…bo jestem mamą
Rekiny wojny
Przeczytałam właśnie książkę, której prawdopodobnie sama z własnej woli bym nie wzięła do ręki.
Pani Monika, która do mnie napisała z pytaniem o możliwość zrecenzowania książki, zachęciła mnie pisząc, że to historia prawdziwa, oparta na faktach i że to historia podobna do „Wilka z Wall Street”.
Ponieważ film bardzo mi się podobał, a prawdziwe historie są, według mnie, zawsze ciekawe, pomyślałam, że czemu nie. Pomimo tego, że temat książki, sam w sobie mnie nie pociągał, bo co mnie może interesować w handlu bronią?
Przeczytałam, chociaż nie jest to lektura łatwa i przyjemna i podtrzymuję, że nie przeczytałabym jej z własnej woli. Tym, którzy przejmują się w jakikolwiek sposób tym, co dzieje się świecie, nie polecam.
Ja wolałabym nie wiedzieć tego wszystkiego, czego się dowiedziałam.
Bo nie jesteśmy bezpieczni. Świat balansuje na krawędzi. Kiedy nam się wydaje, że ktoś stoi na straży naszego bezpieczeństwa, on tak naprawdę ma nas gdzieś i patrzy tylko, jakby tu ubić jak najlepszy interes.
Wszystko może się skończyć w dowolnej chwili, w mgnieniu oka.
To smutna konstatacja i trudno dosyć dojść do siebie po tej lekturze.
Do głowy by mi nie przyszło, że na świecie jest tyle broni i że tak łatwo się do niej dostać i zbić na niej majątek. Do głowy by mi nie przyszło, że największe i najsilniejsze chyba jeszcze wciąż mocarstwo współczesnego świata powierza tak ważne i strategiczne cele, jak uzbrojenie żołnierzy afgańskich młokosom nie mającym pojęcia o sprawie, wciąż będącym pod wpływem narkotyków, nie sprawdzając właściwie kim są i jakie mają doświadczenie.
Jak w takim razie wygląda sprawa terroryzmu, broni jądrowej? Skoro światem rządzą układy, które mogę się zmienić w ciągu godziny?
Do głowy by mi nie przyszło, że jest tylu ludzi bez skrupułów, którzy bez mrugnięcia okiem poświęcają ludzkie życie, dlatego, że chcą zarobić.
To znaczy wiedziałam, ale nie miałam jednak w swojej naiwności pojęcia, że to taka skala. Nic dziwnego, że wojny na całym świecie wciąż trwają. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą na nich zarabiać. Ci, którzy chcą ratować spod bomb i pocisków bezbronne dzieci, nigdy nie będą mieli tej siły
„Rekiny wojny” to książka, która z jednej strony opowiada o mechanizmach rządzący światem elit rządowych, wojskowych, handlarzy śmiercią, a z drugiej o sile majaczeń o bogactwie zwykłych chłopaków. O ich zaślepieniu pieniądzem, o tym, na co są gotowi, ile potrafią poświęcić, jak łatwo potrafią stłumić w sobie odzywające się jednak sumienie. I jak potrafią to sobie wytłumaczyć, żeby je uspokoić. To historia o ludziach, których głównym celem w życiu jest „zrobić sobie dobrze”, nie ważne jak.
To też historia o tym, jak psychopatyczna osobowość potrafi omotać całkiem dobrych skądinąd chłopaków ( skąd my to znamy) – wszyscy bohaterowie pochodzą z ortodoksyjnych żydowskich rodzin.
I wreszcie to historia o tym, że samo przekonanie o własnej wielkości i wiara, że się uda, nie wystarczają w świecie zła i pieniędzy, kiedy mentalnie jest się po prostu dzieckiem, które mądrzejszy może z łatwością ograć.
Trochę trudno się tę książkę czyta komuś takiemu, jak ja. Bo jest to zapis reporterski, autor jest dziennikarzem.
Jest tu mnóstwo suchych faktów, szczegółowe opisy mechanizmów zawieranych transakcji, instytucji rządowych, stosunków pomiędzy handlarzami, nazywającymi siebie ładnie biznesmenami.
Autor nie bawił się w psychologizmy. Na podstawie przeprowadzonych z bohaterami rozmów tylko zarysował ich motywy – najlepiej opisany jest mózg całej operacji, Efraim Diveroli.
Być może to, że dość trudno się książkę czyta, to też trochę wina tłumaczenia i zdarzających się czasem w tekście błędów.
No, ale nie o psychologizowanie tu przecież chodzi, to nadrobi być może film w reżyserii Todda Philips’a, który ma premierę dokładnie dzisiaj, 19 sierpnia.
Celem książki było pokazanie tej niewiarygodnej historii, tak jak ona wyglądała i to się chyba Guy’owi Lawsonowi udało.
Czy jest to historia podobna do historii wilka z Wall Street? Jest coś na rzeczy, tylko, jak dla mnie, Efraim Diveroli jest postacią mniej sympatyczną od Johna Belforta
Nie wiem, sami musicie zdecydować czy przeczytać „Rekiny wojny”. Ja prawdopodobnie obejrzę film, bo może być naprawdę dobry.