MATKA PASJONATKA
Niedziela osobiście
Swego czasu wściekła na całego na mojego męża , nie męża, napisałam kartkę że zrzekam się praw do dzieci i zezwalam na ich adopcję. Ukradłam oryginał wróciwszy jednak do domu. Ale historia miała głębsze dno.Napisałam tą kartkę by chronić dzieci, zgodziłam się na adopcję, wiedząc że mój mąż nie mąż, nie jest osobą, której bezpieczeństwo swoich maluchów bym powierzyła. Sobie samej? Chyba bardziej, chociaż nie wiem... na pewno jego cechy jak i moje są im razem potrzebne, ale w domu gdzie nie ma miłości a są kłótnie i złość - nie powinno się dzieci wychowywać.Tego dnia mój żal i złość osiągnęły epogeum. Stwierdziłam, że nie mam już sił, że coraz bardziej wariuję w tym układzie, że brakuje mi energii by walczyć o siebie i dzieci. Nie mogłam znieść myśli, że ktoś obcy mógłby się nimi zajmować, więc napisałam wszystko co pozwoliłoby na znalezienie im dobrego domu, a sama postanowiłam udać się do lasu i tam z głodu i zmęczenia zniknąć z ich życia na zawsze. Jak tchórz.Musiałam wykaligrafować te wszystkie bolesne i dla mnie słowa, rozdzierające mi serce, by mieć pewność, że nic nie stanie na drodze by moje dzieci znalazły bezpieczny i kochający dom gdy mnie zabraknie. Ileż to maluchów i starszaków gnije w domach dziecka bo rodzice nie zrzekli się praw rodzicielskich. Moją głowę jednak ciągle zaprzątał misio. Mój synek. To jak na mnie patrzy, jak mi ufa, jak rozumiemy się bez słów. I musiałam wrócić. To samo miał na myśli dzik który spojrzał mi w lesie prosto w oczy i pognał wprost do domu.Nie chciałam wracać. Nikt nie chce iść do miejsc gdzie traktują go jak zło konieczne, jak intruza i odszczepieńca. Ale wróciłam dla swoich dzieci. On zawsze mi powtarza - nic do Ciebie nie mam. Po prostu daj mi święty spokój. Ale jak można nie oczekiwać niczego od osoby z którą się mieszka pod jednym dachem, którą trzeba prosić o wszystko.Wynieś śmieci, zmyj grzyba ze ściany, powieś półkę, pozmywaj naczynia. Znacie to? Każda niemal ma tak w domu, a przynajmniej wiele. Ale wiele też ma tak , że maż wraca do domu i z radością uściska dzieci. Idzie do nich do pokoju, nie tylko po to by poczekać aż żona zrobi mu kolację, ale po to by się poprzytulać do nich, porozmawiać o tym co go ominęło w ich krótkich aczkolwiek burzliwym i pełnym energii życiu.Czasem czuję się jak machina. Machina, którą ktoś chce sterować, a jak nie działam jak trzeba, zamieniam się w złom którego trzeba się pozbyć.Moja choroba psychiczna, okaleczony mózg na skutek traumatycznej przeszłości, sprawiają, że jestem łatwym celem.Nie dziś. Teraz mam w sobie coś jeszcze. Siłę i wsparcie wielu ludzi, którzy mają podobnie, którzy wiedzą co czuję. Ludzi obcych, poznanych najpierw w internecie, potem w życiu realnym.Z czasem można w sobie odnaleźć to co dobre, trzeba tylko uwierzyć sobie , a nie podszeptom z zewnątrz.Dziś chcę sobie powiedzieć:Jesteś piękną kobietą, która stanie się pewnego dnia niezależną i szczęśliwą panią swego losu. Mimo iż kiedyś życie ci dokopało i robi to po dziś dzień, to jednak spotyka Ciebie też wiele, ale to nieskończenie wiele dobra i tylko od Ciebie zależy jak bardzo dasz mu się przekonać do siebie i na ile pozwolisz sobie na szczęście. Tylko ty masz prawdo decydować o swoim życiu ale także ty musisz decydować też o życiu swoich dzieci.Albo coś w tym stylu. Mąż zrobił skan mojej kartki. Ma go w pracy. Ma też nagrane moje słowa, kiedy miałam ataki histerii. Dla niego to było zwykłe : nie chcę swoich dzieci. Dla niego nie ma czegoś takiego jak cierpienie kobiety, której się nie szanuje, którą traktuje się jak kogoś obcego i oczekuje się od niej, że będzie postępowała tak samo, bo skoro mąż przestaje kochać, kobieta musi to zaakceptować. Musi dać mu spokój, nie oczekiwać zmiany, zajmować się z uśmiechem dziećmi i domem, i czekać, bo może za 10 lat on znów coś zacznie do niej czuć. Łaska i nie łaska wielmożni panowie. Wielkodouszność przecie, bo w końcu utrzymuje nas i jest w domu codziennie na noc. Tak. Okazuję wdzięczność gotując posiłki bez żadnego dziękuję. Zmywając naczynia i ścieląc jego łóżko bez ani jednego słowa w zamian. Mówienie do ścian, do pleców mam opanowane do perfekcji. Ale zawsze będę tą gorszą, tą psychiczną. Jestem ok dopóki ogarniam wszystko w domu i dzieci. Jeśli zaczynam mówić o rozwodzie zaczyna się piekło. Zaczyna się poniżanie. Wolność. Tego potrzebuję, ale odwagi ku niej nie czuję. Czy życie musi takie być, że człowiek wykorzystuje słabość i chorobę drugiego by wygrać w sprawie o coś, czemu sam nie jest w stanie sprostać? Chciałam spokoju i miłości a mam niepotrzebną i okrutną w skutkach wojnę. Wygram ją. Wygram bo chcę by moje dzieci dorastały w normalnym domu. Chcę nauczyć ich szacunku do człowieka bez względu na jego płeć, wyznanie, poglądy czy kolor skóry lub chorobę. Chcę pokazać dzieciom świat z każdej strony i zachęcić do zdobywania wiedzy.Nie chcę więcej usłyszeć na swoje pytanie: kupimy małej ksiażkę " Cholera i inne choroby" - odpowiedzi : - ty jesteś pojebana. Idiotka normalne. Po cholerę jej ta książka ?Żeby nie była idiotką. Normalnie.