ALE MAMO!
Zima z dzieckiem na rowerze
Nie tak dawno dostałam zaproszenie do telewizji śniadaniowej, żeby przybliżyć nasze szaleństwa całej Polsce. Oczywiście odmówiłam. Po pierwsze dlatego, że nie cierpię telewizji śniadaniowej, a po drugie, że za obecną telewizją nie przepadam w ogóle. Kreskówki i inne bajki dla dzieci to jedyna sensowna rzecz, którą dziś można tam obejrzeć. Jasne, trafi się raz na jakiś czas ciekawszy film lub program, jednak jakością nawet nie próbuje dorównywać swoim odpowiednikom sprzed dwudziestu lat. Ja, dziecko wychowane przed telewizorem, nie mogę patrzeć nawet na zwykłe wiadomości, bo już same błyski zapowiedzi robią mi kuku w mózg. I mam się nagle stać częścią tego domu wariatów? Noł łej.Dochodzi jeszcze inna sprawa. Coś takiego jak prywatność, a raczej niechęć do wystąpień publicznych. Dwa razy popełniłam błąd z wywiadem w radiu, wieki temu. Nie zamierzam tego powtarzać. Po tym wszystkim spotkałam się z opinią, jakobym zabrała szansę zwykłemu człowiekowi oswojenia się z widokiem dziecka zimą na rowerze. Obawiam się, że to tak nie działa. Nie uważam, byśmy robili coś niezwykłego.Współczesna telewizja to tak naprawdę odbiór świata via ursynowskie Kabaty. Świat za płotem, lub mówiąc ogólniej za domofonem. Dzieci w klatkach samochodów od drzwi do drzwi, nie widujące świata zewnętrznego, chyba że na parkingu przed supermarketem. Dla takich ludzi w ogóle dziecko na rowerze to sprawa egzotyczna, a co dopiero zimą. Co im powie program z telewizji między reklamą żelazka, a wywiadem z gwiazdą Pudelka? Że jesteśmy nienormalni. Nie da się zmienić światopoglądu "człowieka w puszce" w przeciągu kilku minut. Ktoś kto chce wozić dziecko rowerem, po prostu to zrobi. To wcale nie jest żadna nowość. Serio.Znacie wiklinowe kosze zakładane na kierownicę do przewożenia dzieci? One nie przestały być używane. W mniejszych miejscowościach i na wsi często można je spotkać. Serio, nie kłamię. Od lat je widujemy z tatą Kluski. Tak, zimą je widujemy. Czasem na jednym rowerze wieziona jest dwójka, na przedzie w koszyku wiklinowym mniejsze, z tyłu w zwykłym plastikowym starsze. Nie ma w tym nic dziwnego. Egzotyką nie jest dziecko na rowerze zimą, egzotyczny do niedawna był sam rower w przestrzeni miejskiej. Trzeba lat, by zwykły mieszczuch oswoił się z widokiem dziecka dowożonego do przedszkola w foteliku rowerowym, mimo że jego rodzice mają samochód. Że po prostu tak wolą się poruszać na krótkich odcinkach, niż czekać na autobus lub szukać miejsca do zaparkowania pod przedszkolem czy szkołą.Zamiast słuchać opowieści z telewizora, trzeba to po prostu zrobić. Kupić sobie rower. Nauczyć się nim jeździć po mieście. A dopiero potem zacząć myśleć o wożeniu dziecka. Bez tego ani rusz. I dlatego nie obejrzycie nas w żadnej telewizji, chyba że ktoś nas przyłapie na Masie Krytycznej (ale akurat ostatnio rzadko bywamy). :)Jak to jest z tą zimą, rowerem i dzieckiem? Najlepiej, gdy jest lekki mróz i gdy nie jedzie się pod wiatr. Najlepiej też, gdy prawie w ogóle nie wieje. Na początku stycznia pojechaliśmy dookoła miasta i mimo że temperatura była nieco powyżej zera, dziecię nam zaczęło pod koniec protestować. Właśnie z powodu wiatru, który nas dopadł na ostatnich kilkuset metrach przed domem. Poza tym łapy jej zmarzły, bo machała misiem zamiast je schować pod koc (spadajcie mi z tymi rękawiczkami).Za to drugim razem byliśmy krócej, bo mróz. Ale było totalnie bezwietrznie. Ogromna różnica. Kaczki nakarmione, tylko Kluska była trochę zła, że tak szybko odjechaliśmy. No i popełniliśmy błąd, nie schowaliśmy przed wyjściem beretu z pomponem. Dziecię oprotestowało w związku z nim kask. Chciała być "cycle chic" i koniec. No trudno, te parę kilometrów po uliczkach z ograniczeniem do 20-40km/h jakoś przeżyliśmy, ale następnym razem muszę tego cholernego pompona schować baaardzo głęboooko ;)Jeśli chcecie poczytać więcej o praktyce jazdy rowerem z dzieckiem (bez pomijania błędów i wypaczeń), polecam tag rower na blogu :)