Są takie weekendy na które czekam z niecierpliwością. Planuję w kalendarzu już parę dni, a nawet tygodni wcześniej. Przygotowuję się do nich. Dokładniej sprzątam mieszkanie, pozbywam się sterty prania, i odkładam wszystko na miejsce. Takie weekendy, kiedy tworzę długie listy zakupów dla Poślubionego i kiedy on wraca obładowany jak wielbłąd. Wiesz co to oznacza?
To wszystko oznacza tylko jedno, będziemy mieli Gości. Wyjątkowych! Pamiętasz nasze poprzednie, weekendowe sceny z życia? Spokojne, powolne i tylko nasze. Bardzo ten nas czas, tylko dla nas lubię. Zawsze jednak marzyłam, żeby nasz dom był zawsze otwarty. Dlatego tak bardzo się cieszę, kiedy odwiedzają nas Bliscy.
Nie wiem dlaczego tak jest, ale ten czas z nimi tak szybko mija. Nie zdążę się nacieszyć, a oni już w drodze powrotnej. Uwielbiam widzieć tę radość w oczach Mai, kiedy przyjeżdża Dziadek czy Babcia. Dla Mai to również wyjątkowe dni. Święto. A wiesz dlaczego zawsze po takich spotkaniach mi smutno? Bo właśnie podczas tych kilku dni, czy nawet godzin, uświadamiam sobie jak bardzo tęsknię i jak żałuję, że mieszkamy od siebie daleko.
Nie jest to odległość nie do pokonania. Trzy czy cztery godziny. Jednak życie nas pochłania. Wciąż coś trzeba zrobić na wczoraj. Tak mija tydzień za tydzień, miesiąc za miesiącem. Dlatego tak bardzo Ci zazdroszczę, że masz swoich Rodziców przy sobie. Bo wiesz jakie jest moje marzenie? By po prostu wyskoczyć do Mamy na kawę, zadzwonić i zapytać się czy pójdzie z nami na spacer, porozmawiać o pierdołach, ale pobiec szybko podzielić się dobrą wiadomością.
Ten weekend był naprawdę bardzo udany. Nacieszyłam się Bliskimi. Nagadałam i przytuliłam na zapas. Zjadłam pierwszy raz w życiu smażonego batona i loda zrobionego z ciekłego azotu. A później zaczęłam rozmyślać o tym o czym właśnie Ci napisałam.