiec. To bardzo poważna wada serca. Rodzice walczą o niego od chwili, kiedy się urodził. A nie jest to łatwa walka, biorąc pod uwagę także ten fakt, że nikt nigdy nie dawał im nadziei na to, że tę walkę mogą wygrać. O Emilu, jego rodzicach, bracie bliźniaku i jego chorobie poczytacie TUTAJ. Proszę, nie zastanawiajcie się czy warto, dlaczego akurat jemu pomóc, a nie komu innemu. Liczy się nawet złotówka, liczy się każdy SMS, bo im więcej się nas zbierze, tym większą szansę będzie miał Emil. A potem będziemy pomagać innym. Wszystkim nie pomożemy, ale jeśli uda się uratować jedno życie, to przecież warto. A wiecie, jak to jest, kiedy się czegoś nie zrobi, a potem dostaje się złą wiadomość? Kiedyś pewien znany dziennikarz muzyczny popełnił samobójstwo. Słuchałam jednej z jego ostatnich audycji i coś mnie w niej uderzyło, wiedziałam, że dzieje się coś złego i pomyślałam, że on może to zrobić, znany był z takich skłonności. Pomyślałam, że napiszę do niego list. Nigdy tego jednak nie zrobiłam. To były czasy, kiedy pisało się listy na papierze. Nie miałam czasu, opadły mnie wątpliwości, że przecież chłop pomyśli, że jestem jakąś wariatką. I któregoś dnia dowiedziałam się, że popełnił samobójstwo. Mój list, gdybym go napisała, mógł oczywiście nie mieć żadnego znaczenia, ale co, jeśli ten człowiek czekał na jakieś jedno dobre słowo… Do dzisiaj ściska mnie w gardle, kiedy o nim pomyślę. Nie czekajcie, nie zastanawiajcie się, wrzućcie do koszyka Emilka ile możecie, a jeśli nic nie możecie, dajcie znać innym, może oni  będą mogli pomóc. Nie stójcie i nie czekajcie, że pomoże ktoś inny. Emil bardzo chce żyć, jak każdy z nas. Ps. Dajcie mi jeszcze chwilkę. Jeszcze sobie ułożę kilka spraw i wracam. Dzisiaj chciałam tylko opowiedzieć o Emilu.

…bo jestem mamą

Niezwykła śpiewaczka

Dzień dobry:-) Ja, zgodnie z obietnicą, dzisiaj tylko na chwilę. Chciałam Wam przedstawić kogoś niezwykłego. Ja osobiście, w życiu czegoś takiego nie słyszałam. Gdzie to się wszystko mieści w takim maleńkim ciałku? Oto Amira Willighagen. Tu, na filmie lat 9.

Zaraz wracam

…bo jestem mamą

Zaraz wracam

…bo jestem mamą

Coś ładnego, bardzo ładnego

No, co Wam powiem:-) Ciągle nie mogę wyjść z zachwytu i ciągle nie mogę się nadziwić. To dla mnie jakiś fenomen. Wy sobie też obejrzyjcie i posłuchajcie, a co.

Moja córka wie, jak zorganizować mi czas

…bo jestem mamą

Moja córka wie, jak zorganizować mi czas

Numer 41 335, silna kobieta o smutnych oczach

…bo jestem mamą

Numer 41 335, silna kobieta o smutnych oczach

Nowe odkrycie

…bo jestem mamą

Nowe odkrycie

Oj mamo, ty mnie nie rozumiesz

…bo jestem mamą

Oj mamo, ty mnie nie rozumiesz

Człowiek, najważniejsza część układanki

…bo jestem mamą

Człowiek, najważniejsza część układanki

…bo jestem mamą

Dziękuję, Madame Lara

foto: ramroh Rzadko mi się zdarza, może nawet nie zdarzyło się nigdy dotąd, żebym czuła taką silną więź z kimś, kogo wcale nie znam osobiście.  Tylko dlatego, że słucham, jak śpiewa. Tak mi się właśnie zdarzyło, kiedy usłyszałam Larę Fabian i trwa od jakiś 4 tygodni. Wszystko, co tu dzisiaj napiszę, będzie prawdopodobnie egzaltowane, ale nic na to nie poradzę, bo coś takiego to święto i to jest dla mnie niezwykłe. I na dodatek ten stan bardzo mi odpowiada. Jedyne, co mnie smuci to to, że pewnie nigdy nie spotkamy się twarzą w twarz, a chciałabym jej podziękować, bo to dziwne moje z nią spotkanie sprawiło, że się obudziłam, wciąż budzę ze smutnego snu. Mam wrażenie, że miałybyśmy o czym rozmawiać. 25 marca umieściłam na blogu filmik. Lara Fabian podczas koncertu w Paryżu. To było tuż po zamachach w Brukseli. Było mi strasznie ciężko. Opadły mnie tak czarne myśli, zastanawiałam się ciągle, jak obronię moje dziewczyny. Rzadko wchodzę na Facebooka, a wtedy weszłam, sama nie wiem dlaczego. I kliknęłam w jeden z filmików, które ktoś zamieścił w grupie, którą obserwuję. Filmików było mnóstwo, a ja kliknęłam w ten. Bo ja wiem dlaczego? Wrażenie było niesamowite. Ten śpiew wielkiego tłumu ludzi, te jej wielkie, zaskoczone oczy, pianista, który z takim uczuciem ciągle grał. Pomyślałam, że to jest odpowiedź na ten mój strach i smutek. Jest o miłości i z miłością, więc na przeciwnym biegunie od tego, co się właśnie stało. Lary nie usłyszałam w zasadzie, bo nie było okazji za bardzo, a że nigdy wcześniej jej nie widziałam, nie słyszałam, nie wiedziałam o jej istnieniu, to i nie zaprzątałam sobie nią głowy. Za kilka dni jednak wróciłam do niej, bo coś nie dawało mi spokoju. Gdzieś z tyłu głowy plątało mi się pytanie: dlaczego ci ludzie tak śpiewali? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam. Była w tym jakaś siła, wiedziałam, że oni wszyscy śpiewają, że ją kochają. I zaczęłam szukać. I wtedy usłyszałam, jak Lara śpiewa. I to był koniec mojego dotychczasowego życia. Możecie się śmiać, zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi, ale coś się ze mną stało. Ostatnie miesiące, właściwie 2 – 3 lata to nie jest dobry czas w moim życiu, mówiąc bardzo delikatnie. Trzymam się. Zawsze myślałam o sobie, że jestem silna, ale ostatnio było źle. Nie mam natury depresyjnej, jestem raczej optymistką, ale tym razem byłam prawie pokonana. Zdarzało się, że z wielkim trudem wstawałam rano z łóżka, a najchętniej nie wracałabym do domu. Tylko moje królewny sprawiały, że trzymałam się ciągle jako tako w garści. I ten blog czasami. Pisanie o świecie takim, jaki chciało by się, żeby był, też pomaga. Choć nie zawsze i nie do końca, tym bardziej, że nigdy nie chciałam pisać tak do końca o sobie, bo przecież kogo może to zajmować? Nie wiem, co by się stało, gdybym nie usłyszała wtedy Lary. Mówię całkowicie poważnie. Płakałam, śmiałam się, wszystko mnie w środku bolało, zresztą ciągle boli, bo ciągle słucham, nie mogę się od niej uwolnić. Wcale zresztą nie chcę. W zasadzie nie wiem nawet o czym śpiewa, jedynie piąte przez dziesiąte, kiedy śpiewa po angielsku. Francuskiego nie znam wcale, a mimo to mam wrażenie, że wszystko rozumiem. W wywiadzie młodziutka Lara mówi, że myśli, że czuje, że jest jakiś uniwersalny język, poza słowami, którym mogą się porozumieć ludzie o podobnych duszach. Cóż, ja chyba tego właśnie doświadczam. Po „Je t’aime”, usłyszałam „Caruso” i od tego właściwie się zaczęło, ale myślę, że to nagranie chociaż trochę wyjaśni Wam, dlaczego tak bardzo mnie wzrusza to, co robi Lara Dlaczego wcześniej nie wiedziałam, że muzyka ma taką moc? A może nigdy nie usłyszałam tego, co do mnie naprawdę przemawia? Dlaczego nigdy wcześniej Lary nie słyszałam? Jesteśmy przecież rówieśniczkami. Kojarzę tylko „I will always love you”, ale to jest takie inne od całej reszty tego, co zaśpiewała. Cóż, pozostaje napisać, że prawdopodobnie wszystko ma swój czas. Bardzo szybko poznałam chyba wszystko, co można znaleźć w Internecie. Obejrzałam dostępne koncerty, ściągnęłam muzykę na swój telefon i słucham właściwie bez przerwy, kiedy tylko mogę. Myślałam, że mi się to znudzi, ale się nie nudzi, a wręcz przeciwnie za każdym razem, kiedy zaczynam słuchać, czuję się szczęśliwa i wolna. Lara Fabian z osoby, o której istnieniu nie miałam pojęcia, stała się częścią mojego życia. Bardzo ważną częścią. Trudno nie zainteresować się człowiekiem, który nagle staje się taki ważny, więc szukałam, kim Lara właściwie jest. Pierwsze było zaskoczenie. W tym całkiem pierwszym filmie z koncertu zobaczyłam młodą, piękną dziewczynę. Nie spojrzałam na datę, więc, kiedy znalazłam kolejny film, byłam zaskoczona, kim jest ta dojrzała kobieta, która śpiewa tak pięknie. I ma te same oczy i nazywa się tak samo. A potem jeszcze zobaczyłam pulchną egzaltowaną czarnulkę, która nazywała się tak samo, jak dwie poprzednie. Jej metamorfoza jest niesamowita. Zarówno zewnętrzna, jak i ta wewnętrzna, która chyba na zewnętrzną ma wielki wpływ. Ta młoda dziewczyna ma tyle energii, że wygląda tak, jakby jej w sobie nie mogła pomieścić. Patrzenie na nią i słuchanie jej robi niesamowite wrażenie. A ona oddaje wszystko, co ma. Tak po prostu, chce się tym podzielić bez względu na konsekwencje, z których sobie chyba nie zdaje wtedy sprawy. Śpiewa całą sobą. Śpiewa tak, jakby nie umiała i nie chciała robić nic innego. Zresztą w jakimś wywiadzie sama mówi, że nie potrafi robić nic innego, bo od dzieciństwa śpiewanie i muzyka to całe jej życie. Bo dają jej taką radość, że nie chce robić nic innego. Potem przychodzą konsekwencje takiego zupełnego oddania. Nie wszyscy chyba podzielają jej zachwyt i podejście do występów. Jest depresja, anoreksja chyba, nie wiem na pewno, wnioskuję z tego, co widać. I Lara robi się jakaś malutka, wystraszona, sprawia wrażenie, jakby wszystko mogło ją zranić, często płacze. Na szczęście ma przyjaciół i dzięki nim udaje jej się przetrwać. Wtedy publiczność pierwszy raz śpiewa dla niej „Je t’aime” i to przywraca jej życie. To jest naprawdę genialne. Jeśli będziecie chcieli, znajdziecie ten film. Jakość jest okropna, ale warto  to zobaczyć, coś takiego nie zdarza się codziennie. Lara powoli wraca do zdrowia, zaczyna się śmiać, cieszyć i kochać. Jest już jednak inna, jakby bardziej spokojna, opanowana, bardziej skupiona na pracy nad swoim głosem, pisaniem, komponowaniem, jakaś bardziej delikatna. Wtedy pojawia się coś, co mnie przyprawia o dreszcze. Po wydaniu płyty „Nue” i koncertach, po spotkaniach z publicznością, która wielbi ją prawie na kolanach, wydaje się, że Lara jest w szoku. Ci wszyscy ludzie mówią, że ją kochają, niektórzy wpadają w histerię, mówią jej, jaka jest piękna. Boże, jak tu nie zwariować? Ludzie nie zdają sobie sprawy z wagi wypowiadanych słów i z tego, że krzywdę można zrobić nie tylko złorzecząc. Miała 30 czy trochę więcej lat, była po ciężkich przejściach, prawdopodobnie, bo nie do końca zrozumiałam, skąd właściwie wzięła się ta jej depresja. Była wcześniej krytykowana za sposób w jaki śpiewa, miała złamane serce i coś nie poszło w Stanach ( i w sumie dobrze, bo wtedy mogłoby nie być Lary Fabian takiej, jaka jest na szczęście dzisiaj), no i oczywiście była porównywana. Z Celine Dion. Dlatego, mam wrażenie, że całkowicie, jeszcze bardziej oddała się tej uwielbiającej ją publiczności. Ona daje wszystko, również poza sceną, oni ją kochają i reszta może nie istnieć. Taki układ. Zresztą, co Wam będę mówić, zobaczcie to Kiedy Lara śpiewa na scenie, jest całkowicie bezbronna. Jest wielka, bo jest Artystką i jak mówi, to jest jej robota. Wszystko jest przemyślane i zaplanowane, ale ona jest całkowicie bezbronna, całkowicie sama, jak mały, kruchy listek. Wystarczy jeden impuls i nie potrafi powstrzymać łez. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Kiedy oglądam jej koncerty, mam zawsze takie uczucie, że coś jej się stanie i coś ściska mnie w gardle. Daje wszystko, co ma, wszystkich obdarowuje, ale czy sobie coś zostawia? Ciągle walczy o to swoje, sama ze sobą i ze światem, ale to nie jest walka na śmierć i życie. To jest walka na uczucia. Ona nie chce z nich zrezygnować, choć wtedy pewnie byłoby wygodniej. W tym, co sama pisze i komponuje, radość miesza się ze smutkiem i melancholią. Wisława Szymborska w jakimś wykładzie zdaje się, który wygłosiła przed wręczeniem jej nagrody Nobla powiedziała, że każdy artysta wciąż odpowiada sobie na pojawiające się w jego życiu ‚nie wiem’. Każda odpowiedź jest tymczasowa, bo za moment pojawia się kolejne ‚nie wiem’, na które trzeba sobie odpowiedzieć. I to chyba słychać w tym, co Lara pisze i komponuje. I w tym jak śpiewa też. Ostatnia płyta  ” Ma vie dans la tienne”, którą promuje podczas trwającej trasy koncertowej, jest jakby trochę bardziej jasna i pogodna. Ostatnie koncerty też wyglądają już trochę inaczej. Jakby Lara uporała się z tym, co działo się wcześniej, jakby trochę inaczej podchodziła i do siebie i do publiczności. To pewnie sprawa doświadczenia, wieku, tego wszystkiego, co się dzieje na co dzień, doświadczeń ostatnich kilku lat. I dobrych i trudnych, kiedy chyba przestała słyszeć, ale zdaje się znalazła kilka odpowiedzi w ciszy. Wyobrażacie sobie, co znaczy nie słyszeć, dla kogoś, kto żyje muzyką 24h na dobę? To, co teraz napisałam to taka układanka ze skrawków, które udało mi się zrozumieć w tekstach po francusku. Tłumaczyłam przy pomocy tych internetowych dziwadeł, więc wychodzi czasem co najmniej dziwnie:-) Nie, nie, nie narzekam, gdyby nie one nic bym nie wiedziała. No, to takie moje przemyślenia psychologa – amatora:-) Koncerty Lary Fabian to jest w ogóle moim zdaniem osobna historia. Ona właściwie niczego nie potrzebuje poza muzykami i mikrofonem. Żadnych fajerwerków, cekinów, efektów specjalnych, obłędnych dekoracji, ani strusich piór. Nie musi machać gołym tyłkiem na scenie. Wystarczy, że jest i śpiewa. I jeszcze rozmawia z publicznością, coś opowiada. To już w ogóle jest osobny temat, nigdy czegoś takiego nie widziałam i bardzo chciałabym doświadczyć osobiście. W maju da 3 koncerty u nas, ale ja prawdopodobnie nie będę mogła być na żadnym. Chyba, że zdarzy się jakiś cud. Bilety kosztują tyle, że muszę się pogodzić ze swoją nie do końca wesołą rzeczywistością. Taka mała ironia losu. Nigdy nie jeździłam na koncerty ze strachu przed tłumem, którego panicznie się boję. Dzisiaj pokonałabym ten strach, żeby pojechać i jej posłuchać, a tu figa z makiem. Bywa. Pomimo tego minimalizmu na scenie i tak nie można oderwać od niej oczu, ale warto je jednak czasem po prostu zamknąć i posłuchać. To jest coś. A do tego te wszystkie niby drobiazgi. Kiedy pyta na lotnisku ludzi, którzy przyszli ją przywitać, kto jej kiedyś podarował miód, bo to był najlepszy miód, jaki jadła. Przyjmuje od ludzi wszystkie prezenty i jest zainteresowana tym, co dostaje, ogląda książki, zagląda do czekoladek. Prosi ochroniarza, żeby się przesunął, bo nie może porozmawiać z jakimś człowiekiem, po czym oddaje mu torebki z prezentami Kiedy kręci „Mademoiselle Zhivago” nie zachowuje się, jak gwiazda, nigdy się zresztą tak nie zachowuje, znosi wszystko, bez jednego słowa sprzeciwu. Dostosowuje się do wszystkich wskazówek. Je z całą ekipą z plastikowego talerzyka, a oni wcale nie zwracają na nią uwagi, gadają z sobą po ukraińsku Cпасибо Madame – jedyna dziękuje mamie niemowlaka, który wystąpił w filmie. Zależy jej na tym, żeby to cпасибо powiedzieć, wchodzi w słowo zdziwionemu reżyserowi, który wygłasza zwykłe podziękowania dla ekipy po skończonym dniu zdjęciowym. Bo przed chwilą miała w rękach czyjś największy skarb i jest za to wdzięczna. Zawsze dziękuje ludziom, z którymi występuje na scenie. Po każdym koncercie odwraca się tyłem do publiczności i bije im brawo. Od lat widać obok niej tych samych ludzi, ma tych samych przyjaciół od czasów dzieciństwa, z którymi utrzymuje ciągle żywy kontakt. Ciągle wszystkim mówi, że są genialni, że robią rzeczy genialne i ciągle za wszystko dziękuje. I udało jej się pozostać sobą przez te wszystkie lata, zachować własne poczucie piękna. Nikomu i niczemu się nie sprzedała. I jest silna pomimo swojej kruchości . Jest jak światełko w tunelu, w świecie, w którym to wszystko nie jest takie oczywiste. Dlatego pewnie ludzie, którzy gdzieś w środku pomimo wszystko zawsze jednak pragną prawdy i piękna, tak bardzo ją kochają. I na dodatek Lara ma genialne poczucie humoru, na swój temat też. I potrafi się cieszyć, jak dziecko. I na dodatek bez względu na to czy śpiewa dla setek ludzi na stadionie czy dla 3 osób, śpiewa zawsze z takim samym zaangażowaniem i oddaniem. Cóż, w bardzo przyspieszonym tempie poznawałam Larę Fabian. W ciągu trzech tygodni poznałam właściwie całe jej życie na scenie i poza sceną – to oczywiście proszę wziąć w wielki cudzysłów. W całym polskim Internecie nie znalazłam właściwie nic, poza informacjami na temat majowych koncertów i biografii, które kończą się w okolicach roku 2000 – 2002. Dobrze, że Rosjanie i Ukraińcy  mocno ją kochają, bo to głównie dzięki ich napisom w ogóle cokolwiek wiem. I pomyśleć, że kiedy mnie zmuszano do nauki rosyjskiego, byłam święcie przekonana, że on mi się nigdy i do niczego nie przyda. Poznałam jej rodzinę i przyjaciół. Wysłuchałam chyba większości jej utworów i chyba najbardziej dzisiaj mnie chwyta za serce „Le Secret”. Muszę przyznać, że czasem można się zgubić oglądając to wszystko, co można znaleźć w Sieci. Tu zapłakana artystka, tu szalejąca ze szczęścia kobieta. Tu intymna rozmowa – wywiad w cztery oczy, tu dziwne programy talk-show podczas, których czasem bawi się na całego, a czasem jest chyba trochę zażenowana. Nie widziałam pewnie wszystkiego, ale można się zgubić, można zapytać, kim w końcu jest ta kobieta? Kiedy miałam marzenie zostać aktorką i wszyscy, którzy mnie znali, o tym wiedzieli, zdarzało się, że mówili: pokaż coś, zrób minę, zagraj coś. A ja nie potrafiłam. Byłam Magdą, a Magda była cicha i nieśmiała, lubiła się wygłupiać i robić z siebie wariata, ale tylko wtedy, kiedy to wychodziło naturalnie i pomagało rozładować na przykład ciężką atmosferę. Dopiero na scenie byłam kimś innym i mogłam „pokazywać”. Myślę, że Lara poza sceną jest po prostu Larą. Kochającą swoich rodziców. Mamą i dzisiaj szczęśliwą żoną. Wrażliwą kobietą świadomą swojego daru, którym chce się dzielić, ale nie nadającą mu jakiegoś boskiego sprawstwa, jak to się czasem ludziom chyba wydaje, kiedy się czyta i ogląda te setki emocjonalnych wypowiedzi. Ona kocha to, co robi, śpiewanie daje jej szczęście i chce się tym dzielić. Po prostu. Lara codziennie długo ćwiczy swój głos. Jak instrument. Słucha swoich nauczycieli, nie uważa się za alfę i omegę. Trzyma dyscyplinę. Jest w jednym z filmów taki moment, kiedy to widać. Dzięki temu, co tam mówi, inaczej myślę o moim własnym, nieudolnym śpiewaniu i coś tam mi się nawet udaje z siebie wydobyć inaczej niż dotąd:-) Komuś tak wrażliwemu, jak ona  nigdy nie jest łatwo. Nie jest łatwo komuś, kto za wszelką cenę chce ocalić w sobie dziecko, a komuś kto ciągle jest poddawany ocenie, czasem krytyce, jest po prostu ciężko. Mimo wszystko daje radę. Raz lepiej, raz gorzej. Lara Fabian jest jednocześnie słaba i silna, dlatego prawdziwa i ma głos anioła, którym ratuje niektórym ludziom życie:-) Jak uratowała moje życie? W dziwny sposób, niewytłumaczalny dla mnie zupełnie, pootwierała we mnie pozamykane dawno drzwi. Odezwały się we mnie pragnienia, marzenia, obrazy, uczucia, które za tymi drzwiami kiedyś pozamykałam. Nie wiem co z tego wyniknie, bo teraz mam potworny mętlik w głowie i w sercu. Mnóstwo nierealnych pomysłów i wrażenie, że wszystko uda mi się zmienić, a za chwilę panicznie się boję, że nic z tego nie wyniknie. A naprawdę jeśli z tego wszystkiego uda mi się w krótkim czasie zrobić choć jedno, to będzie wspaniale. Pierwszy krok. Jest mi bardzo potrzebny. I nie chodzi mi wcale Bóg wie o co. Być może uda mi się wrócić w jakimś małym stopniu do mojego marzenia, ale przede wszystkim chodzi o te małe sprawy codzienne, które mogłyby być lepsze, piękniejsze, delikatniejsze. Nie potrafię tego opowiedzieć, nie potrafię tego jeszcze z siebie wyciągnąć. Może mnie rozumiecie, może nie. Pewnych rzeczy i spraw nie da się rozplątać ot tak, to trzeba będzie układać powoli od nowa, ale najważniejsze dla mnie dzisiaj, że znowu widzę i słyszę. Że sobie przypominam powoli, że wcale nie trzeba rezygnować z bycia wrażliwym, jeśli to dla Ciebie ważne. Niby to wszystko wcześniej wiedziałam, ale nie dopuszczałam tego do głosu ze stu różnych powodów. Teraz z tym koniec. Od dzisiaj chcę być tym, kim jestem i taka, jaka jestem. I chcę o tym pamiętać. Teraz w razie czego, mam gdzie uciec, bo jest muzyka i głos Lary Fabian. A ja uczę się francuskiego. Jasne, że nie wszystko, co napisała i zaśpiewała jest tak samo świetne. Jasne, że nie do każdego z pewnością przemawia, ale jest mnóstwo ludzi, którzy ją naprawdę kochają w taki czy inny sposób. Na pewno jednak sprawia, że świat staje się lepszy. Gdyby takich Ludzi i Artystów było więcej… Dziękuję, Madame Lara:-)

Zniknęłam w czeluściach Internetu, ale znów jestem

…bo jestem mamą

Zniknęłam w czeluściach Internetu, ale znów jestem

…bo jestem mamą

Moje zapomniane marzenie

Wiecie, tym razem chcę Wam opowiedzieć o tym, jak zmienił się mój świat. To się stało 25 marca tego roku. Będzie prywata, ale tym razem, chociaż staram się raczej tego nie robić, zdecydowałam się opowiedzieć tylko o sobie. Bo tym razem wydaje mi się to ważne. Dla mnie. Wam może się to wydać trochę naRead More

…bo jestem mamą

To już chyba czas na zmiany

Jakoś tak wszystko mi się składa w całość… Też macie takie sytuacje czasem, że nagle, jakby wszystko  – zdarzenia, sytuacje, ludzie, którzy pojawiają się znikąd, czasem dźwięki, zapachy prowadzą was tak trochę po omacku do czegoś i sami nie do końca na początku wiecie do czego? Bo to się odkrywa stopniowo, dzień po dniu? MiałamRead More

…bo jestem mamą

Hello world!

Welcome to WordPress. This is your first post. Edit or delete it, then start blogging!

Moje zapomniane marzenie

…bo jestem mamą

Moje zapomniane marzenie

To już chyba czas na zmiany

…bo jestem mamą

To już chyba czas na zmiany

…bo jestem mamą

Dzieci lubią wykorzystywać wyobraźnię

foto: Jedidja Mam ostatnio takie wrażenie, że dzieci im są starsze, tym mniej potrafią się bawić. Tzn. one w ogóle już wtedy mniej się bawią, ale chodzi mi raczej o sposób organizowania sobie czasu, wymyślanie zabaw, zajęć. Jakieś takie są bezbronne, jeśli nie mają pod ręką telefonu czy którejkolwiek elektronicznej zabawki. Gierki, Youtube, Facebook są fajne, a poczytać książkę? To już nie.Przesadzam? Kiedy wchodzę do świetlicy w naszej szkole czy to rano czy po południu widzę taki obrazek. Przy stolikach na środku sali siedzą pojedyncze maluchy nad jakimiś puzzlami lub lekcjami, a reszta wokół sali, pod ścianami, grupkami. Każda grupka skupiona wokół jednego osobnika, który w dłoniach trzyma telefon lub laptop. Pochylone głowy, jeden wchodzi na drugiego. Czasem się kłócą, czasem chcą sobie wyrwać zabawkę, czasem nie mówią nic. Jest jedna pani, która potrafi ich zaangażować wymyślając przeróżne zabawy plastyczne. Podoba im się to, lubią to, świetnie się przy tym bawią i są dumni ze swoich dzieł, ale sami nie wpadną na pomysł, że można by zrobić coś samodzielnie. Dlaczego? Ja nie mówię, że to, że dzieciaki interesują się nowościami, że są zorientowane w tych wszystkich technologicznych nowinkach jest złe. Tylko, że świat nie ogranicza się wyłącznie do tego przecież, a oni powoli zaczynają tak funkcjonować. Kiedyś chyba już wspominałam o wymówce jednego z chłopców z klasy córki? Nie odrobił zadania, bo nie miał czasu. Bo grał na komputerze. To chyba nie jest tak całkiem normalne? Piszę to wszystko, dlatego, że chciałam opowiedzieć o pewnym eksperymencie, o którym przeczytałam kilka dni temu. Bardzo ciekawym eksperymencie moim zdaniem. Otóż dyrektorka jednego z przedszkoli gdzieś w Polsce, w porozumieniu z rodzicami wymyśliła, żeby dzieciom zabrać zabawki. Ustalono, że eksperyment potrwa tydzień. Jakie były efekty? Podobno doskonałe, tzn. dzieciakom zabawki nie były potrzebne do świetnej zabawy. Cała akcja jest doskonale zaplanowana. Najpierw rodzice przez rok zbierają środki, potem te środki są wydawane na potrzebne materiały. Potem te materiały są wydawane dzieciom,  a dzieci tworzą z nich to, co chcą: zabawki, elementy architektury, przybory codziennego użytku czy nawet trawę. Cała zabawa polega na uruchomieniu wyobraźni, chęci współpracy, współdziałania w grupie. Myślę, że skutki czy lepiej efekty tego rodzaju inicjatywy będą odczuwalne przez te dzieci w dłuższej perspektywie, tym bardziej, że nie jest to akcja jednorazowa. Zostanie w nich świadomość tego, że posiadają coś cennego: wyobraźnię i że tej wyobraźni można używać, żeby zmieniać swój  i nie tylko swój świat. To wcale nie znaczy, że myślę, że trzeba dzieciom zabrać telefony i laptopy i kazać im sobie zrobić nowe z kartonu. Zresztą nie chodzi tu tylko o te elektroniczne gadżety. Dzieci w większości przypadków zawalone są zabawkami. Mają ich tyle, że tak naprawdę nie wiedzą jak i czym się bawić, bo trudno im się zdecydować, co wybrać. Nudzą się nimi prawie natychmiast i wciąż chcą nowych, żeby potraktować je natychmiast tak samo, jak te, które już mają. To znaczy, że myślę, że można by wyjąć im te gadżety z rąk przynajmniej od czasu do czasu i pokazać, że istnieje alternatywny  świat, który może być ciekawy i na które same mają wpływ, że mogą go tworzyć według własnego pomysłu. W końcu nie trzeba od razu robić trawy z papieru.

W dobrych bajkach zawsze wygrywa dobro

…bo jestem mamą

W dobrych bajkach zawsze wygrywa dobro

Miłość jest najważniejsza, ale…

…bo jestem mamą

Miłość jest najważniejsza, ale…