Z przymrużeniem oka

Jak wygląda dzień z życia matki dwójki dzieci?

posted by Marta M maj 10, 2016 9 komentarzy

Przed narodzinami drugiego wszystko sobie poukładałam. Wstaję wcześniej. Piję w spokoju kawkę i siadam do komputera. W ciszy i spokoju delektuję się pięknem wschodzącego słońca i czekam, aż usłyszę to słodkie maaaaammmmaaaa. Lubię wstawać wcześniej. Myślałam, że będę miała czas tylko dla siebie. To będzie moje 5 min. Moje codzienne slow.

A później urodził się synu co to miał inny plan.

Wstaje o wschodzie słońca tak jak chciałam- dzięki synu. Zapominam o kawie i komputerze. Choć z tą kawą to bardzo chętnie i najlepiej od razu dożylnie. Oczy jakieś zmęczone, lekko sklejone, drogę do łóżeczka przemierzam w półśnie, co i raz zawadzając o kant szafki. Jak otwieram oczy jestem już nad kołyską i biorę te moje dziecię co to na śpiocha cycka szuka. Przystawiam i czekam. Słońce już wchodzi promieniami na salony, już wiem że zaraz będzie ciąg dalszy dnia pt „przygody z dziećmi”. Moje 5 min– to Nasze 5 min- dzięki synu.

Zgodnie z planem słyszę moje słodkie maaaammmaaaa. Odkładam drugiego, idę do pierwszego, po drodze przypominam sobie, że drugiemu pieluszki nie zmieniłam. A tu już kolejka na przewijaku, bo tam już starszaka oprawiam, co to ma tyle energii z rana, że mógłby nią spokojnie handlować. Już  ją ubieram, ona już skacze, wracam po drugie- to jeszcze spokojne i cieszę się tym spokojem, bo wiem, że zaraz, jutro będzie te same fikołki odstawiał.

Na rękach młodsze niosę, a tu starszak już na krzesełko skacze, już mi pod nogami płacze, że głodne, że pić, że bajki pooglądać. Tańczę, śpiewam, uspokajam, w pośpiechu bułkę kroję, tłumaczę, że już, że chwileczkę, że właśnie kanapeczki robię, że już prawie gotowe, że jeszcze tylko masełko, jeszcze serek, o i już proszę śniadanie wjeżdża na stół. Wkładam, miseczkę podstawiam, a tu bunt, jeść nie będzie, dziś jej serek nie pasuje. No to znów od początku te same numery. Wyjmuje z krzesełka, do lodówki głowę wsadzam, żeby sama wybrała na co ma ochotę i tylko żeby za długo nie myślała, bo brat już daje o sobie znać. Odkładam na krzesełko. Tańczę w pośpiechu, śpiewam tym razem do młodszego, że to prawie, że to już, że tylko jeszcze masełko, jeszcze dżemik i już, naprawdę już zaraz dostaniesz drugie śniadanko.

Starszak dostaje miseczkę pod nos, młodszego do baru mlecznego zapraszam. Już jakby chwila spokoju, tylko o tych bajkach zapomniałam. Starszak przypomina. Kręci się, marudzić zaczyna, że baje obiecałam. Ale jak tu młodszego przeprosić, żeby w połowie posiłku przerwał. No nic poczeka Starszak. Zaraz zacznę jej ten wstęp do bajki opowiadać, albo lepiej odegram role, znam już je na pamięć. Śpiewać tylko lepiej nie będę, bo mnie sąsiedzi z własnego mieszkania wymeldują.

Powoli sytuacja zostaje opanowana. Bardzo powoli, w wersji super slow. O, jest i moje slow.

Prysznic. Śniadanie, bo już czuję, że mój żołądek przytulił się do kręgosłupa. Dziś śniadanie zaserwowane przez starszakowe resztki, bo wiadomo jak mama nie zje to się zmarnuje, a marnować jedzenia nie wolno, następnym razem od razu zapytam na co dziś ma ochotę. Śniadanie w spokoju to moje „must” każdego dnia. Potem ciepła kawka, wygodny fotel, dobra książka i mały plaskacz na przebudzenie, żeby skończyć marzenia senne. W rzeczywistości staje w bloki startowe i ruszam do wczorajszego zmywania co mu darowałam i do tego prania co to już czas najwyższy je zrobić. Jak mam pecha to nie mam obiadu i też trzeba zrobić, ale to kosztem już tego prania, bo przecież nie wszystko da się zrobić.

Falstart. Jak tylko mama zaczyna biegać po domu, żeby zdążyć zrobić jak najwięcej, bajki tracą swoją atrakcyjność. Główne zadanie- marudzenie. Cel- podłożyć mamie pod nogi jak najwięcej rzeczy się da i sprowadzić ją do parteru. Wyniki- cel osiągnięty- zaczynamy zabawę. Jak dziecko śpi w ciągu dnia to chwała niebiosom, jak ma się pecha to zabawa rozpoczęta rano, kończy się wieczorem po kąpieli. Zabawa przeplatana jest wyjściami na świeże powietrze, gotowaniem obiadu, karmieniem starszaka, karmieniem młodszego, noszeniem młodszego, stosem pampersów i brudnych ubranek. Kompozycja i kolejność dowolna.

Tak generalnie to dajemy jakoś radę, my kobiety w genach z dziada pradziada wynosimy wielozadaniowość, stos empatii i miękkie serce. Energię prawdopodobnie czerpiemy z powietrza i słońca. Kryzys w stylu „nie nadaje się do tej roboty” pojawia się i znika jak bańka mydlana. Dla mnie osobiście matki to najbardziej niezbadane organizmy tej planety.

Możesz również zobaczyć

9 komentarzy

Limonka 19 lipca 2017 at 14:57

Śmiech przez łzy 😀 super tekst! Ja uśpiłam moje dwie królewny ( tak jest to szczęscie że śpią w ciagu dnia) i siedzę… w ciszy-w końcu…i choć goni mnie pranie i milion innych rzeczy to sie nie ruszam, bo jak tylko drgnę to pewnie któraś wstanie żeby mamusi nie było smutno tak samej siedzieć 😉 Jedna ma 1.5 roku, druga 4 miesiace. Nie jest łatwo. W zasdzie cały dzień krzyk. Bywały też krzyczące noce. W tej ciszy co ją mam na chwile, przeglądam zdjecia FIT kobiet na instagramie (tych najwięcej) i myslę że tak mnie bola ręce od noszenia i glowa od tych wrzasków i w ogóle tyle rzeczy muszę bo nikt inny tego nie zrobi…i że tak bym chciała, a tak nie potrafię się za siebie zabrać…

Odpowiedz
Marta M
Marta M 19 lipca 2017 at 22:07

Ela to jesteś lepsza ode mnie 😉 14 miesięcy różnicy ! Szacun :P. Tak dobrze Cię rozumiem i tak pięknie brzmi ta cisza.
A co do dbania o siebie to cóż ze zmęczeniem nie wygrasz. Pomyśl, ze teraz jest czas dla nich i nie spinaj się. Przyjdzie czas i na Ciebie, ale to będzie czas kiedy „muszę” zamienisz na „chcę” i mam siłę coś zrobić :). Jestem z Tobą wysyłam moimi internetowymi falami moc i energię, niech ta nas nie opuszcza 😛

Odpowiedz
Ewelina 19 czerwca 2017 at 17:21

Jakbym czytała dzień z własnego życia. Jeden właśnie je 10 obiad;) a drugi marudzi że chce inną bajkę. Plac zabaw już dziś zaliczony, chyba jeszcze raz musi się odbyć wycieczka, bo idzie zwariować:) dziś mam to szczęście, że oboade z wczoraj, ale stos prania do prasowania czeka i nie wiem kiedy to zrobię:)

Odpowiedz
Marta M
Marta M 22 czerwca 2017 at 21:05

No to piona ! Im nas więcej tym cieplej 😉

Odpowiedz
Ania 10 czerwca 2016 at 17:27

Pamiętam to doskonale u mnie było tak samo, różnica pomiędzy moimi chłopcami to prawie 1 i 8 miesięcy ale rocznikowo rok po roku. Było ciężko ale my kobiety damy radę.

Odpowiedz
Chichotki Trzpiotki - Natalia 17 maja 2016 at 11:16

Podziwiam. 🙂 Ja chyba nie dałabym tak rady. Mamy córki w podobnym wieku i jakoś jak patrzę na nasze życie z Blanką, to jakby miała rodzeństwo malutkie, pewnie byśmy oszaleli. Los chciał, że i tak dziecka drugiego na razie mieć nie powinniśmy, więc chyba to opatrzność nad nami czuwa. 😀 Miło mi się patrzy na takie rodzinki, co mają małą różnicę wieku między dzieciaczkami. Ale siebie wyobrażam sobie bardziej jako mamę wczesnego przedszkolaka i dopiero wtedy znów ciężarną.

Odpowiedz
salusiowa 11 maja 2016 at 19:38

Ament.
Świetny tekst!!

Odpowiedz
Magda 11 maja 2016 at 07:42

Lovju 🙂 Pięknie napisane. Przeczytałam jednym tchem z uśmiechem na ustach 🙂 Jednak jak uczestniczę w tym w domu, to momentami wcale niej jest mi do śmiechu i mam ochotę wstać i uciec 😉 Jedyne co matka sobie może zaplanować, to to, żeby nie planować – bo jej małe szczęścia i tak mają swój własny plan, który ni jak ma się do tego jej planu 🙂

Odpowiedz
Marta M
Marta M 11 maja 2016 at 20:55

Tylko gdzie tu uciec 😉 ?

Odpowiedz

Skomentuj