KAMPERKI
HiMom#2: Mama na Malediwach
Dzisiaj, w kolejnej odsłonie cyklu HiMom! przenosimy się na rajską wyspę. Sandra, autorka bloga Travels like waves, przeprowadziła wywiad z niezwykłą kobietą- Ameeliyyą. ..
„Życie na rajskiej wyspie
Maafushi. Jedna z około 1200 wysepek archipelagu Malediwów na Oceanie Indyjskim, 500 kilometrów na południowy zachód od południowego krańca Indii. Swoimi rozmiarami (nieco ponad 1200 metrów długości i niespełna 300 szerokości), pięknymi plażami oraz ciepłym klimatem przywodzi na myśl rajskie skojarzenia. I w pewnym sensie tym rajem jest: codzienność mieszkańców wyspy bardzo się różni od naszej – życie toczy się własnym tempem, nikt się nie spieszy, konsumpcjonizm nie istnieje, panuje ogólna radość i zadowolenie z życia, a mieszkańcy tworzą hermetyczną społeczność, w której każda jednostka ma swoją rolę do odegrania. Ludzie są ze sobą blisko, żyją dla siebie nawzajem, w większości byli, są lub w niedalekiej przyszłości będą ze sobą w jakiś sposób spowinowaceni (to za sprawą ich liczebności: wyspa liczy nieco ponad 2500 mieszkańców). Mężczyźni rządzą wyspą i to oni trudnią się pracą – głównie rybołówstwem oraz hotelarstwem i turystyką, która zarówno na Maafushi, jak i na okolicznych wyspach ma się bardzo dobrze. Kobiety pozostają w ich cieniu, poświęcając się rodzinie, wychowywaniu dzieci i prowadzeniu domowego gospodarstwa. Lokalne reguły i zasady, wynikające z religii (islam), nie pozwalają im na zbyt wiele wolności – podjęcie pracy jest niedopuszczalne, a na pewno bardzo niepożądane i nie najlepiej odbierane. Żony, matki i córki pokornie ukrywają się więc w czterech ścianach domostw i oddają się w podgrupach domowym obowiązkom: wspólnie przygotowują posiłki, piorą, poświęcają czas dzieciom. Jeśli wychodzą na ulicę, to również w grupach, samotna niewiasta na ulicy to rzadki widok. Wszystkie są ukryte pod ciemnymi burkami, tak jakby palące słońce nie dosięgało ich swoimi promieniami. Nawet morskich kąpieli zażywają osłonięte od stóp do głów ciemnymi suknami, by nie wodzić na pokuszenie męskich oczu.
Tak długo, jak kobieta ma męża, panuje błogi ład i porządek, co więcej ma ona też wyższy status społeczny. Mąż – serce rodziny – sprawia bowiem, że cały organizm może żyć i funkcjonować. A jak ów organizm radzi sobie w sytuacji, gdy nieszczęśliwy wypadek sprawia, że serce zostaje mu nagle i niespodziewanie wydarte? Poznajcie Ameeliyyę- mamę Ahmeda, Mariyam, Hassana i Mohameda.
Wiedliśmy z mężem spokojne i szczęśliwe życie, niczym niewyróżniające się od innych malediwskich rodzin. Abdulla Firaq pracował na morzu jako kapitan łodzi rybackiej, był bardzo szanowany przez mieszkańców Maafushi. Nasze dzieci – Ahmed, Mariyam i Hassan – były maleńkie, najstarsze miało dwa latka, a najmłodsze osiem miesięcy, kiedy mąż tragicznie zginął podczas nurkowania na wstrzymanym oddechu. Dla wszystkich był to ogromny szok, szczególnie dla mnie, bo wszyscy wiedzieliśmy, że jest w tym naprawdę dobry. Sytuacja była trudna – ja byłam młodziutka (miałam dziewiętnaście lat), nie mieliśmy środków do życia, ciężko mi było podjąć pracę ze względu na to, że dzieci były zbyt małe, by zostawić je same w domu. Na szczęście mój mąż pracował nie tylko na morzu – był również właścicielem restauracji. Przez kilka lat powadziłam więc tę restaurację, łącząc pracę z obowiązkami wynikającymi z posiadania dzieci. Na wyspie nie ma żłobka czy przedszkola, to sprzeczne z naszymi tradycjami, tym trudniej było mi więc łączyć opiekę nad dziećmi z pracą w restauracji. Mieszkaliśmy z moją teściową, która nieco mi w tej opiece pomagała, ale większość obowiązków wykonywałam sama.
Dzieci są dla mnie wszystkim, całym światem i największą miłością. Ahmed, Hassan i Mohamed wciąż ze mną mieszkają, Hassan wspaniale opiekuje się mną i swoją siostrą Mariyam. Podobnie jak Ahmed zaczął pracować, gdy ukończył szesnasty rok życia, tylko po to, żeby pomóc mi finansowo. Jak tylko podjął pierwszą pracę, ja mogłam zrezygnować ze swojej i poświęcić się ponownie dzieciom. Chłopcy świetnie sobie radzą, mimo że edukację zakończyli stosunkowo wcześnie. Hassan, choć ma dopiero dwadzieścia dwa lata, ma już duże doświadczenie w pracy w hotelarstwie i turystyce, mieszkańcy wyspy bardzo go za to szanują. Organizuje wycieczki snorkelingowe dla turystów i pokazuje im piękno naszego regionu: podobnie jak dla jego taty, podwodne życie nie ma dla niego żadnych tajemnic, zna chyba każdą rafę i najmniejszy kamień pod wodą. Wie, gdzie szukać żółwi, delfinów oraz innych morskich stworzeń. Robi wspaniałe zdjęcia, co więcej – edukuje ludzi i uświadamia im, w jaki sposób dbać o ochronę podwodnego środowiska. Od niedawna jest także koordynatorem kursów wszystkich motorówek wpływających lub wypływających z Maafushi. Z zarobionych przez siebie pieniędzy finansuje wesele Mariyam, co bardzo mnie wzrusza i jest powodem do dumy.
Czy mam powody do zmartwień? Od kilkunastu lat żyję w drugim związku małżeńskim, owocem którego jest mój najmłodszy, czternastoletni syn Mohamed. Moje dzieci wciąż dostarczają mi powodów do dumy i radości. W tym momencie już się więc nie martwię – wierzę w to, że wychowałam swoje potomstwo na dobrych ludzi i że nie zrobią żadnego głupstwa, choć oczywiście – jak każda matka chyba – miałam obawy, by nie zeszły na złą drogę. Zwłaszcza wtedy, kiedy zajmowałam się nimi sama. Moim wielkim marzeniem było, by choć jedno z nich ukończyło studia, aby móc zapewnić sobie dobrą pracę i zarobki. Chłopcy jednak wciąż mi powtarzają, że nie pieniądze są w życiu najważniejsze i to, co zarabiają, w zupełności im wystarcza. Zgadzam się z nimi, choć z własnego doświadczenia wiem, że bez pieniędzy trudno jest żyć.
Bardzo cenię sobie miejsce, w którym mieszkam. Nie, nie mam na myśli plaż i rajskich widoków, choć są one oczywiście miłym dodatkiem. Cieszę się z tego, że jesteśmy tutaj wszyscy tak blisko ze sobą, że mamy dla siebie tyle czasu, że żyjemy w zgodzie i harmonii i nie musimy ze sobą konkurować. To naprawdę ważne, zwłaszcza kiedy się mieszka na tak małej wyspie. Wraz z innymi kobietami z naszej rodziny przygotowujemy wspólnie kolację, razem ją spożywamy, w międzyczasie któryś z chłopców, wykorzystując przerwę w pracy, dołącza do nas. Siedzimy, biesiadujemy, rozmawiamy, świeci słońce, jest po prostu miło. Czy potrzeba czegoś więcej do szczęścia?”
Artykuł HiMom#2: Mama na Malediwach pochodzi z serwisu Kamperki.