MATKA PASJONATKA
Firanki
Poprzedniej nocy zasypiałam patrząc na jej firanki. Piękne, czarne, przymknięte po dniu pełnym odkrywania. Wieńczące powieki, kaskady rzęs, skrywające miliony dziecięcych trosk i tajemnic.Pomyślałam, że ta mała głowa, obok mnie spoczywająca na poduszce jest okropnie ciężka. Naładowana negatywną energią i okrutnymi słowami."nie kocham cię.. jesteś paskudna...okropny bachor...nienawidzę cię...nie chcę ciebie.."Mimo tego wszystkiego podniesione czoło, przytomne spojrzenie i krótkie słowa na dobranoc:"kocham cię mamo, przepraszam że byłam nie dobra"Tak naprawdę nikt nie dał mi prawa oceniania mojego dziecka. Nie dał mi prawa nadawania mu etykiet, szykanowania i obrażania. To ja sobie nie radzę z gniewem, to ja sobie nie radzę ze złością i mam do tego prawo. Do bezsilności, niemocy i braku doświadczenia. Mam prawo do braku umiejętności rozwiązywania konfliktów, do zwieszania głowy i do łez. Mam prawo do gniewu i jego rozładowania. Nie mam jednak żadnego prawa by to wszystko spadało na ramiona mojego dziecka. Bez względu na wszystko.Tak samo jak ja i moje dziecko ma pewne prawa. Do bycia złą, do gniewu, do wściekłości i bardziej niż ja ma prawo do tego by wyrzucać z siebie to w niewłaściwy sposób. Bo to ja muszę nauczyć je jak ukierunkować emocje lub zaprowadzić do kogoś kto zrobi to lepiej ode mnie. Dzisiaj mówi mi siostra - pisz. Pisz prawdę, to co teraz czujesz. Pisz o tym, że chcesz cofnąć czas, że wiesz już doskonale iż bycie mamą dziewczynki to nie kucyki i kokardki w warkoczach a dziecko z autyzmem to nie bajka i strony opowieści a prawdziwe życie.Piszę więc. Wyrzucam do was emocje które nie są obce wielu rodzicom. Nie napiszę też na końcu tego co wielu moich znajomych po zawodzie - że wszyscy będą żyli szczęśliwie a dzieci poklepią nas po ramieniu że daliśmy sobie radę. Bo tak nie będzie. Zawaliłam i nie raz jeszcze będę zawalać sprawę. Tak po łebkach lub po całości spieprzę nie jeden ważny okres w ich rozwoju.Co gorsza w swoim też. Bycie dorosłym dzieckiem alkoholików nie daje mi żadnego przygotowania. Nie potrafię traktować dzieci jak małe istoty ale patrzę na nie ze swojego poziomu, bo sama jestem wewnątrz jeszcze dzieckiem takim samym jak moje, też pełnym obaw i nie przygotowanym do życia.Jeśli kiedykolwiek czułam się dojrzalsza to w chwili gdy wychodziłam za mąż i nie planowałam potomstwa. Potem była chwila kiedy czułam się doroślejsza ze wszech miar - to był moment chodzenia w ciąży i dumy z bycia przykładną żona i kobietą XXI wieku. Udowodnienia że sobie radzę i coś osiągnęłam - tylko czy urodzenie dzieci, wyjście za mąż to są rzeczy którymi coś możemy komuś udowodnić? One nie mówią nic o nas. O tym jacy jesteśmy - tylko na koniec szepczą smutno innym, że uciekliśmy tam gdzie nie nasze miejsce. Dalej był już koszmar. Zero przygotowania do karmienia, zero wsparcia, zero porozumienia, zero uczuć. Nawet nie wiecie jak łatwo jest wmówić swojemu mózgowi że dziecko należy chronić, że to istota najwyższego ryzyka i najpilniejszych priorytetów. Chociażby dlatego iż mamy to zakodowane instynktownie jako ssaki. To już wystarcza by otoczyć opieką nasze i czyjeś potomstwo choć w różnym stopniu.Jedną ze stron medalu rodzicielstwa jest to, że nie każdy człowiek ma cierpliwość, umiejętność nauczania, pokorę i na koniec niekończące się pokłady miłości by wychowywać. Wiele osób jak ja, nie ma tego wszystkiego i jedyne o czym czasem marzy to związanie tych demonów, zakneblowanie i schowanie w szafie na 24 na dobę. W ciszy i spokoju i to nie po to by wyjść z domu na imprezę a dlatego by chociaż przez chwilę poczuć się samymi sobą, by móc usłyszeć swoje myśli.Zazdroszczę rodzicom względnie "grzecznych" dzieci. Takich zdrowych na ciele i umyśle. Zazdroszczę nie pilnowania diety, nie smarowania ran, nie pilnowania nocami rozkopanych kołder i drapiących się rączek. Zazdroszczę normalnych kłótni i wieczorów. Nasz ostatni dzień skończył się histerią bez powodu. To tak jakby na spokojną drogę spadła nagle lawina kamieni. Na was. Bez zapowiedzi. I siedzielibyście w niej godzinę, albo dwie. A najlepsze że obok nie byłoby żadnej góry z której ta lawina mogłaby spaść.Krzyki, bicie, kopanie, złe słowa. Powtarzane z czeluści pamięci, zamykające relacje w błędne koło. Każdego dnia im lepiej, tym gorzej, wśród buzujących emocji i zagubionych marzeń. Jedno krzyczy, drugie płacze i jeszcze jesteś Ty, twój dom, twoje plany i bicie się z myślami czy nie będziesz wyrodną matką jeśli zostawisz coś na boku? . Czasem swoje dzieci. Tak nie na kilka chwil a na wiele godzin. Wyjdziesz z domu by nie wyjść z siebie. Pójdziesz gdzieś bo bez celu Cię nie kręci. Daleko, najchętniej na kilka dni. Czasem nie mając ochoty wcale wracać.Masz do tego prawo. Masz prawo czuć zmęczenie. Jednak społeczeństwo ani ty nie jesteście gotowi by zostawić to wszystko w cholerę.Cieszę się że czasy się zmieniają. Macierzyństwo staje się dojrzałym wyborem a nie koleją rzeczy. Wsparcie dostajemy i bierzemy z zewnątrz. Nie boimy się. Wy się nie boicie. Kochacie i idziecie swoją drogą. Lepiej później. Dobrze też wcale. Bo nikt nie powiedział że trzeba. Bo można.