MATKA PASJONATKA
List
Bardzo lubię pisać listy. Ale nie wiem czemu Ci to zaznaczam, przecież to doskonale wiesz.Nie lubię tylko jak są takie zwykłe. Dlatego potem leżą w szufladach i często do nich każdy wraca.To miłe gdy ktoś o Tobie pamięta. Docenia. Czuje się sam wyróżniony.Dawanie zawsze jest łatwiejsze niż branie. Bo oddać możesz wszystko, bylebyś zrobił to w wyjątkowy sposób.A brać? Brać trzeba tak po prostu i ładnie dziękować. A to już ciężko kiedy wydaje Ci się, że na nic nie zasługujesz.To chyba w tym jest najgorsze. Kiedy ciągle masz poczucie winy. Czy robisz dobrze, czy robisz źle , w kółko coś jest nie tak. A potem nagle taki gest i co? Jesteś zobowiązany. Dajesz z siebie potem o wiele więcej niż trzeba i nie koniecznie ktoś tego chce. Narzucasz się sobą samym jednocześnie starając schować w cieniu. To głupie i zupełnie niepotrzebne doświadczenie. Nikt nie lubi się poniżać i służalczym tonem życie toczyć.Z drugiej strony często dajesz bo lubisz to robić. I ktoś karze ci przestać. To też nie jest fajne. Bo łakniesz kontaktu z ludźmi, potrzebujesz bliskości ale nie możesz dać nic innego niż tę małą paczuszkę w którą wkładasz nie tylko przedmiot ale i swoje serce. Dla kogoś to tylko gest, dla ciebie deklaracja. Nikt nie zrozumie.Noce spędzam samotnie. Sama nie wiem od kiedy. Człowiek błąka się najpierw sam, po czterech kątach by nikogo nie zbudzić, a potem myślami. Bo gdy ciało już ma dość, głowa zmęczona i tak pracuje, jakby maszynista nie mógł jej zatrzymać, jakby coś blokowało spokojny sen.Boli to. Boli całe życie. Nie można go jednak zakończyć, bo wydałam owoce swojej miłości i choć teraz przychodzi mi za to cierpieć, być opuszczoną , to muszę żyć, by te owoce mogły dojrzeć, spaść z drzewa i iść dalej, gdzie ich przeznaczenie. Dlatego co noc biorę leki, udaję się do łóżka i znikam w książkach. Jestem wtedy kimś kto przeżywa historie, kimś kto cierpi razem z bohaterami. Płaczę, śmieję się, czekam nie sama ale z kimś. Straszna ta samotność i żałosna.Momentami zastanawiam się, czego tak naprawdę chcę? To co mam to rezultat moich marzeń, ich konsekwencja. Za to , że ktoś z kim spędzam życie już go ze mną dzieli nie odpowiadam. Nie można kierować czyimiś uczuciami , celami w życiu, niczym co dotyczy innych osób.Ale to zawsze boli. Na początku się walczy. Jest wściekłość, żal, pretensje. Czujesz się opuszczony i zgnębiony.Potem jest kolejny etap, zupełnie jak w żałobie. W końcu tracisz nie tylko część swojego serca, ale i życia i to najistotniejszą.A potem sam nie wiesz co robić. Chcesz kochać , chcesz być blisko, nie chcesz zasypiać sam. A musisz. Co noc, dzień po dniu. Ze wszystkim być tu i teraz boleśniej niż zwykle, w każdej sytuacji, w każdym momencie życia. I ta niewiedza, ta nieświadomość odizolowanie powoli cię zabijają.Mógłbyś szukać, niby nic cię nie trzyma, a jednak. Papier - nie to nie papier, to przysięga, którą ten papier przypieczętował. I już wtedy zaczyna boleć. Nie ,przepraszam. Wtedy ty zaczynasz umierać.To trwa.