WIKILISTKA
Jak się wyrwać z pułapki perfekcjonizmu?
wikilistka.pl
Dziś jeśli tylko chcesz wiedzieć więcej, nic nie stoi na przeszkodzie, by się doedukować. I w momencie, gdy wiesz więcej, masz świadomość popełnianych błędów, których w przyszłości chcesz uniknąć, a to przecież nie zawsze jest możliwe. Chcesz lepiej, więcej, bardziej i wpadasz w pułapkę.
Wiesz ile zapisałam w notesie pomysłów na wpis? 6 stron. Ile mam pomysłów na filmiki? Milion. Jaki mam plan na to miejsce, na „siebie w sieci” i w ogóle na życie? Perfekcyjny…
No właśnie. Perfekcyjność mojego planu skutecznie wpływa na zatrzymanie jakichkolwiek większych działań, bo przecież – jeśli coś robić, to najlepiej jak można, prawda? Wiesz do czego to prowadzi?
Odchudzanie odpuszczałam w ciągu ostatnich miesięcy co najmniej kilka razy. Przecież wiem, jakie to jest „skuteczne odchudzanie”, bo już dwa razy schudłam ponad 20 kg. Wiem, co działa, więc nie będę tracić czasu na rozmienianie się na drobne. Efekt? Skończył mi się karnet na siłownię, a konto świeci pustkami, więc co? No przecież skoro już dziś i tak poległam z ćwiczeniami, to jedno ciastko nie zaszkodzi…
Perfekcyjny plan na video obejmuje idealny montaż, moją figurę, z której będę zadowolona, pracę nad sposobem mówienia i proste zęby. Nie jest źle, bo ćwiczę i przygotowuję się do założenia aparatu, więc robię jakiś krok w stronę realizacji tego punktu, ale jakoś zapomniałam, że żeby dojść w czymś (patrz – idealny montaż) do perfekcji, to trzeba praktykować… Chwila, czy ja chociaż nakręciłam kilka krótkich filmików i zainstalowałam sobie program do montażu filmów? Ups…
Fajnie, że mam milion pomysłów na minutę, ale samo spisywanie ich na kartce do niczego nie prowadzi. Co mi po stu pomysłach na nowe wpisy, kiedy mam ostatnio problem z przyznaniem się przed samą sobą, że jednak nie umiem rozciągnąć doby i po pierwsze z części obowiązków muszę zrezygnować, a po drugie jakąś ich część delegować, bo inaczej wciąż całymi dniami będę robić wszystko , a wieczorem zasnę z poczuciem, że nie zrobiłam…nic.
Ostatni weekend w Poznaniu, dzięki rozmowie z wartościowymi ludźmi, którzy mają pojęcie o czym mówią, uświadomił mi, że postępując dalej w ten sposób nigdy nie zrobię kroku na przód. Chciałabym, żebyś pomyślała – ilu rzeczy nie zrobiłaś, bo wydawało Ci się, że nie będzie wystarczająco dobrze? I nie tylko o bloga czy jakąkolwiek inną pracę chodzi, a także o dom, relacje i czas, który czasem po prostu warto spędzić razem nie zastanawiając się nad jego jakością. Musimy uwierzyć, że jest dość dobrze i iść do przodu.
Dostałam ogromnego pozytywnego kopniaka. Jako urodzona perfekcjonistka, mam straszny problem, żeby powiedzieć sobie „robisz to dobrze”. Miałam przyjemność porozmawiać na Blog Conference z osobami, które blogowo są dla mnie w jakiś sposób inspiracją. Wiesz, jeśli się uczyć to od najlepszych… I tak sobie myślę. Eliza (Fashionelka), osoba która podziwiam za to co i jak robi, mówi o mnie na swojej prezentacji, że mam milion genialnych pomysłów i zrobiłam świetny projekt, a podczas rozmowy ze mną używa słów „mega, jestem dumna, jesteś inspiracją”. Jason Hunt, przejrzał mój Instagram i powiedział że jest dobrze i nic by w tym kanale nie zmieniał, podczas gdy ja go chciałam zmienić totalnie, bo w dobie idealnych zdjęć z kwiatami i całym „ryneczkiem Lidla” na talerzu wydawał mi się taki…nieperfekcyjny. To ten Tomek , który na początku mojego blogowania znalazł na moim blogu wszystkie możliwe błędy, jakie w blogosferze mogły istnieć, a wczoraj na moją prośbę o opinię odpisał mi „nie widzę dyskwalifikujących błędów”. Andrzej Tucholski powiedział mi głośno to, co mówię sobie podświadomie od dawna ale chyba potrzebowałam to usłyszeć – nigdy nie uznasz, że jest wystarczająco dobrze, więc po prostu zrób to.
Wróciłam do hotelu, usiadłam na łóżku i zapytałam siebie – kto jeszcze musi Ci powiedzieć, że jest dobrze, żebyś w to uwierzyła? I zaczęłam analizować fakty.
Od kiedy postanowiłam, że zajmę się „na poważnie” blogowaniem miną niebawem 2 lata. Ponad 700 dni, podczas których pisałam teksty do szuflady, tylko po to, żeby nauczyć się pisać. 2 lata, kiedy czasami wylewając łzy, bo nie mogłam zrobić ostrego zdjęcia łapałam za ten cholerny aparat po raz kolejny i kolejny. W tym czasie – uwierzcie mi – przewinęło się mnóstwo problemów ważnych i ważniejszych, a ja wciąż – nie mając z tego biznesu nawet złotówki – robiłam swoje. Jeździłam na konferencje i spotkania nie po to, żeby sobie strzelić selfie z 10-tką bardziej topowych blogerów albo wszem i wobec oświadczać światu, że „hurra, uciekłam od dzieci na weekend”, tylko po to, żeby wycisnąć z tych spotkań merytorycznie tyle, ile tylko się dało. Robiłam notatki, odsłuchiwałam nagrania jeszcze kilkukrotnie po powrocie do domu. Przeczytałam książki, które miały mi pomóc robić to wszystko lepiej i pisałam – tak często jak tylko mi się udawało. Uczyłam się metodą prób i błędów. Nie rozmieniałam się na drobne i nie liczyłam na szybki zysk. Po drodze starałam się przy każdej okazji słuchać i rozmawiać z najlepszymi – z tymi, za którymi stoją ich sukcesy. Słuchałam rad i te, które „czułam” starałam się wcielić w życie. Nie musiałam, ale zaczęłam Projekt 365, bo wiem, że nic tak nie poprawi jakości moich zdjęć jak praktyka. Tak, kontynuuję go! Nie wyrabiam tylko czasowo z obróbką i wrzucaniem zdjęć tutaj. Obiecuję poprawę ;). Nauczyłam się robić takie zdjęcia, za które dziś ludzie ( i firmy) chcą płacić i często przychodzą do mnie sami, bez reklamy. Codziennie się uczę, pracuję nad własnymi projektami, rozwijam się, mam plan na siebie. Dzięki systematycznej pracy stworzyłam sobie pracę marzeń… i wiesz co?
Złapałam się na tym, że na co dzień kompletnie nie widzę tych sukcesów. Wciąż mi jakoś… za mało. Wciąż myślę, że mogę lepiej i w efekcie zatraciłam gdzieś umiejętność cieszenia się z tego, co już osiągnęłam. Uświadomiłam sobie, że moje dążenie do perfekcji sprawia, że nie zrealizuję połowy pomysłów, które mam, a przecież wystarczy po prostu działać. Robić COŚ, tak jak robiłam to przez poprzednie dwa lata ze zdjęciami.
Zjedzone wspólnie powolne śniadanie jest lepsze od tego zapisanego, idealnego na Pintereście. Wyjście na siłownię, gdy wcześniej zjadłaś ciastko jest lepsze niż zjedzenie po nim paczki chipsów albo schabowego. Uskuteczniane wygłupy z dzieckiem są lepsze niż tylko zaplanowany czas na granie w gry edukacyjne…
Zastanawiasz się, czemu zawsze zrobione jest lepsze od doskonałego? Pamiętasz moje zdjęcia sprzed dwóch lat? To spójrz teraz na te zrobione kilka dni temu. Nie było by ich, gdybym po prostu nie sięgała po ten aparat każdego dnia przez ostatnie 2 lata…
Komentarze – TUTAJ
wikilistka.plPost Jak się wyrwać z pułapki perfekcjonizmu?