Miejsce to, Kantorek, zarosło kurzem. Wszędzie go pełno, a czasu na odkurzenie go niewiele. Już nie pamiętam ile razy pisałam, że czas tak szybko gna. Dzień za dniem, jak sekundy. Odkąd jestem podwójną mamą zegar jeszcze bardziej przyspieszył.
Budzimy się, wstajemy i rozpoczynamy nowy dzień. Poranna toaleta, szykowanie Majci do przedszkola, karmienie Maksia, szybki buziak z Poślubionym na pożegnanie. Tak to wszystko się zaczyna. Jeszcze przed 7. Później już tradycyjnie wkładam Maksia do chusty, tulimy się, a ja ogarniam wieczorny rozgardiasz. Odkładam zabawki na miejsce, poprawiam poduszki, ścielę łóżko, wstawiam pranie. Wiem, powinnam to zrobić wieczorem, ale wieczorem po prostu padam. Odkładam Milusia do łóżeczka, dokańczam śniadanie i spędzam kilkanaście minut przed komputerem. Później spacer, zakupy, obiad i odbieramy starszą Siostrę z przedszkola. Po przedszkolu plac zabaw. Obowiązkowo z najlepszą przyjaciółką Mai. Po jakimś czasie przychodzi do nas Poślubiony. Jeszcze trochę szaleństwa i wracamy do domu. Później już błyskawicznie. Kąpiel, karmienie, kolacja i usypianie. Jakiś serial z Poślubionym i dobranoc. A to wszystko mija szybciej niż Wy jesteście w stanie to przeczytać. Świat przyspieszył. Chciałabym tak bardzo go zatrzymać. Pozachwycać się relacją Mai z Maksem, delektować najlepszą w świecie tartą i rozmową z Poślubionym. Bez ograniczenia wpatrywać się w nasze Dzieci. Takie idealne, doskonałe, takie nasze. Brakuje mi tego czasu. Jednak mimo wszystko te kilka sekund udaje mi się znaleźć. Wtedy delektuję się, podziwiam, zachwycam, cieszę się. Wieczorem, chociaż padnięta, chociaż wiem, że za 2 godziny znowu się obudzę mówię dobranoc i jestem szczęśliwa. Bo zawsze o tym marzyłam.