WIKILISTKA
Jak przygotować dziecko na rodzeństwo
wikilistka.pl
Często pytacie mnie o relacje między dziewczynkami. O odpowiedź na pytanie z tytułu, czyli jak przygotować dziecko na pojawienie się rodzeństwa, prosicie w ankiecie, podając swoje oczekiwania co do wpisów… A ja zanim opublikuję wpis na temu podobny temat, zawsze biję się z myślami. Bo co ja się będę mądrzyć mając dwie raptem od kilku tygodni? I o jakich relacjach można mówić, gdy jedno dziecko ma 2 miesiące? Jednak wiem, że chcecie wiedzieć, jak jest. Rozumiem potrzebę usłyszenia o doświadczeniach niejako w relacji „na żywo”, bo to daje najbardziej realny pogląd. Więc o relacjach będzie więc pewnie w późniejszym czasie, bo na razie to raczej jednostronne zauroczenie, ale – totalnie nie z pozycji eksperta, a raczej jako eksperymentator (jest w ogóle takie słowo?!) – opowiem Ci co my robiliśmy i jak to się sprawdza u nas. Może Ci to pomoże, być może skłoni do refleksji albo przypomni o ważnych sprawach? Wahając się – publikować czy nie – pomyślalam, że jeśli w jakikolwiek sposób ten tekst pomoże bądź zainteresuje choć jedną osobę, to warto, nie? W końcu cała reszta może przecież nie czytać, w wolnym kraju żyjemy.
Po pierwsze zacznijmy od tego, że część pytań z tego wpisu jest wciąż aktualna, mimo, że Mia jest z nami od dwóch miesięcy. Ja nadal wielu kwestii się boję, mam wrażenie, że błądzę po omacku i drżę o to, by nie popełnić błędów, które mogłyby zniszczyć ich relację. Wiem, jaka jest Wiki, a pojęcia nie mam jaka będzie Mia, bo mimo wszystko jest we mnie cień obawy, że to, jakim będzie człowiekiem nie będzie tylko kwestią wychowania i naszego podejścia, ale też może jakiejś genetycznej loterii. Nie wiem tego, wiec strasznie się boję, że z jedną z nich będzie mi „bardziej po drodze”, a – co oczywiste – jako Matka nie chciałabym faworyzować żadnej z nich, nawet podświadomie.
Ja w swoim błądzeniu staram się obserwować, wyciągać wnioski z cudzych błędów i ich nie powielać. No i czerpać dobre wzorce, odwzorowywać u nas to, co z nich najlepsze. Z dziesięć razy przeczytałam tekst Marleny o tym, jak wychować kochające się rodzeństwo. Oddychałam z ulgą, widząc, że w wielu kwestiach podobne podejście jest dla mnie oczywiste. Cieszyłam się w duchu, widząc, że to się sprawdza i staram się pamiętać o tym na co dzień, by za lat kilka cieszyć się z ich relacji.
Jednak do sedna. Jak Wiki zareagowała na ciążę i pojawienie się Mii? Jak jest teraz? Jak ją przygotowywaliśmy na noworodka w domu?
Po pierwsze – powiedzieliśmy jej od razu, gdy nowina się potwierdziła, a potem szczerze rozmawialiśmy i odpowiadaliśmy na pytania, Myślę, że to klucz do sukcesu. Wychodzę z założenia, że dziecku trzeba tłumaczyć swiat. Po prostu tłumaczyć, nie skażać żadnym nastawieniem emocjonalnym tylko pokazać takim, jakim jest. Niech sama decyduje czy jej się to podoba czy nie. Nam udało się akurat wstrzelić czasowo w fazę, kiedy Wiki zachciało się mieć siostrę i ona naprawdę na nią czekała. Jak na prezent -dosłownie- więc pytań zadawała mnóstwo, ale dzięki temu w grudniu wiedziała dobrze, co ją czeka. Opowiadałam, była raz ze mną na USG, pokazywałam jej na filmikach YT takie dopiero co urodzone dziecko, mówiłam o pępowinie ( w kontekście pępuszka, który będzie się goił. Co to jest, po czym jest ta dziurka w brzuszku itp.) Kilka miesięcy wcześniej oswajaliśmy ją z faktem, że będę musiała pójśś do szpitala, będą rozcinali mi brzuch, żeby wyjąć Mię i później będę bardzo słaba i obolała przez jakiś czas. Nie będzie mogła na mnie wskakiwać, nie będę mogła jej podnieść itp. W sposob dostosowany dla trzylatki możliwie najbardziej obrazowo staraliśmy się opowiadać o każdym aspekcie związanym z nową sytuacją, który mógłby ją zaskoczyć.
Po drugie – wszelkie moje dolegliwości i związane z nimi ograniczenia w zabawie, podnoszeniu Wiki czy bieganiu z nią staraliśmy się tłumaczyć bez używania stwierdzeń „bo mama ma w brzuszku dziecko”. Po prostu źle się czuję, jestem słaba, nie mogę dźwigać, bo stanie mi się krzywda itd. Nie chciałam, żeby na samym początku w głowie trzylatki wytworzyło się skojarzenie ” mama nie może, BO DRUGIE DZIECKO”. Wtedy w jej głowie Mia z założenia byłaby już czemuś winna, coś by jej zabrała, a nie od tego chciałam zaczynać ich wspólną podróż przez życie.
Po trzecie– uświadamiałam ją o rozwoju malucha i o tym, że na samym początku tylko płacze, śpi, je i robi w pampersa. Pokazywałam jak maluszki dorastają – najpierw leżą na brzuszku i podnoszą główkę, zaczynają się uśmiechać, siadają, raczkują, zaczynają próbować nowych potraw, wstają, chodzą, mówią. Rozmawiałyśmy o tym godzinami. Kilkanaście razy dziennie nawiązywałam do tego, że dziecko po urodzeniu jest malutkie i kruche i łatwo mu zrobić krzywdę. Trenowała delikatność na lalce bobasie ; ) Słowem, robiłam wszystko, żeby nie rozczarowała się, gdy zobaczy siostrę po raz pierwszy, tylko żeby czekała na kolejne etapy jej rozwoju.
Po czwarte – robiłam wszystko, by nie poczuła, że traci cokolwiek ze względu na pojawienie się rodzeństwa. Gdy w grudniu nastąpiła kulminacja i większość przychodzących paczek była „dla Mii”, ona miała kalendarz adwentowy z prezentami na każdy dzień. Decyzja o przeniesieniu zawartości jej pokoju do wnęki w salonie i zrobienia w drugim pokoju sypialni z kącikiem Mii była omawiana przez ponad tydzień i choć od początku zaznaczała, że jej to pasuje i podoba jej się ten pomysł (ona i tak non stop siedziała z nami w dużym pokoju), zadałam chyba z dziesiątki razy pytanie w stylu ” na pewno nie będzie Ci przykro, smutno, że nie masz swojego osobnego pokoju?” i zapewniałam, że jesli bedzie chciała z powrotem mieć swój pokój, to wystarczy, że nam o tym powie.
Po piąte – choć to w nawiązaniu do punktu 4. Dbamy, by w miarę możliwości był czas nadal tylko dla naszej trójki i każdego z nas tylko dla niej. Po obiedzie, kiedy Mia śpi, gramy w gry, rozmawiamy, rozwiązujemy zagadki. Wieczorem, gdy kładę ją spać nie zabieram Mii do pokoju. Jestem tylko dla niej, czytam wybraną przez nią bajkę, rozmawiamy, przytulamy się, śpiewam jej kołysankę. To był nasz rytuał, wiem, że ten czas jest dla niej ważny i nie chciałam jej tego zabierać. Mimo, że teraz czasem marudzi, żeby Mia zasypiała z nią ( ta faza fascynacji), ja się nie zgadzam… Zapytasz dlaczego? Wolę dmuchać na zimne. Teraz Mia jest – nazwijmy to – mało inwazyjna i absorbująca. Nie wtrąca się jej do zabawy, nie podbiera kredek, nie burzy wieży z klocków. Ale czy gdy to się zacznie Wiki nie będzie miała jej dość pod wieczór, tak po prostu? Może będzie chciała zwyczajnie pobyć bez asysty Młodszej siostry, a wtedy nagle „wyrzucając” z wieczornych rytuałów Mię krzywdziłabym ją. Wolę więc na początek nauczyć Młodszą funkcjonowania w rzeczywistosci zastanej. Tak jest lepiej dla wszystkich.
Po szóste – nie obarczam Wiktorii opieką nad Mią ani niczym co z tym związane. Ona owszem, pomaga, bo sprawia jej to frajdę, ale nie musi. Czasami zdarza się, że pytam, czy mogłaby mi podać pieluszkę i słyszę „nie bardzo, oglądam teraz Dorę” i wtedy własnie jest czas na moje „O.K”. Bo to jest moje dziecko, to ja chciałam drugiego bobasa i to moim obowiązkiem jest ruszenie czterech liter po tę pieluchę. Nie jej. I tak, zdaje sobie sprawę, że dużo osób powie ” jeśli prosisz o coś dziecko to powinno Cię słuchać”. Jasne, ja się zgadzam. Dlatego, jesli proszę o sprzatnięcie jej klocków to to respektuję, ALE to są jej klocki i bez względu na to, czy Mia jest czy by jej nie było, swoje klocki musiała i musi sprzątać, a gdyby nie miała młodszej siostry to nie musiałaby nikomu podawać pieluszki…
Po siódme – zrobiłam co w mojej mocy, żeby dostosować Mię do naszej wypracowanej już codzienności, a nie odwrotnie. Dokładnie tak samo zrobiliśmy, gdy urodziła się Wiki – nauczyliśmy ją żyć wg naszego dobowego/tygodniowego rytmu funkcjonowania, a nie wywracaliśmy swoje życie do góry nogami „bo dziecko”. Małe dziecko nie ma rytuałów ani przyzwyczajeń. Ono się rodzi i ma kilka podstawowych potrzeb, które muszą być zaspokojone i tyle – ma być sucho, ciepło, bezpiecznie, z pełnym brzuszkiem i ile się da przy mamie. Nawet dużo wczesniejsze kładzenie Wiki spać rozpoczęłam już kilka miesięcy przed narodzinami Mii, żeby ta zmiana nie kojarzyła jej się z jakims ograniczeniem z powodu pojawienia się rodzeństwa.
Wiki : sukienka – nosweet SS16, opaska – Reserved
Mia : bluzka – Zara | legginsy – Reserved
Jak wdrożenie tych punktów sprawdziło się w praktyce?
Po pierwsze – przez prawie 9 tygodni nie zdarzyły się sceny zazdrości inne niż to, że gdy tulę Mię to przychodzi się poprzytulać i Wiki. Najmłodsza jest oczkiem w głowie swojej siostry – jest milion razy dziennie całowana, przytulana, Wiki czyta jej książeczki, grzechocze grzechotką, zakłada skarpetkę, gdy ta jej spanie. Otula kocykiem, gdy śpi. Podaje smoczek… Znając już trochę Mii rytm funkcjonowania, potrafi ją nawet uśpić, serio ;D Nie złości się, gdy Młodsza płacze, stara się być w miarę cicho, gdy ta śpi. Nie wiem jak duży wpływ na to, jak jest obecnie miały zastosowane przez nas ‚środki zapobiegawcze’ ani ile w tym raczej zasługi wychowania przez te 3 lata czy może po prostu faktu, że Wiki zwyczajnie taka już jest – dobra, kochana, troskliwa i empatyczna. Nie wiem, ale jeśli nam jakoś się udało uniknąć armagedonu związanego z pojawieniem się drugiego dziecka w domu, może i Wam też się uda, dzięki tym kilku zasadom
Jestem ciekawa, jak było u Was? Od razu wielka miłość, czy jednak zazdrość? Czy to zauroczenie mija z czasem i zawsze zaczynają się regularne wojny? Można ich jakoś uniknąć, jakoś się do nich przygotować? [ Piszcie, muszę się psychicznie przygotować ;)]
wikilistka.plPost Jak przygotować dziecko na rodzeństwo