Makóweczki
Czym się kierować wybierając zabawki dla dziecka?
Kilka razy w roku, systematycznie i z namolną precyzją, matki – estetki stają przed wielkim wewnętrznym konfliktem. Spędza im on sen z oczu, zmusza do zgłębiania lektur i podpytywania bardziej doświadczonych koleżanek. Nierozwikłana zagadka brzmi: Czy wybrać dzieciom zabawki ładne, kreatywne, rozwijające… czy takie, o jakich dzieci marzą, a nie zawsze trafiają w gust rodzica?
Sprawa nie jest prosta. W idealnie skomponowanych wnętrzach widziałybyśmy te piękne drewniane klocuszki, pudrowe chorągiewki i materiałowe lalki. W otoczeniu naturalnych domków, i ręcznie szytych króliczków. Ewentualnie drewniane literki, żeby nasze stonowane i wysublimowane pociechy w ciszy uczyły się czytać. Taaaak, czasami zapominamy porannej porcji leków i mamy takie wizje.
Następny krok wybija nas z tego błogiego stanu, kiedy to nasza ukochana pociecha woła nas sprzed telewizora lub po powrocie z przedszkola czy marketu, że ona widziała, taką lalkę, konia czy inne ustrojstwo i prosi i błaga bo koleżanka to ma i.. i.. to spełnienie jej marzeń!
Sytuacja jest trudna. Z jednej strony chcemy kreować gust i smak naszych pociech, zaczynając od rzeczy najdrobniejszych, jednak równie ważne jest dla nas to, aby mogły samodzielnie i świadomie dokonywać wyborów i cieszyć się z zakupu wymarzonej zabawki.
Jak zwykle rozwiązanie znajduje się po środku, w dużej dawce umiaru. Choć nie ukrywam, że sercem skłaniam się ku rzeczom, zabawkom bardziej stonowanym i naturalnym, pamiętam swoją osobistą traumę z dzieciństwa, kiedy to wiele z moich marzeń było okraszonych tekstem- ‚to bubel, ‚za chwile rzucisz to w kąt’ lub ‚wcale tego nie potrzebujesz’. Dlatego należę do grupy mam podtykających te przedmioty, które podobają się mi, ale też dającej wolność dla wyborów dziecka. Nawet tych głośnych i kolorowych. I to one najczęściej generują piski zachwytu, emocje i wibrującą w całym domu radość.
Historia, którą Wam za chwilę opowiem była zaskakująca. Ta paczka mogła do nas przyjść każdego dnia, ale wybrała akurat ten, w którym spadł pierwszy śnieg. Odebrałam Lenkę wcześniej z przedszkola, jako, że miałyśmy wielkie plany. Ubrałyśmy ciepłe czapy i kombinezony, wbiegłyśmy na taras, a tam czekała (pozostawiona przez kuriera) przesyłka. Nie mogłyśmy otworzyć jej od razu, jako, że miałyśmy inny projekt do wykonania. Taki który dzieciom w wieku lat nie zdarza się w naszym kraju za często. Jako, że spadł śnieg, zaśpiewałyśmy chóralnie „ulepimy dziś bałwanaaaa” (klik) i ruszyłyśmy do zabawy. Toczyłyśmy kule (śnieg był niedorzecznie ciężki, ale superlepki), szukałyśmy kamyków i gałązek do dekoracji, robiłyśmy orzełki i wojnę na śnieżki (kiedy dołączył do nas Maks). W momencie, gdy ja już padłam, bo starość nie radość, a dzieci szalały razem nadal, zabrałam się za otwieranie paczek.. a tam na maluchy czekały… No właśnie, BAŁWANKI! Taki prezent na pierwszy dzień śniegu – trzy bałwany na jednym podwórku!
Olaf, od razu stał się najlepszym przyjacielem Lenki. Nie dość, że chętnie i bez końca opowiadał jej bajki, to jeszcze śpiewał! To była miłość od pierwszego uśmiechu.
Stali się nierozłączni. Jedli razem (co przerażało MM, bo Olaf jest.. biały!), spali razem, tańczyli. Byli nierozłączni.
Razem mogli sięgać gwiazd… albo żarówek przynajmniej.
Aż po kilku dniach wydarzył się dramat. Olaf zaczął się jąkać, bełkotać aż… zupełnie zamknął się w sobie i zamilkł.
Rozważaliśmy psychoterapię dla obojga, bo miny mieli nietęgie, a w domu zapanowała złowroga cisza…
Jednak to sama Lenka, we własnej osobie wyrwała nas z tego impasu. W komodzie, w którejś z szuflad znalazła dla Olafa… trochę ciepła! Bo wiecie, Olaf choć bałwan najbardziej lubi miłość, ciepełko i lato. Postanowiliśmy rozniecić w nim ten płomień za pomocą… nowych baterii! Ale nie byle jakich baterii. Najlepszych, najmocniejszych i takich, które dadzą pewność, że przyjaciel na dłuuuugo, nie popadnie w stan uśpienia- oczywiście Duracell!
Sprawa nie była prosta, jako, że mama ma włosy w kolorze włosów Elsy i motała się trochę, nieogarniając tematu.
Dylematy były nie do ogarnięcia. Na przykład: co z robić z czwartą baterią, jeśli potrzebne są tylko trzy?
Jednak tuż potem zadziała się magia.. Olaf ożył i przemówił!
Radości było tak wiele. Zaczęły się szalone tańce i zabawy, pląsy, podskoki i wygibasy w rytm piosenek wydobywających się ‚z brzucha’ przyjaciela.
Historia zakończyła się happy endem! Olaf i Lenka mogli dalej żyć długo i szczęśliwie.
Nawet kiedy stopniał śnieg.
Komplet Lenki spódniczka + bluzeczka—> Kukukid