Pokój jak plac zabaw

On Ona i Dzieciaki

Pokój jak plac zabaw

     Chyba nikogo nie trzeba przekonywać do tego, że ruch jest bardzo ważny w rozwoju dziecka. Poprzez aktywność fizyczną dziecko ma możliwość poznawania samego siebie i swoich możliwości.          Ruch pobudza rozwój organizmu, stymuluje wzrost kości, poprawia ukrwienie mięśni, a także usprawnia funkcje układu krążenia i układu oddechowego.  Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że ruch wpływa również na rozwój mowy. Gdy pojawiłam się rok temu pierwszy raz z Myszką u logopedy to Pani pytała na przykład czy Małą umie jeździć na rowerze lub rzucać i łapać piłkę.      Wiosna w końcu do nas zawitała. Staramy się więc jak najwięcej czasu spędzać na świeżym powietrzu: spacery, place zabaw, zabawy w ogródku. Wykorzystujemy pogodę jak się da zanim znów się popsuje. Za nami długa i niezbyt przyjemna zima, brakowało nam śniegu na którym moglibyśmy poszaleć.     W okresie jesienno - zimowym pokój dziewczynek zamienia się więc w istny plac zabaw. Jako, że powierzchnię mamy ograniczoną poszczególne zabawki stoją przez kilka dni, by później ustąpić miejsca następnym. Dzięki temu zabiegowi dziewczynki mają ciągle nowe atrakcje w pokoju i nie nudzą się nimi tak szybko.     Największym hitem wśród zabawek, które udało nam się przenieść z ogródka do domu okazała się być zjeżdżalnia.      Jesienią, zanim spadł śnieg, który jak już wspomniałam, nie rozpieszczał nas za bardzo w tym roku, mieliśmy w pokoju sanki, które świetnie zastępowały pociąg.        Aniołek na Gwiazdkę przyniósł nam rozkładaną stonogę, którą czasem łączymy z namiotem tworząc swój własny zamek do którego prowadzi specjalny tunel.     Aniołek przyniósł stonogę, a wcześniej Mikołaj podarował dziewczynkom "łapacz złej energii", czyli rękawice i worek bokserski. Gdy dziewczynki są zdenerwowane i buzuje w nich nadmiar emocji mają uderzać worek zamiast siostrę. W teorii nie jest to trudne do zapamiętania, ale gdy przyjdą nerwy często o tym zapominają i wyżywają się na sobie nawzajem.      Mamie ten "łapacz złej energii" też kilka razy pomógł się opanować  :)      Czasami rozkładamy w pokoju dmuchany basen i napełniamy go piłeczkami lub maskotkami. Kilka razy poszliśmy nawet o krok dalej i rozłożyliśmy naraz basen i zjeżdżalnię, to dopiero była frajda - zjeżdżać prosto do piłeczek i to we własnym pokoju! (niestety nie znalazłam w swoim archiwum żadnego zdjęcia obrazującego tę wspaniałą rozrywkę).     Skakanie na dmuchanych skoczkach sprzyja harmonijnemu rozwojowi umiejętności psychofizycznych dziecka - nie mogło więc i ich zabraknąć w naszym domowym placu zabaw.     Klocki - ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że jest to zabawka, którą można znaleźć w każdym domu. Można z nich układać przeróżne konstrukcje i budowle rozwijając kreatywność dziecka, a także ćwicząc koordynację ręka - oko, ale można także zbudować ... tor przeszkód i ćwiczyć sprawność fizyczną naszych pociech. Przy tej zabawie musieliśmy wykroczyć poza pokój dziewczynek, bo nie mogliśmy się tam już pomieścić.      Dziewczynki przechodziły nad wysokimi przeszkodami, nad szerokimi, a także pod nimi.     Pomoc starszej siostry czasami jest nieoceniona.         Klasy to kultowa gra mojego dzieciństwa, jednak malowanie kredą po podłodze w domu, byłoby już lekką przesadą, więc rozkładamy piankowe puzzle i po nich skaczemy.      A po całym dniu szaleństw należy się nam odpoczynek.     W naszym domowym placu zabaw był też duży, czerwony samochód, jednak nie zachował się na żadnym zdjęciu.     Nie ma nic lepszego niż zabawa łącząca przyjemne z pożytecznym, czekamy jednak na ustabilizowanie się pogody abyśmy mogli wynieść w końcu większość zabawek do ogródka, gdzie jest ich miejsce. 

Wskakaj mnie

On Ona i Dzieciaki

Wskakaj mnie

Jeden mały gest...

On Ona i Dzieciaki

Jeden mały gest...

Pisanki dla opornych

On Ona i Dzieciaki

Pisanki dla opornych

      Święta tuż tuż więc trzeba się było zabrać za robienie pisanek. W zeszłym roku przyklejałyśmy z Myszką na jajka gotowe naklejki, które podobno wystarczyło lekko zmoczyć wodą i ładnie odbijały się na skorupce, coś jak tatuaże dla dzieci. Niestety kiepsko nam to szło :) ciągle się coś ześlizgiwało, targało, a jak wyschło to było tylko gorzej.      W tym roku postanowiłyśmy zrezygnować z gotowców i sami ozdabiać jajka. Zawsze chciałam mieć na pisance coś więcej niż tylko abstrakcję, ale zdolności plastycznie nie pozwalały mi na to. Gdy robiłam sobie tatuaż i zobaczyłam jak tatuażysta się do tego przygotowuje wpadłam na pewien pomysł. Pomysł tak prosty i banalny, że aż wstyd mi było samej przed sobą, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Kalka! Można przecież na jajku odrysować coś fajnego za pomocą zwykłej kalki.      Pisanki mieliśmy przygotowywać całą rodziną po obiedzie, ale Kruszynka "odpadła" w trakcie jedzenia. Chyba stwierdziła, że mama nudno gotuje. A matka tak się starała i ugotowała kurczaka z bananami - myślałam, że to zasmakuje dzieciom, a tu taka zniewaga :)      Do przygotowania pisanek dla opornych były  nam potrzebne: jajka ugotowanego na twardo (z wydmuszkami są same kłopoty, najpierw trzeba je jakoś "wydmuchać" - co mi się nigdy nie udało, a następnie obchodzić się z nią jak z "jajkiem"), szablony do odrysowania, mazaki, farby i oczywiście wspomniana wcześniej kalka.      Zaczęliśmy od odrysowania szablonów na kilku jajkach.     Później przyszła kolej na kolorowanie.      Niestety nawet jajka na twardo nie są ze stali.     Tła pomalowaliśmy farbami, a na kilku jajkach zrobiliśmy nasze tradycyjne abstrakcje.     Teraz pisanki czekają już tylko na poświęcenie.

Kaczuszka z bibuły

On Ona i Dzieciaki

Kaczuszka z bibuły

     W zeszłym roku Myszka dostała od cioci Asi książeczkę "Polska Tradycja - Prace ręczne na wiosnę". Poprzedniej wiosny zbyt dużo się działo w naszym życiu żebyśmy w ogóle miały czas do niej sięgnąć, a poza tym dziewczynki były chyba jeszcze za małe na takie zabawy. Do tej pory książeczka przeleżała  na półce, ale wczoraj ją wyjęłam i  chciałam poszukać jakieś prostej ozdoby, którą moglibyśmy zrobić na święta. Wybór padł na łańcuch z pisanek i dzwoneczków. Zanim Myszka wróciła z przedszkola tatuś powycinał z papieru kolorowego paski, żeby ułatwić nam zadanie. Niestety dziewczynki w ogóle nie miały ochoty współpracować, zalały cały stół klejem i były z siebie bardzo zadowolone więc trzeba było porzucić (przynajmniej na razie) ten pomysł.      Dziś spróbowałam jeszcze raz, ale wybrałam coś prostszego - kaczuszkę z bibuły. Tym razem wybór okazał się trafny, bo dziewczynki bardzo chętnie przystąpiły do pracy (a może po prostu miały lepszy dzień).      Zanim Myszka wróciła z przedszkola przygotowałam już kółka wycięte z żółtej bibuły. Potrzebne nam było około 30 kółek mniejszych i 30 kółek większych. Mniejsze kółka były wielkości otworu z kubka, a większe z miseczki.      Następnie zabrałyśmy się za nacinanie brzegów. Najpierw  Myszka wycinała sama ...     ... później zrobiła szybki kurs Kruszynce...     ... a na koniec przytrzymywała jej kółka, aby Mała mogła sama nacinać ich brzegi.     Gdy wszystkie kółka były już ponacinane zszyłyśmy małe z małymi, a duże z dużymi. Nitka trochę targała bibułę i nam uciekała więc pomogłyśmy sobie nieznacznie klejem na gorąco. Kropelka przy nitce na pierwszym i ostatnim krążku wystarczyła.          Ze zszytych kółek uformowałyśmy 2 pompony.     Następnie przyszła kolej na wycięcie dzióbka, nóżek i oczek.     Na koniec wszystko trzeba było posklejać w jedną całość. Myślę, że klej biurowy by w zupełności wystarczył do połączenia wszystkich elementów, ale my bardzo lubimy klej na gorąco więc tym razem także jego użyłyśmy.     2 sekundy schnięcia i kaczuszka mogła rozgościć się na naszym świątecznym stole.

Warsztat dotyczący Australii. Temat przewodni: sztuka

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący Australii. Temat przewodni: sztuka

     Minął już miesiąc od kiedy w ramach Dziecka na Warsztat przemierzaliśmy lodową krainę Antarktydy. Dziś zmieniamy kierunek i przenosimy się w cieplejsze rejony, a mianowicie do Australii. Naszym tematem przewodnim jest sztuka.      Na początku, jak zwykle, sięgnęłyśmy do biblioteczki by poczytać co nieco i tym kontynencie. Daliśmy się porwać w podróż do Australii Bolkowi i Lolkowi, którzy zapoznali nas z kangurami, misiami koala oraz bumerangi. Wszystko to wykorzystaliśmy później w naszej pracy.     Nadal nie kupiłam nowego globusa w związku z czym położenie najmniejszego z kontynentów sprawdziłyśmy w atlasie.    Pierwsza rzecz jaka kojarzy mi się z Australią to bumerang. Pewnie więcej osób ma podobnie, ale czy wiecie, że najstarszy na świecie bumerang znaleziono w Polsce? Odkryto go w Jaskini Obłazowej, wykonany jest z ciosu mamuta, a jego wiek określa się na około 23-24 tys. lat.     Tak się jakoś złożyło, że nie mieliśmy pod ręką mamucich kości więc nasz bumerang zrobiliśmy ze zwykłego kartonu. Pomalowaliśmy go rękami na słoneczne barwy, bo kolejną rzeczą kojarzącą mi się z Australią jest plaża i surfing.     Do czasu skolonizowania Australii sztuka była tworzona wyłącznie przez Aborygenów więc my także zajęliśmy się ich sztuką. Najbardziej charakterystyczne dla aborygeńskiego malarstwa są kropki. Zabraliśmy się więc za malowanie kropkami.     Ci, którzy widzieli nasze poprzednie warsztaty wiedzą, że zawsze uczestniczy w nich cała rodzina. Mamusia przeważnie wymyśla plan warsztatu, przygotowuje materiały, robi zdjęcia i na koniec wszystko opisuje, a dzieci z tatusiem wykonują nasze małe dzieła.        Poniżej przedstawiam więc obraz tatusia.     Sztuka Aborygenów obejmuje dobrze zachowane i najbogatsze w Oceanii naskalne rysunki. Na skałach nie mieliśmy okazji rysować, za to wyżyłliśmy się artystycznie na chodniku ...     ... i na tablicy.     Poniżej dzieło tatusia.       Później powróciliśmy do kropek tym razem w nieco innym wydaniu. Przygotowałam obrazki z najbardziej popularnymi zwierzętami Australii: kangurem i misiem koala i wyklejaliśmy je kaszą. Kruszynka nie bawiła się z nami, ale Myszce tak się podobało, że parę dni później bawiłyśmy się znów w wyklejanki tym razem kolorowym ryżem (relacja TUTAJ).     I znów poniżej dzieło tatusia.     Bardzo bym chciała kiedyś pojechać do Australii.     

Wyklejanka z kolorowego ryżu

On Ona i Dzieciaki

Wyklejanka z kolorowego ryżu

      Kilka dni temu rozpoczęliśmy przygotowania do kolejnego warsztatu w ramach akcji Dziecko na Warsztat. Tym razem omawiamy Australię, a jedną z zabaw było wyklejanie różnymi rodzajami kaszy kangura i misia koala (cały warsztat będzie do zobaczenia już w poniedziałek). Myszce tak bardzo spodobało się to zajęcie, że przygotowałam jego inną wersję.      W kilku pojemniczkach po serkach zabarwiłam ryż na różne kolory. Do pudełka wystarczy dodać kilka kawałków kolorowej bibuły i zalewać ją wodą. Bibuła bardzo szybko puści kolor i zabarwi wodę, do której należy wrzucić ryż. Uwaga, żeby się nie wylało, bo ciężko to zmyć! My trzymaliśmy  ryż w kolorowej wodzie z bibułą prawe 24 godziny, ale myślę że krócej też wystarczy, aby ryż się dobrze zafarbował. Następnie należy wylać wodę i wysuszyć ziarenka, najlepiej na papierowym ręczniku.      W czasie farbowania ryżu przypomniało mi się jak w czasach szkolnych robiłyśmy z siostrą różowe pasemka na włosach właśnie za pomocą bibuły. Ktoś powiedział, że to schodzi po jednym myciu, ale nie zeszło. dobrze, że to były wakacje :)      Mniej więcej w tym samym okresie kolega chciał żeby mu zmienić kolor włosów na zielony. Chcesz to masz. Zrobiliśmy mu ten "zabieg" w mieszkaniu innego kolegi brudząc mu przy okazji całą łazienkę na zielono. Pamiętajcie przy tym, że to naprawdę ciężko zmyć ze wszystkiego. Dodatkowo kolega, któremu farbowałyśmy włosy, miał za parę dni ślub siostry. Nie pamiętam już czy udało mu się pozbyć w porę nowego koloru z włosów.     Ale wracając do naszych wyklejanek, gdy już mamy zafarbowany i wyschnięty ryż możemy się zabrać do pracy. Odpowiednie fragmenty wydrukowanego wcześniej obrazka należy posmarować klejem i posypać kolorowymi ziarenkami.       Skąd w czerwonym ryżu wzięły się białe ziarenka, a w białym zielone i czerwone? Kot też się chciał pobawić ryżem w czasie gdy on schnął.      Mniejszym dzieciom rodzice mogą pomóc w naniesieniu kleju, a do rozrzucania ryżu już raczej nie będzie trzeba ich namawiać. Później wystarczy strzepnąć nadmiar ziarenek i piękny obrazek gotowy. Gwarantuję, że maluchy będą zachwycone rezultatami swojej pracy, a to bardzo je motywuje.     U nas oczywiście każda sama musiała nakładać klej co kończyło się tym, że Myszka co 2 minuty biegała się myć (moje dzieci bardzo lubią się brudzić, ale jeszcze bardziej nie lubią być brudne), a Kruszynce nic się nie przyklejało, bo mazała klejem nad kartką :) Później tatuś pomagał jej już z klejem i obrazek zaczął nabierać odpowiednich kształtów.      Jak Myszka biegała się myć, to też jej trochę pomagałam rozprowadzić klej.     Dziewczynki były zachwycone, nawet Kruszynka tym razem nie opuściła nas w trakcie zabawy. Nie sądziłam też, że mój mąż ma taką cierpliwość i  takie zacięcie artystyczne, siedział i przyklejał ryż wykałaczką żeby wszystko było równe :)Obrazek MyszkiObrazek KruszynkiObrazek rodziców, a właściwie to jakieś 70 % taty, i tylko około 30% mamy.

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty

On Ona i Dzieciaki

Wiosna, wiosna, wiosna ach to ty

     Gdy tylko pozwala nam na to pogoda i stan zdrowia chodzimy na spacery do pobliskiego parku. Dziś zabrałyśmy ze sobą aparat by poszukać śladów wiosny, która przyszła do nas kilka dni temu.           Przy wejściu do parku jest plac zabaw, więc wiosna musiała trochę poczekać :)     Nie jest łatwo wyciągnąć moje dzieci z huśtawek, ale przekonała je do tego możliwość zobaczenia nowo narodzonych zwierzątek w naszym mini ZOO.     Przywitały się z krówką...     ... kózkami...     ...owieczkami...     ... i z najmłodszym mieszkańcem naszego parku, owieczką, która urodziła się dopiero wczoraj.     Nie mogły też pominąć ukochanych koników...     ... i kozy, która bardzo chętnie się z nimi witała.     Na koniec odwiedziłyśmy jeszcze wybieg dla danieli.     Po wyjściu z mini ZOO szukałyśmy innych śladów wiosny. Znalazłyśmy pierwsze kwiaty...     ... słuchałyśmy śpiewu ptaków...       ... podglądałyśmy wiewiórki, które wyszły ze swoich dziupli. Niestety nie udało mi się ich sfotografować, były szybsze niż ja :)     Punktem obowiązkowym każdej naszej wizyty w parku jest karmienie kaczek i łabędzi, które także wróciły już do nas po zimowej przerwie.     Karmiąc kaczki dziewczynki wypatrzyły drugi plac :)     Czekamy teraz aż wyklują się małe kaczuszki i może jakieś brzydkie kaczątko? W zeszłym roku mieliśmy małego łabędzia.

Owieczka z patyczków do uszu

On Ona i Dzieciaki

Owieczka z patyczków do uszu

     Mniej więcej w okolicach Bożego Narodzenia trafiłam w sieci na zdjęcie owieczki wykonanej z patyczków do uszu i pomyślałam, że musimy taką zrobić!      Zbliża się Wielkanoc więc do idealny okres na przygotowanie naszej owieczki.     Do jej wykonania potrzebne nam były: 2 kawałki białej kartki (jeden na brzuszek, drugi na główkę), patyczki do uszu, klamerki (które będą nóżkami owcy), mazak, kokardka i oczywiście klej na gorąco.      Na początku dziewczynki ucinały białe końcówki patyczków.      Kruszynka też próbowała swoich sił.     Wycięte białe końcówki przyklejałyśmy ciepłym klejem  do owalnego brzuszka owcy i w ten sposób powstał jej tułów.     Następnie Myszka (Kruszynka już się na nas wypięła) narysowała buzię owieczki, do której przykleiłyśmy jeszcze kilka patyczków i dokleiłyśmy kokardkę.     Teraz przyszła kolej na przymocowanie nóżek w postaci klamerek, wszak owca musi jakoś stać.     Gotowa owieczka prezentuje się następująco:     Jako, że nóżki zostały zrobione z klamerek, owcę można wykorzystać nie tylko jako ozdobę świąteczną, ale także jako stojak na przekazywanie wiadomości. Można np. wyznać mężowi miłość lub zostawić mu listę zakupów :) A na razie, świątecznie, owieczka stoi z karteczką:

Czechy - Jezioro i Zoo w Ostrawie

On Ona i Dzieciaki

Czechy - Jezioro i Zoo w Ostrawie

            Miałam nadrobić brakujące wpisy dotyczące naszych wycieczek więc dziś wpis ze wspomnieniami wizyty w Czechach i w ZOO w Ostrawie.     Z reguły nie lubię jeździć więcej niż raz w to samo miejsce, wolę poznawać nowe okolice i ciekawe atrakcje. Są jednak takie miejsca do których wracam bardzo chętnie, przeważnie dlatego, że są blisko i można tam bez problemu wyskoczyć na weekend by spędzić miło czas. Jednym z nich jest jezioro blisko polsko-czeskiej granicy. Jadąc tam śpimy oczywiście pod namiotem w Autokemp Lučina. Pole namiotowe oferuje miejsca na polanie nad samym jeziorem lub kilka metrów obok, na ogrodzonym terenie. Decydując się na nocleg na polanie trzeba się liczyć z tym, że nie będziemy mieli możliwości podłączyć się do prądu i będzie trzeba troszkę się nachodzić do sanitariatów. Cemping oferuje domki letniskowe (nie wiem w jakim są stanie, bo z nich nie korzystaliśmy), przyczepy campingowe i oczywiście miejsca na namioty. Do dyspozycji turystów jest także kuchnia wyposażona w kuchenkę i lodówkę. Czystość i stan sanitariatów może pozostawia trochę do życzenia, ale czego można się spodziewać za około 20 zł za 2 osoby na 2 noclegi? Dzieci do 15 lat mają pobyt gratis. Na dłuższy pobyt nie byłoby to idealne miejsce, ale na weekend jak najbardziej jest godne polecenia.      Jak to często bywa w naszym przypadku i tym razem nie ominęła nas burza, na szczęście w sobotę dopisała nam już pogoda i mogliśmy poleniuchować na słońcu i popluskać się w wodzie.      W niedzielę wybraliśmy się do Ostrawy do Ogrodu Zoologicznego.  Mimo, że ZOO dysponuje bodajże 3 wielkimi parkingami w weekend nie ma nawet co marzyć o znalezieniu na nich miejsca, trzeba sobie jakoś radzić na pobliskich osiedlach, co niestety nie jest łatwe, ale warto się postarać. Ogród Zoologiczny rozciąga się na powierzchni 100 ha i żyje tu prawie 360 gatunków zwierząt. Większość wybiegów ma spore rozmiary, co niewątpliwie jest bardzo ważne dla komfortu zwierząt, ale utrudnia nieco zwiedzanie, trzeba się dużo nachodzić, a nie mamy gwarancji czy np. niedźwiedź nie zechce akurat uciąć sobie drzemki pod jakimś drzewem pod którym nie mamy szans go zobaczyć. Jednak ruch to zdrowie więc warto trochę pochodzić aby popodziwiać te wszystkie piękne zwierzęta.

Podsumowanie aktywnego roku

On Ona i Dzieciaki

Podsumowanie aktywnego roku

    W weekend świętowaliśmy nasz pierwszy wspólny rok. Były ciasta, słodycze i lody z galaretkami i bitą śmietaną na czekoladowej miseczce.      Dziś krótkie podsumowanie tego co dziewczynki robiły i gdzie były w ciągu tego czasu.Były za granicą w:- Czechach- Turcji- NiemczechW Polsce były w:- Krakowie- Zakopanym- Szczyrku- Ulanowie- Przyszowie- Paleśnicy- na Żarze- na JaworzynieJechały:- pociągiem- autobusem- tramwajem- metrem- metro - tramwajem- dolmuszem- kolejką linową- koleją linowo - torową- wyciągiem krzesełkowym- na koniuPrzeżyły:- uderzenie pioruna- trzęsienie ziemi- skok cioci Edytki i wujka Pawła ze spadochronem- trzydniowe weseleOdwiedziły:- zlot zabytkowych samochodów- wystawę klocków LEGO- ZOO- Park Dinozaurów- starożytne miasto Phaselis - Planetarium- Wystawę "Podwodny Świat"- Jarmark Bożonarodzeniowy- Park Świętego Mikołaja- Tropical Islands- Muzeum Techniki      Muszę nadrobić zaległości i opisać jeszcze na blogu rewelacyjne ZOO w Ostravie i nasz wypad na Jaworzynę w poszukiwaniu śniegu.     Kilka razy spały poza domem, były to wizyty u cioć, noclegi pod namiotem, w hostelu, pensjonacie, hotelach i wszędzie czuły się bardzo dobrze, a szczególnie pod namiotami, ale to mają po mamusi :)      Dziewczynki są idealnymi kompanami podróży, wszystko je ciekawi i są bardzo grzeczne na różnego typu wyjazdach, grzeczniejsze nawet niż w domu.Inwałd - w krainie dinozaurówZakopane - -wystawa klocków LegoTurcjaWystawa Podwodny ŚwiatKraków - Jarmark BożonarodzeniowyZator - Park Św. MikołajaBerlin - Tropical IslandsBerlin - Muzeum TechnikiPaleśnica - "Święty Spokój"Szczyrk - wystawa zabytkowych samochodówTurcja - AntalayaNasz drugi domTurcja - PhaselisTurcja - Olympos Teleferik     Wszystkie te miejsca, które odwiedziły i wszystkie rzeczy, które przeżyły to nie było tak, że chcieliśmy nadrobić stracony czas. Po prostu nie zmieniliśmy naszego trybu życia z okresu "przed dziećmi" i pokazaliśmy wielu osobom, że z dziećmi także można żyć aktywnie. 

Kocham Was bardziej niż wczoraj, ale mniej niż jutro

On Ona i Dzieciaki

Kocham Was bardziej niż wczoraj, ale mniej niż jutro

     Większość kobiet starających się dłuższy czas o dziecko wie jak to jest gdy żyje się z miesiąca na miesiąc,  od okresu do okresu, od dni płodnych do dni płodnych. Miesiąc nie ma już 30 czy 31 dni tylko 28 (i nie jest to za każdym razem luty). Każdy kolejny dzień spóźniającej się miesiączki to czas oczekiwania, nadziei i wiary, która za każdym okazywała się płonna i bezpodstawna. Smutek, przygnębienie, rezygnacja, rozżalenie, tęsknota i łzy, to uczucia, które pojawiają się regularnie co miesiąc.     Rok temu to wszystko odeszło w niepamięć i stało się w ogóle nie istotne,  zupełnie jak bóle porodowe (podobno). Teraz najważniejsze są dziewczynki. Uczucie smutku zastąpiła radość, szczęście zastąpiło przygnębienie, siła zastąpiła rezygnację, uśmiech zastąpił łzy. One odmieniły nasze życie i dla nich zrobiłabym wszystko.       Kiedyś nie przypuszczałabym, że to przez co wylałam swego czasu tyle łez, będzie najlepszym co mnie spotkało.  Gdybym parę lat temu zaszła w ciążę nigdy nie poznałabym swoich córeczek. Tamto dziecko na pewno też bardzo bym kochała, ale nie wyobrażam sobie już życia bez moich dziewczynek.      Mniej więcej w czasie naszego ostatniego zabiegu in vitro dziewczynki trafiły do pogotowia opiekuńczego.  Wydaje mi się, że to iż zabieg się nie udał nie było przypadkiem, nasze dzieci były już na świecie tylko musieliśmy się odnaleźć.      Co z tego, że ktoś inny urodził moje dzieci? Bóg też się może czasem pomylić.  Najważniejsze, że teraz są z nami.      Z okazji naszej pierwszej rocznicy zrobiliśmy sobie z mężem tatuaże.

Być matką w teorii i praktyce

On Ona i Dzieciaki

Być matką w teorii i praktyce

Kwiatki z opakowań po jajkach

On Ona i Dzieciaki

Kwiatki z opakowań po jajkach

          Pogoda płata nam figle, raz świeci piękne słońce, a za chwilę leje deszcz ze śniegiem. W poniedziałek było tak pięknie, że myłyśmy już huśtawkę ogrodową i zaczęłyśmy sezon podwórkowych zabaw, a w środę temperatura spadła 0 i znów trzeba było drapać szyby w samochodach.       Na kwiatki w ogródku przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, (niestety nie wiedzieć czemu przebiśniegi nie chcą u nas rosnąć), w domu wazonu  z pięknymi tulipanami, choć bardzo bym chciała, też postawić sobie nie mogę. Nawet jeśli jakoś uda mi się opanować dzieci to kot na pewno go zaraz przewróci zalewając całe mieszkanie.      Zrobiłyśmy więc sobie z dziewczynkami piękny bukiecik kwiatuszków z opakowania po jajkach, kot bawił się nimi tylko jeden dzień, później mu się znudził :)    Wycięłam z opakowań małe kielichy kwiatów, które dziewczynki później pomalowały na różne kolory.       Później na pomalowane na zielono wykałaczki nabijałyśmy wyschnięte kwiaty, doklejałyśmy listki i ...     ... wbijałyśmy do przygotowanej wcześniej gąbki do naczyń wsadzonej do małej doniczki.    Jeszcze ostatnie poprawki ...          ... i gotowe!     Babcia, też ma kota, który dewastuje jej żywe kwiaty, więc dostała podobny, trochę mniejszy, bukiecik.

Jeśli bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci - Agnieszka Frączek

On Ona i Dzieciaki

Jeśli bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci - Agnieszka Frączek

     W jednym z poprzednich postów wspominałam, że z dziećmi należy być szczerym i że rozmawiamy z dziewczynkami o adopcji od samego początku. Rozglądałam się ostatnio za jakąś książką, bajką, którą pomogłabym czytać dziewczynkom, żeby przybliżyć im jeszcze ten temat.     Poczytałam fora internetowe i recenzje różnych pozycji dotyczących adopcji i zdecydowałam się na zakup książki Agnieszki Frączek "Jeśli bocian nie przyleci, czyli skąd się biorą dzieci".     Książka miała same pozytywne opinie, wszyscy byli nią  wprost zachwyceni. Barbara Szczerba ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian tak pisała o tej pozycji: "Książeczka napisana z ogromnym wyczuciem, z lekkim przymrużeniem oka, pięknie. Prawdziwa perełka dla małych i dużych, nie tylko dla rodziców adopcyjnych i ich dzieci, ale także dla tych, którzy w gronie swoich bliższych i dalszych znajomych mają dzieci adoptowane i nie bardzo wiedzą, jak o tym rozmawiać."      Jest to wesoła historia opowiedziana wierszem przez dziecko, które zostało adoptowane. Zaczyna się w momencie, gdy rodzice poznają się i zakochują w sobie, a kończy jakiś czas po adopcji pokazując, że mimo tego iż dziecko trafiło do rodziny w nieco inny sposób, dalej życie toczy się tak jak w każdej przeciętnej rodzinie.      Książka "Jeśli bocian nie przyleci..." niewątpliwie ułatwia zgłębienie i pojęcie tego bardzo ważnego i niełatwego tematu, dodatkowo napisana jest lekkim, zrozumiałym dla dzieci językiem. Byłaby świetna, gdyby nie jedno ALE... "...kiedy widzę gdzieś bociany, to przytulam się do mamy... I z uśmiechem mylę o tym, że choć przez bocianie psoty nigdy mnie nie miała w brzuszku, wciąż nosiła mnie w serduszku." Tyle się ostatnio napisałam o szczerości wobec dzieci więc jak mogę im teraz mówić, że zostały adoptowane bo bocian nie przyleciał do rodziców?! Niby po tytule mogłam się domyślić, że bocian odegra w książeczce bardzo ważną rolę, ale szczerze mówiąc nie pomyślałam o tym dopóki jej nie przeczytałam. Książka, która ma wytłumaczyć dzieciom co to jest adopcja i w jaki sposób trafiły do rodziny bardzo komplikuje tłumaczenie im skąd się w ogóle biorą dzieci. Nie mogę przecież własnych córek utwierdzać w przekonaniu, że to bocian przynosi, wkłada, czy sama nie wiem co właściwie robi, że dzieci trafiają do maminych brzuszków.      Zanim zaczynamy czytać za każdym razem mówię dziewczynkom: "Pamiętajcie, że bociany nie przynoszą dzieci do brzuszków". Na razie nie zadają więcej pytań.     Kruszynce tak spodobała się ta pozycja, że bardzo często sama ją "czyta". 

Twórczy bałagan

On Ona i Dzieciaki

Twórczy bałagan

                  Kilka dni temu usiadłam na podłodze w pokoju dzieci i mało nie zatonęłam w zabawkach. Nie wiedziałam czy się ewakuować czy próbować jakoś to uporządkować.  Chciałam jednak dać dobry przykład dziewczynkom i podjęłam próbę ogarnięcia tego chaosu. Oczywiście nie sama, w końcu to nie ja tak nabałaganiłam.    Wrzuciłam kilka drobnych przedmiotów do pojemnika i przyszła mi do głowy pewna myśl. Powstało pytanie: sprzątać dalej (choć jak wiadomo sprzątanie zabawek po dzieciach to syzyfowa praca), czy pobawić się z nim trochę rozwijając przy okazji zmysł dotyku? Długo nie musiałam się przekonywać, że czas spędzony na zabawie z dziećmi jest ważniejszy. Od kilku, kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu rozrzuconych zabawek świat się nie zawali (ważne żeby w kuchni i łazience było czysto).     Do połówki czegoś co było kiedyś globusem wrzuciłam kilka zabawek o różnej wielkości, różnym kształcie i różnej fakturze. Dziewczynki po kolei zamykały oczka i wyciągały z pojemnika przedmiot o który je prosiłam. Po każdym prawidłowym wskazaniu fantu były oczywiście brawa i przybijanie piątki.           Powyższe zdjęcia zrobiłam prze chwilą jako rekonstrukcję zdarzeń :)    Ta prosta zabawa nie tylko rozwija zmysł dotyku, który jest bardzo ważny w poznawaniu otaczającego nas świata (po narodzinach dziecka zmysł ten odgrywa największą rolę, największym receptorem jego ciała jest skóra), ale także .uczy logicznego myślenia i analizowania sytuacji.     Dziewczynki były zachwycone zabawą, nie dość, że mama wymyśliła nową rozrywkę to jeszcze nie kazała sprzątać!     Dziś, podczas obierania ziemniaków, zamiast krzyków usłyszałam z pokoju dzieci "...gu zamknij oczka, pokaż piłkę". Wchodzę po cichu, patrzę, a dziewczynki mają w połówce globusa zabawki i same bawią się w zgadywanki!      Tak, tak, nadal, albo raczej znów jest nieposprzątane :) Ale radość dzieci i chwila spokoju dla matki, nawet jeśli ma ją wykorzystać na obieranie ziemniaków, są bezcenne.

Kiedy i jak powiedzieć dziecku, że jest adoptowane

On Ona i Dzieciaki

Kiedy i jak powiedzieć dziecku, że jest adoptowane

Recyklingowy zawrót głowy czyli Przyjaciele Natury cz.2

On Ona i Dzieciaki

Recyklingowy zawrót głowy czyli Przyjaciele Natury cz.2

         O Kubusiowej akcji Przyjaciele Natury pisałam już TUTAJ. Jako, że choroba uziemiła nas w domu postanowiłam podjąć z dziewczynkami jeszcze jeden temat dotyczący dbania o otaczające nas środowisko, a mianowicie recykling.      Na początek dziewczynki dostały kilka plastikowych butelek, które miały umieścić w  wiaderku. Zmieściło się nam 5 butelek (4 duże i 1 mała).     Później te same butelki zgniatałyśmy (miałyśmy przy tym świetną zabawę)...    ... i znów wkładałyśmy je do pojemnika. Tym razem zmieściło nam się aż 12 butelek (w tym 8 dużych i 5 małych).      Ćwiczenie miało na celu pokazanie dzieciom, że gdy zgniatamy butelki oszczędzamy miejsce w koszu i możemy zmieścić w nim więcej śmieci. Przy okazji liczenia butelek miałyśmy od razu powtórkę z matematyki.    Kubuś proponuje też zabawy mające na celu naukę dzieci segregowania śmieci do pojemników odpowiednich kolorów. U nas nie jest to konieczne, ponieważ w naszym mieście segregujemy odpady tylko na dwa pojemniki: szkło i 3 w 1 (papier, plastik, metal). Mamy więc ułatwione zadanie i dziewczynki już dawno opanowały tę sztukę. Zawsze też pamiętają o odkręceniu zakrętek, które zbieramy dla chorych dzieci.      W naszej biblioteczce są 2 książeczki pokazujące jak ważne jest segregowanie śmieci. Pierwsza to, panująca u nas niepodzielnie, Świnka Peppa i jej "Zabawy w Wielkie Sprawy - Wiosenne porządki".      Drugą pozycją jest "Lis Maciek i planeta Ziemia - Segregujemy śmieci cz.2" (części pierwszej nie posiadamy).    U nas w domu śmieci często dostają drugie życie i  przed ostatecznym trafieniem na śmietnik wykorzystujemy je do wspólnej zabawy. Poniżej kilka naszych wcześniejszych propozycji:Pociąg z rolek po papierze toaletowym i pociąg z kartonówZimowe miasteczko z pudełka po pizzyRamka na zdjęcia z rolek po papierze toaletowymWszystkie zabawy znajdziecie TU i TU     Ostatnio zrobiłyśmy gąsienicę z opakowania po jajkach.     Na koniec kilka śmieciowych ciekawostek: Jedna torebka foliowa produkowana jest przez 1 sekundę, przez nas używana jest średnio 12 minut, natomiast proces jej rozkładu w środowisku trwa prawie 400 lat.Z 700 aluminiowych puszek można wyprodukować rower.Recykling stosu gazet o wysokości 125 cm umożliwia uratowanie jednej 6-cio metrowej sosny.

Jedzie pociąg z daleka...

On Ona i Dzieciaki

Jedzie pociąg z daleka...

         W dzisiejszych czasach chyba już dla niewielu osób pociąg jest podstawowym środkiem lokomocji. Prawie każdy posiada już samochód więc pociągi powoli odchodzą do lamusa (w Polsce chyba nigdy nie doczekamy się pociągu, którym będziemy mogli szybciej niż samochodem dostać się na drugi koniec kraju).      Nie znam za to dziecka, które nie odwracałoby się z zainteresowaniem za przejeżdżającym pociągiem. Nie inaczej jest też u nas.      Już przywożąc dziewczynki do domu usłyszeliśmy po drodze "mamo pociąg!". I tym sposobem okazało się, że mama niechcący bardzo dobrze trafiła wybierając dla córeczki łóżko z lokomotywą! Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia co może się spodobać małej Myszce, ale mnie to łóżeczko od razu rzuciło się w oczy. Nie było takie słodkie i różowe jak typowe łóżeczka dla dziewczynek.      Skoro dzieciom tak bardzo podobają się pociągi to nie mogliśmy poprzestać tylko na ich oglądaniu. Jedną z pierwszych naszych wspólnych wypraw była wycieczka do oddalonej o 15 km miejscowości tylko po to żeby dziewczynki mogły przejechać się pociągiem i zjeść lody. Autem zajechalibyśmy tam dwa razy szybciej, ale czego się nie robi dla dzieci?     Na trzecie urodziny Myszka dostała ogromną dwupoziomową kolejkę ze świecącym mostem! Zestaw, oprócz toru dla pociągu, zawiera także tor dla samochodu wyścigowego. Zanim dziewczynki mogły się nacieszyć nową zabawką rodzice mieli niezłą zabawę przy jej rozkładaniu. Kolejka jest rewelacyjna, nawet kot jest zachwycony.      Mamy w domu także cały zestaw innych pociągów: Ciuchcia Tomek, która jeździ i omija przeszkody, pociąg z klocków (budowany ciągle od nowa) do przewożenia zwierząt z ZOO,pociąg z klocków do przewożenia pasażerów z Kinder Niespodzianekpociąg, który sam ustawia dominoprzed zimą mieliśmy pociąg z sanek, które czekały w pokoju na śnieg     Dziewczynki bardzo chętnie bawią się też w pociąg w babci łóżku. Babcia z powodu swojej choroby nie wstaje z łóżka, ale to nie przeszkadza dziewczynkom bawić się z nią godzinami!     Pociągi podziwialiśmy także będąc na wystawie klocków Lego w Zakopanem...     ... i w Muzeum Techniki w Berlinie.      Był też kolorowy pociąg w galerii handlowej.     Na czwarte urodziny czekają już na Myszkę, między innymi, zestaw puzzli z Ciuchcią Tomkiem.     Pociągi są u nas wszechobecne, jeśli nie ma możliwości ich oglądać lub się nimi bawić to zawsze można o nich posłuchać. Wierszyk Tuwima "Lokomotywa", mama zna już praktycznie na pamięć.     No i jeszcze oczywiście piosenka, gdy rozbrzmiewają jej pierwsze nuty wszyscy porzucamy swoje aktualne zajęcia i siadamy na podłodze udając pociąg.     W związku z powyższym gdy ogarniamwszechswiat.pl  ogłosili kolejkowe wyzwanie nie mogło nas zabraknąć.     Zrobiłyśmy z dziewczynkami dwa pociągi, właściwie jeden zrobiłyśmy razem, a drugi zrobiłam praktycznie sama, bo dzieciom po 5 minutach znudziło się pomaganie i wolały się kłócić.      Na pierwszy ogień poszedł pociąg z rolek po papierze toaletowym. Rolki okleiłyśmy (1 wspólnie, pozostałe 3 mama sama) kolorową taśmą klejącą, a następnie połączyłam poszczególne wagoniki kawałkami gumek przy pomocy kleju na ciepło. Do tego jeszcze komin z połowy rolki, dym i koła z czarnego bristolu i pociąg gotowy.      Do pomocy chętnych nie było, ale do zabawy to i owszem.      Następnie zrobiłyśmy pociąg z kartonów, który mieliśmy robić całą rodziną dopiero w sobotę, ale ospa uziemiła nas w domu więc coś trzeba było robić z wolnym czasem.      W końcu do czegoś przydało się uzależnienie babci od zakupów na allegro, miałyśmy do pod dostatkiem kartonów do pracy :)      Myszka chętnie pomagała, kleiła, wycinała szary papier i rysowała reflektory. Dziewczynki miały też namalować graffiti na wagonach, ale nie mogły się już doczekać kiedy pojadą swoim pociągiem na wycieczkę więc na razie mamy mało kolorową wersję. Pewnie nadrobimy to w kolejnych dniach naszej domowej odsiadki.      Kruszynka nie pozwoliła aby skleić porządnie jej wagon, bo przy każdym wyjściu z niego musiała go móc dobrze zamknąć.

Warsztat dotyczący Antarktydy. Temat przewodni: świat przyrody

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący Antarktydy. Temat przewodni: świat przyrody

     Miało być zimno, miały być mrozy, miał być śnieg i miała do tego wszystkiego pasować Antarktyda. Pogoda jednak, jak to często ostatnio bywa, spłatała nam figla i jest jak jest, ale plan jest planem i trzeba go wykonać, także zapraszamy na kolejną odsłonę DZIECKA NA WARSZTAT i zabieramy Was na Antarktydę.      Warsztat zaczęłyśmy jak zwykle od książki z maminej biblioteczki i zapoznałyśmy się z ubogą roślinnością i skromną ilością zwierząt zamieszkującą ten zimny kawałek Ziemi.     Chciałyśmy także, tak jak w poprzednich warsztatach, zlokalizować ten mroźny kontynent na globusie, niestety nasza mała kula ziemska, w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, uległa całkowitemu zniszczeniu, a nie zdążyłam kupić nowej.      Po tej krótkiej lekcji przyrody zabraliśmy się za część praktyczną i wykonałyśmy całą rodzinę pingwinów.     Pingwin z rolki po papierze toaletowym     Rolkę po papierze toaletowym okleiłyśmy czarnym papierem kolorowym. Następnie dokleiłyśmy brzuszek, oczka, dzióbek, skrzydełka i oczywiście nóżki.     Pingwin z plastikowej butelki     Małą butelkę po wodzie Kruszynka napełniła potarganymi i zmiętymi kawałkami białej kartki (można także użyć wacików lub bibuły). Na zakrętkę przykleiłyśmy szeroki pas czarnego papieru kolorowego, a na powstałą w ten sposób główkę przykleiłyśmy oczka i dziób. Do butelki dokleiłyśmy skrzydła i nóżki i pingwin gotowy.      Pingwin malowany farbami     Wydrukowałam dwa pingwiny i dałam dziewczynkom do pomalowania. Kruszynka od razu zaczęła z rozmachem.          Myszka się bardzo starała, malowała kropeczkami, żeby nie wyjechać za linię ...     ... później do pomocy włączył się tatuś i nagle pingwin miał pomarańczowy brzuszek i irokeza!!!     Jak tata usłyszał, że dzieło miało być pokazane szerszej publiczności to postanowił się zrehabilitować i namalować swojego pingwina.     Pingwin z balonu     Na białym balonie, żeby zaoszczędzić na białej farbie :), namalowaliśmy brzuszek pingwinka, a resztę pomalowaliśmy na czarno, przydałaby się farba akrylowa, ale plakatówkami też daliśmy radę. Na drugi dzień markerami dorysowaliśmy oczka, z papieru kolorowego zrobiliśmy dzióbek, nóżki i skrzydełka i już mieliśmy kolejnego członka naszej pingwiniej rodzinki.     Pingwin z plasteliny     Tego Myszka zrobiła praktycznie sama. Duża kulka czarnej plasteliny zamieniła się w tułów, biała w brzuszek, do tego oczy, okrągły dziób, skrzydła, trochę krzywe nóżki i już - gotowe.     Pingwin z wacików     Powycinałam wszystkie niezbędne elementy, a Kruszynka, za pomocą kleju, zrobiła z nich pingwinka. Bardzo spodobał jej się przyklejanie i odklejanie dzióbka, nie wiem dlaczego akurat ta część przypadła jej tak do gustu.     Pingwin z papieru kolorowego     Tego także przygotowała wcześniej mama, a Myszka poskładała go później w jedną całość.     Pingwin z żarówki     Niestety na żarówce (podobnie jak na plastikowej butelce w następnym pingwinie) nie bardzo da się malować plakatówkami nie mówiąc już o zwykłych farbach wodnych. Jako że nie udało nam się dostać czarnej farby akrylowej (choć szczerze mówić patrzyliśmy tylko w marketach), pomalowaliśmy całą żarówkę na biało resztką farby, która została po malowaniu sufitów, i po zostawieniu białego brzuszka, resztę pingwinka pomalowaliśmy już bez trudu zwykłą czarną farbą wodną (na białym podkładzie malowała bardzo dobrze). Później oczka, dzióbek i gotowe.     Pingwin z czapeczką z plastikowej butelki     Technika malowania jak powyżej. Na koniec zostało nam tylko zrobienie żółtego pomponika do czapeczki z bibuły i czerwonego szaliczka.     Pingwiny z jajek niespodzianek     Tak na koniec, znalazłyśmy jeszcze dwa pingwinki w Kinder Niespodziance. Cała nasza pingwinkowa rodzinka     Miał być jeszcze pingwin wyklejany piórkami, ale czarnych piórek u nas nie sprzedają, a na allegro było już za późno. Wyklejanie bibułą i  masa solna były już przy innych warsztatach więc nie chciałam się dublować.     Przez ostatnie dni towarzyszył nam także taniec pingwina, oczywiście żadne zdjęcie nie nadaje się do publikacji :)     Poniżej tekst i muzyka do potańczenia w domu, ja pamiętam tę piosenkę jeszcze z przedszkola. 

Pani Zima

On Ona i Dzieciaki

Pani Zima

     Środek zimy, połowa lutego, a śniegu ni widu ni słychu. Postanowiłyśmy więc zrobić z dziewczynkami Panią Zimę w nadziei, że wstawi się za nami gdzie trzeba i spadnie w tym roku jeszcze trochę śniegu.     Zabrałyśmy się razem ochoczo do pracy, nawet Kruszynka dość chętnie współpracowała, biedne dziecko spragnione śniegu. Na początek matka wspięła się na wyżyny swoich minimalnych zdolności plastycznych i narysowała Panią Zimę, którą dziewczynki później odpowiednio okleiły.     Spódnica została uszyta z wacików kosmetycznych, bluzka wyhaftowana z białych kartek, a włosy oprószyła biała bibuła.      Nawet babcina kotka chciała pomóc. Z domu co prawda nie wychodzi, ale świat przykryty białym puchem wygląda za oknem ładniej niż topniejąca breja.     Gotowa Pani Zima zawisła na oknie w pokoju dziewczynek. Teraz tylko patrzeć jak spadnie śnieg. 

Przyjaciele natury

On Ona i Dzieciaki

Przyjaciele natury

     Zapach kwiatów kwitnących wiosną, krystalicznie czyste jezioro w którym można wykąpać się latem, paleta barw jesiennych liści, śnieżny puch umilający zimowe szaleństwa - natura jest wszystkim co nas otacza. Rozwój cywilizacji zanieczyszcza środowisko, jeśli chcemy aby przyszłe pokolenia mogły korzystać z jego dobrodziejstw musimy o nie dbać i tego samego powinniśmy uczyć dzieci już od najmłodszych lat.         Chcąc przyczynić się do ochrony otaczającego nas środowiska oraz rozwijania szacunku dla roślin i zwierząt, Kubuś przygotował specjalny program edukacyjny "Kubusiowi Przyjaciele Natury" skierowany głównie do przedszkoli. (Więcej informacji TU)     Dbanie o otaczające nas środowisko to nie tylko jednorazowe zajęcia w przedszkolu, ale sposób życia. To my, rodzice, musimy przykładem uczyć dzieci proekologicznych zachowań.        Na długo przed otrzymaniem materiałów od Kubusia wprowadzaliśmy już w domu podstawy ekologii: zakręcamy wodę, żeby się nie lała bez potrzeby, gasimy światło w pomieszczeniach, w których nie siedzimy, segregujemy śmieci, mamy w ogródku karmnik i kawałek słoninki dla ptaków, a także przez cały rok dokarmiamy kaczki w pobliskim parku.      Kubuś podpowiedział nam jak w prosty i ciekawy sposób usystematyzować tę wiedzę i podsunął kilka fajnych zabaw, które pozwalają rozbudzić w dziecku wrażliwość na potrzeby natury oraz spędzić miło czas z naszymi pociechami.      Na początek wybrałyśmy się do ogródka wytropić ślady zwierząt na śniegu. Znalazłyśmy kilka odcisków zostawionych przez kota, parę zostawionych przez bliżej niezidentyfikowane ptaki ...     ... i jeden dużo większy, dość wyraźny ślad ludzki. Niestety nie udało nam się rozwikłać zagadki czy to ślad taty czy dziadka.     Uzbrojone w wiedzę, jak obchodzić się z tropami na śniegu, wybrałyśmy się w teren szukać śladów dzikich zwierząt.     Niestety w parku wszystko było tak zadeptanie, że nie udało nam się znaleźć nic poza śladami butów i  kilkoma odbitymi łapami psów. Ani jedna wiewiórka nie wpadła nam w oko. Nawet krowa się przed nami schowała (tak, tak mamy w parku krowę).     Zabrałyśmy się więc za dokarmianie kaczek.     Nie udało nam się trafić na wiewiórkę, ale złapałyśmy w obiektywie ptaszki, które swoim pięknym śpiewem zwiastują już nadchodzącą wiosnę.     Po powrocie do domu zabrałyśmy się do rozwiązywania ćwiczeń z Kubusiowej Książeczki Przedszkolaka (możecie ją ściągnąć z tej strony).     Szukałyśmy różnic na obrazkach...     ... rozpoznawałyśmy zwierzęta, które śpią w nocy...     ... łączyliśmy ślady kończyn dolnych z ich właścicielami...     ... oraz zaznaczałyśmy zwierzęta, które są w Polsce pod ochroną.     Po skończonej pracy na Myszkę czekała nagroda.    Kilka ciekawostek przyrodniczych:- jedna sosna produkuje dziennie tyle tlenu, ile potrzeba trzem osobom w ciągu dnia, - woda, która dziś jest na Ziemi to ta sama woda, co w czasach dinozaurów,- do wyprodukowania jednej bluzy z polaru wystarcza 27 plastikowych butelek.Więcej ciekawostek znajdziecie TU     Na stronie www.przyjacielenatury.pl znajdziecie wiele materiałów dydaktycznych dla dzieci, różne propozycje zabaw oraz kilka fajnych gier edukacyjnych.

Święty Spokój

On Ona i Dzieciaki

Święty Spokój

           Cisza, spokój, bliskość natury - każdy potrzebuje uciec czasem od codziennych spraw i zgiełku, nawet małego, miasta. W lecie często wyjeżdżamy pod namiot, gdzie czasem naturę mamy aż za blisko :) (o tym jak uderzył w nas piorun możecie poczytać TU).      Domek w górach na "końcu świata", z dala od szumu ulic, blisko lasu - to jest to czego nam było trzeba na chłodniejsze miesiące w roku.      Od kilku lat, raz lub dwa razy w roku, jeździmy tam z grupą przyjaciół. Nie inaczej było i tym razem. Mieliśmy cały zastęp cioć i wujków chętnych do zabaw z dziewczynkami.     Będąc w górach nawet nie wypada nie powygłupiać się na śniegu. Na nartach nie jeździmy, ale na sankach to i owszem, więc nie zraziliśmy się prześwitami trawy i szaleliśmy na całego, rodzice chyba nawet bardziej niż dzieci.          Z górki na pazurki, ale pod górkę nie było już tak lekko, dziewczynki jednak nic sobie z tego nie robiły.     Taka sytuacja:     Siedzi sobie mamusia z Kruszynką na sankach, a Myszka obok leży pupą do góry na drugich, rozmawiają o wszystkim i o niczym, gdy nagle sanki z Myszką pędzą w dół. Myszka nie wie co się dzieje, mama biegnie za nią, Kruszynka śledzi wszystko z takim zainteresowaniem, że, o dziwo, nawet nie płacze, że ją matka porzuciła. Myszka zeskakuje z sanek, a matka przebiega obok dziecka coby sanki złapać, w końcu jak pojadą za daleko to i tak ona będzie musiała po nie pędzić.          Bardzo podobało mi się też jak Myszka stwierdziła, że jest zmęczona i nie będzie już jeździła na sankach, w związku z czym gdy mamusia, tatuś i Kruszynka jechali na sankach, Myszka biegła za nimi :)      Pod górkę tata tachał sanki, a mama z dziewczynkami urządzały sobie spacerek.     Przed domkiem jest też plac zabaw i dla dzieci nie ma najmniejszego znaczenia, że śnieg już dawno zamienił się w błoto. Dziewczynki tak szalały, że Myszka, mimo zapasu butów, wracała do domu w kapciach.     Dla tych, którym skończą się już suche ubrania jest kącik zabaw.     Na koniec jeszcze piękne widoki z okna.

On Ona i Dzieciaki

Nie dzień dobry

     Codziennie rano chodzimy przywitać się do babci,  która mieszka pietro niżej.     Powitanie babci i Myszki wygląd zawsze podobnie:- Dzień dobry Myszko- Dzień dobry babciui tu następuje seria całusów i uścisków.     Tego dnia Myszka wstała w burzowym nastroju w związku z tym poranny rytuał wyglądał nieco inaczej:- Dzień dobry Myszko - powiedziała radośnie jak zwykle babcia- NIE dzień dobry NIE babciu - odpowiedziała z buzią w podkówkę Myszka.

Przeciwieństwa - edukacyjna gra pamięciowa dla najmłodszych

On Ona i Dzieciaki

Przeciwieństwa - edukacyjna gra pamięciowa dla najmłodszych

     Do czasu pojawienia się w domu dzieci, przynajmniej kilka razy w tygodniu graliśmy rodzinnie w różne gry: karty (przeważnie kanasta lub tysiąc), Eurobiznes, Chińczyka na 6 osób (3 godziny wycięte z życiorysu to minimum), a przez ostatni rok w Kolejkę (rewelacyjna gra!).     Gdy w naszym życiu pojawiły się dziewczynki rodzinny hazard poszedł w chwilową odstawkę, ale chciałam przyzwyczajać dzieci do takiej formy rozrywki, bo to bardzo przyjemny sposób na spędzanie razem długich zimowych wieczorów.      Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym więc szukałam dla dziewczynek gier dzięki którym bawiąc się będą mogły się czegoś nauczyć. W internecie trafiłam na serię gier edukacyjnych dla dzieci "Mali Odkrywcy" wydawnictwa Trefl, dwie gry z tej serii są przeznaczone dla dzieci już od 2 lat, więc od razu je kupiłam.      "Przeciwieństwa" to gra pamięciowa składająca się z 22 par dużych, okrągłych klocków przedstawiających antonimy. cały - rozbity (kubek), deszcz - słońce, duży - mały (dom), ciężki - lekki (hantle i piórko), czysty - brudny (pies),  wolny - szybki (żółw i zając), mokry - suchy (koszulka), ubrany - rozebrany (chłopiec), blisko - daleko (chłopiec na drodze), chłopiec - dziewczynka, wiele - jeden (jabłka), ciepły - zimny (zupa i lody), otwarty - zamknięty (skrzynia), gruby - chudy (kot), długi - krótki (krawat), zima - lato, porządek - bałagan (piórnik), czarno-białe - kolorowe (zdjęcie), noc - dzień, wysoko - nisko (chłopiec na drabinie), wesoły - smutny (dziewczynka), pełny - pusty (szklanka).     Ku mojej ogromnej radości dziewczynkom bardzo spodobały się gry i często do nich wracają, choć wiadomo jak u dzieci szybko znika zainteresowanie nowymi zabawkami. Ogólnie bardzo mnie cieszy fakt, że mimo swojego młodego wieku, z miliona zabawek jakie mamy w domu, dziewczynki najchętniej wybierają książki, gry, klocki i puzzle.   "Przeciwieństwa" rozwijają słownictwo, poprawiają koncentrację, trenują pamięć dziecka oraz pomagają w uporządkowaniu wiedzy o otaczającym nas świecie.      Producent w instrukcji podaje kilka wariantów zabawy, z kilku korzystamy, a kilka mamy swoich. Nasze propozycje:1. Rozkładamy na stole wszystkie kartoniki i dziewczynki wybierają sobie obrazki z odpowiednimi przeciwieństwami. Obie zawsze pierwsze rzucają się na obrazek z lodami :)2. Rozdajemy na przykład po 5 kartoników i robimy zawody, kto pierwszy skompletuje wszystkie pary. Gdy gramy (a właściwie próbujemy grać) w ten sposób, to Myszka zamiast szukać swoich klocków, szuka klocków dla innych i mówi "proszę mamusiu", "proszę tatusiu". Moja kochana córeczka :)3. Z Myszką ćwiczymy też mowę, wybieram jakiś obrazek i proszę, żeby powiedziała co na nim jest i jakie jest tego przeciwieństwo. 4. Kruszynka, mimo, że ma już dwa lata, nie mówi jeszcze nic poza "tata", "tak" i najgłośniejsze "NIE!" więc z nią gram odwrotnie, mówię jej żeby znalazła np. słoneczko i później żeby poszukała pary do niego. Ćwiczymy w ten sposób bierne słownictwo, nic nie mówi, ale wszystko rozumie.5.  Memos - kilka par kartoników (nie wszystkie, bo to by było na razie za trudne) kładziemy obrazkami do dołu. Odwracamy po kolei po dwa klocki i staramy się zapamiętać gdzie leżą, aby w konsekwencji znaleźć dwa kartoniki, które stanowią przeciwieństwa.      Po każdym dobrze wykonanym zadaniu są piątki, uściski lub okrzyk "super!", to bardzo motywuje dziewczynki. Nie zawsze jednak pozwalamy im wygrać, bo w życiu trzeba też umieć przegrywać, a najlepiej uczyć się tego właśnie na grach i wśród najbliższych. Dodatkowo uczą się także w ten sposób cieszyć szczęściem innych.   

Robot(a)

On Ona i Dzieciaki

Robot(a)

Muzeum Techniki w Berlinie

On Ona i Dzieciaki

Muzeum Techniki w Berlinie

     Żeby nie było, że przejechaliśmy prawie 600 km w jedną stronę, tylko po to żeby popluskać się trochę w Tropical Islands, drugiego dnia pobytu w Berlinie wybraliśmy się do Muzeum Techniki.      Muzeum jest ogromne, zajmuje kilka skrzydeł, a niektóre z nich są nawet czteropiętrowe! Zwiedzaliśmy go (a właściwie tylko przeszliśmy z grubsza) kilka godzin, a i tak okazało się, że ominęliśmy cały budynek, w którym znajdowały się samochody, motocykle i rowery oraz  Centrum Nauki, w którym można było robić różnorakie eksperymenty.      Pierwszą wystawą po wejściu do muzeum była ekspozycja różnych pojazdów i przedmiotów, które po naciśnięciu wydawały odgłosy. Dziewczynki były zachwycone.     Było też kilka przedmiotów, które miały pokazać co nas czeka, gdy już zagłębimy się do wnętrza.     Ekspozycje, które udał nam się zobaczyć to:- Koleje - około 40 oryginalnych, potężnych lokomotyw i wagonów, które można było podziwiać nie tylko z zewnątrz. Do wielu można było wejść do środka, a niektóre zobaczyć także od spodu. Przekrój historii kolei od jego początków po dzień dzisiejszy..- Fotografia - mnie ten dział podobał się chyba najbardziej, do wielu przedmiotów można było zajrzeć, były obrazy do oglądania w 3D, hologramy, czy program do porównywania twarzy.- Film- Statki, nawigacja - ponad 1100 eksponatów, są to zarówno prawdziwe statki jak i małe modele. - Lotnictwo - historia lotnictwa w pigułce począwszy od balonów.- Elektronika- Tekstylia- Przemysł chemiczny i farmaceutyczny     Po czterech godzinach zwiedzania Kruszynka zasnęła, ale Myszka dzielnie i, przede wszystkim z zainteresowaniem, zeszła całe muzeum (oczywiście bez tej części, o której istnieniu wówczas nie wiedzieliśmy).     Ciężko mi było wytłumaczyć dziecku, że kiedyś aparat fotograficzny, kamera wideo, gramofon, telewizor i telefon nie mieściły się w jednym małym urządzeniu, które teraz każdy z nas ma w kieszeni :)    

Tropical Islands - tropikalny raj

On Ona i Dzieciaki

Tropical Islands - tropikalny raj

     Palmy, piasek i morze w samym środku zimy? To możliwe i wcale nie trzeba lecieć na drugą półkulę. Tuż za naszą zachodnią granicą znajduje się miejsce,  które pozwoli nam choć na chwilę oderwać się od codzienności i zrelaksować się leżąc na miękkim piasku.     Pogada u nas byle jaka więc wskoczyliśmy do samochodu i pojechaliśmy popluskać się trochę do Tropical Islands - tropikalnego raju znajdującego się pod Berlinem. Dziewczynki uwielbiają wodę i jak tylko usłyszały, że pojedziemy na baseny to od kilku tygodni się szykowały i dbały żeby się nie przeziębić.       Na miejscu czekały na nas liczne atrakcje: Morze Południowe, Laguna Bali, największy na świecie las tropikalny pod dachem, zjeżdżalnie wodne i rewelacyjny plac zabaw dla dzieci.      Po wejściu na wyspę zdziwiła mnie trochę jej wielkość - spodziewałam się czegoś większego. Mimo że hala Tropical Islands ma 360 m długości i 210 m szerokości, nie sprawia wrażenia dużej. Alejki są jednak tak zaprojektowane, że jak chce się zwiedzić cały obiekt to trzeba się trochę nachodzić.       Spragnieni kąpieli udaliśmy się najpierw nad morze. Dziewczynki były wniebowzięte! Szaleństwom i skokom do wody nie było końca.     Po kąpieli trzeba się było trochę ogrzać, bo niestety temperatura nie była taka jak w tropikach. Niby było około 30 stopni, ale po wyjściu z wody (i nawet przy dłuższym w niej przebywaniu) wszyscy trzęśliśmy się z zimna. Trochę utrudniało nam to korzystanie ze zjeżdżalni, bo strasznie marzliśmy w kolejkach.      Dla dzieci są tylko dwie małe zjeżdżalnie, ale akurat moim to nie przeszkadzało, bo one potrafiły zjeżdżać bez przerwy na tej samej  zjeżdżalni przez godzinę (przy zjeżdżalniach dla dzieci woda na szczęście była dużo cieplejsza). I siedziałyby dłużej gdyby nie marudna matka :) Ponadto dziewczynki bardzo chętnie jeżdżą też z rodzicami na większych zjeżdżalniach.      Myszka praktycznie w ogóle nie wychodziła z wody, za to Kruszynkę udało mi się namówić na spacer po tropikalnym lesie.     Odwiedziłyśmy tropikalna aptekę...     ... zaglądałyśmy do kosza balonowego...     ...szukałyśmy porzuconych samochodów...     ... grałyśmy na tropikalnych instrumentach...     ...ujarzmiałyśmy dzikie węże...     ... i krokodyle.     Zaglądnęłyśmy też do domku tubylców.     Wyspa nie ma sztucznego oświetlenia ogólnego, a co za tym idzie gdy na zewnątrz zapada zmierzch, na wyspie także robi się ciemno. Niewątpliwie ma to swój urok i nadaje autentyczności pobytu w tropikach, jednak mnie troszkę przeszkadzało, że o 17 jest już ciemno. Plusem było to, że łatwiej było w końcu wyciągnąć dzieci z wody. Brak sztucznego oświetlenia sprawiał także, że cały pobyt miałam wrażenie, że zaraz zacznie padać, w końcu pogada na zewnątrz pozostawiała wiele do życzenia.     Wieczorem wybraliśmy się na spacer po Lagunie.     Przed wyjściem poszalałyśmy jeszcze trochę na placu zabaw, żeby dziewczynki trochę się rozgrzały i porządnie wyschły. Plac zabaw jest rewelacyjny! Jest bardzo duży i właściwie potrzebny by był dodatkowy dzień aby się nim nacieszyć. Mama też zeszła wszystkie zamki!     Wyspa oferuje też cały wachlarz atrakcji dodatkowo płatnych takich jak lot balonem (tak tak, lot balonem w hali), mini golf, strefa saun, gabinety wellness, restauracje, teatr, sklepy, punkt tatuażu i cała gama różnych miejsc noclegowych (od namiotów po ekskluzywne pokoje tematyczne).      Kilka ciekawostek:- pierwotnym przeznaczeniem największej samonośnej hali świata była produkcja sterowców,- w hali Statua Wolności mogłaby się zmieścić na stojąco, a Wieża Eiffla na leżąco,- 20 000 metrów kwadratowych folii przepuszczającej promienie słoneczne gwarantuje naturalną  tropikalną opaleniznę.     

On Ona i Dzieciaki

Chłopak mamy

     Od kilku dni Myszka coraz częściej zamiast mówić mamusia, jak do tej pory, mówi mama. Gdy kolejny raz powiedziała "mama" tatuś zapytał: - Kto ja jestem? Pewnie chciał usłyszeć, że on jest tatuś a nie tata. Co usłyszał w odpowiedzi?- Chłopak mamy.

Zimowe miasteczko

On Ona i Dzieciaki

Zimowe miasteczko

          W kalendarzu środek zimy, a za oknem takie nie wiadomo co. Niby trochę śniegu jest, ale jakiś taki strasznie mokry i topnieje gdy tylko się na niego nadepnie. Dodatkowo ciągłe przeziębienia uniemożliwiają nam zabawę na świeżym powietrzu.     Postanowiłyśmy się jednak nie poddawać i zrobić w domu swoje własne zimowe miasteczko.     Użyłyśmy pudełek po pizzy (gdy się mieszka w domu, gdzie po śmieci przyjeżdżają raz w miesiącu, to w garażu można znaleźć wszystko, no może poza samochodem), kredek, kleju, wacików kosmetycznych, rolek po papierze toaletowym, kawałków materiałów i połówek z dużych jajek niespodzianek.     Na początek narysowałyśmy okna, drzwi i dachy na pudełkach po pizzy, które miały być naszymi domkami.      Zaczęłyśmy rysowanie w trójkę, ale gdy się okazało, że mamy rysować po pudełkach, a nie po podłodze to Kruszynka od razu zrezygnowała.     Później na domkach przykleiłyśmy nasz śnieg, czyli kawałki wacików.     Gdy domki były już gotowe trzeba było dorobić mieszkańców naszej małej wioski. Na rolkach z papieru toaletowego narysowałyśmy buźki i przykleiłyśmy kawałki materiałów, płaszczyki, żeby ludziki nie zmarzły.     Na głowę jednego z nich nałożyłyśmy połówkę z dużego jajka niespodzianki oklejoną wacikami, a drugiemu nałożyłyśmy klocek, taka czapeczka z uszkami, w sam raz dla dziecka.     Ludziki szybko zostały mianowane "Mamusią" i "Dzieckiem" i zaczęła się wspaniała zabawa. Kruszynka stwierdziła, że skoro już wszystko jest gotowe to też się może dołączyć. Podczas zabawy Myszka kolejny raz pokazała jaką jest wrażliwą dziewczynką. Cały czas poprawiała płaszczyli figurkom żeby im nie było zbyt zimno oraz martwiła się, że nie ma tatusia. Uspokoiła się dopiero jak jej powiedziałam, że tatuś jest w pracy i wróci później. Co chwilę pukała też w narysowane drzwi i martwiła się, że nikt nie otwiera.     W odwiedziny przyszli też goście.