Nasza ulubiona zimowa książka

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Nasza ulubiona zimowa książka

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Kilka słów od serca i podsumowanie 2015 roku.

Dawno mnie tu nie było, oj dawno… Kilka czynników złożyło się na ten fakt i czuję, że jestem Wam winna małe wyjaśnienia. Najpierw zajęły mnie przygotowania do świąt – a przygotowań w tym roku miałam wiele, bo przyjechała do nas cała rodzina – moi rodzice, teściowie, rodzeństwo i babcia. W między czasie jeszcze urodziny Calineczki – już 4… Po świętach trochę odpoczynku, sylwester, Nowy Rok… I jakoś tak zleciało. Nie włączałam nawet komputera. Przez kilka dni leżał rozładowany i to chyba mój osobisty rekord. Uświadomiłam sobie dzięki temu, ile czasu marnowałam na komputer – to istny jego pochłaniacz… A teraz jakoś ciężko mi wrócić do tej mojej wirtualnej rzeczywistości, muszę z powrotem wypracować swój rytm pracy… Siadałam kilka razy, żeby coś napisać, ale w głowie miałam pustkę i po prostu mi się nie chciało… Jednak przede wszystkim chciałam złożyć Wam najlepsze życzenia w Nowym Roku. Żebyście przeżyli ten 2016 rok w zdrowiu i szczęściu, żebyście osiągnęli to, co sobie zaplanowaliście, a Wasze dni były przepełnione miłością. Chciałam Wam także podziękować za to, że byliście ze mną… Z nami… W roku 2015. Wspieraliście mnie w trudnych chwilach, pocieszaliście, a także śmialiście się razem ze mną i z Calineczką. To Wy dajecie mi motywację, jesteście częścią tego miejsca, tworzycie je ze mną, a ja tworzę je dla Was… Mam nadzieję, że w tym roku także z nami zostaniecie, że zostaniecie z Calineczką. Dziękuję Wam z całego serca za wszystko!   Podsumuję na koniec krótko ten 2015 rok pod względem blogowym. Przedstawię Wam 10 najchętniej czytanych przez Was tekstów w 2015 roku: Dlaczego się ze mnie śmieją? – tekst, który ma najwięcej wejść w 2015 roku powstał stosunkowo niedawno, bo pod koniec listopada… Cieszę się, że przeszedł on tutaj takim echem, bo nie ukrywam, że porusza ważne dla mnie kwestie. 5 pomysłów na zabawy na Halloween – to naprawdę super, że spodobały Wam się nasze kreatywne zabawy. Postaram się o więcej tego typu postów dla Was w 2016 roku. :) Minionki, wszędzie Minionki – tu dla mnie ogromne zaskoczenie. To chyba nasz pierwszy „modowy wpis”… O ile można go takim nazwać. :D Widać, że wszyscy kochacie Minionki :) Trzy dni – trzy parki rozrywki – wpis typowo turystyczny. Cieszę się, że przypadł Wam do gustu, bo Calineczka odziedziczyła miłość do podróży po rodzicach i takich wpisów na pewno będzie więcej! ;)  Telewizja i koncert – wpis mówiący o tym, że mamy wystąpić z Calineczką w telewizji Żyć godnie – kolejny bardzo ważny wpis w zestawieniu Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz – czy Wy także byliście zdziwieni reakcją tejże Pani? :) Pneumokokom mówimy szczepimy! – tutaj przedstawiałam Wam nasze stanowisko na temat szczepień na pneumokoki. Oczywiście nie narzucałam Wam mojego zdania i nie musicie się ze mną zgadzać. O tym jak występowaliśmy w telewizji – kolejny wpis związany z naszym występem w telewizji. Tutaj możecie zobaczyć filmik z występu. Wspominam te chwile z łezką w oku. Cieszę się, że tak chętnie o tym czytaliście. Kontrola ortopedyczna – dobre wieści – ostatni wpis tego zestawienia. Tutaj razem ze mną cieszyliście się z kilku dodatkowych centymetrów Calineczki!    

Jarmarki Bożonarodzeniowe w Czechach

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Jarmarki Bożonarodzeniowe w Czechach

Ma-Made… Świąteczne prezenty prosto z serca.

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Ma-Made… Świąteczne prezenty prosto z serca.

Ozdoby choinkowe handmade – w wykonaniu 4latki

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Ozdoby choinkowe handmade – w wykonaniu 4latki

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Żeby dla innych nie zabrakło…

Święta, Mikołaj, prezenty… Reklamy telewizyjne zasypują nas coraz to lepszymi i droższymi pomysłami na prezenty… Ulotki, wystawy w sklepach – wszystko to przyciąga wzrok dzieci… Takie ma w końcu zadanie zadanie… Które dziecko nie zakocha się w tych kolorowych, bajecznych zabawkach i nie zapragnie ich mieć tylko dla siebie? Calineczka również uległa wszędobylskim reklamom i każdego dnia do swojego listu do Mikołaja dopisywała nową, piękną zabawkę, która zawróciła jej w głowie… Lista doszła do niebotycznych rozmiarów, zabawek na niej było mnóstwo, bo przecież wszystko się podoba, wszystko się przyda, wszystko jest takie piękne… I przemówić dziecku do rozsądku trudno, bo przecież to Mikołaj, on ma fabrykę zabawek, więc przyniesie i już. Koniec kropka…   Wczoraj wieczorem trafiłam na pewną stronę internetową, która nazywa się Mily Jezisku. To strona gdzie dzieci z domów dziecka piszą list do Jeziska (bo w Czechach w święta to właśnie Jezisek przynosi dzieciom prezenty). Listy te dostępne są dla internautów, a chętne osoby mogą wybrać sobie list jakiegoś dzieciaczka i spełnić jego marzenie, kupując i wysyłając do niego prezent na adres konkretnego domu dziecka… Moim zdaniem to piękna inicjatywa… Zaczęłam czytać o tym, czego te dzieci pragną… I co tam wyczytałam? Nowa kurtka zimowa, spodnie, bluza, buty na gimnastykę, buty zimowe, szampon, żel pod prysznic. Jedna dziewczyna prosiła o nożyczki, bo zaczęła szkołę fryzjerką i chciałaby mieć dobre narzędzie pracy… Strasznie mnie to zasmuciło… Zasmucił mnie fakt, że te dzieci marzą o takich rzeczach, które dla nas wcale prezentem nie są; o rzeczach, które po prostu kupujemy jeśli są potrzebne i nie traktujemy ich jako czegoś co mogłoby być podarunkiem pod choinkę… Te dzieci nie chcą drogich zabawek, czy gadżetów… Chcą mieć ładne ubrania, wreszcie jakieś swoje, a nie używane, po kimś… Nowa bluza, czy spodnie dresowe to dla nich marzenie, które mojej córce nie przyszłoby nawet do głowy, bo przecież ubrań ma tyle, że szafa się nie domyka… Tak samo z żelem po prysznic… Kończy się to idziemy do sklepu i kupujemy nowy, nikt z nas nie potraktowałby go jako prezent… Pomyślałam, że to strasznie niesprawiedliwe, że jedne dzieci mają wszystko, a inne mają niewiele i nawet nie proszą o to „wszystko”. Chciałabym bardzo, żeby Jezisek odwiedził wszystkie dzieci… Powiedziałam o moich przemyśleniach mężowi… Calineczka siedziała przy stoliku i bawiła się plasteliną. Nie słuchała. Przynajmniej tak mi się wydawało…   Wieczorem, kiedy poszłam ją przytulić przed spaniem, ona wtuliła się do mnie i powiedziała: Wiesz mamo, nie chcę tych wszystkich zabawek, o których pisałam w liście do Mikołaja… Chcę tylko jedną. Inne dzieci też muszą dostać prezent, a gdybym ja dostała tak dużo to dla kogoś mogłoby zabraknąć…   Łzy wzruszenia pociekły… Bo mam mądre i wrażliwe dziecko.    

Inspiracje na świąteczne prezenty dla dziecka – książki, gry i zabawki edukacyjne

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Inspiracje na świąteczne prezenty dla dziecka – książki, gry i zabawki edukacyjne

Dostać list od prawdziwego Mikołaja…

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Dostać list od prawdziwego Mikołaja…

Pomysły na świąteczny prezent dla męża!

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Pomysły na świąteczny prezent dla męża!

List do Mikołaja, czyli prezentowe marzenia 4 latki!

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

List do Mikołaja, czyli prezentowe marzenia 4 latki!

Lekcje pływania, czyli 4latka na basenie.

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Lekcje pływania, czyli 4latka na basenie.

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Dlaczego się ze mnie śmieją?

Wracamy z przedszkola… Calineczka dzielnie maszeruje obok mnie. Słyszę w oddali śmiechy. Odwracam się i widzę dwie kobiety, mniej więcej w moim wieku, może odrobinę starsze. Już wiem, że śmieją się z Cali, choć ona jeszcze tego nie rejestruje. Idziemy dalej w powolnym tempie – takim na jakie pozwalają malutkie nóżki Calineczki. Kobiety są coraz bliżej, więc też coraz głośniej słychać ich śmiech i docinki. -Zobacz taka mała i już chodzi, ale śmieszna -Chodzący niemowlak! Calineczka już domyśla się o kim mowa… -Mamo, czemu one się ze mnie śmieją? -Nie śmieją się kochanie, uśmiechają się -Śmieją się, przecież słyszę… Kobiety podchodzą bliżej, zrównują się z nami, aż w końcu nas wyprzedzają. Przeszły kawałeczek cały czas oglądając się na nas, na Calineczkę… Nagle chyba ich ciekawość zwycięża i zatrzymują się czekając na nas… Gdy do nich dochodzimy jedna z nich odpala: -Taka mała a już chodzi! Mogę się zapytać ile ona ma? -Już Pani zapytała – odpowiadam… Na to odzywa się Calineczka: -Wcale nie jestem mała! Mam już 4 latka… Panie wybuchają jeszcze większym śmiechem i odchodzą, dyskutując jaki to przemądrzały niemowlaczek, twierdzi, że ma 4 latka – takie to słodkie, ahh.     A ja? Ja zaczynam myśleć, że ich nienawidzę. Nienawidzę tych głupich bab i wszystkich innych w około, którzy na głos komentują wzrost Calineczki, głośno się przy tym śmiejąc. I nie obchodzi mnie to, że oni nie zdają sobie sprawy z jej choroby, że naprawdę myślą, że to po prostu mały niemowlaczek, który nauczył się chodzić. Ja mam już tego dość… Praktycznie każdy nasz spacer kończy się tak samo, każdego dnia. Ile można? Mnie się serce kraje, nie chcę nawet myśleć, co czuje Calineczka… Czasem naprawdę warto się zastanowić nad swoim zachowaniem… Uczymy dzieci tolerancji, mamy za złe młodzieży, że jest niewychowana… A jak zachowujemy się my, dorośli? Dzieci w końcu skądś biorą przykład… Widzisz na ulicy kogoś kto odbiega od ogólnie przyjętych standardów? To proszę, nie komentuj, nie śmiej się, nie wytykaj palcami… Tobie może wydawać się, że jesteś miły, że śmiejesz się z serdecznością… Jedak sam zainteresowany może tak tego nie odebrać…   Po wczorajszym spacerze Calineczka przeżywała długo, że panie się z niej śmiały… Pierwszy raz dotknęło ją to tak mocno, bo choć często spotykamy się z takimi sytuacjami, to zawsze starałam się to załatwić tak, żeby Cali nie słyszała, lub nie zareagowała… Teraz się nie dało… Coraz częściej zaczynamy rozmawiać o tym, dlaczego jest mała.

Krem dla dzieci na zimę – czego my używamy…

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Krem dla dzieci na zimę – czego my używamy…

Nie da się ukryć, że zima zbliża się do nas wielkimi krokami. U nas dzisiaj nawet spadł śnieg. Na dworze jest biało, a temperatura wynosi -1. Do tego wieje silny wiatr… W taką pogodę chyba każda z nas, drogie mamy, zadaje sobie pytanie – jaki jest najlepszy krem dla dzieci na zimę? My wypróbowałyśmy mnóstwo kremów ochronnych, jednak ciężko nam znaleźć coś idealnego… Calineczka ma bardzo delikatną skórę, a do tego dochodzi atopowe zapalenie skóry, więc wielu kosmetyków po prostu nie może stosować, bo ją uczulają… Najlepsze dla niej jest coś bezzapachowego, co szybko się wchłania… Niby wymagań dużych nie mamy, ale i tak co roku jest problem z tym, jaki krem dla dzieci na zimę kupić? Do tej pory najczęściej używałyśmy kremu ochronnego Bambino z tlenkiem cynku. Byłam zadowolona z jego działania, jednak Calineczce nie podobał się fakt, że preparat bardzo długo się wchłania i jest dość tłusty. Bardzo nie lubiła, żeby ją smarować, sama również niechętnie to robiła…   Niedawno natrafiłam na kosmetyki Plus Dla Skóry. Są to kosmetyki sprzedawane w polskich aptekach. Firma posiada serię dla dzieci, która cieszy się bardzo dobrą opinią. Dlatego postanowiłam wypróbować właśnie tą markę. Ma ona w swojej ofercie krem ochronny na każdą pogodę z filtrami UVA/UVB, SPF 20 od 1. dnia życia. W skład kremu wchodzi biolin, panthenol i masło shea. Stosujemy ten krem prawie od miesiąca, każdego dnia, więc mogę napisać już jakąś opinię… Albo opinię Calineczki, bo to jest w tym przypadku najważniejsze! :) Cali bardzo lubi ten balsam przede wszystkim dlatego, że łatwo się go rozprowadza i bardzo szybko się wchłania… Praktycznie w momencie rozsmarowania go na buźce już nic nie czuć. Nie jest tłusty i nie ma żadnego zapachu. To dla Calineczki ogromny plus. Dla mnie zresztą też… Plus dla skóry. :) Jeśli chodzi o działanie – buzia jest naprawdę bardzo nawilżona. Skóra nie robi się sucha od zimna i od wiatru. Calineczka z tym miała wielki problem, wystarczyło, że zawiał trochę zimniejszy wiatr i zaraz policzki i broda robiły się bardzo suche i czerwone. Po tym kremie tego nie zauważyłam. Teraz w końcu nie marudzi, że „szczypi” ją buzia! :)  Mam nadzieje, że gdy przyjdzie duży mróz będzie tak samo. Krem mogę polecić również atopikom – Calineczka ze swoim atopowym zapaleniem skóry nie ma żadnych objawów uczulenia, czy podrażnienia. Jeśli więc szukacie krem na zimę dla dzieci zdecydowanie polecam krem ochornny firmy Plus Dla Skóry. A teraz zobaczcie małą testerkę w akcji:

Ciekawe miejsca w Czechach – królewskie Pardubice

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Ciekawe miejsca w Czechach – królewskie Pardubice

Kreatywne zabawy z dzieckiem – jesienne drzewo

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Kreatywne zabawy z dzieckiem – jesienne drzewo

Sprawdzony sposób na niejadka

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Sprawdzony sposób na niejadka

Blogowe Mam Marzenie

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Blogowe Mam Marzenie

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Realne życie jest ważniejsze!

Mam wrażenie, że w dobie internetu i facebooka wszyscy z dnia na dzień coraz bardziej zawężamy grono swoich znajomych. Coraz mniej jest osób, z którymi utrzymujemy kontakt w realnym życiu. Zresztą nie dotyczy to tylko koleżanek, czy kolegów. Nawet kontakty rodzinne ograniczamy tylko do kilku słów napisanych na skypie, czy skomentowaniu zdjęcia, kliknięciu „lubię to!” pod postem. Czy to naprawdę jest wystarczające? Może wydawać się, że tak… Ale pomyśl, co by było, gdyby osoba, która kiedyś była Ci bliska, a teraz kontakt z nią masz ograniczony do komentarzy i lajków na fejsie, nagle odeszła. Tak, odeszła – umarła, nie ma jej. Jak się będziesz z tym czuł? Ogarną Cię wyrzuty sumienia, czy przejdziesz z tym do porządku dziennego? Ja w takiej chwili zaczęłabym strasznie żałować. Czego? Straconego czasu! Żałowałabym, że zamiast marnować czas na internet, mogłam zadzwonić, wyjść na piwo, spotkać się na kawę. W dzisiejszych czasach kontakt wirtualny zastępuję nam prawdziwe życie… Niestety przez to tracimy wiele. Czasem tego straconego czasu nie da się już odzyskać. Nie da się przywrócić tego, co minęło. Warto się nad tym zastanowić. Odnowić stare kontakty. Spotkać się z osobami, które kiedyś były nam bliskie. Umówić się z rodziną. Lepiej zrobić to teraz, póki mamy jeszcze na to czas. Lepiej teraz, nim będzie za późno.    

Wyniki konkursu halloweenowego #StraszymyPneumokoki

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Wyniki konkursu halloweenowego #StraszymyPneumokoki

Ciasteczka – paluchy wiedźmy :)

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Ciasteczka – paluchy wiedźmy :)

Pomysły na lampiony na Halloween

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Pomysły na lampiony na Halloween

Dzisiaj kontrolowałyśmy onkologa! :)

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Dzisiaj kontrolowałyśmy onkologa! :)

5 pomysłów na zabawy na Halloween

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

5 pomysłów na zabawy na Halloween

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Pneumokokom mówimy szczepimy!

Ostatnio wszędzie w okół mnie dobiegają głosy kłótni… Kłótni rodziców, którzy są podzieleni. A co jest przedmiotem sporu? Szczepienia. Z jednej strony słyszę, żeby nie szczepić, z drugiej, żeby szczepić. Czasami niestety nie  zgłębiając się w temat uznajemy, że rację mają ci, co głośniej krzyczą. Czy słusznie? Ja wspominałam już kilkukrotnie na łamach tego bloga, że Calineczkę szczepiłam i będę szczepić. Nie chcę jednak nikogo zmuszać, czy namawiać do tego, żeby robił to, co ja. Chciałabym Wam tylko przedstawić swój punkt widzenia… Jak wiecie Calineczka od narodzenia długo i dzielnie walczyła o swoje  życie. Były takie momenty w jej krótkim życiu, gdzie niektórzy lekarze się poddawali, rozkładali ręce. Znaleźli się jednak tacy, którzy tę walkę podjęli razem z Calineczką, którzy wierzyli, tak jak my, że uda jej się wygrać życie. I tym lekarzom jesteśmy wdzięczni. Mimo, że Calineczka najtrudniejszą część swojej onkologicznej choroby ma już za sobą, to właśnie ci lekarze nadal sprawują pieczę nad jej zdrowiem. Jeździmy do nich na kontrole, oni decydują o przyjmowanych lekach, czy też szczepieniach. I wiecie co myślę? Że gdyby szczepienia były niebezpieczne, czy też mogły źle wpłynąć na zdrowie Cali, to ci lekarze nie zgodziliby się, żeby ją zaszczepić. Dlaczego? Bo nie po to walczyli o nią tyle czasu, nie po to uratowali jej życie, by teraz podać jej coś co mogłoby jej zaszkodzić. Czyż nie? Ja ufam tym konkretnym lekarzom i zawsze będę im ufać za to co dla nas zrobili, że pokazali nam, iż każde życie jest ważne i o każde życie należy walczyć do końca. Calineczka zaczęła być szczepiona dość późno. Ze względu na przeszczep szpiku kostnego i jej osłabiony organizm nie mogła przyjmować szczepionek według kalendarza szczepień. Teraz nadrabia zaległości.   Niedawno została zaszczepiona na pneumokoki. Wiecie co to? To bakterie, przez które bardzo często dochodzi do różnych zakażeń u dzieci. Najczęściej wywołują one zapalenia górnych dróg oddechowych, ostre zapalenia ucha środkowego, zapalenia zatok. Może zdarzyć się też tak, że bakterie te przełamują bariery ochronne organizmu dziecka jak i dorosłego i mogą przedostać się do krwi. Wywołują wtedy choroby, które mogą być nawet śmiertelne, między innymi sepsę, zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, czy zapalenie stawów. A dobrze wiecie, że Calineczka jako osoba, która choruje na karłowatość o swoje stawy musi dbać, bo już teraz zaczyna mieć z nimi różne problemy.   I na koniec powiem Wam, że mimo iż słyszałam o skutkach ubocznych szczepionek, to jednak uważam, że to niewielki odłamek w skali osób, które są szczepione. Wolę zapobiegać chorobom, które mogą wywołać pneumokoki niż martwić się o skutki uboczne. Bo tak naprawdę działania niepożądane mogą pojawić się nawet po zażyciu aspiryny. Nigdy nie możemy niczego przewidzieć.   A jakie jest Wasze zdanie na temat szczepień?

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Wywiad z mamą Calineczki :)

Niedawno na portalu Szczepimy pojawił się wywiad z moją skromną osobą. :) Bardzo serdecznie zapraszam Was do lektury: „MÓJ BLOG TO W PEWNYM SENSIE MISJA” – WYWIAD Z AUTORKĄ CALINECZKOWEGO BLOGA! W Internecie można znaleźć bardzo wiele blogów o tematyce parentingowej. Co wyróżnia Twój? Jakie dwie cechy podałabyś, aby opisać swojego bloga? Może to zabrzmi bardzo patetycznie, ale uważam, że mój blog to w pewnym sensie misja. Misja niesienia pomocy innym. Zwłaszcza rodzicom, którzy mają chore dzieci. Moja córka choruje na wrodzony brak odporności, miała przeszczep szpiku kostnego, a w dodatku jest też osobą z karłowatością – nigdy nie urośnie. Na blogu pokazujemy wszystkim, że mimo choroby i niepełnosprawności można żyć normalnie, a co więcej – być naprawdę bardzo szczęśliwym. Kiedy narodził się w Twojej głowie pomysł, żeby pisać bloga? To był impuls, czy nosiłaś się z tym zamiarem jakiś czas? Pomysł na prowadzenie bloga pojawił się gdy byłam z córką w szpitalu. Spędziłam tam 8 miesięcy i różne pomysły przychodziły mi do głowy. Na początku usilnie próbowałam znaleźć jakieś informacje na temat choroby Calineczki w Internecie, ale niestety – było tego naprawdę niewiele. Dlatego postanowiłam założyć bloga, który z jednej strony będzie dla mnie czymś w rodzaju autoterapii, a z drugiej strony chciałabym pomóc innym mamom, których dzieci chorują na karłowatość, czy brak odporności. Jak mama na pełen etat znajduje czas, żeby prowadzić bloga? Mam to szczęście, że moje dziecko jest wielkim śpiochem :) Dlatego też najczęściej wstaję przed nią, koło 6-7 rano i wtedy mam trochę czasu na pisanie. Gdy Calineczka wstaje o 10 już wszystko jest gotowe i możemy zaczynać dzień Czy komentarze pod Twoimi postami dodają Ci skrzydeł, czy raczej je podcinają? Których jest więcej? Czy komentarze mają wpływ na to, o czym piszesz? Oczywiście, że komentarze dodają skrzydeł! Udowadniają mi, że ktoś czyta to co piszę, że komuś los Calineczki nie jest obojętny. Bardzo się cieszę z tego powodu. Szanuję każdy komentarz i każdego czytelnika, dlatego staram się odpowiadać na wszystkie pytania i tłumaczyć zagadnienia, które interesują innych. Na szczęście jeszcze nie spotkałam się z komentarzami negatywnymi na moim blogu i mam nadzieję, że tak pozostanie jeszcze przez długi czas. Jakie są Twoje długoterminowe plany związane z blogowaniem? Moje plany to zdecydowanie brak planów. Nie tylko w blogowaniu, ale i w życiu. Staramy się żyć z dnia na dzień i cieszyć się każdą chwilą uwieczniając to wszystko na blogu. Zastanawiasz się, co kiedyś pomyślą Twoje dzieci po przeczytaniu Twojego bloga? Obawiasz się tego, czy może na to czekasz? Nie obawiam się tego, że Calineczka kiedyś powie coś negatywnego o blogu. Wierzę, że również tak samo jak ja odkryję w sobie chęć niesienia pomocy innym ludziom podobnym sobie i zrozumie, że blog jest dobrym miejscem do tego działania. Podczytujesz blogi innych mam? Jeśli tak, to które są Twoimi ulubionymi? Czytam wiele blogów rodzicielskich, jednak trudno wymienić mi kilka ulubionych, ponieważ nie chciałabym nikogo pominąć. Dzisiaj każdy publikuje mnóstwo zdjęć na Facebooku, Instagramie i innych mediach społecznościowych. Nie uważasz, ze jest to odzieranie się z prywatności? Czego nigdy nie opublikowałabyś na swoim blogu? Myślę, że dodawanie zdjęć  na facebooka, czy inne media społecznościowe nie jest złe jeśli robi się to z głową i rozwagą. Ja dodaję zdjęcia Calineczki dość często na przykład po to, by pokazać jak się rozwija, jak rośnie, jak radzi sobie z codziennym życiem, ponieważ robi to inaczej niż „duże” dzieci w jej wieku. Jednak są rzeczy, których nigdy w Internecie bym nie umieściła, chociażby dziecka nago. Szczerze? Nie rozumiem rodziców, którzy właśnie takie fotki publikują.  Nie umieściłabym również nigdy zdjęcia mojego dziecka, które przedstawiałoby je w jakiejś krępującej sytuacji. Czy stresowałaś się podczas zakładania bloga, że nikt go nie będzie czytał, czy była to kwestia drugorzędna? Nie stresowałam się. Myślałam sobie, że jeśli choć jedna osoba z karłowatością trafi na mój blog i przeczyta co piszę, to i tak będzie dla mnie ogromny sukces.  Ostatnio bardzo wiele się słyszy o ruchach antyszczepionkowych, które pojawiają się nagle i licznie. Jaka jest Twoja postawa w związku z kwestią: „szczepić – nie szczepić”? Szczepiłaś swoje dzieci? Szczepiłam swoją córkę, jednak później niż jest to w „kalendarzu szczepień”. Pierwszą szczepionkę w życiu dostała w wieku 2 lat. Jest to spowodowane tym, że po przeszczepie szpiku kostnego organizm jest bardzo osłabiony, przez jakiś czas nie ma praktycznie żadnej odporności i nie było możliwości zaszczepienia dziecka w takim stanie. Jednak, gdy nasz lekarz onkolog powiedział, że nie ma już przeciwwskazań i można zaszczepić dziecko od razu to zrobiłam. Dlaczego? Ponieważ ufam onkologom z tego szpitala. Uratowali moje dziecko. Dziecko, któremu nikt nie dawał szans na przeżycie, wiec wierzę, że teraz nie zrobiliby niczego, co mogłoby jej zaszkodzić.  Jak oceniasz kampanie edukacyjne dotyczące szczepień? Czy jest potrzeba ich prowadzenia? Uważam, że takie kampanie są jak najbardziej potrzebne. W dzisiejszych czasach to chyba  Internet jest największym źródłem informacji i większość ludzi właśnie stąd czerpie swoją wiedzę na różne tematy, także jeśli chodzi o szczepienia. Dlaczego zdecydowałaś się wesprzeć kampanię „Pneumokokom mówimy: szczepimy!!!” ? Ostatnio wiele słyszę na temat tego, że szczepienia są złe. Ja tak nie uważam i warto o tym mówić, żeby inni mogli poznać różne perspektywy tego problemu, a nie tylko tych którzy głośniej krzyczą. Nie chodzi mi o to, żeby kogoś za wszelką cenę namawiać do szczepienia, ale o to, by dać rodzicom możliwość przeczytania wszystkiego za i przeciw, aby mogli podjąć świadomą decyzję, której nie będą żałować. Jakim krótkim hasłem zachęciłabyś swoje czytelniczki do szczepienia dzieci przeciwko pneumokokom? Pamiętajcie, żeby podjąć decyzję zgodną z Waszym sumieniem. Ja taką podjęłam, ponieważ kocham swoje dziecko i jest ono dla mnie najważniejsze na świecie. Dokończ zdanie: „Zdrowie mojego dzieci …” …jest czymś najważniejszym, bo wszystko inne mogą osiągnąć sami.     Link do wywiadu w oryginalnej wersji: Wywiad

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Przedszkolne obawy

Czy jest tu jakiś rodzic, który nie miał obaw przed pierwszym dniem w przedszkolu swojego dziecka? Wydaje mi się, że nie… Ja również je miałam, tylko były one troszkę inne, niż u dzieci zdrowych.   Nie bałam się tego, że Calineczka będzie płakać, że będzie tęsknić, że ja będę tęsknić za nią – to chyba naturalna kolej rzeczy, każdy przez to przechodzi, a smutek z czasem mija w natłoku przedszkolnych zabaw i obowiązków. Z czasem dziecko się aklimatyzuje i naprawdę lubi przedszkole…. Ja bałam się tego jak ona sobie poradzi ze swoim wzrostem pół rocznego niemowlaka w grupie czterolatków. Czy inne dzieci nie będą traktowały jej jak dzidziusia? Calineczka tego nienawidzi. A czasem zdarzały się sytuacje na przykład na placu zabaw, gdzie dzieci w jej wieku nie bawiły się z nią, bo jest „dzidzią, a dzidzie jeszcze tego nie mogą, nie potrafią, nie umieją”. Wiadomo – to nie wina dzieci, ale Calineczka wtedy odchodziła smutna, zamiast tłumaczyć, że wcale takim niemowlakiem za jakiego ją uważają nie jest. Bałam się tego strasznie, że będzie siedziała w kącie i nie nawiąże żadnego kontaktu z rówieśnikami z obawy przed odrzuceniem. Kolejną rzeczą której się bardzo bałam to bariera językowa. Wiadomo – w domu rozmawiamy tylko po polsku. Calineczka czeski język zna ze słyszenia, czy z telewizji. Dużo rozumie, ale nie za bardzo potrafi mówić. Nie wiedziałam, czy da sobie z tym radę, czy się dogada, czy będzie umiała powiedzieć o co jej chodzi, gdy będzie chciała siku, pić, będzie głodna… Najważniejszych zwrotów nauczyłam ją przed samym przedszkolem i postanowiłam być dobrej myśli… Choroba Calineczka chyba nauczyła mnie tego, żeby nie przejmować się błahymi rzeczami, że są na świecie poważniejsze problemy niż te, które mam na swojej drodze, że zawsze może być gorzej. I nie chodzi mi o to, że chcę wyśmiać tych, którzy przeżywają na przykład pierwszy dzień w przedszkolu swojego dziecka… Nie, nie – ja to rozumiem i też to przeżywam, ale po prostu w porównaniu z innymi problemami jakie Calineczka spotka na swojej drodze akurat te „czysto-przedszkolne” przestają wydawać mi się aż tak wielkie. Wiadomo jednak jak jest – dla każdego jego własne problemy są najważniejsze i jest to rzeczą naturalną.   Powiem Wam jednak, że niepotrzebnie się obawiałam. Calineczka jest naprawdę mądrą dziewczynką, a w dodatku bardzo rozważną i samodzielną. Poradziła sobie wyśmienicie. Pierwszego dnia wszystkie dzieci płakały przy rozstawaniu z rodzicami oprócz niej. Ona chodziła i podawała wszystkim chusteczki, tłumaczyła, że nie ma sensu płakać, mama wróci niedługo, że lepiej się pobawić zamiast płakać. Nie miała problemu ze swoim wzrostem, wszystkie dzieci ją zaakceptowały. Ma już nawet najlepszą koleżankę i kolegę. Pani przedszkolanka natomiast każdego dnia ją chwali, mówi, że takiego grzecznego i kochanego dziecka to chyba jeszcze nigdy nie miały. Ahhh to miód na moje uszy, aczkolwiek czasem zastanawiam się co się dzieje z tym grzecznym dzieckiem, gdy przychodzi do domu… :) Jeśli natomiast chodzi o język to opanowała go bardzo dobrze. Zaczęła sporo mówić po czesku, ale co najważniejsze – rozróżnia który język jest który i nie myli jej się to podczas rozmowy. W domu opowiada mi zawsze jakich nowych czeskich słów się nauczyła i stała się bardzo ciekawska jeśli chodzi o języki. Często pyta się mnie jak coś jest po czesku, jak ma coś powiedzieć pani, albo jak coś opowiedzieć dzieciom. Bardzo się z tego powodu cieszę. :)   I powiem Wam jedno – oby tak dalej!

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Jak usunąć tłuste plamy z ubrań

Ostatnio na kilku ślicznych ubrankach Calineczki pojawiły się tłuste plamy. Były to plamy z tłuszczu jadalnego. Postanowiłam sprawdzić kilka metod usuwania takich plam. Każdy z Was pewnie zna ich kilka – zasłyszanych od mamy, czy babci, lub przeczytanych w internecie. Sprawdzaliście kiedyś któryś z nich?   Jak usunąć tłuste plamy z ubrań? Jeśli są to plamy świeże, to problem nie jest wielki i z plamami dość łatwo można sobie poradzić. Wystarczy znać kilka trików: Natrzeć plamę płynem do zmywania – sposób stosowany przez moją babcię odkąd pamiętam, dlatego też sama nie raz go próbowałam. Jeśli plama jest świeża to naprawdę pomaga. Wystarczy potem takie ubranie z natartą plamą wrzucić do pralki i wyprać w normalnym proszku, a plama zniknie. Kolejnym sposobem na tłuste plamy jest mąka ziemniaczana. Plamę trzeba posypać mąką, pozostawić na kilka minut/godzin i wypłukać ciepłą wodą, a potem hop do pralki. Niektóre sposoby mówią też o przeprasowaniu wysypanej na plamę mąki ziemniaczanej przez papier – tego nie próbowałam. Jednak zasypywanie plamy mąką i spłukiwanie ciepłą wodą działa również na świeże plamy, choć osobiście wydaje mi się, że nie tak dobrze jak w przypadku płynu do zmywania naczyń. Następnym sprawdzonym przeze mnie sposobem jest mydełko do odplamiania – jest ich kilka i można je kupić w różnych marketach za kilka złotych. Ja używałam mydełka dr. Beckmanna. W tym wypadku się bardzo pozytywnie zaskoczyłam – mydełko działa na tłuste plamy bardzo dobrze… Poza tym spiera nie tylko tłuste plamy, ale też różne inne np. z marchewki, czy wina. Najlepsze jest do plam świeżych, ale takie zaschnięte i stare czasem również uda mu się sprać – po kilkukrotnym użyciu na zabrudzone miejsce. Słyszałam też o metodzie z olejkiem eukaliptusowym – wystarczy nalać na plamę i zostawić na kilka godzin, potem wyprać w pralce. Tej metody nigdy nie stosowałam i nie wiem jak działa. Metoda, która u mnie nie zadziałała – namoczyć ubranie od razu po ubrudzeniu i wystawić na kilka godzin na słońce. Może akurat za słabo świeciło u nas w ten dzień. :)   No dobra, a teraz trudniejsze zadanie. Co zrobić, gdy plamy są już zaschnięte i stare? Jak usunąć tłuste plamy na ubraniach, które leżały już w koszu kilka dni? Tutaj sprawa nie jest już tak oczywista. Sposób dość popularny – często o nim słyszałam i też natknęłam się na niego w internecie. Polać plamę rozpuszczalnikiem, zostawić na jakiś czas i potem sprać. Szczerze? Trochę bałam się próbować. Nie wiem, czy rozpuszczalnik nie zniszczyłby delikatnych ubranek Calineczki. Wolałam nie ryzykować, choć może faktycznie jest to pomysł, który działa. Metoda którą sama wypróbowałam – alkohol wymieszany z octem. Wrzuciłam do tego roztworu ubranie na cały dzień. Potem wyciągnęłam i wyprałam normalnie w pralce. Działa – plamy zniknęły. Dodam, że taka mieszanka jest też idealna do pozbywania się nieprzyjemnych zapachów z ubrań – nie raz sprawdzałam i w tym wypadku sprawdza się idealnie. Sposób dobry, choć już nie do końca domowy to po prostu użycie odplamiacza… Ja używam Vanish Oxi Action w proszku i muszę przyznać, że daje sobie radę dość często. Słyszałam też o tym, że można polać plamę benzyną – tutaj tak samo jak w przypadku rozpuszczalnika, trochę się bałam i nie próbowałam tej metody.   Podsumowując – usuwanie zabrudzeń po oleju wcale nie jest łatwe. A Wy macie jakieś swoje sprawdzone sposoby jak usunąć tłuste plamy z ubrań?    

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Kontrola ortopedyczna – dobre wieści!

We wtorek mieliśmy zaplanowaną wizytę u ortopedy. Nawet się na nią cieszyłam, bo od jakiegoś czasu wydawało mi się, że Calineczka w końcu trochę urosła i chciałam to sprawdzić… Sama w domu jej nie mierzę, nie chcę, bo potem zazwyczaj lekarz weryfikuje moje pomiary i okazuje się, że tak naprawdę Calineczka mierzy dużo mniej niż ja zmierzyłam. Wolę się więc nie rozczarowywać. :) Tym razem jednak dobrze mi się wydawało… Przez ostatnie dwa lata Cali mierzyła cały czas 69,5 cm, a teraz po dwóch latach w końcu urosła! Gdy stoi ma 73 cm, gdy leży 75 cm. Niby to niewiele, ale jednak bardzo cieszy! Każdy dodatkowy centymetr sprawia nam ogromną radość. A 75 cm szczęścia to naprawdę dla nas dużo. ;) Zapytałam pana doktora dlaczego Calineczkę ostatnio często bolą nogi i kolana, czasem nawet w nocy budzi się bólem. Powiedział, że może to być spowodowane właśnie tym, że dwa lata nie rosła w ogóle a teraz nagle w krótkim czasie urosła tak dużo, jak na nią oczywiście, i dlatego bolą ją kości… Oby miał rację. :) Pozostałe wyniki są takie, że Calineczka waży 11 kg, długość jej tułowia to 40 cm, a rozpiętość rąk 68 cm – tutaj ta rozpiętość nie jest dokładnie zmierzona, ponieważ Cali nie do końca wyprostowuje ręce w łokciach i najprawdopodobniej tak będzie zawsze, ale lekarz mówi, żeby się tym nie martwić, bo to nic groźnego i w niczym nie przeszkadza.  Poza tym pan doktor zauważył trochę szpotawe kolana i skrzywiony kręgosłup – to cechy charakterystyczne przy karłowatości. Będziemy teraz obserwować, żeby te wady się nie powiększały. W dodatku stawy Calineczki są hipermobilne – to znaczy, że może sobie je wyginać w każdą stronę jak chce, ale to wiemy już od dawna. :)   Na koniec doktor podsumował całą wizytę pozytywnie. Mówił, że Calineczka świetnie się rozwija i jest bardzo mądrym dzieckiem. Sama zainteresowana była bardzo grzeczna i bez problemu dała się zbadać, a w dodatku rozmawiała z doktorem, po czesku. ;) Za pół roku czeka nas kolejna kontrola połączona z usg bioder, rentgenem nóg, kręgosłupa i antropologią. Musimy obserwować jej kości, ponieważ Cali ma bardzo wysokie ryzyko skoliozy, deformacji nóg i osteoporozy – a wiadomo im wcześniej się to wykryje i zacznie działać, tym lepiej. :)

Rzeczpospolita Ptasia

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Rzeczpospolita Ptasia

BARWNE ŻYCIE CALINECZKI

Pomóż uratować szkołę w Rękowie

Jest w Polsce pewna szkoła, dość mi bliska, ponieważ uczył się w niej mój dobry kolega… Który jest jednym z najinteligentniejszych ludzi jakich znam, serio… :) Szkoła ta znajduje się w Rękowie, niedaleko malowniczej Sobótki w województwie dolnośląskim. Niestety została ona jakiś czas temu zamknięta. Dlaczego? Nie wiadomo, nie rentowna ponoć była – chociaż nie wiem jak szkoła może być nierentowna. Zamknięcie szkoły oznaczało, że dzieciaki z Rękowa musiały dojeżdżać dość daleko, by móc się uczyć. Mieszkańcy Rękowa stwierdzili, że zamiast robić afery i strajki spożytkują energię inaczej! I bardzo dobrze – bo co w dzisiejszych czasach dają protesty zwykłych, szarych ludzi? Nic! Założyli więc oni Stowarzyszenie Aktywni i wzięli szkołę w Rękowie na swoje barki. Szkoła się odrodziła jako szkoła niepubliczna i utrzymywana jest w całości przez stowarzyszenie. Placówka odnosi wielkie sukcesy i jest miejscem, które stara się wychować młodych, inteligentnych ludzi. Plasuje się na najwyższym szczeblu edukacyjnym z języka angielskiego w Polsce. Szkoła w Rękowie jest również bardzo otwarta na edukację domową.   Niestety utrzymanie takiej niepublicznej szkoły jest bardzo drogie. W dodatku budynek wymaga kapitalnego remontu, a władze szkoły chciałyby także powiększyć boisko. Dlatego chciałabym w imieniu swoim i mojego przyjaciela prosić Was o wsparcie i pomoc w ratowaniu szkoły w Rękowie. Nie potrzeba wiele – wystarczy rozgłos, aby o szkole w Rękowie dowiedziało się więcej osób. TUTAJ znajduje się link kampanii, która pomaga zbierać pieniądze. Jeśli macie ochotę, bardzo proszę Wa o udostępnienie tego linku na swoim facebooku, dzięki temu kampania będzie widoczna dla większej ilości ludzi na całym świecie.   Tutaj również znajduje się filmik po polsku, na którym możecie zobaczyć szkołę w Rękowie i poznać jej problemy – KLIK. Zapraszam Was także na stronę internetową Stowarzyszenia Aktywni.   Gdyby ktoś z Was zechciał wesprzeć szkołę finansowo może to zrobić wpłacając pieniądze na stronie kampanii (tej po angielsku), bądź na polski numer konta stowarzyszenia: 85 1020  5138 0000 9102 0171 7057   Jeszcze raz proszę Was o pomoc i z góry bardzo dziękuję – pamiętajcie – „w kupie siła”, liczy się każde udostępnienie tego linku – KLIK.