piątek, 6 maja 2016

Trzy lata...

Czwartego maja w środę obudziłam się bardzo rano, pierwszy raz od bardzo dawna przed Zosią. Dręczyły mnie jakieś niepokoje, nie mogłam spać. Wzięłam do ręki telefon i sobie przypomniałam... Przecież to właśnie tego dnia, trzy lata temu, na świat przyszedł nasz Fifi. Jego urodziny świętowaliśmy od paru dni, nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy już na początku długiego weekendu, przecież w bagażniku czekał już wymarzony rowerek, a chcieliśmy, żeby się nim nacieszył zanim zaleje go fala gości i prezentów. Goście też rozłożyli swoje wizyty na raty, przychodzili codziennie, a Fi dzielnie dmuchał świeczki po trzy razy na dzień. Nie myślałam, że ten konkretny dzień tak przeżyję, przecież to zwykły dzień, Fifi miał iść do przedszkola, ja miałam zaplanowaną wyprawę do pracy, a jednak... Wzięłam telefon, a tam facebook przypomniał mi trzy ostatnie lata i łzy same stanęły w oczach. To już trzy lata. Niby aż, a jednak tak mało. Niby taki duży, a nadal malutki chłopczyk, któremu drżą ustaczka, gdy ktoś go zawiedzie. I właśnie dlatego rano, oprócz wzruszenia, dręczyły mnie niepokoje. Bo wiedziałam, że tego dnia ktoś go zawiedzie, ktoś z powodu swoich, nieznanych mi racji, ostentacyjnie, po raz kolejny się nie zjawi, nie zadzwoni, nawet się nie odezwie. Wiedziałam o tym i musiałam zrobić wszystko, by on tego nie zauważył. I powiem Wam, że mi się udało. Mi, nam, gościom.
To były udane urodziny. Rozwlekłe, wesołe, pełne radości, spacerów, gości, prezentów, cukierków, tortów, świeczek, balonów i Minionków. Ale i męczące, pełne emocji, wzruszeń, przyjaciół i sprzątania. No i w przedszkolu niezapomniana imprezka. Sto lat, przytulania, całusy, laurki, tort i cukierki. Dużo śpiewania, tańców i śmiechów wśród kolegów i koleżanek. Gdy już minął czwarty maj, gdy już wyszli ostatni goście, dzieci padły w łóżeczkach, a my padliśmy na fotelach. Ale na tym się jeszcze nie skończyło. Ogrom słodyczy i wrażeń dał o sobie znać w nocy... i to wszystkim... 


A sam jubilat? Nie wierzę, że jest już taki duży, taki inteligentny, taki uczuciowy i sprytny. Przywiązuje się do ludzi, wybiera sobie swoich ulubieńców. Wiecie, że wlazł mojemu tacie na kolana (temu samemu, który bywa u nas dwa razy w roku, w urodziny dzieci, a my u niego bywamy kolejne dwa razy, w święta) i wywalił prosto z mostu, że go kocha. Mina mojego taty, bezcenna. A mi serducho rośnie, bo choć widujemy się rzadko, to widzę, jak bardzo Fifi się do niego garnie i widzę, że obydwojgu te wizyty sprawiają ogromną radość.
Ale Filip to też mały cwaniaczek. Wie kogo może wykorzystać, ograbić z telefonu, komu władować się bezceremonialnie na kolana, od kogo wydębić słodycze. Lubi gdy przychodzą ciotki, gdy wpadają nasi znajomi z dziećmi (zbiegiem okoliczności w podobnym wieku). Dzieli się wtedy zabawkami (choć w przedszkolu podobno dzieciom zabiera), popisuje się, a po odwiedzinach sprząta ze stołu, wynosi talerzyki do kuchni. Zawsze mi go szkoda, bo jest taki zawiedziony, jak wychodzą goście, ale wiem, że niedługo odwiedzą go znów, że nie zniknął bez słowa na nie wiadomo jak długo.
Fifi to też gaduła, lubiący się popisywać akrobata. Śpiewa, recytuje, opowiada, żeby, jak przyjdzie co do czego, nie wyjść na scenę na przedszkolnym przedstawieniu. Do tego humorzasty. Od uśmiechu, przez płacz, po wszystko na nie... Nigdy nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać, co zrobi, dokąd pójdzie...


Te urodziny dały mi wiele do myślenia, uświadomiły wiele, trochę zmusiły do podjęcia pewnych decyzji. Nie wiem, jak Zosia, bo jest jeszcze malutka, ale Filip jest bardzo emocjonalny i wrażliwy. Pewnie nie uchronię go przed całym złem tego świata, pewnie niejedna osoba go kiedyś zostawi, odejdzie i ja nie będę mogła nic z tym zrobić. Ale teraz, gdy mam na to realny wpływ, nie pozwolę pogrywać sobie emocjami mojego dziecka. Na co dzień tego nie widać, ale przychodzą takie dni, święta, okazje, na które czeka każde dziecko. Ja nie pozwolę, żeby coś przyćmiewało mu tą radość. Zrobię wszystko, żeby jego wspomnienia były tylko różowe. To jest moje postanowienie na te okrągłe, trzecie urodziny.

A za rok kolejne, okrągłe, czwarte...

1 komentarz:

  1. Ale wypasiony tort! :) Sama piekłaś? :)

    Moja H. także jest bardzo emocjonalna i wrażliwa. Po mamie, niestety. To znaczy z jednej strony to naprawdę dobra cecha. Wrażliwych ludzi nigdy dość na świecie. Z drugiej stronie tacy mają zawsze pod górkę w życiu dorosłym. Widzę po sobie, ile mnie kosztuje walka z emocjami na co dzień... Trzymam kciuki za wrażliwość Fi i przesyłam uściski dla solenizanta!

    OdpowiedzUsuń