Zabawa w chowanego

On Ona i Dzieciaki

Zabawa w chowanego

     Pierwszy dzień lipca przyniósł nam długo wyczekiwane słońce (ja pewnie za dwa dni będę miała go dosyć, ale inni się cieszą). Wraz ze słońcem pojawiły się także czapeczki, kapelusze oraz chusteczki na głowach dziewczynek.      Co tam jednak nakrycia głowy przygotowane przez matkę, jak dziadek ma taką fajną czapeczkę z daszkiem! Dziewczynki od razu też taką chciały mieć. Co więc robi dobry dziadziuś? Bierze wnuczki do sklepu i kupuje wymarzone czapeczki. Swoją drogą nie wiem gdzie Kruszynka podpatrzyła, że można daszek nosić z tyłu, ale od razu obróciła czapeczkę w ten sposób.     Wieczorem, gdy po całym dniu zabawy na świeżym powietrzu zbierałyśmy się do pójścia do domu nigdzie nie mogłam znaleźć rzeczonych czapek. Pytam więc Myszki: "gdzie dałaś swoją czapeczkę?" Myszka popatrzyła nam mnie i mówi: "bawi się w chowanego!"

Warsztat dotyczący ulubionego kraju. Temat przewodni: zabytki

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący ulubionego kraju. Temat przewodni: zabytki

     Czas biegnie nieubłaganie, a wszystko co dobre szybko się kończy. Kończy się też II edycja Dziecka na Warsztat, dziś jest już jego ostatnia odsłona.      Gdy prawie rok temu czytałam plan warsztatów ucieszyłam się, gdy zobaczyłam temat ostatniego, który był skierowany szczególnie do tych którzy lubią podróżować. Mieliśmy sobie wybrać ulubiony kraj, a tematem przewodnim miały być zabytki. Proste pomyślałam.      Jednak gdy przyszło do realizacji warsztatu, okazało się, że pozory mylą. Największy problem miałam z wyborem kraju. Podróżować lubię bardzo, ale jednak zabytki nie są moją ulubioną atrakcją turystyczną, zdecydowanie bardziej wolę podziwiać dzieła stworzone przez naturę, poza tym żeby wybrać ulubiony kraj trzeba by odwiedzić wszystkie, żeby mieć porównanie :)     Podróż, chociażby była nie wiem jak ciekawa i wciągająca, zawsze zaczyna się i kończy w tym samym miejscu - w domu. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Dlatego więc po długich namysłach i przypominaniu sobie swoich wojaży, a przede wszystkim wycieczek dziewczynek zdecydowaliśmy się na Polskę.      Zaczęłam od kupna puzzli z mapą Polski, na której są zaznaczone najważniejsze zabytki naszego pięknego kraju. Kruszynka od razu się do nich dobrała.     Puzzle składają się ze 100 kawałków, a że znajduje się na nich wiele małych, pstrokatych elementów wcale nie było ich tak łatwo ułożyć. Nie wiem czy bardziej ja pomagałam Myszce czy ona mnie, ale najważniejsze, że wspólnymi siłami udało nam się je poukładać.      Do puzzli jest dołączonych 14 obrazków z wybranymi zabytkami i podpisem z nazwą odpowiedniej miejscowości.     Pokazywałam dziewczynkom poszczególne kawałki, a one szukały takiego samego obrazka na mapie.      Na drugi dzień znów bawiliśmy się układanką, aby łatwiej było coś zapamiętać z warsztatu, tym razem jednak dziewczynki układały puzzle na mapie.  Bardzo ucieszyłam się, gdy przy obrazku z Toruniem powiedziałam Myszce, że to jest Mikołaj Kopernik, a ona od razu skojarzyła go z panem, który oprowadzał nas po kosmosie w planetarium, w którym byliśmy w ramach drugiego odcinak Dziecka na Warsztat.     Po zapoznaniu się z zabytkami Polski przeszliśmy do tworzenia własnego zabytku - zrobiliśmy zamek z rolek po papierze toaletowym.     Dziewczynkom najbardziej podobała się część w której mogły ciąć nożyczkami, pocięły wszystko co miały pod ręką.      Wycięły też taką ilość okien, że wystarczyło by na kilka zamków, ale przykleić nie chciały już ani jednego, więc nasz zamek nie ma okien.     Znalazła się za to księżniczka i giermek.     Warsztat miał się zakończyć wycieczką do Krakowa. Miała to być taka swego rodzaju klamra łącząca warsztaty, bo pierwszy nasz warsztat dotyczył Smoka Wawelskiego. Niestety musieliśmy ją przełożyć trochę w czasie, ale co się odwlecze to nie uciecze i do Krakowa na pewno niedługo zawitamy.      DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA ŚWIETNĄ ZABAWĘ ORAZ MOŻLIWOŚĆ POZNANIA WIELU CIEKAWYCH OSÓB I BLOGÓW!  LICZYMY NA KOLEJNĄ EDYCJĘ!

Podróż z dzieckiem - dokumenty

On Ona i Dzieciaki

Podróż z dzieckiem - dokumenty

      Zaraz jak tylko odebrałam akty urodzenia dzieci pobiegłam wyrobić im dokumenty żeby w końcu można je było wywieźć z kraju. Nie zrozumcie mnie źle, w naszym kraju jest wiele pięknych miejsc, które warto zobaczyć, ale my mamy zdecydowanie bliżej nawet do Wiednia niż do Warszawy, w zależności od ruchu na drogach jesteśmy w stanie szybciej dojechać na Chorwację niż nad Bałtyk.      Zastanawiałam się jaki dokument wyrobić dowód osobisty czy paszport i przez panią w urzędzie miasta zdecydowaliśmy się na paszport.      Urzędniczka wiedziała, że dziewczynki są adoptowane i oprócz standardowych dokumentów chciała od nas dodatkowo prawomocnego wyroku sądu. Takiego dokumentu nawet ja nie mam!     Dokumenty potrzebne do wyrobienia dowodu osobistego dla dziecka:- wniosek o wydanie dowodu osobistego- odpis skróconego aktu urodzenia- dwa aktualne, kolorowe zdjęcia dowodowe- dowody osobiste rodziców     Wniosek można złożyć w dowolnym Urzędzie Miasta lub Gminy na terytorium RP, a czas oczekiwania na wydanie dowodu osobistego wynosi około 30 dni.     Aby złożyć wniosek konieczna jest wizyta obojga rodziców w urzędzie, ale odebrać może go już tylko jeden z nich.     Dowody osobiste wydawane są bezpłatnie i są ważne przez 5 lat.      Tyle jeśli chodzi o teorię, a praktyka to jak zwykle w naszym kraju zupełnie coś innego. Od nas urzędniczka chciała, oprócz wspomnianego już wcześniej prawomocnego wyroku sądu, jeszcze potwierdzenie zameldowania i potwierdzenie nadania numerów PESEL.      Dokumenty potrzebne do wydania paszportu dla dziecka:- wniosek o wydanie paszportu- aktualne, kolorowe zdjęcie paszportowe- pisemna zgoda obojga rodziców na wydanie paszportu (podpisuje się przy urzędniku)- dowody osobiste rodziców- oryginał dowodu uiszczenia opłaty paszportowej w wysokości 30 zł     Wniosek należy złożyć w Urzędzie Wojewódzkim, a czas oczekiwania na wydanie paszportu wynosi około 30 dni.     Aby złożyć wniosek konieczna jest wizyta obojga rodziców w urzędzie, ale odebrać może go już tylko jeden z nich.     Paszporty ważne są przez 5 lat.    Wyrobienie paszportów zamiast dowodów osobistych było bardzo słuszną decyzją.  My przeważnie do ostatniej chwili nie wiemy gdzie spędzimy wakacje, nigdy przecież nie wiadomo gdzie trafi się jakaś ciekawa oferta last minute. Nam akurat udało się znaleźć fajną wycieczkę do Turcji i bez paszportów nie moglibyśmy z niej skorzystać.      Ostatecznie na paszporty czekaliśmy tylko 2 tygodnie, a nie miesiąc.      Jeśli nie wiecie gdzie Was wiatr rzuci w najbliższe wakacje, a nie macie jeszcze dokumentów dla dzieci, to ja osobiście zdecydowanie polecam paszport. 

Ilustrowany Atlas Świata dla dzieci - Dookoła Świata

On Ona i Dzieciaki

Ilustrowany Atlas Świata dla dzieci - Dookoła Świata

     Uwielbiam podróże.  Australia, Skandynawia, Bałkany, zamki nad Loarą, podróż przez Amerykę Południową, Wielki Kanion, Himalaje, Bali, Meksyk... długo mogłabym wymienić miejsca, które chciałabym odwiedzić,  poznać,  zobaczyć.     Mimo, że czasem trafia się bardzo atrakcyjna oferta na bilety samolotowe,  np. Bali w dwie strony za 1600 zamiast około 4000, to przy 4 osobach robią się z tego kwoty nie do przeskoczenia dla nas. Choć może kiedyś wygramy w totka i naszym jedynym zmartwieniem będzie niechęć do latania? Kto wie?     Na razie zostają nam bliższe podróże i podróże "palcem po mapie". W odbywaniu tych ostatnich bardzo pomaga nam Ilustrowany Atlas dla dzieci "Dookoła Świata" Wydawnictwa Olesiejuk.     Atlas jest bardzo przejrzysty.  Na początku pokrótce, przystępnym i zrozumiałym językiem opisany jest układ słoneczny oraz budowa Ziemi.        Wytłumaczone i przedstawione za pomocą opisanych rysunków jest także co to są góry, niziny, rzeki, morza wraz z wybrzeżami oraz miasta.     W bardzo ciekawy i obrazowy sposób wyjaśnione jest czym są południki i równoleżniki, a krótka lekcja określania kierunków stron świata z pewnościom przyda się małym podróżnikom.          Najważniejszą częścią atlasu są oczywiście mapy. Każdy kontynent przedstawiony jest na czterech mapach: fizycznej, bogactw naturalnych, politycznej oraz ludności.      To co zdecydowanie wyróżnia tę pozycję od innych tego typu dostępnych na rynku to jednak nie mapy, a kolejne strony dotyczące każdego z kontynentów na których znajdują się flagi poszczególnych państw wraz z ich stolicami i liczbą mieszkańców, a także bardzo interesujące ciekawostki. Dzieciaki dowiedzą się między innymi, że drogi łączące najważniejsze miejsca Europy to drogi wyznaczone przez starożytnych Rzymian; że jadąc najdłuższą na świecie linią kolejową - koleją transsyberyjską podróżujemy przez 8 stref czasowych; że 300 000 lat temu Sahara była bujną puszczą; czy tego, że Krzysztof Kolumb nie był pierwszym Europejczykiem, który dotarł do wybrzeży Ameryki.      Wszystkie te informacje okraszone są zabawnymi rysunkami, przyciągającymi uwagę dzieci i nie tylko ... moją też.     Na koniec naszą wiedzę dotyczącą poszczególnych kontynentów sprawdza GEO...quiz. Wstyd się przyznać, ale nie na wszystkie pytania znałam odpowiedź, cóż człowiek  uczy się przez całe życie :)     Największą zaletą atlasu jest jednak dołączona do niego rewelacyjna mapa świata. Na mapie o wymiarach  100 x 70 cm, za pomocą kolorowych i wesołych obrazków, są zaznaczone najbardziej charakterystyczne punkty dla danego obszaru. Rozpalone i zmęczone słońce wskazuje nam położenie równika, a uśmiechnięte pingwiny pokazują gdzie znajduje się Antarktyda.      Mimo, że moje córeczki są nieco za małe na sam atlas to z mapy bardzo chętnie korzystają. Szukają na niej różnych zwierzątek ćwicząc nie tylko spostrzegawczość, ale także przy okazji nieświadomie obeznają się z wyglądem poszczególnych kontynentów.Tytuł: "Ilustrowany Atlas Świata dla dzieci - Dookoła Świata"Autor: opracowanie zbioroweWydawnictwo: OlesiejukRok wydania: 2014Ilość stron: 68Rozmiar: 28 x 27 cm

Dzień Ojca

On Ona i Dzieciaki

Dzień Ojca

Kocham Cię Tatusiu!

Malowanie rękami

On Ona i Dzieciaki

Malowanie rękami

     Za dwa tygodnie w naszym mieście zagości Festiwal Kolorów. Jest to coraz bardziej popularna zabawa polegająca na wyrzuceniu w górę tysięcy różnokolorowych proszków, które tworzą wielką chmurę barw!     Mamy zamiar w niej uczestniczyć, a żaby uprzyjemnić sobie okres oczekiwania postanowiliśmy też się pobawić trochę kolorami. Tym razem postawiłyśmy na malowanie rękami.      Dobrze, że pogoda nam dopisuje i deszcz robi sobie przerwy, bo dzięki temu nie musimy robić tego w domu. W ogródku farby, które jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie trafią na kartkę zmyje później deszcz.     Tworzyłyśmy różne dzieła, ale głownie były to jednak abstrakcje - twórcze wyżycie się dzieci bez żadnych ograniczeń. Kruszynka bardzo lubi zanurzyć ręce w farbie i mazać nimi po kartkach, ciężko jest ją przekonać, że można namalować coś samym paluszkiem, właściwie nawet się nie staram, niech sobie dziecko tworzy jak chce.     Pokazałam też dziewczynkom, że można namalować coś na połowie kartki, a później odbić to i stworzyć w ten sposób np. motylka. Bardzo im się to spodobało, ale gdy próbowały same coś namalować to nie potrafiły się ograniczyć do części kartki :)     Całkiem niezłe dzieła powstały nam też w pudełkach z farbami.     Dziewczynki, jak pewnie większość dzieci bardzo lubią się mazać i brudzić, ale w przeciwieństwie do większości bardzo nie lubią być brudne, szczególnie Kruszynka. Po chwili zabawy był płacz i musiałyśmy się iść myć, rośnie mi mały Monk.     Znalazłam też kilka zdjęć z naszego malowania farbami z zeszłego roku. Muszę przyznać, że byłam w szoku jak zobaczyłam, że moje malutkie córeczki tak już urosły, szczególnie Kruszynka.     Tamto malowania nie skończyło się tak czysto jak tym razem, teraz wystarczyło tylko umyć ręce i się przebrać, wtedy było baaardzo kolorowo. Malował z nami tatuś więc możecie sobie wyobrazić co się działo. Wszyscy byliśmy od stóp do głów umazani farbami, łącznie z włosami, szkoda, że nie miał nam kto zrobić zdjęcia :)    

Malujemy wodą

On Ona i Dzieciaki

Malujemy wodą

     Zbliżają się wakacje, niedługo skończy się żłobek, przedszkole czy szkoła i trzeba będzie wymyślać dzieciom coraz to nowe zajęcia aby się nie nudziły. Nie każdy ma możliwość zabrać dzieci na wakacje, a jeśli nawet to przecież niewiele jest osób, które wyjeżdżają na całe dwa miesiące.          Postanowiłam więc zamieszczać propozycje różnych zabaw, może komuś przyda się inspiracja.     Na początek bardzo prosta, tania i interesująca dzieci zabawa - malowanie wodą. Wystarczy wiaderko z wodą, miotła i kawałek podwórka, chodnik przed blokiem też może być, a co niech sobie sąsiedzi popatrzą.     Moczymy miotłę w wodzie i ... do dzieła!      Kruszynka  zdecydowanie postawiła na abstrakcje, cóż widać, że talent malarski odziedziczyła po mamusi, choć ona jest jeszcze mała i ma szansę udoskonalić swój kunszt malarski, na matkę jest już chyba za późno.      Spod miotły Myszki wychodziły natomiast głównie koła, słoneczka oraz chmurki.     Przy tym ostatnim słoneczku pomagała trochę mamusia, ja też lubię się pobawić :)     Taki rodzaj malarstwa ma też jeszcze jedną zaletę - nie trzeba sprzątać, samo wyschnie.

Węgry - Hajduszoboszlo

On Ona i Dzieciaki

Węgry - Hajduszoboszlo

          Środek nocy, godzina 2.30 dzwoni budzik. Pierwsza myśl - spać! Nie, może jednak nigdzie nie pojedziemy, możemy przecież spędzić długi weekend w ogródku, ma być ładna pogoda, nadmuchamy basen, wyśpimy się. Zostańmy w łóżkach!      Nie, no nie można tak, trzeba być twardym a nie  miętkim, wstajemy! My to się jakoś zmusimy do wyjścia spod mięciutkiej, przyjemnie otulającej nas kołderki, ale co z dziećmi? Z nimi pewnie nie będzie tak łatwo, Myszkę często ciężko dobudzić o 8.00 do przedszkola, nie wspominając już o Kruszynce, która przy sprzyjających okolicznościach potrafi wstać o 10.00.      Wszystkim tym rodzicom, którzy pomyśleli teraz "też bym chciał/a żeby moje dziecko tak długo spało" muszę powiedzieć, że niestety prawie nigdy nie zdarza się to w weekendy, choć i tak nie mogę narzekać, bo prawie nigdy nie zdarza się im także wstawać przed 7.00.     Wróćmy jednak do naszego wyjazdu. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki pewna, że to mnie przypadnie w udziale obudzenie i przygotowanie dzieci, a mąż wstanie 5 minut przed wyjazdem, bo przecież "ty się możesz wyspać w samochodzie". Nagle słyszę jakieś dziecięce pojękiwania. Tata jednak wstał (co za niespodzianka) i poszedł wyrwać z objęć Morfeusza dziewczynki. Pierwsze padło na Myszkę, nie była zbyt zachwycona tym faktem, ale jak usłyszała, że jedziemy na baseny to od razu się ożywiła, Kruszynka zareagowała podobnie. Moje córeczki dla basenów są w stanie zrobić naprawdę wiele.Najchętniej i zawsze pierwszy pakuje się kot     Wyszykowani ruszyliśmy więc w drogę, niby do przejechania mieliśmy tylko nieco ponad 500 km, ale zajęło nam to aż 9 godzin, cóż nie są to Niemcy.     Celem naszej podróży była niewielka miejscowość Hajduszoboszlo na Węgrzech, a konkretniej świetny kemping wraz z przylegającym do niego ogromnym kompleksem basenów.     Pierwszy raz byłam tam z rodzicami na wakacjach jakieś dwadzieścia lat temu, od tej pory odwiedzam to miejsce dość regularnie.      Pamiętam te żółte pola pełne słoneczników ciągnące się kilometrami wzdłuż trasy. Zawsze zatrzymywaliśmy się po drodze by zerwać jeden lub dwa dojrzałe kwiaty.      O tym, że uwielbiam spanie pod namiotem pisałam już nie raz. Kocham tę swobodę, wstajesz rano i już. Totalny relaks, nic nie musisz robić, właściwie nawet nie trzeba się specjalnie przejmować ubieraniem, jesz śniadanie w tym w czym spałaś, przeważnie jakieś getry i koszulka później wskakujesz w kostium kąpielowy i już. Wieczorem szybki prysznic, znów getry i koszulka i już.      Kemping jest duży i świetnie zorganizowany, przez te wszystkie lata trochę się zmienił. Kiedyś nie było wydzielonych stanowisk, nie było pociągniętej wody do każdego z nich, a źródło prądu było tylko co jakiś czas i trzeba było wozić długie przedłużacze jeśli chciało się korzystać z dobrodziejstw elektryczności. Teraz jest wygodniej. Stanowiska kempingowe są wydzielone, każde ma dostęp do prądu i wody. Jest zasadzonych wiele drzew, które nie tylko oddzielają od sąsiadów, ale także dają zbawienny cień, bo gdy na zewnątrz jest około 30 stopni (a na Węgrzech jest jednak nieco cieplejszy klimat niż u nas), to w namiocie temperatura potrafi dochodzić do 50 stopni.       Kto chciałby się ochłodzić ma do dyspozycji (w cenie kempingu) ogromny kompleks 13 basenów o bardzo różnej temperaturze wody. Najzimniejsze baseny, do których mnie jest ciężko wejść, mają około 25 stopni, najcieplejsze zaś ponad 40. Każdy  może znaleźć tu coś dla siebie, są brodziki dla dzieci, basen ze sztucznymi falami, baseny z masażami, duży głęboki basen przeznaczony tylko dla tych którzy chcą popływać, ogromny basen imitujący morze z piaszczystym brzegiem i palmami, na którego końcowym brzegu stoi statek piracki wraz z latarnią morską oraz kilka basenów to wygrzania kości. Naszym faworytem jest basen przeznaczony głównie do zabawy z wydzieloną częścią do gry w piłkę, wielką pajęczyną do wspinania, rwącą rzeką oraz masażami. Spędzaliśmy w nim tyle czasu, że nawet nie udało nam się przejść po całym kompleksie żeby go pozwiedzać, nie mówiąc już o korzystaniu z innych basenów, a tak chciałam iść na sztuczne fale.     Dzieciaki, którym znudzi się woda, jeśli takie w ogóle istnieją, mogą poszaleć na placu zabaw. Jest też cała paleta dodatkowo płatnych atrakcji, między innymi aqua park, kąpielisko lecznicze, kryta pływalnia, rowerki wodne i mini golf. Na każdym kroku są też budki z jedzeniem, restauracje oraz kioski z akcesoriami kąpielowymi i zabawkami.     Każdy nasz dzień wyglądał bardzo podobnie.    Po śniadaniu, na które były pyszne rogaliki i kakao - dokładnie to samo jedliśmy na śniadanie 20 lat temu z rodzicami, szykowaliśmy się do wyjścia na baseny. Trochę rzeczy trzeba było ze sobą zabrać.      Gdy już się doczłapaliśmy zaczynały się wodne szaleństwa.     Później przychodził czas na przekąskę - obowiązkowo langosze!     W drodze na posiłek trzeba było jeszcze nakarmić rybki pływające w stawie.     Jedzenie musi się "uleżeć" więc leżąc oglądaliśmy samoloty, które bardzo nisko latają ponieważ obok kempingu jest lotnisko dla szybowców.     Czasem niektórym nudziło się patrzenie w niebo :)      Później znów wskakiwaliśmy do wody i wychodziliśmy dopiero gdy zaczynała grać muzyczka, że za chwilę zamykają.     Gdy nadchodził czas na kolację jedliśmy pizzę lub przygotowywaliśmy sobie coś do przekąszenia w naszej turystycznej kuchni - ta opcja zdecydowanie bardziej mi odpowiada.  Na kempingu jest też dostępna kuchenka oraz mikrofala, ale nie chciałoby mi się stać "przy garach" na urlopie, siedzenie z rodziną przy namiocie i pichcenie na podręcznej kuchence to zupełnie inna sprawa, w ogóle mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - lubię to.     Później jeszcze zachód słońca...     ... chwila zabawy i do spania.     Namiot mamy świetny, szybko rozkładany, ale tylko 3 osobowy, do spania w zupełności wystarczy, ale wszystkie rzeczy musimy więc trzymać w samochodzie :)     Na koniec dwa słowa o cenie, bo warto. Za 3 noclegi i 4 dni możliwości korzystania z kompleksu basenów za 2 osoby (dzieci do 4 lat nie płacą) zapłaciliśmy niecałe 300 zł. Dla porównania w Białce za 2,5 godziny na basenie musieliśmy zapłacić 100 zł.     

Podróż z dzieckiem

On Ona i Dzieciaki

Podróż z dzieckiem

     Zanim pojawiły się w naszym życiu dzieci staraliśmy się jak najczęściej robić sobie wypady za miasto i spędzać wakacje inaczej niż leżąc plackiem na plaży. Wrzucaliśmy namiot do samochodu i ruszaliśmy przed siebie. Spanie na polanie czy podróż bez konkretnego planu nie były dla nas większym problemem. Jutro wyjeżdżamy? Spoko, pakujemy manatki i jedziemy.     Wakacje? Przecież szkoda czasu na leżenie cały czas na plaży. Może pojeździmy po Rumunii? Może wypad do jakiegoś egzotycznego kraju?  A może popływamy po norweskich fiordach?Żaden problem. Jedyna co nas ograniczało to: 1. finanse, 2. czas - ilość dni urlopu jest ograniczona a w hotelarstwie, gdzie pracowałam przed pojawieniem się dzieci, trzeba spędzać większość weekendów w pracy,3. mąż - tzn. na wszystkie weekendowe wyjazdy wyjeżdża bardzo chętnie, ale wakacje chce spędzać tylko w ciepłych krajach, więc trochę ogranicza mi pole manewru. Bo z tym "nieleżeniemnaplaży" to nie było do końca tak, że oboje tego nie chcieliśmy. Ja nie lubię upałów i leżenie plackiem w pełnym słońcu w ogóle mi się nie podoba, na plaży zawsze szukam chociaż kawałka cienia, w którym mogłabym się schować. Mój mąż za to należy do ludzi, którzy mogliby się położyć na piasku i wstać z niego dopiero po dwóch tygodniach. Zawsze gdy wracaliśmy z wakacji to rodzina i znajomi pytali czy my aby na pewno byliśmy razem w tym samym miejscu, bo ja wracałam biała jak ściana, a on spalony na mahoń.      Gdy pojawiły się dzieci zastanawiałam się jak teraz będą wyglądały nasze podróże, z nimi pewnie nie będzie już tak łatwo wrzucić kilka rzeczy do samochodu i ruszyć w drogę.       Okazało się jednak, że dla chcącego nic trudnego. Dziecko, nawet małe, nie jest żadną przeszkodą, co najwyżej może być dobrą wymówką.     Pierwszy test przeszliśmy i zaliczyliśmy pozytywnie, gdy dziewczynki były z nami 3 miesiące, Kruszynka miała wówczas 16 miesięcy, a Myszka 3 latka. Plan był taki, że w sobotę koło południa jedziemy do znajomych do Krakowa, gdzie mieliśmy być świadkami jak ciocia Edytka i wujek Paweł skaczą ze spadochronem, zostajemy na noc i w niedzielę wracamy do domu.      W piątek wieczór zadzwonił telefon, że skok z powodów atmosferycznych został przełożony na sobotę na 8 rano, co oznaczało, że musielibyśmy wyjechać z domu około 5. Nie bardzo mi się to uśmiechało, bo dla mnie to jednak środek nocy, więc zapadła decyzja: zbieramy się i wyjeżdżamy zaraz. Trudno, ciocia Edytka będzie musiała spędzić z nami dodatkową noc :)     W godzinę byliśmy gotowi do wyjazdu, co prawda pomogła nam trochę ciocia Asia, ale oprócz spakowania wszystkich niezbędnych rzeczy zdążyliśmy jeszcze wykąpać dziewczynki i dać im kolację, coby zaraz po przyjeździe na miejsce mogły iść zaraz spać.      Muszę przyznać, że byłam z nas bardzo dumna.      Dziewczynki bardzo dobrze zniosły pierwszy weekend poza domem, a dodatkowo mały możliwość pooglądać samoloty nie tylko z zewnątrz.Co nas teraz ogranicza w podróżowaniu?1. finanse - trochę bardziej niż wcześniej, ale chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego,2. czas - teraz trochę mniej niż wcześniej ponieważ ja aktualnie nie pracuję,3. mąż - nadal musimy ciężko negocjować jeśli chodzi o kierunek naszego długiego (dwutygodniowego) wypoczynku4. choroba lokomocyjna Kruszynki - walczymy z nią dzielnie, ale Mała jest za mała na zalecaną dawkę leku, który mógłby nam ułatwić podróż, a zmniejszona ilość leku nie pomaga.      Tak więc po pojawieniu się w naszym życiu dzieci niewiele się u nas zmieniło w  kwestii podróżowania. Dla chcącego nic trudnego!      Nie zniechęcajcie się, pakujcie dzieciaki i komu w drogę temu czas!      Pamiętajcie, że podróże kształcą, a czas spędzony z dziećmi jest bezcenny!     Relacje z większości naszych podróży możecie przeczytać tutaj.     Zapraszam Was także na akcję Maluszkowych inspiracji "Podróże Kształcą", która promuje podróżowanie z dziećmi po Polsce. Akcji będą towarzyszyły rabaty/gratisy w różnych obiektach, a także konkursy o tematyce podróżniczej. 

Reksio. Księga wiedzy. Ilustrowany przewodnik dla dzieci

On Ona i Dzieciaki

Reksio. Księga wiedzy. Ilustrowany przewodnik dla dzieci

          Dzieci mają w sobie naturalną ciekawość otaczającego nas świata i chęć zdobywania wiedzy. Wszystko je interesuje, wszystkiego chcą dotknąć, spróbować, poznać. Wszystko jest dla nich nowe, ciekawe i ekscytujące.      Rodzice powinni wykorzystać ten okres, gdy dzieci chłoną wiedzą jak gąbka i starać się przekazać im jak najwięcej informacji o świecie oraz rozwijać ich zainteresowania. Powinniśmy się starać aby dzieci kojarzyły zdobywanie wiedzy jako coś fajnego, fascynującego i zajmującego, a nie jako nudny obowiązek.        Jak powstaje burza? Czym pachnie wiosna? Jakie dźwięki wydaje woda? Skąd się bierze cień? Dlaczego pada deszcz? Co to jest babie lato? Dlaczego niektóre zwierzęta zapadają w zimowy sen? Jak powstają lawiny?     Jeden mały piesek, którego znają i kochają wszystkie dzieci, chciałby pomóc rodzicom w prosty i przystępny sposób wytłumaczyć swoim pociechom wiele zjawisk przyrodniczych.      Reksio, bo o nim mowa, oprowadza nas po porach roku, przedstawiając wiele faktów i ciekawostek o których nie zawsze nawet rodzice mają pojęcie. Ja na przykład nie wiedziałam wcześniej, że miejsce po ukąszeniu komara  należy posmarować sokiem z cytryny aby złagodzić swędzenie.       Książka podzielona jest na cztery pory roku, a każda z nich zawiera oprócz wielu przydatnych i ciekawych informacji także liczne zagadki, pomysły na atrakcyjne zabawy z dziećmi oraz ćwiczenia rozwijające ich spostrzegawczość i zdolności manualne, a nawet sprawność fizyczną.      Reksio proponuje dzieciom także wykonanie kilku prostych eksperymentów, jak na przykład tworzenie mgły w domowych warunkach, czy sprawdzanie w którą stronę skieruje się kiełkująca łodyga fasoli.       W książce są zamieszczone również proste przepisy kulinarne, które możemy zrobić razem z dziećmi. Jabłka w cieście na pewno zasmakują każdemu małemu łakomczuchowi.       Po zapoznaniu dzieci ze wszystkimi porami roku Reksio, na kilku dodatkowych stronach, za pomocą kolorowych obrazków odpowiada na pytania co to jest pogoda, co to jest wiatr, czym jest powietrze, kiedy powstaje tęcza oraz dlaczego są pory roku? Przedstawia także pory dnia, dni tygodnia i  miesiące.      Na koniec jeszcze wisienka na torcie: prosta gra "Podróż przez cały rok".     Książka jest pięknie wydana, w twardej oprawie i na wysokiej jakości papierze. Piękne, kolorowe i przyciągające uwagę dziecka ilustracje przeplatają się w niej z licznymi zdjęciami.     Na stronie www.reksioprzyjaciel.pl znajdziecie kilka bardzo ciekawych scenariuszy do przeprowadzenia zajęć z dziećmi oraz gry i zabawy dla najmłodszych.Tytuł: "Reksio. Księga wiedzy. Ilustrowany przewodnik dla dzieci"Autor: Beata Dawczak, Izabela SpychałWydawnictwo: PapilonRok wydania: 2010Ilość stron: 96Rozmiar: 21 x 29,5 cm     

Dzień Dziecka

On Ona i Dzieciaki

Dzień Dziecka

     Dzień Dziecka - dzień, który powinien należeć tylko do dzieci. Jako, że w tym roku 1 czerwca przypadał w poniedziałek przesunęliśmy sobie trochę świętowanie i zaczęliśmy obchodzić to wyjątkowe wydarzenie już w sobotę. Dzięki temu mieliśmy aż trzy dni świetnej zabawy.     W pierwszym dniu ubrałyśmy się wygodnie, żeby można było swobodnie szaleć i wybrałyśmy się na organizowaną na pobliskim placu zabaw imprezę.      Radości było co niemiara, dziewczynki skakały na dmuchańcach, zjeżdżały na zjeżdżalniach i bez końca kręciły się na karuzeli. Kruszynka to takie małe perpetum mobile, nic jej nie zatrzyma, a gdy tylko jakieś dziecko przez nieuwagę, zupełnie niechcący, stanęło jej na drodze zaraz wyrażała dobitnie swoje niezadowolenie.        Wielką atrakcją była też straż pożarna, która pozwalała wejść do wozu strażackiego i włączyć syrenę oraz policja, która pobierała odciski palców, pewnie przygotowywali już sobie bazę na przyszłość :)     Co najważniejsze była też wata cukrowa i lody!!!     Po południu pogoda trochę się popsuła, ale dla moich dzieci zabawa dopiero się rozpoczęła. Czy może być coś lepszego niż skakanie po kałużach?     Po tak aktywnie spędzonym dniu przyszedł czas na rodzinne oglądanie Kubusia Puchatka.     W drugi dniu naszego świętowania zamieniliśmy małą kałużę na duży basen, a właściwie kompleks basenów - udaliśmy się na Słowację do parku wodnego Gina Paradise w Besenovej.      Dziewczynki, a szczególnie Myszka, uwielbiają wodę, mogłyby w ogóle nie wychodzić z basenu, a tu miały do dyspozycji wewnętrzny basen z dużą zjeżdżalnią, basen zewnętrzny i, przede wszystkim, dwa baseny w strefie business plus - jeden ze sztuczną falą, a drugi ze zjeżdżalniami dla dzieci. Myszka cały czas biegała po schodach żeby móc znów zjechać, a wychodziła z wody tylko po to żeby pojeździć na zjeżdżalni przed budynkiem.      Basenów było więcej, ale część była wyłączona z użycia z powodu konserwacji, a w części była za ciepła woda żeby mogły się w niej kompać dzieci.     Tatuś nam się trochę rozchorował więc zostawiliśmy go w domu, żeby się kurował przed wyjazdem na Węgry, ale za to mieliśmy do towarzystwa ciocię Asię, wujka Wojtka, ciocię Edytkę oraz wujka Pawła.      Dzień trzeci upłynął nam naukowo, wybrałyśmy się na Dni Małych Odkrywców, gdzie Myszka oglądała krótkie pokazy naukowe przeznaczone dla dzieci i stworzyła pojawiający się pod wpływem ciepła list.     Później było malowanie twarzy i świetny plac zabaw, a na koniec świętowania lody!!!     Niestety wielu rodziców zamiast spędzić czas z dzieckiem, poświęcić mu swój czas i uwagę, zasypuje je prezentami, które prędzej czy później i tak wylądują w kącie.       Już przed naszym pierwszym wspólnym Dniem Dziecka postanowiliśmy, że nie będziemy dziewczynkom kupować prezentów tylko wspólnie spędzimy ten dzień. Małe dostają także podpisane książki, które, mam nadzieję, będą dla nich wspaniałą pamiątką na przyszłość.    

On Ona i Dzieciaki

Musisz urodzić

          Rozmawiamy czasem z Myszką na różne poważne tematy. Właściwie to nasza rozmowa wygląda przeważnie tak, że ja prowadzę monolog a Myszka przytakuje. Opowiadam jej o tym, że dzieci rodzą się z brzuszka i o tym, że ja jej nie nosiłam w brzuszku, ale zawsze miałam ją w serduszku.     Ostatnio rozmawiałyśmy o miłości i zaczęłam mówić, że mam w sercu ją, Kruszynkę, tatusia, babcię, dziadzia, ciocię Asię i nawet Fiodorka. Myszka przerwała mój wywód mówiąc "musisz urodzić!"

Jazda konna

On Ona i Dzieciaki

Jazda konna

     Podobno najlepsze widoki są między uszami konia. Z moim lękiem wysokości nie do końca mogę się zgodzić z tym twierdzeniem, za to moje dziewczynki, gdyby umiały pisać, na pewno podpisały by się pod tym zdaniem obiema rękami.      Mimo swoich młodych lat uwielbiają jeździć na konikach, gdy tylko nie pada deszcz i aktualny dzień tygodnia nie jest poniedziałkiem chodzimy do pobliskiej, miejskiej stajni aby dziewczynki mogły zrobić dwa okrążenia po menażu. Oczywiście jeżdżą w toczkach i pod opieką instruktorów, jedna pani prowadzi konia, a druga trzyma dziecko aby nie spadło.     Podobnie było i dziś, jednak dziś trafiłyśmy na zły humor konia, cóż koń też istota czująca więc może mieć gorszy dzień.      Najpierw na grzbiet wierzchowca wsiadła Myszka, po pierwszym okrążeniu konik stwierdził jednak, że ma już dosyć pasażera - podskoczył i  wyrwał się pani, która trzymała Myszkę. Myszka została sama, zsunęła się z siodełka i jechała bokiem! Mocno się trzymała, była dzielna i na szczęście udało jej się uniknąć upadku. Gdy sytuacja została już opanowana mała nie chciała zejść z konia, bo przecież należało jej się jeszcze jedno okrążenie!     Kruszynka wszystko widziała, ale w ogóle jej to nie zniechęciło. Gdy przyszła jej kolej ochoczo dała się wsadzić na konia. Koń przez chwilę jechał spokojnie, a później znów się znudził. Nie wiem do końca co się stało, bo akurat mówiłam Myszce, że bardzo dobrze zrobiła trzymając się tak mocno siodła, gdy kontem oka zauważyłam tylko, że Kruszynkę w locie złapała instruktorka.      Przez tą dzisiejszą przygodę mało nie dostałam zawału, a moje dzieci? Na nich nie zrobiło to większego wrażenia. W końcu przeżyły już uderzenie pioruna i trzęsienie ziemi, więc co tam dla nich taki mały incydent.      Czy Wasze dzieci też miewają takie ekstremalne przygody?

Polscy poeci - Wiersze dla dzieci

On Ona i Dzieciaki

Polscy poeci - Wiersze dla dzieci

     Biega, krzyczy pan Hilary: "Gdzie są moje okulary?" Szuka w spodniach i w surducie, w prawym bucie, w lewym bucie...      Kto z nas nie pamięta z dzieciństwa poszukiwań okularów przez pana Hilarego, przygód Kaczki - Dziwaczki, czy konfliktu Pawła i Gawła.    "Polscy poeci - Wiersze dla dzieci" wydawnictwa Zielona Sowa to zbiór najpopularniejszych wierszy znakomitych poetów. To klasyka literatury dziecięcej zebrana w jednym miejscu.       Lekkie, wesołe, rymowane wierszyki bardzo szybko wpadają w dziecięce uszka, wywołując uśmiech na ich twarzach i przenosząc je w magiczny świat, gdzie wszystko jest możliwe.     Dzięki tej książce nasze pociechy będą mogły poznać wiersze, które w dzieciństwie czytywali także ich rodzice. Dowiedzą się, między innymi, na jakich wyspach mieszka wieloryb, który nosi okulary, dlaczego biedronka wolała za męża muchomora niż żuka oraz z jakiego powodu diabeł do tej pory czmycha przed panem Twardowskim. O tym ostatnim, ja także przypomniałam sobie dopiero czytając dzieciom, ale faktycznie powód ma dobry.     Książka jest pięknie wydana. Iluzującje mają żywe kolory, są duże, wyraziste i zabawne. Na pewno spodobają się małym czytelnikom i jeszcze bardziej umilą lekturę.     W zbiorze znajdziemy wiersze takich wybitnych poetów jak: Jan Brzechwa, Aleksander Fredro, Stanisław Jachowicz, Maria Konopnicka, Ignacy Krasicki, Adam Mickiewicz, Tadeusz Śliwiak oraz Julian Tuwim.     Minęło już ponad pół wieku od czasu kiedy Tuwim i Brzechwa tworzyli swoje dzieła, jednak dla wielu, także i dla mnie, poezja dziecięca zaczyna i kończy się właśnie w tamtym okresie.  Muszę przyznać, że bardzo brakuje mi w tym zestawieniu "Lokomotywy" i "Rzepki" Tuwima, ale pewnie każdy znalazłby jakiś wiersz, który dodałby do tego zbioru, bo dla każdego ważne jest  coś innego, to co jemu kojarzy się z dzieciństwem i wierszami czytanymi przez rodziców.Tytuł: "Polscy poeci - Wiersze dla dzieci"Autor: Opracowanie zbioroweWydawnictwo: Zielona SowaRok wydania: 2012Ilość stron: 127Rozmiar: 21 x 29,5 cm

Dzień Matki

On Ona i Dzieciaki

Dzień Matki

Warsztat dotyczący Europy. Temat przewodni: kulinaria

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący Europy. Temat przewodni: kulinaria

     W maju Dziecko Na Warsztat zabiera nas w kulinarną podróż po Europie.      Szczerze mówiąc tym razem w ogóle nie zajęliśmy się poznawaniem kontynentu na którym mieszkamy. Przeczytałyśmy tylko estońską bajkę i od razu przeszliśmy "do garów". Zapraszamy na ucztę!      Nie wszystkie przepisy są takie jakie były w oryginale, niektóre trochę zmodyfikowaliśmy używając produktów, które lubimy oraz które mamy w domu.     Na przystawkę polecamy francuską sałatkę ze szpinakiem i kozim serem na ciepło.Składniki:12 krążków koziego sera12 kromek bagietki200 g świeżego szpinaku2 jabłka pokrojone w ósemkipół łyżeczki miodu40 ml octu jabłkowego (w oryginale był ocet winny)100 ml oliwy z oliwekpomidorki cherrymasłosól, pieprz, bazylia        Na kromkach bagietki Myszka ułożyła krążki sera koziego, który delikatnie doprawiłam solą, pieprzem i skropiłam oliwą. Gotowe kanapeczki wstawiliśmy na około 10 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni (ser powinien zacząć się rozpuszczać).     W czasie gdy tosty piekły się w piekarniku, pokroiłam jabłka, bez obierania skórki, w ósemki i podsmażyłyśmy je z Myszką na maśle do miękkości, a Kruszynka z tatą kroiła pomidorki na połówki.     Z miodu, octu, oliwy, soli, pieprzu i bazylii Myszka przygotowała sos winegret.     Teraz zostało już tylko ułożyć sałatkę na półmisku. Dziewczynki rozłożyły szpinak, na którym ułożyłyśmy jabłka i tosty z kozim serem, całość polaliśmy sosem i udekorowaliśmy pomidorkami.     Kolejny posiłek na jaki Was zapraszamy to grecka zupa cytrynowa.Składniki:6 szklanek bulionu drobiowegoszklanka makaronu ryżowego3 jajkasok z dużej cytrynykoperek i plasterki cytryny do dekoracji     Do gotującego się bulionu Myszka wsypała szklankę makaronu, który gotował się około 5 minut.     W międzyczasie dziewczynki, najpierw same, później z pomocą tatusia, ubiły jajka na pianę, do której dodały sok z cytryny i łyżkę zimnej wody. W trakcie ubijania dolałam im łyżkę wazową bulionu, a chwilę później jeszcze jedną.     Na koniec wlałam do bulionu (cienkim strumieniem, cały czas mieszając) masę jajeczno-cytrynową. Ot, kilka chwil i zupa gotowa.     Nadszedł czas na danie główne - włoską lasagnę z sosem a'la beszamelowym.Składniki:pół kilograma mięsa mielonego puszka pomidorówpaczka makaronu do lasagnelitr mleka2 łyżki masła6 łyżek mąkiser żółtysól, pieprz, ostra papryka, bazylia, listek laurowy, 4 ziarenka ziela angielskiego, curry     Na początek usmażyłyśmy mięso mielone przyprawione solą, pieprzem i ostrą papryką, do którego dodałyśmy puszkę pomidorów i całość doprawiłyśmy bazylią oraz kolejną porcją ostrej papryki.      W międzyczasie przygotowałam sos a'la beszamelowy, nie przepadam za gałką muszkatałową więc zastępuję ją curry, mnie taka zmiana bardzo odpowiada. Mleko zagotowałam z listkiem laurowym i zielem angielskim. Gdy mleko nieco przestygło dodałam mąkę i pozostałe przyprawy. Szczerze mówiąc zrobiły mi się grudki więc wyciągnęłam listek laurowy i ziele angielskie i pomogłam sobie mikserem :)     A teraz to co najbardziej podobało się Myszce układamy warstwy: makaron - mięso - sos - makaron - mięso - sos - makaron - mięso - sos - makaron - sos - ser żółty. Tak przygotowaną lasagnę wkładamy na 30 minut do piekarnika rozgrzanego na 200 stopni.      I na koniec deser - rumuńskie papanasi!Składniki:250 g białego sera50 g cukrułyżeczka cukru waniliowego1 jajko100 g mąkipół łyżeczki sody oczyszczonejkilka łyżek gęstej śmietanykilka łyżek dżemu     Zaczęłyśmy od wymieszania sera białego z cukrem, sodą,  jajkiem, cukrem waniliową i mąką.      Później zaczęła się prawdziwa zabawa, ciasto jest dość klejące więc dziewczynkom wcale nie było tak łatwo robić z niego kuleczki. Żeby ułatwić sobie zadanie warto zmoczyć nieco dłonie.      Należy przygotować tyle samo kulek co oponek, a następnie usmażyć je na dobrze rozgrzanym głębokim tłuszczu.          Gotowe pączki dobrze jest odsączyć z tłuszczu na papierze do pieczenia. Później przychodzi czas na dodatki, na każdą oponkę dałyśmy łyżkę dżemu, kleks śmietany oraz pączkową kuleczkę. Całość posypałyśmy cukrem pudrem i zabrałyśmy się do jedzenia.SMACZNEGO!!!      

Puzzle farmera

On Ona i Dzieciaki

Puzzle farmera

      Przychodzi taki czas kiedy dzieci zaczynają wyrastać z różnych zabawek lub, jak to miało miejsce u nas, młodsze z dzieci dostanie jakąś zabawkę, którą jeszcze nie jest zainteresowane, a starsze jest już na nią troszeczkę za duże, ale przecież jest ona nie tylko nowa, ale także siostry, co znacznie podnosi jej atrakcyjność.      Wówczas rodzice, a przeważnie matka, musi wysilić swoje zwoje mózgowe i wymyślić sposób, aby zabawka sprawiła dziecku radość. Jakiś czas temu Kruszynka dostała od cioci puzzle, bardzo proste, wystarczy wsadzić zwierzątko w odpowiednie miejsce. Spróbowała raz - nie udało się. Kruszynka nie uznaje czegoś takiego jak kolejna próba, po pierwszym nieudanym razie następuje seria głośnych krzyków, wymachiwanie rękami i, na koniec, rzucenie o podłogę zabawką, która nie chce współpracować.       Myszka, z kolei, bardzo ucieszyła się, że może pobawić się czymś co jest nowe i co nie jest jej. Dla niej jednak puzzle okazały się zdecydowanie za łatwe. Matka postanowiła więc utrudnić nieco córce życie i przy okazji czegoś ją nauczyć.     Wymyśliłam więc prostą zabawę, Myszka może ułożyć na planszy to zwierzątko o którym mówi mama. Dzięki temu  podczas zabawy powtarzamy sobie kolory, dźwięki, uczymy się jak nazywają się dzieci poszczególnych zwierząt i gdzie one mieszkają, a także innych rzeczy, w zależności od tego, co akurat matce przyjdzie do głowy.     Przykładowe pytania:Krowa:- zwierzątko, które ma łatki- zwierzątko, które ma dzwoneczek- zwierzątko, które daje mleko- zwierzątko, którego dziecko nazywa się cielak- zwierzątko, które mieszka w oborze- zwierzątko, które robi "muuu"Kot:- zwierzątko, które jest czarne- zwierzątko, które stoi przy traktorze- zwierzątko, które ma białe łapki- zwierzątko, które mamy w domu- zwierzątko, które robi "miau"Koń:- zwierzątko, które ma grzywę- zwierzątko, które ma podkowę- zwierzątko, którego dziecko nazywa się źrebak- zwierzątko, które mieszka w stajni- zwierzątko, na którym można jeździćOwca:- zwierzątko, które jest białe- zwierzątko, które skacze przez płotek- zwierzątko, z którego robi się wełnę- zwierzątko, które mieszka w zagrodzie- zwierzątko, które robi "beee"Świnki:- zwierzątko, które jest różowe- zwierzątko, które lubi taplać się w błocie- zwierzątko, które ma ryjek- zwierzątko, którego dziecko nazywa się prosiak- zwierzątko, które mieszka w chlewie- zwierzątko, które robi "chrum chrum chrum"Kura:- zwierzątko, które ma białe pióra- zwierzątko, które ma dziób- zwierzątko, które daje jajka- zwierzątko, którego dziecko nazywa się pisklak- zwierzątko, które mieszka w kurniku- zwierzątko, które robi "ko ko ko"Kogut:- zwierzątko, które ma kolorowy ogon- zwierzątko, które budzi nas rano- zwierzątko, które ma grzebień- zwierzątko, które robi "kukuryku"- zwierzątko, które ma skrzydłaPies:- zwierzątko, które jest brązowe- zwierzątko, które umie podać łapę- zwierzątko, którego dziecko nazywa się szczeniak- zwierzątko, które mieszka w budzie- zwierzątko, które robi "hau hau hau"     Taty staram się nie dopuszczać do tej gry, bo on potrafi zadać  dziecku pytanie typu: "Z którego zwierzątka robi się szynkę?"     Kilka dni temu puzzle w końcu zechciały współpracować także z Kruszynką, ale jej na razie daję spokój z zagadkami. 

Gliwice - palmiarnia

On Ona i Dzieciaki

Gliwice - palmiarnia

      Tropikalny klimat, palmy i piękne kwiaty niezależnie od pory roku? To możliwe i wcale nie trzeba lecieć do ciepłych krajów. Wszystko to znajdziemy na miejscu, a dokładniej w gliwickiej palmiarni.      Palmiarnia Miejska w Gliwicach jest jedną z największych tego typu obiektów w Polsce i jedynym który umożliwia zwiedzanie na dwóch poziomach. Powstała już w 1880 roku, wówczas to na terenie tworzącego się parku miejskiego powstały pierwsze szklarnie.     Na wycieczkę do Gliwic wybraliśmy się w jedną z deszczowych niedziel, przecież w czasie deszczu dzieci nie mogą się nudzić.      Palmiarnia składa się z kilku pawilonów: pawilonu roślin użytkowych, pawilonu tropiku, pawilonu historycznego, pawilonu sukulentów oraz pawilonów akwarystycznych.     Najstarsze rośliny mają ponad 100 lat i są rozmieszczone na powierzchni 2 tysięcy metrów kwadratowych.       Może nie przeczyta tego nikt z pracowników, ale  z działu roślin użytkowych zabraliśmy sobie jedną mandarynkę, pachniała przepięknie, ale nie dało się jej zjeść, była bardziej kwaśna niż cytryna.     Dziewczynkom jednak najbardziej podobały się nie palmy, kaktusy czy kwiaty tylko zwierzątka: papugi, żółw, wiewiórka, farma mrówek i, mało egzotyczna, ale jakże milutka, świnka morska. Bardzo zainteresowane były także działem akwarystycznym, który prezentuje ryby słodkowodne z trzech najbardziej charakterystycznych środowisk Ziemi oraz środowiska naszych polskich rzek.        Nie ma co się rozpisywać, zobaczcie zdjęcia...          Z informacji praktycznych: zwiedzanie palmiarni zajmuje około godziny, a bilet rodzinny 2 + 2 kosztuje 10 zł.

Dziecko jako tarcza ochronna

On Ona i Dzieciaki

Dziecko jako tarcza ochronna

          Wykorzystałam ostatnio swoje dzieci. Zrobiłam to nie do końca świadomie, ale nie zmienia to faktu, że je wykorzystałam, szczególnie Myszkę.     Przed śmiercią babci zastanawiałam się czy jeśli stanie się najgorsze to zabiorę dziewczynki na pogrzeb. Różne wersje chodziły mi po głowie, raz myślałam, że pójdą, a raz, że będzie lepiej jeśli zostaną w domu, ale takie rozpatrywanie co by było gdyby nie ma najmniejszego sensu. Gdy babcia zmarła nie zastanawiałam się ani chwili - wiedziałam, że pójdziemy wszyscy razem. Dziewczynki były z babcią do ostatnich godzin więc nie mogło ich zabraknąć także w tym dniu.      Obecność dzieci na pogrzebie rozładowała nieco panujące napięcie. Człowiek nie może cały czas myśleć tylko o sobie i o tym co się dzieje wokoło, bo musi zająć się dziećmi. Dodatkowo w kościele Kruszynka zasnęła i zaczęła chrapać, co kilka osób powstrzymało od płaczu.       Najwięcej zawdzięczam jednak Myszce, podczas gdy mąż nosił na rękach śpiącą Kruszynkę to Myszka cały czas trzymała mnie za rękę i pilnowała żebym nie płakał. Była ze mną od początku do końca za co jestem jej bardzo wdzięczna.      Uśmiechy moich córeczek - to najskuteczniejszy antydepresant!

Dedykacja

On Ona i Dzieciaki

Dedykacja

    Moim zdaniem książka z dedykacją to najlepszy pomysł na prezent. Jest zarówno uniwersalny jak i bardzo osobisty.      Wczoraj zmarła moja ukochana babcia. Odszukałam pierwszą bajeczkę jaką od niej dostałam...      Szczerze mówiąc to pismo w ogóle nie przypomina mi pisma babci, babcia pisała inaczej ...     Bardzo chciałam żeby dziewczynki miały po prababci taką pamiątkę. Kilka dni temu pobiegłam do sklepu i kupiłam im książeczki (bałam się, że jeśli zamówię je przez internet nie dojdą na czas), które babcia resztką sił podpisała kilka dni przed śmiercią.     Widać jak jej się już ręka trzęsła, ale bardzo się cieszę, że zrobiła to dla moich dziewczynek.     Książka z dedykacją to pamiątka na całe życie.     Bardzo bym prosiła o niezostawianie komentarzy pod tym postem.

Zamek Wichrów

On Ona i Dzieciaki

Zamek Wichrów

     Świnka Peppa jest ulubioną bajkowa postać Myszki. Jakiś czas temu Myszką oglądała odcinek, w którym Peppa zwiedzała Zamek Wichrów. Nie oglądałam z nią tego odcinka więc nie wiem dokładnie o co w nim chodziło, ale od tego czasu Myszka ciągle budowała z klocków Zamek Wichrów.      Za każdym razem była jednak niezadowolona z efektów, bo zamek był za niski. Mimo że mamy w domu dużo klocków są one jednak z różnych serii i nie pasują do siebie. Mama musiała więc wymyślić coś, żeby zadowolić dziecko.      Skoro zamek z klocków był nieodpowiedni to może lepsza będzie budowla ze śmieci? Przez kilka tygodni zbieraliśmy plastikowe opakowania po jogurtach, serkach i tym podobnych produktach. Gdy już uzbierał się tego  cały worek wzięliśmy się do pracy. Z zapałem dzieci do pracy różnie bywa więc nasz zamek powstawał przez dwa dni.      Zamek osiągnął wysokość Myszki, czyli około 100 cm. Dziecko w końcu było zadowolone :)     W dzień kiedy kończyłyśmy  nasz Zamek Wichrów trochę wiało więc ciągle się nam przewracał, na szczęście udało się zrobić jakieś zdjęcie.     Zamek postał jeszcze jeden dzień w ogródku, a później skończył swój żywot w worku na śmieci.

Czułości można się nauczyć

On Ona i Dzieciaki

Czułości można się nauczyć

         Często zdarza się tak, że dzieci adoptowane nie chcą, czy nie potrafią się przytulać i okazywać czułości.  Nie pozwalają rodzicom zbliżyć się do siebie, odsuwają się od nich lub wręcz odpychają ich od siebie. Z pewnością dzieje się tak dlatego, że nikt im wcześniej nie pokazał, jak okazywać sobie uczucia. A może umieją to, ale boją się ponownego zranienia?     Gdy poznaliśmy nasze dziewczynki, bardzo się cieszyłam, że nie mają problemu z przytulaniem się do nas, chętnie szły na ręce, siadały na kolanach i pozwalały się całować. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że (szczególnie Kruszynka) owszem najchętniej nie schodziłaby z naszych rąk, pozwala się przytulać, ale sama się do nas nie przytula. Szczerze mówiąc zrozumiałam to dopiero wówczas, gdy sytuacja zaczęła się już zmieniać. Gdy jej małe rączki zaczęły mnie mocno obejmować z całej siły uświadomiłam sobie, że wcześniej tego nie robiła.     Podobnie wyglądała sytuacja z maskotkami i lalkami - wszystkie szły w kąt, a jak chciałam położyć jakąś na noc u Myszki w łóżku, żeby czuła się bezpieczniej, ona od razu ją wyrzucała. Przez długi czas bawiły się tylko samochodami i klockami.     O ich wzajemnych stosunkach to już w ogóle nie będę pisała, ale bardzo mylą się wszyscy Ci, którzy myślą, że dziewczynki są ze sobą tak bardzo zżyte, bo razem tyle przeszły i razem zostały adoptowane. Nic bardziej mylnego, ale o tym innym razem.      Po roku bycia razem sytuacja bardzo się zmieniła. Dziewczynki stały się bardziej delikatne, wrażliwe i nie mają już najmniejszych problemów z okazywaniem czułości. Gdy widzą, że ktoś z rodziny jest smutny - od razu biegną żeby go przytulić, gdy widzą, że ktoś się uderzył - zjawiają się aby podmuchać zranione miejsce, a całusy rozdają na prawo i lewo z uśmiecham na ustach.      Nadal odwiedzamy naszą chorą babcię, gdy ostatnio prowadziłyśmy z siostrą babcię do łazienki Myszka podtrzymywała ją za plecy i w odpowiednich momentach podawała laskę. Kruszynka, jak tylko babcia zakaszle podaje jej miskę, a później coś do picia. Nikt im nie karze tego robić, ba nawet nikt ich o to nie prosi, one tak same z siebie chcą pomóc.      Samochody i pociągi także muszą coraz częściej ustępować miejsca lalkom. Dziewczynki urządzają herbatki dla misiów, gotują obiady dla pluszowej rodzinki Świnki Peppy, karmią lalki zarówno butelkami jak i łyżeczkami, oczywiście sadzając je sobie na kolankach, zabierają je na spacer do parku, do lekarza, do dentysty, huśtają na huśtawkach, śpiewają dla nich, tańczą trzymając je na rękach, usypiają śpiewając "aaa", i co mnie najbardziej wzruszyło, przed snem czytają lalkom bajki trzymając je za rękę.      Co zrobiliśmy aby je tego nauczyć? Niby nic specjalnego, po prostu staramy się być dobrymi rodzicami.      Dzieci uczą się obserwując nas - dorosłych, a szczególnie rodziców. Ważne jest nie tyko to jak odnosimy się do nich samych, maluchy przyglądają się także jak traktujemy innych ludzi, współmałżonka czy własnych rodziców.  Okazując sobie wzajemnie czułość dajemy dzieciom przykład jak powinny się zachowywać w kontaktach z bliskimi osobami.      Dzieci otoczone miłością i czułością nie tylko traktują tak później innych ludzi, ale także stają się bardziej pewne siebie oraz własnych wartości, czują się bezpieczne i kochane.      Przytulajmy więc nasze dzieci i okazujmy im jak najwięcej czułości zanim powiedzą nam "Nie przed szkołą, koleżanki patrzą!"

Teraz Ciebie będę głaskać

On Ona i Dzieciaki

Teraz Ciebie będę głaskać

Edukacyjna gra elektroniczna - Przedszkolak

On Ona i Dzieciaki

Edukacyjna gra elektroniczna - Przedszkolak

     Nie od dziś wiadomo, że najlepszą formą nauki jest zabawa. Jakiś czas temu trafiła w nasze ręce elektroniczna gra edukacyjna  -Przedszkolak, która bardzo spodobała się moim dziewczynkom, a szczególnie Kruszynce.     Gra zawiera 420 rysunków zamieszczonych na 12 planszach:1. Skojarz element z odpowiednim obrazkiem.2. Który obrazek nie pasuje?3. Co można zjeść?4. Co służy do zabawy?5. Dobierz pasujące obrazki.6. Wskaż podobne obrazki.7. Odszukaj te same ilości.8. Co do czego pasuje?9. Który obrazek pasuje do literki?10. Połącz te same literki.11. Czyj to cień?12. Wskaż identyczny obrazek.      Przy każdym z rysunków umieszczony jest punkt, jeśli dziecko naciśnie go,  specjalnym długopisem, przy obrazku, który jest prawidłową odpowiedzią, zaświeci się czerwona lampka. Gdy lampka rozbłyśnie radość w oczach dziecka jest gwarantowana.     Gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 do 8 lat. Rozwija spostrzegawczość, zdolności analitycznego oraz logicznego myślenia. Dodatkowo dzieci ćwiczą także koordynacji ręka oko, na początku Kruszynce nie tak łatwo było trafić wskaźnikiem w odpowiednią dziurkę.     Myszka bardzo dobrze radzi sobie z większością plansz, dobieranie pasujących obrazków, odgadywanie czyj to cień czy łączenie podobnych obrazków to dla niej pestka. Są też takie zagadki z których jeszcze nie korzystamy. To te, w których aby udzielić poprawnej odpowiedzi należy znać literki i cyferki. Liczyć Myszka już potrafi, nie zna jednak jeszcze ich graficznego zapisu.     Aniołek przyniósł tę grę właśnie Myszce jednak, tak jak wspominałam wcześniej, dużo bardziej jest nią zainteresowana Kruszynka. Mimo że gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia, a Kruszynka ma dopiero 2, za każdym razem, jak jesteśmy same i pytam w co się bawimy biegnie właśnie po tę grę. Ma dwie swoje ulubione plansze  - "Co można zjeść?" oraz "Co służy do zabawy?" i nawet nie chce słyszeć o innym zestawie pytań. Jak tylko chcę włożyć inną kartę od razu wpada, delikatnie rzecz ujmując, w złość. Jest płacz, krzyk i rzucanie wszystkim co ma pod ręką. Wydaje mi się, że z kilkoma innymi planszami też by sobie świetnie poradziła. Cóż z tego skoro nawet nie chce spróbować. Swoją drogą czy Wasze dzieci też są takie nerwowe?     Zgadnijcie co zawsze jako pierwsze wskazuje Kruszynka na planszy "Co można zjeść?".      Oczywiście LODY!!!

Jak przyszliśmy na świat?

On Ona i Dzieciaki

Jak przyszliśmy na świat?

     Mamusiu skąd się wziąłem? Mamusiu czym się różnią dziewczynki od chłopców? Mamusiu czy dzieci rodzą się z brzuszka? Dzieci są bardzo zainteresowane tym sąd się wzięły na świecie.  Niby moje dziewczynki jeszcze nie zdają pytań na ten temat, ale staram się uprzedzać ich ciekawość.      Każdemu rodzicowi prędzej czy później przydzie się zmierzyć z tym zagadnieniem. Wszystkim, którzy podczas rozmowy z dziećmi na temat poczęcia chcieliby wesprzeć się literaturą, niekoniecznie naukową, polecam książeczkę "Jak przyszliśmy na świat?" wydawnictwa Olesiejuk.      Książeczka prezentuje różne sposoby powstawania nowego życia. Na początku poznajemy etapy wyrastania kwiatów z nasionka, od zasiania, poprzez rozwój korzenia, przebicie się roślinki nad ziemię, wyrastania listków, pojawienia się pierwszych pąków, aż po rozkwit kwiatu.     Na kolejnych stronach przedstawione są narodziny z jaja oraz kilka ciekawostek na temat ssaków. Czy wiedzieliście, że samica dziobaka jest jednym z nielicznych ssaków, które składają jaja? Po wykluciu młode pełzną do brzucha mamy, by ssać mleko z sutków i przytulać się do jej brzucha.     Po takim wprowadzeniu w temat tworzenia się nowego życia pora  przejść do konkretów.  Dzieci w przystępny sposób poznają różnicę między dziewczynkami a chłopcami, a także dowiadują się, że "aby mogło urodzić się dziecko, potrzeba związku dwóch osób różnych płci".      W obrazowy sposób przedstawione są różne etapy ciąży oraz omówione są sposoby w jaki mama powinna dbać o siebie w tym wyjątkowym okresie.      Z książeczki dziecko dowiaduje się także jaka jest różnica między bliźniakami jedno i dwujajowymi.      Po ciąży nieuchronnie nadchodzi czas porodu. Z całej książki moje wrażliwe córeczki najczęściej pokazują właśnie tę ilustrację martwiąc się, że pani na obrazku ma bose stópki i pewnie jest jej zimno. Sposób wyjścia dzidziusia z brzuszka na razie ich nie interesuje.     Na porodzie opowieść o życiu się nie kończy, zaprezentowane są także sposoby karmienia niemowlaków i metody opieki nad nimi. Króciutko scharakteryzowane są także etapy rozwoju dzieci od narodzin do pójścia do szkoły.     Książeczka jest bardzo ładnie wydana, ilustracje są ciekawe, przejrzyste i barwne, a tekst umieszczony jest w kolorowych ramkach. Treść nie zawsze dostosowana jest do małych dzieci, czasami jest jednak zbyt naukowa np. "zygota zawiera chromosomy obojga rodziców", ale przecież na początku podczas czytania dzieciom można omijać bardziej skomplikowane zdania. My właściwie nawet nie czytamy tej książeczki tylko ją sobie opowiadamy.     Moim zdaniem powinno się rozmawiać z dziećmi na każdy temat od najmłodszych lat, wówczas gdy będą w trudnym okresie dorastania będą miały poczucie, że ze wszystkimi problemami mogą się do nas zwrócić i rozmowa z rodzicami nie będzie ich krępowała. No i nie zostaniemy dziadkami w zbyt młodym wieku :)Tytuł: "Jak przyszliśmy na świat?"Autor: Opracowanie zbioroweWydawnictwo: OlesiejukRok wydania: 2014Ilość stron: 32Rozmiar: 21 x 21 cm     "Fascynująca opowieść o życiu zaczyna się na długo przed narodzinami..."     

Warsztat dotyczący Azji. Temat przewodni:język

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący Azji. Temat przewodni:język

      Kwiecień się już kończy więc czas na kolejną odsłonę Dziecka na Warsztat. W tym miesiącu przenosimy się do Azji, a tematem przewodnim naszej wyprawy jest język. Muszę przyznać, że już we wrześniu, gdy przeczytałam harmonogram warsztatów, zastanawiałam się jak sobie z tym poradzimy.     Rodzice poliglotami nie są, posługują się tylko językiem ojczystym, a dzieci dopiero opanowują tę trudną sztukę, to znaczy Myszce idzie już całkiem dobrze, choć rok temu o tej porze nie mówiła prawie wcale, za to Kruszynka świetnie posługuje się językiem niewerbalnym i w ogóle nie wykazuje chęci zmiany tego stanu. Jak więc w takiej sytuacji zabierać się za języki obce, szczególnie azjatyckie?!     Dodatkowo pogoda i brak czasu nie ułatwiały nam zadania. Ale nie poddaliśmy się bez walki, skoro podjęliśmy się uczestnictwa w projekcie nie mogliśmy odpuścić sobie tego warsztatu.    Po, tradycyjnym już, przeczytaniu bajki z tego zakątka świata, rozłożyłyśmy z Myszką dużą mapę i szukałyśmy na niej Azji. Pokazałam jej też dziwne znaczki jakimi, zamiast liter, posługują się Azjaci.     Nauka nawet kilku słów czy zwrotów w języku chińskim nie wchodziła w grę więc postanowiłam, że będziemy ćwiczyły spostrzegawczość i pamięć na tych w ogóle nie zrozumiałych dla nas znakach.     Przygotowałam planszę z chińskimi symbolami oraz rysunkami odpowiadającymi ich znaczeniu. Na osobnych karteczkach wydrukowane były same znaki, a zadaniem Myszki było dopasowanie odpowiedniej karteczki do obrazka.     Poradziła sobie z tym zadaniem błyskawicznie więc przeszłyśmy do drugiej zabawy. Tym razem miałyśmy przygotowane karteczki, które Myszka miała dobrać w pary. Myślałam,  że to ćwiczenie zajmie jej troszkę więcej czasu.     Szczerze mówiąc sądziłam, że te skomplikowane kreski i zawijasy sprawią jej trochę więcej problemu niż tradycyjne rysunki jakimi przeważnie się bawimy. Okropna matka ze mnie, nie doceniłam swojej córki, a ona zaskoczyła mnie jeszcze kilka razy tego dnia.     Kolejnym naszym ćwiczeniem było odtworzenie przez Myszkę ciągu znaków ułożonych przeze mnie.     Pierwsza wersja była oczywiście za łatwa, więc ułożyłam drugi, dłuższy ciąg.     Dla utrudnienia zbiór znaków, z których Myszka miała ułożyć swój ciąg, był większy niż symbole konieczne do odtworzenia mojego ciągu.      Pozostałe obrazki dobrała więc w pary.     Miałyśmy pobawić się jeszcze w memory, ale okazało się, że kratki są za cienki i po odwróceniu ich na drugą stronę i tak wszystko było widać. Poza tym Myszka zaczynała tracić już powoli zainteresowanie, a że zostawiłyśmy warsztat na ostatnią chwilę przed jego publikacją nie zdążyłyśmy już wrócić do naszych zabaw.     Jednak przed odłożeniem na półkę pomocy naukowych wróciłyśmy jeszcze do naszej pierwszej planszy. Wybrałam kilka symboli - parasolkę, usta, pandę, słonia i konia - i pokazałam je jeszcze raz Myszce przypominając co oznaczają, następnie pokazywałam jej poszczególne rysunki, a ona mówiła mi co oznaczają. Zapamiętała je! Ja bym nie potrafiła. Kolejny raz jej nie doceniłam. Wyrodna matka ze mnie. Myślę, że gdyby tata nie zaczął jej ściskać i łaskotać w nagrodę, że tak dobrze jej poszło, zapamiętała by wszystkie obrazki. Mylił jej się tylko czasem miś panda z misiem kolala z poprzedniego, australijskiego warsztatu.     Kruszynka też zabrała się za rozszyfrowywane tych trudnych znaków, jednak bardzo szybko je porzuciła. Później okazało się, że miała gorączkę i dlatego była bardziej marudna niż zazwyczaj.     Po zakończeniu ćwiczeń umysłowych przyszła pora na zrobienie wachlarza. Pomazaliśmy kartę wszystkimi kolorami farb jakie mieliśmy dostępne ...     ... a następnie tata namalował na nim chiński znak oznaczający zabawę. Jest warsztat jest zabawa :)     Gdy farby wyschły, wystarczyło złożyć kartkę i wachlarz gotowy!     

Rumunia - Bran, Braszów, Bukareszt

On Ona i Dzieciaki

Rumunia - Bran, Braszów, Bukareszt

     Dziś Rumunia dla tych którzy lubią zwiedzać zabytki. My należymy do tej grupy turystów, która zdecydowanie bardziej woli podziwiać cuda natury więc w trakcie całej wycieczki odwiedziliśmy tylko jeden zamek - Pałac Drakuli w Branie.      Zamek Brański przyciąga tłumy turystów, podczas jego zwiedzania można usłyszeć ludzi mówiących we wszystkich językach świata. Pod względem architektonicznym jest górska warownia, wzniesiona w latach 1377 - 1382, składająca się z kilku rozbudowanych baszt z niewielkim dziedzińcem.     Zamek odpowiada opisowi siedziby wampira Drakuli, głównej postaci w powieści "Drakula" Brama Stokera. Pierwowzorem Drakuli był najprawdopodobniej Wład Palownik, słynący z niesłychanej brutalności. Jego związek z zamkiem w Branie nie został potwierdzony, przypuszcza się, że mógł w nim spędzić tylko kilka dni. Wystarczy to jednak aby co roku przyciągnąć w to miejsce tysiące turystów.      Jak wspominałam wcześniej nie pałamy wielką miłością do zwiedzania muzeów, zamków i tym podobnych budowli, za to bardzo chętnie podziwiamy piękną architekturę, wybraliśmy się więc na spacer po dwóch pięknych miastach: Braszowie - z pięknie zachowaną starówką...     ... oraz Bukareszcie - stolicy tego pięknego kraju.     W następnym poście wrócimy na łono rumuńskiej przyrody.

Rumunia - Trasa Transfogarska

On Ona i Dzieciaki

Rumunia - Trasa Transfogarska

     Wakacje coraz bliżej, wiele osób zastanawia się już gdzie je spędzić. Chciałam Wam polecić miejsce, a właściwie całe Państwo, które odwiedziliśmy jeszcze w czasach "przed" dziećmi. Kraj z cudownym krajobrazem, pięknymi górami, ciepłym morzem, przemiłymi ludźmi i cenami podobnymi do naszych - Rumunię.     Wiele osób które słyszą, że wybraliśmy się na wakacje do Rumunii robi wielkie oczy, jak słyszą, że byliśmy sami, a nie całą grupą to dziwią się jeszcze bardziej, a gdy dowiadują się, że spaliśmy pod namiotami to są w wielkim szoku. Chciałam więc obalić panujący u nas negatywny stereotyp dotyczący tego kraju i polecić każdemu wycieczkę do tego czarującego miejsca.        Pierwszym naszym przystankiem w Rumunii, takim jeszcze bez noclegu, był park i małe zoo w mieście Sybin (chyba, bo szczerze mówiąc nie pamiętam już dokładnie). Chciałam Wam pokazać tylko jedno zdjęcie z tego miejsca - niedźwiedzie w jacuzzi - widok zniewalający :)     Atrakcją numer jeden (oczywiście moim subiektywnym zdaniem) w Rumunii jest Trasa Transfogarska - droga, która przecina najwyższe pasmo rumuńskich Karpat, Góry Fogarskie, między ich najwyższymi szczytami. Trasa w najwyższym punkcie ciągnie się na wysokości 2034 m n.p.m.      Przed wyjazdem na Trasę Transfogarską nocowaliśmy na campingu w małej wiosce Carta. Wioska to właściwie chyba tylko jedna główna ulica, na jednym jej końcu znajduje się wspomniany camping a na drugim ruiny kościółka.      Idąc tą ulicą czuliśmy się troszkę tak jakbyśmy przenieśli się w czasie, po ulicach zamiast samochodów jeździły przeważnie wozy z końmi. Ogólnie rzecz biorąc z samochodami w Rumunii jest podobnie jak na Ukrainie, jest bardzo mało samochodów średniej klasy, są albo stare, zdezelowane gruchoty, albo super wypasione bryki. Spacerując przez wioskę mogliśmy się przekonać jak mili są Rumuni, wszyscy, zarówno dzieci jak i starsi mówili nam "helo", było to bardzo miłe.     W trasę wybraliśmy się z samego rana, ciesząc się, że pogoda nam dopisała, ale jak to w górach bywa wszystko szybko się zmieniło. Przyszła mgła i widoczność znacznie się pogorszyła, mimo to uważam, że warto jechać do Rumunii chociażby tylko po to aby przejechać się tą drogą.     Przy drodze jest kilka atrakcji turystycznych, a niewątpliwie największą z nich są ruiny zamku Włada Palownika w Poienari, czyli zamek Drakuli (zamki Drakuli są w Rumunii dwa - ten prawdziwy przy trasie i taki komercyjny w Branie).     Do ruin prowadzi podobno 1400 schodów, choć miałam wrażenie, że jest znacznie więcej. Po drodze pogoda zdążyła się zmienić kilka razy od upału po ulewny deszcz.      Trasa kończy się w miasteczku Cureta De Arges, w którym udaliśmy się na krótki spacer, aby zobaczyć piękną katedrę monastyru.      Miasteczko było jedynym miejscem podczas naszej podróży, gdzie faktycznie na każdym kroku było mnóstwo romskich dzieci, które chciały aby dać im pieniądze.     U nas w kraju bardzo często, niestety, myli się Romów z Rumunami i wydaje mi się, że stąd wynika uprzedzenie wielu do tego państwa.     Ciąg dalszy zachęcania Was do wakacji w Rumunii nastąpi niebawem :)

Złota Księga Bajek. Najpopularniejsi bohaterowie Disney Junior

On Ona i Dzieciaki

Złota Księga Bajek. Najpopularniejsi bohaterowie Disney Junior

          Dziś startuje projekt "Przygody z książką" do którego bardzo chętnie dołączyłyśmy.      Pierwszą książką jaką chciałabym Wam przedstawić jest "Złota Księga Bajek. Najpopularniejsi bohaterowie Disney Junior" wydawnictwa Egemont. Na książkę tę trafiłam przypadkiem,  gdy zamawiałam w księgarni internetowej inne pozycje dla dzieci i przeglądałam co jeszcze mają ciekawego skoro już płacę za przesyłkę.      "Złota Księga Bajek" jest zbiorem kilku opowiadań z udziałem nowych, przynajmniej dla mnie, bohaterów Disneya. No, może Myszka Miki nie jest dla mnie nowa, znamy się przecież już ponad 30 lat, ale o jej klubie dowiedziałam się dopiero niedawno.      Bohaterami książki, oprócz wspomnianej już Myszki Miki i jej klubu, są także: Jej Wysokość Zosia, Doktor Dosia wraz ze swoją kliniką dla pluszaków, Myszka Minnie oraz Jake i jego kompania Piratów z Nibylandii.     Opowiadania są krótkie, na każdej stronie jest zaledwie kilka linijek tekstu i duże ilustracje. Każda z historyjek jest bardzo ciekawa i niesie za sobą jakieś przesłanie, muszę jednak przyznać, że nie czyta mi się ich zbyt dobrze. Są one napisane troszeczkę "topornie" - nie przychodzi mi na myśl trafniejsze określenie. Trochę tak jak gdyby ktoś odrzucił całą, albo przynajmniej większość, narracji i próbował stworzyć opowiadanie przekazując nam tylko dialogi bohaterów. Dziś, zupełnie nie wiedząc o czym piszę, mąż zapytał czy mnie też się tak źle czyta tę książkę?     Niedostatki w tekście z nawiązką nadrabiają za to piękne ilustracje. Są one bardzo ciekawe, wyraziste oraz  niezwykle kolorowe, dzięki czemu przykuwają uwagę najmłodszych czytelników.  Właściwie nie tylko dzieci są nimi urzeczone, jak pierwszy raz wzięłam książkę do ręki i przeglądnęłam ją tylko tak z grubsza, to byłam nimi oczarowana.      Moje dziewczynki są zachwycone tą książką. Bardzo często po nią sięgają, niekoniecznie po to żeby mama im ją poczytała, równie chętnie "czytają" ją same. Myszka zaczyna tworzyć coraz ciekawsze i coraz bardziej rozbudowane opowiadania na podstawie ilustracji i tego co zapamiętała z czytania historyjek razem ze mną. Bajki zawarte w książce:Jej Wysokość Zosia:Amulet i hymnWitajcie w szkole!Klinika dla pluszaków:BańkiBrontozaurowy oddechDziewiątka zdrowa na piątkęMinnie:Podwójny problemKwitnące kokardyKlub Przyjaciół Myszki Miki:Katastrofa na farmieGoofy w Bajkowej KrainieOdlotowa przygodaJake i piracie z Nibylandii:Sakrb z Zatoki KrokodyliKlucz do SkałoczachyTytuł: "Złota Księga Bajek. Najpopularniejsi bohaterowie Disney Junior"  Autor: Opracowanie zbioroweWydawnictwo: EGEMONTRok wydania: 2014Ilość stron: 336Rozmiar: 19 x 14 cm     Dziś poszperałam trochę w necie i okazało się, że została wydana cała seria tych książek. Bardzo chętnie przeczytałybyśmy jeszcze "Złotą Księgę Bajek. Przygody Smerfów" oraz "Złotą Księgę Bajek. Przygody Pszczółki Mai".

Potrzeba chwili

On Ona i Dzieciaki

Potrzeba chwili