Zdrowy fit (fig) deser w kilka minut.

Po drugiej stronie brzucha

Zdrowy fit (fig) deser w kilka minut.

PAMIĘTNIK MAMY

Nie taka kolka straszna jak ją malują

Nie taka kolka straszna jak ją malują Płaczące i wierzgające nóżkami niemowlę, którego nie da się uspokoić to ciężki widok dla każdej matki. Bezradność, która towarzyszy w tych momentach z pewnością nie pomoże opanować sytuacji. Dlatego dziś postanowiłam przybliżyć Wam temat kolki jelitowej niemowląt, z którą w dzisiejszych czasach boryka się coraz więcej rodziców. Bardzo dużo mam zapytań o kolkę i dużo rodziców szuka pomocy w tym temacie. Jak zatem rozpoznać, że moje dziecko ma kolkę, jakie są jej przyczyny i jak pomóc niemowlęciu uśmierzyć ból?  Zanim jednak przejdziemy do konkretów, wyjaśnijmy czym właściwie jest kolka. Definicje określają ją jako dolegliwość, objawiającą się ostrym, napadowym płaczem, trudnym do ukojenia. Zazwyczaj te objawy łączy się z zaburzeniami dotyczącymi przewodu pokarmowego, za przyczynę płaczu uznając ból brzucha niemowlęcia, wywołany nagłym, bolesnym skurczem jelit. Dokładna etiologia tej dysfunkcji nie jest niestety znana. Istnieje jednak kilka teorii mówiących o czynnikach, które mogą ją powodować: niedojrzały układ pokarmowy – tak małe dzieci mają jeszcze nieuregulowaną pracę jelit; niedojrzały układ nerwowy – kolka może być wynikiem odreagowywania zbyt dużej ilości bodźców, z którymi nie radzi sobie niemowlę; połykanie powietrza podczas karmienia (przez co dochodzi do wytwarzania nadmiernej ilości pęcherzyków, powodujących wzdęcia i skurcze jelit); przejedzenie – niemowlę, które zje zbyt dużo pokarmu może nie radzić sobie z prawidłowym i sprawnym trawieniem; nietolerancja laktozy – nadwrażliwość na białko mleka krowiego, dostarczane wraz z pokarmem matki; nieodpowiednia dieta matki karmiącej piersią np. spożywanie produktów ciężkostrawnych i wzdymających; według psychologów kolkę może wywoływać także nadmierny stres i przemęczenie mamy. Dzieci płaczą, bo to ich jedyny sposób na zasygnalizowanie nam swoich potrzeb. Jak więc odróżnić płacz dziecka spowodowany głodem czy dyskomfortem związanym z mokrą pieluszką od płaczu wywołanego kolką niemowlęcą? Poniżej przedstawiam Wam charakterystyczne objawy kolki: płacz lub krzyk, który trudno jest ukoić, pojawiający się zazwyczaj o tych samych porach;   płacz trwający minimum 3 godziny w ciągu doby (jest to łączny czas płaczu, a nie ciągły płacz przez 3 godziny), powtarzający się minimum 3 razy w tygodniu;   niemowlę pręży się i podkurcza nóżki;   ataki kolki pojawiają się zazwyczaj w 2-3 tygodniu życia dziecka, a mijają po 16 tygodniu;   brzuszek dziecka jest wzdęty, niemowlę ma problemy z oddawaniem gazów i zrobieniem kupki;   dziecko mimo ataków płaczu dobrze się rozwija. Nikt nie lubi jednak jak jego dziecko cierpi, ale na kolkę nie ma cudownego leku, musi po prostu sama minąć. Są jednak sposoby na złagodzenie objawów tej nieprzyjemnej dolegliwości, którymi chętnie się z Wami podzielę. Naturalne metody walki z kolką: masaż brzuszka np. wykonywanie okrężnych ruchów zgodnie z ruchem wskazówek zegara czy podciąganie kolanek do brzucha dziecka;  kąpiel w ciepłej wodzie; ciepłe okłady na brzuszek np. położenie rozgrzanej żelazkiem pieluszki; jak najczęstsze kładzenie maluszka na brzuchu i masowanie mu pleców (uciśniemy w ten sposób brzuch co spowoduje wydalenie gazów); stosowanie lekkostrawnej diety, wyeliminowanie niektórych składników tj. cebula, czosnek, nabiał; picie herbatki z kopru włoskiego; prawidłowa technika karmienia dziecka – przy karmieniu piersią dbanie o to, by dziecko dobrze się przyssało i nie łykało powietrza podczas karmienia; przy karmieniu butelką dbanie o dobrej jakości smoczki tzw. antykolkowe; pamiętanie o tym, aby po karmieniu dziecku się odbiło; przytulanie, kołysanie (noszenie dziecka w takiej pozycji aby głowa była wyżej niż brzuch). Jeśli powyższe metody nie przyniosą żadnych rezultatów można zastosować farmakologiczne metody walki z kolką, do których zaliczamy: preparaty na bazie simetikonu lub dimetikonu – to związki zmniejszające napięcie powierzchniowe pęcherzyków gazu, ułatwiając ich pęknięcie, a co za tym idzie usprawniając wydalanie gazów. środki zawierające laktazę. Jeśli przyczyną kolki jest nietolerancja laktozy warto podać niemowlęciu enzym laktazę, który rozkłada laktozę, dzięki czemu jest ona lepiej przyswajalna. Stosując opisane przeze mnie metody z pewnością złagodzimy ból brzucha, poprawiając tym samym samopoczucie nie tylko naszego dziecka ale i nas samych. W końcu szczęśliwe dzieci to szczęśliwi rodzice ☺. A jakie Ty znasz skuteczne sposoby na kolkę?

Sylwester z dziećmi – 6 pomysłów do wypróbowania w tym roku

NASZE KLUSKI

Sylwester z dziećmi – 6 pomysłów do wypróbowania w tym roku

MATKA NIE IDEALNA

Podsumowanie poświąteczne.

Święta, Święta i po Świętach. Wiadomo jak jest. Trzy dni legalnego obżarstwa, plus dwa/pięć (niepotrzebne skreślić) kilogramy na liczniku i tydzień narzekania, że dupa nie zmieści się w sylwestrową kreację. Paradoks świąt? Wchodzisz do teściowej w pierwszej osobie a wychodzisz w trzeciej. Albo jeszcze gorzej, jak wchodzisz do babci, wtedy wychodzisz w liczbie mnogiej. Każda […] Artykuł Podsumowanie poświąteczne. pochodzi z serwisu matka-nie-idealna.pl.

Ciasteczka serowe

BABYLANDIA

Ciasteczka serowe

Nasza rodzinka to straszne łasuchy. A najbardziej na świecie uwielbiamy słodkości. Wiem, wiem... to nic dobrego. Zamiast postarać się zrzucić choć kilka kilogramów takie delicje mi w głowie. Ale czasem to naprawdę silniejsze ode mnie. Mam zdecydowanie zbyt słabą wolę... Muszę nad nią popracować. Ale zanim to nastąpi pochwalę się Wam kolejnym wypiekiem, który podbił serducha moich bliskich. ;)Dziś podam Wam przepis na niezwykle łatwe i wyjątkowo smaczne ciasteczka serowe :)Od razu Wam powiem, że w książce, z której ten przepis wzięłam wyglądają one zupełnie inaczej. Nie wiem w czym tkwi problem, bo robiłam te ciasteczka już dwa razy, za każdym razem ściśle trzymałam się przepisu, a i tak są zupełnie inne niż na zdjęciu. Może po prostu używam innego sera? Nie mam, pojęcia, ale przyznam Wam się szczerze, że wcale mi to nie przeszkadza. Bo moje są cuuuuudne :)Tak więc na początek składniki:- 250 g półtłustego sera,- 2 szklanki mąki- 1 kostka masła- sól- 1 jajko- cukier do posypania ciastekNajpierw ser wkładamy do miski i ugniatamy widelcem. Następnie wrzucamy do niego szczyptę soli, mąkę i masło. Z tych składników zagniatam cisto. Następnie rozwałkowuję dość cienkie placki na stolnicy i przy pomocy szklanki wykrawam okrągłe ciasteczka. Układam je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Na jedną blachę wchodzi mi dokładnie 20 ciasteczek. Rozkłóconym jajkiem smaruję ciastka z wierzchu. Następnie posypuję je cukrem i wstawiam do nagrzanego do 190 stopni piekarnika. Piekę około 10 minut. I gotowe!Ciasteczka w książce miały przypominać zwykłe ciastka maślane. Moje wyglądają i smakują zupełnie jak cisto francuskie. Są przepyszne. Uwielbiam je!Przepis pochodzi z książki "Kuchnia polska dla każdego"Wydawnictwo: OlesiejukWięcej na jej temat TUTAJSMACZNEGO!

Make One Wish

Święta bez lukru i grudzień w kadrach

Dla mnie święta zaczęły się już w piątek, bo chociaż miałam na ten dzień pracowite plany (związanych głównie z gotowaniem wigilijnych potraw), to mąż nie szedł już do pracy, a to zawsze wielki plus. Organizacyjnie poszło mi świetnie. A dzięki… Czytaj dalej →

NEBULE

Najlepsze książki dla dzieci 2016 r.

Koniec roku to dobry czas na podsumowania. W dzisiejszym wpisie znajdziecie książki, po które najchętniej sięgaliśmy w 2016 roku. Mam też dla Was ciekawą propozycję. W komentarzach napiszcie swoje ulubione książki. W ten sposób stworzymy świetną bazę pomocną innym. Kolejność przypadkowa „Miłość” Astrid Desbordes wyd. Entliczek dostępna tutaj  Za piękne ilustracje i cudowną treść. Więcej… Artykuł Najlepsze książki dla dzieci 2016 r. pochodzi z serwisu Blog dla świadomych rodziców - Nebule.pl.

Alergiczne Dziecko

Jak rozpoznać u dziecka atopowe zapalenie skóry (AZS)?

Nie każda krostka na ciele dziecka od razu oznacza atopowe zapalenie skóry. Jest wręcz przeciwnie, zmiany skórne, charakterystyczne dla AZS są typowe i pojawiają się w określonym wieku w konkretnych miejscach na ciele. Mają też specyficzny wygląd, a ogólne objawy im towarzyszące są u większości dzieci takie same. Wiadomo, że ostateczną diagnozę stawia lekarz, ale warto wiedzieć z czym ma się do czynienia, żeby się nie martwić na zapas. Jak diagnozuje się atopowe zapalenie skóry? Lekarz, do rozpoznania AZS, ocenia zmiany skórne u dziecka i zbiera szczegółowy wywiad. Dlatego przed wizytą warto zapisywać sobie niektóre informacje, np. kiedy po raz pierwszy problem się pojawił, czy objawom skórnym towarzyszyły jeszcze jakieś inne, po jakich produktach stan skóry się pogarszał, w których miejscach pojawiały się zmiany itp. Poza tym lekarz z pewnością zapyta o alergie w rodzinie (choć mówi się o genetycznym podłożu alergii, to u nas w rodzinie nikt jej nie ma), dietę, karmienie piersią, przyjmowane leki (też u mamy w ciąży), przebyte infekcje, stosowane kosmetyki i chemię gospodarczą (np. proszki do prania), a także najważniejsze – czy swędzi. Bo AZS swędzi okropnie, dzieci wydrapują skórę do krwi i mięcha (serio). Na sam koniec lekarz kieruje się tzw. kryteriami Hanifina i Rajki. Im więcej kryteriów jest spełnionych, tym większe jest prawdopodobieństwo atopii (końcowe potwierdzenie to testy alergiczne). Co to za kryteria? Kryteria Hanifina i Rajki świąd, przewlekły, nawrotowy przebieg choroby (tzn. są okresy zaostrzeń i wyciszena), atopia w wywiadzie rodzinnym (choć u nas, jak wspomniałam – nikt), typowe umiejscowienie zmian (szczegóły za chwilę), wczesny początek zmian (u Lenki szósty tydzień życia), podwyższony poziom IgE (czyli przeciwciał odpornościowych, które wskazują na alergię. Oznacza je się z krwi, Lenka miała takie testy robione dopiero w trzecim roku życia, wyszły pozytywnie), nietolerancja wełny, nietolerancja niektórych pokarmów (u nas ta lista była baaaaardzo długa), dodatnie wyniki testów punktowych (testów alergicznych, które miarodajne wyniki dają dopiero po 4 roku życia. Lenka miała je rok wcześniej, ale większość wyników była spójna z tym, co sama zaobserwowałam), nawrotowe zapalenia spojówek, nawracające zakażenia skórne (wynikające z drapania skóry, uszkodzenia jej i nadkażeń bakteryjnych), wyprysk rąk i stóp, świąd skóry po spoceniu, przebarwienie skóry wokół oczu (ciemniejsze obwódki), rumień na twarzy (to co czasem babcie nazywają słodkim, dziecięcym rumieńcem jest w istocie zmianą alergiczną), zaćma, fałd oczny (opuchnięcie powiek), przedni fałd szyjny. Jak wygląda skóra atopowa? Mówiąc wprost, skóra atopowa to wiecznie sucha skóra, którą bardzo trudno natłuścić. Charakterystyczne jest również tzw. rogowacenie przymieszkowe (ciało wygląda jakby stale pokryte gęsią skórką), łuszczenie, pogrubienie naskórka, grudki, rumieńce, sączące rany, wysypka, tzw. przeczosy (wydrapane, liniowe ubytki w skórze), a także świąd i podatność na podrażnienia. Jak zaczyna się atopowe zapalenie skóry? Pierwsze objawy AZS pojawiają się w pierwszym roku życia u połowy atopików. Początkowe objawy choroby mogą być jednak związane z układem pokarmowym, a nie skórą. Pojawiają się wymioty, ulewania, biegunki, zielone, śluzowate kupy i inne tego rodzaju historie, które świadczą o alergii pokarmowej. Objawy skórne pojawiają się najczęściej około drugiego miesiąca życia, zwykle na twarzy. Są to czerwone, zgrubiałe rumieńce, które wyglądają jak polakierowane. Z biegiem czasu, takie same zmiany mogą się również pojawić w zgięciach łokci, pod kolanami i na nadgarstkach. Wszystkie okropnie swędzą, dzieci drapią się jak szalone, trudno im przecież wytłumaczyć, że to tylko pogarsza sprawę i trzeba przestać (pamiętam jak Lence zakładałam na dłonie skarpetki, żeby przez sen nie orała sobie buzi paznokciami). Przez ten świąd skóra jest stale podrażniona, podrapana, zwyczajnie uszkodzona, nadchodzi do nadkażeń bakteryjnych, a rany się sączą. Dziecko jest rozdrażnione, źle śpi, ma kiepski apetyt, a rodzicom serce kroi się w plastry patrząc na chore ciałko. Na samo wspomnienie Lenki z tamtych czasów, łza mi się w oku kręci. Całe szczęście teraz jej atopię mamy pod kontrolą, a Tymcio to twarda sztuka i nic (poza mlekiem i jego przetworami) go nie rusza. Ufff! I oby nie zapeszyć!      

Opowiem o moich Świętach | Mommy Draws

KANTOREK KATJUSZKI

Opowiem o moich Świętach | Mommy Draws

DWA PLUS CZTERY

A czy Ty zapracowałeś już na prezent?

Święta dobiegły końca. Trzy dni i po wszystkim. Trzy cudowne dni i wracamy do rzeczywistości. Ogromne przygotowania, 12 potraw, biały obrus, piękna zastawa – magia. Wigilia z dzieciakami wygląda podobnie, tylko zamiast pięknie białego obrusa, jest wylany barszcz. Zamiast 12 potraw, jest ich 20, bo każdy chce coś innego. Zamiast spokojnej, kilkudaniowej kolacji, jest sławne pytanie „kiedy przyjdzie Mikołaj”, zadawane zazwyczaj tuż po podzieleniu się opłatkiem. Jeśli jednak uda się dotrwać do końca, następuje moment kulminacyjny – nadchodzą prezenty. W niektórych domach, przynosi je osobiście Pan w Czerwonym Kombinezonie, z długą, watową brodą, zawieszoną złowieszczo na gumkach wokół uszu. Dzieciaki zbierają się dookoła i czekają z niecierpliwością na swoją kolej. Oczy świecą się niczym gwiazda polarna, a ciekawość zżera ich od środka. Już prawie, już za momencik… I w końcu słyszą: „a powiedz mikołajowi wierszyk / zaśpiewaj piosenkę, zatańcz – to dostaniesz prezent”… i cała dziecięca radość ulatuje. Pojawia się trema, strach, zawód, że to jeszcze nie czas na rozpakowanie prezentu. Po co to? Czego chcemy nasze dzieci nauczyć? Płacenia wierszem za podarunki? Odwdzięczania się, za podobno bezinteresowany prezent? Zapracowania sobie na dostanie czegokolwiek? Ja mówię stanowcze NIE. Pamiętam z dzieciństwa, a trochę czasu już minęło, jak Mikołaj poprosił mnie o wierszyk, a ja stremowana, powiedziałam, że mnie nogi bolą i nie powiem wierszyka. Byłam przerażona występem. Przerażona tym ,że jeśli nie wywiążę się z zadania – prezentu nie dostanę. Ja wiem, że wszyscy chcieli dla mnie dobrze. Że wszyscy chcieli sprawić mi radość. Zamówili wizytę brodatego Pana. Wierszyk był jego inicjatywą, bo tak robią wszyscy. No bo jak to tak, dać prezent bez niczego. Dzieci to nie są małpki cyrkowe, które na zawołanie dadzą najlepszy w życiu popis. Imieniny cioci, urodziny babci, Wigilia… Pokaż cioci jak ładnie śpiewasz Powiedz ten wierszyk co w przedszkolu się uczyłeś. Babcia chciałaby zobaczyć jak tańczysz… No luuudzie opanujcie się. Oprócz wspominanego Mikołaja, ja na szczęście nigdy nie musiałam dawać przedstawienia na zawołanie. Moje dzieci też do tej pory tego uniknęły…ale wielokrotnie spotkałam się z podobnymi praktykami w innych domach. Czy Wy sami, chcielibyście w swojej pracy prezentować bez przygotowania? Być wywołanymi w trakcie spotkania i z zaskoczenia dać najlepsze show swojego życia zawodowego? Nie? To dlaczego fundujecie to własnym dzieciom? Czy naprawdę muszą „płacić” za prezenty, które Mikołaj przynosi bezinteresownie, z miłości do dzieciaków? Prezenty są czymś, na co żadne dziecko nie powinno zapracować. Prezenty są czymś danym z miłości, a nie w ramach rekompensaty. Pomyślcie o tym, jak następnym razem poprosicie swoje dziecko o piosenkę…        

Mama na pełny etat

Wydrapywanka na podklładzie z pasteli- fajerwerki

Wkrótce przywitamy Nowy Rok i na niebie rozbłysną kolorowe fajerwerki. Dziś pokażemy Wam jak uwiecznić i zatrzymać na dłużej barwy sztucznych ogni. W tym poście dowiecie się jak wykonać wydrapywankę na podkładzie z pasteli. Jest to bardzo ciekawa technika plastyczna, która idealnie nadaje się do tworzenia nocnego nieba. Dawno temu robiłyśmy z Hanią kosmos KLIKNIJ TU ,a teraz przyszedł czas na

Piwnooka

W te Święta dostałam najlepszy prezent ever!

To były cudowne, choć trochę nietypowe Święta. Na zdjęciach zobaczycie jedynie skrawek, natomiast resztę Wam pokrótce opiszę. Pod względem wspaniałych ludzi, ciepłej atmosfery, kuszących zapachów i ... Artykuł W te Święta dostałam najlepszy prezent ever! pochodzi z serwisu piwnooka.

KURA KU RAdości

Wysoko eksponowana kandydatka

Jestem w banku. – Nie zmieniła pani danych dotyczących nowego dowodu – mówi „bankierka” – Aaa – mówię błyskotliwie. – Część już wypełniona, proszę przeczytać, podpisać i ewentualnie uzupełnić. Czytam bankowe maczki. „Nie piastuje wysoko eksponowanego stanowiska politycznego” – od razu zaznaczone „nie”. – Ooo, a dlaczego pani tu od razu zaznaczyła „nie”? – pytam udając wysoko eksponowaną polityczkę. Wesoły rechot bankierki rozpłynął się po drukach drobnym maczkiem. … … Kura na prezydenta. … … Pozdrawiam Kura poświąteczna PS Pytania finansowe w moim imieniu zadawał rzecznik Brodoziak.

Mamine Skarby

TO JAK KARMISZ DZIECKO NIE CZYNI CIĘ ANI LEPSZĄ ANI GORSZĄ MATKĄ

Jestem mamą. Taką jak Ty. Dbam o moje córki ze wszystkich sił. Staram się zapewnić im jak najlepszą opiekę.  Robię to raz lepiej, raz gorzej. ... Artykuł TO JAK KARMISZ DZIECKO NIE CZYNI CIĘ ANI LEPSZĄ ANI GORSZĄ MATKĄ pochodzi z serwisu Mamine Skarby by Magda Jasińska.

Mamine Skarby

TO JAK KARMISZ DZIECKO NIE CZYNI CIĘ ANI LEPSZĄ, ANI GORSZĄ MATKĄ

Jestem mamą. Taką jak Ty. Dbam o moje córki ze wszystkich sił. Staram się zapewnić im jak najlepszą opiekę.  Robię to raz lepiej, raz gorzej. ... Artykuł TO JAK KARMISZ DZIECKO NIE CZYNI CIĘ ANI LEPSZĄ, ANI GORSZĄ MATKĄ pochodzi z serwisu Mamine Skarby by Magda Jasińska.

Bufet Sylwestrowy - najprostsze dekoracje

Martyna G

Bufet Sylwestrowy - najprostsze dekoracje

3 pomysły na zapakowanie książki dla dziecka

KREATYWNYM OKIEM

3 pomysły na zapakowanie książki dla dziecka

Jak kreatywnie zapakować książkę na prezent? W pierwszej chwili wydaje się to trudne, ale zaraz okaże się że to kilka cięć papieru i gotowe! Mina obdarowanego dziecka niezapomniana! Przygotujcie szary papier!Pomysł wpadł mi do głowy gdy przeglądałam filmiki na Facebooku. Adaś otrzymał na święta 3 książki o Minecrafcie. Postanowiłam że każda będzie osobno. Teraz jak zapakować w ciekawy sposób? Potrzeba:książkaszary papier (lub inny jednokolorowy)kartki z bloku rysunkowego koloroweklejnożyczkiołówekcienkopisKrok po kroku jak zapakować książkęNa początek trzeba zapakować książkę. Odmierzyłam odpowiedni kawałek papieru ( książkę przekładałam na każdy bok po kolei, a na koniec dodałam 2 cm na zakładkę.Książkę położyłam na środku papieru, przodem do dołu. Długie boki skleiłam ze sobą za pomocą dwustronnej taśmy. Nie widać ich od zewnątrz.Pora na krótkie boki. Do środka zagięłam końce krótsze, następnie długi (ucięłam jeśli był za długi), a następnie na taśmę klejącą dokleiłam drugą stronę.Drugą stronę zrobiłam tak samo. Pora na dekoracje.Dekoracja Miś Z szarego papieru wycięłam 2 uszu i 4 łapki.Uszy nakleiłam na wierzchniej stronie opakowanej książki, na rogach. Łapki po obu stronach książki, mniej więcej po środku długościKolejne 2 łapki na dole (nóżki)Z białego papieru wycięłam pyszczek (owalny), a z różowego 2 małe kółeczka (policzki). Nakleiłam je.Czarnym flamastrem namalowałam nosek oraz oczy misiowi.Dekoracja ReniferPodobnie jak u misia zapakowałam książkę a z- białego papieru wycięłam 2 okrągłych oczu- 2 rogi z czarnego papieru- z czerwonej kartki powstał nos- z szarego 2 uszu - kółeczko zgięte na pół, a z jednej strony odcięłam koniecPrzykleiłam uszy, rogi, oczy i  nos a resztę dorysłowałam czarnym cienkopisem.Dekoracja książki ZającZ długiego paska szarego papieru wycięłam uszy - podłużne paski. Cienkie końce przykleiłam na końcu głowy, a drugie końce zawinęłam, by wyglądały na "klapnięte uszko"Oczy powstały z białego papieru, nos z czarnego.Buzia zajączka to złożony na pół cielisty papier i wycięte półkola, tak by po rozłożeniu tworzyły "ósemkę". Buzia naklejona, nos, wąsy dorysowane, a na koniec przykleiłam zęby.Adaś był zachwycony już samym opakowaniem! Delikatnie wyjmował książki, by nie uszkodzić żadnego zwierzaka. Cel został osiągnięty. Dziecko zachwycone, chwila zabawy z tworzeniem dla mnie i prawie zerowy koszt pakowania! Takim sposobem można pakować również gry! Pod choinką dzieciaki znalazły prezenty zapakowane w szary papier w... zobaczcie sami! Już nie długo i o nich będzie!Pomysł na kolor szary/brązowy (niby szary papier a jednak bardziej brązowy) zgłaszam do projektu  "Spoza tęczy"  u Buby. Natomiast Renifer wędruje do projektu  Zwierzaki cudaki projektu Agi.   

Makowa sama w Warszawie, czyli zamiast radości z rodzinnego wyjazdu – morze łez

Makóweczki

Makowa sama w Warszawie, czyli zamiast radości z rodzinnego wyjazdu – morze łez

Znacie to uczucie, kiedy budzicie się w nocy i wiecie, po prostu wiecie, że wieczorem lub wcześniej czegoś nie zrobiłyście, coś nie zostało wykonane lub jest zrobione nie tak jak powinno. Nie wyjęłyście kurczaka z piekarnika, a miał się piec tylko do 22-gej. Pranie zostało w bębnie do rana. Nie zmyłyście maseczki z twarzy lub Wasze dziecko ma na 100% nieodrobioną pracę domową. Ta myśl Was wybudza, jakby mózg podświadomie zorientował się poniewczasie, że coś jest nie tak, ułożył to w całość i wysłał alert. We czwartek w nocy zbudziłam się ze świadomością… że nie mam dowodu. O 4 rano mieliśmy ruszać na lotnisko, a potem na nasze wymarzone zimowe wakacje na Teneryfie. Skąd mój mózg był taki genialny? Dowód noszę zawsze w portfelu. Nigdy go nie przekładam i nie gubię. Musiałam odnotować jego nieobecność od czasu powrotu z Francji przy jakiś zakupach. Francji! I tu od razu popadłam w totalny szloch. Zgubiłam go we Francji! A dokładniej na pokładzie samolotu. Moje wytężone zwoje mózgowe ostatni zapis kontaktu z dowodem odnotowały przy wejściu na pokład samolotu Paryż- Waw. . . . W przeddzień myślałam jak będzie wyglądał ten poranek. Dzieciaki zawsze są takie podekscytowane wyjazdem, że wieczorem  nie mogą zasnąć. Budzę je potem w środku nocy z uśmiechem, hasłem: „Maluszki! Ruszamy na lotnisko”. Wstają wtedy uśmiechnięte i od razu skokiem na równe nogi. Normalnie musiałabym je za nogę ściągać pięć godzin później, ale hasło ‚wakacje’ jest magicznym zaklęciem. Wszyscy krzątają się z uśmiechem i nikt nie narzeka na swoje 3-5 godzin snu. No więc nic takiego nie wydarzyło się tym razem. Ja szlochałam. Wojtek na mnie pokrzykiwał, żebym przestała, bo na pewno zaraz dowód znajdziemy! A ja wiedziałam, że to się NIE STANIE! Wiedziałam! Po pierwsze, niestety w naszym domu jest tak czysto i porządnie, że gdzie niby mielibyśmy go szukać, w lodówce czy w praniu? Po drugie ta myśl, że ostatni raz miałam go w ręce w tym samolocie… Jak osioł juczny z  trzema torbami i pięcioma reklamówkami, bo prezenty dla dzieci i winko dla męża i makaroniki-  sroniki… i miejsca już na bagaż nie było nigdzie, tylko pod nogami, więc wepchnęłam pewnie gdzieś ten dowód… i mi wypadł. Wojtek zarządził, że bierzemy ze sobą mój przeterminowany paszport, ksero dowodu, prawo jazdy i może jakimś cudem mój oryginalny dowód czeka na lotnisku, bo został znaleziony na tym pokładzie. W każdym razie ruszamy, bo mamy już godzinę opóźnienia. Działały głównie instynkty. W takich chwilach nie ma możliwości na dokładne przemyślenie sprawy. Zdążyłam tylko zadzwonić na policję i dowiedzieć się, że zagubione dowody trafiają do Urzędy Miejskiego. Maks zbudził się  słysząc mój płacz. Wiecie, że należę do mam ‚powiem prawdę’, więc pokrótce wyjaśniłam Maksowi, że nie mam dowodu i bez tego mogą mnie nie wpuścić na pokład samolotu. Makulindo popadł w spazmy, że jak tak to on nie jedzie! On nie chce bez mamy… Zbudziłam Lenkę. Naprawdę starałam się uspokoić i jakoś sensownie podejść do tematu, ale kiedy ją zobaczyłam i przypomniałam sobie wszystkie nasze ostatnie rozmowy – jej marzenia o skokach do wody z mamusią, o jedzeniu lodów, spacerach nad morzem… rozsypałam się i było pozamiatane. Lenka zaraziła się moim stanem i mieliśmy taki obraz – skupionego Wojtka, próbującego zapakować wszystko co potrzebne, zapłakaną mnie, przepraszającą i ubierającą dzieci i maluchy w totalnych spazmach. Lenka dusiła się nam dosłownie z płaczu :/ W aucie Pan Tata zarządził, że koniec beczenia, myślimy pozytywnie, na pewno coś wymyślimy. Ale dla odmiany on nie chciał rozmawiać o żadnych opcjach innych niż ta, w której uda mi się lecieć na prawie jazdy lub skanie dowodu. Ja wiedziałam, że to niemożliwe… Była piąta rano i nie mieliśmy wiele opcji pozyskiwania informacji. Dzwoniliśmy do obsługi lotniska, która kazała nam się kontaktować z trzema różnymi numerami na których przez 3 godziny nikt nie odbierał. Lotnisko Chopina, szacun. Konkurs na najgorszą obsługę klienta przypadł Wam… choć szybko zostaliście zdetronizowani, ale o tym później. Zaczęliśmy poważne rozmowy. - Kochanie… Ja nie polecę. Proszę Cię leć z dzieciakami. One tak o tym marzyły! – Nie ma mowy! Jesteśmy rodziną. Nie polecimy bez Ciebie. Jesteśmy spakowani, mamy wiele opcji do wyboru – Tropical Island na przykłąd. Będziemy tam szybciej niż na Teneryfie. Argumentów miałam wiele. Przecież ja sama jeżdżę non stop z dziećmi i jakoś sobie radzę. Wakacje były już opłacone. Dzieci tak czekały. PT twierdził, że to one nie będą chciały lecieć beze mnie, więc kiedy domówiliśmy się, że decyzję zostawimy im maluchy orzekły: - Będziemy do Ciebie dzwonić mamusiu! – I kupimy Ci prezent! Ucieszyłam się wtedy najszczerzej, że dzieci mają taką więź ze swoim ojcem, że na luzie chcą lecieć z nim na tydzień na koniec świata. Nie każda rodzina może się tym poszczycić także tą pewnością, że mąż na luzie sobie poradzi. Cienia wątpliwości co do tego nie miałam. O godzinie 7:30, na rogatkach Warszawy zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego. Miła Pani wyjaśniła mi, że dowód który trafia do nich jest od razu przecięty i muszę wyrobić nowy. Tak czy siak… nie lecę. Klamka zapadła. Wtedy popłakałam się jeszcze raz, ze zwykłego smutku. Oni lecą.. ja zostaje. Sama, w deszczu, zimnie. Miałam wizję chlania wina od świtu do nocy… Serio :P Kiedy wszystkie opcje były wyczerpane i zostało ustalone, że ekipa leci beze mnie, Wojtek przypomniał sobie, że wyrzucał moją kartę pokładową z lotu z Francji i żebym zadzwoniła do moich rodziców i oni pobiegną i przeszukają śmieci. Lol.. 2 tygodnie śmieci vrs. mój dowód. To była misja niewykonalna ale wykręciłam numer. Drżącym głosem zaczęłam mówić tacie, że spokojnie, wszyscy żyją.. ale chyba ja nie lecę, bo nie mam dowodu. Na co mój tata, najbardziej spokojnym i luzackim tonem rzekł: - Córcia, Twój dowód leży u nas na komodzie. [ beczę nawet jak to piszę ] Zaczęłam tak płakać, że tata się przestraszył i zaczął od razu przepraszać a ja nie wiedziałam co zrobić to się rozłączyłam. MIAŁAM DOWÓD!!! Nie przecięty w Urzędzie Miejskim, nie w śmieciach, nie na lotnisku czy w innym samolocie. Był u taty w domu. Leżał, czekał, sprawny i cały. Mogłam DOLECIEĆ. Oczywiście jak tak płakałam jak szalona to przestraszyłam dzieci, więc one też się popłakały, ale szybko wyjaśniliśmy im, że to dobra wiadomość. Dolecę do nich dnia następnego. Nie wiem jak, gdzie i skąd ale MOGĘ! Będziemy razem… Dowiedziałam się tego 15 min. przed lotniskiem. Szybko wyszukałam loty – było ich z Wawy do wyboru do koloru, z przesiadką oczywiście. Przepakowałam sobie walizkę ale szybko przemyślałam, żeby lepiej ją nadać i zostać z bagażem podręcznym. Wpadliśmy na lotnisko 15 min. przed finalnym wywoływaniem. Dałam dzieciom tylko buziaka. Dosłownie! Maluchy radosne, uśmiechnięte i podekscytowane pobiegły do odprawy. A ja zostałam sama. I poryczałam się tysięczny raz tego dnia. Stanowczo nie ostatni.. . . . . Resztę już mniej więcej znacie. Tatuś dowiózł dowód przepraszając mnie po stokroć. Nie byłam zła bo żadna to jego wina. Wiecie jak dowód trafił do moich rodziców? Maks strasznie chciał odebrać jakąś przesyłkę, bo czekał na robota Gigo. Wpadł do nas mój tata i Maks ubłagał go, żeby pojechali po przesyłkę. Ja wtedy pracowałam czy robiłam coś ważnego i odruchowo wysunęłam z portfela dowód i dałam chłopakom. Byłam tak zajęta, że mój mózg nie dokonał zapisu. Nie dzwoniłam do rodziców w nocy przed wyjazdem, bo nie chciałam ich martwić… Zanim dojechał do mnie dowód kupiłam sobie bilet na dzień następny z przesiadką w Berlinie. O 14 miałam być na miejscu. Niecałą dobę później. Zabookowałam sobie hotel obok lotniska. Kupiłam podstawowe produkty na 1 dzień – bieliznę, kosmetyki, szczoteczkę do zębów. Z nudów łaziłam po galeriach non stop szlochając. Poszłam na komedię do kina.. nie pomogło. Pół przebeczałam. O 21 do hotelu przyjechała Angelika (ugotowani.tv) i to była najlepsza rzecz jaka mnie spotkała tego dnia. Z nią nic nie było już takie smutne i straszne. Choć zasnęłam jej po 1,5 godz. niemrawego gadania, czułam się bezpiecznie <3. Zamówiłam budzenie na 3, bo o 4-tej miałam być na lotnisku, a musiałam jeszcze zostawić auto na strzeżonym parkingu. Potem już poszło gładko – odprawa, lot (przespałam), druga odprawa, lot (3/4 przespałam.. chyba mi stres odchodził). Taksówka i.. moje myszki już takie Hawajskie! <3 Szybko pokazali nam nasz apartament, baseny, okolicę. A wieczorem zaprosili mnie na uroczystą kolację, radosną! Bo byliśmy znowu wszyscy razem… Rano temat już nie istniał. Była tylko radość z ciepełka i wspólnie spędzonego czasu…

zupa oczyszczająca

Smakołyki Alergika

zupa oczyszczająca

Jak dbam o odporność moich dzieci? 9 sprawdzonych, skutecznych metod!

WIKILISTKA

Jak dbam o odporność moich dzieci? 9 sprawdzonych, skutecznych metod!

BAKUSIOWO

Fakty i mity

Dzisiejszy wpis powinnam zacząć od owacji na stojąco. Dla nas wszystkich. Bo na przestrzeni ostatniej dekady, nasza wiedza na temat tego co kupujemy urosła z poziomu zero do poziomu „o ja cie!”. Szczególnie w kwestii produktów spożywczych. Obstawiam, że tak samo jak ja, podczas zakupów, przepadasz między sklepowymi półkami na długie godziny i szczegółowo studiujesz […] Artykuł Fakty i mity pochodzi z serwisu Bakusiowo.pl | Najpopularniejszy blog parentingowy w Polsce.

ALE MAMO!

I po świętach

Nieco inaczej obchodziliśmy w tym roku święta, bo tym razem Kluska stwierdziła, że palma z ozdobami nie ma magii i trza było wykombinować zielone drzewko. Zastanawiałam się między sztuczną a w doniczce. Wybrałam tę ostatnią, bo w piwnicy brakuje już miejsca, a doniczkową jest nikła szansa ukorzenić na nowo w większej donicy z nową ziemią, a potem wysadzić na podwórku. Może się uda.Co do reszty, miałam wielki plan choinkę ubrać ozdobami wspólnie robionymi z dzieckiem. Częściowo się udało, to znaczy np. narysowałyśmy skrzata i potem go robiłam wg projektu kolorystycznego Kluski. Łatwiejsze ozdoby pomagała mi kleić i wycinać. W międzyczasie przypomniał mi się genialny patent na szybki łańcuch z krepiny, tj. obcinanie jej końców grubości 0,7cm i oplecenie nim drzewka. Roboty minuta, a efekt moim zdaniem bardzo fajny.Nie robiłyśmy nic ambitnego, bo chodziło o frajdę, a nie efekt. Zresztą nadal coś tam czasem powycinamy i dorzucimy, na zdjęciach jest tylko ułamek, bo ciemno i mi fotki nie wychodzą. Dużo ich nie było, bo Klusię ma cierpliwości niewiele i łatwo się wkurza. Więc trzeba było na raty i szybko.Co jeszcze. Trochę ostatnio chorowaliśmy. Na tyle porządnie, że Kluska niestety skończyła na antybiotyku. Wiele nocy z gorączką i postępujące zapalenie oskrzeli. Może ciut na wyrost, ale groziły nam święta w szpitalu, więc wolałam tak. Czasem trzeba. Zadziałał błyskawicznie i do świąt młodzież była zdrowa. Niestety zaraziła wujka, babcię i na koniec mnie, więc nieco umieraliśmy na gardło. Mnie się chyba udało ominąć oskrzela, babci i wujkowi niekoniecznie. Paskudna bakteria i paskudna pogoda. Najlepiej nie wyściubiać nosa za drzwi. Ale że ostatnio biorę udział w akcji liczenia choinek z lampkami na wycieczkach rowerowych, to dość często wychodzę pojeździć nocą. Co oznacza czasem jazdę w strugach deszczu. Ale mam nową, dobrą lampkę, więc nie narzekam.A od jutra powrót do normalnego kieratu, Kluska do przedszkola (ciekawe ile tym razem pochodzi), ja do pracy i jakoś trzeba dotrwać do końca roku. ;)

Mama inspiruje

PODRÓŻE Z DZIECKIEM – JAK SIĘ DO NICH PRZYGOTOWAĆ

Włóczykijstwo mam we krwi. Moich rodziców zawsze coś po Polsce gnało.  Zawsze byli ciekawi co fajnego można by tu zobaczyć Artykuł PODRÓŻE Z DZIECKIEM – JAK SIĘ DO NICH PRZYGOTOWAĆ pochodzi z serwisu .

DWA PLUS CZTERY

Uśmiech dziecka jest miarą mojej doskonałości

Jestem mamą czwórki. Jestem nieidealną mamą czwórki. Jestem zwyczajną mamą czwórki. Po prostu jestem. Jaka? Dumna z tego, że nie jestem idealna. Nie przeczytałam poradników. Nie chodziłam na kursy i szkolenia. Wszystko co wiem (i to czego jeszcze nie wiem) zawdzięczam moim dzieciom. To dzięki nim wiem, żę to co robie, robię dobrze – bo oni są szczęśliwi. Czasami mam w domu armagedon. Wszyscy naraz krzyczą, a ja staram się przekrzyczeć ich. W chwili zwątpienia wyciągam broń ostateczną: „Kto chce oglądać bajkę?!” Tak,  ja puszczam moim dzieciom bajki i od czasu do czasu pozwalam grać na konsoli. Wole, żeby robiły to przy mnie, niż chowały się u kolegów. Nie oszukujmy się, nikt z nas nie ma ochoty na układanie puzzli czy przebieranie lalek o 6 rano w sobotę. Ja osobiście na pewno nie mam i pomimo, że każdy idealny rodzic wstałby razem z dzieckiem i ułożył puzzle składające się z 1500 kawałków, to ja chcę dalej spać. Właśnie dlatego w soboty króluje – puśćcie sobie bajkę i dajcie nam proszę chociaż 20 min jeszcze. Ta „bajka” to mój przyjaciel. Potrzebuje jej w wielu momentach mojego życia, takich jak „muszę posprzątać, muszę popracować, muszę posiedzieć chwilę bezczynnie.”. Bajka daje mi szczęście. GOTOWANIE Rzadko to robimy. W tygodniu moje dzieci dokarmiają placówki edukacyjne, a W weekendy dokarmia je ukochana babcia. Koniec końców, zdarza się nam ugotować obiad, szczególnie jak są chorzy i zostają w domu. Nie popisujemy się wtedy inwencją twórczą, bo zazwyczaj na stole lądują kurczaki i zupa pomidorowa – czyli bezpieczny zestaw dla wszystkich (no może poza wege tatą). SPRZĄTANIE Zanim pojawiły się dzieci, obiecywałam sobie, że to właśnie one będą sprzątały swoje pokoje. Marzyłam, że moje dzieci, będą same pilnowały porządku we własnych pokojach. Piękne to były marzenia i w sferze marzeń pozostały. Moje dzieci bałaganu nie lubią tak samo jak nie lubią go sprzątać. Mają sposób na szach-mat dla nas, sprzątają do czysta swoje pokoje, przynosząc tonę zabawek do salonu… – no o co Ci chodzi mamo??? W pokoju jest posprzątane… Chodzę więc ja sobie biedna „Marysia” i staram się chociaż usunąć przeszkody na drodze ewakuacyjnej w ich pokojach, powtarzając sobie jak mantrę: „kiedyś będzie mi tego brakować” RODZICIELSTWO PRAWIEBLISKOŚCI Lubię się przytulać, głaskać. W naszej rodzinie to tak bardzo naturalne i częste. Okazujemy miłość naszym dzieciom kiedy tylko możemy. Jednak gdy któreś uderzy się piszczelem i kant łóżka, przez gardło nie przechodzą nam zdania w duchu RB: – „Rozumiem, że boli cię noga i musisz poradzić sobie z bólem, ponieważ on kiedyś minie” – SERIOOO? przecież to boli cholernie, a dziecko wcale nie musi sobie z tym radzić, tylko może się wypłakać z całych sił w ramionach mamy czy taty i tylko to jest w tej chwili w stanie ukoić ten cholerny ból. PLAC ZABAW, ZAJĘCIA UMUZYKALNIAJĄCE Ja naprawdę nie lubię placów zabaw. Bieganie za rozwrzeszczaną Hanką, upominanie Krysi, żeby nie popychała dzieci, złowrogie spojrzenia innych rodziców, bo dwapluscztery wkroczyło i opanowało całe pole…to nie dla mnie. Wybieram się tam jeśli muszę. Jeśli bardzo proszą. Jeśli nie mam innego pomysłu. Podobnie jest z zajęciami dla maluszków. Próbowaliśmy wielokrotnie. RObiliśmy podchody. Jeździliśmy dwa razy w tygodniu. Najpierw Maciek i jego tańce – znudził się po pół roku i z jego zajęć zostały nam jedynie baletki. Potem Kilka prób z zajęciami pozostałych – to samo – klaszczemy, śpiewamy, wkręcamy żarówki – „mamoooo puściłam bąka” – to było dla nich najśmieszniejsze. Jestem mamą. Taką samą jak każda z Was. Jestem mamą, która zrobi dla dzieci wszystko. Jestem mamą, która dla dzieci jest idealna…dla wszystkich innych nie muszę. Jestem mamą, dla której uśmiech na twarzy dziecka, to najlepszy dowód na to,że to co robię jest dobre. Odpuśćmy. Wyrzućmy poradniki. Wsłuchajmy się w siebie. CHociaż każda z nas jest inna, dla naszych dzieci każda jest idealna.  Niech miarą naszego sukcesu, będzie uśmiech naszych dzieci.          

BUUBA

O świętach, które nie mogą być prawdziwe.

Czasem wydaje mi się, że to sen, że to nie jest prawda, a jednak okazuje się, że szczypanie nie obudzi mnie z tego snu. Zobacz czy jestem jeszcze w stanie sobie czegoś życzyć, zobacz czego i Tobie życzę Artykuł O świętach, które nie mogą być prawdziwe. pochodzi z serwisu Buuba.

MAMA TRÓJKI

ZIOŁA NA WZDĘCIA

                 Przed świętami wiedziałam, że nie przesadzę z jedzeniem. Lubię jeść, jem sporo. Jednak staram się nie przejadać i dobrze odżywiać. Prawie zawsze. Czas świąt burzy niestety każdy rytm. Teoretycznie postne dania dają popalić żołądkowi i wątrobie. Układ trawienny nie jest przygotowany na tyle dobroci. Już w Wigilię wieczorem okazało się, że jestem wzdęta. Od razu postanowiłam

Bajkorada

Wesołych Świąt 2016!

Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzeniażyczy cała ekipa Bajkorady

Nasz świąteczny klimat w DDTVN

Lady of the House

Nasz świąteczny klimat w DDTVN

przyjazny pedagog

Życzenia świąteczne.

Kochani z okazji świąt Bożego Narodzenia pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia: Zdrowych, spokojnych i rodzinnych świąt. Niech będę one chwilą dla Waszych najbliższych. Spełnienia marzeń

Wesołych Świąt!

KAMPERKI

Wesołych Świąt!