Na polu, na łące, wśród drzew…

WIKILISTKA

Na polu, na łące, wśród drzew…

Moda na jesień 2015 - trendy jesień /zima w modzie dziecięcej + ściąga do pobrania!

WIKILISTKA

Moda na jesień 2015 - trendy jesień /zima w modzie dziecięcej + ściąga do pobrania!

WIKILISTKA

Metaliczne tatuaże dla mamy i córki – pomysł na wspólną sesję!

wikilistka.pl Biegnie do mnie przez cały sklep z tym charakterystycznym błyskiem w oku, radośnie pokrzykując „Mamuś, mamuuusiu!” i macha mi przed nosem połyskującą kartką. Patrzę, widzę metaliczne tatuaże i słyszę z ust mojej córki podekscytowane: – Zlobimy sobie takie same, okeeeej? I zlobię Ci zdjęcia!  *** Potrzebowałam tych kilku dni z dala od zgiełku i kilku chwil gdzieś daleko w babskim gronie. Potrzebowałam kiecki ubrudzonej czekoladowymi lodami, sauny w pociągu, ciężkiej walizki i pary małych oczu błyszczących na widok metalicznych tatuaży. Potrzebowałam chyba nawet tych zdjęć – wspólnych, naszych… Na których nie jestem idealna, ale na których to potrafię dostrzec to piękno pochodzące ze środka. To były piękne dni i choć teraz celebruję weekend – zabiorę Was do nich jeszcze w tygodniu, bo przywiozłyśmy ze sobą absolutnie magiczne kadry na pamiątkę. Metaliczne tatuaże, które kupiłyśmy za jakieś 5 zł w sklepie z pamiątkami okazały się genialnym sposobem na wspólne poprawienie humoru. Są dziecinnie proste w wykonaniu – moje tatuaże pomagała robić Wiki. Schodzą po kilku dniach i nie są tak infantylne jak większość naklejanych tatuaży, dzięki czemu są idealną opcją do urozmaicenia np. zdjęć ze wspólnej sesji. Stanowczo – polecam! Bawiłyśmy się świetnie. Najcudniejsza w świecie kiecka Małego Potwora – Ma Lini <3 | opaska – Reserved | sandałki linkowałam – TUTAJ   Nie zapomnijcie wrócić w poniedziałek wieczorem i później – nawet codziennie. W planach m.in. przegląd trendów na jesień, propozycje wygodnych zestawów do przedszkola, zabawki idealne na wyjazdy (i nie tylko)… no i jeszcze minimum jedna sielska sesja <3 wikilistka.plPost Metaliczne tatuaże dla mamy i córki – pomysł na wspólną sesję!

WIKILISTKA

Rodzicielstwo bliskości, szacunku, zrozumienia, intuicji…? | Podsumowanie pierwszych trzech lat mojego macierzyństwa

wikilistka.pl Pierwszy raz po kilku miesiącach obudziłam się dziś pierwsza z całej trójki i dane mi było napawać się poranną, niczym nieskażoną beztroską domową ciszą, w której słychać było tylko ich spokojne oddechy, w rytm których najmłodsze, jeszcze z brzucha, również dawało znać o swoim istnieniu. Po ciężkiej, w połowie nieprzespanej nocy, której atrakcjami była niewyjaśniona wysoka temperatura pierworodnej i okropna burza z ulewnym deszczem, której odgłosów nie znoszą moje dzieci – zarówno to śpiące obok jak i te w brzuchu – potrzebowałam takiego poranka. Po chwili zastanowienia, dotarło do mnie, że jestem mamą już od trzech lat i jak to bywa w przypadku uświadomienia sobie przeminięcia jakiegoś konkretnego czasu, zaczęłam analizować i podsumowywać.  Od trzech lat moje życie podporządkowane jest najważniejszej w moim świecie istocie i to na niej właśnie, z miłości ogromnej, z lepszym lub gorszym skutkiem testowałam wszystkie mądre teorie wychowania, z których po około dwóch latach udało mi się złożyć jakąś własną metodę. Rodzicielstwo bliskości, miłości, wzajemnego szacunku. Rodzicielstwo kierowane mieszanką serca, rozumu i intuicji.  Nigdy nie chciałam, żeby była grzeczna, posłuszna ani skromna. Nigdy moim celem nie było wychowanie dziecka, nad którego ponadprzeciętną znajomością cyfr, liter czy języków będzie zachwycało się społeczeństwo, ani też nie dążyłam do tego, by móc koleżankom chwalić się, że „ona już …”. W moim odczuciu, najważniejszym moim zadaniem jako rodzica było, jest i będzie wychowanie dobrego człowieka, który potrafi sobie poradzić w życiu i który ma marzenia oraz siłę, by o nie walczyć. Analizuję dziś trzy lata, podczas których reagowałam na każdy pisk, płacz, wezwanie czy skomlenie, pokazując jak ważne są dla mnie jej potrzeby, ale jednocześnie wraz z jej rozwojem stopniowo uczyłam, że potrzeby wszystkich osób w domu również są ważne. Uczyłam wzajemnego szacunku wobec naszych potrzeb – ja akceptuję to, że czasami wbrew ogólnej zasadzie śpi w naszym łóżku, bo potrzebuje bliskości, ale ona musiała nauczyć się szanować to, że poranna gorąca herbata i w spokoju zjedzone śniadanie jest rytuałem, którego ja potrzebuję. Szanuję, jeśli ważne jest dla niej założenie okularów w panterkę do sukienki w króliki i KONIECZNIE musi je znaleźć przed wyjściem, ale ona musiała nauczyć się szanować, że nie rzucę wszystkiego, nie wyjdę z domu tak jak stoję, tylko dlatego, że ona właśnie tupnęła nogą i chce wyjść na plac zabaw. Pozwalam jej na oglądanie bajek, ale dlatego, że ona potrafi zrozumieć, że „czas na bajki się skończy, po tej wyłączamy” i faktycznie po 30 minutach sama wyłącza telewizor. Szanuje zasady panujące w domu. Jest świadoma konsekwencji swoich wyborów, bo jej na te wybory od małego pozwalałam, nie chroniąc ją za wszelką cenę przed konsekwencjami. Pozwalałam jej wyjść na kilkuminutowy spacer w za cienkiej kurtce i bez rękawiczek, jeśli upierała się, że tak będzie lepiej. Sama zrozumiała, co znaczy „zimno” i że niesie to za sobą konieczność odpowiedniego ubioru. Pozwalałam jej nie zjeść kolacji, skoro nawet po moich usilnych tłumaczeniach nie dała się przekonać, że do rana będzie głodna. Tyle, że wtedy naprawdę czekałam z kolejnym posiłkiem do śniadania. Czasami nawet pozwalam na lody przed obiadem, pod warunkiem obietnicy, że ten obiad zostanie dziś zjedzony. Zawsze zjada, nie wiem jak to się dzieje, ale ona zawsze dotrzymuje obietnicy. Być może dlatego, że nie rzucałam słów na wiatr i nie składałam obietnic bez pokrycia. Tłumaczę jej świat w miarę jej rosnącego zainteresowania. Nie koloryzuję, nie dopowiadam, staram się tłumaczyć mądrze i bez narzucania swoich emocji w stosunku do pewnych spraw czy wydarzeń. Mówię prawdę – czasami nie kupimy zabawki/czekolady/balonów dlatego, że dziś nie mamy na to pieniędzy, po prostu. Tłumaczę, że teraz bawi się sama, bo to właśnie jest nasz czas na pracę, a pracujemy, żeby zarobić pieniądze, bo one są niezbędne do życia. Ma trzy lata, potrafi złożyć podstawową listę zakupów i z drobną pomocą praktycznie sama te zakupy zrobić. Wie, że pieniądze nie biorą się „ze ściany” albo, że czasami czekamy na przelew i dlatego przekładamy zakupy na popołudnie albo inny dzień. Wie, jako kto pracuje mama, tata, dziadek. Rozumie, że praca dziadka łączy się z wyjazdami, taty często z wieczorami przy komputerze, a mamy z koniecznością zrobienia konkretnych zdjęć. Szanuje zabawki i ubrania, nie urządza scen w sklepach i nie ma w niej grama zawiści, którą widzę u niektórych dzieci. Pomimo spędzania z nami czasu 24/7 , pomimo tego, że jeszcze nigdy nigdzie bez nas nie nocowała ani nie została dłużej niż parę godzin, jest na tyle pewna naszych słów „wrócimy za…”, że bez mrugnięcia okiem zostaje w nowym miejscu na kilka godzin. Mimo, że z racji właśnie na brak możliwości zostawiania jej np. u dziadków itp. bardzo bałam się, że będzie typowym dzieckiem trzymającym się maminej spódnicy, ona jest niezwykle otwarta, uwielbia podróżować, odkrywać nowe miejsca i poznawać nowe osoby. Chcę żeby moja córka szanowała ludzi i widziała w nich dobro. Chcę, żeby potrafiła realnie spojrzeć na świat, ale jednocześnie nigdy nie przestała marzyć. Chcę, żeby znała swoją wartość i nigdy nie zmieniała się pod wpływem tłumu. Żeby wiedziała, że rodzina jest dobrem najwyższym, a Dom jest miejscem, do którego zawsze może wrócić. Chcę być jej oparciem, by miała pewność, że może przyjść do mnie z każdą sprawą. Nie zamierzam na siłę poznawać wszystkich jej dziecięcych czy nastoletnich sekretów, ale chcę być pewna, że jeśli będzie potrzebowała pomocy lub rady – przyjdzie do mnie. Choć to mój macierzyński debiut, jestem z siebie niezwykle dumna, bo – choć nie wiem jak będzie dalej – już dziś widzę, że w ogólnym rozrachunku podążamy w dobrym kierunku. Wiem, że stan obecny jest wypadkową jej charakteru, usposobienia, naszego stylu wychowania i godzin poświęconych na rozmowę, ale i tak – jestem z siebie dumna, bo widzę, że moje błądzenie w wychowywaniu po omacku przynosi pozytywne efekty. Widzę, że moja autorska teoria ma sens… Jestem bardzo ciekawa, czy robicie sobie czasami takie podsumowania, analizujecie co jakiś czas swoje teorie na temat wychowania i ich efekty? Czym się kierujecie ustalając domowe reguły? Czego chcecie nauczyć swoje dzieci i dlaczego? wikilistka.plPost Rodzicielstwo bliskości, szacunku, zrozumienia, intuicji…? | Podsumowanie pierwszych trzech lat mojego macierzyństwa

WIKILISTKA

Tropiki w Jelitkowie

wikilistka.pl Wczoraj było tak gorąco, że okolice 20:00 były jedyną rozsądną porą, kiedy warto było wybrać się na parę minut oczyścić umysł na plażę. I pewnie dopiero okolice tej godziny były w ogóle rozsądną porą, żeby trójmiejską plażę wybrać jako formę psychicznego odpoczynku : ) Wybraliśmy się do Jelitkowa i muszę przyznać, że tamte okolice powoli awansują na nasze ulubione, bo ja uwielbiam też park, który znajduje się w okolicach plaży.  Chociaż świadomie zabrałam ze sobą lustrzankę, bo chciałam Wam na zachętę pokazać zalążek letniej ‚capsule wardrobe’ Wiki, o której więcej napiszę już w piątek przy okazji zdradzając pierwsze triki w ramach mojego #poradnikaświadomegokonsumenta, to muszę przyznać, że nie podejrzewałam, że uda mi się zrobić tak genialne zdjęcia! Wybaczcie moją nieskromność, ale gdy jeszcze dodatkowo dziś trochę pobawiłam się w PS, jestem w nich zakochana… Wiki : spodenki – (%) H&M, ale podobne też na sale znajdziecie TU i TUTAJ koszulka – NEXT dawna kolekcja, podobne też sale np. TU, TU , TU, TU i TUTAJ sandałki – (%) H&M, podobne też sale TUTAJ, TU, TU i TU Przy okazji – TUTAJ – możecie zerknąć na jesienne/zimowe kurtki, buty i inne ubranka, które są do wzięcia po Wiki, a pisać w tej sprawie można na albo na fejsie. Ja : spódnica – YFL Reserved(%) – podobna TUTAJ i TU koszulka – Sinsay (%) – podobna TUTAJ, TU, TU ‚ramoneska’ – od Emi – podobna TU   Trzy ostatnie ujęcia to dzieło Wiki! Wczoraj na Insta pokazywałam Wam jej zabawy z aparatem i … no muszę to napisać – jestem mega dumna! <3 To są jej kadry – nie przycinałam, nie prostowałam, jedyne, co zrobiłam to nałożyłam lekki filtr, żeby kolorystycznie pasowały do reszty. Pozwalacie czasem dzieciom bawić się aparatem?Warto! fot. #sonyA77 wikilistka.plPost Tropiki w Jelitkowie

WIKILISTKA

Jarmark Dominikański moimi oczami

wikilistka.pl W sobotnie popołudnie wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić sobie spacer na gdańską starówkę – w planach było posmakowanie lodów z Wytwórni Lodów Naturalnych, rzucenie okiem na Jarmark Dominikański i outfitowa sesja Wiki (efekty na blogu jutro!). Czy spędzenie sobotniego popołudnia na Jarmarku było dobrym pomysłem?…  Jarmark jakoś specjalnie mnie nie urzekł, ale być może to kwestia tego, że ja nie lubię wszelakich pierdół i bibelotów (przeczytaj TUTAJ o podejściu do zakupów, którego na blogu będzie więcej!). Do tego był tłum, jakiego się nie spodziewałam w sobotę w okolicach 18:30, jednak może właśnie tego powinnam się spodziewać? Sama nie wiem, w końcu to mój pierwszy rok w Gdańsku : ) Wiki natomiast była zachwycona, jak to dziecko, zatrzymywała się przy każdym stoisku, oglądała wszystkie perełki, bransoletki, kamyczki itp. Nie zwiedziliśmy wszystkich stoisk, kompletnie nie czułam takiej potrzeby jednak myślę, że jeśli wpadacie do Trójmiasta na wakacje to zdecydowanie, mimo wszystko, warto się wybrać. Na pewno po dokładniejszym przyjrzeniu się wśród masy kiczu, tandety i powtarzalnych, nudnych dupereli znajdzie się coś wartego uwagi, jestem pewna. Gdańska starówka ma w sobie coś fajnego. Lubię jej klimat, lubię kamiennice, Wytwórnię Lodów Naturalnych (jadłam bananowe z ciasteczkami – pycha!), klimatyczne kawiarnie, ciasne uliczki po bokach, ulicznych grajków i latające dookoła bańki mydlane… To był mój pierwszy od ponad 4 miesięcy spacer z lustrzanką i na nowo odkryłam magię fotografowania. Dobrze jest czasami wieczorem tak uciec, choćby na chwilę, po prostu pobyć razem…  Byłyście kiedyś na Jarmarku Dominikańskim? Jestem ciekawa, jak Wasze wrażenia? Co w ogóle najbardziej urzeka Was w Gdańsku, co chwyta Was tu za serce? PS. Koniecznie dajcie mi znać, jak Wam się ogląda takie duże zdjęcia – forma postu zdjęciowego na całą stronę jest ok, czy lepiej wrócić do poprzedniej wersji?  wikilistka.plPost Jarmark Dominikański moimi oczami

Na punkcie czego wariuję, jakie wprowadzam zmiany, kiedy i dlaczego + krótko o See Bloggers moimi oczami, czyli weekendowy misz-masz

WIKILISTKA

Na punkcie czego wariuję, jakie wprowadzam zmiany, kiedy i dlaczego + krótko o See Bloggers moimi oczami, czyli weekendowy misz-masz

Jak zorganizować wymarzone przyjęcie urodzinowe dziecka?

WIKILISTKA

Jak zorganizować wymarzone przyjęcie urodzinowe dziecka?

Jeden dzień w Zoo Gdańsk – fotorelacja i kilka praktycznych wskazówek

WIKILISTKA

Jeden dzień w Zoo Gdańsk – fotorelacja i kilka praktycznych wskazówek

WIKILISTKA

Właściwie, to dlaczego niby ma zasypiać sama?!

wikilistka.pl Kilka ostatnich miesięcy to ważny, bardzo wartościowy czas w moim życiu. Niejako dorosłam do podążania w 100 % swoją własną drogą, mimo, że już wcześniej wydawało mi się, że opanowałam to do perfekcji… Kilka miesięcy temu świadomie porzuciliśmy większość modnych i niemodnych teorii wychowawczych, rozwojowych, związkowych i wszystkich innych, postanawiając żyć dokładnie tak, jak mamy na to ochotę i przede wszystkim – kierując się w wychowywaniu Wiki tylko i wyłącznie sercem, rozumem i intuicją. Półtora roku temu po przeczytaniu kilku mądrych książek i artykułów próbowałam, ba! nauczyłam, 18-miesięczną córkę samodzielnego zasypiania. Pięknie, cudnie i bajecznie, tyle, że… ja wcale nie czułam się dzięki temu szczęśliwa. No bo, czy poświęcenie 45 minut wieczorem najważniejszej osobie w moim życiu to w ogóle jakieś poświęcenie? Czy kilkulatek w ogóle powinien zasypiać sam? Może ma to jeszcze polubić?… Z dzisiejszego punktu widzenia myślę sobie… Oh, really? Mam 23 lata i nie znoszę zasypiać sama. Nie cierpię! Jeśli Ł. siedzi dłużej to zazwyczaj i tak czekam na moment, kiedy wreszcie położy się do łóżka i się przytulę. Gdy jego nie ma, śpię z Wiki, a jeśli wyjeżdżam i śpię sama w hotelu to zazwyczaj delikatnie ściszony telewizor gra tak długo, aż naprawdę półprzytomna go wyłączę. Gdy byłam dzieckiem (nawet nastolatką) lubiłam słyszeć telewizor z pokoju Taty, gdy zasypiałam. Skoro ja potrzebuję tych wieczornych chwil, jakiegoś poczucia bliskości to czy niejako nie należą się ono kilkuletniemu maleństwu? I tak jak nie lubię gnieść się w trójkę w jednym łóżku, tak czasami na to pozwalam, bo rozumiem, że moja córka może mieć gorszy dzień – zęby, katar…albo zwyczajnie zły humor – i potrzebuje przytulić się do mnie, a nie do przytulanki. Co więcej – wychowanie w duchu wzajemnego szanowania swoich potrzeb daje efekty już teraz. Nie mam problemu z tym, że dwa dni Wiki śpi u nas, ale ona nie ma problemu ze zrozumieniem, że ma swoje łóżko i to tam zazwyczaj jest miejsce na bajkę, kołysankę i sen albo ostatecznie, jeśli zasypia u nas, Wiktoria wie, że tata zaniesie ją do jej łóżka i jeśli obudzi się w środku nocy to po prostu woła rodziców, a nie krzyczy jak poparzona. Dobranoc, trzeci dzień z rzędu bez drzemki… #koniecpieknychczasow #vscocam Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Monika Es. (@wikilistka) 15 Paź, 2014 o 11:33 PDT Wracając do wspólnych wieczorów… Bajka i tak jest elementem obowiązkowym i czasami już samo 30 minut czytania i przytulenie powoduje, że moja córka zasypia, a nawet jeśli nie i przez kolejny kwadrans siedzę przy niej i śpiewam kołysankę, to tylko celebruję ten czas, bo tak jak nie zauważyłam trzech lat, które wybiły kilka dni temu, tak nie zauważę kolejnych i kolejnych, a później wieczory ze mną już zdecydowanie pójdą w odstawkę na rzecz tych w gronie znajomych albo spędzanych z chłopakiem… Chcę się nacieszyć tak długo jak mogę i żadne mądre teorie dotyczące samodzielności już mnie nie przekonają, by pójść inną drogą… * * * Jak jest u Was – podążacie za jakimiś modnymi teoriami na temat wychowywania czy słuchacie serca i intuicji? Czytacie co wieczór? Macie jakieś swoje rytuały?   wikilistka.plPost Właściwie, to dlaczego niby ma zasypiać sama?!

Kreatywna sesja z malowaniem po numerach + tutorial

WIKILISTKA

Kreatywna sesja z malowaniem po numerach + tutorial

Urodzinowe kadry – Sopot

WIKILISTKA

Urodzinowe kadry – Sopot

Wywołać wreszcie te zdjęcia…

WIKILISTKA

Wywołać wreszcie te zdjęcia…

WIKILISTKA

„W głowie się nie mieści” – dlaczego musisz to zobaczyć

wikilistka.pl „W głowie się nie mieści” to nowa, disneyowska bajka, na którą po prostu musicie wybrać się ze swoimi dziećmi. Ktoś, kto wpadł na pomysł poruszenia tematu emocji, osobowości, fundamentów i wartości tworząc historię przekomicznych małych stworków mieszkających w naszej głowie i zarządzających naszymi myślami za pomocą centrum dowodzenia w moich oczach jest geniuszem absolutnym. Dawno nie czekałyśmy z Wiki tak na żadną premierę, dawno żadna bajka nie spodobała się nam obu tak bardzo, choć każda z nas doceniała inne jej walory. Pierwsze posiedzenie z Wiki w kinie, kiedy naprawdę i ja z zainteresowaniem oglądałam akcję toczącą się na ekranie. Wiecie jak ważne jest dla mnie świadome wychowywanie dziecka i rozmawianie z nim o rzeczach ważnych. To temat, do którego często wracam i będę to robiła coraz częściej, bo musimy nauczyć się traktować dzieci jak ludzi… i tak, po części to jest trochę moją misją na blogu. Każdy człowiek ma emocje, ma do nich prawo i byłoby naprawdę świetnie, jeśli rodzice uświadamialiby to swoim dzieciom, tłumacząc im to, co się dzieje, ucząc radzenia sobie z emocjami i kojarzenia konkretnych odczuć, reakcji i przeżyć z konkretnymi emocjami właśnie. Jeśli podchodzimy do rodzicielstwa świadomie i wiemy, że nasze obowiązki względem dzieci i wychowywanie ich nie ogranicza się do zapewnienia im bytu, względnego bezpieczeństwa, czystej pieluchy i kilku innych podstawowych rzeczy to musimy z dziećmi rozmawiać, a wspólne obejrzenie „W głowie się nie mieści” jest wręcz idealną okazją do tego, żeby o emocjach porozmawiać. O czym właściwie jest „W głowie się nie mieści” ? Wyobraźcie sobie taki obrazek – szczęśliwa rodzinka, która świetnie się dogaduje, od zawsze. Córka, której rodzice ,zafundowali’ chyba najlepsze z możliwych wspomnień, budując w jej psychice idealne fundamenty osobowości. Pewnego dnia, gdy dziewczynka ma już lat naście, przeprowadzają się do innego miasta. W głowie nastolatki, w której z dnia na dzień panuje coraz większy bałagan, trwa wieczne starcie odrazy, gniewu, strachu, smutku i radości. Mimo, że przez większość czasu to ta ostatnia przejmuje dowodzenie, nie zawsze jest idealnie, ale kiedy już Radocha i Smutna znikają na długie godziny a do głosu dochodzą gniew, odraza i strach zaczynają się dziać rzeczy z pozoru niewytłumaczalne, tragiczne  i raz po raz wyniszczające fundamenty, które przez tyle lat próbowali budować rodzice… Fajnie zrobiona, pełna zwrotów akcji i humoru, a jednocześnie w sposób przystępny nawet dla trzylatka traktująca o emocjach, ich istocie i wartości, jaką jest rodzina bajka. Idealny pretekst, by zacząć z dzieckiem rozmawiać choćby o tym, że czasami smutek też jest potrzebny. Że gdy jest Ci źle, czasem dobrze po prostu się wypłakać, aby potem śmiało ruszyć do przodu. Bajka, która w obrazowy sposób mówi dziecku, że wszystkie wspomnienia biorą udział w tworzeniu się jego osobowości, że to właśnie one są jej fundamentami. Przepiękna opowieść, której jednym z głównych przekazów jest to, że rodzina jest najważniejszym i nienaruszalnym fundamentem. Bajka, która wycisnęła ze mnie po stokroć więcej ważnych łez niż osławione wszem i wobec Sekrety Morza… Ta kinowa produkcja, po której moja trzyletnia córka zapytała: – To jak jesteśmy wszyscy razem, to zawsze jakoś będzie dobrze? I niech te właśnie zdanie będzie dla Was najlepszą recenzją. Od czwartku pogoda ma się popsuć, więc zdecydowanie polecam Wam wykorzystać ten czas na wspólne wyjście do kina na „W głowie się nie mieści”. [ Przy okazji – w zeszłym tygodniu odzyskałam smartfona (wracam na Insta!) i dzięki jednej z aplikacji odkryłam, że od poniedziałku do czwartku, na seanse zaczynające się przez 17.00 bilet do Multikina dzięki kuponowi rabatowemu z aplikacji można kupić za 11/13 zł (dziecko do 3 lat za darmo!), a do tego dzięki drugiemu kuponowi zestaw napój+popcorn za 10 zł, tak więc tym bardziej polecam Wam szturmować kinowe sale] Jakie bajki lub filmy oglądaliście ostatnio ze swoimi dziećmi, które skłoniły Was do refleksji i rozmowy ? Może jakieś książki ? Koniecznie podzielcie się ze mną ciekawymi tytułami, będziemy sprawdzać Wasze rekomendacje i być może stworzę jakieś specjalne zestawienie z inspirującymi tytułami, liczę na Was!  wikilistka.plPost „W głowie się nie mieści” – dlaczego musisz to zobaczyć

Na co zwrócić uwagę decydując się na wczasy w hotelu, dla rodziny’? | Wakacje z dzieckiem

WIKILISTKA

Na co zwrócić uwagę decydując się na wczasy w hotelu, dla rodziny’? | Wakacje z dzieckiem

WIKILISTKA

5 minut, które zmieniły wszystko…

wikilistka.pl Siedzieliśmy w pociągu, wracając z Warszawy. Byłam zmęczona, było mi kompletnie niewygodnie, bo po całym dniu na nogach marzyłam, by się położyć, a piękne zachodzące słońce właśnie zmieniło się w ulewny deszcz. Przez chwilę miałam ochotę rozpłakać się jak śpiące, marudne dziecko, ale wzięłam do ręki książkę, przeczytałam kilka stron, zamknęłam oczy i dałam sobie 5 minut na odpoczynek… 5 minut, które pozwoliły mi nabrać dystansu. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam granatowe chmury na niebie, a pomiędzy nimi, tuż przy linii horyzontu, małe dziury przez które przebijał się absolutnie zjawiskowy zachód Słońca. Właśnie wtedy, po raz kolejny dotarła do mnie z pozoru tak banalna, a jednocześnie tak ważna rzecz. Tylko i wyłącznie ja decydowałam o tym, czy chcę widzieć piękne pomarańczowe plamy zachodzącego słońca czy sine burzowe chmury. Eureka! To była moja decyzja! Od nas zależy, czy w danej sytuacji chcemy dostrzec dobre czy złe strony. Każdego ranka sami programujemy swój mózg, nastawiamy się na pewne tory myślenia i od nas zależy, czy spędzimy dzień na narzekaniu, zazdroszczeniu i przeklinaniu rzeczywistości, czy chcemy mijające dni naszego życia wykorzystać na działanie, docenianie i zapisywanie w pamięci drobnych radości. Lubię rano, jeszcze w łóżku zrobić sobie szybki przegląd Internetów. Scrolluję wtedy najczęściej facebookową tablicę i Instagram, zerkam na maila, rzucę okiem na kilka stron informacyjnych. Mogłabym wkurzyć się na to, że koleżanka ma trzecią kampanię w tym tygodniu, a ja nic sensownego nie zarobiłam od kilku miesięcy. Mogłabym pozazdrościć jednej znajomej, że właśnie wróciła z Disneylandu, a drugiej, że za chwilę kończy budowę wymarzonego domu. Pytanie brzmi, co by mi to dało, poza narastającą frustracją? Siadam w wygodnym, ciepłym łóżku, słysząc albo jeszcze błogą ciszę albo już radosny śmiech mojej zdrowej córki. Otulam się ukochanym kocem, popijam gorącą herbatę zrobioną przez Męża i uśmiecham się do komputera, robiąc poranną ‘prasówkę’. Cieszę się z kampanii koleżanki, bo to tylko pokazuje, że zarabianie na swojej pasji jest realne. Patrząc na zdjęcia znajomych z kolejnych wycieczek czuję dumę i radość, że skoro wiedziałam, że z budżetem na fajne wakacje może być ciężko, potrafiłam przeprowadzić się kilkaset kilometrów dalej, żeby zapewnić mojej córce piękne wakacje, pełne wody, piasku, słońca, krótkich podróży i milionów uśmiechów. Cieszę się, że dzięki uporowi znaleźliśmy pracę, która pozwala nam często przełożyć realizację ważnych projektów na wieczór, żeby popołudnie móc spędzić z nią na spacerze, zajadając ulubione lody, a w weekendy beztrosko możemy uciec na nadmorską plażę i kosztuje nas to tyle, co bilet na tramwaj. Gdy patrzę na dom koleżanki, po prostu coraz śmielej snuję plany o ewentualnej zmianie mieszkania na takie z ogródkiem, z nadzieją też patrząc w przyszłość i myśląc o tym własnym, wymarzonym domu. Tamtego dnia, gdy spojrzałam w niebo obiecałam sobie, że będę się starała ze wszystkich sił dostrzegać tę ‘lepszą stronę’. Wierzę w to, że podziwianie sukcesów innych, dopingowanie ich, otaczanie się ludźmi, którzy osiągają często więcej niż my procentuje, jeśli tylko potrafimy wyzbyć się bezproduktywnej zazdrości a w jej miejsce wstawić chęć zmiany na lepsze i gotowość do walki o swoje marzenia. Mimo, że jak każdy człowiek miewam gorsze dni, które mam ochotę przespać, zajadając smutki czekoladą, to po krótkiej analizie stwierdzam, że nawet w takich chwilach nie łapię się na myśleniu w stylu ‘Oni mają, a ja nie..oj ja biedna, smutna i przegrana’. Nie, ja po prostu mam zły dzień, a skoro jej udało się dziś, mnie uda się jutro. *** Jestem bardzo ciekawa Waszego spojrzenia na świat – motywują Was sukcesy innych czy wręcz przeciwnie? Na którą stronę nieba wolicie patrzeć? fot. wallconvert.com/ wikilistka.plPost 5 minut, które zmieniły wszystko…

Weekend w Warszawie z La Millou | Jak było i co dla Was mam?

WIKILISTKA

Weekend w Warszawie z La Millou | Jak było i co dla Was mam?

Lato 2015 – moja skromna wishlista

WIKILISTKA

Lato 2015 – moja skromna wishlista

Sprawne małe rączki – nasze hity | Bawię się z Edukatorkiem

WIKILISTKA

Sprawne małe rączki – nasze hity | Bawię się z Edukatorkiem

Nie narzekaj, działaj!

WIKILISTKA

Nie narzekaj, działaj!

Przyjaźń…

WIKILISTKA

Przyjaźń…

Ubranka na lato 2015 – co i gdzie warto kupić?

WIKILISTKA

Ubranka na lato 2015 – co i gdzie warto kupić?

WIKILISTKA

Najpiękniejszy prezent na dzień dziecka

wikilistka.pl Mimo, że na co dzień staram się zwracać na to uwagę. Mimo, że naprawdę dokładam wszelkich starań, by czas spędzony wspólnie był nieodłącznym elementem każdego dnia, a w weekendy zawsze staramy się wyjść razem, żeby malować w głowie Wiki jak najwięcej takich wartościowych wspomnień, wciąż zdarza mi się zapominać, że nie tylko o czas z nami-rodzicami tutaj chodzi… choć i tego Mała potrzebuje coraz więcej – czasu tylko dla niej, na 100 %, bez telewizora, komputera i niczego dookoła. Najlepiej tylko ona, my i plaża – wtedy zdecydowanie jest najszczęśliwsza. Przychodzą jednak takie dni jak wczorajsza niedziela, kiedy od samego rana nie istnieje dla mojej córki nic poza pytaniem ‚czy Dziadek już jedzie?’. To jest jedyna osoba, z którą rozmawia przez zabawkowy telefon, jedyna, dla której rysuje setki rysunków dziennie. Ta najważniejsza dla niej osoba, dla której zbiera muszelki, kamyki i kwiatki. Wczoraj zrozumiałam, że nie byłabym jej w stanie dać na Dzień Dziecka lepszego prezentu niż wczorajszy dzień spędzony z osobą, która z jakiś bliżej nieokreślonych przyczyn jest dla niej całym światem. Lego, o które prosiła każdego dnia przez ostatnie pół roku, tego dnia przestało mieć jakiekolwiek znaczenie… Dlatego dziś, jeszcze raz, odsyłam Was do dwóch z najważniejszych tekstów na blogu. << TUTAJ >> i <TUTAJ>> Zdjęcie, które mówi więcej niż tysiące słów… Rozmawiajmy o tym, bo to są fundamenty przyszłego świata naszych dzieci. Zdjęcia wykonane aparatem Olympus E-M10 wikilistka.plPost Najpiękniejszy prezent na dzień dziecka

WIKILISTKA

Dwa słowa wyjaśnienia

wikilistka.pl Siedzę nad klawiaturą od dwóch godzin. Dumam – pisać, czy nie pisać? Nie wiem, czy robię dobrze, ale czasami trzeba zaryzykować, a przecież – będzie mi łatwiej, bo nie będę przy każdym wpisie lawirować między słowami, żeby przypadkiem się nie wygadać… Od kilku tygodni, każdego dnia ta sama potrawa smakuje mi inaczej, choć ‚smakuje’ to nieodpowiednie słowo, bo nie smakuje mi nic poza owocami i czekoladą z truskawkami. Koniecznie z Wedla. Od kilku tygodni słaniam się na nogach z kąta w kąt z uczuciem przypominającym nieprzemijącą jelitówkę. Od kilku tygodni, zamiast po obiedzie usiąść przy komputerze i napisać coś sensownego, przykrywam się kocem i odlatuję na co najmniej godzinną drzemkę. Wczoraj niemal zemdlałam w tramwaju, a dziś czuję, że jeansy przestają być dobrym pomysłem. Od kilku tygodni, wbrew wszystkiemu i pomimo wszystkich obaw, które wciąż są mi bliskie, czuję nieopisany spokój, szczęście i radość… Pomimo tego, że fizycznie chwilami nie mam siły kiwnąć palcem, jest lepiej niż się spodziewałam. Nie obiecam Wam, że wyrobię się z nowymi wpisami regularnie, tak jakbym chciała, ale mam w planach trzymać się trzech publikacji w tygodniu, więc jeśli chcecie być na bieżąco to przede wszystkim zachęcam Was, żebyście zaglądały tu codziennie, bo nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy poczuję się lepiej i najdzie mnie wena ; ) Poza tym, to działa jak reakcja łańcuchowa – gdy widzę, że tu jesteście, wiem, że czekacie na coś nowego, a to jest najlepszym motywatorem, żebym zabrała się do roboty. Obiecam Wam za to, że poza wprowadzeniem przeglądów akcesoriów i gadżetów ‚mamusiowo-niemowlęcych’, które będę publikowała prawdopodobnie raz w miesiącu nie planuję na blogu większych zmian tematycznych. Nie zamierzam bawić się w zrobienie tu portalu informacyjnego, nie bedę tu dzieliła się z Wami moimi odczuciami fizycznymi dotyczącymi ‚stanu błogosławionego’, bo przestraszę Was skutecznie raz na zawsze i nie zamierzam przeżywać publicznie każdego kichnięcia, uśmiechu, kupki i ząbka, bo jak już Wam pisałam, dla mnie są to rzeczy naturalne i w codzienności niezauważalne. Zbliżają się wakacje, więc będziemy Was zachęcać własnym przykładem do wspólnych wyjazdów. Robi się coraz cieplej, więc chcę zrobić możliwie najwięcej zdjęć, w których uda mi się pokazać moje spojrzenie na modę i codzienność widzianą moimi oczami. Fotografia stała się dla mnie nieodłącznym elementem codzienności, więc pracuję dla Was nad czymś ekstra…  Niezmiennie będę Was inspirować, bo wciąż właśnie taka jest główna misja tego bloga. Mam nadzieję, że wena wróci wkrótce, a fakt, że już jutro będę wyposażona w dwa z trzech niezbędnych sprzętów, których bardzo mi ostatnio brakowało, na pewno sprawi, że wyrobię się przynajmniej z najbliższymi przeglądami. …. Tyle u mnie, a co u Was przed wakacjami ? ; )  wikilistka.plPost Dwa słowa wyjaśnienia

WIKILISTKA

…i coś pęka. Znika. Jak ta bańka – nie ma jej

wikilistka.pl Teoretycznie jesteśmy inteligentni. W teorii wiemy, że nic nie jest dane raz na zawsze. W teorii każdy z nas wie, że o relacje trzeba dbać. 26-go maja pamiętamy o mamach… Tylko dlaczego w codzienności nasza teoretyczna wiedza kompletnie nie przekłada się na to, co robimy, jak traktujemy bliskich i jak przeżywamy swoje życie? 26 maja jest dniem, który jeszcze trzy lata temu ( i poprzednich dziesięć) najchętniej bym przespała. Dniem, w którym zazwyczaj nie słuchałam radia, nie oglądałam telewizji i starałam się nie siedzieć ‚w sieci’. Nie wychodziłam też z domu. Mówią, że czas goi rany… Nie wierzcie. Czas przyzwyczaja do bólu, a codzienność zmusza do czasowego ‚niemyślenia’ o tym, co wpędza nas w stany niekiedy depresyjne… ale to właśnie te trudne lata sprawiły, że mam Wam dziś do powiedzenia coś ważnego.  Mimo, że poruszanie tu takiej tematyki każe mi wychodzić daleko poza moją strefę komfortu, czuję, że muszę to zrobić, bo od lat, gdy obserwuję świat wokół siebie, wszystko we mnie krzyczy ‚nauczcie się doceniać!’. Nie doceniamy tego, co mamy dopóki tego nie stracimy. Obecność mamy, gdy jest potrzebna traktujemy jako pewnik, stałą część codzienności. Jak to z codziennością bywa – mamy problem z jej docenieniem. Jako nastolatka widziałam koleżanki toczące ze swoimi mamami wojny … wojny o wszystko. One krzyczały i trzaskały drzwiami, a ja – choć chciałam krzyczeć – cicho patrzyłam z boku. A chciałam im powiedzieć, że ja się chętnie zamienię… Chętnie wezmę na siebie szlaban, który jest efektem matczynej troski, serio. Nawet krzyków posłucham, byleby usłyszeć…coś. Nie mówiłam nic, bo i tak by nie zrozumiały. Dziś patrzę na bliższe i dalsze znajome, które potrafią wkurzyć się, że nie mogą trzeci raz w tym tygodniu podrzucić dzieci do dziadków. Narzekają, że mama się wtrąca, albo że mieszka ‚tak daleko’. Narzekają, że dzieci rozpieszcza. Są też takie, które niby wiedzą, jak wielkie szczęście mają, ale wciąż nie potrafią go docenić. Wciąż traktują je jako oczywistość, zapominając, że nic nie trwa wiecznie i każdą wspólną chwilę warto celebrować. Nic nie jest dane raz na zawsze. Życie jest kruche, delikatne i nieprzewidywalne.  Wszystko bym oddała, żeby moja mama mieszkała choćby na drugim końcu świata. Żeby raz w miesiącu móc ją choćby usłyszeć. Żeby mieć motywację, zbierać każdy grosz przez rok i móc spędzić święta razem. Dlatego, gdy słyszę, że komuś mama nie przypilnowała dziecka w tym tygodniu i przez to pada na twarz, chce mi się krzyczeć… bo naprawdę, nie ważne ilu rzeczy nie zrobiła w tym tygodniu, miesiącu czy roku Twoja mama! Ważne, że jest. Wierz mi… Proszę, pamiętaj o tym. Naucz się to doceniać, póki jeszcze możesz i pamiętaj o tym, by pokazać Jej, że jest dla Ciebie ważna – nie tylko 26 maja. Przecież, gdyby nie ona, Ciebie dziś by tu nie było, prawda? wikilistka.plPost …i coś pęka. Znika. Jak ta bańka – nie ma jej.

WIKILISTKA

Najlepsze zabawki na dzień dziecka 2015

wikilistka.pl Dzień dziecka już za kilkanaście dni, więc pora najwyższa pomyśleć o jakiś prezentach dla naszych szkrabów. Mam więc dla Was najlepsze propozycje, autorski przegląd zabawek, które najchętniej kupiłabym wszystkie. Wiem, że wiele z Was czekało na dzisiejszy wpis, bo dostałam o Was w tej sprawie mnóstwo wiadomości prywatnych i muszę przyznać, że to jest absolutnie fenomenalne uczucie czytać, że czekacie na moje przeglądy, bo są najlepsze. Love, love, love! Wkładam w przygotowanie tych przeglądów mnóstwo czasu, energii i pracy, dlatego niezmiernie cieszy mnie fakt, że je doceniacie. W każdym przeglądzie pokazuję Wam rzeczy, które najpierw dokładnie selekcjonuję przeglądając tysiące propozycji z sieci. Pokazuję Wam tu zawsze produkty, które do mnie trafiają. Takie, które często wyproduktowane są przez firmy, których jakość już znam i cenię. Takie, z pośród których ja później wybieram rzeczy, które faktycznie kupuję swojej córce. Takie, które kupiłabym wszystkie, gdybym mogła sobie na to pozwolić. Zwyczajnie takie, które rekomenduję. Pokazuję Wam rzeczy z różnych sklepów, staram się pokazywać rzeczy z bardzo różnych przedziałów cenowych, bo wiem, że każda z nas może sobie pozwolić na coś innego. Wszystkie grafiki do zestawień są zawsze tworzone przeze mnie i z myślą o Was. Dziękuję Wam, że mam dla kogo tworzyć swoje obrazkowe listy i proszę Was, żebyście udostępniały je dalej, bo tworzę je po to, żeby pomagać jak największej liczbie osób, a przecież taka lista przyda się zarówno rodzicom, dziadkom jak i nawet Waszym znajomym, którzy wpadają od czasu do czasu i wiecznie mają problem, co fajnego można kupić Waszym maluchom. A teraz do rzeczy. Na pierwszy ogień  – propozycje dla małych 3-5 letnich księżniczek. 1. Zamek z figurkami składany w walizce – mój absolutny faworyt, zwłaszcza w obliczu zbliżających się wakacyjnych wyjazdów. Janod to firma, która już nie raz udowodniła najwyższą jakość idącą w parze z cieszącym mamy designem i zastosowaniem zachęcającym do zabawy nasze małe pociechy. 2. Zestaw zabawkowych kosmetyków w walizce dla małej damy, bo przecież każda z nich chce być ‚jak mama’ 3. …każda chce też być księżniczką, więc pewnie chętnie zabawi się w kolorowanie masek księżniczek (tak, wersje dla chłopców a także uniwersalne też są!) 4. Zabawkowy mikrofon dla małej gwiazdy estrady. Odkąd Wiki codziennie recytuje ‚Na straganie’ do mojej szczotki do włosów, poważnie rozważam ten zakup. 5. Pastelowe klocki plus-plus – piękne kolory, milion zastosowań (można z nich np. zrobić koronę!), nie ograniczają wyobraźni dziecka. Mistrzostwo! 6. Koraliki do ćwiczenia nawlekania i robienia pięknej biżuterii, tak przy okazji oczywiście 7. Najpiękniejsza lala-szmacianka, jaką widziałam <3! 8. Domowy zestaw kinowy – powiem Wam, że tak mnie zaintrygowała ta zabawka, że czuję nieodpartą chęć przetestowania jej. Zwłaszcza, że posiadam w domu kinomaniaczkę – od jesieni zaliczamy w kinie chyba każdą możliwą bajkę. 9. Dzielony na dwa notesik do nauki rysowania księżniczek. Miałam coś podobnego w dzieciństwie i zajmowało mnie to na długie godziny. Dalej już bardziej uniwersalne propozycje dla dzieci w wieku 2-5 lat, na tej planszy z naciskiem na naukę literek w skuteczny i interesujący dziecko sposób. 1. Układanka z cyferkami, która wydaje mi się najlepszą. Z takim dopasowywaniem poradzi sobie już nawet maluch, a przy okazji zaznajamia się z kształtem cyferek i ilością jakiej odpowiadają. 2. Ta wersja bingo od Djeco również mnie przekonuje, bo jest nieprzekombinowana, a takie zabawki edukacyjne wydają mi się dla malucha najlepsze. Minusem jak dla mnie jest to,  że kończy się na szóstce. 3. Ciekawe puzzle z cyferkami – każda kolejna cyferka składa się z odpowiedniej ilości elementów. 4. Jako przerywnik proste puzzle z kolorami po angielsku 5. Warstwowe gra cyrk 1. Hulajnoga i rowerek biegowy w jednym – wydaje mi się hitem! Od kilku tygodni nad nią myślę i przyznam, że jako mama nader ruchliwej trzylatki kusi mnie niezmiernie. Hulajnoga jest u nas zabawkowym hitem od półtora roku, więc opcja 2 w 1 z rowerkiem jawi mi się jako hybryda idealna. 2. Zestaw instrumentów dla małego muzyka – idealna zabawka dla uwielbiających robić hałas kilkulatków. Rodzicom takim prezentem można się narazić, ale czego się nie robi dla uśmiechu dziecka, nie ^^ ? 3. Lego… a konkretnie Lego Duplo Leśny Park i Fotosafari. Od kiedy Wiki kilka tygodni temu dostała swój pierwszy zestaw Lego Duplo, który mnie wydawał się mało atrakcyjny, bo właściwie tylko mini-zamek, karoca, powóz, konik i księżniczka, ją zajmuje codziennie ! Wydaje mi się, że ‚klocki’ to najmniej ważne zastosowanie Duplo, bo w tej serii Lego najważniejsze są…figurki! Leśny Park to zestaw, na który Wiki złożyła specjalne zamówienie jako główny prezent na dzień dziecka, więc próbowałam znaleźć go w jak najlepszej cenie. Znalazłam za nieco ponad 180 zł TUTAJ. Biorąc pod uwagę fakt, ze w Smyku kosztuje 299zł, cena super! 4. Klocki konstrukcyjne zawsze są dobrym rozwiązaniem dla ciekawych świata kilkulatków 5. Dla dzieci, które posiadają ogródek, działkę albo chociaż duży balkon idealnym prezentem na początku tych najcieplejszych miesięcy wydaje się być mini basen z mnóstwem atrakcji. 6. … natomiast mały fascynat piłki nożnej na pewno nie pogardzi grającą bramką 7. Pikająca kasa z czytnikiem i dotykowym ekranem . Tak, mogłabym Wam pokazać designerską, drewnianą i udawać, że taka jest najlepsza…ale nie jest! Dzieci kochają interaktywność i pikająco-cykające rzeczy z możliwością wciskania guziczków. 1. Świetna propozycja gry 3 w `1 od ukochanej marki Djeco. Bingo, Domino i Memo zajmą malucha na długo. Ten zestaw prawdopodobnie trafi i do nas, więc zdecydowanie polecam! 2. Zwierzęta świata, puzzle z 25 elementów. Przemawia do mnie design, a ciekawość dziecka, które będzie chciało zobaczyć wszystkie zwierzątka będzie je motywowała do ułożenia całości. 3. Przybijanka konstrukcyjna dla małych fanów motoryzacji…z moją córką na czele! ;] 4. Puzzle Trio – zawody. O ile wersja ‚mój dzień’ mnie nie przekonywała, bo dopasowywanie poszczególnych elementów było mocno umowne, tak dla wersji z zawodami daję jedno wielkie TAK! 5. Story box ‚cyrk’, czyli drewniane figurki. Tak jak już pisałam przy Lego – jest coś magicznego w głowach kilkulatków, że uwielbiają odtwarzać przy pomocy figurek najróżniejsze historyjki, a ten zestaw jest porządny, więc przetrwa niejedno pokolenie bajkopisarzy. 6. Drewniane owoce z zabawkowym nożem do nauki krojenia, bo w życiu dziecka przychodzi taki czas, kiedy krojenie staje się fascynujące i bezpieczniej jest, jeśli uczy się na zabawkach. Kilka propozycji dla maluszków 1. Nadstawka z zabawkami do krzesełka – idealny prezent dla +/- roczniaka, który zainteresuje małe rączki, podczas, gdy mama będzie musiała przygotować obiad 2. Pętla sensoryczna z kształtami to coś, co zaciekawia każdego malucha w wieku 12-24 miesięcy. Nie widziałam dziecka, które nie zatrzymałoby się na chwile przy tego typu zabawce. 3. Mata edukacyjna dla maluszka – z dwoma pałąkami, lusterkiem i poduszką, która może wspierać maleństwo leżące na brzuszku. Miałam podobny egzemplarz dla Wiki i uważam, ze dla 3-6 miesięcznego dziecka jest to jeden z sensowniejszych prezentów. 4. Przytulanka-książeczka, która w dodatku wydaje dźwięki. Super pomysł na prezent, bez dwóch zdań! 5. Pierwsze puzzle dla maluszka – Wiki od takich zaczynała rok temu, dziś układa 36 elementów. Więcej o puzzlach djeco pisałam tutaj. 6. Drewniane klocki z sorterem z postaciami z Klubu Przyjaciół Myszki Minnie. Mają tę przewagę nad zwykłymi ‚drewniakami’, że niektóre z nich przedstawiają postacie z bajek… i znów wracamy do odgrywania scenek w wieku przedszkolnym. Plusem tych klocków jest też na pewno ich cena. Mogę je Wam śmiało polecić, bo mamy i korzystamy już od dobrego roku (?) 7. Muzyczna kostka sensoryczna dla malucha. Przyznam szczerze, że gdy Wiki była mała, miała podobną, ale bez dźwięków i to był jej zdecydowany minus. Ta wydaje się być idealna. 8. Kolejna wersja pierwszych puzzli, które przede wszystkim uczą zasady ich łączenia I na koniec, propozycje dla kilkulatków z grupy 6+ 1. Mój absolutny faworyt – magnetyczna układanka ‚ciało człowieka’ od Janod. Mistrzostwo, aż sama chciałabym takie coś mieć^^ 2. Było sobie życie – gra dla całej rodziny poszerzająca wiedzę z zakresu tej praktycznej, bo dotyczącej naszego ciała. Jako dziecko lubiłam to oglądać, nawet na lekcjach biologii w gimnazjum szybciej przyswajałam materiał oglądając ten serial! 3. Kolejna świetna zabawa, czyli gra – kim jestem?. Mnóstwo zabawy na deszczowe (i nie tylko) dni! 4. Papierowe ubieranki od Djeco. Bawiłam się takim czymś jako mała dziewczynka i jako niedoszła (w dzieciństwie) projektantka mody, a potem stylistka, nadal, gdy widzę takie zabawki, świecą mi się oczy. 5. Puzzle Mapa Kosmosu – to jest tak super, że komentarz wydaje mi się zbędny. 6. Puzzle obserwacje Szpital – świetny sposób dla rozwijania spostrzegawczości, ale też na naukę mówienia w trybie narracyjnym, relacjonowania sytuacji. 7. Magnetyczne puzzle mapa świata. Niebawem pokażę Wam, jaką mapę w pokoju ma Wiki… i wierzcie mi, że była totalnie zafascynowana uczeniem się nazw kontynentów i tego, jakie zwierzątka mieszkają w Afryce. Koniecznie zajrzyjcie też do propozycji prezentów dla dziecka, które przygotowywałam przed świętami – TUTAJ oraz drobniejsze rzeczy maksymalnie do 100 zł TUTAJ. Zainspirujcie się też wpisami z naszymi ulubionymi zabawkami : domkiem, kuchenką DIY, naklejkami, książką z figurkami czy ulubionymi zestawami kreatywnymi. Nie zapomniałam też, że lada dzień przed nami Dzień Matki, więc na pewno przyda Wam się TO zestawienie prezentów ‚Dla Niej’.  *** Naszukałam się tych propozycji i mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu i coś z nich wybierzecie. Nie zapominajmy jednak, że Dzień Dziecka to przede wszystkim (kolejny) pretekst do namalowania uśmiechów na ustach naszych pociech i słuchajmy ich potrzeb. Prezenty robimy przecież, żeby sprawiać radość, więc zapytajmy dzieci, co chciałyby dostać. Niezdecydowanym zawsze możecie pokazać mój przegląd i zapewne wybiorą coś dla siebie, przegląd jest też fajną opcją, którą można podesłać znajomym czy rodzinie. U nas zawsze składową każdego prezentu jest też książka i kolorowanka, jestem ciekawa jak jest u Was? Dajcie znać, co najbardziej wpadło Wam w oko albo jakie macie już swoje propozycje dla swoich maluchów. Chętnie dowiem się też, jakie macie plany na 1-go czerwca?  PS. W piątek rano zupełnie nowy pokój Wiki i mnóstwo zdjęć! wikilistka.plPost Najlepsze zabawki na dzień dziecka 2015

Kreatywne zabawy dla dzieci – nasze propozycje w akcji ‚Bawię się z Edukatorkiem’

WIKILISTKA

Kreatywne zabawy dla dzieci – nasze propozycje w akcji ‚Bawię się z Edukatorkiem’

WIKILISTKA

Wszystkie błędy dzisiejszej szkoły

wikilistka.pl Czy dzisiejsza szkoła, uczy dzieci funkcjonowania w jutrzejszym świecie? Czy my, rodzice, postępując zgodnie z utartymi przekonaniami, nie robimy przypadkiem krzywdy swoim dzieciom, wymagając od nich rzeczy w dzisiejszym świecie zupełnie nieistotnych? Czy próbując na siłę wprowadzić w życie przeczące mainstreamowi ideały codzienności nie walczymy z wiatrakami? Lubię obserwować świat. Lubię patrzeć na ludzi, podziwiać interakcje, próbować zrozumieć pewne zachowania. Lubię podejmować próby spojrzenia na otaczającą rzeczywistość z poziomu kompletnie bezstronnego obserwatora. Później siadam z gorącą herbatą wieczorem i analizuję. Myślę, dumam, rozbieram na czynniki pierwsze, a na koniec próbuję skleić w jeden, opływający sensem wniosek. Próbuję pojąć choćby ideę kompletnego zabraniania oglądania dzieciom bajek czy telewizji jakiejkolwiek ( także gier komputerowych, choć w tej kwestii póki co nie mam rozeznania, więc nie będę jej poruszać). Próbuję zrozumieć, co takiego złego osoby uważające telewizor za dzieło szatana widzą w obrazie ruchomym pokazywanym kilkulatkom. I dlaczego te same osoby zabierają swoje dzieci do kina ? To jest już dla mnie kompletnie niepojęte. Możemy sobie wmawiać, że bajki oglądane przez dziecko to zło, zło i jeszcze raz zło…tylko po co? Obserwując Wiki każdego dnia, poświęcając jej naprawdę dużo uwagi i dostarczając rozrywek i możliwości nauki poprzez poznawanie świata wszelakich widzę, że dziecko uwielbia interakcję i w takiej formie najszybciej przyswaja wiedzę. Można próbować nauczyć ją cyferek używając designerskich, drewnianych zabawek, ale ona zdecydowanie bardziej woli się ich uczyć z ukochaną Myszką Minnie, która macha do niej z telewizora. Nie widzę sensu, by ją od tego odgradzać. Oczywiście z umiarem, oczywiście z naciskiem na odpowiedni dobór bajek do wieku dziecka. Oczywiście, że biorąc pod uwagę jakieś edukacyjne wartości owych historii. Nie rozumiem jednak powodu, dla którego miałabym odsuwać dziecko od sposobu, który stymuluje jej chęć poznawania świata i tym samym, zdobywania wiedzy. Lubimy sobie wmawiać, że lepiej będzie jeśli nasze dziecko pokocha miłością absolutną retro szmaciankę w sukience w groszki z pięknie wydanej książki zamiast myszki Minnie w różowej sukience z wielką kokardą na głowie, ale … to bujda. Złudzenie, którym tylko my chcemy żyć. Trzylatka potrzebuje interaktywności, więc gdy zobaczyła raz czy drugi swą ukochaną Minnie w wersji ‚ożywionej’ na ekranie, właśnie z taką postacią ją utożsamia. Dzięki takiemu wyobrażeniu każda książeczka i inna zabawka z ulubioną postacią nabiera innego znaczenia. Fajniej jest się uczyć przy okazji zabawy, która sprawia przyjemność. Też lubię designerskie, drewniane zabawki i pluszowe lale, ale to nie zmienia faktu, że moja córka piszczy na widok kucyka Pony, księżniczek Disneya czy Myszki Minnie. Moje upodobania nie zmieniają też faktu, że to właśnie ze swoimi ulubionymi bohaterami moja córka chce się utożsamiać, nimi chce odgrywać role, dla nich chce gotować swoje obiadki i zawsze, ale to zawsze chętniej będzie uczyła się czegokolwiek ‚w towarzystwie’ obrazka z myszką Minnie niż z grafiką, która skradłaby moje serce.  Kupuję jej wszystkie piękne wydane książki, licząc, że kiedyś doceni ich piękno i zatraci się z przyjemnością w lekturze, ale wiem, że to Złota Kolekcja Bajek Disneya w każdej formie jest tą książką, którą maltretuje codziennie. Tą, która rozbudza w niej chęć do sięgania po książki, bo choć jeszcze nie czyta, to potrafi opowiedzieć z sensem przeczytaną jej raz historię na podstawie obrazków. A ja chcę rozbudzić w niej pasję do czytania, żeby być pewną, że nawet jeśli przebrnie szkołę w 90% na streszczeniach, bo większość obowiązkowych książek będzie dla niej nudna jak flaki z olejem, to wieczorami i tak sięgnie po te historie, które ją interesują i będzie je czytać z przyjemnością. Chcę wiedzieć, że będzie potrafiła obliczyć to, co do codziennego funkcjonowania będzie jej potrzebne, ale niekoniecznie będę oczekiwała, że pojmie funkcję liniową. Pewnie jak każda mama, chciałabym z dumą patrzeć, jak odbiera nagrody dla najlepszej uczennicy, ale biorąc pod uwagę dzisiejsze kryteria ocen w szkole, wolę ją przede wszystkim uświadomić, że zupełnie inne kryteria ważne są w życiu i codzienności. Pomyśl, jakie rzeczy najlepiej pamiętasz ze szkoły? Ja dzięki Pani od polskiego nauczyłam się jednej z najważniejszych zasad ortograficznych, która nie raz i nie dwa uratowała mi tyłek w kryzysowych sytuacjach na klasówkach. Wiecie jak brzmiała? ” Gdy żółty jest trudny, na pewno jest kanarkowym. Gdy dżem jest problemem, zapewne jest marmoladą”. Nauczyciel fizyki z gimnazjum raz na zawsze rozwiązał mój problem z przekształcaniem wzorów, pokazując, że można ‚podstawić’ sobie do wzoru banalnie proste cyfry. 6 na 2 to 3, więc 3 razy 2 to 6. Proste, nie? Pani od biologii z gimnazjum dzięki przedstawieniu kolejności witamin rozpuszczalnych w tłuszczach po prostu dzięki użyciu imienia ‚ADEK’ sprawiła, że chyba nie było w naszej klasie osoby, która by o nich zapomniała. Nauczyciel fizyki z gimnazjum porównał entropię i jej zasady do narastającego bałaganu w okół, który przecież nawet bez naszej ingerencji, zawsze narasta. Gdyby zarzucił definicją Entropia – termodynamiczna funkcja stanu, określająca kierunek przebiegu procesów spontanicznych (samorzutnych) w odosobnionym układzie termodynamicznym. Entropia jest miarą stopnia nieuporządkowania układu[1]. Jest wielkością ekstensywną[2]. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, jeżeli układ termodynamiczny przechodzi od jednego stanu równowagi do drugiego, bez udziału czynników zewnętrznych (a więc spontanicznie), to jego entropia zawsze rośnie. to w najlepszym wypadku wkułabym ją na sprawdzian i tak pewnie nie pojmując jej działania i po dwóch tygodniach nie pamiętała, że istnieje w ogóle takie pojęcie. Do czego zmierzam? Instynktownie uczymy się rzeczy, które nas interesują i przedstawionych w sposób, który nam odpowiada. Jednocześnie automatycznie przyzwyczajamy się do ‚dobrego’, a takim dobrem niewątpliwie jest otaczająca nas technologia. Technologia, z którą u boku niejako rodzą się nasze dzieci. One nie znają świata bez smartfonów i Internetu i mimo, że może dziś jako dzieci kilkuletnie z nich nie korzystają, to gdy tylko pójdą do szkoły to właśnie w Internecie będą szukać informacji. Świat dzisiaj jest zupełnie inny niż wczoraj, a system nauczania w szkołach, a także utarte w nas, rodzicach, podejście do nauki dzieci niestety prawie w żaden sposób się nie zmienia. Dzieci oceniane są za wiedzę wkutą na pamięć bez umiejętności jej praktycznego zastosowania. Ocenia się je tak w szkołach, a rodzice oczekują od dzieci dobrych wyników w nauce. Dobre stopnie w dzisiejszej szkole wcale nie świadczą o inteligencji. Jaką inteligencją trzeba się wykazać, żeby wkuwać na pamięć nieistotne w życiu definicje zamiast skupić się na zrozumieniu tematu? A czego chcą w szkole? Definicji, umiejętności znania wzorów na pamięć, poświęcania czasu na przeczytanie 80 stron z książki, których streszczeniem jest wyrażenie ‚Rzym się pali‚. Czy do zrozumienia sensu książki istotne jest znanie koloru buta głównego bohatera? Skoro nie, to dlaczego nauczyciele tak lubią sprawdzać na klasówkach, czy przeczytało się streszczenie, czy książkę w całości? Uważam, że dla dobra naszych dzieci powinno się zmienić myślenie. Po pierwsze – czasy, kiedy przez 40 lat grzało się stołek w jednej firmie minęły bezpowrotnie. Po drugie – nie ważne jak dużo wiemy, tylko jak szybko jesteśmy w stanie dotrzeć do informacji, pojąć ją i zastosować w praktyce. Czasy, kiedy trzeba było szukać definicji w opasłych księgach odeszły, a nastała era Internetu i to naprawdę wiele zmienia. Po trzecie – z dnia na dzień coraz bardziej będzie liczyło się to, co umiesz, a nie Twoja teoretyczna wiedza, którą potwierdza papier… który w dodatku posiada 75% Twojego rocznika, bo na studia mógł się dostać praktycznie każdy. Po czwarte – jeśli dzieci szybciej pojmują daną rzecz, ucząc się ich na tabletach, to czemu do diabła miałyby się tak nie uczyć? I dlaczego zabierane jest dzieciom dzieciństwo poprzez zadawanie im irracjonalnej  ilości prac domowych zajmujących całe popołudnia? Dziecko jest dzieckiem i potrzebuje czasu na zabawę. Zabawę nieedukacyjną, do której nikt się nie wtrąca i nikt niczego nie oczekuje. Tu odsyłam do tego artykułu.  Jeśli dziecko ma problem z pojęciem zasady obliczania czegoś według danego wzoru to powinno się popracować z tym dzieckiem, opcjonalnie zasugerować rodzicowi, że powinno ono wziąć korepetycje dotyczące tego tematu, a nie katować całą klasę koniecznością zapisania w zeszycie rozwiązania dla 100 równań zadanych jako praca domowa, mimo, że nosem im to wychodzi. Nawet ulubiony temat w nadmiarze z czasem po prostu zbrzydnie. Zadaniem najpierw rodzica, a później przedszkola i szkoły powinno być podtrzymywanie i rozbudzanie w dziecku chęci do poszerzania zakresu swojej wiedzy o świecie. Nasze podejście, a także wpływ tych instytucji powinny pomagać dziecku poznawać świat, a nie zmuszać je do zagłębiania się w kwestie kompletnie nieistotne, jednocześnie zabijając w dzieciach jakiekolwiek chęci poznawcze i tym samym wzbudzając w nich niechęć do szkoły. Gdyby szkoła była miejscem, które kojarzy się z zaspakajaniem ciekawości, odkrywaniem nowych, fascynujących rzeczy i uczeniem się rzeczy, wobec których wyrażamy zainteresowanie, a nie tylko przykrym, codziennym obowiązkiem i miejscem, w którym każdy dzień jest bezsensowną walką o coraz lepszą cyferkę w dzienniku, nie byłoby problemów z niechęcią dzieci do szkoły. Gdy dziecko wie, że rodzice rozumieją jego pasje, doceniają chęć zdobywania wiedzy w interesujących dziedzinach, to nie wychowuje się w poczuciu obowiązku przynoszenia do domu samych piątek. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie dzieci, którym dziś dajemy wsparcie i wolny wybór w sposobie poznawania świata, jutro będą nim rządzić, bo zdobędą wiedzę w danych dziedzinach ponadprzeciętną, na co statystyczny ‚dobry uczeń’ zwyczajnie nie będzie miał czasu, próbując być dobry we wszystkim. Dzisiejsza szkoła robi z większości ‚ludzi ogólnie wykształconych’. Ludzi, którzy ogólnie nic sensownego nie potrafią. Ludzi, którzy mają ogólnie mgliste pojęcie o tym, co chcieliby robić w życiu, bo przez ostatnich kilkanaście lat musieli całą swoją uwagę skupić na zaliczaniu na jak najlepsze oceny przedmiotów, z którymi przez większość życia nie będą mieli nic wspólnego, zamiast na odkrywaniu swoich pasji i poszerzaniu wiedzy z dziedziny, która rzeczywiście ich interesuje. Zewsząd popełniane są elementarne błędy. Sama nie wiem, czy wynikają one z braku odpowiedniej edukacji odgórnie? Może powinno się wysłać na jakieś sensowne szkolenie kogoś, kto odpowiada za cały system edukacji, a później zorganizować obowiązkowe szkolenia dla rodziców, żeby zmienić sposób ich myślenia ? Dzieci powinny umieć dostosowywać się do zmieniającej się rzeczywistości. Ot tak. Powinny uczyć się w sposób, który będzie pobudzał ich chęć dalszego zdobywania wiedzy. Jedno dziecko będzie zagłębiało się w historii, drugie pokocha zaawansowane obliczenia, a trzecie w wieku 10 lat napisze książkę. To jest naturalne, a my próbujemy z każdego dziecka zrobić specjalistę od każdej dziedziny (bo przecież oczekujemy piątek zarówno z polskiego, matmy jak i biologii czy fizyki). wikilistka.plPost Wszystkie błędy dzisiejszej szkoły

WIKILISTKA

Coś, co będzie tylko Twoje. Znalazłaś już?

wikilistka.pl Masz w swoim życiu ‚przestrzeń’, która należy wyłącznie do Ciebie? Niekoniecznie miejsce, po prostu ‚coś’, co jest tylko Twoje, co motywuje Cię do działania, rozwija, daje radość? Zastanawiam się – czy bez tego w ogóle można żyć i nie zwariować?  Nigdy nie mogłam wyobrazić sobie siebie siedzącej na macierzyńskim i nierobiącej nic poza opieką nad maluchem czy ogarnianiem okołodomowych obowiązków. Jestem typem kobiety, która w takim układzie prędzej czy później chyba wylądowałaby w psychiatryku… I nie, nie chodzi mi tutaj o to, że wybawieniem byłaby praca, bo jeśli sytuacja mnie nie zmuszała, to praca, która nie dawałaby mi satysfakcji (czyli większość) nie była dla mnie żadnym rodzajem ‚spełnienia’, a tylko kolejnym obowiązkiem. Podczas jednego wieczoru spędzonego na rozważaniach, kiedy półroczna wtedy Wiki spała obok, założyłam bloga. Chciałam dzielić się swoim uwielbieniem do mody dziecięcej. Tylko i aż tyle…Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że będzie to decyzja tak ważna. Wtedy jeszcze blogowania nie traktowałam w najmniejszym stopniu ‚poważnie’ i nie umiałam się w nim doszukać motywatora do zmiany siebie na lepsze. Mijały miesiące, a ja pod wpływem różnych ważniejszych i tych mniej znaczących zdarzeń zrozumiałam, że mogę zmienić swojego bloga w miejsce, które będzie inspirowało tysiące osób. Uwierzyłam, że dam radę to zrobić, ale przede wszystkim poczułam nieodpartą chęć pracy nad sobą. Nauczyłam się obsługi Photoshopa, by sama tworzyć ukochane przeglądy. Spędziłam setki godzin na nauce fotografii, by dać Wam lepsze zdjęcia. Zarywałam noce przeszukując Internet, by pokazać Wam coś fajnego, inspirującego. W końcu – przelewałam swoje myśli na klawiaturę, wierząc, że to upowszechni niektóre moje poglądy na ważne dla mnie sprawy. Aż wreszcie po tym wpisie zrozumiałam, że mimo tego, że świata nie zmienię, to są ludzie, dla których to miejsce znaczy wiele. Po wpisie ‚Dzieciństwo’ dostałam kilka wiadomości od… nastolatek! Od dzieci, które pisały mi, że bardzo chciałyby, aby ich rodzice przeczytali ten wpis i zrozumieli, że one wcale nie chcą tych nowych laptopów, tylko trochę czasu. Płakałam wtedy jak dziecko i mimo, że do tej pory mam mieszane odczucia publikując swoje czasami skrajne poglądy na tematy dla mnie ważne – bo po primo nie czuję się ekspertem od macierzyństwa, a jedynie piszę o swoich odczuciach, a po secundo – z zasady nie przepadam za chwytaniem się tematów ‚okołoaferkowych’, bo definitywnie nie takimi wpisami chcę zdobywać nowych czytelników. Dziś, mimo, że przed publikacją każdego jednego takiego wpisu 100 razy zastanawiam się nim ostatecznie kliknę ‚opublikuj’, po prostu wiem, że warto. Zastanawiacie się, czemu dziś o tym piszę? Po tygodniu będącym przeciągającym się ‚blue monday’, po ponad 10-dniowej fazie bezproduktywności, zniechęcenia i ogólnego ‚nie chce mi się’ to właśnie blog, świadomość, że czekacie na nowy wpis jest tym, co zmusiło mnie do ruszenia dupska, wylogowania się z facebooka i napisania dla Was dzisiejszego tekstu. Mimo, że do nazwania tego miejsca pracą, a więc ‚czymś przynoszącym dochód’ pewnie jeszcze długa droga, to nie wyobrażam sobie bez niego swojej codzienności, choćbym miała w tę przyjemność inwestować bez zwrotu przez kolejnych kilka lat. Bez względu na to, czy moją codzienność wypełnia jedna pociecha, czy będzie ich kiedyś więcej, bez względu na to, czy do posprzątania będę miała 50m2 czy 100m2, chcę tu być. Chcę pisać, robić coraz lepsze zdjęcia, tworzyć najlepsze w sieci przeglądy i wyszukiwać dla Was najlepsze inspiracje z sieci. Chcę inspirować do lepszego życia, bez względu na miejsce, z którego startujemy. Chcę być, chcę z Wami rozmawiać, chcę dla Was się rozwijać i brać od życia więcej. Dzisiejszym niemerytorycznym wpisem chciałam Wam przekazać przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze –  DZIĘKUJĘ za to, że jesteście, czytacie, komentujecie, odpowiadacie na ważne dla mnie pytania w ankiecie, udostępniacie dalej moje wpisy. To dodaje mi skrzydeł w taki właśnie dni jak ostatnich kilka. Dziękuję Wam, że przyczyniłyście się swoją obecnością do tego, że mogłam dzięki blogowaniu poznać całe mnóstwo wspaniałych osób z Marleną, Malwiną, Justyną, Andżeliką, Agą, Kamilą , Kasią i Kasią na czele, choć ta lista mogłaby się jeszcze ciągnąć i ciągnąć. Po drugie – chcę Was zainspirować do posiadania kawałka własnej, prywatnej przestrzeni życiowej. Czegoś, co będzie Was motywowało do bycia coraz lepszą wersją siebie. Dla mnie jest to blog, bo rozwija wszechstronnie, a ja nie umiem skupić się na jednej rzeczy, ale dla Ciebie to może być wszystko – częstsze czytanie książek, sport, malowanie, szycie. Cokolwiek. Nie musimy górnolotnie nazywać tego pasją, po prostu miejmy ‚to coś’ i pracujmy nad sobą. Chętnie dowiem się, co Ciebie motywuje do pracy nad sobą albo w czym chciałabyś być lepszą…albo z czego jesteś dumna! Jestem pewna, że też masz swój kawałek życiowej przestrzeni i z przyjemnością zapoznam się z ”Twoim światem” jeśli tylko zechcesz mnie do niego zaprosić.  wikilistka.plPost Coś, co będzie tylko Twoje. Znalazłaś już?

Jak zrobić jogurt owocowy na 3 sposoby

WIKILISTKA

Jak zrobić jogurt owocowy na 3 sposoby