WIKILISTKA

Jak długo można bez konsekwencji „odkładać siebie na później” ?

wikilistka.pl Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, jak bardzo zapominasz o sobie w codzienności? Jak bardzo, zwłaszcza jeśli jesteś mamą, poświęciłaś się, myśląc, że robisz to „dla dobra dzieci, rodziny”? Z jak wielu rzeczy podświadomie zrezygnowałaś? Może już nie czytasz, choć kiedyś bardzo to lubiłaś. Nie chodzisz na zumbę, trampoliny albo na basen. Może nie wychodzisz z mężem do kina albo na spacer popatrzyć w gwiazdy. Może już nie jeździcie gdzieś przed siebie samochodem, nie kupujesz ulubionych perfum albo nie nakładasz czerwieni na paznokcie. A może to coś dużo bardziej głębszego i złożonego, co kiedyś było dla Ciebie ważne, ale skutecznie zabiła to „dorosła codzienność” ? Wiele się ostatnio zmienia w moim życiu – właściwie nie tyle w życiu, co w głowie. W sposobie myślenia, w priorytetach. Pracuję nad sobą i życiem więcej niż kiedykolwiek wcześniej, choć kiedyś jeszcze wydawało mi się, że nie można wykonać pracy większej niż wyciągnięcie samej siebie z depresji. Otóż można. Zwłaszcza wtedy, gdy z depresji wykopałam się dzięki pracy niekoniecznie nad swoją głową – choć i to po części. Skupiłam się mocno na rozwijaniu umiejętności, które są mi w blogowaniu potrzebne, żeby robić to dobrze, bo obiecałam sama sobie, że już zrobię wszystko, by w życiu nie musieć zmuszać się do pracy, której nienawidzę, a zamiast tego, sprawię, że pieniądze zaczną być efektem ubocznym tego, co kocham. Choć kosztowało mnie to wiele trudu, nieprzespanych nocy, napisanych do szuflady tekstów i tysięcy nieudanych zdjęć, to było warto, bo zaczęłam na nowo odnajdywać kolory w życiu … ale dopiero teraz dorastam do tego, że nie zagłuszam głosu, który mówi mi, że coś jest nie tak, uciekając w wir obowiązków, ale staram się dzielnie stawić czoła problemowi. SZCZEROŚĆ WOBEC SIEBIE I BLISKICH – NIE UDAWAĆ, ŻE JEST DOBRZE Przede wszystkim staram się być totalnie szczera ze sobą, nie mydlić sobie oczu i nie próbować sobie wmówić, że coś jest ok, gdy tak naprawdę mi nie pasuje. W drugiej kolejności staram się głośno i wyraźnie mówić o tym najważniejszym i najbliższym mi osobom, bo nie zauważać jest najłatwiej, a gdy zostaną powiadomieni o czymś wprost to już trudniej jest olewać problem. ZWOLNIĆ, SKUPIĆ SIĘ NA SOBIE Oddycham głęboko, staram się więcej odpoczywać i bardziej szanować swoje ciało. Pozwalam mózgowi odpocząć i uczę się ‚nicnierobienia’. Czytam. Planuję zacząć rysować, bo to kolejna – po czytaniu – rzecz, która mnie uspokaja. Bardzo skupiam się na zrozumieniu, że w pewnych sprawach próbowałam się na siłę poświęcić bardziej, niż trzeba było i robię małe kroczki w drodze do przeproszenia się z moją hedonistyczną naturą. Wszystko wewnątrz mnie głośno krzyczy „NIE” na myśl o spędzeniu kolejnej godziny, dnia, tygodnia, miesiąca i roku jedynie na ogarnianiu mniej lub bardziej przyziemnych spraw codziennych. Takich, które nawet o krok nie przybliżają do celu. (Zaraz, jakiego celu – właśnie! To też się jakoś lubi gubić po drodze z dwójką urwisów i całym codziennym galimatjasem na głowie) Nie wiem, czy jest w życiu coś, co na dłuższą metę wykańcza mnie bardziej niż odstawianie dobra samej siebie na drugi plan, ale właśnie teraz – od kilku tygodni – czułam, że zbliżyłam się do granicy wytrzymałości, której nie chcę przekraczać. Napiszę Ci o tym więcej niebawem – obiecuję. O byciu ze sobą szczerą, o byciu dla siebie dobrą. O tym, że „być szczęśliwą” nie jest celem wystarczającym, by nie znikał z horyzontu i o tym, jak runęły mury i wszystko buduje się od początku. Dziś chciałam Cię tylko przeprosić, że trendy znów czekają na środę, choć je zapowiadałam już kilka razy. I z tego miejsca powiedzieć, że chyba na jakiś czas przestaję zapowiadać i obiecywać. Chcę pisać najczęściej jak się da, ale tylko wtedy, gdy mam Ci coś do powiedzenia i gdy mam na to ochotę. Nie twierdzę, że znikam albo robię sobie przerwę, bo pewnie efektem mojego „wycofania” będzie paradoksalnie większa liczba wpisów – może nie tych zaplanowach, ale tych z serca. Obwieszczam jednak, że dorosłam do tego, żeby szczerze konsultować sama ze sobą stan zadowolenia z mojej codzienności, a ten wyraźnie wskazuje na to, że główną rzeczą, której muszę się obecnie poświęcić jestem ja sama, moje własne cele, a za nimi prywatne priorytety zgoła inne od „odkurzyć, ogarnąć zmywarkę i obrobić zdjęcia do wpisu x” Chcę Ci niebawem przekazać bardzo dużo ważnych treści. Użytecznych także, ale przede wszystkim tych ważnych, które muszę najpierw odpowiednio sformułować. Jeśli jednak z niecierpliwością czekasz na tę część bloga, którą ostatnio dość mocno zaniedbałam – a więc przeglądy, trendy i polecenia – nie bój się, nie zapomniałam o Tobie. Kolekcje dziecięce i tak wciąż śledzę nałogowo, a Ł. właśnie uskutecznia randkę z Photoshopem, żeby lada chwila podać Ci to w przystępnej i akceptowalnej dla mojego poczucia estetyki formie. [PS. Zadałam ostatnio TUTAJ bardzo ważne pytanie odnośnie treści, które pojawiają się na blogu. Chciałabym wiedzieć, co jest dla Ciebie ważne, w czym mogę Ci pomóc i czego tu szukasz, dlatego będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz poświęcić minutę i mi odpowiesz. Dziękuję! ] wikilistka.plPost Jak długo można bez konsekwencji „odkładać siebie na później” ?

WIKILISTKA

Mówmy głośno – bicie zawsze jest złe | #KochamNieBiję

wikilistka.pl Ja naprawdę bardzo się staram nie wpieprzać w życie innych ludzi, nie oceniać czyjegoś rodzicielstwa i nie wygłaszać swoich teorii na ten temat w tonie „powinniście/nie powinniście” – zwłaszcza, że w kwestii świadomego rodzicielstwa mam dość radykalne poglądy i pewnie większość by uznała, że wymagam od rodziców za  dużo, ale są tematy, na które nigdy milczeć nie będę, bo żyjąc świadomie po prostu nie da się nie reagować na pewne sprawy…się po prostu nie da… Po 21:00 wyszłam z pokoju, w którym próbowałam uśpić płaczącą, zmęczoną, przeziębioną i ząbkującą Mię. Wyszłam z płaczem z bezsilności, prosząc Ł. żeby przez kilka minut potulił ją za mnie, bo w środku cała się trzęsłam – nie dość, że są takie momenty, kiedy odzywa się skrajne zmęczenie i jedyne o czym człowiek marzy to cisza i śpiące dzieci, to jeszcze rozrywało mnie wszystko w środku, bo nie wiedziałam jak pomóc mojemu dziecku. Dziecku, które cierpiało i nawet jeśli byłoby to zwykłe marudzenie, to płaczące dziecko płacze z jakiegoś powodu. Kilkumiesięczne płacze, bo próbuje coś zakomunikować i dla mnie to było i jest oczywiste. Nie wiedziałam jak jej pomóc, pomyślałam więc, że poszukam jakiś badań, tekstów o rozwoju dziecka – a nuż dowiem się czegoś, co może odpowiadać za to, że jest dziś tak niespokojna. Szukałam też informacji, czy tak małe dziecko może próbować coś wymusić, czy mogę zrobić coś lepiej, żeby jak najlepiej dla niej rozwiązać tę sytuację. Otworzyłam kilka pierwszych stron i …zdębiałam! Ja weszłam na te strony poszukać porady, bo moje dziecko miało problem. I właściwie, gdy zobaczyłam, że to jedno, drugie, trzecie forum to miałam wychodzić, ale z ciekawości przeczytałam pierwszy, drugi wpis i po prostu nie mogłam się nadziwić. Sądząc po temacie wątku na forum, ludzie w teorii przyszli tu z tym samym problemem i pytaniem, co ja – czy kilkumiesięczne dziecko może wymuszać ( u mnie w domyśle „jeśli próbuje, to jak mądrze rozwiązać tę sytuację”), a tam wypowiedzi w stylu : Darła się jak oparzona to posadziłam do łóżeczka, wyryczała się i zasnęła. Po kilku razach przestała wymuszać i zrozumiała kto tu rządzi Siedziała i ryczała, ale wiedziałam, że nie mogę ustąpić, bo wejdzie mi na głowę. Już tu myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok, ale to był dopiero początek. Zamknęłam forum i weszłam na stronę onetu, wywiad z Panią psycholog, pomyślałam, że może tam znajdę rozwiązanie… siedzę, scrolluję sobie szukając czy jest pytanie nawiązujące do mojego problemu i czytam : Majk: Mały ma dopiero roczek, zauważyłem, że jak dostanie klapsa robi się jakby spokojniejszy (podczas zmiany pieluchy). Wydaje mi się, czy faktycznie może juz sobie kojarzyć złe zachowanie z karą ? [ link do artykułu – KLIK) I, cholera, nie wierzę w to, co czytam. Wydawało mi się, że jesteśmy już na tyle cywilizowanym społeczeństwem, że jak już się komuś zdarzy w naprawdę trudnej sytuacji dać dziecku klapsa, to ma się świadomość tego, że postąpiło się źle. Że jest nam wstyd za nieumiejętność panowania nad własną agresją i nerwami… a ten człowiek się prawie publicznie chwali i – jak wynika z wypowiedzi – praktykował to często, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Ja naprawdę bardzo się staram nie wpieprzać w życie innych ludzi, nie oceniać czyjegoś rodzicielstwa i nie wygłaszać swoich teorii na ten temat w tonie „powinniście/nie powinniście” – zwłaszcza, że w kwestii świadomego rodzicielstwa mam dość radykalne poglądy i pewnie większość by uznała, że wymagam od rodziców za  dużo. Naprawdę się staram, ale do cholery jasnej, bić dzieci nie wolno! Nigdy i za nic. Nie wolno ich też szarpać, popychać, czy używać w stosunku do nich żadnej przemocy, ani fizycznej ani psychicznej. To są ludzie, których stworzyliśmy i za których jesteśmy odpowiedzialni! I tak jak jesteśmy odpowiedzialni za ich bezpieczeństwo i pilnujemy, by wierząc w Nibylandię i Piotrusia Pana nie skakały z okna tak naszym obowiązkiem jest nie popełniać czynów, które odciskają trwały ślad na ich psychice i wpływają niekiedy bezpośrednio na to – jakimi będą ludźmi, jak sobie będą radzić z problemami i stresującymi sytuacjami oraz czy same nie będą używać przemocy wobec innych. Świadome rodzicielstwo, to nie tylko myślenie o tym, że konsekwencją seksu może być dziecko. Nawet wtedy, gdy tej konsekwencji pragniemy z całego serca i o nią walczymy. Bo ciąża, to dopiero mikro początek, a potem trzeba zmierzyć się z tym, że daliśmy życie człowiekowi i jesteśmy odpowiedzialni za to, jak przygotujemy go do dorosłego życia, na jakiego człowieka wyrośnie. Od urodzenia każde nasze – rodziców- zachowanie w jakiś sposób warunkuje to, jakim człowiekiem będzie nasze dziecko i dopiero tu zaczyna się prawdziwa „świadomość”, a przynajmniej zacząć się powinna … Nie ma dla mnie usprawiedliwiania się niewiedzą. Mamy dziś taki dostęp do informacji, że naprawdę tłumaczenie „nie wiedziałem” powinno zanikać, a wszystkie warsztaty zahaczające o świadome rodzicielstwo powinny być obowiązkowe. Nie jestem doktorantką, ani nawet nie studiowałam nigdy psychologii, a zajęło mi 10 minut, żeby dowiedzieć się, że :  „bicie dziecka ma fatalny wpływ na rozwój jego mózgu. Jak wynika z najnowszych badań neurologów i psychiatrów, przemoc, której doświadcza dziecko, trwale zmienia strukturę mózgu, obniża inteligencję, może także wywoływać ciężkie choroby psychiczne.(…) u osób maltretowanych w dzieciństwie zanikają niektóre obszary mózgu. Badania skanerem wykazały, że jest mniej istoty szarej – budulca kory mózgowej – i to w rejonach kluczowych dla procesu myślenia, odpowiadających za przetwarzanie informacji.(…) Dowiedli, że u dorosłych po doświadczeniach przemocy z dzieciństwa znacznie zmniejszyła się ilość istoty szarej w ciele migdałowatym oraz zakrętach skroniowych odpowiadających m.in. za pamięć. Ubytki zaobserwowano także w rejonach, które mają wpływ na tak zwaną kontrolę poznawczą, czyli zdolność do psychicznego radzenia sobie z silnymi emocjami oraz trudnymi sytuacjami.(…) Kiedy oś stresu pobudzana jest zbyt często, np. przez bicie lub jego groźbę, zaczyna reagować nadmiernie, zalewając mózg kortyzolem. To niszczy komórki nerwowe i może stać się przyczyną depresji czy ataków lęku – tłumaczy prof. Rybakowski. (…) badanie za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) dowiodło, że mózgi dzieci bitych do złudzenia przypominają mózgi weteranów wojennych cierpiących na zespół stresu pourazowego. Naukowcy dostrzegli na obrazach z fMRI chorobliwie wysoką aktywność w rejonach zawiadujących odpowiedzią na stres – pojawiała się ona natychmiast, kiedy tylko naukowcy pokazali dzieciom zdjęcia osób, na których twarzach widać było złość czy gniew. Identycznie reaguje mózg weterana wojennego na odgłos przypominający wystrzał czy zapach spalenizny.” Serio. Tak na dziecko działa klaps, groźby i agresja. A wiecie, co jest najgorsze? Że my żyjemy w społeczeństwie, które daje przyzwolenie na to, że w ogólnopolskim tygodniku PROFESOR pisze : „Klaps używany w szczególnie drastycznych momentach jawi się jako najlepsza forma reakcji rodzica na niedopuszczalny eksces swojego dziecka. Jest on dla dziecka prostym, jednoznacznym i następującym bezpośrednio po wykroczeniu sygnałem, że pewnych rzeczy w żadnym wypadku robić nie wolno.  Bywają jednak również takie sytuacje, gdy użycie fizycznej przemocy wobec dziecka ma radykalnie inny charakter. Dokonuje się w duchu miłości rodzicielskiej, jako świadomy wyraz najgłębszej odpowiedzialności za dziecko. (…) Przemoc taka nie jest wówczas niczym złym, przeciwnie, jest czymś bezwzględnie dobrym, jest moralnym obowiązkiem rodziców. A jako coś moralnie dobrego, a więc godnego pochwały, wymyka się wszelkim zewnętrznym krytykom (…) Przemoc bowiem – wbrew rozpowszechnionym opiniom – nie jest sama w sobie czymś zawsze bezwzględnie złym (…) „ I ten tekst ktoś sprawdził i opublikował…. Ktoś go czyta i daje mu akcept. I daje akcept dla rozpowszechniania takich poglądów. W naszym cudnym kraju, w którym ludzie jeszcze są nauczeni bzdurnego przekonania, że „jest profesorem-ma rację”, albo co gorsza „nie wypada krytykować”, więc pewnie zechcą je powielać i uznają za słuszne ( o zgrozo!).  I nie zaobserwowałam jakiś dotkliwych konsekwencji dla ludzi odpowiedzialnych za wypuszczenie takich bredni w świat. Nie widziałam masowego medialnego wycofywania się ze współpracy z powodu tego artykułu wszystkich firm, instytucji czy osób finansowo wspierających tę gazetę, a to pewnie byłby główny powód, który mógłby przyczynić się do wyciągnięcia konsekwencji za publikację artykułu promującego przemoc wobec bezbronnych istot, co swoją drogą jest w naszym kraju karalne  – odsyłam tutaj. Do wszystkich 60 % Polaków, którzy dopuszczają stosowanie kar fizycznych i 33 %, którzy uznają bicie za skuteczną metodę wychowawczą (badania TU i TU) – jeśli już nie dociera do Was, że robicie dziecku krzywdę, to wyobraźcie sobie 30-letniego Jasia, który miłością absolutną pokochał siłownię i dla którego jedyną znaną formą reakcji na stres jest agresja – wyobraźcie sobie, że jesteście już w podeszłym wieku i toczycie z Jasiem zażartą dyskusję na ważny temat, a w Jasiu aż się gotuje, a obok stoi coś dużego i ciężkiego … Jaka jest szansa, że Jaś nie zrobi Wam krzywdy? „Amerykańscy naukowcy z Tulane University (…)  opublikowali własne badania potwierdzające negatywny wpływ dzieci na ich późniejszy rozwój.Kluczowym stwierdzeniem wynikającym z przeprowadzonych badań jest fakt, iż te z 2.500 uczestniczących w nim dzieci, które w wieku 3 lat były karane za pomocą klapsów, mając 5 lat stawały się bardziej agresywne od swoich niebitych rówieśników. Celem całego projektu było oszacowanie wpływu zewnętrznych czynników (takich jak depresja matki, używanie przez nią alkoholu i narkotyków, przemoc ze strony męża, myśli o aborcji) na wystąpienie u dziecka agresywnych zachowań. Jak się okazało, to właśnie bicie dziecka (także za pomocą klapsów) okazało się tym bodźcem, który w największym stopniu odpowiadał za dziecięcą agresję” – cały artykuł TUTAJ W skali krajowej czy światowej, w odniesieniu do pokolenia – kto jest winien tego, że dorośli ludzie znajdują ujście emocji w agresji? Że mężowie biją żony, ojcowie tłuką swoje dzieci, a sfrustrowane matki je poniżają i szarpią – każdy Jan był kiedyś Jasiem, każda Anna była Anią i ten Jaś i Ania obserwowali świat. . . I wybaczcie, ale jeśli chcemy tak szumnie opowiadać o tym, ile to zła na świecie i agresji to pracujmy nad wychowaniem pokolenia wolnym od tych wszystkich urazów z dzieciństwa! Mówmy o tym głośno, finansujmy szkolenia edukujące rodziców, bojkotujmy takie teksty jak te powyższe i mówmy głośno, że bicie zawsze jest złe. Zwłaszcza, że bicie  to metoda, która daje może posłuszne dzieci, ale nie wychowuje dobrych ludzi znających dobro i zło … ale o tym już innym razem, bo dziś się we mnie zagotowało totalnie. Dopóki nie zaczniemy masowo potępiać takiego postępowania i szerzenia takich poglądów, nasze dzieci, o które się troszczymy i dbamy o nie, nadal będą wychowywać się, dorastać, a później żyć w społeczeństwie pełnym przemocy, bo to społeczeństwo wciąż będzie składało się w większości z ludzi, którzy uznają przemoc za sposób na rozwiązanie problemu. Jeśli nie zaczniemy mówić głośno „nie bij”, to dookoła dzieci wciąż będą bite. Jeśli nie zwrócisz uwagi głośno, gdy rodzic będzie bił Jasia na Twoich oczach to istnieje prawdopodobieństwo, ze Jaś zostanie mężem Twojej córki i jako sposób rozładowywania emocji w związku będzie uznawał tylko agresję i bicie. Pomyśl o tym. Pomyślcie o tym wszyscy, którzy tak bardzo lubicie milczeć, gdy wokół dzieją się złe rzeczy. [Jeśli zamierzasz w komentarzu w jakikolwiek sposób poprzeć przemoc – daruj sobie. Mam włączoną moderację komentarzy i na pewno tego nie opublikuję, więc bądź łaskaw(a) zamiast tego popracować nas swoim myśleniem, a przy okazji zaoszczędzić mój czas] wikilistka.plPost Mówmy głośno – bicie zawsze jest złe | #KochamNieBiję

WIKILISTKA

Mały człowiek i Stara Miętowa Szafa

wikilistka.pl Muszę Ci się do czegoś przyznać. … Jestem freakiem, takim totalnym, a moją misją jest pozbycie się ze świata śpiochów i kaftaników Nie wiem, czy jest coś, co kręci mnie bardziej niż praktyczna moda dziecięca! Jeśli połączyć to z ideą smart shoppingu i w ogóle smart life’u jako takiego, to jestem totalnym zapaleńcem i w życiu nikt mnie w tym temacie nie zaprosi na wizję, bo nikomu by nie starczyło czasu antenowego!   Łukasz kiedyś się śmiał, że nakręci mnie z ukrycia wpuszczoną pierwszy raz w nowym sezonie na dział dziecięcy do ulubionych sklepów. Ja to najzwyczajniej w świecie U-WIEL-BIAM! To jest pierwszy powód, dla którego w ostatnim czasie zasypuję Was taką ilością #DailyOOTD. Drugi jest taki, że korzystamy z każdej możliwej okazji złapania ostatnich promieni słońca, a ja dzieci lubię tak ładnie ubierać na co dzień, choćby się miały taplać w piachu – więc okazji do robienia zdjęć mi nie brakuje. Trzeci – korzystam na maksa z działu „bejbi”, póki mogę i cieszę się, że dziecko rośnie mi tak, że nawet 2 x w sezonie muszę jej wymieniać garderobę kompletnie. Dzięki kompletowaniu od podstaw szafy dla Mii, nauczyłam się wreszcie w praktyce, że lepiej mieć kilka rzeczy, które się uwielbia (ofc, wciąż praktycznych, mówimy o niemowlaku) niż pół szafy ubrań „basic”. I ok – sukienka jest średnio praktyczna dla raczkującego malca i chwilowo nie zakładam jej zbyt często, ale… mamo, no nie można się jej było oprzeć, zwłaszcza, że w Kappahl (moja jakościowo chyba ulubiona marka jeśli chodzi o „baby”) było ostatnio 3 za 2. [zdjęcia do kolejnej odsłony Baby OOTD to będzie MIAZGA – wybaczcie skromność, ale rozpływam się nad nimi cały wieczór, mikronamiastka do podejrzenia na fejsie]. sukienka i buciki – Kappahl Newbie (jesień/zima 2016), opaska i skarpetki – H&M Wracając do sukienki – Kappahl Newbie – poza tym, że jest świetna jakościowo, jest z elastycznej, mięciutkiej bawełny to jeszcze ma bardzo uniwersalny krój i myślę, że może wykorzystamy ją nawet w przyszłym roku jako tunikę z rękawkiem 3/4. Buciki też są z Kappahl newbie, ale to NIE SĄ buty do chodzenia – dla jasności. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to  o pierwszych bucikach powiem Wam niedługo wraz ze specjalistami wszystko, o czym warto wiedzieć. Jutro będzie test czegoś fajnego, a niebawem sporo o nadchodzących drobnych acz długotrwałych zmianach. Mam nadzieję, że zajrzysz też jutro, ale dziś, pobawmy się jeszcze. Co zobaczyła Mia, gdy robiłam to zdjęcie ;D ?  wikilistka.plPost Mały człowiek i Stara Miętowa Szafa

WIKILISTKA

Bądźcie. Machnijcie ręką. Powiedzcie czasem „dziękuję”.

wikilistka.pl Przeglądam sobie wpisy, zerkam na facebooka, Instagram, śledzę losy blogowych koleżanek i nachodzi mnie refleksja – czy w Internecie tak trudno powiedzieć „dziękuję”? Bardzo Cię dziś proszę o poświęcenie kilku minut na przeczytanie tego wpisu do końca – musisz mi wierzyć na słowo, że to może zmienić wszystko.  Coraz częściej ja albo koleżanki „po fachu”, które obserwuje cierpimy na chwile zwątpienia. Zastanawiamy się, czy to, co robimy ma sens i czy warto. Bo co z tego, że kilkanaście, czy kilkadziesiąt osób miesięcznie wchodzi na bloga, skoro są posty, pod którymi prawie nie ma komentarzy? Czemu robiąc dla Was – Czytelników – coś dobrego, z czystego serca i często zupełnie za darmo, musimy prosić się o lajki, komentarze czy udostępnienia? Ja wiem, że nie wszyscy może do końca wiedzą, że tak ten świat funkcjonuje (jak dokładnie – o tym będzie poniżej), ale ja się tak zwyczajnie po ludzku zastanawiam, już pomijając lajki czy udostępnienia, ale czy tak trudno jest powiedzieć „dziękuję”? Wchodzisz na wpis z najlepszymi wyprzedażowymi perełkami, wpis o trendach albo kompletny poradnik jak ubrać dziecko do przedszkola, czerpiesz za darmo wiedzę garściami, korzystasz z tego, że ktoś ( ja) poświęcił kilkanaście (żeby tylko) godzin swojego czasu na przejrzenie czasami kilkuset stron ( przy wpisie z wyprzedażami przejrzałam 150 stron,a Łukasz ładnych kilka godzin przygotowywał grafiki) produktów i pokazuje Ci najciekawsze perełki, masz wszystko w jednym miejscu, czytasz i … wychodzisz. Bez „dziękuję”, bez lajka, bez podania wpisu dalej koleżankom. Wiesz czym jest skrzywienie poznawcze? W wolnym tłumaczeniu, jeśli robię coś dobrze i 10 000 osób uważa, że to jest wartościowe, ale będzie milczeć ( nie da żadnego feedback’u), a 10 osób zaneguje głośno to, co zrobiłam, prawdopodobnie zrezygnuję z robienia tego dalej, bo uznam, że to zupełnie niepotrzebne. I wiesz, mam wrażenie, że za chwilę – prędzej czy później – z tego powodu wiele dziewczyn zrezygnuje z pracy (czy nawet po prostu pasji) marzeń i z sieci zniknie wiele miejsc, które wnoszą do naszej codzienności coś fajnego. Postaw się czasem na moim miejscu – jeśli poświęcam kilkanaście godzin na przygotowanie wartościowego dla Ciebie wpisu, a potem muszę prosić się o udostępnienia na facebooku, bo bez nich to jeszcze ja będę musiała zapłacić za to, żeby dotrzeć z treścią, którą udostępniam za darmo do większej ilości zainteresowanych osób. Dołóż sobie do tego fakt, że często my-blogerki Was o coś pytamy – czy to na końcu wpisu, czy na facebooku, a zazwyczaj z kilku tysięcy osób odpowiada kilka (no, chyba, że to konkurs. Wtedy wszyscy chętnie wyciągają ręce po nagrody). Powiem Ci to szczerze, głośno i wyraźnie, myślę, że w imieniu dużej części blogosfery czy jakichkolwiek twórców związanych z Internetem – zwyczajnie czuję się tak, jakbym wygłosiła kilkugodzinny monolog do kompletnie pustej sali. Najzwyczajniej w świecie po nic. Czy to jest zdrowa relacja? Nie sądzę. Czy takich relacji chcę w swoim świadomym życiu? Kompletnie nie. Piszę. Nie ogłaszam, że zamykam bloga, a pisanie klikalnych nagłówków jest dla mnie wychodzeniem poza strefę komfortu, bo zawsze chciałam przyciągać Czytelnika wartością a nie facebookowym tytułem rodem z Pudelka. Ale czasem muszę, nie mam wyjścia, bo jest ważny tekst (jak choćby TEN) i gdybym napisała „rozważania o wartościach” nikt by nie kliknął. Nikt by go nie przeczytał i nie zastanowił się choćby przez sekundę. Wciąż tworzę to miejsce dla tych osób, którym potrzebne są moje wpisy, bo na szczęście wciąż gdzieś tam dostaję takie sygnały i to mi dodaje skrzydeł, bo gdy wiem, że czekacie na trendy to chce mi się je robić nawet jedną ręką, bo drugą trzymam śpiącą na mnie, ząbkująco-smarkającą córkę. Ale nie wiem jak długo ja i inne dziewczyny, będziemy miały w sobie tyle samozaparcia, by pokonywać ten mur. Nie wiem też, ile z nas – tych jeszcze nie gwiazd blogosfery zgarniających wszystkie kampanie ( żeby było jasne – nic do tego nie mam, cieszę się, że zarabiają i kibicuję im całym sercem w dalszym rozwoju!) ale ile z nas zwyczajnie nie może sobie pozwolić na inwestowanie kilkuset złotych miesięcznie w facebooka, żeby docierać do Was ze swoimi treściami? Może nie wiesz, jak wygląda cała facebookowo-internetowa maszyna od środka, więc pozwól, że w tym akapicie trochę Ci o tym opowiem. Sam fakt, że polubiłaś mój profil na facebooku nie oznacza, że zobaczysz moje treści. Możesz zaznaczyć opcje „wyświetlaj najpierw”, czy „powiadomienia”, ale tak naprawdę najwięcej zależy od interakcji, jakie regularnie utrzymujesz z daną stroną – czyli na polski tłumaczącs od wszystkich Twoich danych tej stronie lajków pod postami, komentarzy i udostępnień wpisów tej strony ( z zaznaczeniem, że „udostępnienie” dla Facebooka jest najbadziej wartościowe). Podawanie naszych wpisów dalej szerszej publiczności jest najlepszym „dziękuję” jakie możecie dać w wirtualnym świecie. Podobnie sprawa ma się z Instagramem – już dziś obcina zasięgi i jeśli nie serduszkujesz moich zdjęć to lada moment nie będą Ci się one pojawiały w ogóle. I moje pytanie i prośba jednocześnie brzmi – skoro nie lubisz moich treści na tyle, żeby dać im serduszko, lajka, parę sekund na napisanie komentarza, czy dwa kliknięcia do udostępnienia dalej, to po co w ogóle „lubisz” moją stronę? Po co mieć polubione treści, które nas nie interesują? Przecież odlajkowanie to jedno kliknięcie. [Ostanio nawet chciałam sama zrobić facebookowe czystki, żeby usunąć „martwą” publikę, ale okazało się, że nie ma takiej technicznej możliwości] Mnie blogowanie dało bardzo dużo. Uwielbiam to i nie wyobrażam sobie za bardzo swojego życia bez tego kawałka wirtualnego świata. Wykaraskałam się z depresji, zaczęłam żyć bardzo świadomie, ale przede wszystkim rozwinęłam się tak, jak nigdy bym tego nie podejrzewała. Blog i ludzie, których dzięki niemu poznałam dali mi dużo siły, wiary i dodatkową pewność siebie, praca nad sobą dała mi umiejętności, które wykorzystuję na wielu polach nie tylko blogowo (choćby fotografia), ale wierzcie mi, że jest wiele dziewczyn, które lada dzień zrezygnują i zamiast walczyć o marzenia, oddadzą dzieci z bólem serca do żłobków i uznają, że wolą tę najniższą krajową, ale regularnie i na czas i nie warto o siebie walczyć ( bo przecież nie ma kiedy – etat, dziecko, dom i na nic już nie ma czasu). Często na blogach obserwuję też teksty, że na większych blogach są same sponsorowane treści i Ci coś powiem tak od serca – blogowanie to praca jak każda inna, tylko, że wbrew temu, co można sądzić po okładce wymaga od cholery więcej pracy …nad wszystkim niż standardowy etat. Po pierwsze – dlaczego ktoś, kto może na tym zarabiać miałby robić to za darmo? Po drugie – jakie dla Ciebie, jako Czytelnika, ma znaczenie zawartość portfela autora tekstu? Po trzecie – czy ma dla Ciebie znaczenie to, czy autor tekstu pracuje gdzieś na etacie czy utrzymuje się z bloga? Dla Ciebie wartością są ( w sensie, chyba powinny być) rzeczy, które tworzy, treść, którą przekazuje, więc może warto pomyśleć w drugą stronę – fajnie, że są firmy, które chcą tym ludziom płacić, bo dzięki  temu my, czytelnicy, mamy coś wartościowego za darmo. Że o konkursach, o które często dla Was walczymy, żebyście z jak największej części naszych współprac mieli też coś namacalnego dla siebie. Tak się głośno zastanawiam i może zastanówcie się ze mną – czy gdyby Kasia ( autorka najpopularniejszego dziś bloga DIY w Polsce ) w pewnym momencie nie zaczęła dostawać płatnych zleceń od firm, czy może na początku narzędzi – czy udałoby jej się bloga tak rozwinąć i dzielić się z nami takimi świetnymi tutorialami? Być może tak, ale weźmy pod uwagę to, że każde narzędzie i materiały na Kasi projekty kosztuje. Reklama tych treści też kosztuje. Ja osobiście, straaaasznie się cieszę, że są firmy, dzięki którym Kasia ma możliwość rozwijania swojego bloga! I jeśli myślisz, że to „kosztuje” dotyczy tylko blogów DIY to jesteś w wielkim błędzie, bo kosztuje wszystko – od reklam na facebooku, przez ubrania dzieci, które Wam pokazujemy, przez dodatki do pokoju, wyjazdy do fajnych miejsc, po kursy fotografii, sprzęt. Wyjazdy na konferencje, na których uczymy się dawać Wam lepsze treści też kosztują. I serwer. I domena. I szablony i milion innych rzeczy. Nie żałuję, że bloguję. Cieszę się cholernie, że jestem tu gdzie jestem, że się nie poddałam i walczyłam i o to miejsce i o siebie, ale do cholery, nie wszyscy będą mieli tyle siły i samozaparcia słysząc z drugiej strony głuche echo i wcale nie uważam, że to są osoby, które powinny rezygnować. Wyobraź sobie relację z facetem, w którym Ty tylko dajesz a on nic. Kupiłaś nowy komplet koronkowej bielizny i w takim stroju robisz mu najlepszą kolację na świecie… a on nic! Siedzi i patrzy na TV. Albo wyobraź sobie, że wygłaszasz 20-minutowy monolog życia na temat Waszych relacji, związku, planów i marzeń, a on na koniec patrzy na Ciebie, wyciąga słuchawkę (której nie widziałaś) z ucha i pyta ” mówiłąś coś?” [ To akurat nasze true story, możecie to sobie wyobrazić i poturlać się ze śmiechu] Czasem warto powiedzieć komuś „rób to dalej, choć jeszcze długa droga przed Tobą, ale wierzę, że dasz radę i odniesiesz sukces”, bo to naprawdę potrafi zmienić człowiekowi życie. Pokażcie więc, że jesteście. Nie tylko mi, ale też innym twórcom, których śledzicie. My naprawdę chcemy wiedzieć, że tworzymy dla ludzi, którzy tego potrzebują. Im bardziej Wy dla nas „namacalnie” jesteście po drugiej stronie, im chętniej dzielicie się z innymi tym, co dla Was tworzymy, tym chętniej my bierzemy się do pracy i robimy więcej, lepiej, sięgamy wyżej i chcemy być jak najlepsi. Tak to działa. Często to „sukces rodzi pasję, która wynika z wysiłku i działania”, jak pisze Asia w swojej nowej książce  i ja jestem tego najlepszym dowodem – im lepiej mi coś wychodzi, tym bardziej chce mi się to robić (zdjęcia), a im gorzej mi coś idzie, tym bardziej mi się nie chce (dieta, ćwiczenia – niestety;)). Bądźcie. Machnijcie ręką. Odpiszcie czasem na te wiadomości z newsletterów, udostępnijcie ciekawy wpis dalej, zostawcie komentarz, kliknijcie serduszko przy fajnym zdjęciu. Pokazujcie nam, że jesteście. Na co dzień, nie od święta! wikilistka.plPost Bądźcie. Machnijcie ręką. Powiedzcie czasem „dziękuję”.

WIKILISTKA

Ulubieńcy sierpnia 2016

wikilistka.pl Strasznie się cieszę, że wprowadziłam cykl z ulubieńcami miesiąca na bloga! Już po kilku miesiącach widzę ilu fajnych rzeczy bym Ci nie pokazała, bo „tak jakoś nie byłoby okazji” (no przecież nie zrobię wpisu o kocu, co się nim owijam na wieczór albo termosie,bo dni by mi zabrakło), a mając ulubieńców wrzucam wszystko, o czym w danym miesiącu nie zdążyłam Ci opowiedzieć do jednego worka i już. Poza tym, gdy pisałam ostatni wpis, tak z serca najzwyczajniej w świecie, dotarło do mnie jak bardzo brakuje mi tu miejsca, żeby móc pogadać z Wami tak po prostu i choć ulubieńcy są taką namiastką, to lada dzień w newsletterze napiszę Ci o kilku innych pomysłach, które chodzą mi po głowie. A teraz, do rzeczy. CO MNIE ZACHWYCIŁO – ULUBIEŃCY SIERPNIA  TKANE KOCE COLORSTORIES Tkany koc marzył mi się od dawna i odkąd do mnie trafiły praktycznie się z nimi nie rozstaję. Uwielbiam je za mięsistość i za to, że jest pod nimi ciepło, ale bez efektu sztucznej sauny, którą dają wszystkie poliestrowe zamienniki. W dodatku przepięknie wyglądają i nie zajmują dużo miejsca. Jeśli macie ochotę sprawić sobie coś fajnego tej jesieni to to byłby mój typ. ŁÓŻECZKO TURYSTYCZNE JOIE Dotarło do nas kilka dosłownie kilka godzin przed wyjazdem i uratowało mi życie w wakacje, serio. Odkąd Mia pewnego dnia ruszyła przed siebie na czterech, tak nie miałam sekundy wolnego podczas, gdy nie spała, a zabranie jej gdziekolwiek na noc graniczyło z cudem, bo nie byłoby miejsca, w którym mogła by bezpiecznie spać. ( Podłoga odpadała, bo ona nocą wędruje niesamowicie i raz próbowałam to po 1,5 godziny od zaśnięcia znalazłam ją z 2 metry od materaca). Łóżeczko turystyczne Joie, które przyszło do nas z 4kids.com.pl w idealnym czasie uratowało nasz wyjazd do Babci, a teraz jest dodatkowym łóżeczkiem stojącym w naszej sypialni, dzięki czemu Wiki ma swobodny dostęp do pokoju podczas drzemki siostry. Co prawda ja nie korzystam z części jego funkcji (dodatkowy leżaczek, podwieszany materac, przewijak – wszystko zobaczysz TUTAJ), bo Mia jest już za duża, ale już np. funkcja lampki i modułu z kołysankami i odgłosami natury to strzał w dziesiątkę, a są jeszcze delikatne wibracje! Jeśli planujecie podróżować z maluszkiem od samego początku albo np. często planujecie bywać u dziadków itp. to zdecydowanie warto przyjrzeć się temu modelowi z bliska. LUNCHBOX Z BIEDRONKI Za całe 9,99 zł Po raz kolejny próbuję przeprosić się z dietą, a przy moim trybie życia nieodłącznym jej elementem jest przygotowywanie jedzenia wcześniej. Długo szukałam jakiegoś sensownego pojemnika i ten od razu przypadł mi do gustu – fajny kolor, specjalna uszczelka, dodatkowy pojemnik w środku i całkiem porządne sztućce. Jedyny jego minus to fakt, że ciężko się go otwiera. TERMOS NUVITA Ze mną jest taki problem, że nie lubię typowego fast food’owego żarcia. Najzwyczajniej w świecie mi nie smakuje i podczas, gdy np. chcemy wyjść na cały dzień, a nie mieliśmy uwzględnionego w budżecie posiedzenia w Pizza Hut czy innej pizzerii za 50 zł +, ja niejako skazywałam sama siebie na to, że w porze obiadowej zjadałam croissanta czy inną drożdżówkę, podczas, gdy Wiki z Łukaszem zajadali frytki i burgery. Dzięki termosowi problem zniknął, bo zabierałam sobie albo swojego kurczaka z fetą, brokułami i makaronem albo ulubioną zupę. Myślę, że to fajny gadżet – kupiłam też drugi mniejszy, żeby czasem Wiki na drugie śniadanie do przedszkola spakować coś ciepłego. Kupisz go np. TUTAJ NOWA POŚCIEL Uwielbiam spać! Obecnie jednym z większych marzeń jest zostawienie dzieci pod opieką ukochanych osób na 2-3 dni i … sen do oporu. Serio, marzę o tym, że móc siedzieć do późna, a potem na luzie wstać dopiero, gdy się wyśpię. Spędzić dobę dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Uznałam, że skoro to jest tak ważna część mojego życia to chcę na samym początku zacząć pozbywać z niej bylejakości i chcę zacząć zmieniać to od teraz. Choć wymiana kołdry i poduszek na lepsze jakościowo na razie nie mieściła się w budżecie, to chociaż wreszcie sprawiłam sobie pościel, która codziennie sprawia, że moja wewnętrzna estetka się uśmiecha. Łatwo nie było, bo nim znalazłam ją wśród tysięcyaukcji z cyklu „tutaj aż 100 wzorów pościeli” minęło trochę czasu, ale było warto, bo jestem z niej bardzo zadowolona, a kosztowała raptem kilkadziesiąt złotych. INSTABOOK Uznałam, że pojawienie się na Instagramie tzw. Stories, czyli tak jakby snapchat’a w Instagramie, gdzie mogę dzielić się z Wami takim „tu i teraz”, jest idealnym momentem na to, żeby wreszcie w instagramowych kwadracikach zrobić trochę porządku. Dużo zdjęć zupełnie nie wpisywało mi się w stylistykę, którą chcę utrzymywać na instagramowym koncie, a żal było mi ich usuwać, bo to przecież piękne wspomnienia. Z pomocą przyszedł Instabook, gdzie zmontowałam sobie taką cudną książeczkę z naszymi wspomnieniami w kwadratach. Magia, mówię Ci! Mnie najbardziej do gustu przypadła opcja „album” czyli same kartonowe strony, dzięki czemu jak dziewczyny biorą się za oglądanie zdjęć to jestem spokojna. Zrobienie Instabook’a mega mnie zmotywowało do wywołania reszty zdjęć – właśnie jestem w trakcie kompletowania materiałów na fotoksiążkę z pierwszych trzech lat życia Wiki <3 PS. Jeśli masz ochotę zrobić swojego Instabooka ( zdjęć nie trzeba dodawać z Insta, można po prostu wgrać je z komputera czy też Fb) to na hasło wikilistka do końca września br. obowiązuje rabat  -15% ! WOREK/MATA DO ZABAWY PLAY&GO Nie wiem, czy też tak masz, ale ja mogę mieć 5 pokoi, a moje dzieci i tak będą bawiły się tak, gdzie aktualnie siedzą wszyscy. Dzień w dzień mam więc salon pełen Mii piłeczek, grzechotek i innych zabawek, a gdy popołudniu dołącza Wiki to rozsypują jeszcze cały kosz Lego Duplo i karton innych klocków. Jednocześnie ja staram się w środku każdego dnia wyrwać chociaż 30 minut na złapanie oddechu w ciszy, spokoju i porządku. Zazwyczaj w porze popołudniowej drzemki Mii, kiedy Wiki już we względnej ciszy bawi się u siebie. I wtedy Play&Go jest nie do przecenienia. Play&Go to taka „mata” do zabawy, która ma wszyte „troczki” za które ściągamy materiał z całą leżąca nań zawartością w formę wygodnego worka. W kilka sekund zbieram cały rozgardiasz ze środka pokoju i mam czas, by delektować się moją chwilą sam na sam z herbatą. Fajny patent, nie? A mam coś jeszcze lepszego! Mam dla Was do rozdania jeden taki worek (wzór w wąsy) – wystarczy, że pod postem na facebooku (TUTAJ)  odpowiedziesz mi na proste pytanie, a ja z odpowiedzi wybiorę jedną osobę, do której wyślę worek. To jak, przyda Ci się taka mata? Jestem strasznie ciekawa, co Ciebie zachwyciło w ostatnim miesiącu? Daj mi koniecznie znać w komentarzu, a tymczasem widzimy się jutro na przeglądzie trendów na nowy sezon, a na weekend postaram się zdradzić kilka nadchodzacych nowości w newsletterowym mailu. wikilistka.plPost Ulubieńcy sierpnia 2016

Zdecydowałam się patrzeć poza niedoskonałości

WIKILISTKA

Zdecydowałam się patrzeć poza niedoskonałości

WIKILISTKA

Domowe wsparcie pierwszych kroczków – czy warto?

wikilistka.pl Pamiętam jak dziś, gdy Pierworodna zaczęła chodzić mając ledwo 8 miesięcy –  i to nie stawiać dwa kroczki, po czym pół dnia raczkować, tylko regularnie przemieszczać się na nogach. Pamiętam przekopywanie Internetu w poszukiwaniu informacji, a potem spotkania i rozmowy ze specjalistami, żeby dowiedzieć się o wszystkim, co mogę zrobić, żeby w temacie małych stópek nie popełnić błędów, które mogłyby odbić się właściwie na całym życiu mojego dziecka. Pamiętam odbijanie się niczym piłeczka pingpongowa od ściany do ściany, bo ilu specjalistów, tyle teorii. Jedni o sztywnych zapiętkach, inni o wiecznie bosej stopie. Temat zdrowia dziecięcych stópek będzie tu powracał, bo Mia uparcie idzie w ślady starszej siotry i też mając niespełna 9 miesięcy rwie się do chodzenia. Mam nadzieję, że temat ugryzę niebawem już w dużo bardziej specjalistycznej formie, bo – umówmy się, to mój konik- ale jeszcze dziś podzielę się z Wami po ludzku – moim maminym doświadczeniem. Bardzo wierzę, że to, co naturalne jest zazwyczaj najlepsze dla naszych dzieci. Wyznaję więc kult bosej stopy i ( choć sama jako naczelny zmarzlak nie wyobrażam sobie życia bez ciepłych kapci) od zawsze starałam się nie wciskać nic na siłę na dziecięce nóżki. Los jednak chciał, że po pierwsze w czasie stawiania przez Wiktorię pierwszych kroczków mieszkaliśmy w kamiennicy, a później na parterze w starym  bloku, gdzie zimne podłogi dość skutecznie zmuszały mnie do zakładania dziecku kapci, a po drugie Panie w pobliskim w sklepie pouczały niedoinformowaną wtedy jeszcze dobrze matkę-debiutantkę o konieczności sztywnych zapiętków. Wzięłam, kupiłam, założyłam. Choć wciąż jestem zwolenniczką bosych nóżek u najmłodszych muszę przyznać jedną rzecz – Wiki w pierwszych kapciach ( Befado, pisałam Wam już tutaj i tu) bardzo szybko zaczęła chodzić PEWNIE. Stała stabilniej, nie chwiały jej się tak nóżki na boki i choć ten etap pierwszych kroczków w kapciach trwał u niej dosłownie kilka dni to plusy obecności na stópkach kapci widać  było gołym okiem w sposobie stawiania kroczków. Faktem jest, że Wiki jako przypadek „wszystko zdecydowanie za szybko” oswajała się z kontaktem stopa-podłoże jeszcze przed 6-tym miesiącem życia wstając przy czym się dało i to na pewno też miało duży wpływ na jej „świadomość” chodzenia, natomiast ja osobiście jako mama uważam, że w tych pierwszych dniach od pierwszych kroków, odpowiednie kapcie dały jej sporo dobrego. Później, gdy już zaczęła chodzić na dobre zaczęło się moje dalsze dokształcanie w temacie pierwszych kroczków i zdrowia małych stópek, zaczęły się poszukiwania idealnych butów już na dwór, a potem często sztuka ubierania dziecia w second hand’ach, bo nasze dobre buty zjadały 80 % budżetu, a trzeba je było zmieniać nad wyraz często ( nie, nie żałuję ani złotówki) Dziś Mia rwie się do chodzenia, powoli stawia swoje pierwsze kroczki na razie jeszcze wzdłóż mebli, ale widzimy, że dni do pierwszych samodzielnych wędrówek są już policzone, bo puszcza się mebli zdecydowanie chętniej niż choćby tydzień temu. Po raz kolejny na samym początku przygody z chodzeniem zaufałam Befado i nim udam się na poszukiwanie idealnych bucików na zewnątrz, stawiam na dobre kapcie do pierwszych kroczków w domu. Jako mama już trochę bardziej doświadczona, robię to też ze względu na to, że wiem, jak szybko stópka dziecka zmienia się, gdy zaczyna ono chodzić – troszkę „zmniejsza się podbicie”, stópka jakby się wydłuża i „rozpłaszcza”  i choć to są maleńkie zmiany, to w momencie, gdy pierwsze buty dla Mii będą bucikami zabudowanymi, nim podejmę ostateczną decyzję chcę mieć pewność, że będą odpowiednio dopasowane do jej stópki. Natomiast jako świadoma mama – blogerka, obserwując toczące się czasem w mediach społecznościowych dyskusje na grupach mam przyprawiające mnie o gęsią skórkę i oglądając zdjęcia „bucików” kupionych na AliExpress albo w dyskoncie za 10 zł czuję w sobie wewnętrzą potrzebę napisania głośno o tym, że nawet przy skromnym budżecie możemy poszukać, poczytać i podjąć dobrą decyzję przy zakupie butów czy kapci dla maluszków, a nie idąc po najmniejszej linii oporu kupować chiński plastik. Ok, powiem to głośno – uważam, że jako rodzice mamy obowiązek to zrobić, bo od tego zależy zdrowie naszych dzieci. I tak – ja też miałam dla Wiki co sezon jakiś tam egzemplarz bucików, które tylko dobrze wyglądały do zdjęć albo ubrałam je jej na pół godziny do jakiejś sukienki z okazji uroczystości X, ale zawsze na co dzień stawiałam przede wszystkim na obuwie dobre dla stopy i od tej reguły nie było wyjątków. Co więcej, dziś firmy produkujące dobre buty czy kapcie wiedzą, że wygląd też jest ważny i naprawdę nie jest problemem znalezienie kapci dobrych dla małej stópki i nie przypominających wyglądem tych noszonych przez nas 20 lat temu – spójrzcie choćby na czarne balerinki, mam do nich mega sentyment, bo takie same były pierwszymi kapciami do przedszkola Wiki <3 Piszę Wam dziś o Befado również dlatego, że to są dobre buty na każdą kieszeń. To jedna z dwóch moich ulubionych marek obuwniczych na pierwsze 3 lata i z przyjemnością goszczę ją dziś na blogu. Zdaję sobie sprawę, że nie każdego stać na buty za 200 zł, zwłaszcza, że u maluchów czasem trzeba je zmieniać nawet kilka razy na sezon. Choć ja uparcie będę Wam pokazywać, że są takie sposoby zarządzania dziecięcą garderobą, żeby na rzeczy, które są tego warte, odpowiednia kwota się znalazła, to jednak wiem też, że niestety nie każdemu chce się taki wysiłek podejmować ( bo to nie zawsze jest prosta droga, umówmy się), a ja wciąż chciałabym żeby „moja misja walki o zdrowe małe stopy” się powiodła. Dlatego proszę Was o jedno – zanim kupicie swoim chodzącym pociechom takie modne „paputki” poczytajcie o tym, jak one bezpośrednio przyczynają się choćby do problemu wrastających paznokci w wieku kilku lat, porozmawiajcie ze specjalistami w sklepach z bucikami dla dzieci ( ja osobiście mogę polecić sklep Urwis na ul.Prostej w Toruniu, to tam dzięki bardzo dobrze wykwalifikowanym i doświadczonym sprzedawcom zaczęła się nasza przygoda ze świadomym wybieraniem bucików) i wybierzcie świadomie coś, co w ramach dostępnego budżetu jest najlepsze dla małych stópek Waszych dzieci. Celowo to właśnie ten wpis pojawia się na samym początku rozmów o małych stopach i dobrych butach, bo będę odsyłać do niego każdego kto będzie mi używał argumentów pt. „nie każdego stać na dobre buty, „. Pamiętajcie, że życie to jest kwestia wyborów. Chiński plastik czy polski, oddychający bucik ze znakiem „Zdrowa stopa”? Wybór należy do Ciebie. wikilistka.plPost Domowe wsparcie pierwszych kroczków – czy warto?

PROJEKT 365 | Lipiec 2016 w kadrach

WIKILISTKA

PROJEKT 365 | Lipiec 2016 w kadrach

Jak ubrać dziecko do przedszkola – kompletny poradnik!

WIKILISTKA

Jak ubrać dziecko do przedszkola – kompletny poradnik!

WIKILISTKA

Daily OOTD #8 – Pink Rebel

wikilistka.pl Strasznie lubię te zdjęcia. Lubię wspominać ten dzień i pamiętać o tym, że chyba wtedy dotarło do mnie, że „TAK, cholera, umiem robić dobre zdjęcia i to nie jest tak, że coś udało mi się przypadkiem, ale po prostu POTRAFIĘ TO ZROBIĆ„. Choć wydaje się to myślą zwykłą i ulotną jak milion innych każdego dnia, zmieniło we mnie wiele. Lubię też wspominać jak tego dnia Wiki wybitnie uświadomiła nam, że etap słodkiej, szczebioczącej ‚baby girl’ jest już gdzieś dawno poza nami i – chcemy czy nie – czas zacząć przyzwyczajać się do jej autonomii i wyjątkowo jak na czterolatkę wyrobionego gustu/opinii w stosunku do miliona rzeczy. Za każdym razem, gdy wracam do tych zdjęć dociera do mnie mocniej, że czas pędzi tak nieubłaganie i żal mi każdej minuty spędzonej w nieprzemyślany sposób…ale o tym już nie dziś. Outfity dziewczyn to co prawda letnia kolekcja BPM, ale Pati i Marta jako multimamy doskonale wiedzą, że w szafach dzieci potrzebujemy rzeczy, które sprawdzą się w każdym sezonie, więc zarówno kombinezon, bluza jak i sukienka z powodzeniem zostają u nas na jesień. Mam ostatnio straszną fazę na połączenie kontrastu czerni i bieli z pastelami, więc wybitnie lubię dziewczyny w tej wersji, co zresztą widać choćby TU i TUTAJ , ale też moje serce żyje już modową jesienią w ich szafach. Na facebooku możecie podejrzeć, co wybitnie skradło moje serce w nowych kolekcjach, a lada dzień (jak tylko naprawię telefon) na Instagramie, w Instastories pokażę Wam kilka perełek, w które uzupełniłam już szafę dziewczyn. Właśnie – dajcie znać – czy takie krótkie filmiki się Wam przydadzą?  wikilistka.plPost Daily OOTD #8 – Pink Rebel

WIKILISTKA

Debiut Baby OOTD! – Mix lata i jesieni

wikilistka.pl Wraz z nowym sezonem modowo wkracza na salony bloga moja mała debiutantka. Czas leci niesamowicie szybko i ta Panna dawno już nie jest leżącym słodko maluszkiem, ale dzielnie wstaje, z prędkością światła zwiewa na czterech, a w jej garderobie przeważają już zdecydowanie inne rzeczy niż pajacyki. Wiem, że mam tylko chwilę, żeby nacieszyć się buszowaniem po działach „baby”, więc wykorzystuję ten czas na maksa i łączę dwie swoje pasje – modę dziecięcą i fotografię – teraz zarówno w wydaniu kids jak i baby.  bluzeczka – Grain de Chic | szorty – Grain de Chic | skarpetki – H&M | opaska – Reserved  Dzisiejszy OOTD Mii to jesienna propozycja od Grain de Chic. Tak idealnie mi pasuje na ten ostatni poniedziałek sierpnia, będący takim miksem lata i jesieni. Z jednej strony – jest ciepło, świeci słońce, a buszujące cały dzień na podwórku dzieci pachną latem. Z drugiej – wieczory są chłodne, na drzewach zaczynają panoszyć się żółte liście, a słońce zachodzi zdecydowanie za wcześnie… Z jednej serce mi pęka, że moja ulubiona pora roku się kończy, z drugiej tylko czekam na powrót do choć trochę przewidywalnej przedszkolnej rzeczywistości. W outficie od Grain de Chic mamy szorty w morskim, choć bardzo modnym tej jesieni, to jednak kojarzącym mi się z latem kolorze, a do tego musztardową – bardzo już jesienną bluzeczkę. Idealne uzupełnienie. Jak Wam się podoba moja mała modelka <3 ?    wikilistka.plPost Debiut Baby OOTD! – Mix lata i jesieni

WIKILISTKA

Gadżety na lato – nasze hity 2016

wikilistka.pl Najlepsza informacja tego tygodnia? Od jutra wraca ciepełko! W końcu namiastka lata …tego lata. Cieszę się strasznie, bo przez wszystkie ostatnie  zawirowania nie zdążyłam się z Wami wcześniej podzielić naszymi gadżetowymi letnimi hitami tego roku, a naprawdę warto je mieć w swoim posiadaniu, bo choćby plażowanie z dziećmi ułatwiają maksymalnie, a poza tym – teraz w większości są na wyprzedażach, a przecież przydadzą się i w następne lato!  W ostatnich ulubieńcach wspomniałam Wam już o ręczniku-poncho od Lassig – uwielbiam po stokroć, ale to nie jedyna nowość tej marki, która mnie urzekła i którą pokochały dziewczynki… Mamy też stroje kąpielowe ( Wiki | Mia ) i kapelusiki, które są świetne, bo : zakrywają tyle ciałka, ile stroje jednoczęściowe, ale przez to, że są dwuczęściowe, znacznie ułatwiają życie mają delikatną wkładkę pochłaniającą – co prawda przy Wiki jest ona już niepotrzebna, a przy Mii nie zaryzykowałam zdjęcia pampersa, ale myślę, że przy niedawno odpampersowionych dzieciach to świetne rozwiązanie chronią przed słońcem – ochrona UV 50 + możemy złożyć cały pasujący do siebie komplet – poncho, strój i dwustronny kapelusik (też UV 50 + i wiązany, więc nie spada z główki przy wietrze!) Co jeszcze pokochałam tego lata lub wielbię od jakiegoś czasu?   Odkryciem jest torba plażowa Lassig (1) , którą dostałam w prezencie do strojów. Niby niepozorna, ale mieści naprawdę mnóóóstwo rzeczy ( u nas koc piknikowy, dmuchany basen, stroje, poncha, kapelusiki, ręczniki, kremy do opalania, otulacz i jeszcze kilka drobnostek ;)), a składa się do mikrorozmiarów zwiniętej reklamówki. Do tego ma taki specjalny usztywniany „woreczek”, który jest nieprzemakalny, więc można włożyć do niego mokre stroje, a gdy akurat torba nie jest wypakowana po brzegi to w to opakowanie można ją schować i siup do torby. Serio jest genialna i cenę ma bardzo znośną. Już drugie lato z rzędu wielbimy koc piknikowy La Millou (2) , bo jest duży, praktyczny, nic się na nim nie osadza i łatwo go zwinąć. Nie wyobrażam sobie też lata bez otulaczy bambusowych (4) , które u nas są kocykiem, ręcznikiem, pareo, awaryjną sukienką, szalikiem itp. Świetnym gadżetem, który towarzyszy nam już 2 rok jest opaska dla dziecka na rękę ( 5) , na której zapisujemy imię i nazwisko, dane kontaktowe do rodzica i inne ważne informacje. Co prawda nigdy nie planowałam zgubić dziecka, a i teraz Wiki jest już tak duża, że spokojnie wszystko powie, ale kupowałam tę bransoletkę, gdy jechałam z niespełna 2 letnią Wiki do Krakowa i czułam się po prostu dzięki niej trochę spokojniejsza. Niezastąpione jest też nosidło – zarówno Caboo, o którym pisałam TUTAJ  jak i TULA <3 Czego mi zabrakło, co by się przydało? Zdecydowanie zabrakło nam namiotu na plaży (8)! Przeliczyłam się, a jednak plażowanie z niemowlakiem to sport dla ambitnych Ten, który widzicie jest w dobrej cenie a ma ochronę UV, więc wydaje mi się być jedną z najlepszych opcji. Przydałby się też nocnik turystyczny (11) , bo bieganie kilkaset metrów do toalety na szybko z maluchem do przyjemnych nie należy, a już w momencie, gdy za rok będziemy mieć dodatkowo jedną córę próbującą pozbyć się pampersa – nie wyobrażam sobie bez niego lata. Wybrałam ten model, bo dla mnie jest najbardziej uniwersalny i higieniczny – możemy korzystać z niego w pociągu czy na stacjach benzynowych, ale także na plaży za pomocą wkładów podobnych do zwykłych reklamówek. Nie zabija też ceną Kolejne wielkie Must Have, które musi do nas dołączyć w następne lato to letnie pokrowce na foteliki samochodowe (7). Gdy jechaliśmy do Babci na drugi koniec Polski, wyłożyłam dziewczynkom foteliki bambusowymi otulaczami i wierzcie mi – to robi kolosalną różnicę. Na przyszły rok zaopatrzę się też koniecznie w chłonne, ale cienkie i zajmujące mało miejsca ręczniki, bo w planach mamy sporo podróży ( bo Mia już podrośnie), a zabieranie co najmniej 4 dużych ręczników kąpielowych to zdecydowanie nie jest coś, co mi się wpisuje w SMART LIFE. Póki co kuszą mnie w tej roli nowe kocyki muślinowe La Millou albo takie ręczniki z mikrofibry ( te sobie kupię na siłownię i będę już testować) . Ostatnie 3 gadżety to zawieszka do auta/wózka (9) , do której można przyczepić smoczek, zabawkę, lustereczko a i schować coś do środka – kto musiał dziecku sto razy podawać w aucie smoczek ten wie, o czym mówię Do tego pojemnik na mokre chusteczki Skip Hop (6) , żeby uniknąć otwarcia paczki i pomoczenia wszystkich zabranych pampersów  i jakiś większy pojemnik termiczny (12), najlepiej właśnie taki z pojemnikami i przegródkami – w tym roku korzystaliśmy z luchbox’a Wiki ale dla 4 osób był zdecydowanie za mały.  tak, Mia też mi wcina piasek na plaży ;) A co Was zachwyciło przydatnością tego lata? Jakie macie plany na ostatni ciepły tydzień tegorocznych wakacji? wikilistka.plPost Gadżety na lato – nasze hity 2016

Kapcie do przedszkola – jak wybrać najlepsze?  + KONKURS!

WIKILISTKA

Kapcie do przedszkola – jak wybrać najlepsze? + KONKURS!

Jak zrobić lampion LED w 15 minut?| DIY

WIKILISTKA

Jak zrobić lampion LED w 15 minut?| DIY

Prosty sposób na oszczędności w kompletowaniu jesiennej garderoby dzieci

WIKILISTKA

Prosty sposób na oszczędności w kompletowaniu jesiennej garderoby dzieci

Ulubione w lipcu ’16

WIKILISTKA

Ulubione w lipcu ’16

Jak wybrać idealne buty do przedszkola i co nowego w tym temacie?

WIKILISTKA

Jak wybrać idealne buty do przedszkola i co nowego w tym temacie?

WIKILISTKA

Daily OOTD #7 – najpiękniejsza letnia sukienka

wikilistka.pl Zdecydowanie i bez apelacyjnie najpiękniejsza sukienka tego lata. Jak tylko ją zobaczyłam na wyprzedaży w SMYKU nie mogłam się oprzeć ( KLIK – teraz kosztuje tylko 27 zł z 89 !). Pokazują ją Wam dzisiaj, bo niestety w Smyku ktoś nie umie w zdjęcia i na zdjęciu produktowym prezentuje się ona co najwyżej dostatecznie, a w rzeczywistości jest naprawdę przecudna, przepiękne wykończenia. Och i ach! Zostawiam Was ze zdjęciami do porannej kawy, a my jesteśmy już w drodze …. W sumie, nie powiem Ci dokąd – zobacz na Instagramie, o TUTAJ sukienka – SMYK | otulacz – La Millou  Pięknego dnia!  wikilistka.plPost Daily OOTD #7 – najpiękniejsza letnia sukienka

WIKILISTKA

Projekt 365 | Czerwiec 2016

wikilistka.pl Czerwcowa odsłona projektu 365 jest chyba moją ulubioną. Ten wyjazd na początku miesiąca obfitował w tyle pięknych zdjęć, że do dziś napatrzeć się na nie nie mogę i czekam aż znajdę chwilę, żeby zapisać  coś sensownego, co mogłyby zilustrować.  Ten projekt 365 daje mi jeszcze jedną niepodważalną zaletę – taka retrospekcja uświadamia mi, jak wiele mam. Jakie to piękne nauczyć się znajdować szczęście w drobnostkach <3 Uświadomiłam sobie też, że nie byliśmy nigdzie dalej od 2 miesięcy i chyba tym samym zdiagnozowałam przyczynę ostatnich gorszych dni przepełnionych marazmem, zmęczeniem i wszędobylskim czepialstwem. Lecę więc parzyć herbatę z cytryną, biorę notes i będę negocjować z Czasem i Budżetem jeszcze jakiś dalszy wyjazd w te wakacje, a Was zostawiam z naszymi kadrami z czerwca. Poprzednie miesiące możecie zobaczyć TUTAJ  Codzienność jest magiczna, prawda?  wikilistka.plPost Projekt 365 | Czerwiec 2016

Wyprzedaż SS 16 – co warto kupić dzieciom?

WIKILISTKA

Wyprzedaż SS 16 – co warto kupić dzieciom?

WIKILISTKA

Najlepsze dla dziecka? Poznaj mądre podejście, które przy okazji pozwoli Ci zaoszczędzić kilkaset złotych.

wikilistka.pl 9 miesięcy nosisz pod sercem, a potem niezmiennie i na zawsze chcesz dla niego tego co najlepsze. Każda z nas tak ma, że uchyliłaby swojemu dziecku nieba. Stanęłybyśmy na rzęsach, żeby nasze dzieci były zawsze szczęśliwe i miały wszystko, czego im potrzeba do szczęścia, zdrowia i radości. Czyż nie? Dużo ostatnio rozmawiamy o świadomym życiu, bo Ł. bardzo mocno wkręcił się w to, że to nie żadne poradniki mądrych niań i couch’ów zza oceanu chcę Wam tu przybliżać, a naszą filozofię, dzięki której żyje się łatwiej, lepiej, mądrzej i którą on bardzo, bardzo lubi. Całkiem niedawno odwiedziliśmy kilkoro dzieciatych znajomych i jak tak sobie zaczęłam analizować nasze rozmowy, to nietrudno było o wspólny mianownik pt. „Kupiłam, bo myślałam, że będzie ok, a teraz stoi i się kurzy/do wyrzucenia itp.” Jak się domyślacie – mowa była głównie o rzeczach dla dzieci. Ten piasek kinetyczny, co to kupiłam największe opakowanie (bo niby najtaniej wychodziło), a okazał się beznadziejny. Największy możliwy zestaw ciastoliny bez sprawdzenia, czy Twoje dziecko w ogóle daje akcept tego rodzaju zabawom, 10 bluzek basic, bo były na wyprzedaży, a potem się okazało, że nosicie tylko 3. Ja się więc pytam – dlaczego nie zaczyna się ZAWSZE od czegoś „na próbę”? Trzymam się tego właściwie w każdej dziedzinie życia. Jeśli chcę przetestować nową serię kosmetyków – zazwyczaj zaczynam od maseczki w saszetce za +/- 5 złotych. Nowy proszek? Kupuję najmniejsze opakowanie. Nowy jogurt, który kusi mnie by spróbować, ale nie jestem pewna, czy mi zasmakuje? Biorę jedno najmniejsze opakowanie, a nie czteropak, „bo promocja”. Nie zrozum mnie źle, kupowanie dużych opakowań jak najbardziej się opłaca, ale wtedy i TYLKO wtedy, kiedy wiesz, że dane „coś” naprawdę Ci służy i zużyjesz to, co kupiłaś. To jest mega ważne zwłaszcza w kontekście malutkich dzieci, bo jednak pieluchy, mokre chusteczki, mleko, kaszki czy słoiczki z daniami dla niemowląt to są faktycznie rzeczy, które zużywamy przez pewien czas w ilościach hurtowych. Tyle, że z racji ogólnego przekonania, że dla dzieci wszystko w większych paczkach się bardziej opłaca, lecimy na promocję i kupujemy w ciemno. A skąd mamy wiedzieć, czy faktycznie warto? Taką najprostszą i najbardziej nagminną sytuacją jest ta, gdy z jakiś powodów musimy przestać karmić nasze dziecko piersią i wprowadzić mleko modyfikowane. Oczywiście wiemy, że mleko mamy jest najlepsze, ale niestety czasami natura decyduje za nas i tego mleka czasem jest za mało, czasem nie wystarcza na tak długo jak byśmy chciały. A wciąż chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, prawda? Idziemy więc do tej drogerii, podchodzimy do odpowiedniej półki i namiętnie czytamy składy. W bardziej zaawansowanych przypadkach szukamy informacji o tym, co w tym składzie jest najistotniejsze dla zdrowego rozwoju naszego malucha – ja np. robiąc research pod kątem najlepszego mleka następnego trafiłam na fajny artykuł odnośnie DHA i żelaza, jak macie ochotę poczytać odsyłam do całości TUTAJ. Często zerkam też na różne przykładowe jadłospisy dla dzieci w określonym wieku, analizuję je i szukam idealnej wypadkowej, która sprawdzi się u nas.  Wracając jednak do tego mleka – przeczytałyśmy artykuły i skład, wybieramy najlepsze i wszystko fajnie, ALE nie uwzględniłyśmy w tym wszystkim jeszcze jednego parametru – CZY NASZEMU DZIECKO BĘDZIE ODPOWIADAŁ NASZ WYBÓR? Zarówno smakowo (jeśli myślisz, że każde MM smakuje tak samo to jesteś w wielkim błędzie, wierz mi;)), jak i pod kątem małego brzuszka – czy  nie wpłynie choćby na kolki i perystaltykę jelit? Czy po tym mleku maluszek nie zacznie mocniej ulewać? O ile, gdy mówiłybyśmy o słoiczku z obiadkiem, rozmawiamy o kwotach rzędu 5 zł, o tyle biorąc pod uwagę, że paczka mleka kosztuje około 40-50 złotych, a w każdym większym sklepie mamy do wyboru co najmniej 5 jego rodzajów, to ile pieniędzy możemy wyrzucić w błoto nim trafimy na to, które spełnia nasze wymogi pod kątem składu i jednocześnie smakuje i służy naszemu malcowi? 200 zł? Piechotą nie chodzi, prawda? A jeśli Ci powiem, że jest banalnie prosty sposób, żeby te 200 zł zaoszczędzić i absolutnie nikt na tym nie ucierpi, a właściwie wszyscy zyskają? To jest właśnie to SMART myślenie, którego powinni uczyć w szkołach. Otóż – przecież mleko modyfikowane, to po prostu produkt i jak w przypadku większości produktów, tak i tu  możemy zapisać się do jakiegoś klubu mam danej marki i zamówić BEZPŁATNE PRÓBKI. Co ważne, absolutnie nikt Wam nie broni zapisać się do wszystkich klubów i przetestować każdego dostępnego mleka ( czy innych produktów, bo często są wysyłanie w pakiecie). Robiłam tak przy obu dziewczynach i jestem z tego rozwiązania mega zadowolona – nigdy nie wyrzuciłam choćby pół puszki mleka! Co więcej, na różnych targach bardzo często również są stoiska, gdzie możecie dostać bezpłatne próbki i wierzcie mi – warto je mieć! Miałam  wrzucone w torbie i już kilka razy, gdy przedłużył nam się wyjazd uchroniły mnie od konieczności kupienia kolejnego dużego opakowania tylko dlatego, że zabrakło mi w podróży jednej porcji. Idąc tym tropem, jeśli zastanawiasz się nad zmianą rodzaju czy wielkości pieluszek (choćby w ramach tego samego producenta), kup najpierw małą paczkę. Wierz mi, że jak wyrzucisz trzecie body z rzędu, bo się okaże, że jednak te nowe pieluszki są mniej chłonne/za duże to zrozumiesz boleśnie, co znaczy „pozorna oszczędność”… Jeśli nie wiesz, czy Twój maluch lubi konkretny smak obiadku danej marki to nie kupuj go w promocji w kilkupaku. Gdy Twoje dziecko ma zacząć przygodę z nowym rodzajem zabawki (np. ciastolina czy lego), kup najpierw jakiś mały, podstawowy zestaw i sprawdź, czy to na pewno ten czas, czy to nie będzie zabawa dosłownie na 3 minuty. Nie jestem ekspertem od oszczędzania ( niestety:P), ale swego czasu sytuacja zmusiła mnie do nauczenia się bardziej przemyślanych wyborów. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – ja się naprawdę cieszę, że tak właśnie się stało. Uparcie wierzę w to, że każdy trudny moment nas czegoś uczy, a u nas był początkiem bardzo świadomego życia, dzięki któremu dziś – bez żadnych odczuwalnych wyrzeczeń – możemy zaoszczędzić na spędzanie czasu w sposób, który lubimy. Jeśli więc faktycznie chcecie dla swoich dzieci jak najlepiej, działajcie tak, żeby zamiast wyrzucania kilkuset złotych w błoto, móc je przeznaczyć na fajnie spędzony weekend i obiad na mieście. wikilistka.plPost Najlepsze dla dziecka? Poznaj mądre podejście, które przy okazji pozwoli Ci zaoszczędzić kilkaset złotych.

WIKILISTKA

9 inspiracji na nowy tydzień

wikilistka.pl Za nami intensywny weekend na See Bloggers, więc chyba anuluję poniedziałek. Niedzielny wieczór zamiast na dokończenie wpisu, nad którym pracowaliśmy od dwóch tygodni, poświęciłam na spisanie wszystkich przemyśleń, które kiełkują w mojej głowie. Po tak inspirujących weekendach zawsze mam ochotę na zmiany i nie chciałabym, żeby coś mi umknęło – a te spisane przemyślenia często i Was inspirują do lepszego. Dziś jednak nie przemyśleniami się z Wami podzielę (choć, w sumie trochę tak), a tym, co ostatnio mnie w jakiś sposób urzekło w sieci. Łapcie, inspirujcie się i wracajcie jutro po ten wpis, który dla Was dłubiemy oboje od dwóch tygodni Pastelowe róże z Lidla ( dokładnie te ze zdjęcia głównego!) serwowane do śniadania. Jak nic robią mi dzień, a może nawet i tydzień. Polecam, to zazwyczaj najlepiej wydana dycha w tygodniu Basia i jej cudny nowy wpis, który przypomniał mi dziś, że – mimo tego, że czasem mam ochotę uciec daleko choć na dobę od tego całego galimatjasu domowego – to jest najważniejsze, co w życiu mam. I życie w ogóle jest tym, co mam najcenniejszego, więc grzechem jest tracić je na narzekanie. Monia i jej 10 przykazań. Zdecydowanie zamierzam uskuteczniać!  15 kosmetyków z apteki, które zadziałają na skórę jak lek, a kosztują grosze. Jak naprawdę powstają piękne zdjęcia? Te zdjęcia dużo wyjaśniają. Codzienne śniadania rodem z Pinteresta niestety są chyba niewykonalne codziennie przy dwójce maluchów w domu, a z drugiej strony kanapka z żółtym serem to raczej mało atrakcyjna fotka. Ja zazwyczaj robię sobie raz na jakiś czas np. „instaphotoday”, jadę rano do Lidla po owoce wszelakie, parzę herbatę, smażę małe naleśniki, rozkładam białe tło i robię co najmniej kilkanaście zdjęć na zapas. GE-NIAL-NE rzeźby wykonane w graficie ołówka (!). Musicie to zobaczyć, serio! 10 pięknych rzeczy za mniej niż 10 zł  – jeśli potrzebujecie estetycznego doładowania, a budżet nie współpracuje Małe rzeczy, które pomagają w utrzymaniu porządku na co dzień od Niebałaganki – nie wiem jak Ty, ale ja chłonę jak gąbka wszelkie sposoby, które dają mi nadzieję na utrzymanie choćby względnego porządku Siedem rytuałów szczęśliwych par – my jesteśmy razem 10-ty rok i jeszcze się nie pozabijaliśmy. Stosujemy większość, więc może warto ? Andrzej mądrze o życiowej krótkowzroczności, czyli dlaczego DLACZEGO? jest tak ważne w życiu Wisienka na torcie – moje ulubione zdjęcie na naszym Insta w ostatnim czasie <3 Jesteście ze mną na Insta? Mam nadzieję, że wiecie – działa trochę tak jak facebook, nie „serduszkujesz”, nie komentujesz = przestajesz widzieć. Kąpielowe atrakcje sensoryczne #bath #bathtime #flowers #roses #pink #babyphoto #babygirl #kochamnajmocniej #jestembojestes #wieczór #evening #moments #najlepiej #lovemylife A photo posted by Monika Es.| wikilistka.pl (@wikilistka) on Jun 30, 2016 at 9:25am    Tyle ode mnie na dziś – łapcie, inspirujcie się i podrzucajcie, co fajnego Wy znalazłyście ostatnio?  wikilistka.plPost 9 inspiracji na nowy tydzień

WIKILISTKA

9 zasad, które ułatwią Ci życie z dziećmi

wikilistka.pl Jak to robię, że pijam gorącą herbatę, moich posiłków nie stanowi dojadanie resztek po dzieciach i do łazienki ZAWSZE chodzę bez dzieci? Zdradzę Ci moje sposoby, które sprawiają, że da się być z dziećmi na okrągło, nie podrzucać do dziadków czy cioć, do tego pracować w domu i nie zwariować.  Poprzedni tydzień z chorą Mią trzymaną non stop na rękach i jednoczesnym pieczeniem ciast, tortów i babeczek na urodziny Wiki uświadomił mi jedną ważną rzecz – zrozumiałam, jak bardzo cenię sobie codzienność, która została wypracowana dzięki kilku zasadom i rytuałom. Z pozoru niezauważalne błahostki, a wychodzi na to, że to właśnie one pozwoliły mi stworzyć codzienność, która pozwala mi funkcjonować z dziećmi 24/7 przez okrągły rok i nie zwariować. Przeziębiona Mia udowodniła mi jak to jest łamać te wszystkie postanowienia i być na kwęknięcie dziecia 24/7 i dobitnie uświadomiła mi, że na dłuższą metę to jest na tyle toksyczne podejście, że chyba mogłoby zabić. Pomyślałam, że skoro te zasady tak bardzo pomagają mi, może niektóre z nich przydadzą się także Tobie – zwłaszcza, jeśli jesteś na początku swojej przygody z macierzyństwem. Dziś opowiem Ci o kilku sprawach, które sprawiają, że jeszcze nie zwariowałam ; )                                      9 zasad, które ułatwiają nam życie z dziećmi WSZYSCY JESTEŚMY  TAK SAMO WAŻNI Nie ma tak, że nagle rzucę mycie zębów w połowie, bo najedzone, czyste, przebrane dziecko, którego nic nie boli ma właśnie focha i zamiast siedzieć akurat chce wstać. Nie ma tak, że nie zrobię obiadu, bo dziecko mnie terroryzuje płaczem i chce być 24/7 na rękach … Tak samo nie przestanę nagle czytać Wiki bajki, bo Mia jęknęła ani nie skończę odkurzania w połowie, bo Wiki sobie wymyśliła, że mam się z nią TERAZ pobawić Lego. Jeśli dziecko jest zdrowe, czyste, ma komfort termiczny, jest najedzone, nie jest zmęczone tylko akurat wymyśliło sobie, że dobrze jest tylko u rodziców na rękach i to tylko chodząc w kółko po pokoju to niestety, ale musi sobie poradzić z faktem, że nie każda taka zachcianka będzie spełniana na pstryknięcie palcem. To działa też w drugę stronę – na przykład: szanujemy to, że Wiki (dzieci) może nie mieć ochoty na spędzenie dnia/weekendu tak, jak my to sobie wymyślimy, dlatego zawsze staramy się wcześniej o tym rozmawiać i szukamy takiego rozwiązania, żebyśmy wszyscy byli zadowoleni (w ogóle staramy się omówić z dziećmi większość planów i decyzji, poznać ich zdanie jeśli temat ich dotyczy). Jeśli Mała chce iść na rower i plac zabaw, a my po tygodniu chcielibyśmy jednak pospacerować poza obrębem osiedla, w ładniejszej scenerii, to pakujemy rower i jedziemy do parków nad morzem, gdzie mamy i morze i scenerię i ścieżkę rowerową i ogromne, piękne place zabaw. Owszem, są wyjatki – Mia jest ciężkim przypadkiem i uparcie próbuje wszystkich nas przekonać, że jednak jest najważniejszą królową wszechświata, ale walczymy o nasze zasady dzielnie. KAŻDY MA PRAWO DO CZASU/MIEJSCA TYLKO DLA SIEBIE Nakreślmy sytuację – jesteśmy z dziećmi 24/7 , okrągły rok. Jeśli któreś z nas wychodzi – drugie zostaje z dwójką. Nie mamy możliwości podrzucenia ich do dziadków, cioć czy nigdzie indziej. Decydując się na dzieci miałam świadomość, że tak właśnie będzie, więc nie mam do nikogo pretensji, ale jednocześnie – wiedziałam, że MUSZĄ pojawić się zasady, które pozwolą w takim układzie nie zwariować. Ja żyję bardzo świadomie i znam siebie, więc wiem, że jeśli nagle wywróciłabym swoje życie zupełnie do góry nogami, podporządkowując wszystko dzieciom, godząc się na wieczny bałagan, zimną kawę, resztki zamiast normalnego obiadu i rozciągnięty dres poplamiony kaszką to po miesiącu zamknęliby mnie w psychiatryku, a już na pewno groziłoby to jakimś marazmem, który łatwo przeradza się w depresję i frustracją, co też negatywnie wpływałoby i na relacje z dzieckiem i z Łukaszem. Cenię sobie życiową równowagę, więc od początku mojej przygody z macierzyństwem dokładałam wszelkich starań, żeby uczyć dzieci pewnych zasad, które w naszym domu są niezmienne. * Do łazienki chodzę SAMA (dziecko, które mogłoby sobie przez te 5 minut zrobić krzywdę odkładam w bezpieczne miejsce, a Wiki nie miewa pomysłów, by w czasie mojej 5 minutowej nieobecności targać się na swoje życie;)) * Codziennie rano jem śniadanie i piję CIEPŁĄ herbatę, ubieram się i doprowadzam do porządku * Dzieci mają swoje łóżka – rodzice swoje. * Dzieci mają swoją przestrzeń na swoje zabawki i jeśli panuje jako-taki porządek, nie ingeruję w to, na której półce stoją książki, w którym koszyku są figurki a w którym kredki CODZIENNIE RANO I WIECZOREM PRZEBIERAM DZIECI To jest banał nad banałami, ale wiem, że jest wiele osób, które nie uczą maluchów do roku czasu rozróżniania dnia i nocy i przebierania się „z tej okazji”. Moje dziewczyny właściwie odkąd skończyły z dwa miesiące są przebierane codziennie rano w ubranka i na noc w piżamę i NIGDY nie miałam w domu wojny o to, że ktoś mi się nie będzie przebierał i wychodzi z domu w piżamie. Fakt, że trzeba się rano ubrać w normalne ciuchy, a piżamę schować do szafy jest tak oczywisty jak to, że gdy jesteśmy głodni, musimy coś zjeść. Dla sprostowania : TAK – zdarza nam się położyć dziewczyny spać w ubraniach jeśli np. wracamy bardzo późno do domu i zasnęły w samochodzie i TAK – zdarzają nam się dni w piżamach do południa, ale to są wyjątki potwierdzające regułę MAMY SWOJE RYTUAŁY, STAŁE PUNKTY DNIA, ALE UCZYMY, ŻE ZMIANA TO NIC ZŁEGO. TO NIE RYTUAŁY CZY RZECZY SĄ GWARANCJĄ POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA Z jednej strony nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez jakiejś tam rutyny z dwójką dzieci ‚all the time’ obok, ale z drugiej nie wyobrażam sobie, żeby dzieci zrobiły mi awanturę z powodu braku różowej butelki/żółtego kocyka w korku przy bramkach na autostradzie, bo „o matko, jest 19-ta, a bez tego nie zasnę!”. W „normalnym” trybie tygodniowego funkcjonowania mamy swoje przyzwyczajenia, rytm dnia i tygodnia, ale jednocześnie wyjazdy i zmiany niestanowią dla naszych dzieci żadnego problemu. Jeśli 19-ta wypada w aucie, to zasypiają w aucie. Jeśli pora jedzenia wypada akurat na stacji benzynowej w trasie, to jemy na stacji. Jeśli siedzimy dłużej u znajomych, daję Mii smoczek,kocyk i Szumisia, a Wiki przytulankę, czytam (albo opowiadam bajkę) i zasypiają – zazwyczaj w pokoju obok – a ja wracam do towarzystwa. NA WSZYSTKO JEST OSOBNY CZAS – NA ZABAWĘ, JEDZENIE, WIECZORNE RYTUAŁY, PRACĘ RODZICÓW U nas tego punktu nie mogło zabraknąć z prostego powodu – oboje dużo pracujemy w domu i nasze dzieci MUSZĄ wiedzieć, że jest taki czas, kiedy muszą pobawić się same, bo my MUSIMY popracować. Pisałam o tym trochę we wpisie o mądrym multitaskingu. Co prawda Mia próbuje nam rozwalić system, ale wierzę, że jeszcze trochę i zacznie rozumieć pewne kwesie . Dzieci są nauczone też tego, że o określonych porach w ciągu dnia jest czas na określone czynności i jest nam to potrzebne, żeby cała machina zwana rodzinnym życiem jakoś funkcjonowała. Wiki – choć zawsze ciągnie jej się to niesamowicie – wie, że musi zjeść śniadanie w ciągu +/- pół godziny, bo inaczej się spóźni do przedszkola. Wie, że jeśli będzie godzinę marudzić nad obiadem to przez to spędzimy mniej czasu na spacerze/rowerze/nie pójdziemy do kina. Jeśli będzie godzinę jadła kolację to będziemy mieć mniej czasu na bajkę i wieczorne rozmowy/przytulańce, więc coraz mniej marudzi podczas jedzenie i skupia się na czynności, którą ma wykonać. Nie daję dzieciom kar, nie zmuszam do jedzenia – są po prostu nauczone konsekwencji swoich decyzji (możesz jeść to przez godzinę, ale wtedy nie starczy nam czasu na spacer). Jestem święcie przekonana, że dzieciom dobrze robi świadomość, że doba nie jest z gumy. MOJE DZIECI NIE MYŚLĄ, ŻE PIENIĄDZE WYCHODZĄ ZE ŚCIANY I WIEDZĄ, ŻE RZECZY KOSZTUJĄ PIENIĄDZE, A TE PIENIĄDZE TRZEBA ZAROBIĆ Wiktoria ma świadomość, że są zabawki droższe i tańsze i często jeśli chce coś droższego to musi przez jakiś czas zrezygnować z kupowania tych tańszych (i często zupełnie zbędnych). Na przykład – w tej chwili „zbiera” na wymarzonego jednorożca Starlily, więc wszelkie nadmorsko-bazarowe „mamo, a kupisz mi” załatwiam jednym pytaniem – Już nie chcesz Starlily? Wie, że musimy pracować, żeby zarobić pieniądze, które są niezbędne, bo jedzenie, mieszkanie ( i wszystko inne) KOSZTUJE, a to znaczy, że trzeba za to zapłacić pieniędzmi, które wcześniej trzeba zarobić. DOM TO WSPÓLNE DOBRO, WIĘC KAŻDY MA SWOJE OBOWIĄZKI Jak to może nie być oczywiste? Mamy z Ł. WSPÓLNE dzieci i mieszkanie, więc niby dlaczego tylko ja miałabym o te wspólne dobra dbać? Tak samo – skoro moja czterolatka potrafi obsłużyć smartfon to umie też po jedzeniu odnieść naczynia do kuchni, schować rano swoją piżamę, wieczorem brudne rzeczy wrzucić do prania, poprawić rano pościel na łóżku, posprzątać swoje zabawki. Często pomaga mi też w takich „nieobowiązkowych” czynnościach – pomaga wieszać pranie, ściera mokrą chusteczką blaty, paruje skarpetki, rozdziela przed prasowaniem ubrania na swoje, Mii i nasze, pomaga nakryć do stołu – a ma TYLKO 4 lata. Ile dzieci w wieku 7 + nie robi połowy tych rzeczy? I dlaczego? Łukasz natomiast nie pomaga mi przy dzieciach i domu – on się tym wszystkim zajmuje ze mną po połowie. Są rzeczy, w których każdy ma swoją „działkę” do ogarnięcia a są obowiązki, które wykonujemy na zmianę. Tak, gotuje DZIEŃ JEST OD ZABAWY/PRACY – NOC OD SPANIA/ODPOCZYNKU Zdusiłam w zarodku chęci moich dzieci do wstawania np. o 2giej w nocy i zabawy. Kategorycznie nie włączałam światła (nie podnosiłam rolet) i jeśli nie były chore, głodne bądź nie trzeba było zmienić pampersa – powtarzałam jak mantrę, że jest noc i teraz śpimy. [ Tu polecam Wam z całego serca rolety, najlepiej zewnętrzne. Wiki dłuuugi czas wierzyła, że noc jest tak długo jak jest ciemno, więc bardzo często spaliśmy spokojnie do 9-tej ;D]. Nie, nie ma takiej siły, która mnie przekona, żeby ulec dziecku, które o 4-tej nad ranem chce się bawić w cokolwiek. Jeśli słyszę, że dziecko jest głodne oferuję najprostszą w przygotowaniu kanapkę (lub maluchowi mleko) i jeśli usłyszę „nie chcę tego, zrób mi naleśniki” to odpowiadam „jeśli nie chcesz kanapki to najwyraźniej nie jesteś głodna, dobranoc”. NAUCZYŁAM DZIECI NAZYWANIA „STANÓW”, POTRZEB I EMOCJI Mam takie wrażenie, że domeną dzisiejszych czasów jest paranoiczne uchronienie dzieci od WSZYSTKIEGO. O ile ja również chcę dla moich dzieci jak najlepiej, to chcę jednak też żeby były świadome choćby tego, że gdy się nie zje posiłku, będzie się głodnym i co się wtedy w tym małym brzuszku dzieje. Tego, że gdy trze oczka, ciągnie się za uszy, jest marudna i wszystko jej nie pasuje to zapewne jest zmęczona i gdy położy się spać, po przebudzeniu będzie lepiej. Pokazałam, że wychodzenie na dwór w zimę i mróz bez kurtki to raczej kiepski pomysł, bo jest zimno itd. Ileż ja godzin przegadałam z Wiki tłumacząc jej, że za to jak aktualnie reaguje na pewno rzeczy odpowiadają emocje i że można nad tym panować, że są lepsze sposoby niż reagowanie na wszystko histerycznym płaczem! Kazali mi się puknąć w czoło, że do dziecka niespełna dwuletniego mówię „jesteś zdenerwowana, rozumiem, że Ci przykro, ale spróbuj się uspokoić to porozmawiamy o tym jak rozwiązać problem” . Na szczęście nie posłuchałam, bo dzięki temu mam w domu 4-letniego człowieka, z którym o problemach rozmawiam, a nie ogarniam wybuchy histerii z powodu niekupionej książeczki na środku hipermarketu.                Ubranka dziewczyn – Boginie Przy Maszynie (Mia kombi, Wiki sukienka i bluza) Dzięki tym kilku zasadom jeszcze nie zwariowałam ogarniając codziennie tę szaloną dwójkę. Nie jestem jednak nieomylna i wiem, że wiele jeszcze muszę się nauczyć, więc chętnie poczytam, co sprawdza się u Was? Co jeszcze może ułatwić rodzicom codzienność?   wikilistka.plPost 9 zasad, które ułatwią Ci życie z dziećmi

Projekt 365 – Reaktywacja | marzec-maj 2016

WIKILISTKA

Projekt 365 – Reaktywacja | marzec-maj 2016

Ulubione w czerwcu ’16

WIKILISTKA

Ulubione w czerwcu ’16

Nic nie jest nam dane „raz na zawsze”… | slow life

WIKILISTKA

Nic nie jest nam dane „raz na zawsze”… | slow life

WIKILISTKA

The best of…łóżeczko turystyczne | Poradnik wakacyjny

wikilistka.pl Łóżeczko turystyczne nie bez powodu jest gadżetem, któremu w Poradniku Wakacyjnym poświęcam osobny wpis i piszę o nim na samym jego początku. To taka mała niepozorna rzecz – a wierzcie mi, łóżeczko turystyczne jest w stanie nie tylko znacznie poprawić komfort każdego wyjazdu z maluchem, ale też przydaje się nie tylko na wyjazdach i jest stosunkowo niedrogim zakupem. Dlaczego w ogóle warto kupić łóżeczko turystyczne? w hotelach są one łatwo dostępne, ale już często podczas noclegów w kwaterach czy nawet u rodziny – nie. Posiadanie takiego łóżeczka zwiększa nam komfort każdego wyjazdu. jest niezastąpione przy uczących się wstawać dzieciach – w momencie, gdy się puszczają, uderzają główką o miękką siatkę a nie twarde barierki to stosunkowo tani gadżet, który mo,że praktycznie na stałe „mieszkać” w bagażniku przydaje się też np. na plaży czy w ogrodzie idealny, jeśli dzieci często śpią u dziadków Na rynku dostępnych są tysiące modeli łóżeczek turystycznych – od tych najprostszych, jednopoziomowych i bez bajerków po kombajny z przewijakiem, organizerami, dodatkowym materacem, podwieszanym dnem, wibracjami, karuzelą i pozytywką. Ceny też są najróżniejsze – zaczynają się na ok. 100 zł, a kończą w okolicach 1000 zł. Jakie są najważniejsze cechy łóżeczka turystycznego? stabilność łatwość składania/rozkładania wygodna torba do przenoszenia ciche, miękkie kółka otwór, którym dziecko może samo wychodzić jak największa powierzchnia ścian z „siateczki”, co ułatwia cyrkulację JEŚLI ŁÓŻECZKO MA SŁUŻYĆ NOWORODKOWI – rozważyłabym opcję z podwieszanym materacem i przewijakiem JEŚLI ŁÓŻECZKO MA BYĆ UŻYWANE NA ZEWNĄTRZ – warto pomyśleć o modelu z moskitierą Wybraliśmy 23 najciekawsze łóżeczka, na jakie w ostatnich czasach wpadliśmy w sieci szukając egzemplarza dla Mii (która wstaje mając 6 miesięcy, więć zakup łóżeczka uznaję za konieczność!). 1  / 2 / 3 / 4 / 5 /  6 / 7 8 / 9 / 10 / 11 / 12 / 13 / 14 / 15 16 / 17 / 18 / 19 / 20 / 21 / 22 / 23 Dajcie znać – które najbardziej przypadło Wam do gustu i co Wam się przyda w ramach Poradnika Wakacyjnego? W środę rano zajrzyjcie po przewodnik po wyprzedażowych perełkach dla dzieci! wikilistka.plPost The best of…łóżeczko turystyczne | Poradnik wakacyjny

Tukany na Wyspie Sobieszewskiej |Daily OOTD #6

WIKILISTKA

Tukany na Wyspie Sobieszewskiej |Daily OOTD #6

19  najgorszych błędów w pielęgnacji cery – SPRAWDŹ JAK ICH UNIKNĄĆ

WIKILISTKA

19 najgorszych błędów w pielęgnacji cery – SPRAWDŹ JAK ICH UNIKNĄĆ

Pokój dla dziewczynki – a nawet dwóch :) | + FILM

WIKILISTKA

Pokój dla dziewczynki – a nawet dwóch :) | + FILM