Barcelona czy Werona?

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Barcelona czy Werona?

Wielkie księgi? Lubię to!

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Wielkie księgi? Lubię to!

Rozmówki polsko- polskie

BLOG BY DOZZA

Rozmówki polsko- polskie

Mega mata - 4 m² zabawy :)

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Mega mata - 4 m² zabawy :)

Pochwal i zabroń - czyli Kacperkowe wychowanie

THE MOMENTS OF LIFE

Pochwal i zabroń - czyli Kacperkowe wychowanie

Bajka o włosie Patryku

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Bajka o włosie Patryku

Dostawka Lascal Buggyboard - miłość od pierwszego wejrzenia :)

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Dostawka Lascal Buggyboard - miłość od pierwszego wejrzenia :)

Oczekując

Pracowałem w: Biedronka. Czyli, firma spoko, ale ludzie jacyś dziwni…

Biedra atakuje! Nie, nie. To nie imperialistyczny atak biedronkami podobny do tego jak niegdyś rzekomo USA zarzucały nasze dorodne plony ziemniaczane stonką :). Sieć dyskontów Biedronka za chwilę będzie miała swój przyczółek w każdej mniejszej mieścinie. Naoglądam się tego i nasłucham w pracy – od drobnych sklepikarzy, którzy nie mają szans z owadem gigantem. Prawa rynku. Ja przygodę z Biedrą zacząłem kiedy przeprowadziłem się na swoje w Poznaniu – równocześnie niemal z moim blokiem na Naramowicach stanęła Biedrona – był to najbliższy sklep więc siłą rzeczy zacząłem tam nabywać dobra spożywcze, mimo że wcześniej w mej świadomości ten dyskont funkcjonował raczej kojarzony z tanimi geesami. Preferowałem jakieś Chaty Polskie i Piotry i Pawły. Przekonałem się szybko, że woda mineralna zdjęta z palety smakuje tak samo jak ta z półki a jogurty „z biedronki” to te same co z Bakomy. Z czasem nawet zacząłem urządzać mieszkanie w oparciu o gadżety z Biedry  – szklanki, talerze, mopy jakieś. Stały klient. No i kiedyś przy kołowrotku (ta bramka wejściowa to jest) ze stojaka na materiały reklamowe sięgnąłem po ulotkę. Się okazało, że była to taka marketingowo-promocyjno-PRowa publikacja o firmie – z kim współpracują, etyka, zrównoważony rozwój, dynamizm, dobry pracodawca, kariera i takie. A z drugiej strony okładki tejże publikacji  na czytającego spozierała twarz dyrektora operacyjnego regionu wraz z faksymile jego podpisu. No i tak dobrze temu człowiekowi z oczu patrzyło a uwiarygodniony owym podpisem był, że Jakub stwierdził: kurde, chyba chcę dla nich pracować. Tomasz Suchański – to jego twarz zachęciła mnie do bliższej kolaboracji z JMD i to z nim też odbyły się dwie rozmowy rekrutacyjne. Pozwoliłem sobie wymienić jego nazwisko bo do dziś w mojej głowie ta osoba funkcjonuje jako człowiek wielkiej klasy, doskonałej intuicji, wiedzy i wrażliwości handlowej i dużego autorytetu zawodowego. Dziś nie jest już dyrektorem regionu – jest CEO w JM a ostatnio słyszałem  go kilka miesięcy temu w Trójce – mówił o ekspansji sieci – słucha się go jak prawdziwego wizjonera – wówczas mówił o zbliżaniu się do 2000 lokalizacji a dziś już dawno opadło konfetti po fecie na 2000. sklepie a elcedeki i laptopy sprzedane na allegro. Po wspomnianych dwóch rozmowach rekrutacyjnych zostałem Kierownikiem Rejonu Stażystą. Chyba, mimo młodego wieku, ująłem ich tym, że: 1. sam aktywnie do nich aplikowałem (bez ogłoszenia), 2. miałem doświadczenie u dużych – LPP SA, Ultimate Fashion i Piotr i Paweł – na stanowiskach kierowniczych, 3. wiedziałem co to FIFO :), i 4. że 10. dzień miesiąca to ten kiedy należy mieć najlepsze zatowarowanie – tak zapamiętałem tę rozmowę. No więc jako stażysta trafiasz pod skrzydła starszych stażem i się szkolisz – tradycyjnie jak to ma miejce w takich sieciach – jedziesz od dołu – kasa, wykładanie towaru, czerwony fartuch (wtedy jeszcze takie były paskudne), własny służbowy nożyk do cięcia tektury i folii – najciekawsze było rozcinając zgrzewkę przedziurawić tym nożykiem butelkę z colą albo innym kolorowym ulepkiem … No i operator maszyny myjącej – to było fascynujące – choć nie poraz pierwszy z nią miałem do czynienia – ale to w innym odcinku cyklu. Pierwsza moja pracownicza Biedra – Os. Piastowskie w Poz – mały ciasny sklepik atakowany od pn to pt przez studentów – (Tiger 1L – hit zakupowy), w weekend plaża, ale ogólnie sklep wysokoobrotowy. Potem Pobiedziska – plaża 7 dni w tygodniu – w sobotę i niedzielę może trochę więcej ruchu, bo klasyczny dzień bambra. Następnie trochę dalej – Ostrów Wlkp. tam już etap kierownika – szkolenie z innym rejonowym – czyli wożonko od sklepu do sklepu i kontrola, kontrola, kontrola. Czasem przerzut jakiegoś towaru między sklepami. Ciekawostka: Opel Astra kombi III mieścił w sobie całą paletę cukru – oczywiście rozłożoną po całym aucie. Jak to w tym (spożywczym) biznesie – trzeba być gotowym na szybkie zmiany – któregoś dnia rano w hotelu po śniadaniu odbieram telefon: Kuba – jedziesz do Pabianic – tam się sklep otwiera, trzeba pomóc. No i tak już zostałem w łódzkim. Masakra – inny świat. Ludzie jacyś inni, ta mentalność… Nie było łatwo się przestawić. No i towarzystwo w pracy na jakie tarfiłem. Szkolić mnie mieli: Zdzisław – dla niego priorytetem było kilka razy dziennie odwiedzić jeden ze sklepów – tam miał swoją ulubioną kierowniczkę, bardzo ulubioną. Zdzisław był już po jednym rozwodzie i pracował ciężko nad drugim :). „Uwielbiałem” z nim jeździć – w samochodzie fundował mi cudowną kąpiel nikotynową. Oprócz tego Zdzichu był nieformalnym liderem całej łódzkiej grupy rejonowych – zwoływał zebrania, wyznaczał kogo trzeba skasować i tym podobne. Taki cwaniak za trzy grosze. Grażyna. Łe kurde. To jest historia. Spadek w JMD po PSSach. O standardzie pracy Graży nie będę dużo pisał – niech Wam wystarczy krótki opis rekrutacji w jej wykonaniu: ciasne pomieszczenie socjalne w jednym z marketów, oczywiście obowiązkowa zasłona dymna z ćmików – nieźle nie – rekrutacja! Kawa w duraleksówce. Ona siedzi na krześle popija kawę, ja na biurku bo nie ma miejsca, kandydaci kolejno na stojąco. W sumie dla nich to miało pomniejsze znaczenie bo interview było krótkie – „a czemu pani kce tu pracować?”, „ile pani kce zarabiać?”, „dzienkuje”. No i kryteria wyboru do pracy: „nie nie, jej nie wezne, za młoda” – o poczciwej dziewczynie po szkole handlowej szukającej pierwszej pracy. „Ten sie nada” – o prawie czterdzistolatku który przedwczoraj opuścił zakład karny! Tak! „Się nada bo ma żonę i dzieci i musi je utrzymać to mi nie odejdzie” No, no. Nie odejdzie. Spierdoli, z zawartością sejfu. No mnie to się włos na głowie jeżył. Robert. Mój rowieśnik. Spoko gość tylko trochę poszkodowany, bo dwa miesiące po tym jak się ożenił zmienili mu rejon ze Szczecina na Łódź. Żonę miał w Szczecinie. Był jeszcze Marek – z Lidla przyszedł i miał trochę na wszystko wyj… ątkowo gdzieś. „Bo w Lidlu to było tak…” lepiej czyli. No i kilka interesów na boku prowadził. Był i Sławek, też rówieśnik. Z nim była taka historia, że zatrudniony był z takiego programu Management Trainee – absolwenci studiów i ich pierwsza praca. Mówiło się o nich – skazani na sukces – no bo fakt, wyróżniali się choćby ogładą. Inni na tych z MT patrzyli jak na karierowiczów i lizusów. I z tego względu Sław unikał jak ognia przyznawania się, że tak trafił do Biedry – taki trochę zaszczuty był przez resztę tej dzikiej ekipy. „Na sklepach”. Jak to – wprowadzając mnie w stanowisko – powiedział kiedyś Zdzisław – pracownik przychodzi do pracy i chce zrobić jak najmniej, ty jesteś od tego żeby zrobił jak najwięcej… No nie wiem czy w siedzibie JMD zarząd wykuł by w złotych literach takie motto nad głównym wejściem jako ideę firmy… Tak czy inaczej miał nieco racji Zdzichu. Tylko, że ludziom na sklepach nie do końca brakowało chęci a wiedzy i umiejętności. To były czasy kiedy praca w Biedronce miała jeszcze pejoratywne konotacje więc i podejmowali ją tacy a nie inni ludzie. Dziś nawet z perspektywy klienta widać jakościową zmianę. […] The post Pracowałem w: BIEDRONKA. Czyli, firma spoko, ale ludzie jacyś dziwni… appeared first on Oczekujac.pl blog parentingowy dla mamy i taty - porady recenzje.

O biblioteczce Mai

KANTOREK KATJUSZKI

O biblioteczce Mai

Warsztat dotyczący Antarktydy. Temat przewodni: świat przyrody

On Ona i Dzieciaki

Warsztat dotyczący Antarktydy. Temat przewodni: świat przyrody

     Miało być zimno, miały być mrozy, miał być śnieg i miała do tego wszystkiego pasować Antarktyda. Pogoda jednak, jak to często ostatnio bywa, spłatała nam figla i jest jak jest, ale plan jest planem i trzeba go wykonać, także zapraszamy na kolejną odsłonę DZIECKA NA WARSZTAT i zabieramy Was na Antarktydę.      Warsztat zaczęłyśmy jak zwykle od książki z maminej biblioteczki i zapoznałyśmy się z ubogą roślinnością i skromną ilością zwierząt zamieszkującą ten zimny kawałek Ziemi.     Chciałyśmy także, tak jak w poprzednich warsztatach, zlokalizować ten mroźny kontynent na globusie, niestety nasza mała kula ziemska, w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, uległa całkowitemu zniszczeniu, a nie zdążyłam kupić nowej.      Po tej krótkiej lekcji przyrody zabraliśmy się za część praktyczną i wykonałyśmy całą rodzinę pingwinów.     Pingwin z rolki po papierze toaletowym     Rolkę po papierze toaletowym okleiłyśmy czarnym papierem kolorowym. Następnie dokleiłyśmy brzuszek, oczka, dzióbek, skrzydełka i oczywiście nóżki.     Pingwin z plastikowej butelki     Małą butelkę po wodzie Kruszynka napełniła potarganymi i zmiętymi kawałkami białej kartki (można także użyć wacików lub bibuły). Na zakrętkę przykleiłyśmy szeroki pas czarnego papieru kolorowego, a na powstałą w ten sposób główkę przykleiłyśmy oczka i dziób. Do butelki dokleiłyśmy skrzydła i nóżki i pingwin gotowy.      Pingwin malowany farbami     Wydrukowałam dwa pingwiny i dałam dziewczynkom do pomalowania. Kruszynka od razu zaczęła z rozmachem.          Myszka się bardzo starała, malowała kropeczkami, żeby nie wyjechać za linię ...     ... później do pomocy włączył się tatuś i nagle pingwin miał pomarańczowy brzuszek i irokeza!!!     Jak tata usłyszał, że dzieło miało być pokazane szerszej publiczności to postanowił się zrehabilitować i namalować swojego pingwina.     Pingwin z balonu     Na białym balonie, żeby zaoszczędzić na białej farbie :), namalowaliśmy brzuszek pingwinka, a resztę pomalowaliśmy na czarno, przydałaby się farba akrylowa, ale plakatówkami też daliśmy radę. Na drugi dzień markerami dorysowaliśmy oczka, z papieru kolorowego zrobiliśmy dzióbek, nóżki i skrzydełka i już mieliśmy kolejnego członka naszej pingwiniej rodzinki.     Pingwin z plasteliny     Tego Myszka zrobiła praktycznie sama. Duża kulka czarnej plasteliny zamieniła się w tułów, biała w brzuszek, do tego oczy, okrągły dziób, skrzydła, trochę krzywe nóżki i już - gotowe.     Pingwin z wacików     Powycinałam wszystkie niezbędne elementy, a Kruszynka, za pomocą kleju, zrobiła z nich pingwinka. Bardzo spodobał jej się przyklejanie i odklejanie dzióbka, nie wiem dlaczego akurat ta część przypadła jej tak do gustu.     Pingwin z papieru kolorowego     Tego także przygotowała wcześniej mama, a Myszka poskładała go później w jedną całość.     Pingwin z żarówki     Niestety na żarówce (podobnie jak na plastikowej butelce w następnym pingwinie) nie bardzo da się malować plakatówkami nie mówiąc już o zwykłych farbach wodnych. Jako że nie udało nam się dostać czarnej farby akrylowej (choć szczerze mówić patrzyliśmy tylko w marketach), pomalowaliśmy całą żarówkę na biało resztką farby, która została po malowaniu sufitów, i po zostawieniu białego brzuszka, resztę pingwinka pomalowaliśmy już bez trudu zwykłą czarną farbą wodną (na białym podkładzie malowała bardzo dobrze). Później oczka, dzióbek i gotowe.     Pingwin z czapeczką z plastikowej butelki     Technika malowania jak powyżej. Na koniec zostało nam tylko zrobienie żółtego pomponika do czapeczki z bibuły i czerwonego szaliczka.     Pingwiny z jajek niespodzianek     Tak na koniec, znalazłyśmy jeszcze dwa pingwinki w Kinder Niespodziance. Cała nasza pingwinkowa rodzinka     Miał być jeszcze pingwin wyklejany piórkami, ale czarnych piórek u nas nie sprzedają, a na allegro było już za późno. Wyklejanie bibułą i  masa solna były już przy innych warsztatach więc nie chciałam się dublować.     Przez ostatnie dni towarzyszył nam także taniec pingwina, oczywiście żadne zdjęcie nie nadaje się do publikacji :)     Poniżej tekst i muzyka do potańczenia w domu, ja pamiętam tę piosenkę jeszcze z przedszkola. 

Czy dzieci to koszmarne zwierzątka domowe?

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Czy dzieci to koszmarne zwierzątka domowe?

MAMA TRÓJKI

Co zrobić, by twoje dziecko chętnie sprzątało dom?

                Masz dość ciągłego powtarzania zrób to, sprzątnij tamto, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś? Odnosisz wrażenie, że jesteś maszynką do sprzątania, a reszta domowników tajfunem do robienia syfu? Zagonienie ich do jakiejkolwiek roboty graniczy z cudem, a każda porządkowa czynność jest przez ciebie wymuszona? Zmień to już dziś stosując kilka sztuczek.            Najlepszymi

MA I LU

6 zasad diety dziecka dobrej dla rozwoju mózgu

Za pracę mózgu odpowiadają  połączenia między neuronami (synapsy), które kształtują się już w życiu płodowym. Po narodzeniu proces ten jest kontynuowany – tworzenie się synaps, czyli synapso-geneza, osiąga swój szczyt między 6 miesiącem a 2 rokiem życia dziecka. Z badań wynika, iż powstaje ich łącznie około BILIARDA. W tym czasie w korze mózgowej malucha znajduje się około dwa razy więcej

Puzzle edukacyjne (+ rabat dla was :))

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Puzzle edukacyjne (+ rabat dla was :))

Kolorujemy

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Kolorujemy

A czy ty uczysz dziecko?

Mali Agenci

A czy ty uczysz dziecko?

MAMA TRÓJKI

Kryteria naboru do przedszkola państwowego

 Planujesz zapisać swoją pociechę do przedszkola? Sprawdź czy u ciebie zapisy już się nie rozpoczęły. W niektórych placówkach  nie ma już wolnych miejsc. Jednak, żeby twoje dziecko dostało się do przedszkola państwowego musisz spełniać określone kryteria-każda gmina czy powiat mają swoje wewnętrzne rozporządzenia, jednak ogólne zasady są jednakowe dla całego kraju. Aby zapisać dziecko do

Nauka przez zabawe

WOJTEK & SPÓŁKA

Nauka przez zabawe

Czy Twoje dziecko umie już klnąć?

BLOG BY DOZZA

Czy Twoje dziecko umie już klnąć?

Komiks - zupełnie inne oblicze książki

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Komiks - zupełnie inne oblicze książki

Rozwijamy przez zabawę: Odgrywanie ról

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Rozwijamy przez zabawę: Odgrywanie ról

Wymiana książkowa #2 książki dla dzieci

BLOG BY DOZZA

Wymiana książkowa #2 książki dla dzieci

MALUSZKOWE INSPIRACJE

O przyjaźni inaczej... - Historia Miksa, Maksa i Meks

"Lubię koty, bo są tajemnicze, bardzo godne i niezależne" - śmiało mogłabym podpisać się pod tymi słowami Luisa Sepulvedy, bo myślę dokładnie tak samo.Dziś Dzień Kota, więc któż, jak nie kot mógłby być bohaterem mojego dziesiejszego wpisu? "Historia Miksa, Maksa i Meks" to nie tylko opowieść o pewnym czarnym kocie, lecz przede wszystkim o niezwykłej przyjaźni - z pozoru niemożliwej. I choć radość przeplata się tu ze smutkiem, to lektura tej książki sprawia, że w sercu robi się cieplej, a na otaczający nas świat patrzymy nieco przychylniej...Czytaj więcej »1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 add_filter( 'the_content', 'featured_image_in_feed' ); function featured_image_in_feed( $content ) { global $post; if( is_feed() ) { if ( has_post_thumbnail( $post->ID ) ){ $output = get_the_post_thumbnail( $post->ID, 'medium', array( 'style' => 'float:right; margin:0 0 10px 10px;' ) ); $content = $output . $content; } } return $content; }

Kurs pływania dla niemowląt - nowa przygoda Niny! Zajęcia nr 8

PUDEŁKO MAMY

Kurs pływania dla niemowląt - nowa przygoda Niny! Zajęcia nr 8

Glottozabawy

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Glottozabawy

Wizyta Adapracyjna - brush-baby i Alchemia uśmiechu

MATKA PASJONATKA

Wizyta Adapracyjna - brush-baby i Alchemia uśmiechu

Wizyta Adaptacyjna w gabinecie stomatologicznym przyjaznym małemu pacjentowi w ramach akcji  "Starsze dziecko (dwu, trzy letnie) należy przygotować do takiej wizyty. Pamiętajmy aby przygotowując dziecko przygotować również siebie.Unikać słów, które mogą negatywnie wpłynąć na wyobraźnię dziecka (słów typu: nie bój się, to nie będzie bolało, na pewno będziesz dzielny/dzielna, i już po wizycie również ich unikać - no widzisz nic nie bolało, ale byłeś dzielny, no widzisz, a tak się bałeś itd.) Warto zaznaczyć rodzicom, że dziecko nie wie czego ma się spodziewać po takiej wizycie, najlepiej przedstawić ją jako zwykłą czynność dnia, która powtarza się co 3-6 miesięcy. Dentofobiści powinni poprosić małżonka lub dziadków w wyręczeniu ich w pójściu na tą wizytę z dzieckiem, bo niepotrzebnie przełożą swoje negatywne odczucia na dziecko."To napisała mi Paulina  tuż przed wizytą w Alchemia Uśmiechu i wzięłam sobie te słowa głęboko do serca . To,że Amelka długo nie była u dentysty i ma zepsute 4 zęby jest moją winą. Poniekąd ufałam,że nic nam nie będzie,ale też wiedziałam,że próchnica butelkowa nas nie ominie.Kiedy już poszliśmy na wizytę do naszego dentysty okazało się,że było to przeżycie okrutne. Amelka na dzień dobry zapałała niechęcią do pani doktor, a mi się ona udzieliła. Niestety wszelkie,nawet z dobrej intencji słowa, przekazała nam w sposób oschły i nie uprzejmy. Do tego zarządziła przegląd ząbków w sposób karygodny. Amelka musiała siedzieć na kolanach męża, trzymana siłą w otwartą brutalnie szczęką. Czemu nie powstrzymaliśmy tego? Bo człowieka paraliżuje po pierwsze zakorzeniony szacunek do lekarza, kogoś kto lepiej (?) zna się na rzeczy, a po drugie troska o zdrowie dziecka. Wierzcie mi, wasze maluchy nie muszą tego przechodzić. Wystarczy że wybierzecie gabinet przyjazny małemu pacjentowi oznaczony takim znaczkiem jak powyżej.  Przepadła nam więc szansa na leczenie. Nim doszło do spotkania z Alchemia UŚMIECHU, było już a późno by uratować te ząbki. Teraz na szczęście jeszcze pozostałe mają szansę.Próchnica przechodzi z zęba na ząb bardzo szybko. Sprzyja temu słodka dieta, nie regularne mycie ząbków, nocne podjadanie. Jeśli myśli ktoś,że ma jeszcze czas, wyprowadzę go z błędu : nie ma czasu. Mojej Amelce ząbki starły się w 2 m-ce od pierwszych zmian. Gdyby nie szczoteczka Brush-baby do tej pory nie myłaby zębów. Dzieci są różne, jedne bardziej lubią zabawę w mycie inne unikają jak ognia. Boją się, nie lubią dotyku, zaglądania do buzi? Nie ważne.   Wielu z tych problemów można byłoby uniknąć idąc z dzieckiem na wizytę tuż po wyrżnięciu się pierwszego ząbka.Dostałam również wiele innych wskazówek i jak nigdy w życiu tak się z każdą zapoznałam. To zaskakujące jak czasem trudno jest dojrzeć to co oczywiste. Jak np. to ,żeby nie mówić dziecku - nie bój się.  Wiadomo, że jak samo napomknie, to oczywiście, nawet trzeba tak powiedzieć ,ale wcześniej nie warto nic sugerować. Dzieci przejmują nasze emocje warto więc wybrać miejsce, w którym wszelkie nasze obawy zostaną rozwiane. Gabinety wyróżnione w naszej akcji spełniają takie kryteria.(TU pełna lista)My mieliśmy szansę, skorzystać z Amelką z wizyty w gabinecie Alchemia UŚMIECHU. Badanie przeprowadzał Konrad ZarodLekarz dentysta Właściciel gabinetu. W 2008 roku ukończył Warszawski Uniwersytet Medyczny na wydziale stomatologii.W codziennej praktyce zajmuje się endodoncją, stomatologią zachowawczą i protetyką.Wszystkie zabiegi wykonuje pod mikroskopem, co zwiększa ich skuteczność. W wolnej chwili tworzy profil na Facebooku „Leczenie kanałowe pod mikroskopem”. Uczestnik wielu kursów z zakresu protetyki oraz endodoncji.Amelka bardzo go polubiła i wiem czemu. Jest naprawdę sympatyczny, otwarty i uśmiechnięty. Mówi jasno i rzeczowo dzięki czemu dzieci go rozumieją. Wiedzą o co mu chodzi, słowo po słowie. Jego otwartość i traktowanie dzieci jak równych sobie sprawiają,że znikają lęki, a wizyta w gabinecie staje się wielką przygodą. I wcale w tej przygodzie nie potrzeba kolorowych ścian czy obrazków na suficie. Na fotelu są tylko oni. Pan doktor i pacjent. To między nimi dzieje się magia. Na samym zdjęciu widzicie,że Amelka nieco się obawia. Mówi o tym jej spojrzenie. Pan doktor za to jest skupiony,ale i uśmiechnięty. Dziecko zostało przez niego poinformowane co będzie robione i dlaczego. Nie za dużo i nie za mało. W sam raz by Amelka mogła pozwolić obcej osobie na przekroczenie granicy osobistej, jaką tutaj jest dotykanie, otwieranie buzi i zaglądanie do niej. Lusterko które otrzymała pozwala jej na jednoczesne uczestniczenie w badaniu i posiadaniu jako takiej kontroli nad tym co się dzieje.Na sam początek dzieci myły ząbki :) (zdjęcie 1. Paulina Marcinkowska) szczoteczkami manualnymi brush-baby.  A to był mega słodziak <3Biegały wszędzie.....Bawiły się.........Odpowiadały na pytanie .... głownie Amelka i koleżanka :) ale zawsze coś :) Reszta rozpierzchła się i poszła dalej bawić :) A potem był FOTEL :D i jazda góra, dół, góra ,dół aż do upadłego...i mamy i dzieci....a potem głownie dzieci.....No i oczywiście były też i śmichy chichy z Paulina naszą, dzięki której mogliśmy wziąć udział w spotkaniu.A potem badanie.....Na koniec każe dziecko dostało medal i dyplom oraz książeczkę. to był wspaniały dzień.Na urodziny Amelka już zażyczyła sobie szczoteczkę soniczną <3Bo misio swoją już ma (zdj. raczkując w świat -  http://raczkujacwswiat.blogspot.com/ )Tak pokochała dbanie o ząbki. Kto by pomyślał,że wszystko zależy też i od podejścia lekarza, że to on i miła atmosfera gabinetu mogą sprawić,że badanie stanie się przyjemnością.DO ZOBACZENIA 

Budowanie charakterów

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Budowanie charakterów

Poznajemy Polskę

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Poznajemy Polskę

Jestem przemytnikiem, szmugluję gwarę

BLOG BY DOZZA

Jestem przemytnikiem, szmugluję gwarę

Pou - o fenomenie pewnego ziemniaka...

MALUSZKOWE INSPIRACJE

Pou - o fenomenie pewnego ziemniaka...