Dom 15 grudnia 2016

Wielkie gotowanie z wielofunkcyjnym robotem kuchennym Kohersen Mycook

Wychodzę z pracy i marzę, by jak najszybciej być w domu. Wracam zmęczona, ale równocześnie wypełniona radością i pozytywną energią. Padam na twarz i jednocześnie podskakuję z podekscytowania na myśl o tym, co za chwilę nastąpi. Już za moment będę się relaksowała z kubkiem gorącej czekolady przy dźwiękach świątecznych piosenek i wesołych rozmowach z mężem i synem. A w domu będzie unosił się zapach ciasta domowej roboty. Nic nie pachnie tak cudownie, jak świąteczne wypieki, a przede wszystkim te, które wyszły spod naszej ręki!

Od pewnego czasu mam w kuchni pomocnika – jest nim wielofunkcyjny robot kuchenny Kohersen Mycook. Między mną a urządzeniem pojawiła się przyjaźń od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością.

PROSTOTA

Nie przestraszyła mnie wielostronicowa instrukcja, bo okazało się, że robot w obsłudze jest bardzo intuicyjny, a wskazówki producenta są napisane w jasny i przejrzysty sposób. Jak się okazało – prostota jest najlepszym rozwiązaniem – łatwość korzystania i poręczność to duży atut Mycooka.

KUCHNIA W JEDNYM URZĄDZENIU

Jeśli miałabym zabrać na bezludną wyspę jeden przyrząd, to byłby to bez wątpienia mój nowy nabytek. Dlaczego? Wyróżnia go wielofunkcyjność i to, że zastępuje prawie wszystkie inne urządzenia w kuchni. Śmiało można w ferworze przedświątecznych porządków, opróżnić kuchenne szuflady, szafki, blaty i inne zakamarki z wielu dotąd niezbędnych maszyn. I się ich raz na zawsze pozbyć!

STAWIAM NA ZDROWIE – GOTOWANIE NA PARZE

Dotąd nie posiadałam parowaru i żałowałam, że nie mogę w ten sposób gotować. Teraz jest to możliwe i bardzo często wykorzystuję funkcję przyrządzania posiłków na parze. Cieszę się jak dziecko, że cały obiad robi się jednocześnie i nie trzeba brudzić trzech garnków. I wiecie, dowiedziałam się, że mój syn z rozrzewnieniem wspomina przedszkolne pampuchy z czekoladą. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, by mama od czasu do czasu uszczęśliwiła dziecko takim wykwintnym daniem 😉

Na zdjęciu łosoś na parze z moją ukochaną kolendrą (najchętniej dodawałabym ją do wszystkiego) podany z ryżem i truskawkowymi pomidorkami

MIKSOWANIE

Funkcja na pierwszy rzut okaz bez fajerwerków, bo przecież potrafi to każdy zwykły mikser czy blender, ale… Kohersen radzi sobie sam – nie trzeba niczego trzymać w dłoni do czasu wymieszania ciasta, ubicia śmietany czy powstania sztywnej piany. Gdy urządzenie pracuje, możemy podjąć już kolejne kulinarne kroki, albo po prostu spokojnie napić się kawy. Odkąd korzystam z Mycooka, robienie naleśników, przygotowywanie ciast, deserów i pierników nie było takie proste.

Na zdjęciu „Leśny mech” z truskawkami i jagodami – ciasto o zielonej barwie, którą nadaje mu dodatek szpinaku

BLENDOWANIE

Nigdy nie udało mi się zrobić tak kremowych zup, jak w tym urządzeniu. Dzięki ostrym nożom i mocy silnika po wybraniu wysokich obrotów, warzywa zamieniają się w delikatną, gładką zupę krem. I to w ciągu kilkunastu sekund. Cieszę się, bo bez porywania się z motyką na księżyc mogą przygotowywać na co dzień bardziej wyszukane zupy. Żałuję, że nie miałam Kohersena Mycook, gdy synek był mały – wykorzystałabym go do gotowania obiadków i deserków. Warzywa i mięso na parze, potem noże na wysokich obrotach w ruch i zdrowy posiłek gotowy.

Na zdjęciu krem z pieczarek, który podaję z kleksem śmietany, grzankami i natką pietruszki.

DOMOWA PIEKARNIA

Nigdy nie zapomnę satysfakcji, gdy upiekłam swój pierwszy w życiu chleb – pachnący, ciepły bochenek z chrupiącą skórką. Jednocześnie byłam zaskoczona, że to jest tak proste. Wystarczy wrzucić niezbędne składniki, dopełnić ulubionymi dodatkami (słonecznikiem, siemieniem lnianym, sezamem, pestkami dyni) i włączyć odpowiedni tryb. Na tym rola Mycooka się kończy, resztę roboty musi dokończyć piekarnik.

Na zdjęciu chleb żytni ze słonecznikiem

DOMOWA PIZZERIA I NIE TYLKO

Aby dobrze wyrobić drożdżowe ciasto przydatny jest tryb interwału, który obraca masę raz zgodnie ze wskazówkami zegara, a raz w przeciwnym kierunku. W rezultacie ciasto na pizzę, drożdżówki zawsze pięknie wyrastało, a wypiek udawał się na piątkę z plusem.

Na zdjęciu domowa pizza z pieczarkami, pomidorami i salami

INDUKCYJNE GOTOWANIE I SMAŻENIE

Jestem fanką  przygotowywania potraw w możliwie szybki sposób, z wykorzystaniem jak najmniejszej liczby naczyń – opanowałam do perfekcji gotowanie w Kohersenie. Naczynie główne ma pojemność dwa litry, co wystarcza, by przygotować np. zupę dla czteroosobowej rodziny. Nas jest trójka, więc jedna osoba może dostać dokładkę 😉 Zastosowana technologia indukcji znacznie skraca czas gotowania, a możliwość regulacji temperatury nawet do 120 stopni i funkcja saute pozwala nawet podsmażać potrawy. Ciekawa jestem czy korzystanie z gotowania indukcyjnego obniży straty energii i co za tym idzie, nasze rachunki za prąd? À propos oszczędzania muszę wspomnieć o dublowaniu czasu – składniki umieszczamy w Mycooku, odpalamy i tyle, nie musimy ciągle stać „nad garami” i pilnować. Możemy w tym czasie robić to, na co tylko mamy ochotę, czekając aż usłyszymy dźwięk, sygnalizujący, że posiłek gotowy. A jak gotować? Można wg przepisu (w dołączonej książce jest ściąga: składniki, czas, waga, poziom obrotów) lub zupełnie inaczej, tak jak się lubi, intuicyjnie, stopniowo nabierając wyczucia.

Na zdjęciu tradycyjna grochówka na zimny grudniowy dzień

NAPOJE

W książce kucharskiej dołączonej do urządzenia jest wiele przepisów na różnego rodzaju napoje. Jak dotąd skupiłam się na owocowych koktajlach i na smoothy, by codziennie dostarczać sobie i moim chłopakom witaminową bombę. Szczególnie jestem pod wrażeniem jak Kohersen Mycook radzi sobie z przygotowaniem smoothy – nawet zmiksowanie zielonej pietruszki tak by nie była wyczuwalna w napoju, to dla niego pestka. Czytałam, że można robić też likiery, więc jeśli w te święta ktoś chce podarować znajomym coś więcej niż prezent kupiony w biegu, to buteleczka takiego alkoholu będzie oryginalnym pomysłem.

Na zdjęciu koktajl jagodowy, truskawkowy i smoothy z kiwi, natki pietruszki, soku z pomarańczy i cytryny, z odrobiną miodu

Cudownie jest mieć coś, co pozwala zaoszczędzić czas aktywnej i zapracowanej mamie oraz spędzić go w rodzinnym gronie (a nie marnować na stanie przy garach). Jednocześnie zaspokajać kulinarne zachciewajki i spełniać smakowe marzenia najbliższych. Nie napisałam o wielu jeszcze możliwościach, ani o mnóstwie wypróbowanych przeze mnie przepisach i o tych, które dopiero przede mną. Jedno jest pewne – to że Mycook stoi w mojej kuchni to strzał w dziesiątkę. Kohersen Mycook, my, cynamonowe ciasteczka, soczyste pomarańcze, pachnące drzewko i rozmowa o tym, co ważne oraz wszystkie cudowne zapachy uciekające z kuchni w ten świąteczny czas…

Dziękuję za cudownego wielofunkcyjnego robota Kohersen Mycook  – będę korzystać!

Zdjęcia: Basia Heppa-Chudy

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Izabela Wojtyczka
7 lat temu

A tak myslalam po zdjeciu ze napewno kuchnia Baski

Barbara Heppa-Chudy
7 lat temu

Izabela, ale traf 🙂

Izabela Wojtyczka
7 lat temu

Nawet nie musialam zerknac kto napisal ?

Ania Pająk
7 lat temu

Hmm….mąż kucharz :))

Milena Kamińska
7 lat temu

Rozumiem też bym oszalała

Marco Polo
Marco Polo
7 lat temu

niezwykle prosty w użytkowaniu – to bardzo ważny atut. Rzeczywiście połowę mniej rzeczy w kuchni dzięki niemu, tez polecam

Pyśka
Pyśka
7 lat temu

zastanawia mnie czy to rzeczywiście produkt dla mam czy dla singielek. mi się nie chce samej sobie gotować dlatego go kupiłam. wolę w tym czasie popijać wino i zastanawiać się nad sensem istnienia 😀

Klaudia
Klaudia
7 lat temu

Kohersen mycook to prawdziwe złoto! Nie wiem jak wcześniej radziłam sobie wmkuchni. Sporo gotuję bo lubimy dobre jedzenie + mąż w delegacjach, więc dużo tego wychodzi a z kohersenem wszystko dzieje się o wiele szybciej i dokładniej.

Kjulka
Kjulka
5 lat temu

Świetny jest kohersen, kupiłam go jak Mała miała dwa miesiące żeby mieć więcej czasu i nie stać non stop przy garach tylko sobie trochę ułatwiać 😉 świetny jest do gotowania na parze, nasza Malutka bardzo polubiła później tak robione warzywa

Ciąża 13 grudnia 2016

Nie będziemy rodzić po ludzku bo odbiorą nam do tego prawo

Od kilku dni media „trąbią” o przyjętych przez Sejm zmianach w ustawie dotyczącej standardów opieki okołoporodowej. Wiąże się to z likwidacją wypracowywanych w ostatnich latach przepisów medycznych, dotyczących okresu ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem.

Prace nad standardami opieki okołoporodowej rozpoczęły się na wniosek Ministra Zdrowia prof. Zbigniewa Religi w 2007 roku. Powołał On wówczas Zespół Ekspertów, a następnie stworzył dokument, zgodny z wytycznymi WHO, zasadami medycyny opartej na dowodach naukowych i dostosowany do systemu ochrony zdrowia w Polsce. Celem było między innymi przestrzeganie praw pacjenta i zwiększenie satysfakcji pacjentek z opieki okołoporodowej.

W wyniku nowelizacji ustawy kobiety stracą prawo do:
– chodzenia w czasie porodu,
– zmiany i doboru wygodnej pozycji,
– korzystania z prysznica,
– spożywania wody w trakcie porodu,
– ochrony krocza,
– bezpośredniego kontaktu z dzieckiem po porodzie („skóra do skóry”),
– udziału w porodzie partnera/osoby towarzyszącej,
– wsparcia w karmieniu piersią,
– poszanowania godności i intymności.

W myśl nowych przepisów, wszystko to co miało pozwolić nam „rodzić po ludzku” będzie zależało od widzimisię lekarzy i położnych danego szpitala. A w razie jakichkolwiek nieprawidłowości pacjentki nie będą mogły wnosić skarg ponieważ najzwyczajniej w świecie, nie będą miały do czego się odwołać!

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że głosy tysięcy kobiet nie mają w tym kraju żadnego znaczenia, a dobro grupy zawodowej (czytaj – lekarzy) przedkłada się nad dobro pacjentek. To z kolei daje przerażającą wizję powrotu do czasów gdy sale porodowe były wieloosobowe, gdzie kobiety były upokarzane i nieludzko traktowane, a swoje noworodki matki mogły „oglądać” tylko podczas karmienia.

Z tamtych czasów krąży wiele historii pełnych bólu i cierpienia. Założę się, że niejedna wasza koleżanka, ciotka, matka czy babka doświadczyły takich traumatycznych przeżyć, do których z pewnością wolałyby nigdy nie wracać.

Dziś, dzięki prowadzonym od 1994 roku akcjom „Rodzić po ludzku”, sytuacja jest zupełnie inna, aczkolwiek mimo to wciąż słyszy się opowieści o kobietach, które zostały potraktowane przez położne i lekarzy, niczym zwierzęta. Sama zresztą również nie wspominam dobrze swojego ostatniego porodu, po którym długo czułam się źle, zarówno fizycznie, jak i  psychicznie – co zawdzięczam “cudownej” położnej, na którą pechowo trafiłam.

Strach więc pomyśleć co może się dziać na polskich porodówkach jeśli nowelizacja ustawy wejdzie w życie. Nie zdziwię się jeśli efektem tego będzie wzrost depresji poporodowych i ogólnej niechęci do rodzenia.

Chociaż z drugiej strony, nie pozostaje nam nic innego, jak wiara w to, że kwestia standardów w opiece okołoporodowej, to nie tylko sucha ustawa na kawałku papieru, ale przede wszystkim etyka.  Miejmy nadzieję, że personel medyczny pomimo zmian będzie dążyć do tego by owe standardy były coraz wyższe i bardziej przyjazne pacjentkom.

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agnie Szka
7 lat temu

Monika Lichocka

Olga Kloda
7 lat temu

Wraca średniowiecze!!! Dobrze ze nie żyje w tym chorym kraju. Pierwsze dziecko rodziłam niestety w Polsce i rownież trafiłam na „cudowna” położna. Oczywiscie dziecko od razu zabrane (cesarskie cięcie), musiałam sie dopominać zeby mi syna pokazali… drugiego szkraba rodziłam na szczęście w uk rownież cc i od razu skóra do skory i nikt nigdy nie zabierał dziecka na badanie kąpanie szczepienia itp lekarze i położne przychodziły na sale do nas. Inny świat a w Pl raz ze teraz nie jest rewelacyjnie to wraca średniowiecze… aż strach

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Olga Kloda

No ja jestem bardzo ciekawa co to będzie… Ale jak pomyślę o ostatnim porodzie i zbliżających się zmianach, to aż boję się myśleć o potencjalnym kolejnym porodzie.

Klaudia Juskowiak Kercz
Reply to  Olga Kloda

Od razu pomyślałam o tym, że teraz to się raczej nie będę decydowała na następny poród.

Witold Wiński
7 lat temu

Przecież zawsze wszystko zależało od lekarza prowadzącego. Więc skąd ten płacz.
A co do średniowiecza to douczcie się! To właśnie wtedy przeprowadzono pierwsze cesarskie cięcie gdzie matka i dziecko przeżyli. W średniowieczu kobiety rodziły w kobiecym kręgu dzięki akuszerkom. Mężczyźni nie mieli wstępu do izby gdzie odbywał się poród. W średniowieczu kobieta sama wybierała pozycję porodu za radą akuszerki.
Poród na leżąco czy siedząco wprowadzono w XVII w. – wieku rozumu we Francji – po to by lekarzowi było wygodnie.
Tak więc zanim zaczniesz krzyczeć „średniowiecze” ze strachem w oczach dowiedz się o tej epoce czegoś więcej 😉

W roli mamy - wrolimamy.pl
Reply to  Witold Wiński

Owszem, ale póki jest ustawa, która prawi o pewnych standardach, w razie czego mamy się do czego odwołać, możemy wymagać… a jak ta ustawa zniknie to będziemy skazane na łaskę personelu szpitala, któremu nikt nie podskoczy.
Poza tym, rozumiem Pana spokój, bo jakby nie patrzeć jest Pan bezpieczny i nie będzie Pan rodzić dzieci, ani w „średniowieczu”, ani teraz…

Przyborek Maggie
7 lat temu

W moim przypadku kiedy urodziłam syna na drugi dzień słyszałam rozmowę pielęgniarek które zastanawiały się czy syna czy córkę urodziłam bo im się opaski pomyliły maaasakra

Marta Kosmowska
7 lat temu

To juz lepiej rodzic samemu w domu w Pl to od kad slysze nawet o wode trzeba walczyc a w innych krajach to soki daja na szybszy porod i jedzenie rowniez! Jak bym miala rodzic w Pl nie zdecydowalabym sie… wspolczuje tylko. Ja wspominam wszystko super od poczatku az do wyjscia ze szpitala ale rodzilam w Norwegii!

Sylwia
Sylwia
7 lat temu

Rodziłam 4 miesiące temu. Każdego dnia wspomnienie porodu powraca jak jakiś koszmar. Moje prośby, prawa i życzenia nie były w ogóle brane pod uwagę. Też miałam pecha do położnej. Była „zmęczona i chciała iść już do domu bo to jej 8 poród na tej zmianie”. Nie było informowania mnie o tym co robi, nacięcie krocza bez uprzedzenia, mimo, iż prosiłam o ochronę krocza i informowanie. Krzyczała na mnie, czułam się poniżona. Najgorzej jednak wspominam „opiekę” okołoporodową. Wcześniejsze wizyty w szpitalu, brak poszanowania intymności, prywatności, zero informowania – o wszystko trzeba było dopytywac. Nie rodziłam po ludzku, a tak bardzo chciałam…… Czytaj więcej »

Gry planszowe i nie tylko 12 grudnia 2016

Jeśli tak uważasz, popełniasz błąd czyli sekret “Wsiąść do pociągu”

Mimo, że przed chwilą wspólnie się bawiliście, Twoje dziecko dalej z uporem maniaka powtarza: pobawisz się ze mną?  Ile razy można tego słuchać, prawda? Ale zaciskacie zęby i wracacie do zabawy, bo przecież jesteście świadomi, że czas szybko leci i wkrótce maluch nie będzie chciał spędzać z Tobą czasu na zabawie.

Jeśli tak myślisz, popełniasz błąd.

Często słyszę od innych rodziców, że mimo zmęczenia po pracy starają się bawić z dziećmi w ich zabawy: przecież wystarczy, że powiem parę razy brumm brum, przejadę samochodzikiem tam i z powrotem, wypiję wyimaginowaną herbatkę, czy przebiorę lalkę. W myślach uspokajamy nasze sumienie i odhaczamy zadanie na dziś, czyli codzienna zabawa z dzieckiem zaliczona. No bo z dziećmi trzeba się bawić, prawda? Wszędzie o tym mówią i piszą, więc nie będę gorszy/a, a w dodatku “mądre poradniki” powtarzają, że za chwilę będzie za duże i nie będzie się chciało z nami bawić. Gwarantuję, Wam, że jeśli tak będziecie podchodzić do wspólnej zabawy, to  Wasza pociecha szybko przestanie Was męczyć pytaniem: pobawisz się ze mną? A nie o to przecież chodzi, by odwróciła się od Was na pięcie, bo jesteście nudni.

Jak zatem bawić się z dzieckiem, jak spędzać z nim czas?

Przede wszystkim być obecnym w jego życiu, wiedzieć czym się interesuje, co go śmieszy i bawi, a co sprawia, że się boi. Znaleźć choć godzinkę dziennie, by wspólnie się z nim pobawić, ale nie odtwórczo, schematycznie. Jeśli chcecie, by mimo upływających lat Wasze dziecko chętnie spędzało z Wami czas, to teraz musicie zainwestować w te relacje.

Świetnym sposobem są wszelkiego rodzaju gry planszowe. Wśród nich możemy znaleźć gry familijne, strategiczne, wojenne, edukacyjne, przygodowe i wiele innych. Z łatwością każdy odnajdzie coś dla siebie – dobrze czytacie, nie tylko coś idealnego dla dziecka, ale i dla rodzica. Fantastycznie jest, gdy gra wciąga wszystkich graczy – tego małego, jak i dużego.  Przyznam, że ja już namierzyłam grę, którą pokochał mój pięciolatek i moja druga połówka – a nie jest trudno sprostać wymaganiom, jakie oni stawiają.

Jaki jest zatem sekret gry planszowej “Wsiąść do pociągu: USA”?

Przede wszystkim bardzo proste zasady, turowość, losowość i jej wykonanie zarówno pod kątem graficznym, jak i wykończenie elementów gry, np. plastikowe miniaturki wagonów. 30 kart biletów, sprawia, że w grę można grać wręcz nieustannie, doskonaląc swoją taktykę.

Palcem po mapie

Gra polega na budowaniu połączeń kolejowych na mapie Stanów Zjednoczonych zgodnie z wylosowanymi trasami na biletach. Za każdą utworzoną linię zdobywa się punkty, a wygrywa oczywiście osoba, która zbierze ich najwięcej. Każdy ma szansę na zwycięstwo.

Przygotowanie do rozgrywki nie zajmuje wiele czasu – wystarczy rozłożyć planszę (jest duża, więc potrzebny spory stół lub podłoga) i przetasować oraz rozdać karty. Łatwe reguły sprawiają, że rozgrywka jest dynamiczna, nie trzeba długo czekać na swoją kolej i zastanawiać nad ruchem. Dużym plusem jest to, że do gry można zaprosić np. gości, którzy w mig zrozumieją, o co chodzi w zabawie. A im więcej grających osób, tym więcej emocji.

Jeśli nie graliście z dziećmi dotąd w nowoczesne planszówki, śmiało możecie od tej właśnie zacząć. Jest prosta, a może Was pochłonąć i dostarczyć dużo dobrej rodzinnej zabawy.

W pudełku znajdziecie wspomniane już 30 kart biletów z trasami np. z Los Angeles do Nowego Jorku, 140 kolorowych wagoników, 144 ilustrowane karty kolorowych wagonów, planszę z mapą Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, 5 drewnianych znaczników, kartę podsumowania i kartę premii za najdłuższą trasę oraz oczywiście instrukcję.

Gra jest przeznaczona dla dzieci od 8 lat, ale już pięciolatek poradzi sobie z nią przy niewielkiej  modyfikacji zasad i naszym wsparciu. Wystarczy zagrać w otwarte karty biletów i wagonów, by w razie problemów podpowiedzieć maluchowi.

“Wsiąść do pociągu: USA” jest niewątpliwie tytułem, który powinien na długo zapaść Wam w pamięć. Nie zawiedziecie się na niej, ani na jej innych wersjach. To jest klasyk wśród gier planszowych i nasz numer jeden wśród gier na długie zimowe wieczory.

Wpis jest elementem współpracy z Rebel.pl

Więcej informacji o grze znajdziesz na stronie GramywPlanszowki.pl | GwP https://gramywplanszowki.pl/gra/562/wsiasc-do-pociagu-usa

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta Porcz
7 lat temu

Znam ten ból ale chociaż te parenascie minut dziennie bawie sie co tylko sobie zażyczy.

Anna Jankowska
7 lat temu

Nie jesteś jedyna 🙂 Jeden z pierwszych wpisów na moim blogu był dokładnie o tym 🙂

Barbara Heppa-Chudy
7 lat temu
Reply to  Anna Jankowska

Anna, wklej link. Poczytamy 🙂

Alicja Malinowska
7 lat temu

Jesteśmy pierwszym pokoleniem matek, które mają takie wyrzuty sumienia. W czasach sprzed pralek automatycznych, produktach spożywczych do kupienia nie ugotowania matki nie miały czasu na celebrowanie macierzyństwa. A te które miały ludzi od prania i gotowania, miały też nianie. Właśnie nianie i guwernantki to dowód, że kobiety lubiły być matkami od czasu do czasu, nie non stop 🙂

Elzbieta Jankowska-Koszela

Nie nie jesteś najgorsza….tez tak mam,marzę żeby wyciągnąć kopyta po pracy, w tedy całe tałatajstwo leży kolo mnie, w zamian za zabawę w dom i gotowanie w mini garnka, chodzimy do kina na premiery bajek 😉

W roli mamy - wrolimamy.pl

Skąd ja to znam :p

Barbara Heppa-Chudy
7 lat temu

Uwielbiam planszówki, to tak jak napisałaś, taka forma zabawy, która bawi nas wszystkich. Szczęście, że młody szybko łapie zasady i gramy już od dawna w naprawdę super gry. Choć jest dzieckiem ruchliwym, to nad planszą potrafi się skoncentrować i jesteśmy w stanie rozgrywać mega długie sesje.
A „Wsiąść do pociągu” – bardzo fajna!

W roli mamy - wrolimamy.pl

Gra jest genialna. Aż zdziwiłam się z jaką łatwością radzi sobie z nią pieciolatek

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close